Rozdział 16

Kiedy Harry zszedł na śniadanie, wyspany i zadowolony z życia tak, jak to w czasach wojny tylko możliwe, zdziwił się widząc przy stole Hermionę.
– Nie powinnaś być… gdzie indziej?
– Też cię miło widzieć, Harry – czytała Proroka Codziennego i jadła grzanki. – Dzisiaj dostałam wolne na rano.
– Coś nowego?
– To samo co zwykle. Dumbledore jest złym czarodziejem, Umbridge chce rejestrować czarodziejów urodzonych w mugolskich rodzinach, Hogwart powinien zostać poddany kontroli i tym podobne.
– Czyli standard. Ginny, podasz mi ser? – dziewczyna nieprzytomnie wpatrywała się w stół Ślizgonów, gdzie Draco Malfoy flirtował z Milcentą Buldstrode. – GINNY!
Podskoczyła i zarumieniła się głęboko.
– Możesz mi podać ser?
– Och, jasne. Proszę.
– Nie martw się – powiedziała Hermiona zza gazety – on to robi dla przykrywki.
– Wiem, ale nie musi mi się to podobać, prawda?
– Jasne, że nie. Muszę iść, bo za kilka minut mam Numerologię na wieży zachodniej. – Podniosła torbę i kiedy się prostowała, jęknęła lekko masując okolice krzyża. Harry spojrzał na nią z podejrzliwością.
– A tobie co?
– Mały wypadek przy eliksirze…
– Jak mały?
– Jeśli Snape nie doprowadził sali Eliksirów do porządku to za kilka godzin sam będziesz mógł ocenić. Do zobaczenia na Transmutacji!
Harry zerknął na stół nauczycielski i zauważył, że Snape również jakoś dziwnie się porusza. Najwidoczniej i jemu się oberwało – pomyślał z mściwym uśmiechem. Ron usiadł obok niego i skrzywił się.
– Hermiona mnie unika, czy tylko mi się tak wydaje? Kiedy minąłem się z nią w drzwiach rzuciła jedynie: „dzień dobry”, spiekła raka i pobiegła dalej.
Ginny podniosła głowę jednym szarpnięciem i zapytała podejrzliwie:
– Jesteś pewien, że spiekła raka?
– No przecież. Pewnie zauważyła jaki stałem się popularny – uśmiechnął się do Hanny i pomachał jej – i teraz jest zazdrosna.
– Eee… To raczej mało prawdopodobne, Ron. Ona nie jest tym typem dziewczyny.
– Kto wie… Jak ci idzie Oklumencja, Harry?
Chłopak prawie polał się sokiem z dyni.
– Kiepsko, a Snape wcale mi nie pomaga. Czasami mam wrażenie, że on specjalnie włazi mi głęboko w głowę i wybiera te wspomnienia, które są bolesne.
– Czyli robi dokładnie to, co zrobi Voldemort jeśli będzie miał taką okazję – rzuciła lekko Ginny i posłała mu krzepiący uśmiech. – Sądzę jednak, że dasz radę. Wierzę w ciebie, Harry.
– Dzięki… Niezłe pocieszenie – zaśmiał się gorzko. – Ron, a jak wam idzie?
Rzucił Muffliato tak, by tylko ich trójka usłyszała odpowiedź chłopaka.
– Dobrze. Wczoraj założyliśmy pluskwy u Ślizgonów. W sobotę bierzemy się za słuchanie nagrań. Dumbledore i Snape mają nam przygotować listę szyfrów, jakimi Śmierciożercy się posługują lub posługiwali. Malfoy nam pomógł wejść do środka. Dzisiaj idzie Hanna, do dormitoriów dziewczyn – westchnął z żalem. – Szkoda, że chłopacy nie mogą wchodzić do żeńskich pokojów…
– Jesteś beznadziejny – parsknęła Ginny i posmarowała grzankę dżemem. – Tak właściwie to przeprosiłeś Hermionę za tamten występ?
Chłopak poczerwieniał, a Harry’emu zrobiło się przykro.
– No… Tego… Ona w sumie tego nie słyszała, więc…
– Mam napisać do mamy? – spytała ponuro, prześwietlając go brązowymi oczami.
– Nie, oczywiście, że nie! Ginny, Dumbledore dał mi wybór. Powiedział, że nikt mnie nie będzie do czegokolwiek zmuszał. A ja nie czuję się winny.
– Zerwij z nią.
Obaj chłopcy spojrzeli na nią wielkimi oczami. Ron spurpurowiał ze złości.
– O czym ty gadasz?!
– Powiedz mi, tak szczerze dla odmiany, dlaczego z nią jesteś?
– Kocham ją! – uderzył pięścią w stół, a Harry rzucił dodatkowo zaklęcie rozpraszające. Nikt nie spojrzy w ich stronę.
– Oczywiście twoja miłość wyraża się w ukradkowych pieszczotach i flirtach z innymi dziewczynami?
– Co masz na myśli?
– Daj spokój, czy ty z nią w ostatnich miesiącach w ogóle rozmawiałeś na poważnie? Bo mnie się wydaje, że dobierasz się do niej za każdym razem, gdy jesteście razem. Poza tym flirtowałeś z Hanną przez całe wesele, zostawiając Hermionę samą.
– Ona wolała tańczyć z tym tłustowłosym dupkiem!
– Tańczyła z nim dosłownie dwie minuty, a wesele trwało nieco dłużej z tego, co pamiętam. Gdyby nie to, że się kompletnie spiłeś pewnie przespałbyś się z którąś z kuzynek Fleur. Wiem, że nie spędziłeś tej nocy w swoim pokoju. Ciągle śliniłeś się na widok Gabrielle, nawet gdy obok stała twoja „ukochana”.
– Ja… – przez chwilę szukał słów, by po chwili westchnąć. – Nie wiem. Wydawało mi się, że ją kocham, ale ona jest… Zimna, nieczuła, w ogóle się mną nie interesuje. Ciągle tylko siedzi z nosem w książkach, a kiedy próbuję ją pocałować, to odskakuje jak oparzona. Jest zupełnie inna, niż się wydawało.
– Każde z nas się zmieniło – powiedział cicho Harry. – Wiele się zmieniło od zeszłego roku. Popieram Ginny. Zerwij z Hermioną. Daj jej wolność i nie męczcie się.
Ron przez chwilę myślał, po czym westchnął ciężko.
– Myślicie, że będzie chciała dalej być moją przyjaciółką?
– Jasne – roześmiała się Ginny. – Tego nigdy ci nie odmówi, nawet gdybyś zaczął chodzić z Parkinson.
– Ugh… Obrzydlistwo, nawet mi o tym nie wspominaj!
Zjadł szybko i po chwili już rozmawiał z Hanną. Harry uśmiechnął się do rudowłosej.
– Ładnie rozegrane.
– Dzięki. Mam jedynie nadzieję, że kiedy Hermiona kogoś sobie znajdzie, to wy się od niej nie odwrócicie, choćby nawet był to Snape – zaczęła się śmiać.
– Ginny, ja jem – skrzywił się i odsunął talerz od siebie. – Hermiona może chodzić z kim tylko chce, przynajmniej takie jest moje stanowisko.
Zdjął zaklęcie i zaczął rozmawiać z Lavender, która zastanawiała się czy nie powinna przypadkiem skrócić włosów. Dziwne, że jego trzy przyjaciółki – Ginny, Hermiona i Luna mało przejmowały się swoim wyglądem, podczas gdy cała reszta dziewczyn nie zastanawiała się nad niczym innym. Miał już zacząć ziewać, gdy Hedwiga przyniosła mu list. Rozpoznał pismo Remusa i zrobiło mu się znacznie weselej.

Drogi Harry,

jak się czujesz? Mam nadzieję, że udało ci się jakoś przeskoczyć nad tym, co się stało na peronie Hogwartu. Mnie wciąż śnią się koszmary.

Zastanawiałem się, czy by nie skontaktować się z tobą za pomocą kominka pani Hooch, ale Tonks doradziła mi, że list będzie lepszy. Mieszkamy już razem, tak na poważnie. Przekaż Hermionie, że Tonks zrobiła w końcu to, co ona sama by zrobiła. Pobraliśmy się. Wybacz, że nie zaprosiliśmy Ciebie, Rona, Hermiony i Ginny, ale to był wyjątkowo krótki ślub, po którym oboje ruszyliśmy do swoich zadań. Dzidziuś ma się dobrze i za trzy miesiące Tonks dostaje roczny „urlop” od Zakonu. Nie jest z tego powodu zadowolona, ale ja się cieszę.

Ćwicz Oklumencję, Harry, ćwicz. Powiedz Ronowi, że trzymam za niego kciuki – oby znalazł jakieś użyteczne informacje. Hermiona niech nie zważa na… przeciwności losu i dalej pracuje nad tym, co zamierza stworzyć. Ginny da sobie radę, wiem o tym – jest wspaniałą osobą i trudno jej nie lubić.

Tonks przesyła wam wszystkim całusy, a ja uściski,
Remus

Ginny spoglądała na niego ciekawie.
– Co tam masz?
– Remus do mnie napisał. Pobrali się z Tonks.
– To wspaniale! Czekaj, aż powiem D… Deanowi – dodała, szybko się poprawiając. Wiedział, kogo miała na myśli i poczuł lekkie ukłucie zazdrości. Po chwili jednak mu przeszło, gdy podeszła do nich Luna, wyglądająca na nieco przybitą.
– Hej, Luna. Jak tam?
– W porządku. Tata właśnie przesłał mi najnowszego „Żonglera”. W środku jest najnowszy artykuł na temat chrapaka krętorogiego – uśmiechnęła się lekko.
– To super. A my właśnie dostaliśmy wiadomość, że Remus i Tonks się pobrali.
– To miło, że Remus w końcu się zdecydował. Tonks wiele razy płakała sądząc, że on jednak jej nie chce. Ginny, za chwilę mamy Eliksiry, a profesora Snape’a już nie ma przy stole. Wolałabym się nie spóźnić. Potrafi być przykry.
– Jasne, już idę. Trzymaj się, Harry!
Pomachał im i potarł skronie – głowa często go bolała i nawet pani Pomfrey nie umiała z tym nic zrobić. Voldemort… Chciałby go pokonać, chciałby uratować wszystkich swoich przyjaciół. Podniósł wzrok i rozejrzał się po Sali – tylu ludzi, większości nawet nie zna, ale to ich życie zależy od tego, co postanowi. Nie mógł popełnić tego samego błędu, co przy Syriuszu. Powinien zdecydować co ma robić, ale nie lecieć na oślep w niebezpieczeństwo. Gdyby tak miał siłę, która pozwoliłaby mu na uratowanie wszystkich. Czarna magia… Niby Friedrich mówił, że jest niebezpieczna i wciągająca, ale jeśli tak nie jest? Jeśli naprawdę jest tym, czego potrzebuje? Kiedyś usłyszał, że ogień należy zwalczać ogniem. A gdyby tak… NIE! Co mu po głowie chodzi?! Zbladł gdy zauważył, że jest w połowie drogi do biblioteki. Dział Ksiąg Zakazanych był jego celem, czuł to. „Jest na tyle sprytna, że znajdzie twoje słabości i wykorzysta je do przeciągania cię na swoją drogę”. Och, no to się wkopał. Chce, czy nie chce, musi porozmawiać ze Snape’em. To już kwestia życia i śmierci.

 

Lekcja Eliksirów zdecydowanie nie należała do najprzyjemniejszych w jego szkolnej karierze. Snape wpadł do środka i od razu na tablicy pojawił się napis “Zasady bezpieczeństwa.”
– Ponieważ w tej klasie jest kilku idiotów, którzy nie potrafią w sposób bezpieczny dla swojego otoczenia uwarzyć najprostszych eliksirów, powtórzymy sobie podstawowe zasady. To – wskazał palcem na jakąś zieloną breję, która szpeciła i tak brzydką ścianę – jest właśnie efekt czyjejś głupoty. Substancja, która po zetknięciu się z jakąkolwiek materią twardnieje do konsystencji kamienia. W dodatku malowniczo wybucha. – Harry musiał powstrzymać uśmiech, bo właśnie zrozumiał, dlaczego Hermiona i Snape mają problemy z prostowaniem się. – Śmieszne, Potter? Gdybyś dostał tym w oko – oślepłbyś. Gdyby przykleiło ci się to do twarzy, to umarłbyś w kilka minut. Miałbyś zatkane betonem usta, podobnie nos. Z twoimi beznadziejnymi niewerbalnymi zaklęciami nie byłbyś w stanie się tego pozbyć. Nawet gdybyś był w stanie czarować myślami, to jedyne co mogłoby ci przyjść do głowy to wysadzenie substancji razem z twarzą. Efekt byłby taki sam – śmierć. Parkinson, pierwsza zasada bezpieczeństwa?
– Przeczytać trzy razy instrukcje i dopiero wtedy brać się do pracy.
– Dziesięć punktów dla Slytherinu. Weasley, druga zasada?
– Em… – Ron zaczął gorączkowo szukać odpowiedzi. – Nie machać różdżką bez sensu?
– To zasada trzecia. Dziesięć punktów od Gryffindoru. Granger?
– Przygotować się odpowiednio poprzez związanie włosów, podwinięcie rękawów i założenie fartucha ochronnego.
– Poprawnie, jednakże twoje włosy zdecydowanie łamią ten punkt. Dziesięć punktów od Gryffindoru. Trzecią zasadę powiedział nam Weasley. Malfoy, zasada czwarta?
– Oczyścić miejsce pracy, by żadne niepożądane elementy nie zostały przez przypadek wrzucone do kociołka.
– Co dotyczy również okruszków chleba, panie Finnigan. Dziesięć punktów dla Slytherinu, dziesięć punktów od Gryffindoru. Zasada piąta, Potter?
Był na to przygotowany.
– Większość zaklęć wypowiadać niewerbalnie. Snape odezwał się szorstko.
– Dlaczego?
– Proszę?
– Wersja dla idiotów: dlaczego należy wypowiadać zaklęcia niewerbalnie? Granger, przestań wywoływać tajfuny i opuść tę rękę. Pytam Pottera, nie ciebie.
Dziewczyna zaczerwieniła się po koniuszki uszu, ale opuściła dłoń. Harry gorączkowo myślał.
– Sądzę, że w ten sposób unikamy… błędów przy wypowiadaniu zaklęcia na głos?
– Cóż za błyskotliwa dedukcja, Potter. Bo przecież wypowiadając zaklęcie niewerbalnie nie możemy się pomylić, prawda? – Snape drwił w najlepsze, powodując, że dłonie Harry’ego zacisnęły się w pięści. – Dla twojej wiadomości, Potter, zaklęcia niewerbalne stosuje się, by nie zakłócać koncentracji innych, a także przy zaklęciach wielotorowych.
– Przy czym? – wyrwało mu się i od razu zrozumiał, że właśnie zarobił całą godzinę szyderstw.
– Zaklęcia wielotorowe, Granger?
Hermiona drgnęła, jakby zdziwiona, że bez podniesienia ręki ma możliwość odpowiadania, ale szybko się zreflektowała.
– Zaklęcia wielotorowe to takie, przy których koncentrację trzeba rozszczepić i poszczególne strumienie skupić na różnych punktach. Można używać jednego zaklęcia, a ilość strumieni zależy od siły koncentracji i potęgi danego czarodzieja.
– Co oznacza – wszedł jej w zdanie Snape – że ty, Potter, możesz utworzyć góra dwa strumyki, podczas gdy ja bez problemu tworzę ich nawet dwieście. Zrozumiałeś?
– Tak, panie profesorze.
– Wspaniale, zobaczymy czy uda wam się wykonać dwa kociołki jednej mikstury jednocześnie. Zacznijcie od eliksiru na czkawkę, najprostsza rzecz pod słońcem, wymaga jednak zaklęcia. Życzę sobie byście wypowiedzieli je jednocześnie dla dwóch kociołków, NIEWERBALNIE. Każdy kto się odezwie traci dwadzieścia punktów dla swojego domu. Zaczynajcie.
Pod koniec lekcji, ku uciesze Harry’ego, Gryffindor stracił jedynie 40 punktów, podczas gdy Slytherin aż 100. Snape był wściekły i przez chwilę chłopak zastanawiał się, czy jest sens na rozmowę z dynamitem, który ma podpalony lont, ale kiedy spojrzał w błękitne oczy Rona od razu przypomniał sobie te wszystkie okropne myśli.
– Idźcie przodem – szepnął przyjaciołom. – Muszę coś załatwić.
– Ale o co…? – zaczął mówić Ron, ale Hermiona pociągnęła go za łokieć i prawie wywlekła z sali. Harry podszedł do biurka i odchrząknął.
– Panie profesorze…
– CZEGO, POTTER?! – ryknął Mistrz Eliksirów, po czym rzucił mu mordercze spojrzenie.
– Moje myśli dotyczące użycia czarnej magii robią się coraz częstsze i dzisiaj ocknąłem się w połowie drogi do Biblioteki. Ja… szedłem do działu Ksiąg Zakazanych.
Wszystko to wyrzucił z siebie tak szybko, jak się dało, żeby Snape nie zdążył się wtrącić. Jego profesor stał teraz przed nim z nieodgadnionym wyrazem twarzy, a po chwili sięgnął po różdżkę.
– Rzadko kiedy to robię, ale muszę cię poprosić o wgląd do twojego umysłu – kiedy Harry otworzył usta, przerwał mu władczym uniesieniem dłoni. – Potrzebuję informacji, Potter. Muszę wiedzieć jak daleko zaszedł ten… proces, by wiedzieć jakie środki przedsięwziąć. Musisz zdjąć wszelkie zabezpieczenia i nie bronić się przed moją obecnością. Czy to jasne?
– O… Oczywiście.
– Na trzy. Raz. Dwa. Trzy. Legilimens.
Harry siedział w Pokoju Wspólnym i marzył o sile, która pozwoliłaby mu na ocalenie przyjaciół. Siedział przy stole w Wielkiej Sali i myślał o tym, że czarna magia nie może być taka zła, nawet jeśli Friedrich tak twierdzi. Nagle, jakby jakaś zapadka w jego umyśle się otworzyła i zobaczył samego siebie wstającego, zabierającego torbę, ignorującego powitanie Ernie’go i ruszającego korytarzem w kierunku biblioteki. Jakiś głosik w jego głowie szeptał: „To jest sposób, by ich uratować. To jest sposób, by mieć siłę, jakiej nawet Voldemort nie posiada. Przeczytasz tylko kilka książek, nic więcej. Hermiona przecież cały czas czyta i to tomy z działu Ksiąg Zakazanych i nic jej nie jest, prawda? To, że wydaje się być nieobecna nie jest tym spowodowane. Martwi się Ronem. Ty jednak będziesz silniejszy od nich wszystkich, to od ciebie wszystko zależy. Od ciebie…”.
Kiedy poczuł, że zaklęcie jest zdejmowane, odetchnął i spojrzał niepewnie na Snape’a. Mężczyzna gładził długim, bladym palcem swoje cienkie wargi, najwyraźniej zagłębiony w myślach. Po chwili jednak spojrzał mu prosto w oczy.
– Jesteś daleko, Potter, ale nie na tyle daleko, byś nie mógł wrócić. Dzisiaj masz pojawić się w moim gabinecie o dwudziestej. A teraz wynoś się.

 

Oczy Hermiony omal nie wyszły z orbit – Harry sam z siebie przyszedł porozmawiać z profesorem Snape’em? Musiało z nim być naprawdę źle. Stali teraz przed biurkiem Mistrza Eliksirów i rozmawiali przyciszonymi głosami. Dokładniej Snape syczał, Harry wściekle zaciskał pięści i wymieniali między sobą pełne nienawiści spojrzenia. Było to dalekie od przyjacielskiej pogawędki. Co dziwniejsze, profesor McGonagall stała właśnie obok niej i machała nad nią różdżką.
– Po co pani to robi, pani profesor?
– W zeszłym tygodniu profesor Slughorn założył te śmieszne kratki przeciwko truciznom. Niestety, dzisiaj kończą swoją przydatność. Udasz się z profesorem Snape’em do kanałów i będziesz zakładała odpowiednie zaklęcia. Profesor dokładnie ci powie, jakie.
– Tam… tam jest ciemno? – przełknęła głośno ślinę. Starsza kobieta wiedziała o co jej chodzi.
– Będziesz miała różdżkę, więc nic ci nie grozi. No i nie będziesz sama.
– Wielkie dzięki za takie towarzystwo – mruknęła, czym zasłużyła na rozbawione spojrzenie swojej głowy Domu.
– Czasami zastanawiałam się, czy nie powinnaś znaleźć się w Ravenclawie z takim mózgiem, ale teraz jestem już całkowicie pewna, że powinnaś być w Gryffindorze. Od pierwszej klasy nadstawiałaś kark dla swoich przyjaciół, ale to zrobiłby nawet Puchon. Przyjaźń jest ważna dla wszystkich domów, prócz Slytherinu. Jednakże wykłócanie się i dyskutowanie z Severusem, głową Slytherinu, przypomina drażnienie i tak wściekłej kobry. Coś, do czego jedynie prawdziwy Gryfon jest zdolny.
– Pani profesor, KAŻDY, nawet Hanna Abbot, zaczęłaby się kłócić z profesorem Snape’em, gdyby musiała spędzić z nim tyle czasu. Muszę pyskować, inaczej zwariowałabym.
Profesorka zachichotała.
– Też prawda. Co nie zmienia faktu, że jestem dumna z ciebie, moje dziecko.
Uśmiechnęły się do siebie, a Hermiona poczuła, że ma czerwone policzki – tak miło było być chwaloną przez kogoś, kogo uważa się za autorytet. Chciała coś odpowiedzieć, ale w tej chwili Harry ryknął:
– ŻE JAK?! KŁAMIE PAN!!!
Snape patrzył spokojnie na wrzeszczącego chłopaka, jakby się tego spodziewał.
– Potter, po co miałbym kłamać?
– Obrażał pan mojego ojca, a teraz matkę?! Jak pan śmie!!!
– Potter, albo mnie wysłuchasz, albo możesz sobie iść w diabły i obudzić się z krwią takiej na przykład panny Granger na rękach. Tego chcesz?
Hermiona drgnęła, kiedy ją wspomniano, a dzikie spojrzenie jej przyjaciela w niczym nie pomogło. Czyżby czarna magia miała na niego aż tak wielki wpływ?
– Niech pan… przejdzie do sedna – mruknął zrezygnowany chłopak i ponownie zaczęli szeptać. Po jakiejś godzinie, w czasie której profesor McGonagall wciąż rzucała na nią zaklęcia, Harry wyszedł, wyglądając na lekko chorego, a Snape spojrzał na dwie kobiety niechętnie.
– Już?
– Jeszcze chwilka, Severusie. Sporo zaklęć wymagasz.
– Nie mam możliwości wejścia do niektórych odpływów i Granger będzie zdana na siebie. Głupio byłoby umrzeć podczas wojny tylko dlatego, że jakiś wąż ją ukąsił. – Zbladła i zauważyła, że pomimo wypowiadanych słów słyszy w jego głosie satysfakcję. Witamy z powrotem, przerośnięty nietoperzu z lochów – pomyślała ponuro.
– Jeśli to z powodu węża, to cała wina spadnie na pana, profesorze. W końcu godłem Slytherinu jest wąż, czyż nie tak?
– Co nie oznacza, że potrafię z nimi rozmawiać. Przypuszczam więc, że wina spadnie na Pottera.
Zagotowało się w niej i zacisnęła zęby. Snape spojrzał na nią triumfująco i rzucił jadowicie:
– Przegrałaś. Jutrzejsze kociołki są twoje.
– Przynajmniej nie będzie ich więcej niż dziesięć.
– To się jeszcze zobaczy. Z powodu naszych… gości, Dumbledore potrzebuje gigantycznych ilości Veritaserum. Poza tym jutro warzymy Eliksir Rodwana, więc nie pij żadnej kawy, za to jedz dużo – zerknął z pogardą na jej sylwetkę i prychnął. – Przynajmniej co do tego ostatniego nie muszę się martwić.
– Severusie, przestań!
– Nie mam jedenastu lat, Minerwo. Skończyłaś?
– Tak.
– W takim razie co tutaj jeszcze robisz?
– Nie ma za co – mruknęła wychodząc. Kiedy tylko zamknęły się za nią drzwi Snape zaczął mówić.
– To, co będziemy dzisiaj robić nie jest zabawą. Musisz do perfekcji wyuczyć się dwunastu zaklęć i w jakich miejscach je umieścić. Musiałem wyprosić Minerwę z innego powodu niż to, że mnie irytuje: te zaklęcia to tajemnica przeznaczona jedynie dla Mistrzów Eliksirów i zdradzając ci ją narażam zarówno twoje, jak i moje życie. Rozumiesz?
– Tak.
– Patrz uważnie. Jeden błąd i cały Hogwart może umrzeć w bólu.
– Ale jeśli każdy Mistrz Eliksirów zna te zaklęcia, to zna je również Fekete, prawda? A jeśli znajdzie sposób na obejście ich?
Snape uśmiechnął się złośliwie.
– Nie zrobi tego. Te zaklęcia są tak zbudowane by nie przepuszczać niczego poza czystą wodą. Sprawdzają dogłębnie jej skład i niszczą to, co nie jest wyłącznie dwoma cząsteczkami wodoru i jedną tlenu, połączoną odpowiednim wiązaniem. Fekete zdaje sobie z tego sprawę i wie, że zostanę zmuszony rzucić te zaklęcia na Hogwart, więc nie będzie się bawił w szukanie sposobu na coś, co działa od tysięcy lat. Wie, że te zaklęcia zostały stworzone kiedy warzenie eliksirów było sztuką przeznaczoną wyłącznie dla wybranych. To jedne z najpotężniejszych zaklęć, jakie zna nasza współczesna magia. Niszczą magię, rozbijają ją i obracają w nicość. Oczywiście tylko wtedy, kiedy są rzucone idealnie – spojrzał najpierw na zieloną plamę na ścianie, następnie na nią i uniósł szyderczo jedną brew.
– Dam radę. Z Zaklęć zawsze byłam dobra.
– Och, nie wątpię. Tylko, że to, czego cię nauczę, nie ma nic wspólnego z głupim wymachiwaniem różdżką. Tutaj potrzebna jest absolutna koncentracja. Patrz dokładnie.
Nie mogła nic poradzić na to, że patrzyła na niego z podziwem. W powietrzu aż było czuć magię – nigdy nie spotkała się z tak potężnymi czarami, a Snape wydawał się je robić od niechcenia. Całkowicie zatraciła się w tej magii – wyczuwała ją każdym zmysłem, rozkoszowała się jej smakiem, zapachem i dźwiękiem. Kiedy Mistrz Eliksirów skończył, westchnęła ze smutkiem, by po chwili zamrugać ze zdziwienia. Stała tuż przed swoim nauczycielem, mimo że kiedy rzucał zaklęcie byli w odległości kilku kroków od siebie i to on teraz stał na swoim poprzednim miejscu.
– Taka magia przyciąga, prawda? – powiedział poważnie, jakby nieświadom tego, że prawie na nim leży jego uczennica. Odsunął ją i fuknął. – Zapomniałem o tym. Trzeba będzie rzucić na ciebie dodatkowe zaklęcia.
– Po co, profesorze? – zapytała słabym głosem, czując, że drżą jej kolana.
– Właśnie po to – wskazał na nią długim palcem. – Nie chciałbym później tłumaczyć dyrektorowi dlaczego uczennica, która miała być moją asystentką, przyszpiliła mnie do ściany.
– Nic takiego nie zrobiłam! – krzyknęła oburzona, czując, że policzki ma koloru włosów Rona.
– Robiłaś to, dopóki nie przestałem wymawiać zaklęcia – uśmiechnął się paskudnie. – Ciekawe, co powiedziałby na to twój drogi pan Weasley, Granger? Niestety, na rozrywkę nie mamy czasu, więc nie ruszaj się przez chwilę, muszę dokładnie wypowiedzieć inkantacje. W przeciwnym wypadku może dojść do wątpliwie przyjemnych wydarzeń.
– O, przepraszam, ale wydawało mi się, że jest pan ode mnie silniejszy. Co za problem mnie odsunąć?!
– Czy ty w ogóle mnie słuchałaś?! – wysyczał wściekle, ale nie uszło jej uwadze lekkie zabarwienie policzków na mocniejszy kolor. – Do rzucania tych zaklęć potrzebna jest KONCENTRACJA! Jak niby miałbym się koncentrować, gdybyś się na mnie uwiesiła?! Myśli o tym, żeby ciebie zabić byłyby silniejsze niż skupienie.
Zaczął mruczeć coś pod nosem i po chwili poczuła kolejną warstwę czarów…

 

 

– Tu jest ciemno…
– Oczywiście, że jest tutaj ciemno, geniuszu. To są kanały, nie szkolne błonia – westchnął i warknął. – Lumos!
Oczom Hermiony ukazała się wysoka na ponad trzy metry rura, a oni sami brodzili prawie po pas w czystej wodzie. No, Snape zdecydowanie w okolicy ud, a ona nieco powyżej pasa. Nie mogła się powstrzymać przed podziwianiem, kiedy szli przed siebie.
– Łał… Zaczynam wierzyć, że ten bazyliszek był gigantyczny. Zastanawiałam się jakiej on jest wielkości, skoro poruszał się rurami. Teraz już wiem.
– Cudowny dowcip – zachichotał Snape, wyraźnie potwierdzając swoją przynależność do Slytherinu. – Umieścić śmiercionośnego gada tuż pod nosem pozostałej trójki założycieli.
– Slytherin miał chore poczucie humoru co, jak zauważyłam, przenosi się na każde pokolenie Ślizgonów.
Zarobiła ponure spojrzenie i pociągnięcie wielkiego nosa.
– Nie wiem, o co ci chodzi, Granger. Dla Gryfonów Ślizgońskie poczucie humoru jest zbyt wysublimowane.
– Zbyt okrutne, chciał pan powiedzieć.
– Znalazłbym ci przykład przynajmniej czwórki Gryfonów, których poczucie humoru przekracza nawet pojęcie słowa „okrutne”. To, jaki jest człowiek, nie zależy od jego Domu. Spójrz na takiego Pettigrew i pomyśl, że on też był kiedyś w Gryffindorze.
– Niech mi pan nie przypomina!
– Nie żal ci małego Glizdogonka? – zadrwił. – Przecież był typowym Gryfonem: tchórzliwy, pełen bojaźni, szukający silnych przyjaciół, atakujący, kiedy miał przewagę…
– Niech pan przestanie!!!
– Czyżbym powiedział coś nie tak?
Ten niewinny ton spowodował, że jej złość, dotąd hamowana, wybuchła niczym fajerwerki Filibustera.
– Sama wiem, jaką szumowiną był Glizdogon! I jacy okropni byli Syriusz, Remus i tata Harry’ego! Oni jednak byli wyjątkami! Są inni, którzy pokazują, czym jest Gryffindor i choćby z powodu tych kilku osób nie ma pan prawa tak mówić! To tak, jakbym powiedziała, że każdy Ślizgon zostaje cholernym Śmierciożercą i znajduje przyjemność w zabijaniu! Wystarczy spojrzeć na pana i na Malfoya, żeby wiedzieć, że tak nie jest! I tylko z tego tytułu takich rzeczy nie mówię! Ale nie! Pan zawsze z góry coś zakłada i obraża każdego, kto się nawinie w pole rażenia pańskiego języka, prawda?! Niech pan chociaż raz ten przeklęty jad skieruje na siebie! Bo najwyraźniej widzi pan drzazgi w oczach innych, ale belki w swoim nie! Taka przeklęta hipokryzja!
Kiedy wywrzeszczała, co jej leżało na duszy, zrobiło się jej zdecydowanie lżej. Snape patrzył na nią tymi oceniającymi, obsydianowymi oczami i chyba zauważyła w nich uznanie. Ale pewnie się pomyliła.
– Mój jad, jak go nazywasz, skierowany jest do idiotów, którzy nie zdają sobie sprawy z pewnych oczywistości. Teraz ja mówię! – rzucił sucho, kiedy otworzyła usta. – Gryffindor w swojej historii ma większą liczbę ludzi takich, jak James Potter czy Syriusz Black. Więcej niż Slytherin ma takich Lucjuszów Malfoyów czy Bellatrix Black. Jest kilku ludzi godnych miana prawdziwych Gryfonów, ale nikt nie zwraca na nich uwagi. Artur i Molly są tego przykładem. To jedni z nielicznych, których szanuję właśnie za bycie prawdziwymi Gryfonami z zasadami. Gryffindor jest siedliskiem największej hipokryzji w tym zamku. Hołdują honorowi, odwadze i poświęceniu, ale prawie zawsze kończą jako tchórzliwi kretyni. Ślizgoni przynajmniej przyznają się do tego, że są egoistyczni i cenią własną skórę wyżej niż przyjaźń i lojalność. To, że Gryffindor co roku wygrywa Puchar Domów i Puchar Quidditcha jest zasługą tylko tego, że Potter jest pupilkiem Dumbledora. Gdyby to ode mnie zależało, to za jedną trzecią swoich wybryków wylądowałby za bramami Hogwartu, a ty i Weasley razem z nim!
– I dobrze, że od pana nie zależy – mruknęła, kiedy umilkł. – Kwestia urażonej dumy i naruszona opinia Ślizgonów wpływałaby na pańskie możliwości chłodnej oceny sytuacji. Poza tym Harry, Ron, Neville, Seamus, Thomas, Fred, George, Ginny, Bill i Charlie są idealnymi Gryfonami. Są honorowi, odważni i gotowi do poświęceń w imię wyższego dobra.
– Ile tak naprawdę wiesz na temat chłopaków Weasleyów, poza Ronaldem? – parsknął śmiechem. – Możesz mi wierzyć, że ich zachowanie zdecydowanie odbiega od określenia honorowe. Wystarczy spojrzeć na to, co zrobił Bill podczas swojego własnego ślubu w celu pogrążenia mnie.
Hermionie zadrgały usta i nie mogąc się powstrzymać, zaczęła chichotać.
– Nie śmiej się!
– Ale kiedy to naprawdę było zabawne! – Otarła łzy, które napłynęły jej do oczu.
– Jak dla kogo! To zupełnie tak, jakbym kazał ci pocałować… hmm… w sumie nie mogę sobie wyobrazić kogoś tak odrażającego, jak ta stuknięta Francuzka.
– Odrażająca? Czy pan przypadkiem nie woli chłopców? – powiedziała, zanim pomyślała i złapała się za usta czekając na wybuch, jednak głos Snape’a był zwodniczo miły.
– Nie, Granger. Wolę kobiety, zapewniam cię. Jednakże te, które sądzą, że swoją urodą, gładkimi słówkami i kilkoma zaklęciami podbiją serce każdego mężczyzny, są odrażające. I nie obchodzi mnie, co o tym sądzą nabuzowani hormonami kretyni.
Patrzyła się na niego z niedowierzaniem tak długo, że aż przyspieszył kroku z nerwów.
– Co jest? Gapisz się na mnie, jakby wyrosły mi rogi.
– Bo mniej więcej tak można to porównać. – Zamrugała zdziwiona, żeby zaraz spojrzeć przed siebie. – Wszyscy chłopcy naokoło mnie zawsze powtarzali: twarz, figura, styl. Dopiero potem osobowość. Najlepiej żeby nie miała mózgu, była rozchichotana, wesoła, przytulaśna, potulna i patrzyła na swojego mężczyznę, jak na ósmy cud świata.
– To dlatego, że twoi znajomi to sami Gryfoni – sarknął.
– Nie. Spotkałam się z takim podejściem zarówno u Krukonów, jak i Puchonów. W sumie znam dwóch, może trzech chłopaków, którzy tak nie myślą. Dlatego dziwię się, że pan należy do tej rzadkiej grupy.
– Nie tak znowu do niej należę. – Uśmiechnął się wrednie. – Wolałbym, żeby kobieta była potulna i patrzyła na mnie jak na ósmy cud świata.
– Męskie ego… – wymamrotała, co spotkało się z lekkim śmiechem.
– A kobiety niby są inne? Pragną być podziwiane, mieć mężczyznę na skinięcie paluszka i słuchać komplementów.
– KAŻDY lubi komplementy – odparowała przez chwilę dziwiąc się, że właśnie takie tematy porusza z przerażającym Mistrzem Eliksirów. – Bez różnicy, czy to kobieta, czy mężczyzna, każdy lubi usłyszeć coś miłego na temat swojego wyglądu, rozumu, zachowania czy zdolności.
– Ja nie lubię.
– Lubi pan, tylko najwidoczniej jeszcze o tym nie wie – uśmiechnęła się i przyjrzała mu uważnie. – Gdybym panu powiedziała, że dobrze pan wygląda w czarnym nie uznałby pan tego za miły komplement?
– Nie, raczej za stwierdzenie faktu, z którego i tak zdawałem sobie sprawę. – Kąciki jego ust nieznacznie uniosły się w górę.
– Poza tym, jak może pan mówić, że nie lubi pan komplementów, skoro podobają się panu kobiety, które patrzyłyby na pana, jak na ósmy cud świata? Nie, żeby takie istniały, ale hipotetycznie.
– Hipotetycznie, to ja zaraz cię utopię – mruknął. – Nie rób mi wykładów na temat kobiet, bo od wielu lat to jedyny temat, który Hal notorycznie wyciąga na wierzch.
– ON ma dobre podejście do kobiet, to muszę mu przyznać – parsknęła. – Nawet u mnie powoduje rumieńce. I to NIE z powodu wściekłości.
– A już miałem zaprotestować – rzucił z przekąsem i na chwilę przystanął, by rozeznać się w kierunkach, bo pojawiło się rozwidlenie dróg. – Zaczniemy od lewej strony.
– Ile czasu nam to zajmie?
– Całą noc i prawdopodobnie jutrzejszy dzień. Już zwolniłem cię z zajęć.
– Wspaniale… – mruknęła. – Właśnie tak wyobrażałam sobie wymarzone popołudnie – łażąc po ciemnych kanałach z panem, dziękuję.
– Cała przyjemność po mojej stronie.
– Czy mnie się wydaje, czy pan się świetnie bawi, profesorze?
– Cóż… Ciemne kanały są niewiele gorsze od lochów.
– Wychodzi ta Ślizgońska część duszy?
– Pewnie tak. Sentyment do ścieków i takich tam. Całkiem romantyczne.
– Czy pan właśnie zażartował?!
– Zapewniam cię, że takie bezduszne stworzenia jak ja, nie posiadają poczucia humoru, więc nie mogą również opowiadać dowcipów.
Z wrażenia potknęła się i wylądowała twarzą w wodzie. Problem był jeden – nałożyli na siebie wszelkie zaklęcia ochronne, ale nie pomyśleli o chroniących przed zamoczeniem. Ubrania miała mokre, ale strój dla tych, którzy warzą eliksiry miał nie przepuszczać wilgoci, więc nie odczuwała jej. Jednak co innego, gdy się wpada głową w dół i za kołnierz wlewają się litry wody. Po chwili złapała równowagę i podniosła się, łapczywie chwytając powietrze. Rozsunęła mokre włosy, które miała na twarzy i zauważyła, że Snape stoi do niej plecami, nic nie mówiąc. Przestraszona, szybko do niego podeszła.
– Czy coś się stało? Panie profesorze?!
Jednak odkrycie, że on po prostu dłonią zatyka sobie usta, żeby nie wybuchnąć śmiechem, doprowadziło ją do białej gorączki.
– No wie pan co! A gdyby się okazało, że nie umiem pływać?!
Dopiero po dłuższej chwili był w stanie odpowiedzieć.
– Okazałoby się to dopiero wtedy, kiedy byś się utopiła, do czego nie doszło. – Spojrzał na jej twarz, włosy w nieładzie i ponownie przyłożył dłoń do ust, jednocześnie pochylając głowę, by włosy zasłoniły jej wyraz jego twarzy.
– Czy my przypadkiem nie mieliśmy czegoś zrobić? – ruszyła ze złością przed siebie, wymijając Snape’a i dopiero, kiedy straciła go z oczu zauważyła, jak jest ciemno.
Lumos – rzuciła rozedrganym głosem i odetchnęła, kiedy zrobiło się jaśniej. Głośne pluski za nią oznajmiły przybycie Snape’a.
– Granger, radzę ci trzymać się blisko mnie. Tutaj żyje wiele różnych… stworzeń, które na pewno są groźniejsze ode mnie.
– Ale na pewno zdecydowanie milsze.
Zerknęła na niego – był już opanowany i miał swój normalny, nieprzenikniony wyraz twarzy. Jedynie lekkie drganie ust zdradzało rozbawienie.
– Wracając do tematu ósmego cudu świata – zaczęła powoli. – To znam sporo dziewczyn, które takie nie są. Zarówno takie, które nie chciałyby składać pokłonów ku czci swego partnera, jak i takie, które nie zniosłyby czegoś takiego względem samych siebie.
– Jak rozumiem siebie zaliczasz do tej grupy?
– Nie wiem. Na pewno zaliczam do niej moją mamę, Ginny, Lunę, panią Weasley, Tonks i kilka innych dziewczyn.
– A siebie?
– No przecież mówię panu, że nie wiem – mruknęła zastanawiając się, czy on przypadkiem nie jest głuchy. – Czasami sądzę, że jestem aseksualna.
– To wielce prawdopodobne. Choć gdyby istniało takie zboczenie, to byłabyś bibliofilem.
– I vice versa – powiedziała z przekąsem, by spokojnie mówić dalej. – To takie dziwne, że nikt nie potrafi mnie zainteresować? Że zaloty, pieszczoty i pocałunki są dla mnie odrzucające?
– Tak, to zdecydowanie dziwne – powiedział wesoło. – I dlatego mam taki deficyt dziewic. Młode dziewczyny widocznie twierdzą, że lat osiemnaście to już staropanieństwo i należy jak najszybciej poprawić swoją sytuację.
– Pan jakoś wytrzymał trzydzieści siedem lat… – rzuciła niewinnie.
Snape warknął i wrzasnął:
– WYPRASZAM SOBIE TAKIE TEKSTY!!!
– Skoro na mój temat rozmawiamy to dlaczego nie na pański?
– Bo ja jestem nauczycielem, Granger i nie mam ochoty omawiać swojego życia seksualnego ze szczeniarą, która rumieni się na samo wyobrażenie czegoś takiego!
– Nie zamierzałam rozmawiać z panem na temat pańskiego… eee… życia seksualnego, tylko ogólnie stwierdzić fakt, że niektórzy jakoś wytrzymują. Pana podałam jako przykład.
Nie mogła nic poradzić na to, że bawiło ją męczenie go.
– Owszem, są tacy. Choćby twoja głowa Domu – uśmiechnął się paskudnie. – Jednak jej krew jest już nieodpowiedniej konsystencji i efektem jest wybuch.
– Jak rozumiem, mówi to pan z doświadczenia? – Wzruszył ramionami.
– Szukałem kogoś, kto… będzie kolejnym dawcą. Niestety, wszyscy nauczyciele się nie nadawali. Minerwa spowodowała, że przez dwa dni leżeliśmy w Skrzydle Szpitalnym kompletnie nieprzytomni.
– To nie była wina profesor McGonagall. Powinien pan wiedzieć, że krew jest nieodpowiednia.
– TO NIE BYŁ MÓJ BŁĄD!!!
– Nie powiedziałam, że to pański błąd, tylko że to nie wina profesor McGonagall.
– Więc to moja wina?
– Pan to powiedział – uśmiechnęła się szeroko, szczęśliwa, że role się odwróciły. Po chwili jednak zaczerwieniła się po uszy.
– No więc dlaczego sądzisz, że jesteś aseksualna?
– Po co to panu wiedzieć?
– Ciekawość – stwierdził zdawkowo. – Kiedy spotykam się z czymś, czego nie potrafię zrozumieć, staram się to zbadać.
– Wie pan, co mówią o ciekawości?
– Tak, wiem. Ale ja już jestem w piekle. – Podniósł nogę, żeby przejść nad jakąś mniejszą rurą. – Dość mokrym piekle, ale nigdy nie wierzyłem w te ognie i kotły, którymi straszy się małe dzieci u mugoli.
– Czy ktoś panu mówił, że jest pan okropny?
– Hal, jakieś dziesięć tysięcy razy rocznie.
– Hmmm… No to objawy są takie: brak zainteresowania jakimkolwiek osobnikiem płci męskiej, brak zainteresowania jakąkolwiek przedstawicielką płci żeńskiej, wzmożona irytacja na dotyk i pocałunki, brak ekscytacji wobec opowiadań koleżanek i literatury frywolnej, brak sugestywnych snów… To chyba wszystko.
– Brzmi jak jakaś choroba – powiedział jadowicie Snape, skręcając w rurę po lewej. Ta miała mniejszą średnicę, więc musiał się pochylać, a ona prawie płynęła, bo poziom wody był dość wysoki.
– Przypuszczam jednak, że to kwestia wyparcia potrzeb – stwierdził Snape po chwili.
– Proszę?!
– Czy interesujesz się czymś poza nauką?
– Hmmm… Nie, tak właściwie to nie.
– Więc nie umiesz się otworzyć na swoje potrzeby, no i przypuszczam, że nie spotkałaś dotąd nikogo, kto spowodowałby uruchomienie tych wszystkich czynników, o których wcześniej wspominałaś.
– Nigdy nie brałam tego pod uwagę… Ale podoba mi się mój styl życia, nie chciałabym go zmieniać. Może kilka spraw przelatuje mi przed nosem, ale zdecydowanie wolę przeczytać coś ciekawego niż zachwycać się razem z Lavender i Parvati zgrabną sylwetką Hala.
– A tak robią? Muszę mu o tym powiedzieć – będzie zachwycony.
– Czyli jednak mężczyźni są największymi plotkarzami…
– Wypraszam sobie – warknął, po czym powiedział spokojnie. – Po prostu mu to przekażę. Czasami potrzebuje dowartościowania. Zwłaszcza od kiedy skończył czterdziestkę .
– Już się boję jak to będzie wyglądało, kiedy pan skończy czterdzieści…
– Coś mówiłaś?!
– Nie, nie. Tak tylko mruczałam pod nosem, że to wspaniały wiek.
– Chcesz się przypadkiem utopić?
– Przypadkiem nie, ale pan pewnie mi w tym pomoże.
– Z największą radością. A teraz milcz, bo doszliśmy do miejsca, w którym muszę rzucić zaklęcia. Patrz uważnie i staraj się panować nad instynktem. Jeśli w tak niewielkiej przestrzeni coś pójdzie źle, to może za dwa lata nasze ciała wypłyną na brzeg jeziora. Rzecz jasna, jeśli wcześniej nie zjedzą nas szczury. Rzuć światło, bo moja różdżka będzie zajęta przez jakiś czas.
Zrobiła, jak prosił i przyglądała się dokładnie jego pracy. Po dwa zaklęcia na każdą część świata, kilka na centrum i kilka na otaczające je kamienie. W bladym świetle różdżki i różnokolorowych promieniach zaklęć przyjrzała się Snape’owi. Był całkowicie skupiony na inkantacjach. Czuła magię, chciała podejść bliżej, ale potrafiła się powstrzymać. To tak, jakby ktoś podstawił głodującemu wspaniałą pieczeń, ale zablokował mu zmysł węchu. Było to nęcące, ale nie przyciągające jak magnes. Po kilku minutach wszystko było gotowe i ruszyli dalej.
– Tak mi właśnie przyszło do głowy… Kto będzie pana zastępował? Nie mogą wiązać mojej nieobecności z pańską.
– Hal wypije Eliksir Wielosokowy z moim włosem. Tak często mnie przedrzeźniał, że bez problemu będzie naśladował mój styl bycia.
– Ciekawe co zrobi… – Snape mocno zacisnął wargi, słysząc rozbawienie w głosie Hermiony.
– Dobrze wie, że jeśli choć trochę nadwyręży moją reputację, to może się to dla mnie źle skończyć. Raczej nie powinien zrobić niczego głupiego..
– Pewnie nie, ale ciekawe, czy nie zapomni się raz czy dwa i nie roześmieje w głos.
Spiorunował ją wzrokiem i syknął:
– Ja się głośno nie śmieję i on dobrze o tym wie.
– Wczoraj się pan śmiał. Kiedy mówiłam o monogamii Spider–Mana.
– Wcale się nie śmiałem!
– Nie? A brzmiało to tak: HAHAHAHAHAHA!
Echo zwielokrotniło tę parodię i śmiech dochodził przez chwilę z każdej strony. Snape zacisnął mocno pięści i warknął:
– Coś ci się przesłyszało.
– Wątpię, bo od tego śmiechu prawie ogłuchłam. Niech pan przyzna – potrafi się pan śmiać.
– Tylko krowy się nie śmieją, głupia dziewczyno. Jestem człowiekiem, więc to potrafię, co nie oznacza, że robię to na głos.
– Jest pan chyba mistrzem w oszukiwaniu samego siebie, co?
– Mam w tym długą praktykę. Dobra, twoja część pracy – wskazał jej niewielką rurę.
– Że niby mam tam wejść?! Niby jak?!
– Przeczołgać się. Ja jestem na to za szeroki w barkach.
– Cudownie – sarknęła. – A niby jak mam tam zapalić światło, kiedy będę rzucać zaklęcia?
– Tak się na nich skupisz, że światło nie będzie ci potrzebne.
– Przecież muszę celować w odpowiednie miejsca!
Snape przez chwilę myślał, po czym wyczarował kulę światła i posłał ją do rury.
– Jakby coś cię zaatakowało, to nie krzycz. To i tak nic nie da.
Po tych pocieszających słowach położyła się na brzuchu i wsunęła do środka. Wkrótce uznała, że w mugolskim wojsku nie zrobiłaby kariery – zdecydowanie kiepska była w czołganiu się. Włosy zasłaniały jej drogę, a szorstki kamień rozdarł szatę w kilku miejscach. Cudownie. Kiedy dotarła do kratki, ciężko westchnęła i starała się nie zwracać uwagi na swoje myśli dotyczące stworzeń, które mogą ją porwać. Skupiła się i zaczęła powoli wypowiadać zaklęcia. Na pewno nie będzie tego robiła tak szybko, jak Mistrz Eliksirów – tego była pewna. Kiedy jednak doszła do ostatnich dwóch była wyczerpana. Kosztowało ją to znacznie więcej energii niż sądziła. Pokręciła głową i ponownie się skupiła. Uczucie siły i energii jaka przepływała przez jej żyły, by wyjść przy pomocy różdżki było niesamowite. Czuła, że żyje. Kiedy skończyła zakładać zaklęcia na ściany, zaczęła się wycofywać. Wyjść było trudniej, niż wejść. Koszulka cały czas podwijała się do góry, a peleryna kładła się jej na głowę, o włosach nie wspominając. Kiedy wyszła z rury wyglądała, jakby właśnie przejechał ją czołg, stratowały konie i tsunami zwaliło na głowę. Oparła się o ścianę całkowicie wyczerpana.
– Tak łatwo tracisz siły? – prychnął pogardliwie Snape. – Zbierz się w sobie i chodź. Zostało nam jeszcze siedemdziesiąt rur dla mnie i jakieś sto dwadzieścia dla ciebie.
Jęknęła z rozpaczy, ale poszła. Kiedy woda zaczęła się jej wlewać w dziury w koszulce, zaczęła drżeć z zimna. Snape w pewnym momencie zatrzymał się i spojrzał na nią wściekle znad ściągniętych brwi i haczykowatego nosa.
– Granger, czy ty nie umiesz…!!! – Zamrugał zdziwiony. – Skąd te rozcięcia?
– Od kamieni – mruknęła, zakrywając się peleryną. – Zaklęcia szyjące na nie nie działają, nie wiem dlaczego.
– Bo to specjalny materiał, idiotko. Daj mi to.
– O, przepraszam, ale nie zamierzam się rozbierać! – krzyknęła, a on skrzywił się i ucisnął sobie nasadę nosa, by się uspokoić.
– Czy ja muszę współpracować z półgłówkami?! Nie masz tego zdejmować, nawet będę zadowolony, jeśli to na tobie zostanie, po prostu ja się tym zajmę. Kolejna rzecz, której nie dowiesz się, jeśli nie zostaniesz Mistrzem Eliksirów.
– Właśnie… Tak mnie to ciekawiło. Profesor Slughorn nie jest formalnie Mistrzem Eliksirów? – puściła pelerynę i starała się zignorować fakt, że Snape pochyla się nad nią i sunie różdżką po rozciętych kawałkach materiału.
– Nie. Mistrz Eliksirów to tytuł naukowy, który zdobywa się po trzech latach terminowania u jakiegoś innego Mistrza. Horacy jest na to zbyt leniwy, a uważa, że ten tytuł jest tylko dla tytułu. Nie wie, ile wiedzy przeszło mu koło nosa.
– U kogo miał pan praktyki?
Przez chwilę wyczuła, że cały się spina, ale po chwili odpowiedział niechętnie:
– U Fekete.
Drgnęła i spojrzała na niego zszokowana.
– U niego?
– Tak, ale to było na prośbę Voldemorta. Chciałem zdobywać wiedzę, owszem, ale nawet jako Śmierciożerca uważałem Fekete za szaleńca, którego powinno się trzymać u św. Munga albo najlepiej zabić.
– Ale przeszedł pan na stronę Zakonu rok przed końcem wojny. Później dalej pan u niego terminował?
– Nie. W weekendy przez trzy dodatkowe lata aportowałem się do Grecji, do Poupolusa. To dzięki niemu byłem w stanie stworzyć Wywar Tojadowy, który pomaga Lupinowi.
– PAN go wymyślił?
Spojrzał jej szybko w oczy i wrócił do naprawiania jej koszulki. Poraziło ją to spojrzenie z tak bliska. Przez chwilę głupio pomyślała, że ma piękne oczy – w kształcie migdałów, lśniące i czyste. Tęczówka tak czarna, że nie dało się jej odróżnić od źrenicy.
– Oczywiście, że ja. Nie powtarzaj tego Lupinowi, ale jego miałem na myśli – skrzywił się. – Kiedy jeszcze byłem Śmierciożercą… zrobiłem coś złego, bardzo złego. On o tym nie wie i lepiej żeby nie wiedział. Ja jednak chciałem mu zadośćuczynić w jakiś sposób.
Jego głos był cichy i ledwo go słyszała, bo niedaleko nich spadały jakieś krople.
– Co… Co pan zrobił?
Zesztywniał i mocno zacisnął oczy. Kiedy je otworzył, lśniła w nich stal i determinacja. Nie była pewna, czy chce wiedzieć, ale było już za późno.
– Zamordowałem całą jego rodzinę. Każdego po kolei obdarłem żywcem ze skóry. Jego matkę, ojca, młodszą siostrę i dwóch braci. I sprawiło mi to wielką radość.
Czuła, że jest jej zdecydowanie niedobrze. Złapała się za usta i zanim zrozumiała co robi, już obejmowała Snape’a za szyję i płakała mu w ramię.
– Granger, co ty do diabła wyprawiasz?!
– Biedny Remus… i biedny pan, panie profesorze – wyszlochała i mocniej go przytuliła. Próbował ją odepchnąć, sapiąc:
– Udusisz mnie!
W końcu puściła, ale łzy dalej jej leciały. Wiedziała, że to jedna z tych rzeczy, których on żałuje jak niczego innego. A pewnie było ich znacznie więcej. Stał teraz i masował sobie szyję, patrząc na nią niechętnie.
– Co ci wpadło do tego durnego łba?!
– Po prostu… Wiem, że źle panu z tym wszystkim. – Starała się opanować, ale nie najlepiej jej to wychodziło. – No i nawet nie wiedziałam, że Remus miał rodzinę.
– Miał i jedyną ich winą było to, że mieli syna, który w Hogwarcie należał do Huncwotów. – Patrzył na nią bez wyrazu. – Powinnaś mnie znienawidzić w tym momencie. W końcu Lupin to twój przyjaciel. I kiedy mówiłem, że sprawiało mi to radość, mówiłem prawdę. Praktycznie śpiewałem i śmiałem się w głos, obdzierając ich powoli, bardzo powoli, ze skóry. Jego ojciec konał dwa dni. Matka i siostra krócej. Bracia wytrwali trzy dni każdy. Dodaj do tego to, że polewałem ich mięso wodą z solą. Ból podobno znacznie gorszy od Cruciatusa. I co? Rzuć we mnie klątwą! Znienawidź mnie tak, jak powinnaś!
Pokręciła głową i spokojnie powiedziała:
– Sam pan teraz wygląda, jakby był obdzierany ze skóry. Wiem, że żałuje pan tego i choćby z tego powodu nie mogę pana nienawidzić.
– Jesteś śmieszna, Granger – parsknął. – Równie śmieszna co Hal. Czy wy oboje macie coś nie tak z głową?!
– Nie, my po prostu rozumiemy pewne sprawy. – Uśmiechnęła się radośnie. – No, skoro moje ubrania są już w odpowiednim stanie, to idziemy dalej?
Mamrotał coś pod nosem, ale poszedł za nią w stronę kolejnych rur.
Po każdym wyjściu z rury musiał naprawiać jej koszulkę, a kilka razy i spodnie.
– Czy ty to robisz specjalnie? – zrzędził przy osiemdziesiątej trzeciej rurze. – Ja wiem, że to miło mieć mnie tak blisko siebie, ale bez przesady!
– Gdyby to ode mnie zależało, to trzymałabym pana jak najdalej – warknęła. Była nieziemsko zmęczona i prawie zasypiała na stojąco. Według jej obliczeń byli już w kanałach koło dwudziestu godzin. – Powie mi pan w końcu jak brzmi to zaklęcie? Sama się będę tym zajmować.
– Po raz chyba setny mówię: „NIE”. Niech to w końcu do ciebie dotrze.

 

Kilka razy coś ich zaatakowało – raz był to szczur wielkości kota, następnie coś, co do czego była pewna, że nie chce wiedzieć czym to było – wystarczyły jej dwie długie ręce, płetwa grzbietowa i gęba pełna ostrych zębów. Snape uratował jej nogę przed odgryzieniem i w najlepsze z niej drwił przez następne kilka godzin. Chyba musiał odstresować tamto wyznanie – pomyślała sucho i postanowiła dać mu chwilę ulubionej rozrywki. Kiedy w końcu skończył, chociaż najwyraźniej nie skończyły mu się pomysły na dalsze zwymyślanie jej, zapytała:
– Jak wyglądało pańskie dzieciństwo?
– Proszę? – W jego głosie słychać było najczystsze zdziwienie.
– Cytując klasyka – zadrgały jej usta, kiedy odważyła się to powiedzieć – wersja dla idiotów: jak wyglądało pańskie dzieciństwo, profesorze Snape?
– Granger, nie istniał jeszcze uczeń, który umieścił w jednym zdaniu moje nazwisko wraz z idiotą i przeżył – syknął.
– Chwilowo mam się całkiem dobrze poza tym, że jest mi nieco chłodno, ale mógłby pan odpowiedzieć?
– Po co?
– Szukam tematu do rozmowy. Pan wie o mnie wszystko. Ja o panu praktycznie nic. Jedynie powszechnie znane fakty.
Przez chwilę słychać było jedynie pluski, w końcu Snape się odezwał.
– Nie miałem szczęśliwego dzieciństwa. Ojciec był mugolem, matka czarownicą, ale bardzo słabą psychicznie. On był tyranem i alkoholikiem, nienawidził magii. Bił mnie i moją matkę, poniżał nas, a kiedy po raz pierwszy ujawniłem swoje zdolności magiczne… Można powiedzieć, że zrobiłem mu dużą krzywdę. Moja matka go kochała, Merlin jeden wie za co, i każdy objaw agresji z mojej strony spotykał się z jej smutkiem. I tyle.
Przez chwilę się zastanawiała.
– Podobnie miał Harry… Jego mugole nienawidzili magii.
– Wiem dobrze, jacy są Dursley’owie – przerwał jej szorstko. – I możesz mi wierzyć, że cała trójka razem wzięta była aniołkami w porównaniu z moim ojcem. Po części to jego wina, że tak długo byłem pewien, że mugole to niższy gatunek. Przedstawiał sobą wszystko, co najgorsze. Nie kochał mnie, moją matką gardził, uważał, że go oszukała, zaczarowała i brała na dzieciaka.
– Nie wiem, jak można nie kochać własnego dziecka – powiedziała czując, że ma sucho w ustach. – Wiem, że takie rzeczy się dzieją, ale nie wyobrażam sobie tego. Choćbym nie wiem czyje dziecko miała, nie umiałabym go nie pokochać.
– W dużej mierze za te odczucia odpowiada oksytocyna , a poza tym ty jesteś typową Gryfonką, Granger.
– Dziękuję za komplement.
– To była obraza.
Przewróciła jedynie oczami w odpowiedzi i dłuższy czas szli w milczeniu. Ciszę przełamał Snape.
– Jacy są twoi rodzice?
– Najlepsi – parsknęła. – Oboje są dentystami i kochają to, co robią. Jestem bardzo podobna do mamy, chociaż charakter mam po tacie. Mama jest spokojniejsza, bardziej… wyluzowana i skora do dowcipów i zabaw. Nie cieszyło ich specjalnie, że wolę czytać o fizyce kwantowej niż bawić się lalkami, ale akceptowali mnie taką, jaka byłam. I taką mnie kochają. Zdają sobie sprawę, że żyję w zupełnie innym świecie i jest im smutno z tego powodu, ale rozumieją mnie. Kiedy słucham moich znajomych… Czasami łapię się na myśli, że miałam naprawdę wyjątkowe szczęście. Może i jestem dziwadłem, ale mam kochającą rodzinę. I nie chcę jej stracić. – Przy ostatnim zdaniu głos jej zadrżał. Mimo to podniosła głowę i parsknęła. – Jednak póki mam coś do powiedzenia, to nie pozwolę nikomu ich skrzywdzić. Po moim trupie!
– Lepiej uważać na ten zwrot. Na wojnie nikt nie uznaje go za figurę stylistyczną.
– I dobrze. Mówiłam prawdę. Po moim trupie ktoś skrzywdzi moich rodziców, Harry’ego, Rona, Ginny, resztę Weasleyów, Lupina, Tonks, Lavender, Parvati, innych członków Zakonu i pana.
– Dużo trupów – zachichotał.
Westchnęła i pominęła jego komentarz milczeniem.
– A jaki był pan w szkole?
– Wybitny uczeń prawie we wszystkim.
– Prawie?
– Cóż… Wróżbiarstwo nigdy nie było moją mocną stroną, a na Opiece nad Magicznymi Stworzeniami miałem problemy. Zwierzęta ubzdurały sobie, że patrzę na nie jak na składniki do eliksirów. Niewdzięczne.
Roześmiała się w głos, bo autentycznie był oburzony.
– Nie dziwię się im. A miał pan jakichś przyjaciół?
– Nie. Czasem trzymałem się z Rosierem i Rookwoodem, ale zwykle bywałem sam. Lubiłem czytać, zwłaszcza czarnoksięskie księgi. No i większość czasu spędzałem na pojedynkowaniu się z Potterem i spółką.
– Dlaczego dołączył pan do Śmierciożerców?
Skrzywił się.
– Czy twoje pytania kiedykolwiek się skończą? To proste – chciałem siły, chciałem władzy, chciałem odegrać się na tych, którzy mnie poniżali. I udało mi się to. Byłem wybitny i bez czarnej magii. Jednak przy jej pomocy rozwinąłem większość swoich talentów do maksimum, jednocześnie tracąc swoje człowieczeństwo. Zadawanie bólu stało się przyjemnością i ulubioną rozrywką. Zabijanie było równie proste, co oddychanie. Teraz już wiem, że to nie była władza.
Wzruszył ramionami i widząc jej spojrzenie przewrócił oczami, co dało niesamowity efekt.
– Ostatnie pytanie.
– Jak to się stało, że poznał pan Hala i zaprzyjaźnił się z nim?
– Hal uczył nas Obrony w siódmej klasie. Zwrócił na mnie uwagę, bo już wtedy jedynie stojąc obok mnie można było wyczuć silne wpływy czarnej magii. Próbował mi pomóc, ale było już za późno. Może, ale tylko może, jeśli pojawiłby się dwa, trzy lata wcześniej to byłbym teraz kim innym. Wiem, że go zawiodłem i wiadomości o moich „wyczynach” go smuciły, ale wtedy w ogóle o tym nie myślałem. Jednak kiedy przeszedłem na stronę Zakonu, jako pierwszy wyciągnął do mnie rękę. Reszta traktowała mnie tak, jak na to zasługiwałem – jak śmiecia. Niektórzy, jak Minerwa, Molly czy Artur, zmienili do mnie stosunek po wojnie, ale to Hal cały czas ze mną był. W czasach pokoju stale mnie nękał swoją obecnością, pomimo tego, że zniechęcałem go jak tylko mogłem. Z czasem zauważyłem, że to bezcelowe marnowanie nerwów i energii. I tylko dlatego odpowiadam na twoje pytania. Jesteś taka sama jak on i pewnie nie odpuścisz kiedy powiem „nie”. A teraz właź do rury, bo nie jesteśmy tutaj na herbatce z ciasteczkami – zakończył zmęczonym tonem.
Zaburczało jej w brzuchu na myśl o czymś do jedzenia i picia, ale nic nie powiedziała tylko weszła do środka.

 

 

Na widok Hermiony wchodzącej do Pokoju Wspólnego Harry i Ron skoczyli na równe nogi. Chcieli podbiec i się przywitać, ale na jej widok opadły im szczęki. Każdy włos wystawał w inną stronę, była przygarbiona i obolała, a jej ubranie w kilku miejscach było pocięte. Nie wspominając o tym, że wyglądała jakby dopiero co wyszła z basenu.
– A tobie CO się stało?! – Ron podskoczył do niej i machnięciem różdżki osuszył ją, przez co włosy dziewczyny zmieniły się w afro. Harry parsknął i w odpowiedzi dostał ostre spojrzenie.
– Faktycznie, bardzo dowcipne, Harry. Ron, czy mogę mieć do ciebie prośbę?
– Oczywiście!
– Przynieś mi z kuchni coś do jedzenia, bo od wczorajszej kolacji nie miałam w ustach nic poza wodą z kanałów, która nawet do picia się nie nadawała.
Kiedy chłopak wyszedł przez dziurę, ona opadła na fotel i westchnęła z radości:
– Jak dobrze jest usiąść… Co robiliście dzisiaj?
– Nic nadzwyczajnego. Transmutowaliśmy koty w myszy i odwrotnie. Seamus transmutował swojego tylko w połowie i zwierzę nie wiedziało czy ma na siebie polować, czy przed sobą uciekać – zaśmiał się. – Poza tym muszę ci powiedzieć, że Eliksiry prowadzone przez profesora Friedricha przebranego za Snape’a są znacznie ciekawsze. Kiedy nikt tego nie widział, puszczał nam oko i stroił idiotyczne miny. Żebyś to widziała! Snape robiący zeza albo uśmiechający się szeroko! Lavender omal nie zeszła na zawał, gdy puścił jej oko i uśmiechnął się szeroko, kiedy mijali się w korytarzu. Trzeba jej było wyjaśnić, że to nie jest Snape, ale i tak była pod wrażeniem. Stwierdziła, że gdyby oryginał uśmiechał się równie czarująco, to mógłby się stać obiektem westchnień uczennic.
Skrzywił się i przyglądał Hermionie, która z kolei lekko się zarumieniła, a po chwili uśmiechnęła złośliwie.
– Biedny Hal. Zostanie zmiażdżony i profesor Dumbledore będzie musiał szukać nowego nauczyciela Obrony.
– A wy co robiliście?
– Rzucaliśmy zaklęcia na każdą możliwą rurę. Nigdy więcej nie będę się do czegoś takiego zgłaszać. Woda po pas w tych największych rurach, w mniejszych musiałam się czołgać. Do tego jakieś dziwne stworzenia, które mają zęby rekina… Nie będę tego dnia wspominała z radością, możesz mi wierzyć.
– Jutro sobota, więc możesz się spokojnie wyspać.
– Wiem – ziewnęła i potarła oczy. W tej chwili portret się odsunął i rudowłosy chłopak wszedł do środka. – Ale o dwunastej mam się stawić w sali Eliksirów na warzenie Veritaserum . Och, Ron, dziękuję!
Posłała mu stuwatowy uśmiech i dosłownie rzuciła się na parówki, bułki i sok z dyni. Kiedy skończyła wpychać do buzi ostatnią bułkę, odetchnęła.
– Tego mi brakowało. Mieliśmy dzisiaj robić Eliksir Rodwana, ale Snape zrezygnował. Oboje jesteśmy na to zbyt zmęczeni.
– Nie dziwię się. Przez przypadek wpadłem na niego w korytarzu. – Ron pomasował tył głowy. – Wyglądał dziesięć razy gorzej niż zwykle. Oberwałem po głowie za łażenie po nocy korytarzem, ale kiedy wytłumaczyłem po co tam jestem, odebrał mi jedynie dziesięć punktów. Dupek.
– A jak ci idzie ze Ślizgonami?
– Różnie. Czasami mówią coś dziwnego, ale głównie…
Harry patrzył na nich z bolącym sercem. To przez niego ta cała wojna, ale jedyne co robi to ćwiczy Oklumencję. Snape uznał, że przez następny miesiąc ma ćwiczyć sam, a dopiero po tym czasie oceni, czy zrobił jakieś postępy. „Choć to wielce wątpliwe, Potter”. Nie ma to, jak wiara. Hermiona skończyła dyskusję z Ronem i uśmiechnęła się do Harry’ego.
– A tobie jak idzie, Harry?
– Średnio. Nikt prócz Rona ze mną nie ćwiczy, więc ciężko mi powiedzieć.
– Jutro, jak będę w nieco lepszym stanie, pomogę ci. I… Harry, nie chodź do biblioteki.
Spojrzał na nią ostro i zastanawiał się, ile Snape jej powiedział. Jeśli powiedział te kłamstwa o jego matce, to osobiście pójdzie i go zabije!
– Co on ci powiedział?!
Zamrugała ze zdziwienia.
– Właściwie to nic konkretnego, nie musisz się na mnie drzeć. Większość czasu się ze mnie nabijał. Nie chcę, żebyś szedł do biblioteki, bo widzę jak ci się oczy świecą, kiedy przechodzisz koło działu Ksiąg Zakazanych.
– Ja… Przepraszam, Hermiono.
– W porządku. Po prostu chciałabym nieco odpocząć od wrzasków.
– Zrozumiałe. Rozmawiałem ze Snape’em i powiedział, że daleko zaszedłem, ale da się mnie uratować. Na każdą myśl o czarnej magii, czy też sile i władzy mam sobie przypominać twarze tych, których kocham i szok na ich twarzy, gdybym im powiedział, że chcę im pomóc za pomocą czarnej magii. Wyjaśnił mi, że jeśli zacznę używać potwornych zaklęć, to skończę jak Bellatrix.
– A co miała z tym wspólnego twoja mama?
Drgnął, ale w sumie mógł się spodziewać, że jego wrzask nie przejdzie niezauważony.
– Cóż… Nakłamał i tyle. Nie chcę rozmawiać na ten temat, ok?
– Oczywiście. A teraz, jeśli nie macie nic do mnie, chciałabym położyć się spać.
Pokręcili głowami, więc przytuliła każdego z nich i zniknęła na schodach prowadzących do dormitorium dziewcząt. Harry rzucił nieprzyjazne spojrzenie Ronowi.
– Jeszcze z nią nie zerwałeś?
– Jakoś… Nie mogę się zebrać. Ale to zrobię, naprawdę. Zresztą ona raczej nie ma nikogo na oku, skoro tyle czasu spędza ze Snape’em, no nie? Więc jak trochę opóźnię rozstanie, to nic się nie stanie.
Harry pomyślał tylko tyle: „Właśnie dlatego, że spędza tyle czasu ze Snape’em, może mieć kogoś na oku”. Wspomniał różowe policzki przyjaciółki, ale postanowił zostawić to dla siebie. Ron tymczasem zapomniał już o Hermionie i zamachał woreczkiem z figurami.
– Zagramy?
– Jasne, tylko bez zakładu. Znowu przegram.
– Spoko. Muszę trochę pomyśleć, a szachy mi w tym pomagają.
Rozgrywka zajęła sporo czasu, bo Ron wyjątkowo skupił się na swoich posunięciach. Kiedy w końcu jego koń matował króla Harry’ego, uśmiechnął się szeroko.
– Mam pomysł.
– Tylko nie jeszcze raz. Moja duma ucierpi…
– Nie. Będę musiał porozmawiać z Szalonookim i Dumbledorem. Pewien sposób na pozbycie się kilku Śmierciożerców.
– Jesteś pewien?
Ron skinął głową i zaczął mówić. Z chwili na chwilę usta Harry’ego rozciągały się, a w jego oczach lśniły złośliwie ogniki.
– To się uda – powiedział w końcu. – Tylko musisz odpowiednio do tego podejść.

 

n/a: Bardzo, BARDZO dziękuję Kamate za pomoc w edycji! Dzięki niej entery i inne koszmarki formatowo-fabularne zostaną szybko wyłapane. Kolejne rozdziały powinny pojawić się niebawem 🙂

Rozdziały<< Rozdział 15Rozdział 17 >>

mroczna88

Miłośniczka mocnej herbaty, grubych książek i puchatych kotów. Lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. Znana głównie z tego, że zostawiła niedokończone opowiadania sześć lat temu i od tego czasu unika świata, żeby nie przyznać się jak bardzo się tego wstydzi. Tym razem jednak wróciła i będzie nie tylko poprawiać stare teksty, by nie były tak żenująco kiepsko napisane, ale też w końcu je dokończy. Tylko trzeba dać jej trochę czasu i cierpliwości ^.^ Szczerze poleca książki: serię Koło Czasu autorstwa Roberta Jordana, serię Wiedźmy autorstwa Olgi Gromyko, cokolwiek napisał Sanderson (ale Rozjemcę najbardziej), cokolwiek napisała Naomi Novik (Wybrana ma relację, która bardzo przypomina sevmione!), Sagę Księżycową autorstwa Marissy Meyer (najlepszy retelling baśni jaki powstał) oraz cokolwiek napisała Maggie Stiefvater (jej seria Kruczych chłopców i Wyścig śmierci najlepsze) Szczerze poleca seriale:Koło Czasu, Sense8, The Boys, Carnival Row, Good Omens, Black Sails, The Wilds, Motherland Fort Salem, The Untamed, Panic, Warrior Nun, Galavant, Dark, Wynnona Earp, Goblin (koreański), Bridgerton, Downton Abbey

Ten post ma 3 komentarzy

  1. Bardzo proszę, polecam się i mam nadzieję, że statystyki czytania wzrosną, bo jestem w szoku, że brak tu wygłodniałych bezcukromaniaków 😀

Dodaj komentarz