Harry tarł oczy i starał się z całych sił nie płakać na Ceremonii Przydziału – wystarczyło, że robiły to dzieci. Profesor McGonagall przy każdym nazwisku, na które nie było odpowiedzi zaciskała usta tak mocno, że prawie wcale ich nie było widać. Chyba nigdy stół nauczycielski nie był taki pusty. Nie było Hagrida, Friedricha, Sprout i Snape’a. Dumbledore był przygaszony, ale kiedy nadszedł czas na przemówienie wstał i jego głos był pełen energii.
– Witajcie, moi drodzy, w Hogwarcie. Jest mi wyjątkowo smutno z powodu sposobu w jaki zostaliście przywitani. Jesteśmy w tej chwili w stanie wojny, ale terenów Hogwartu ona nie obowiązuje. Jesteście tu całkowicie bezpieczni, zapewniam was. Chciałbym zauważyć, że dotyczy to również uczniów starszych klas. Od piątej klasy w górę prowadzony będzie klub pojedynków. Prowadził go będzie nasz nowy nauczyciel Obrony przed Czarną Magią, profesor Hal Friedrich, który jednak nie mógł do nas dołączyć na tej uczcie. Stawi się jednak na zajęcia, więc nie cieszcie się, że przepadną wam lekcje. Dzisiejszy dzień… To tragedia, ale ma ona swoje znaczenie. Żyjcie dalej i pamiętajcie o tym, co się wydarzyło. Dla tych, którzy polegli nauczcie się znowu śmiać i narzekać, jak to zwykle młodzi czynią. Nie zamykajcie się w sobie, nie obrastajcie w gniew. – Tu spojrzał wymownie na Harry’ego, Rona i Ginny. – Jeśli chodzi o sprawy techniczne, to oczywiście nie wolno wchodzić do Zakazanego Lasu ani poza bramy szkolne bez pozwolenia i czyjejś opieki. Może to się skończyć dla was śmiercią. Pan Filch prosił by przekazać, że lista rzeczy zakazanych powiększyła się o samopiszące pióra i eliksiry miłosne. Nowa para Prefektów Naczelnych – panna Morag McDougal i pan Draco Malfoy będą odpowiedzialni za przestrzeganie zasad szkolnych. Ze swojej strony życzę wam pełnego miłych wspomnień roku. Prefekci odprowadzą swoje domy do dormitoriów. Życzę spokojnej nocy.
Kiedy skierował się w stronę schodów, Harry poczuł, że ktoś łapie go za ramię. Profesor McGonagall wyszeptała:
– Spotkanie uczniów z Zakonu za dziesięć minut w gabinecie dyrektora. Weź tych, których będziesz w stanie złapać.
Skinął głową i zrobił, co się dało. Lavender poinformowała go, że Hermiona i Parvati jeszcze nie wróciły. Obie pomagały przy… sprzątaniu. Dyrektor na te słowa pokiwał głową.
– Wiem o tym. Będą tutaj za kwadrans, jeśli dotarł do nich mój patronus. Drogie dzieci, cieszę się, że wam nic nie jest. Jest to wyjątkowa pociecha, bo czegoś tak okropnego dawno nie widziałem. Dzieci! Zabijać bezbronne dzieci!
Harry pierwszy raz widział Dumbledora w takim stanie – wydawał się cztery razy starszy, przygarbiony i smutny.
– Albusie, nie możesz się za wszystko winić. Zrobiliśmy, co mogliśmy. – Profesor McGonagall wciąż była blada i wyraźnie wstrząśnięta. – Musicie wszyscy to wiedzieć.
Lavender odezwała się pierwsza.
– To było takie… nieludzkie. Sądzę jednak, nie uważajcie mnie za kogoś bezdusznego, że powinniśmy wciąż pamiętać, ale myśleć o tym, co dalej.
– Ma pani rację, panno Brown – wypiszczał Flitwick. – To się tyczy was wszystkich. Jest wojna i to niestety normalne, że giną ludzie. Oby taka okropność się nie powtórzyła.
W tym momencie do gabinetu weszły Hermiona i Parvati – obie przemoczone, zziębnięte i rozbite. Profesor McGonagall osuszyła je, wyczarowała koce i kazała usiąść.
– Uprzątnęłyśmy ciała i w krzakach znalazłyśmy dwóch Śmierciożerców. – Jej głosie słychać było zmęczenie i czystą nienawiść. Takiej Hermiony Harry nigdy nie słyszał – Szalonooki i Remus w tej chwili się nimi zajmują. Zamierzają ich przenieść do Nory i tam uwięzić w piwnicy do czasu, aż znajdzie się czas na przesłuchania.
– Tym się nie kłopoczcie, ja to załatwię – mruknął starszy mężczyzna i westchnął. – Jak rozumiecie, muszę wiedzieć, co uczniowie sądzą na ten temat. Siatki szpiegowskie muszą ruszyć pełną parą. Draco, Ginny, Ernie – liczę na was. Jest już późno, idźcie spać. Jutrzejszy dzień będzie normalny, a przynajmniej mam taką nadzieję.
Zapadła cisza, nikt się nie ruszał. W końcu nie wytrzymał Hagrid.
– Ogłuchli, czy jak? Pan psor kazał wam iść do łóżek.
Neville nabrał powietrza i cicho spytał:
– Czy Kingsley będzie miał pogrzeb? Jeśli tak, to… Chciałbym na nim być.
– Ja też! I ja! Ja też! – padły odpowiedzi ze wszystkich stron. Dumbledore podniósł dłoń, uciszając ich.
– Ciało Kingsley’a zostało już spalone. Nie chcemy, by Voldemort użył jego zwłok… Wybaczcie mi.
Pokiwali smutno głowami i ruszyli do wyjścia, gdzie minęli się z profesorem Friedrichem. Harry, Ron i Hermiona szli na samym końcu. Zdziwiony zauważył, że jego przyjaciółka zatrzymała się.
– Dyrektorze…
– Tak, Hermiono?
– Co z profesorem Snape’em? Zostanie… ukarany za nasze zwycięstwo, prawda?
– Tak, niestety tak.
– Wiem, że to dziwne pytanie, ale czy mogłabym na niego poczekać przy szkolnej bramie? Chodzi o eliksir.
Harry omal się nie zabił gubiąc krok i potykając się. Dziewczyna miała spokojną twarz, jedynie dłonie mocno zaciskała w pięści. Profesor Friedrich powoli pokiwał głową, przyglądając się jej z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
– To dobry pomysł. Panna Granger zamierza uwarzyć eliksir na efekty Cruciatusa, prawda? W takim razie powinna zobaczyć, jak wygląda ktoś, kto właśnie został poddany długiemu działaniu klątwy. Pójdę z nią.
– Dobrze, Hal. Jednak wasza dwójka – zerknął na chłopców – idzie spać. Dobrej nocy, Harry, Ron.
Hermiona szła dróżką obok profesora Friedricha i zastanawiała się czy był sens brać z sobą pergamin, pióro i kałamarz. Nie sądziła, żeby miała czas notować. Robiło się coraz chłodniej i padał deszcz, a ona nie miała na sobie nic przeciwdeszczowego. Usiedli tuż przy wejściu, pod jednym z drzew, więc w pewien sposób byli chronieni przed kroplami.
– To było niespodziewane – odezwał się profesor Friedrich.
– Proszę?
– Niespodziewane. Zwykle nikogo nie obchodzi stan Seva, z tego co wywnioskowałem z kilku rozmów.
– Panie profesorze, ja…
– Mów mi Hal, kiedy żaden inny uczeń nie może tego podsłuchać.
– Więc, Hal… Mnie nawet nie chodzi o stan profesora Snape’a, tylko potrzebuję informacji. Ten eliksir będzie czymś ważnym dla wielu czarodziejów.
– Och, szkoda. Już sądziłem, że… – Machnął ręką. – Nieważne. Jak ci idzie praca?
– Kiepsko. Wciąż napotykam problemy i mam mnóstwo pomysłów, ale większości nie mam jak sprawdzić. Wiem tylko tyle, że każdy przypadek jest inny, więc muszę na nie patrzeć szczegółowo, nie ogólnie. Profesor Dumbledore stwierdził, że lepiej będzie jeśli wezmę pod lupę profesora Snape’a bo i tak spędzam z nim większość czasu, więc może coś zaobserwuję.
– I jak?
– Jak na razie potwierdziło się lekkie drżenie dłoni i częste bóle mięśni, które maskuje paskudnymi grymasami i jeszcze gorszymi słowami – parsknęła, a Hal spojrzał na nią dziwnie.
– Bawi cię to?
– Trochę. – Zaczerwieniła się. – Wiem, że to nie jest coś, z czego powinnam się śmiać, ale… Kiedy byłam w przedszkolu był tam taki chłopiec, który miał częste bóle brzucha. Kiedy się marszczył a inni pytali, czy go boli, to odpowiadał, że tylko myśli i stąd ten mars. Bawi mnie to, że bez różnicy, czy ma się lat siedem, czy trzydzieści siedem pewne zachowania zostają.
Hal zaczął się śmiać głośno.
– Czy ktoś ci mówił, że robisz ciekawe porównania?
– Kilka osób – parsknęła i skrzyżowała ramiona czując, że jest jej zdecydowanie zimno.
– Nie jest ci go żal?
– Kogo? – Zamrugała ze zdziwienia.
– Seva.
– A dlaczego miałoby mi być go żal? I dlaczego pan pyta? Profesor Dumbledore zadał mi to samo pytanie.
– No, proszę… Stary krętacz – zachichotał i po chwili spoważniał. – Sev nie toleruje ludzi, którzy się nad nim litują. Sądzi, że wtedy to ustawia tego kogoś nad nim.
– Głupota. Czasami żal się przydaje, ale tylko wtedy, gdy jest pożądany.
– Miałaś kiedyś chwile kiedy chciałaś, by ktoś cię żałował?
– Czasami… Głównie wtedy, kiedy byłam sama, z nosem w książkach i nagle budziłam się widząc, że nikogo wokół mnie nie ma. Wtedy chciałam, żeby ktoś, nawet z czystej litości, ze mną porozmawiał. Teraz jednak mam Harry’ego, Rona, Ginny, całą rodzinę Weasleyów… Już nie jestem sama. A pan? Miał pan takie chwile? Jeśli pan nie chce, to niech pan nie odpowiada!
– Po pierwsze, mam na imię Hal. A co do żalu… Kiedyś chciałem, żeby Molly była ze mną nawet, jeśli tylko z litości, ale teraz wiem, że to by mnie zniszczyło. Wiedziałem, że w chwili, gdy się do niej przyzwyczaję ona odejdzie.
– Pan… eee… Hal naprawdę ją kochasz? – Nie wyobrażała sobie, co może mężczyznę pociągać w kimś tak despotycznym. Z drugiej strony, kiedy dłużej pomyślała, pani Weasley potrafi być miła dla tych, których kocha. Pana Weasleya ustawiała po kątach, ale okazywała mu dużo miłości. Hal westchnął i podrapał się po głowie.
– Poznałem ją w pociągu do Hogwartu, pierwszego września. Ona już wtedy siedziała w jednym przedziale z Arturem. Ich rodziny się znały, więc i oni nie byli sobie obcy. Można powiedzieć, że mnie trafiło od pierwszego spojrzenia. Była bardzo podobna do Ginny, ale miała dołeczki w policzkach, najpiękniejszy w świecie uśmiech i… Och, była idealna. Im starsza, tym piękniejsza. A jaki miała charakterek! O ile Artur patrzył tylko za nią, ja… byłem dość popularny swego czasu. Pewnie tym zniszczyłem swoje szanse, jeśli w ogóle jakieś miałem. Ona zawsze chciała Artura, ale długi czas go zwodziła. Pobrali się kilka dni po ukończeniu szkoły. Dobrze trafiła. Artur jest dobrym człowiekiem, dał jej szczęście, jakiego potrzebowała po stracie całej rodziny. Ja nie umiałbym jej tego dać. Wciąż jak ją widzę jest jakieś… uczucie, ale już nie takie silne. Brzmię jak sentymentalna baba, prawda?
Zaśmiała się głośno.
– Trochę. Rzadko kiedy mężczyźni mówią o swoich uczuciach.
– Z tego co rozumiem jesteś z młodym Ronem?
– Mmm… To długa historia.
– W tej chwili mamy sporo czasu.
I opowiedziała mu, jak wygląda jej sytuacja. Słuchał nie okazując niesmaku z powodu jej postawy. Kiedy skończyła przez chwilę myślał, po czym spokojnie się odezwał.
– A nie myślałaś o tym, żeby dla siebie uwarzyć ten eliksir, który zrobiłaś dla Ginny?
– Po co, skoro Amortencja wyraźnie przekazuje mi zapach Rona?
– Hmmm… Mówisz, że żaden mężczyzna cię nie interesuje. Sądzę, że byłaś za bardzo skupiona na nauce, ratowaniu świata i przyjaciół, by jakichś zauważać. Ron jest dla ciebie chłopcem, którego należy wyciągnąć za uszy z niebezpieczeństwa, więc to logiczne, że ciężko ci na niego patrzeć jak na obiekt intensywnych uczuć. Może rozejrzyj się gdzie indziej?
– Niby gdzie i kiedy, jak całe swoje popołudnie muszę spędzać w lochach? – sarknęła i kichnęła. Zimno, jak diabli. – Pogodziłam się z myślą o samotności. To nie takie straszne jak się wydaje. Daje mi to dużą dozę wolności, czy też raczej da, bo w tej chwili nie mogę nawet kichnąć bez czyjegoś pozwolenia.
Zachichotał i przekrzywił głowę.
– Masz jakieś pytania?
– Proszę?
– Skoro skupiasz się w tej chwili na eliksirze dla Seva, jestem w stanie ci pomóc. Znam go od wielu lat i nie raz spędzałem w jego obecności całe miesiące.
– Jakim cudem?
– Wakacje, przerwy świąteczne… Jak nie chciał do mnie przyjechać, to ja przyjeżdżałem do niego i najczęściej traktowałem jakąś klątwą, by zaciągnąć go w inne miejsce niż jego lochy.
Zaczęła się śmiać na wyobrażenie takiej sytuacji.
– Och… To musiał być wspaniały widok… Hmmm… Skoro znał go pan od siódmej klasy, jeśli się nie mylę, to poza paskudnym charakterem znalazł pan jakieś różnice w zachowaniu?
– Kilka. Koszmary, napady lęku, niepewność w kontaktach z obcymi ludźmi, czasami wręcz paranoidalna podejrzliwość. Jednak te dwie ostatnie cechy są charakterystyczne dla tych, którzy przeżyli wojnę. Nigdy nie weźmie niczego do ust, jeśli nie jest pewien źródła pochodzenia. Pamiętam, jak kiedyś przyniosłem ciasto z pobliskiej cukierni. Zanim zjadł sprawdził każdy kawałek milionami odczynników i po godzinie dłubania dopiero ruszył. Jak można się było domyśleć, ciasto było zrujnowane. Po części dlatego lubi bywać w Hogwarcie. Tutaj jest pewien tego, co je. Kiedy zmorzy go sen, to śpi nawet kilka dni bez budzenia się, ale normalnie nie pozwala sobie na więcej niż dwie – trzy godziny. Nie lubi wspominać, więc rzuca się w wir pracy. Dużo pije… Za dużo. – Skrzywił się. – W pewien sposób znieczula to ból ciała. Czasami, kiedy przychodziłem go przykryć, bo zasnął na kanapie podczas czytania książki widziałem, jak mięśnie mu drgają. Kiedy kładzie się spać po piciu, nigdy tego nie ma.
– Mówi przez sen – mruknęła Hermiona. – Zauważyłam, kiedy przysnął w sali Eliksirów. Coś o tym, że nie może, że nie potrafi. Prosił kogoś o nie zmuszanie go do czegoś.
– Cóż… Kto, jak kto, ale Sev ma naprawdę paskudne wspomnienia. To mogło znaczyć dosłownie wszystko, chociaż nie mamrotał przez sen przed tą wojną.
– Koszmary się nasilają?
– Możliwe. Zawsze mu mówiłem żeby znalazł sobie jakąś dziewczynę – zachichotał. – Żaden mężczyzna nie ma koszmarów, kiedy leży obok niego ukochana. Ale on wiecznie odmawiał i żył w tym swoim cholernym celibacie.
– Może efektem ubocznym jest obniżone libido lub impotencja? – zastanowiła się głośno i zaczerwieniła po czubki uszu, gdy zrozumiała co właśnie powiedziała. Hal wybuchnął śmiechem.
– Nie, raczej nie. Kwestia silnej woli.
– Właściwie, to ile już tu siedzimy? – zadrżała, czując, że jest przemarznięta do szpiku kości i nie ma na sobie niczego, co nie byłoby mokre.
– Ze dwie godziny jak sądzę… Mam nadzieję, że niedługo wróci.
Przez jakiś czas siedzieli w ciszy, a Hermiona zaczęła spisywać to, czego się dowiedziała. Nie było tego wiele, ale zawsze coś. Kiedy skończyła zabezpieczyła pergamin przed zamoknięciem i potarła ramiona. Oj, zimno. Będzie chora, jeśli nie pójdzie do pani Pomfrey. Jej własna głupota, że nie zabrała czegoś cieplejszego!
– Wiesz… – odezwał się cicho Hal. – Dobro Seva leży mi na sercu. Jestem ledwie dziesięć lat od niego starszy, ale traktuję go bardziej jak syna niż brata. Zrobił kilka błędów, ale wierz mi, że były one umotywowane. Jednak kiedy się nawrócił i uratował nam wszystkim tyłki, nikt tego nie zauważał. Nawet Dumbledore. To po części jego wina – nie ma łatwego charakteru, nie daje się lubić. Nigdy nie był specjalnie uczuciowy, ale teraz w każdej oznace sympatii doszukuje się podstępu. Ja jestem wyjątkiem, ale nikogo innego nie dopuszcza tak blisko. Mimo to, czy też raczej z tego powodu, jest mi bardzo przykro, gdy widzę, jak inni się do niego odnoszą. Widzisz, gdybyś dzisiaj nie zaproponowała, że na niego poczekasz, idę o zakład, że nikt by nawet przez okno nie spojrzał, czy przypadkiem nie trzeba mu pomóc. Nie mówił mi tego nigdy, ale wiedziałem, że często bardziej czołgał się do zamku niż szedł by złożyć raport, a dopiero potem zająć się sobą. To przykre, że nikogo to nie obchodzi. Gdyby nie on, to nie mielibyśmy takich szans. Dumbledore wie, że Sev jest nie do zastąpienia, ale nic więcej. Traktuje go jak pionka, który musi sam o siebie zadbać, ale broń Merlinie dać się zabić. Przykre.
Przez chwilę się zastanawiała.
– Od pierwszej klasy broniłam profesora Snape’a. Na początku dlatego, że po prostu był nauczycielem, a im należy się szacunek, jacy by nie byli. Jednak kiedy dowiedziałam się, że próbował uratować Harry’ego chociaż nienawidził go, to… Jakoś tak zdobył mój szacunek. W drugiej klasie robił co mógł, by uchronić uczniów przed bazyliszkiem. W trzeciej… Tutaj był przełom i dla mnie i dla chłopców. Oni go serdecznie znienawidzili, ja zrozumiałam. Remus jest wspaniałym człowiekiem, ale podejrzewając Syriusza o bycie mordercą nie powiedział Dumbledorowi, że Syriusz może wchodzić przez Wrzeszczącą Chatę pod postacią psa. Nie mam nic przeciwko wilkołakom, ale nie wziął tego wieczoru swojego eliksiru, co było skrajną głupotą skoro wiedział, że będzie pełnia i poszedł ratować Syriusza. Profesor Snape nie wiedział, że Glizdogon żyje, więc robił to, co uważał za słuszne – chciał wsadzić mordercę do więzienia. Harry i Ron byli święcie oburzeni, ale ja jakoś to rozumiałam. Sama na miejscu profesora zrobiłabym coś takiego. Może nie wygadałabym się, że Remus jest wilkołakiem przy całej szkole, ale porządnie z nim porozmawiała by odszedł, bo jest dla nas zagrożeniem. W czwartej klasie, nie zważając na konsekwencje i patrzącą trójkę uczniów pokazał Mroczny Znak Ministrowi Magii tylko po to, by do jego pustej głowy dotarło, że V-Voldemort powrócił. Bez żadnego słowa powrócił do szpiegowania i pomimo mnóstwa innych zajęć, znalazł w piątej klasie czas na uczenie Harry’ego Oklumencji. W szóstej pilnował Malfoya i starał się robić wszystko, by nic mu się nie stało. Nie podoba mi się jego sposób postępowania z ludźmi, irytuje mnie maniera językowa i mnóstwo innych rzeczy, ale w pewnym sensie go rozumiem i jakoś tak przywykłam do obecności profesora Snape’a. Tylko do tego potrzeba dużej siły woli i zrozumienia. No i trzeba na złośliwość odpowiadać złośliwością, bo inaczej nie idzie wytrzymać. Dlatego staram się z przyjaciółmi nie poruszać tematu profesora Snape’a bo Ron zaraz wymyśla sobie, że go tak bronię, bo się w nim zakochałam. Brrr!
Wzdrygnęła się na samą myśl o tym. Hal parsknął.
– Aż taki okropny nie jest.
– Pewnie nie, ale prędzej bym go zabiła, niż… no…
– Rozumiem – zachichotał. – Mimo to, dziękuję ci za to, co robisz. On powoli dziczeje w tej całej samotności. Przyda mu się ktoś do rozmowy.
– Kłótni.
– Dla niego to synonimy.
Pokręciła głową w rozbawieniu i w tym momencie usłyszeli pyknięcie aportacji i cichy, pełen bólu jęk. Tego głębokiego głosu, pomimo nowości tego tonu, nie można było pomylić z żadnym innym. Profesor Snape, bledszy niż zwykle, niemalże zatoczył się na bramę, wyszeptał kilka odpowiednich zaklęć, swoim ciężarem otworzył ją, ledwo utrzymując się na nogach zamknął i ponownie wyszeptał zaklęcia, po czym upadł na kolana. Z przerażeniem zauważyła, że pod nim pojawia się strużka krwi. Był ranny. Wstali i szybko do niego podeszli. Snape spojrzał na nich i wydał z siebie coś, co brzmiało jak śmiech.
– Hal… Czy nie powinieneś ganiać głupich uczniów po korytarzach, żeby spali?
– Też cię miło widzieć, Sev.
– Granger, pięć punktów od Gryffindoru za szwendanie się po nocy z podejrzanymi osobnikami.
– Jedynym podejrzanym osobnikiem tutaj jest pan – mruknęła i zaczęła przeszukiwać kieszenie. – Na jaką dawkę Eliksiru Rodwana kwalifikuje pan swój stan, profesorze?
– Czuję się dobrze!
– Jasne, a ta plama krwi to tylko dla zmyłki, żebyśmy nie dali się nabrać na to, że zebrania Śmierciożerców nie są herbatką z ciastkami. Ile?
– Połowa słoika.
– Akurat tyle mam, tylko… O, mam. Niech pan pije. Jeśli… zanim pan się napije, to mogłabym pana zbadać?
– Po co?
– Żeby się upewnić.
– A rób sobie co chcesz. Jestem zbyt zmęczony na kłótnie.
– Ogłosimy święto narodowe.
Kiedy pulsar wrócił do niej z informacją o jego stanie zdrowia omal nie krzyknęła – był w stanie chodzić, mówić i nie wyć z bólu przy takich obrażeniach?! Zatrzymała zaklęcie i jego informacje w odpowiednim pojemniku, po czym skinęła ręką, że może wypić.
– Cóż… Wasze zdrowie – parsknął i nawet nie drgnął, gdy eliksir zaczął działać. Po chwili wstał i nieznacznie oparł się o Hala. – Ilu straciliśmy?
– Kingsley’a, Cessię i… – Głos jej się załamał, więc profesor Friedrich dokończył.
– Dwunastka pierwszorocznych.
Snape przyłożył dłoń do oczu i paskudnie zaklął. Na tym jednak skończył.
– Tak właściwie to co wy tutaj robicie?
– Podziwiamy gwiazdy – sarknęła patrząc prosto na niego. Hal dość kiepsko maskował śmiech kaszlem.
– Hermiona właśnie chciała ci przekazać, że czekaliśmy na ciebie. Domyśliliśmy się, że dzisiaj zostaniesz… przyjęty z wszelkimi honorami.
– Bywało gorzej – wzruszył ramionami, po czym schował twarz za kurtyną włosów. – Nie musicie się nade mną litować. Jestem w stanie sam o siebie zadbać.
– Też miło pana widzieć, profesorze. A teraz, jeśli skończył pan użalać się nad sobą chciałabym iść do zamku, bo przemokłam i zmarzłam.
– A nie mogłaś użyć różdżki do uchronienia się przed zimnem i deszczem?
Przez chwilę patrzyła na niego zdezorientowana.
– Tak właściwie…
– To o tym nie pomyślałam, czyż nie? Przy okazji – przynosisz hańbę mojemu sposobowi uczenia pojedynków przez rzucanie się na Śmierciożerców z pięściami.
– To był… odruch. Byłam zbyt wściekła, by myśleć o czarach.
– I dlatego powinnaś nauczyć się panować nad swoimi emocjami.
– I kto to mówi!
– Nie zaczynaj!
– To nie ja zaczęłam, profesorze!
– Wynocha z mojego pola widzenia!!! Idź i się wykąp, bo z daleka śmierdzisz mokrym kotem!
– Wypraszam sobie! Uch! Guzik mnie obchodzi co się z panem będzie działo! Dobranoc!
Obróciła się na pięcie i ruszyła szybkim krokiem przed siebie wymyślając po drodze najgorsze porównania. Dobiegł ją jeszcze jego krzyk:
– I o szóstej masz być w sali Eliksirów!!!
– Uprzejmy, jak zawsze.
– Staram się, jak mogę. Dumbledore jest u siebie?
– A gdzie niby ma być?
– Znalazłoby się kilka miejsc.
Hal przyjrzał się dokładnie swojemu przyjacielowi i starał się ukryć złośliwy uśmieszek, który zawsze irytował Seva. Wyraźnie cieszyło go to, że osoba, na którą jest skazany przez najbliższy rok potrafi się z nim kłócić, a nie cichutko wykonywać polecenia. Oczywiście nigdy by się do tego nie przyznał, ale Hal wiedział swoje. Szli w kierunku szkoły.
– Powinieneś być dla niej nieco milszy.
– Nie udzielaj mi kolejnej lekcji o tym, jak należy postępować z kobietami, bardzo cię proszę. Nie jest to pierwsza rzecz jaką chciałbym usłyszeć po powrocie z… imprezy. Powiedz mi lepiej, co tutaj naprawdę robisz.
Westchnął – mógł przewidzieć, że tak to będzie wyglądało.
– To, co widzisz. Przyszedłem się upewnić, że nic ci nie jest i nie potrzebujesz pomocy. Gdyby nie Hermiona to wątpię, czy byś dożył. Dzięki twoim… zdolnościom musieli na mnie zmarnować cały mój słoik.
– Nie powiem, że mi przykro. – Kąciki jego ust lekko się uniosły.
– I wcale od ciebie tego nie oczekiwałem.
– A jak to się stało, że również nieznośna Wiem-To-Wszystko ci towarzyszyła? Czyżbyś myślał o małżeństwie?
Ostatnie słowo wymówił z taką samą pogardą z jaką wspominał James’a Pottera.
– Czy ja wiem… Nie jestem stworzony do małżeństwa. Jedna kobieta to dla mnie za mało – zachichotał. – Hermiona jednak pojawiła się tutaj z tych samych powodów, co ja. Martwi się o ciebie.
– Niemożliwe, ktoś wreszcie doszedł do wniosku, że Czarny Pan nie zabiera mnie do siebie na gilgotki?
– Przestaniesz zrzędzić, jak osiemdziesięcioletni mugol?
– Nie mogę, tak jest weselej.
– Jak dla kogo. Mnie uszy od tego więdną.
– A jednak się uśmiechasz.
– Bo mi się podobasz.
– Wiem, ten mroczny styl bycia i zabójczy uśmiech.
– Miałeś na myśli uśmiech zabójcy.
– Jak kto woli. Teraz jednak, na poważnie, co się dzisiaj działo? Jak mogliśmy stracić dwunastkę?!
– Nie wiemy – westchnął ciężko. – W sumie to dzięki Hermionie jest tylko dwunastka. Podczas gdy inni walczyli, ona łapała dzieciaki, rannych poiła Eliksirem Rodwana i wsadzała je do kręgu ochronnego. Nie najlepszy początek roku szkolnego.
– Mogło być znacznie gorzej… Kingsley… Kto?
– McNair.
– Można się tego było spodziewać. Zawsze mieli z sobą na pieńku. Uch… Czy w Hogwarcie musi być tyle schodów?! A nawet jeśli musi, to czemu przeklęty Dumbledore nie ma przeklętego gabinetu na przeklętym parterze?!
Przystanął w połowie drogi i zaczął ciężko oddychać – eliksir eliksirem, ale Cruciatus męczył organizm.
– Jak długo? – wyrwało mu się i wiedział, że przemawia zbolałym głosem. Sev rzucił mu miażdżące spojrzenie, ale nie miał siły na wykłócanie się.
– Dwie godziny i Bella. Była wściekła, że nie daliśmy jej małych… szlam do zabawy.
– Ta dziewczyna była kiedyś taka piękna…
– W pewnym sensie dalej jest, jeśli chcesz znać moje zdanie, ale zawsze była obrzydliwa wewnątrz.
– Dasz radę wejść?
– Nie – zadrwił. – Poproszę o lektykę i stadko pawi, żeby wszystko lepiej pasowało do mojego statusu.
– Profesorze Snape? – dobiegł z tyłu jakiś przestraszony głosik. Hal spojrzał w tamtą stronę i zobaczył niewysokiego, pucołowatego chłopca, na którego twarzy troska mieszała się z przerażeniem. – Wszystko w porządku?
– Belby, czy ty nie powinieneś być w łóżku?! Dla twojej wiadomości musiałem podnieść pióro, które mi spadło. – Z lekkością wyprostował się, ale Hal wiedział, jaki ból musiało mu to sprawić. – Pięć punkt…
– Niosłem czekoladę dla Adama. Jego brat dzisiaj został zabity – powiedział cicho chłopak. Sev zacisnął usta i wyraźnie zbierał się w sobie. Większość ludzi twierdziła, że Severus Snape jest całkowicie pozbawiony ludzkich uczuć i odruchów, ale Hal wiedział lepiej. Sev miał te uczucia, ale tłumił je w sobie tak jak w tej chwili.
– Co nie zmienia faktu, że nie ma cię w łóżku w czasie ciszy nocnej. Pięć punktów od Hufflepuffu. Do łóżka! Belby, poczekaj chwilę. – Machnął różdżką i po chwili w jego ręce znajdowała się jakaś fiolka. – Daj to panu Knives’owi, niech wypije. Nie będzie miał po tym żadnych snów.
– Dziękuję i dobranoc!
Zwiał szybciej niż powinny na to pozwalać serdelkowate nóżki.
– Byłeś wyjątkowo miły.
– Zamknij się, Hal.
Doszli do gabinetu dyrektora, pod którym jego przyjaciel musiał się na nim oprzeć, bo nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Dumbledore na ich widok jedynie zamrugał.
– Mamy spokój na kilka miesięcy – zaczął Sev, zanim usiadł.
– To znaczy?
– Na jakiś czas szkoła będzie bezpieczna. Czarny Pan woli skierować swoje siły na nabór. Doszedł do wniosku, że ma za mało ludzi i innych stworzeń. Jest zadowolony ze śmierci Kingsley’a i tych dzieci. Nikt nie umiał mu powiedzieć, ile dokładnie zostało zabitych, ale i tak był szczęśliwy. Cessia nie żyje, a przed śmiercią nic nie powiedziała. To działa na naszą korzyść.
– Jak możesz o tym mówić z takim spokojem, Severusie?
– Normalnie. Widywałem już gorsze rzeczy. Jeśli to wszystko, to czy mogę już iść? Chciałbym się położyć.
– Ależ tak, oczywiście. Skorzystaj z mojego kominka. Hal, zostań na słówko.
– Ależ…
– Nie potrzebuję niańki – warknął Sev wchodząc w zielone płomienie. – Gabinet Mistrza Eliksirów!
Zniknął i dopiero wtedy Dumbledore odetchnął.
– Nie umiem z nim rozmawiać, kiedy wraca z tych spotkań. – Oparł głowę na dłoniach i zamknął oczy. – Wiem, że sam go tam posyłam, zawsze na tortury – fizyczne lub psychiczne i ciężko mi spojrzeć mu prosto w twarz.
– Mogłeś przynajmniej wysyłać kogoś pod bramę za każdym razem gdy przypuszczałeś, że coś się stanie. Ile razy niemalże się wykrwawił docierając tutaj?
– Zbyt wiele…
– Jesteś niepoważny, Albusie. – Hal usiadł na krześle i założył nogę na nogę. – Nie dość, że pracuje z tymi dzieciakami, co pochłania mnóstwo czasu i energii, to jeszcze narzucasz mu mordercze tempo, jeśli chodzi o eliksiry, każesz mu uczyć Pottera Oklumencji i dobrze by było, żeby znalazł jeszcze czas na podwieczorki z Czarnym Panem. Zastanów się czego od niego chcesz!
– Nie krzycz na mnie. Wiesz dobrze, że tak trzeba.
– Ale mnie się to nie podoba! Zależy mi na nim. To mój przyjaciel i traktuję go, jak syna. Nie pozwolę ci go skrzywdzić.
– Nie zamierzam go krzywdzić, Hal.
– Daruj sobie. O czym chciałeś ze mną porozmawiać?
– Chciałbym, żebyś już zawsze czekał na niego pod bramą, gdy będzie szedł na spotkania Śmierciożerców. Jeśli panna Granger również będzie chętna, pozwól jej na to.
– Oczywiście, że będę tam chodził! Nawet bez twojego polecenia! A Hermiona zrobi, jak uważa. I nie waż się jej do czegokolwiek przymuszać.
Obrócił się z furkotem szat i czym prędzej ruszył do lochów. Sev siedział ze szklanką Ognistej Whisky i uśmiechał się do niego szeroko.
– Cóż za płomienna przemowa. Nawet mnie prawie nabrałeś na to, że zależy ci na moim szczęściu.
Pokręcił głową w rozbawieniu.
– Jesteś niepoprawny. Zdążyłeś założyć podsłuch.
– Tak jakby. Tajemnica zawodowa. – Pociągnął zdrowy łyk i chciał sobie ponownie nalać, ale Hal wyrwał mu butelkę z rąk.
– Za wiele pijesz. Idź spać.
– Dobrze, mamusiu. A opowiesz mi bajkę na dobranoc?
– Powoli zmieniasz się w swojego ojca – mruknął i zaraz pożałował tych słów. Twarz przyjaciela ściągnęła się i w oczach zapłonął gniew. Kiedy się odezwał, jego głos był w temperaturze lodu. – Sądzę, że to koniec naszej dyskusji. Dobranoc.
Ruszył do drzwi i kiedy już je zamykał Hal krzyknął:
– Ej, Sev!
– Czego?! Miałem przecież iść spać, no nie?!
– Mnie naprawdę na tobie zależy!
W odpowiedzi dostał jedynie szydercze prychnięcie.
Harry’ego obudziło przenikliwe zimno. Usiadł i odruchowo sięgnął na szafkę po okulary. Problem w tym, że nie było żadnej szafki, a okulary miał na nosie. Zamrugał ze zdziwienia i dopiero po chwili jego umysł przetrawił to, co widziały oczy i podesłał świadomości odpowiedź. Pokój Wspólny Gryffindoru, kanapa tuż przy kominku. Ach, no tak. Spojrzał w dół i westchnął – na jego kolanach miała opartą głowę Parvati. Dziewczyna poprzedniego wieczora zeszła z wieży, by posiedzieć przy ogniu i kiedy zauważyła Harry’ego zaczęła płakać. Nie mogła przeboleć śmierci tylu dzieci. Uspokajał ją, ale w efekcie oboje zasnęli. Spojrzał na zegarek i westchnął – szósta rano. Pozwoli jej jeszcze na pół godziny snu. Rzucił na oboje czar ogrzewający i przeciągnął się tak, żeby jej nie obudzić. Wczoraj do późna wszyscy siedzieli razem. Siódemka pierwszorocznych była zdolna jedynie do płaczu, ale dość szybko zasnęli. Najtrudniej było z czwartoklasistami – za młodzi, by zrozumieć i za starzy, by płakać. Kiedy w godzinę po ostatnim uczniu do środka wpadła Hermiona, niemal się ucieszył, że widzi znajomą twarz. Była mokra i zziębnięta, więc obecność płonącego kominka przyjęła z radością.
– Lepiej się osusz, bo się przeziębisz – mruknął. Nie będzie pytał o tego dupka. Nie będzie.
– Nie jest źle.
Szczękanie zębów przeczyło jej słowom. Chwilę posiedziała, ociepliła dłonie i wstała.
– Nie siedź zbyt długo, Harry. Jutro czeka nas ciężki dzień.
Ciekawe, czy już jest w sali? W odpowiedzi usłyszał otwierane drzwi i szybkie kroki z wieży. Wpadła do Pokoju Wspólnego i na jego widok jej usta ułożyły się w idealne: „O”.
– Harry! Ty już nie śpisz, czy jeszcze nie śpisz?
– Już nie śpię, chociaż nie byłem w sypialni.
– Widziałeś może Parv… – Ruszyła do przodu i kiedy zauważyła koleżankę na chwilę ją zatkało.
– Och… Przeszkadzam?
Zaczerwienił się po czubki uszu.
– Oczywiście, że nie. Parvati przyszła tu w jakąś godzinę po twoim odejściu. Nie mogła spać z powodu tych dzieci.
Skinęła głową i poprawiła krawat. Jak zwykle wszystko było proste, nawet najmniejszego zagniecenia, idealnie ułożone. Jedynie szatę wierzchnią miała rozpiętą. Na jego zdziwiony wzrok westchnęła.
– Muszę ją nieco poszerzyć. Trochę… urosłam. – Zerknęła na zegarek i jęknęła. – Och, jestem martwa! Spóźnię się. Do zobaczenia na śniadaniu!
I już jej nie było. Pokręcił głową i przyjrzał się dziewczynie leżącej na jego kolanach. Nie wiedział zbyt wiele na temat Parvati, pomimo tego, że była jego partnerką na Zimowym Balu. Lubiła plotkować razem z Lavender i miała talent do Zaklęć. Miała orientalną urodę i ciemnooliwkową cerę. Jednak, jak na jego gust, była zbyt hałaśliwa i egocentryczna.
– Parvati… Hej, Parvati! Jest prawie wpół do siódmej. Obudź się!
– Hmmm? – Usiadła, przetarła oczy i na jego widok zbaraniała. Dopiero po chwili niepewnie się zaśmiała. – Przepraszam, Harry. Nie chciałam zasnąć.
– Nie ma sprawy, sam kimnąłem. Powinniśmy powoli się zbierać, co?
– Tak, tak, oczywiście. Ummm… Dziękuję za wczoraj, naprawdę mi pomogłeś.
– Przecież ja nic nie zrobiłem! – Próbował się bronić.
– Po prostu byłeś obok, a ja potrzebowałam kogoś, komu mogłabym się wypłakać w ramię.
Wciąż myśląc o tym, jakie dziwne są dziewczyny, wszedł do swojego dormitorium i zaczął nakładać na siebie szatę. Dopiero kiedy skończył, obudził resztę.
– Która godzina? – wymamrotał Ron przewracając się na drugi bok.
– Prawie siódma. Za pół godziny śniadanie.
Neville od razu wyskoczył z łóżka i zaczął kompletować ubranie.
– Czegoś zapomniałem… Och, na pewno czegoś zapomniałem. Dlaczego wy wszyscy jesteście tacy świetni, a ja…?!
– Jesteś świetny, Neville – powiedział cicho Harry. – Gdyby nie twoja pomoc, to wczoraj byłbym martwy kilka razy. No i dostarczasz rośliny na te wszystkie eliksiry.
– Taka tam robota. – Machnął ręką, ale róż na policzkach zdradzał, że zrobiło mu się przyjemnie. Ron, jak zwykle, był zdecydowanie nieprzytomny i zakładał właśnie spodnie wywinięte na lewą stronę.
– Dlaczego zakładasz mugolskie jeansy?
– Bo te od mundurka sięgają mi powyżej kostek – powiedział, wyraźnie nieszczęśliwy, że musi tak wcześnie wstać. Humor poprawił mu się dopiero na śniadaniu. Nałożył sobie wszystkiego w dużych ilościach i z radosną miną pożerał. Kiedy dołączyła do nich Hermiona, pomachał jej ręką.
– Jesteś obrzydliwy, Ron.
– Jak było? – spytał widząc, że od strony bocznych drzwi do stołu nauczycielskiego kroczy Snape.
– Wyobraź sobie, że masz dwie lekcje Eliksirów przed śniadaniem. Tak właśnie było. Ginny patrzyła nieprzytomnie na stół Ślizgonów, więc kopnął ją w kostkę.
– Chcesz się zdradzić? – syknął.
– Nie, oczywiście, że nie. – Zarumieniła się po czubki uszu i za szybko wypiła sok z dyni. Ten moment wybrał Malfoy, żeby razem ze swoimi fanami przejść obok ich stołu.
– Weasley, czyżbyś tak bardzo cieszyła się z tego, że masz ludzkie jedzenie? – zaśmiał się paskudnie, ale Harry widział, że wcale nie jest mu przyjemnie to mówić.
– Czyżbyś się nie cieszył, że wróciłeś do Hogwartu? – odparła zwodniczo spokojnie, ale pięści miała zaciśnięte. – W końcu to raczej mało przyjemne siedzieć w pustym domu wiedząc, że twoi rodzice w tej chwili zabijają jedenastoletnie dzieci.
Zbladł i wycedził przez zęby.
– Pożałujesz tego, Weasley.
– Już się boję, Malfoy – prychnęła i obróciła się do Harry’ego. – Więc, jak mówiłam zanim nam bezczelnie przerwano, zamierzam startować na pozycję szukającego.
– To dobry pomysł. Nie mamy już Angeliny i Katie, więc przydadzą się nam nowi zawodnicy. Dean, chciałbyś?
Chłopak przez chwilę zastanawiał się, po czym skinął głową.
– Jasne. Kiedy zrobisz egzaminy?
– Sądzę, że w tę sobotę.
– W tę sobotę, panie Potter, ma pan szlaban.
Odwrócił się i zauważył Snape’a, który wrednie się uśmiechał. Witaj, szara codzienności.
– Za co, panie profesorze? Nie zdążyłem nic zrobić.
– Spytaj o to Granger. Będziesz wniebowzięty. Mam czterdzieści kociołków do czyszczenia.
Obrócił się przy łopocie swoich falujących szat i szybkim krokiem ruszył do lochów. Harry przeniósł ponure spojrzenie na Hermionę, która miażdżyła właśnie ciastko.
– Co się stało?
– Nic, to po prostu oślizgły dupek i tyle – warknęła, po czym spuściła głowę. – Gorzej będzie kiedy spojrzycie na tablicę punktów. Odjął nam za całe wakacje sto dwadzieścia pięć punktów.
– CO ZROBIŁ?!
– Panie Potter, proszę nie krzyczeć mi prosto do ucha.
Profesor McGonagall na swoje własne nieszczęście znalazła się tuż za Harrym, który podskoczył i krzyknął. Teraz masowała swoje ucho i westchnęła.
– Wiem dobrze co zrobił profesor Snape, ale i ja nie jestem mu dłużna. Odjęłam tyle samo Ślizgonom. – Zaciśnięte usta drgnęły jej w uśmiechu, ale po chwili przemawiała rzeczowym tonem. – Wasze plany zajęć. Potter. Weasley. Granger. Longbottom. Brown. Patil. Thomas. Finnigan. Pierwsza lekcja zaczyna się za dziesięć minut, więc proponuję się pospieszyć.
Harry zerknął na swój plan i jęknął.
– Znowu mamy najgorszy poniedziałkowy zestaw. Za dziesięć minut Eliksiry, potem dwie godziny Obrony, Zaklęcia i Transmutacja. Masakra…
Okazało się, że Ron i Hermiona mają dokładnie to samo z tą różnicą, że dziewczyna później miała jeszcze Starożytne Runy.
– Pociesz się, że jutro mamy tylko Zielarstwo i Historię Magii – dodał słabym tonem Ron.
– Nie narzekajcie – rzuciła dziarsko Hermiona i wstała. – Lepiej chodźmy. Nie chciałabym się spóźnić na Eliksiry. Dość już punktów straciliśmy.
Biegli niemalże na złamanie karku, ale i tak weszli do sali po Mistrzu Eliksirów.
– Minus pięć punktów od każdego z was. Miło, że w ogóle zaszczyciliście nas swoją obecnością. Siadać! – Kiedy usiedli, odezwał się ponuro. – To, na moje własne szczęście, jest wasz ostatni rok w tej szkole i mam nadzieję, że przez wakacje choć trochę rozumu wbiło się w wasze głowy. Jeśli nie, to powrócimy do zeszłorocznych, przyjemnych metod nauczania. Potter, do czego służy eliksir Jadowitego Słuchu?
Ręka Hermiony wystrzeliła w górę, co spotkało się z szyderczym prychnięciem, ale Harry westchnął. Jak zwykle.
– Nie wiem, panie profesorze.
– Minus pięć punktów od Gryffindoru. Weasley, co się stanie jeśli do akonitu dodam dzięgielnicę?
Hermiona zamrugała ze zdziwieniem, by po chwili lekko się uśmiechnąć. Jej ręka wciąż była w górze. Ron podrapał się po nosie, a Harry nagle zrozumiał przypominając sobie ich kłótnię w Norze na temat składników Eliksiru Księżycowego. Niepewnie podniósł dłoń. Snape najwyraźniej był zaskoczony.
– Czyżby coś wreszcie zostało w twojej głowie, Potter? Oświeć mnie – zadrwił.
– Jeśli dodamy dzięgielnicę do akonitu, wtedy eliksir będzie wyjątkowo silny.
– A kiedy dodamy rzeszotkę krzaczastą?
To było podchwytliwe pytanie, bo musiał wybierać między zadowoleniem Hermiony, a tym co się sprawdziło w praktyce. Przełknął ślinę.
– Eliksir będzie w sam raz i zadziała.
– Prawie dobrze – syknął nauczyciel i ze złością machnął różdżką w stronę tablicy. – Tutaj macie ingrediencje na podstawę do Veritaserum. Liczę, że będziecie potrafili to zrobić. Radzę uważać, bo łatwo wybucha.
Przeżyli tę lekcję tylko dlatego, że Hermiona dawała im półgębkiem informacje. Sama robiła to niemal instynktownie, bez żadnego wysiłku.
– Często to robisz? – szepnął do niej.
– Tak. To i Wielosokowy schodzą najszybciej.
Pod koniec lekcji Snape przeszedł się po sali i wykrzywił się przy kociołku Harry’ego.
– Minus dwadzieścia punktów za podpowiadanie, Granger. Możecie się rozejść.
Harry wychodził jako ostatni, coś mu się przypomniało i kiedy się obrócił od razu zapomniał. Snape wciąż stał koło jego stanowiska, ale tym razem opierał się mocno o stolik i wyraźnie zaciskał zęby.
– Panie profesorze, wszystko w porządku?
Drgnął, wyprostował się i obrócił do niego ze spokojną twarzą. Harry mógłby jednak przysiąc, że Snape nienaturalnie mocno się pocił i był znacznie bledszy, niż normalnie.
– Czy przypadkiem nie powinieneś się spieszyć na lekcje, Potter? Profesor Friedrich odpuszcza spóźnienia jedynie dziewczętom, a kiedy ostatnim razem sprawdzałem w aktach, nie byłeś młodą czarownicą.
– Może jakoś pomóc? Wciąż mam eliksir Rodwana…
– Wynoś się, Potter! – krzyknął, machnął różdżką i po chwili Harry stał na korytarzu, a drzwi od sali Eliksirów zatrzasnęły się z hukiem.
– Nie ma za co – wymamrotał pod nosem.
Hermiona weszła do sali Obrony przed Czarną Magią zdecydowanie zainteresowana. Hal podobno miał świetną wiedzę na temat Czarnej Magii i zdecydowanie przystępniejszy charakter, niż ich zeszłoroczny nauczyciel. Ze ścian znikły potworne ryciny, które przyprawiały ją o niestrawność, powieszono za to mnóstwo obrazów, które znała z poprzednich podręczników- rzucanie zaklęć i tym podobne. Odetchnęła i usiadła na swoim miejscu uśmiechając się do Neville’a.
– Wyspałeś się?
– Trochę tak- skrzywił się- Miałem koszmary, ale do tego można się przyzwyczaić. A jak tam Eliksiry?
– Jak zawsze, paskudne- parsknęła.
Widocznie chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zamknął usta, gdy do środka energicznym krokiem wszedł profesor Friedrich. Miał na sobie intensywnie błękitną szatę, która wspaniale współgrała z jego oczami. Nie mogła powstrzymać się od porównania Friedricha do Lockharta- mają upodobanie do tych samych kolorów. Reszta najwyraźniej pomyślała to samo, bo rozległy się szumy. Profesor stanął przed swoim biurkiem i uśmiechnął się szeroko.
– Witajcie, moi drodzy. Nazywam się Hal Friedrich i od dzisiaj jestem waszym nowym nauczycielem Obrony przed Czarną Magią. Przejrzałem konspekty waszych poprzednich nauczycieli i ze smutkiem muszę dodać, że macie mnóstwo materiału do nadrobienia. Tak naprawdę jedynie profesor Lupin i profesor Snape spełniali wymogi materiału.
Przy drugim nazwisku w sali wybuchła istna epidemia kaszlu, który został przyjęty z szerokim uśmiechem.
– Zdaję sobie sprawę z tego, że profesor Snape nie jest najcierpliwszym człowiekiem w tym zamku- kolejna fala kaszlu- ale z tego co wiem macie dobre podstawy do nauki w siódmej klasie. Czy są jakieś pytania?
Rękę podniosła Parvati.
– Profesor Snape w zeszłym roku naciskał na zrozumienie czarnej magii, na pojęcie jej istoty. Mógłby pan się jakoś do tego odnieść?
Mężczyzna przez chwilę myślał, w końcu skinął głową.
– Czarna magia to potężna siła, sama w sobie wystarczająco sprytna, by przeciągnąć na swoją stronę nawet najsilniejszych. Tak, panno Patil, profesor Snape dobrze zrobił, że tłukł wam na ten jeden temat. Musicie wiedzieć, że jeśli chociaż raz posłużycie się czarną magią, to już się przed nią nie obronicie. Ona wciąga, jest jak narkotyk, daje ci poczucie własnej wartości i przysięga jeszcze większą siłę. Jest na tyle sprytna, że znajdzie twoje słabości i wykorzysta je do przeciągania cię na swoją drogę. Każdy czarodziej w swoim życiu dochodzi do punktu, w którym styka się z czarną magią i tylko od niego zależy, czy skusi się na nią- rozejrzał się uważnie po sali, po czym odetchnął-Są tu sami członkowie Zakonu, więc mogę mówić nieco szerzej. Dobrze wiecie kim był profesor Snape i z tego tytułu powinniście brać jego słowa na poważnie. Jeśli ktoś będzie wam w stanie powiedzieć, jak niszcząca jest czarna magia i jak ciężko wyrwać się spod jej wpływu, to na pewno będzie to on. Nie używa jej, jeśli nie musi, ale ona wciąż w nim jest. Kusi go, nęci i składa przeróżne obietnice, a on musi staczać sam z sobą okrutną walkę, codziennie. To tak, jakbyście byli w rękach Śmierciożerców, wasza różdżka leży na wyciągnięcie ręki, ale zakazano wam jej wziąć do ręki. Rozumiecie teraz? NIGDY nie sięgajcie po czarną magię, choćby nie wiem jakie były okoliczności. Łatwo się stoczyć, czego dowodem są Śmierciożercy. Czarna magia podpowiada im, że są silniejsi i ważniejsi od całej reszty świata, że mogą po tę władzę sięgnąć. To ona
wykorzystuje ich miłość do bliskich i wmawia im, że jeśli nie wybiją wszystkich mugoli, to niedługo zacznie się kolejne polowanie na czarownice. Voldemort jawi im się, jako zbawca, ktoś, kto poprowadzi ich ku lepszemu światu. Nam to wydaje się śmieszne, ale czarna magia jest na tyle sprytna, że wmawia im, że to oni sami doszli do takich wniosków.
Harry wciągnął mocno powietrze, a ona wiedziała o co mu chodzi. Kiedy w Ministerstwie Magii dwa lata temu rzucił na Bellatrix Cruciatusa czuł się kimś wyjątkowym, silniejszym niż wszyscy Śmierciożercy naraz. Mówił jej, że wiele razy zastanawiał się nad tym, czy Niewybaczalne nie mogłyby im pomóc w zwycięstwie. Niepewnie podniósł rękę.
– Panie profesorze, czy jest jakiś sposób na wyrwanie się spod tego wpływu? Tak, jak to zrobił profesor Snape?
– Czy coś cię trapi, mój chłopcze?
Harry pokręcił się niepewnie.
– Raz… użyłem Cruciatusa, na Bellatrix. Później miałem różne głupie myśli.
Friedrich skinął głową.
– Zrozumiałe. Nigdy nie użyłem żadnego z Niewybaczalnych, ale nawet teraz męczy mnie czy nie pójść i nie wybić Śmierciożerców co do nogi. Do wyrwania się ze szponów czarnej magii jest potrzebna przede wszystkim siła woli, żelazna. Musisz mieć również dobry powód do odejścia. Na tyle dobry, by przebijał wszelkie obietnice, jakie składa czarna magia. Pomaga w tym również jakiś… szok, coś co uderzy cię pomiędzy oczy i wyostrzy ci wzrok na to, co robisz. Myślę, panie Potter, że w twoim przypadku chęć ochrony tych, których kochasz jest silniejsza od czegokolwiek innego. Tłumacz sobie za każdym razem, że gdybyś użył czarnej magii, to stoczyłbyś się i w efekcie twoi przyjaciele musieliby polować właśnie na ciebie. Wróćmy jednak do początku. Jestem tutaj, by nie tylko ostrzec was przed czarną magią, ale również nauczyć sposobów na obronę, która nie będzie wymagała czarnomagicznych zaklęć. Kilka z nich poznaliście już podczas wakacji, ale teraz zajmiemy się nimi również od strony teoretycznej. Mam kilka egzemplarzy podręczników, więc proszę, żebyście jakoś się nimi podzielili. Panie Potter, mogę na słówko?
Harry podszedł do biurka i przez chwilę rozmawiali. Jej przyjaciel miał zszokowaną minę, machał desperacko rękami, jakby chciał pokazać Friedrichowi, że chyba oszalał. Potem jednak zrezygnował z protestów i kiwał głową. Kiedy wrócił na swoje miejsce, szepnął cicho do Rona i Hermiony:
– Powiedział mi, że powinienem porozmawiać ze Snape’em. Te… głupie pomysły stają się coraz bardziej kuszące.
– Ta, i Snape niby ci pomoże? Jasne- prychnął Ron z pogardą.
– Nie bądź głupi, Ron. Harry, musisz z nim porozmawiać dopóki nie jest… za późno.
– Że CO mam zrobić?!- syknął Snape prosto w twarz swojego przyjaciela. Hal wiedział, że to będzie najtrudniejsza część zadania.
– No, powiedzieć mu o tym jak ty sobie z tym dajesz radę.
– Hal, ja rozumiem, że u niektórych ludzi w twoim wieku pojawia się demencja starcza, ale nie sądziłem, że ciebie to dotknęło. Jest mi wyjątkowo przykro z tego powodu.
I bez żadnych dodatkowych słów powrócił do jedzenia obiadu. Hal westchnął.
– Czy ty musisz być taki uparty?
– Gdybym nie był, to byś nie miał swojej ulubionej rozrywki w postaci niańczenia mnie.
– Sądzę, że wtedy znalazłbym coś innego. Daj spokój, Sev, to tylko kilka słów.
Zamrugał gdy pod jego brodą znalazł się widelec, a obsydianowe oczy wwiercały się w jego czaszkę.
– Co. Ja. Ci. Mówiłem. O. Tym. Sevie?!- wycedził przez zaciśnięte zęby, za każdym słowem mocniej przyciskając widelec.
– Odpuść sobie. Wiesz, że nie zmienię nawyku- uśmiechnął się złośliwie- Poza tym właśnie twoja opinia cierpi. Uczniowie patrzą na ciebie, jakbyś miał zamiar mnie zjeść na kolację. Cóż za perwersyjny pomysł.Zachichotał na widok zdegustowania widocznego na twarzy przyjaciela.
– Czasami zastanawiam się dlaczego znoszę twoją obecność.
– Ukryte skłonności masochistyczne?
– Pewnie tak. Co do Pottera, to moja odpowiedź brzmi: nie. I nie będę więcej na ten temat dyskutował!
– W takim razie ja mu powiem. – Kolejne wściekłe spojrzenie.
– Zdajesz sobie sprawę z konsekwencji, Hal? Ten dzieciak będzie chciał mnie zabić. Czy też raczej, bardziej niż dotąd. To nie jest zbyt komfortowa sytuacja, zwłaszcza, że jestem zmuszony współpracować z jego najlepszą przyjaciółką.
– Kilka słów, Sev. Nie możemy sobie pozwolić na to, by to właśnie Harry Potter został owładnięty żądzą czarnej magii.
– To się nie stanie. On ma coś, czego ja nie miałem- przyjaciół.
– Ale przecież Lilly…
– Przyjaźniła się ze mną tylko z powodu litości i wiesz, że ledwo to znosiłem- odparował wściekle- Nie kryła się z tą litością, wręcz przeciwnie. Na czole miała wypisane: „Och, zobaczcie jaka ze mnie dobra Gryfonka. Siedzę z tym biednym, znienawidzonym, ślizgońskim odludkiem”. Lilly Evans była bardzo ślizgońska w swojej gryfońskości.
– Nie rozumiem- zamrugał zdziwiony.
– Jak sądzisz skąd wzięły się jej mistrzowskie zdolności do Eliksirów, nad którymi tak bardzo rozpływał się Slughorn? Porozmawiaj z nim, to ci powie, że nie pamięta Lilly z pierwszych trzech lat. Od czwartej klasy korzystała z moich notatek, bo byłem na tyle głupi, żeby spisać jej wszystko aż do siódmej klasy.
– Wykorzystała cię?
Pierwszy raz to słyszał- Sev rzadko kiedy mówił o swojej przeszłości, a najmniej o Lilly Potter, wobec której miał dług, a przynajmniej tak sądził. „Wydałem ją Czarnemu Panu, podczas gdy ona w szkole rozmawiała ze mną. Owszem, z litości, ale i tak miałem do kogo otworzyć usta”.
– Tak, ale zrozumiałem to dopiero pod koniec piątej klasy. Byłem zbyt zajęty czym… innym, by zwrócić na to uwagę.
Te „inne zajęcia” to zgłębianie czarnej magii, o tym także wiedział.
– Wydanie jej Voldemortowi było dla ciebie tym właśnie ciosem pomiędzy oczy.
Dlaczego nie powiesz tego Potterowi?
– Och, jasne, już to widzę. „Widzisz, Potter, wydałem twoją rodzinę Czarnemu Panu i dzięki temu wróciłem na właściwą drogę. Bierz ze mnie przykład?!”. Nie bądź śmieszny, Hal.
Parsknął i wziął kawałek pieczeni do ust. To była druga dokładka i prawie już znikała.
– Wiesz, że jesteś żarłokiem?
Sev omal się nie udławił z oburzenia, a kiedy przełknął ryknął:
– CZY MÓGŁBYŚ SIĘ ZAMKNĄĆ?!
W sali zapadła cisza, a nauczyciele unisono rzucili oburzone: „Severusie!”. Mężczyzna zacisnął wargi i rzucił im spojrzenie, które wyraźnie posyłało ich wszystkich do diabła.
Hal zwijał się ze śmiechu i dosłownie leżał wyjąc na stole. Ściany Wielkiej Sali chyba jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziały. Uczniowie wpatrywali się zszokowani w stół nauczycieli, prócz nielicznych, którzy chowali szerokie uśmiechy za dłońmi. Dumbledore posłał im rozbawione spojrzenie i machnął dłonią.
– Nie przejmujcie się i kontynuujcie, inaczej ten wspaniały schab wystygnie.
Po chwili w powietrze wzniósł się zwykły gwar rozmów i szczękanie sztućcami. Dyrektor pochylił się do przodu i wyszeptał:
– Chłopcy, uspokójcie się.
– To on zaczął- syknął Snape, ale kiedy napotkał rozbawione spojrzenie Minerwy zarumienił się nieznacznie i, obrażony na cały świat, wrócił do jedzenia. Kiedy wychodzili z Sali Opiekunka Gryffindoru szepnęła:
– Och, błagam, naucz mnie tego.
– Czego?
– Wyprowadzania Severusa z równowagi. Dawno się tak nie ubawiłam- wpadła w niekontrolowany śmiech. Uczniowie byli poza zasięgiem wzroku i słuchu, więc mogła ponownie stać się tą wesołą czarownicą, którą była prywatnie.
– Prawie dwudziestoletnia praktyka, moja droga.
Roześmiany ruszył na dalsze zajęcia. Szósta klasa, Ravenclaw i Gryffindor. Co oznaczało pannę Weasley i pannę Lovegood. To dobrze, obie były sprytne, pojętne i śliczne. Wszedł raźnym krokiem do sali i uśmiechnął się.
– Witam, nazywam się Hal Friedrich i jestem waszym nowym nauczycielem Obrony przed Czarną Magią…
Czy planujesz druga część „bez cukru”?
Na tę chwilę nie, przykro mi.
Jestem zachwycony że odnalazłem tą stronę, ale z drugiej strony, ostatnio udało mi się dorwać epub Bez Cukru, z notkami autorki, i zarazem jej opowieściami o wenie, i ogólnie osobistymi notkami, uważam tą wersję za najlepszą, bo może i nie wiem o kogo chodzi, gdy autorka dziękuje po raz kolejny, jakiejś osobie za pomysły, ale czuję, w przeciwieństwie do czytanych wcześniej wersji, między innymi tej z Wattpada, że autorka jest drugim człowiekiem, i namacalnie dzieli się z czytelnikami swoimi perypetiami czy po prostu tym że nie ma weny haha.
Aaaa, wyślj mi proszę tego epuba! Bo mi niestety wersja z własnymi komentarzami etc. uciekła, a zupełnie jakoś ominęło mnie, że blox będzie znikał (wszystkie informacje trafiały do Spamu z jakiegoś powodu, chociaż propozycje o powiększeniu pewnych części ciała wlatywały bez problemu do Odebranych =.= . Bardzo bym chciała!
I BARDZO prepraszam, że dopiero teraz zauważyłam komentarz – stronka nie jest idealna, niestety, i nie zawsze dostaję powiadomienia, że coś przyszło… Twój niestety nie przyszedł 🙁
Autorko, mam 2 pytania
1. Czy planujesz w najbliższym czasie część drugą? (Czytałam całość, mam w pdfie, już 4 razy i dalej mi się nie znudziło😉)
2. Czy mogę opowiadanie udostępnić na Wattpadzie? W opisie oczywiście byłaby informacja że opowiadane tylko udostępniam, nie jestem autorem, a dzięki temu mogłoby dotrzeć do większej ilości osób😁
Hej 🙂 Na tę chwilę nie planuję pisanie drugiej części. I, ponieważ ta stronka powstała, nie zezwalam już na udostępnianie na Watpadzie, zwłaszcza, że troll i tak zgłasza każde Bez cukru, które jest umieszczane i admini usuwają.
Hej 😁 mam pytanko. Czy mogłabyś wysłać mi malutkie opowiadanie w pdf? Mega mi na tym zależy 🙈🙈 na ten email:. [email protected]
Z góry dziękuję ❤️❤️
Siemka, kiedy będą dodane nowe rozdziały? Nie chce pośpieszać ani nic, ale nie mogę się doczekać reszty.
Hejka! Wiem, przepraszam za prokrastynację >.< Będę wrzucała niedługo, może nawet z czyjąś pomocą! Problem polega na tym, że nie mam oryginalnych plików, w których pisałam Bez Cukru, bo komp mi się spsuł i nie dało się ich odzyskać, przez co pracuję na pdfie przekonwertowanym na doc, a to niestety nie jest idealne - zjada mi myślniki, entery, a czasami z jakiegoś powodu te entery ponownie dodaje, więc edycja tego to orka na ugorze.
Hej hej! Kiedy będziemy mogli się spodziewać kolejnych rozdziałów? Wszystko na spokojnie, ale tak bardzo nie mogę doczekać się dalszej części 🙈. Kocham te opowiadanie odkąd pierwszy raz przeczytałam je kilka lat temu. A Ciebie normalnie kocham za to, że je napisałaś! ❤️
Hej, dziś wlatują następne 🙂 Cieszę się, że dalej się podoba!
zmieniaj jej perspektywę, zmieniaj 🙂Wróć do czytania
obie te rozmowy są niesamowicie dobrze napisane 🙂Wróć do czytania
talent aktorski z obydwu stron – ciekawe jak będą/gdzie sobie dla odmiany słodzić w czasie roku szkolnego 🙂Wróć do czytania
a wcześniej anulował 485, także…Wróć do czytania
genialne dręczenie uczniów i pamięci długotrwałej 😛Wróć do czytania