Rozdział 12

Spotkanie Zakonu przebiegało pomyślnie – nie było mowy o żadnych podejrzanych zgonach, chociaż dziwne tornado nawiedziło pewną wioskę w okolicach Hampton, jednakże pomimo licznych obrażeń nikt nie umarł. Wilkołaki przeszły na stronę Voldemorta, ale Lupinowi udało się namówić kilka z nich na rozmowę z Dumbledorem i w tej chwili siedzieli obok niego. Tonks spoglądała wściekłym wzrokiem na dziewczynę w wieku Harry’ego, która z kolei kleiła się do Remusa. Ten próbował odepchnąć Cessię, ale ona nie dawała się zbyć. W końcu postraszył ją Snape’em i puściła. Nazwisko Mistrza Eliksirów wzbudzało strach nawet w szeregach wilkołaków, wampirów i olbrzymów. Okazało się, że Snape został mianowany czymś w rodzaju doradcy Voldemorta, stał się jego prawą ręką i odpowiadał bezpośrednio za wszelkie porażki i sukcesy.

Harry wzdrygnął się na myśl o tym jak często znienawidzony przez niego człowiek będzie torturowany. On jednak wydawał się nie przejmować perspektywą wątpliwie szczęśliwych miesięcy. Fleur powiedziała, że kilka jej kuzynek postanowiło przeprowadzić się do Anglii by w jakiś sposób pomóc Zakonowi. Również Gabrielle się zaoferowała, ale Dumbledore, ku uldze Snape’a i Harry’ego, powiedział, że nie ma miejsc w Hogwarcie, ale pomyśli o miesięcznej wymianie angielsko-francuskiej. Ron przedstawił pomysł jego i Hanny, który spotkał się z radosnym przyjęciem, ale zlecono kontrolę tych dwóch przejść, o których jedynie Ślizgoni wiedzieli. Ginny pochwaliła się, że na każdym roku, z każdego domu ma przynajmniej dwie dziewczyny, które wzajemnie się unikają, więc nie dojdzie do spięcia.

– Oczywiście wliczam w to Hannę, Hermionę i inne dziewczyny z Zakonu.

Ernie również miał coś do powiedzenia.

– Wszędzie mam znajomych, nawet u Ślizgonów. – Skłonił głowę w kierunku Dracona. – Przez wakacje nawet się z kilkoma spotkałem.

Fred i George opisywali nowe wynalazki, które mogą się przydać.

– Tarcza na wszystkie zaklęcia prócz Avady Kedavry. Minusem…

– …jest czas jej działania. Ledwie pięć minut.

Kingsley doniósł, że warty postawione przy rodzicach Umbridge są nie do przejścia. Tonks z kolei wspominała o coraz cięższej sytuacji w Ministerstwie.

– Wszyscy się boją, są zastraszani. Percy zapadł się pod ziemię i nawet Umbridge nie wie gdzie on jest.

Snape powiedział, że nie ma bladego pojęcia i nie obchodzi go to ani trochę, z czego można było wywnioskować, że chłopak po prostu gdzieś się kryje. Moody zdał sprawozdanie ze stanu „broni” jaką udało im się zebrać, a także odniósł się do klubu pojedynków.

– Są na razie ciency, przynajmniej niektórzy. Potter, George i Ginny są w czołówce, podczas gdy Fred, Ernie i Parvati na szarym końcu. Problemem jest Hermiona i Neville. Mają za mało czasu by ćwiczyć. Proponuję dla nich indywidualne lekcje z ich… nazwijmy to mentorami.

Hermiona jęknęła tragicznie.

– Ja dam sobie radę sama.

I zadrżała na widok dzikiego uśmiechu, który pojawił się na twarzy Snape’a.

Od Harry’ego Dumbledore wyciągnął informacje na temat Oklumencji.

– Jakoś powoli dajemy radę. Ron i ja przynajmniej kilka razy dziennie atakujemy się w najmniej spodziewanych okolicznościach i…

W tym momencie poczuł czyjąś obecność i od razu podstawił fałszywe obrazy – siebie jedzącego obiad, kąpiącego się, patrzącego w płonący kominek. Po chwili to ustało, a Moody parsknął.

– Całkiem niezła obrona, Potter, ale radziłbym ci nie pokazywać tego drugiego wspomnienia komukolwiek.

Zaczerwienił się – zarówno z powodu pochwały, jak i zażenowania. Snape przewrócił oczami.

– Jesteś beznadziejny, Potter, więc się nie ciesz. Weasley jest znacznie lepszy, chociaż bez problemu mógłbym i przez jego obronę się przedrzeć, a możecie być pewni, że Czarny Pan nie będzie litościwy dla waszych umysłów.

– Więc dlaczego Szalonooki…?

– Moody nie jest zbyt utalentowany w kierunku Legilimencji, a Czarny Pan jest jeszcze zdolniejszy niż ja, więc czeka was sporo pracy.

Dumbledore wysłuchał jeszcze kilku osób i westchnął ciężko.

– W takim razie musimy postanowić, co zrobić dalej. Proponowałbym najpierw zająć się najpilniejszą sprawą, czyli atakiem na Hogwart Express. Severusie?

Snape wstał i wyczarował tablicę na której pojawił się schemat trasy pociągu. Różdżką wskazywał poszczególne punkty.

– Plan wymyśliła Bella, więc stawia on raczej na siłę uderzenia niż na strategię, co przemawia na naszą korzyść. Udało mi się odwieść Czarnego Pana od pomysłu wysłania wampirów i wilkołaków, co również jest dla nas plusem.

– Dlaczego, panie profesorze?

Cho spojrzała na wykładającego podejrzliwie, a Hermiona pokręciła głową ze zdumieniem, które Harry aż za dobrze znał. Jej myśli w tej chwili brzmiały: „Co za kretynka!”. Snape nie ograniczył się do myśli.

– To było wyjątkowo idiotyczne pytanie, Chang. Każdy dobrze wykształcony czarodziej wie, że do zabicia jednego wampira potrzeba przynajmniej jednego Aurora, choć dla pewności wysyła się dwóch. Jeśli chodzi o wilkołaki, to nawet w ludzkiej postaci są one dla nas niebezpieczne. Po pierwsze, mają różdżki i potrafią ich używać. Wystarczy spojrzeć na Lupina, żeby wiedzieć jak mierne są ich talenty, ale jednak jakieś są. – Grupa wilkołaków zaczęła warczeć, jedynie Remus lekko się uśmiechał. – Po drugie, jeśli kogoś pogryzą to mamy kolejnego szaleńca z tendencją do ataku szału. – Wykonał szyderczy ukłon w stronę Billa, który radośnie mu pomachał. – Ktoś jeszcze ma pytania wyraźnie wskazujące na brak inteligencji czy mogę kontynuować?

Hermiona nawet nie podniosła ręki tylko zaczęła mówić.

– Jeśli jednak nie wilkołaki i wampiry, to jaka jest zła wiadomość? Ilu Śmierciożerców napadnie na pociąg?

– Pięćdziesięciu – skrzywił się lekko. – Będą zamaskowani, ale nie musicie widzieć ich twarzy, by na nich uważać. Czarny Pan wysyła elitę, najlepszych spośród swoich ludzi.

– Czy to oznacza, że pan również tam będzie, profesorze?

– Tak, Granger. Będę tam.

Do Harry’ego dotarło, że jedynie dwie osoby w tym pokoju nadążają za tokiem myślenia Hermiony i Snape’a – profesor Friedrich i profesor Dumbledore. Obaj byli nachmurzeni, podczas gdy do reszty to wszystko dopiero docierało. Pierwszy przełamał ciszę Fred.

– Ale to oznacza, że ktoś z nas może pana zabić!

– Sądzisz, że będziesz w stanie to zrobić, Weasley? – zadrwił Snape. – Będę w stanie jednocześnie odpierać wasze mierne ataki na moją osobę i rzucać klątwy na moich… kolegów. Wracając do schematu. Bella podzieliła atakujących na dwie grupy. Jedna napadnie na pociąg na kwadrans przed dojazdem do stacji. Druga będzie czekała na miejscu, by zaatakować tych, którzy zaczną w panice uciekać na peron. Będę się znajdował w pierwszej grupie i postaram się dać wam sygnał kiedy zaczniemy ruszać do ataku. Pierwsza grupa została podzielona na siedem oddziałów. Każdy z nich zaatakuje jeden wagon. Będą skupieni na pierwszorocznych i drugorocznych, bo w tych rocznikach jest najwięcej urodzonych w mugolskich rodzinach. Co do uczniów znajdujących się na Liście, to zapewniłem Czarnego Pana, że Dumbledore będzie się wraz z nimi aportował bezpośrednio na dziedziniec szkolny, bo jako jedyny ma taką możliwość. Kiedy w wagonach rozgorzeje walka, Bella wyśle sygnał drugiej grupie, która będzie czekała w pogotowiu. Wyłapią każdego, kto ruszy się poza wagon. Nadmieniłem Czarnemu Panu, że zamierzacie wysłać pociągiem członków Zakonu. Jakieś sugestie?

Profesor Friedrich odezwał się niepewnym tonem.

– Nie możemy dopuścić, by ktokolwiek opuścił pociąg. Proponuję zebrać uczniów w jednym, czy dwóch przedziałach w chwili ataku.

– Zabezpieczyć okna i drzwi wszelkimi zaklęciami uniemożliwiającymi wejście do przedziału komuś, kto jest naznaczony Mrocznym Znakiem. – Moody podrapał się po pokiereszowanej brodzie. – Również bariery dla upewnienia się, że żadne zaklęcie się nie prześlizgnie. Ile jest Eliksiru Wielosokowego, Snape?

– Wyjdzie osiemdziesiąt siedem dawek. Jednak proponowałbym zamienić tylko niektórych.

Ron przez chwilę zastanawiał się w końcu powiedział cicho.

– Ja bym zrobił inaczej… Jeśli na kwadrans przed dotarciem do stacji zaatakują, to proponowałbym w wagonach umieścić po trzech, czterech naszych najsilniejszych ludzi. W kilka minut po ataku, kiedy Śmierciożercy upewnią się, że jest nas niewielu… Powinno nadejść wsparcie. Mniej więcej w tym miejscu. – Wstał i dźgnął różdżką w połowę trasy pomiędzy atakiem, a stacją. – W tym samym czasie zająć czymś tych, którzy stoją na peronie. Od tyłów, czyli od zamku, powinni nadejść inni i zaatakować ich z ukrycia. Weźmiemy ich w dwa ognie. Rozbije to ich plan.

Snape patrzył na Rona z nieodgadnionym wyrazem twarzy tak długo, że tamten poczerwieniał.

– Całkiem niezły plan, Weasley. Widać w twoim pustym czerepie jest coś więcej niż siano. Jednak jest jeden poważny błąd. Jak wytłumaczyć Czarnemu Panu waszą wiedzę dotyczącą podziału na dwie grupy i miejsca ataku?

– Szczęściem. – Głos Hermiony nawet nie drżał. – Powie pan, że jedna grupa Zakonu jechała pociągiem z przyczyn oczywistych. Wsparcie było tak na wszelki wypadek, fanaberia profesora Dumbledora, profesor wybaczy. – Siwowłosy uśmiechnął się wesoło i machnął ręką. – A grupa atakująca od tyłu szła odebrać uczniów z peronu. Również w ramach bezpieczeństwa.

– Nieco naciągane, ale zawsze to jakiś pomysł. – Snape przez chwilę myślał, po czym skinął głową. – Zmienię trochę twoją koncepcję, Granger, ale zostaniemy przy planie Weasleya. Ilu ludzi byś proponował, Moody?

– Pięciu na każdy wagon. Czterech obrońców, jednego „poganiacza”, że się tak wyrażę. Poganiaczem musi być ktoś z autorytetem, żeby dzieciaki nie zaczęły panikować i rzucać się niepotrzebnie po wagonie. Wsparcie powinno liczyć po trzech na wagon, żeby nie robić niepotrzebnego tłoku, w którym łatwiej jest się zabijać. Grupa idąca od zamku powinna mieć więcej niż grupa Śmierciożerców. Ile ich będzie?

– Piętnastu na peronie.

– W takim razie dwudziestu od nas. Co daje siedemdziesięciu sześciu ludzi. Pasuje ci to, Ron?

Chłopak drgnął, ale zamyślił się. Harry wiedział, że jego przyjaciel ma przed oczami wielką planszę szachów. Po chwili skinął głową.

– Pasuje. Sądzę jednak, że grupa na peronie szybko zwieje i potrzebna będzie… eee… pani Pomfrey. Ktoś, kto będzie leczył naszych. No i przydałby się spory zapas tego całego Eliksiru… Rodwana? Dobrze pamiętam?

Hermiona oraz Snape przytaknęli i szybko się zastanowili.

– Profesorze, może zebrać większość dziewcząt z Zakonu? Będzie więcej krwi.

– Wątpię, czy znajdzie się ich odpowiednia ilość – spojrzał na dziewczęta tak, że poczuły się jak chodzące przyszłe składniki na eliksiry. – Która z pań będzie się poczuwała do bycia dziewicą niech się stawi jutro o godzinie ósmej w zamku, przed salą do Eliksirów. Nie przychodźcie z powodu głupiej dumy, bo będzie was to jedynie kosztowało zdrowie, a mnie nerwy.

Dumbledore pogładził swoją brodę.

– Ile będziecie w stanie zrobić kociołków?

Snape wzruszył ramionami.

– Nie umiem powiedzieć. Wątpię, czy teraz poważnie odpowiedzą, która jest dziewicą. Wystarczy spojrzeć na te czerwone twarze. Dam ci odpowiedź jutro.

– Siedemdziesiąt sześć da się zrobić?

– Pierwszy września jest za tydzień. Musiałbym mieć dziewiętnaście dziewic i każda musiałaby oddać cztery czarki krwi. – Harry omal nie parsknął, bo Mistrz Eliksirów powiedział to takim samym tonem jak: „Potrzebne mi osiem skórek boomslanga”. – Co oznacza, że Poppy będzie miała mnóstwo pracy i będzie potrzebowała dodatkowych łóżek w Skrzydle Szpitalnym. Nie wliczaj w tę ilość Granger, bo przy tak masowej produkcji potrzebne są minimum dwie osoby. Jedna do zbierania krwi, druga do kończenia eliksiru.

Dumbledore przeleciał wzrokiem tłum i westchnął.

– Mamy tutaj dwadzieścia pięć dziewcząt, które mogą być dziewicami. Jeśli… zabraknie ci krwi, wtedy trzeba będzie szukać wśród chłopców.

– To nigdy nie jest wiarygodne. U kobiety jasnym jest, czym jest dziewictwo, a u mężczyzny ciężko to wyczuć. Czy jako pierwszy raz traktowany jest pierwszy stosunek seksualny, czy pierwsza masturbacja, czy pierwszy wytrysk? Nie chciałbym marnować kilku godzin pracy dla nieodpowiedniej krwi.

Harry czuł, że płoną mu policzki. Rozejrzał się i zauważył, że nie tylko jemu. Podczas gdy starsza część towarzystwa podśmiewała się z młodych, to oni mogliby bez żadnych okazyjnych szat i szalików zasiadać przy stole Gryffindoru przynosząc chlubę jednemu z kolorów Domu.

Pani Pomfrey westchnęła z irytacją.

– Jest przecież odpowiednie zaklęcie. Dziewiętnastu, tak? – Podeszła szybko do nich i zaczęła machać różdżką. – Potter, Ronald Weasley, Ginewra Weasley, Brown, Patil, Patil, Malfoy. – Tutaj Harry zrobił duże oczy, a Ron wydał bliżej nieartykułowany dźwięk. – Bell, Abbot, Bones, Longbottom, Goldstein, Johnson, Li, Finnigan, Thomas, Lovegood, Chang i Mourou. Masz dziewiętnastkę. Reszty nie będę sprawdzać. Hermiony, jak mówiłeś, nie wliczałam.

Snape skinął głową.

– Macie wszyscy stawić się o ósmej przed salą. Nie pijcie kawy, za to macie zjeść porządne śniadanie, czy to jasne? – Jego ton głosu wyraźnie wskazywał na to, że pozwoli wykrwawić się każdej osobie, która go nie posłucha. – Granger, nawet nie marz o tym, że dziś w nocy sobie pośpisz. Mamy siedemdziesiąt sześć kociołków do przygotowania.

Hermiona westchnęła i potarła sobie oczy, a Harry szczerze jej współczuł. Siedemdziesiąt sześć kociołków… Czy one w ogóle zmieszczą się w sali do Eliksirów?!

Ustalono, że poganiaczami będą profesorowie McGonagall, Flitwick, Sprout oraz Lupin, Kingsley, Bill i Charlie. Rozdzielone zostały także pozycje i Harry, wraz z Ronem i Hermioną, znaleźli się w grupie atakującej od strony zamku. Wkrótce potem spotkanie zostało zakończone. Dumbledore, jak zwykle, brał niektórych na stronę i wypytywał o ich indywidualne zadania. Hermiona poszła się wykąpać, przebrać, wzięła od pani Weasley paczkę z jedzeniem i przeniosła się do Hogwartu. Ron patrzył ponuro na pusty kominek.

– Ona się wykończy… Już wygląda jak wrak. W ogóle nie poświęca mi czasu i cały czas lata do Hogwartu, jakby było jej tu źle.

Wyraźnie był zniesmaczony, a Harry poczuł, że jest mu przykro. Jego przyjaciel zawsze najpierw zwracał uwagę na wygląd dziewczyny, a dopiero potem na jej osobowość. Owszem, Hermiona nigdy nie była pięknością, ale miała jasną cerę, świecące oczy i wesoły uśmiech. Teraz była blada, oczy świeciły jej jakimś chorym blaskiem i jej usta najczęściej się wykrzywiały. Co nie zmieniało faktu, że robiła to wszystko dla nich i ostatnią rzeczą, o którą się martwiła był jej wygląd. Chciał coś powiedzieć, ale uprzedził go Bill. Wściekle huknął pięścią o blat stołu. W kuchni zapadła cisza i jego głos był wyraźnie słyszalny.

– Jak śmiesz tak mówić?! – ryknął. – Sądzisz, że ona chodzi tam dla przyjemności?! Po dzisiejszym pokazie rozumu miałem nadzieję, że jednak coś z ciebie wyjdzie! Ty zadufany w sobie, egoistyczny dupku!

Harry nigdy nie widział Billa tak wściekłego. Fleur rzucała Ronowi niechętne spojrzenia, ale odciągała męża od jego własnego brata, którego najwyraźniej miał zamiar udusić.

– Bill, uspokoi się… No, już… Bill…

– Odsuń się, Fleur! Zamierzam nauczyć go rozumu! – Po chwili jednak opuścił dłonie i nabrał powietrza, by mówić już spokojnym, chłodnym głosem. – Spodziewałem się po tobie czegoś lepszego. Dzięki jej krwi Charlie żyje, dzięki niej nie jestem niebezpieczny, dzięki niej jestem w stanie iść na każdą bitwę z nadzieją, że nawet najgorsze rany da się zaleczyć. A jedyne o czym ty myślisz, to jej wygląd. Sądzisz, że ją to obchodzi? Że ważniejsze od czyjegoś zdrowia są jakieś świecidełka? Jestem głęboko zgorszony twoją postawą, Ron.

Ginny stanęła obok brata i podparła się pod boki, obok niej w podobnej pozie stała pani Weasley. Obie patrzyły miażdżąco na coraz bardziej kulącego się i rumieniącego Rona.

– Ronaldzie Biliusie Weasley – zaczęła jego matka twardym tonem. Harry zdążył zauważyć, że zwracała się do swoich synów pełnymi imionami w chwilach, gdy była w najgorszym stadium gniewu. – W tej chwili pójdziesz do zamku i przeprosisz Hermionę na kolanach!

– Mamo, kiedy ona nawet tego nie słyszała. – Chłopak próbował się bronić.

Ginny syknęła, jak rozwścieczona kotka.

– I ty się uważasz za jej chłopaka?! Nie zasługujesz na nią! Już Snape bardziej o nią dba, niż ty!

Ron podskoczył na równe nogi.

– Nieprawda! Dbam o nią na pewno znacznie lepiej niż on!!!

– To nie jest licytacja, moi drodzy. – Dumbledore podszedł do nich i rozdzielił rozsierdzone kobiety od Rona. – Wyjdźmy z założenia, że wszystkim nam zależy na zdrowiu Hermiony i nie ma powodów do złości. Ron, przykro mi to mówić, ale nawet ja jestem zasmucony twoim podejściem do całej sprawy. Nikt nie będzie cię zmuszał do przepraszania kogokolwiek. To wszystko zależy od twojego sumienia. Molly, masz może jeszcze tą wspaniałą wiśniówkę?

– Oczywiście. – Zgrzytnęła, ale po chwili lekko się uśmiechnęła. – Zapraszam do salonu. Hal, skusiłbyś się?

Friedrich już otwierał usta, ale doleciało do niego pełne gniewu:

– Tyko spróbuj.

Pan Weasley patrzył na niego z mordem w oczach, więc mężczyzna pokręcił głową.

– Dziękuję, Molly, ale nie chcę ryzykować.

– Ale wiśniówka jest zdrowa! Nie zaszkodzi ci.

– Nie o tego typu ryzyko mi chodzi… Dobranoc, młodzieży. Do zobaczenia pierwszego września!

 

 

Hermiona weszła do sali Eliksirów i od razu potknęła się o jeden kociołek. Snape stanął za nią, pomógł jej wstać i machnięciem różdżki ustawił przewrócony przedmiot do jego poprzedniej pozycji. Spojrzał na nią ponuro – przyszła niemal godzinę po nim.

– Wiem, że się spóźniłam, panie profesorze, ale… Musiałam się wykąpać.

– Wyszorowałem kociołki – powiedział niechętnie. – Ręcznie. Możesz sprawdzić.

Zamrugała kilka razy i spojrzała podejrzanie na jego poważną, chłodną twarz.

– Nie, wierzę panu. Jak dzielimy się pracą, panie profesorze?

– Po trzydzieści osiem kociołków na osobę. Dobrze byłoby najpierw przygotować składniki, a dopiero potem wrzucać.

– Młyńskie koło?

Lekkie drgnięcie policzka było jedyną oznaką zdziwienia.

– Proszę?

– Zaklęcie, które znalazłam kiedyś w bibliotece… Powoduje, że przedmiot, który się zaczaruje wykonuje tę samą pracę, co osoba czarująca. Jedynie zaklęcia należy wykonywać osobiście.

– Sprytne. Pokaż mi.

Zaczęli pracę i Hermiona musiała przyznać, że chyba jeszcze nigdy tak bardzo nie zależało jej na czasie, którego było coraz mniej. Samo przygotowanie ingrediencji zajęło kilka godzin. Kiedy kończyła szeptać zaklęcia nad pierwszy kociołkiem w następnych już powoli się gotowało. Pierwszy raz w życiu musiała używać zaklęć wielokierunkowych i prawdę mówiąc bała się efektu, jednak wyglądało na to, że wszystko jest w porządku. W biegu kilka razy wpadła na Snape’a, który od razu ją łapał, żeby nie wpadła na jakiś kociołek i sam był tak zajęty, że nawet nie powiedział słowa nagany.

Kiedy koło szóstej rano wszystko było gotowe odetchnęli i Hermiona uśmiechnęła się nieśmiało do Snape’a, który, co dziwne, odpowiedział słabym wykrzywieniem warg w górę. Mistrz Eliksirów wyczarował dwa fotele, ale zanim usiadł to przeszedł się koło kociołków, które ona zrobiła, by sprawdzić czy wszystko jest w porządku.

– Nawyk czy nieufność, profesorze?

Usiadł z westchnieniem i oparł głowę.

– Nawyk, jak sądzę. Dobrze ci poszło, Granger.

– Chyba się przesłyszałam. Pan mnie CHWALI?

– Wolałabyś usłyszeć, że spartaczyłaś większość i masz zacząć od początku? Jeśli tak, to poczekaj, aż oczy nie będą mi się same zamykały, wtedy będę w stanie przygotować ostrą replikę. Nie zaczynaj, Granger. Jestem na to zbyt zmęczony. Ten Eliksir Wielosokowy wcześniej mnie wykończył…

Po chwili głowa opadła mu na bok, sztywne ręce założone na piersi rozluźniły się nieco, a z ust dochodził cichy, równomierny oddech. Parsknęła i starała się utrzymać powagę, ale jej nie wychodziło. Śpiący Snape to coś, co widziała po raz drugi w swoim życiu, ale za pierwszym razem nie miała okazji do przyjrzenia się.

Wyglądał znacznie bardziej ludzko, kiedy jego czarne oczy nie rzucały sztyletami, a usta milczały i nie krzywiły się. Zmarszczki powstałe od ciągłych grymasów wygładziły się i cała twarz odmłodziła się. Wyglądał nawet na młodszego od Syriusza. W sumie, gdyby zmrużyć oczy to wydawał się całkiem przystojny. Zaczerwieniła się na tę myśl i wyobraziła sobie jakie miny zrobiliby chłopcy, gdyby im to powiedziała. Kiedy upewniła się, że profesor śpi, głęboko wyciągnęła rękę i delikatnie założyła lekko tłuste włosy za ucho. Ze zdziwieniem zauważyła kilka blizn na lewym policzku – były widocznie stare, bo na pierwszy rzut oka nie dało się ich zobaczyć. Po raz pierwszy zastanowiła się czy Snape nosi wysoko zapięte szaty z powodu mnóstwa blizn, które pokrywają jego ciało. Czy były takie, jak u Billa – wyraźne i głębokie, czy jak te na policzku? Przyjrzała się dokładniej i zauważyła, że za lewym uchem zaczyna się coś, co wyglądało jak pozostałość po oparzeniu, a co znikało pod kołnierzem. Jedno było pewne – jego życie nie było usłane różami. Zastanowiła się jakie może mieć efekty uboczne Cruciatusa. Psychiczne czy fizyczne? Może powinna spytać Dumbledora? Gdyby wiedziała o co chodzi może potrafiłaby w jakiś sposób użyć tego w poszukiwaniu informacji dotyczących eliksiru, który miała stworzyć. Tak, to dobry pomysł.

Nagle Snape poruszył się, wymamrotał coś i zaczął ciężko oddychać, jakby gdzieś biegł. Nachyliła się żeby usłyszeć co takiego mówi.

– Nie… Proszę, nie… Za dużo… Nie dam rady…

Wzdrygnęła się, głęboko zszokowana – jego głos był słaby i przepełniony bólem. Ton, jakiego nigdy nie słyszała z ust tego niezłomnego, odważnego człowieka przeraził ją. Ścisnęło się jej serce i niewiele myśląc nachyliła się i zaczęła szeptać:

– Ćśśś… Spokojnie, to tylko sen. Zły sen, ale sen… To się nie dzieje naprawdę… To sen… Ćśśś…

Jedną ręką utrzymywała stabilność, drugą delikatnie głaskała włosy Snape’a nawet nie zwracając uwagi na to, że były przetłuszczone. Jeszcze przez jakiś czas skręcał się w fotelu, ale w końcu uspokoił się i zasnął. Uśmiechnęła się lekko i odsunęła.

– Gdybym przeżyła choć cząstkę tego, co pan, też bym miała koszmary – mruknęła i ułożyła się, by zasnąć.

 

Harry niepewnie uśmiechnął się do Cho pod salą Eliksirów.

– Cześć.

– Cześć.

– Um… – Desperacko poszukiwał słów. – Więc… widzę, że nie tylko ja jestem szybciej.

– Jakoś z nerwów wstałam wcześniej. Kilka razy spóźniłam się do Snape’a na lekcję i wolałabym nie wysłuchiwać jego wrzasków i drwin kolejny raz. A ty dlaczego przyszedłeś przed czasem?

– Pani Weasley wysłała mnie ze śniadaniem dla nich.

Zamachał torbą z której dobiegał zapach pieczonych kiełbasek. Cho pociągnęła nosem i zarumieniła się.

– Jest świetną kucharką. Chciałabym tak gotować. Harry… Przepraszam.

Drgnął i spojrzał na nią zdziwiony. Wpatrywała się w swoje stopy i kręciła się na piętach.

– Za co? Cho, nie masz mnie za co przepraszać!

– Owszem, mam. Zachowywałam się wobec ciebie okropnie w ciągu ostatnich dwóch lat. Ja… Byłam cały czas rozbita śmiercią rodziców, później zdradą Marietty, która przystała do Śmierciożerców… Zachowywałam się bardziej jak pięciolatka niż dorosła czarownica.

– Daj spokój. – Parsknął śmiechem. – Mamy ważniejsze sprawy na głowie niż rozpamiętywanie dziecinnych zachowań.

Za późno ugryzł się w język, bo zapomniał jaka Cho jest wrażliwa i drażliwa. Ona jednak się uśmiechnęła i skinęła głową.

– Masz rację. Cóż… Wchodzimy?

Harry skinął głową i otworzył drzwi. Wszedł do środka uważając, by nie potrącić żadnego z kociołków. Cała sala była nimi zastawiona. Cho pokręciła głową.

– Ale się napracowali… Gdzie oni są?

Dopiero po chwili Harry zauważył, że tuż obok drzwi stały dwa głębokie fotele. W jednym spała skulona Hermiona, a w drugim Snape, którego głowa opadała na pierś, ręce leżały założone na brzuchu, nogi miał wyrzucone przed siebie i skrzyżowane w kostkach.

Żadne z nich nawet nie drgnęło, kiedy wyrwał mu się okrzyk zdumienia.

– Czemu oni śpią?

– Zmęczyli się. – Cho zaniosła się cicho śmiechem. – Przypuszczam, że dopiero niedawno kimnęli. Ponad siedemdziesiąt kociołków jednej z najbardziej skomplikowanych mikstur… Harry, mnie zrobienie jednego kociołka zajęłoby godziny.

Drzwi, przez nikogo nie trzymane, zamknęły się z hukiem. Snape podskoczył i wycelował w nich różdżką szybciej niż otrzeźwiał. Po chwili zmarszczył brwi, spojrzał na zegarek i skrzywił się.

– Gdybyście przyszli godzinę później, to zdążyłbym jeszcze trochę pospać.

Obrócił się i na widok śpiącej Hermiony uśmiechnął się złośliwie. Machnięciem różdżki usunął fotele, a przyjaciółka Harry’ego wylądowała na zimnej posadzce. Usiadła, przetarła oczy i ziewnęła.

– Co się dzieje? – wymamrotała niepewnie, wstając. Spojrzała za siebie i prychnęła. – Czy mnie się wydaje, czy zasnęłam na wygodnym i miękkim fotelu?

– Dlaczego w ogóle spałaś?

– A co miałam robić, profesorze? Pan zasnął pierwszy!

– Musisz się drzeć z samego rana, Granger?!

Harry zauważył, że oboje nabierają powietrza by kontynuować, więc podniósł wyżej torbę.

– Pani Weasley wysłała mnie ze śniadaniem. Ktoś głodny?

Konflikt, przynajmniej na jakiś czas, został zażegnany. Hermiona wyczarowała szybko stolik z czterema krzesłami, a Snape po chwili lewitował cztery herbaty.

– Będziecie tak stać, jak idioci i patrzeć jak jemy?!

Harry dopiero teraz zauważył, że on i Cho wciąż stoją, więc czym prędzej zajęli swoje miejsca. Jego przyjaciółka wydawała się nie być zdenerwowana faktem, że siedzi ramię w ramię z siejącym grozę Snape’em, czego nie można było powiedzieć o Cho. Dziewczyna niemal dławiła się herbatą za każdym razem, gdy profesor robił jakiś ruch. Harry przeczyścił gardło chrząknięciem i zwrócił się do Hermiony.

– Przegapiłaś wspaniałą akcję Malfoya. Jakimś cudem poślizgnął się, wywinął koziołka i spadł prosto na jednego z wałęsających się po podwórku kurczaków. Stąd na dzisiejszy obiad rosół.

Dziewczyna ze śmiechu prawie się zadławiła chlebem i przeszło jej dopiero kiedy popiła herbatą.

– Żartujesz?

– Nie, naprawdę. – Cho parsknęła w herbatę. – Fred i George chcieli mu nadać pseudonim Pogromcy Kurczaków.

– Ekhem… Jakbyście nie zauważyli, to nie jesteście sami, a to moja sala. – Zrzędliwym głosem odezwał się całkowicie zapomniany Snape. – Jestem przyzwyczajony do jadania w ciszy.

– Jak w takim razie jest pan w stanie znieść posiłki podczas roku szkolnego, profesorze?

– W masie głosów nie słyszę niczego konkretnego, więc jest to dość akceptowalne.

– Nie wierzę, że nie przeszkadza panu ten hałas, latające sowy, dzieciaki rzucające w siebie zaklęciami i jedzeniem…

– Kto rzucał jedzeniem? – warknął. – Na pewno nie moi Ślizgoni!

– Nieee, no przecież wcale, profesorze. Nawet tego nie sugerowałam.

– Granger! Czy ty musisz mnie irytować od samego rana?! Zatkaj się kiełbasą i przestań chociaż na pięć minut mielić ozorem!

– Jak mam ją zjeść, skoro mam nie mielić ozorem, panie profesorze?

Snape zacisnął szczęki i posłał jej miażdżące spojrzenie. Zaśmiała się i wycelowała w Snape’a pistolet złożony z dłoni.

– Ponownie pan przegrał. Pan szoruje kociołki, profesorze.

– Nie przegrałem! Nie będę kontynuował tej dyskusji w towarzystwie Pottera!

– Czyżby tak wysoko cenił pan swój honor, że nie wywiąże się pan z umowy?

Skoczył na nogi, złapał kilka kromek chleba i kiełbasek w dłoń i lewitując herbatę wyszedł z sali. Hermiona wpadła w śmiech, ale Cho patrzyła na nią jak na wariatkę.

– Czy ty postradałaś zmysły? On cię zabije za takie słowa!

– Och, nie ma mowy. Założyliśmy się o to, kto będzie wygrywał kłótnie. Przegrany szoruje kociołki bez pomocy magii. Jak na razie wygrywam, ale tylko dlatego, że profesor Snape ma ognisty temperament. Jakoś znalazłam sposób na znoszenie całej tej sytuacji.

Harry parsknął i pociągnął kolejnego łyka herbaty.

– O co chodziło z tymi trzema na dzień, a nie na godzinę?

– Mamy układ – ja mogę trzy razy dziennie odpyskować i nie poniosę za to żadnej kary. To dość zdrowe. Ja wybuchnę, on będzie miał na kogo powrzeszczeć i wszyscy będą zadowoleni.

– Co w tym zdrowego?

– Cho, po prostu uznaj, że powoli mi odbija i na tym zakończmy.

Zapatrzyła się na trzymaną w dłoni filiżankę, po czym po chwili poczerwieniała i spojrzała na Harry’ego niemal przestraszona. Machnął różdżką i włamał się do jej wspomnień.

Dziesięcioletnia Hermiona siedząca w swoim pokoju i płacząca. Ron i Harry w pociągu do Hogwartu po raz pierwszy. Jakiś pokój…

– NIE! – krzyknęła i uderzyła go w głowę. Była wściekła. – Jak śmiałeś, Harry?! Ja nie używam Legilimencji tylko po to, by sprawdzić o czym myślisz!

– Dobra, dobra… Przepraszam, ok.?

W odpowiedzi dostał jedynie wściekłe spojrzenie, więc skupił się na rozmowie z Cho i, ku własnej radości, nie gadał głupot.

 

Godzina minęła dość szybko. Hermiona sprzątnęła stół, krzesła i filiżanki w chwili, gdy do środka wparował Snape.

– Potter, Weasley. Wy jako ostatni będziecie oddawać krew. Pani Pomfrey zaraz tu przyjdzie i będzie ją od razu uzupełniała w organizmach naszych pomocników, a wy będziecie taką osobę kłaść na noszach i zanosić do skrzydła szpitalnego. Do całej reszty – nawet nie próbujcie wstawać z łóżek, dopóki pani Pomfrey wam nie pozwoli, bo inaczej rozbijecie sobie te durne łby i trzeba będzie po was sprzątać. Granger, ty spędzasz krew.

Dziewczyna drgnęła.

– Dlaczego ja?

– Bo ani razu nie kończyłaś tego eliksiru, a ja wiem, jak to zrobić. Bez dyskusji! Chang, idziesz pierwsza pod nóż.

Harry’emu nie podobało się to zdanie. Pod nóż?

Hermiona przywołała czarki na krew i podała Cho sierp.

– Co… co mam zrobić?

Snape prychnął, ale Hermiona go uprzedziła.

– Sądziłam, że to ja mam się zająć krwią, profesorze? Więc niech pan pozwoli mi pracować po swojemu.

– Byle szybko – warknął, ku zdumieniu tłumu. Snape pozwala komuś pracować po swojemu?

– Cho, musisz po prostu naciąć nadgarstek. Nie tnij zbyt głęboko, bo to przetnie ci nawet kość. O, właśnie tak. Już nie boli, prawda?

Harry’ego zemdliło na widok krwi z nadgarstka dziewczyny. Mistrz Eliksirów zarechotał.

– Co jest Potter? Czyżbyś miał zamiar zemdleć?

Ażeby szlag go trafił! Nawet nie drgnie!

Kiedy Cho zemdlała w połowie trzeciej czarki Hermiona szybko przywołała krzesło, jedną ręką wciąż sunąc palcami po ramieniu nieprzytomnej. Snape wlewał krew do kociołków, machał nad nimi różdżką coś mamrocząc.

– Pani Pomfrey?

– Już.

Ułożyli dziewczynę na noszach, dostała zastrzyk i wychodząc Harry zdążył zauważyć, że Ginny dzielnie nacina nadgarstek. Wspinali się po schodach i w końcu odezwał się Ron.

– Boję się, Harry.

– Ja też, ale nikomu nie mów.

– To… no… nie wiem jak Hermiona może to znosić.

– Nie może. Dlatego tak się zachowuje. Zamierzasz ją przeprosić?

– Tak jakby… Porozmawiam z nią.

– Jak uważasz.

Ułożyli Cho na łóżku, Harry upewnił się, że śpi i wrócili do sali, skąd od razu mieli zabrać Ginny. Malfoy pochylił się nad noszami.

– Ale wszystko będzie w porządku?

– Jasne, że tak.

Pani Pomfrey z niepokojem przyglądała się, jak Hermiona uspakaja trzęsącego się Neville’a.

– Lekkie nacięcie i będzie po sprawie. No, Neville… Dasz radę.

Snape przyglądał się temu spod zmarszczonych brwi i najwyraźniej chciał coś powiedzieć, ale jego asystentka posłała mu taki wzrok, że obrócił się udając, że jest strasznie zajęty wlewaniem krwi Ginny do jednego z kociołków. Sześć już było gotowych. Angelina zemdlała gdy tylko zobaczyła krew. Później okazało się, że zawsze bała się jej widoku. Hanna wpadła w histerię i dopiero, gdy Snape na nią nawrzeszczał, uspokoiła się. Na zdziwione spojrzenie Harry’ego, Hermiona parsknęła i puściła mu oko.

– Niektórym potrzebna jest terapia szokowa.

Kiedy przyszła kolej Rona, ten był prawie zielony.

– Weasley, czyżbyś się poddawał? – zadrwił Snape.

– Czy nie ma pan przypadkiem czegoś do roboty, panie profesorze? Wcale mi pan nie pomaga.

– Granger, ja tylko zauważyłem, jak odważni są Gryfoni. Kurczaki, nie lwy.

Ronowi ze złości zadrgała dłoń z sierpem i przez przypadek dźgnął nim Hermionę w ramię. Szata rozerwała się i pociekła krew.

– Przepraszam, Hermiono! Nie chciałem.

– Cóż za gracja ruchów, Weasley.

– Zamknijcie się obaj! – krzyknęła poszkodowana i szybko zatamowała płynącą krew.

Snape zmrużył oczy i przemówił wyjątkowo chłodnym głosem.

– Co powiedziałaś?

– Dobrze pan słyszał, profesorze. Prosiłam, żeby nie wtrącał się pan w moje sposoby pracy i to przez pana Ron mnie skaleczył.

– Nie wydaje mi się, żebym odpowiadał za problemy z koordynacją ruchową Weasleya.

– Nie, ale odpowiada pan za zdenerwowanie go, czego efektem było drżenie dłoni i moja rana. Ma pan jeszcze osiem czarek pełnych krwi, profesorze. Nie powinien pan przypadkiem się nimi zająć?

– Później sobie porozmawiamy.

Harry szczerze współczuł Hermionie – w tonie Mistrza Eliksirów nie należało się doszukiwać sympatii.

– Teraz mnie posłuchaj, Ron. Dasz radę, to jest znacznie prostsze niż gra w szachy, wchodzenie do gniazda Akromantul, odbijanie więźnia z Azkabanu, walka ze Śmierciożercami i słuchanie tyrad pani Weasley. Jeden mały ruch ręką. Spróbuj.

Wciąż był spięty i przestraszony. Zrobiła krok do przodu i po chwili Harry wybałuszył oczy – Hermiona objęła swojego chłopaka w pasie i mocno pocałowała.

– NIE W MOJEJ KLASIE, GRANGER!!! – ryknął Snape i rozdzielił ich ruchem różdżki. – Szlaban dla obojga w pierwszą sobotę semestru i sto punktów od Gryffindoru.

Ron jednak wydawał się tym nie przejmować i bez problemu wykonał swoje zadanie. Pod koniec czwartej czarki siedział, ale był przytomny.

Pani Pomfrey zrobiła mu zastrzyk i cicho powiedziała:

– Posiedzisz tutaj, dopóki nie skończymy z Potter’em. Potem obydwu zabiorę na górę.

– Chodź, Harry. – Przyjaciółka uśmiechała się radośnie. – To ostatnia.

Wbrew sobie poczuł jak jakieś dziwne stworzenie pląsa na jego wnętrznościach.

– Harry, oddychaj!

Ze zdziwieniem zauważył, że wstrzymywał powietrze i powoli je wypuścił. Wcisnęła mu sierp w dłoń i poklepała po plecach.

– Dasz radę, wierzę w ciebie.

Nacięcie ręki nie bolało tak bardzo, jak się tego spodziewał. Po prawdzie to czuł nawet lekką ulgę. Hermiona stanęła obok niego i trzema palcami sunęła od jego ramienia aż po ranę.

Kiedy była gotowa druga czarka, zaczęły mu drżeć kolana, więc podstawiła mu krzesło. Kręciło mu się w głowie, a w pewnym momencie zawył z bólu.

Blizna piekła go tak mocno, że aż pociemniało mu przed oczami.

Rozdziały<< Rozdział 11Rozdział 13 >>

mroczna88

Miłośniczka mocnej herbaty, grubych książek i puchatych kotów. Lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. Znana głównie z tego, że zostawiła niedokończone opowiadania sześć lat temu i od tego czasu unika świata, żeby nie przyznać się jak bardzo się tego wstydzi. Tym razem jednak wróciła i będzie nie tylko poprawiać stare teksty, by nie były tak żenująco kiepsko napisane, ale też w końcu je dokończy. Tylko trzeba dać jej trochę czasu i cierpliwości ^.^ Szczerze poleca książki: serię Koło Czasu autorstwa Roberta Jordana, serię Wiedźmy autorstwa Olgi Gromyko, cokolwiek napisał Sanderson (ale Rozjemcę najbardziej), cokolwiek napisała Naomi Novik (Wybrana ma relację, która bardzo przypomina sevmione!), Sagę Księżycową autorstwa Marissy Meyer (najlepszy retelling baśni jaki powstał) oraz cokolwiek napisała Maggie Stiefvater (jej seria Kruczych chłopców i Wyścig śmierci najlepsze) Szczerze poleca seriale:Koło Czasu, Sense8, The Boys, Carnival Row, Good Omens, Black Sails, The Wilds, Motherland Fort Salem, The Untamed, Panic, Warrior Nun, Galavant, Dark, Wynnona Earp, Goblin (koreański), Bridgerton, Downton Abbey

Ten post ma 5 komentarzy

Dodaj komentarz