Rozdział 7

Dzwonek zabrzmiał znacznie wcześniej niż by chciała. Niechętnie go wyłączyła, ruszyła wciąż na wpół zaspana do łazienki i wzięła prysznic. Związała mokre jeszcze włosy w kok i wróciła by się przebrać. Na dżinsy i koszulkę założyła strażackie spodnie i zaśmiała się widząc się w lustrze. Ginny rozbudził jej śmiech i spojrzała na nią, po czym jęknęła.

– Oby to mi się śniło.

– Śpi, śpij. Dopiero wpół do szóstej.

– Uch… Jesteś okrutna. Będę teraz miała koszmary.

Pani Weasley na jej widok dostała ataku śmiechu i dopiero po jakimś czasie była w stanie przemówić.

– Dzięki tobie mój dzień będzie naprawdę dobry! – zachichotała. – Chciałabym zobaczyć minę Severusa gdy pojawisz się w tym w jego pracowni.

– Moja sprawa w czym przychodzę. Nie chcę ponownie wybierać się na zakupy.

– Jak rozumiem, wrócisz późno?

– Raczej tak. – Skinęła głową. Jednak nie musi mi pani przygotowywać obiadu. Nie jestem głodna.

– Jak uważasz, moja droga. Och, Charlie co tak wcześnie?

Drugi co do starszeństwa syn państwa Weasley na jej widok zareagował tak samo, jak jego matka. Wciąż chichocząc usiadł obok niej i podziękował za herbatę.

– Mam kilka spraw do załatwienia – parsknął. – Wyglądasz wystrzałowo.

– Dziękuję, też mi się podoba. – Skończyła jeść grzankę, dopiła herbatę i niechętnie wstała. – Muszę iść. Miłego dnia.

Pani Hooch na jej widok upuściła parówkę, nawet nie zwracając uwagi na to, że ketchup upaćkał jej spodnie. Uśmiechnęła się szeroko.

– Och, będzie z tego wojna.

Snape’a jeszcze nie było. Przypomniała sobie, że mieli dzisiaj robić kolejne Veritaserum, więc przywołała kociołki i odpowiednie składniki. Zdjęła szatę i musiała przyznać, że czuła się komfortowo w spodniach od kombinezonu. Nie przeszkadzały jej i nie musiała się bać, że coś jej się stanie. Założyła rękawice i zaczęła kroić jadowitą żabę skalistą. Usłyszała kroki na korytarzu, więc przygotowała się na konfrontację. Snape wpadł do środka, zamknął drzwi i dopiero po chwili zatrzymał się patrząc na nią z szeroko otwartymi oczami.

– Granger – warknął. – Co to ma być?!

– Mój uniform. Czuję się w nim bezpieczniej.

– Zdejmuj to natychmiast!

– Nie mogę – uśmiechnęła się wesoło. – Nie mam pod spodem spodni.

– PRZECIEŻ CI MÓWIŁEM, ŻE MASZ TEGO NIE ZAKŁADAĆ!!! – ryknął tak, że kilka żab uciekło jej z worka. Przywołała je jednym ruchem różdżki.

– Jak mogłabym wyrzucić tak praktyczną rzecz? Wie pan, mam takiego znajomego, nazywa się Wolly i stwierdził, że to dość praktyczna rzecz. Niby potem dodał, że to żart, ale nie jest raczej typem żartownisia.

– PRZESTAŃ SOBIE ŻARTOWAĆ I ZDEJMUJ TO!!!

Sapnęła z oburzeniem.

– Mam paradować na pół naga? Sądzę, że tym sposobem złamałabym z pięćdziesiąt regulacji szkolnych nie wspominając o tym, że posądzono by pana o różne dziwne… skłonności.

– NIE GRAJ NA MOICH NERWACH, GRANGER! WRACAJ DO NORY I PRZEBIERZ SIĘ!

– Nie mamy na to czasu. Zajęłam się już Veritaserum.

Obróciła się do niego plecami i wróciła do krojenia. Starała się ignorować spojrzenie, które wypalało jej dziurę w karku. Po chwili usłyszała ciężkie westchnienie i Snape zatrzasnął za sobą drzwi na korytarz. Zdziwiła się, była pewna, że jego wrzaski potrwają nieco dłużej. Nie było go dobre półtorej godziny. Spodnie uratowały ją kilkakrotnie i zaczęła w myślach dziękować Wolly’emu, że je zaproponował. Inaczej jedna para dżinsów już poszłaby do kosza. Odstawiła Veritaserum, by się gotowało i zajęła się Eliksirem Wielosokowym. Kiedy zapaliła ogień pod kociołkiem drzwi ponownie trzasnęły. Snape podszedł do niej i podał jakąś torbę.

– W tej chwili się przebierz – mruknął.

Zajrzała do środka i otworzyła ze zdziwienia usta. Były to spodnie i szata dla twórców eliksirów. Materiał, który był równie trwały co smocza łuska, jednocześnie przewiewny i ciepły jak bawełna, a wyglądał jak eleganckie spodnie.

– Dziękuję… Zwrócę pieniądze, gdy tylko wrócę do Nory.

– Oczywiście, że tak. Dwanaście galeonów, osiem knutów i cztery sykle. A teraz idź gdzieś i przebierz się!

Głupi pomysł wpadł jej do głowy i bez namysłu zsunęła szelki od spodni z ramion i zaczęła rozpinać guziki. Snape poczerwieniał i wrzasnął:

– CO TY WYRABIASZ?!

– Przebieram się.

Wyciągnął różdżkę, najwyraźniej z zamiarem powstrzymania jej, gdy spodnie opadły. W pierwszym odruchu zasłonił sobie oczy, ale po chwili najwidoczniej uzmysłowił sobie co widział.

– GRANGER! MINUS PIĘĆDZIESIĄT PUNKTÓW DLA GRYFFINDORU!!!

– Ale za co?

– Za nabijanie się ze mnie i kłamstwo!

– Z nikogo się nie nabijałam. Po prostu wolałam czuć się bezpieczna, stąd kłamstwo. Gdyby nie to, to już bym miała spodnie do wyrzucenia.

– Nie obchodzi mnie to! Idź się przebrać!

Dopiero kiedy zamknęła za sobą drzwi pozwoliła sobie na głośny śmiech. Jego mina i głębokie rumieńce były warte tych punktów! Poszła do łazienki i zmieniła ubranie. Spodnie leżały na niej idealnie. Musiała tylko trochę podwinąć nogawki i przejrzała się w lustrze. Zadowolona ze swojego wyglądu wróciła do sali Eliksirów. Snape ostentacyjnie ją ignorował, więc wróciła do produkcji Eliksiru Wielosokowego. Skończyła i zastanawiała się co dalej?

– Panie profesorze…

– CZEGO?!

Skrzywiła się – była pewna, że przez tyle godzin się uspokoi.

– Skończyłam Veritaserum i Eliksir Wielosokowy. Co dalej?

– Nic. Idź do mojego gabinetu i sprawdzaj fazy księżyca. Kiedy będzie półksiężyc wyślij Patronusa do Lupina. Potrafisz chyba wysyłać Patronusy z wiadomością? – spytał złośliwie.

– Potrafię.

Nic więcej nie powiedział, więc uznała, że może iść. Gabinet Snape’a był otwarty, weszła bez problemu i musiała zmrużyć oczy – sierp księżyca świecił jej prosto w oczy. Rozejrzała się wkoło i szczęka jej nisko opadła. Na biurku leżało z osiem grubych ksiąg dotyczących eliksirów. Większość tych, o które prosiła w poniedziałek. Podskoczyła z radości. Na jednej z nich leżała karta z jednym zdaniem. To ciasne pismo rozpoznałaby wszędzie.

Tylko nic nie zepsuj.

Wzięła jedną książkę i usiadła z nią na podłodze (było tam wygodniej niż na prostych, twardych krzesłach). Przeglądała ją i doszła do wniosku, że będzie musiała porozmawiać z Szalonookim. Co jakiś czas zerkała na księżyc i wracała do tekstu. Brakowało jej informacji dotyczących efektów ubocznych Cruciatusa. Po pierwsze – czy wpływa tylko na umysł, czy także na ciało? Czy każdy przypadek należy traktować osobno, czy razem? Jak silny musi być eliksir? Czy należy brać pod uwagę krew jednorożca czy lepiej nie? Czy widłokorzeń i jednorostek nie będą za silne? Kiedy księżyc był już w połowie swojej drogi do pełni wysłała swoją wydrę do Lupina z informacją, by zbierał się do drogi. W chwili, gdy wzięła trzecią książkę, do gabinetu wszedł Snape. Spojrzał na nią zza swojego długiego nosa wyraźnie dając jej do zrozumienia, że nie jest tu mile widziana, po czym zaczął machać różdżką w kierunku sztucznego księżyca.

– Mogę jakoś pomóc?

– Tak. Siedź i nie przeszkadzaj – warknął. Wzruszyła ramionami i zagłębiła się w lekturze. Zaczęła wypisywać co ciekawsze składniki lub pomysły, by później je sprawdzić. Nie wiedziała jak długo Snape pozwoli korzystać jej ze swojego księgozbioru. Uniosła głowę by spojrzeć na Mistrza Eliksirów – stał wciąż w tym samym miejscu, całkowicie skupiony z oczami wpatrzonymi w coraz jaśniejszą kulę.

Pełnia była już blisko.

Sięgnęła po czwartą księgę i zdążyła usiąść, gdy do środka wszedł Remus Lupin. Wyglądał blado, a jego szaty były bardziej postrzępione niż zwykle. Snape nie drgnął nawet, a przybysz od razu do niej podszedł.

– Dzień dobry, Hermiono.

– Remusie, strasznie wyglądasz. Czy coś się stało?

– Nie, po prostu uznałem, że nie będę poświęcał swoich najlepszych szat na postrzępienie – zachichotał. Spojrzał na księgę na jej kolanach i gwizdnął. – Ciężka lektura, zarówno w przenośni jak i dosłownie. Jednak nie pamiętam tego tytułu. Sama kupiłaś w księgarni?

– Nie, to księga profesora Snape’a.

– Snape, od kiedy dajesz komukolwiek do potrzymania swoje cenne księgi?

Stojący mężczyzna obrzucił go nieprzyjaznym spojrzeniem i odmruknął wściekle:

– Jeszcze jedno słowo, Lupin, a panna Granger już nigdy nawet nie spojrzy na moje książki.

– Wypiłeś swój eliksir? – wtrąciła Hermiona w obawie, że Remus nie wytrzyma i odpowie.

– Tak. Mam nadzieję, że nic wam się nie stanie. Jakbyś mogła… za bardzo nie uszczuplać stanu mojego owłosienia, to byłbym wdzięczny. Nimfadora twierdzi, że nie pasują mi gołe placki. Co do pazurów to obetnij nawet więcej niż jeden, bo nie zamierzam przemieniać się trzeci raz w tym miesiącu.

– Nie ma problemu. Oświadczyłeś się w końcu?

Mężczyzna poruszył się nerwowo i zacisnął wargi.

– Nie mogę się na to… Hermiono, ja nie mogę jej przywiązywać do kogoś tak niebezpiecznego.

– Mężczyźni – mruknęła, po czym dodała nieco głośniej. – Nie powinieneś patrzeć tylko na siebie, Remusie. Ona pewnie twierdzi, że rozumie i wcale tego nie oczekuje dopóki jesteś koło niej?

– Oczywiście. Zrobiłabyś inaczej?

– Cóż… na jej miejscu już dawno zaciągnęłabym cię za kłaki lub ogon przed ołtarz i grożąc różdżką, kazała odpowiadać, jak należy – uśmiechnęła się. – Ale Tonks nie zamierza cię do niczego zmuszać pomimo tego, że czeka. Zażywasz Wywar Tojadowy, więc nawet podczas pełni nie jesteś niebezpieczny.

– A co jeśli będą… dzieci? Jeśli będą takie, jak ja?

Snape prychnął, opuścił różdżkę i odwrócił się do nich.

– Widocznie niezbyt uważałeś na Magicznych Stworzeniach, Lupin. Likanizm nie jest dziedziczny. A teraz odsuń się od Granger, bo przemieniając się możesz zniszczyć moją książkę.

Remus westchnął ciężko i wszedł na środek gabinetu. Hermiona odłożyła uważnie książkę, wzięła mocno zaostrzony nóż i woreczek, by do niego wrzucić zdobyte ingrediencje. Snape machnął różdżką i po chwili Remus zaczął krzyczeć i po raz drugi w życiu Hermiona mogła przyjrzeć się przemianie człowieka w wilkołaka. Poprzednim razem było to w znacznie bardziej dramatycznych okolicznościach. Zauważyła, że profesor jakby instynktownie ustawia się pomiędzy nią a wilkołakiem unosząc różdżkę. Był gotów jej bronić, tak samo jak w trzeciej klasie. Jednak wszystko przebiegało tak, jak należy. Remus opadł na cztery łapy, jego twarz powoli się wydłużała w wilczy pysk, szaty pękały na nim, a krzyk przeszedł w wycie. Po chwili na ziemi kulił się wilk o brązowej sierści, popiskując. Snape odezwał się:

– Lupin, rozumiesz co do ciebie mówię?

Wilk skinął głową i wyciągnął przed siebie łapę tak, jak zwykle robią kobiety u manikiurzystek. Pysk mu się zaśmiał, wywalił jęzor, a ogon machał wesoło. Zachichotała, wyminęła Mistrza Eliksirów i najpierw ucięła pierwszy pazur.

– Boli?

Wilkołak pokręcił głową, więc obcięła mu pazury u jednej łapy. Następnie wzięła się za futro. Ostrzygła go nieco na grzbiecie i cofnęła się.

– Panie profesorze, już można odwoływać pełnię.

Machnął różdżką i po chwili leżał przed nimi Remus Lupin w swojej ludzkiej formie, niestety całkowicie nagi. Hermiona zacisnęła oczy, by nie patrzeć.

– Możesz już otworzyć, Granger. – Usłyszała znajome warknięcie po jakimś czasie. – Zanieś to, co zebrałaś do sali i powkładaj włosy do odpowiedniej siateczki, a pazury do słoika, który zalejesz tym. – Jeden ze skraplaczy wylądował na rogu biurka. – Później jesteś wolna.

– Ale kiedy…

– JESTEŚ WOLNA, GRANGER!

 

 

Z fuknięciem, w kuchni Weasleyów pojawiła się Hermiona. Wyszła z kominka kopnęła krzesło i usiadła na nim z impetem. Tonks od razu się na nią rzuciła.

– Czy Remus czuje się w porządku? Coś poszło źle? Nic wam nie zrobił? Nic mu nie zrobiliście?

– Wyluzuj, Tonks – uśmiechnęła się dziewczyna. – Wszystko poszło tak, jak miało pójść. Remus w tej chwili odpoczywa w zamku.

Kobieta, której włosy w tej chwili miały kolor popiołu odetchnęła i przywróciła im zwykły, wściekle różowy kolor. Harry spojrzał na swoją przyjaciółkę i parsknął.

– Z tego, co mówiła Ginny, zupełnie inaczej wyglądałaś rano. Gdzie się podziały strażackie spodnie?

– Zostały uroczyście spalone w jakimś paskudnym wywarze, ale w zamian dostałam te. – Skrzywiła się. – Nie martw się, nie pożyczyłam spodni od Snape’a. Ruszył na Pokątną do Apteki, gdzie wyrabiają specjalne ubrania dla twórców eliksirów. Jednak jego mina była warta założenia tych strażackich.

Harry wyobraził sobie to i zaczął najpierw cicho chichotać, ale po chwili już głośno ryczeli. Ich śmiech ściągnął do środka Malfoya.

– Widzę, że jest tu wesoło. Potter chyba ci nie przekazał, że za kilka godzin będzie spotkanie Zakonu?

– Och, zapomniałem – mruknął Harry.

Hermiona westchnęła.

– Za ile godzin?

– Tak właściwie to za dwie. Dzisiaj dość późno będzie spotkanie, bo Dumbledore musi coś wcześniej załatwić. Idź się położyć. Obudzimy cię, gdy zaczną się wszyscy schodzić.

– Dzięki, jesteś kochany.

Powlekła się na górę, a oni patrzyli na nią. Malfoy odezwał się pierwszy.

– Wygląda, jakby przebiegło po niej stado hipogryfów.

– Wiesz dobrze, że praca ze Snape’em nie jest najmilszym sposobem spędzania czasu. – Harry zerknął na blondyna, który właśnie siadał na dopiero co zwolnionym krześle. Rozejrzał się wkoło i rzucił zaklęcie przeciwko podsłuchiwaniu. Tonks zaraz po upewnieniu się, że z Lupinem wszystko w porządku aportowała się do ich mieszkania. – Jakie masz plany wobec Ginny?

– Słucham?

– Dobrze słyszałeś. Widzę, że za nią łazisz, oglądasz się i zagadujesz.

– Nie sądzę, żeby była to twoja sprawa – warknął.

Harry zacisnął pięści.

– Tak się składa, że to moja sprawa. Każde z Weasleyów jest mi bliższe niż moja własna rodzina, a Ginny… jest wyjątkowa. Zależy mi na jej szczęściu.

Malfoy przyglądał mu się uważnie, ale po chwili opuścił wzrok.

– Nie musisz się martwić. Nie mam żadnych zamiarów. Po prostu… dobrze mi się z nią rozmawia.

Wzruszył ramionami i gdy usłyszeli pyknięcie na podwórku podniósł się by spojrzeć przez okno.

– Lupin tu idzie. Wygląda… kiepsko.

Remus wszedł po chwili do kuchni i uśmiechnął się słabo. Twarz miał bladą, wszystkie zmarszczki były znacznie bardziej widoczne, jego ruchy były powolne. Malfoy od razu zwolnił mu krzesło i przesiadł się dalej.

– Dziękuję, Draco. – Głos miał zachrypnięty. – Uch… Jak dobrze móc usiąść.

– Wszystko w porządku? – Harry był przerażony. Nigdy nie widział Lupina w takim stanie.

– Niekoniecznie. Po raz pierwszy w życiu musiałem przeżyć więcej niż jedną pełnię w miesiącu. To dość… męczące doświadczenie. Jednak nie chcę, by z powodu mojej niechęci Bill musiał obawiać się, że podczas następnej pełni coś komuś zrobi.

– Czyli mikstura będzie gotowa nim minie miesiąc?

Lupin parsknął.

– O to samo spytałem Snape’a. Odpowiedź brzmiała tak: „Od kiedy masz tak samo kurzy móżdżek jak Potter czy Weasley?! Nie umiem powiedzieć kiedy ta przeklęta mikstura będzie gotowa i nie obchodzi mnie, czy pan Weasley kogoś zaatakuje, bo sam chętnie podstawiłbym mu kilka osób pod zęby”.

– No wiesz co! – Harry zacisnął pięści. – To… to okrutne!

– Nie, Harry. – Lupin, co było dziwne, uśmiechał się szeroko. – Znając Snape’a to oznaczało tyle, że będzie robił co w jego mocy by zdążyć przed następną pełnią.

Harry spojrzał na przyjaciela swojego ojca jak na wariata.

– Chyba w to nie wierzysz, Remusie.

– Wierzę, Harry. Nauczyłem się już kilka lat temu rozumieć sens wypowiedzi Snape’a. Przykładowo dzisiaj pojawił się u mnie w domu i najpierw opukał mnie od każdej strony, po czym kazał mi zjeść jakąś soczystą sarnę czy też napchać się dzieciakiem z wioski i zniknął. Wiesz o co mu chodziło?

– O to, żeby wytknąć tobie twój… problem?

– Nie. Chodziło mu o to, żebym zdrowo się najadł, bo ta przemiana mocno uszczupli moje siły. Zjadłem tyle, że bałem się, że pęknę, a mimo to osłabłem i jestem nieziemsko głodny. Boję się myśleć co by się stało, gdybym nic nie zjadł.

Harry i tak nie zamierzał mu uwierzyć. Przekonywanie go do tego, że Snape dba o innych było równie skuteczne, co wmawianie mu przez Hagrida, że dzieci Aragoga chciały się z nim pobawić, a nie go zjeść.

– Harry mam prośbę. Pójdź po Molly i powiedz jej, że gdyby była tak uprzejma przygotować mi coś naprawdę porządnego do jedzenia, to będę jej dozgonnie wdzięczny.

Jak należało się spodziewać pani Weasley ucieszyła się i od razu wzięła się do pracy. Harry zajrzał do pokoju dziewczyn i gdy upewnił się, że Hermiona śpi machnął ręką na Rona, który właśnie zamierzał ją obudzić.

– Daj jej spać. Nie wiemy ile potrwa dzisiejsze spotkanie.

– Harry, ona tylko śpi i je tutaj – mruknął jego przyjaciel. – Dla nas nie ma ani minutki.

– Robi ile może. Wymyśliłeś coś nowego z Hanną?

– Tak. – Chłopak uśmiechnął się, wyraźnie z siebie dumny. – Odkryliśmy w jaki sposób można podsłuchiwać Ślizgonów.

Harry zdumiony przystanął.

– Jak?

– Przerobiliśmy Uszy Dalekiego Zasięgu na coś w rodzaju… pluskwy. Jedna z mugolskich opowieści szpiegowskich podsunęła mi ten pomysł. Hanna zna się na Transmutacji. Przerobimy Uszy na coś znacznie mniejszego i otoczymy go różnymi zaklęciami tak, by nie działały na nie Muffliato i różne tego typu… Dodatkowo uniemożliwimy wykrycie ich.

– Super! Genialne! A jak zamierzacie je umieścić w ich Pokoju Wspólnym?

– To właśnie najciekawsza część. Malfoy nam pomoże. – skrzywił się nieco. – Nie chciałem tego, ale Hanna uznała, że skoro mamy jednego Ślizgona w Zakonie to głupio by było tego nie wykorzystać. Wezmę twoją pelerynę i razem z nim przejdę do ich lochów. Potem będę właził również do sypialni chłopaków, a następnego dnia Hanna pójdzie do dormitoriów dziewczyn. Wszelkie rozmowy będą się nagrywały i to jest najlepsze – podniósł jakieś małe, plastikowe urządzenie – jest nastawione na nagrywanie. Będzie delikatnie wibrowało, gdy usłyszy jakieś podejrzane słowo, ale i tak każdy weekend spędzimy na przesłuchiwaniu rozmów z całego tygodnia. Mogą mieć jakiś, no wiesz… szyfr.

Ron dosłownie promieniował dumą, a Harry nagle poczuł, że jest bezużyteczny. Jego przyjaciel będzie spędzał całe weekendy na wsłuchiwanie się w gadki Ślizgonów, Hermiona codziennie będzie pracowała z najgorzej usposobionym człowiekiem, jakiego znał, Neville będzie męczył się z bogowie wiedzą jakimi roślinami, Ginny będzie musiała zaznajomić się z dziewczynami, których wolałaby nie poznawać… A on? On będzie siedział w Pokoju Wspólnym i nie robił nic. Dumbledore przez całe wakacje nawet nie wspomniał o horkruksach. Harry długo myślał na ten temat – gdzie może być więcej horkruksów, co może nimi być, no i co z tym medalionem? R.A.B?! O tym także Dumbledore nie wspomniał. Może uznał, że on, Harry, nie nadaje się do tego i sam wszystko zrobi? Kto wie…

Westchnął i dopiero po chwili zauważył, że w kuchni siedzi Cho. Uśmiechała się właśnie do niego i coś mówiła.

– Witaj, Cho. Przepraszam, ale zamyśliłem się i nie dosłyszałem co mówisz.

– W takim razie już nic, bo pytałam dlaczego masz taką minę – jej głos był niski i przyjemnie wibrujący.

Usiadł obok niej i przyjrzał się z uśmiechem Lupinowi, który pożerał właśnie całego kurczaka.

– Zawsze ci mówiłam, Remusie – mówiła właśnie pani Weasley. – Że za mało jesz i dlatego jesteś taki chudy. O, Albusie, już jesteś? Nie sądzisz, że Remus powinien więcej jeść? Zobacz, jaki on zabiedzony!

Dumbledore uśmiechnął się szeroko i poklepał młodszego mężczyznę delikatnie w plecy.

– Tonks o niego dba, Molly. Ty nie musisz. Mógłbym poprosić o herbatkę? Trochę zmarzłem. Witajcie- uśmiechnął się w ich kierunku i usiadł naprzeciwko. – Cho, jak ci idzie?

– Dobrze, panie profesorze. Łatwiej, niż przypuszczałam.

– Później zdasz mi raport. Harry. – Zwrócił się do niego, a on podskoczył. – Jak ci idzie Oklumencja?

– Coraz lepiej. Z Ronem ćwiczymy na sobie przynajmniej trzy razy dziennie i coraz lepiej nam wychodzi.

Dyrektor skinął głową, prawie maczając brodę w herbacie i gdy usłyszał pyknięcie na podwórzu, uniósł się i jego usta ułożyły się w uśmiech, jakiego Harry jeszcze nigdy u niego nie widział- najprawdziwszego szczęścia. Obrócił się do pani Weasley.

– Molly, myślę, że ucieszysz się, gdy zobaczysz kto do nas dołączył.

– Ktoś nowy? W takim razie już wstawiam wodę na herbatę.

Jednak gdy drzwi się otworzyły sięgnęła do swoich włosów, by je poprawić i malowniczo się zarumieniła.

Harry podążył za jej wzrokiem i zauważył wysokiego, dobrze zbudowanego czarodzieja trochę podobnego do Johna Travolty, gdy jeszcze ćwiczył. Zabłysnął białymi zębami i szybkim krokiem ruszył w kierunku pani Weasley.

– Molly! Jakże się za tobą stęskniłem! – Przytulił ją mocno i wycałował w oba policzki, po czym odsunął ją na odległość ramion i przyjrzał się uważnie. – Wciąż taka piękna! Nabrałaś krągłości, ale te zadziorne oczka i słodki uśmiech poznałbym wszędzie.

Harry poczuł, że opada mu szczęka, bo pani Weasley zachichotała, ZACHICHOTAŁA! i lekko odepchnęła mężczyznę.

– Nic się nie zmieniłeś, Hal. Wiesz co powiedzieć, by kobiecie zrobiło się przyjemnie. Herbatki?

– Wciąż taka gospodarna… Oczywiście, że tak.

– Dwie łyżeczki cukru i dwie krople cytryny? – Gdy skinął głową zaśmiała się. – Widzę, że nie tylko u mnie coś pozostało z dawnych czasów.

Tymczasem czarodziej nazwany Halem obrócił się do Dumbledora i uścisnął mu dłoń.

– Wybacz, Albusie, ale kiedy zobaczyłem Molly…

– Rozumiem, rozumiem. Stara miłość nie rdzewieje?

– Albusie! – zakrzyknęła oburzona pani Weasley, ale Harry zauważył, że się uśmiecha.

– Otóż to i dobrze o tym wiesz, Molly. – Hal usiadł obok dyrektora i uśmiech lekko mu przygasł. – Cieszę się, że mnie znalazłeś. Robiło się coraz goręcej i Hogwart to chyba ostatnie bezpieczne miejsce.

Dumbledore zauważył zdziwiony wzrok Harry’ego i wskazał go ręką.

– Hal, to jest Harry Potter i panna Cho Chang, która dopiero co ukończyła Hogwart. Cho, Harry, to jest nowy nauczyciel Obrony przed Czarną Magią, profesor Hal Friedrich.

Czarodziej uśmiechnął się do nich i skinął głową.

– Potter, miło mi poznać. Dobrze pamiętam twoich rodziców. Lilly to dopiero była piękność! Nic dziwnego, że nie mogła się opędzić od chłopaków! – Zaśmiał się tubalnie i przyjrzał się Cho. – Ale panna Chang mogłaby ją zaćmić. Tak nietypowa uroda jest na wagę złota.

Cho zarumieniła się i wydukała jakieś podziękowania. Harry za to patrzył na Dumbledora z przerażeniem – kolejny idiota na to stanowisko?! Ten facet to był jakiś kolejny Lockhart!

– Spokojnie, Harry. – Uśmiechnął się dyrektor. – Hal jest w pełni kompetentnym człowiekiem na to stanowisko. Nie popełnię drugi raz tego samego błędu.

– On naprawdę jest dobry. – Lupin uśmiechnął się. – Uczył nas w siódmej klasie przez jeden rok. Wspaniały nauczyciel, a jego wiedza na temat czarnej magii jest wyjątkowo obszerna.

– Na zajęciach zawsze dostawał najwyższe oceny z Obrony. – Pani Weasley postawiła przed profesorem herbatę i uśmiechnęła się do niego. – Byliśmy razem na jednym roku, ale ja byłam z Gryffindoru, a Hal z Ravenclawu. Z nim, jako nauczycielem Obrony, nie boję się posłać was do szkoły.

– Och, Molly…

Profesor zaczerwienił się i obdarzył matkę Rona takim spojrzeniem, że Harry’ego z miejsca zemdliło. Ginny weszła do kuchni i zesztywniała na widok gościa.

– Profesor Friedrich…

Tym razem Harry’ego zamurowało – Ginny go znała? I wiedziała, że jest profesorem?! Tymczasem profesor zwrócił na nią uwagę.

– Idealna kopio swej matki, jakże ci minęły te dni?

– W porządku, profesorze.

– Wolly nie dał się wam we znaki? Ginny zachichotała.

– Niezbyt, bo poznałyśmy jego… mały sekret.

Zaśmiała się cała trójka – dyrektor, profesor i Ginny.

– Molly, serce moje – odezwał się profesor. – Ile ty właściwie masz dzieci?

– Siódemkę, ale niedługo będzie ósemka, bo mój najstarszy się żeni.

– Ech… Nie żałujesz, że nie zostawiłaś Artura dla mnie?

– Nie, Hal. – Spojrzała na niego poważnie. – Nie jesteś stworzony do posiadania jednej kobiety i bycia jej wiernym.

Zaśmiał się.

– Cóż, to prawda. Kobiety są zbyt piękne, by zachwycać się tylko jedną, a przy tym niesamowicie zaborcze. Jednak wiesz dobrze, że dla ciebie zrobiłbym wyjątek.

Ta jedynie parsknęła i poszła sprawdzić wodę w studni, co wciąż robiła średnio co dwa, trzy dni. Profesor Friedrich uśmiechnął się do Rona.

– Musisz być synem Molly.

– Tak, profesorze. Nazywam się Ronald. Ron, w skrócie.

– Chciałem ciebie poznać. Wiele słyszałem na temat twojej odwagi. – Ron zarumienił się po koniuszki uszu. – Musisz wiedzieć, że drugiej tak żywej, energicznej i słodkiej kobiety, jak twoja matka, nigdzie nie znalazłem.

Na chwilę się zasmucił i zarówno Ronowi, jak i Harry’emu zrobiło się szkoda profesora. Po chwili jednak zaczęli się schodzić inni członkowie Zakonu i na ich widok od razu polepszył mu się humor. Większość znał, a tych, których nie znał, zaraz poznawał. Kobiety czerwieniły się, mężczyźni ściskali mu dłonie i dopiero wejście pana Weasleya zaburzyło sielankę. Wszedł do kuchni, usiadł na krześle i gdy otworzył oczy zauważył, że patrzy wprost w błękitne oczy człowieka, którego wolałby nigdy więcej nie spotkać. Poderwał się na równe nogi i ryknął:

– WYNOCHA Z MOJEGO DOMU!!!

Weasleyom, Harry’emu i większości towarzystwa opadły szczęki – żadne z nich dotąd nie słyszało takiej nienawiści w jego głosie i nawet nie wiedzieli, że umie z siebie wydobyć takie ryknięcie. Profesor Friedrich lekko się skulił i zaczął tłumaczyć.

– Arturze, spokojnie… Ja właśnie dołączyłem do Zakonu i…

– TY SZUMOWINO!!!

Wyciągnął różdżkę i zaraz osiem osób na raz rzuciło się go rozbroić i przytrzymać, bo pozbawiony różdżki rzucił się z pięściami. W tym momencie wróciła pani Weasley i na ten widok parsknęła.

– Mężczyźni… Arturze, uspokój się! A ty, Hal, przestań się szczerzyć, jak głupek i się odsuń.

Profesor Slughorn, siedzący obok Harry’ego zaśmiał się.

– Nawet nie wiecie ile nocy obaj spędzili w sali od Eliksirów na polerowaniu kociołków. Chyba nigdy nie były takie czyste, jak przez ostatnie trzy lata ich nauki. Ciągle kłócili się o Molly i żaden nie zwracał uwagi na to, że ona może mieć inne zdanie. Prawdę mówiąc zdziwiłem się, że wybrała Artura. W takich chwilach kobiety posyłają do diabła obu kłócących się i znajdują sobie kogoś innego. Ale Molly zawsze miała temperament.

Konflikt został zażegnany w sposób dość prosty – pani Weasley wyciągnęła pana Weasleya na podwórko, gdzie najpierw na niego nawrzeszczała, a potem została niemal zacałowana na śmierć, profesor Friedrich posmutniał, a cała reszta chichotała albo otwarcie, albo skrycie. Ginny wróciła w tym czasie z wciąż niedospaną Hermioną, która zdążyła się przebrać w mugolski strój, oparła się o Rona i znów zasnęła. Lavender aportowała się razem z siostrami Patil i wchodząc przekazały dobrą nowinę – właśnie urodził się jej braciszek. Wszyscy jej gratulowali. Harmider rozbudził Hermionę, która również pogratulowała. Zamrugała na widok profesora Friedricha i uśmiechnęła się.

– Poprzednim razem się nie przedstawiłam. Nazywam się Hermiona Granger.

– Och… A ja z siebie takiego durnia zrobiłem – zachichotał i przyjrzał się jej uważnie. – W takim razie to o twoim rozumie chodzą legendy.

– Żadne legendy – parsknął Lupin. – Cokolwiek usłyszałeś, to jest to prawdą. W trzeciej klasie odkryła, że jestem wilkołakiem sama z siebie.

– Nie tak sama z siebie – uśmiechnęła się zaróżowiona. – Gdyby nie wypracowanie zadane przez profesora Snape’a to bym nie zwróciła na to uwagi.

– Ale sama do tego doszłaś. Cieszę się, że będę miał kogoś tak zdolnego w swojej klasie. W dodatku ten mózg chowa się pod naprawdę niesamowitą aparycją. Włosy naturalnie ci się kręcą?

– Tak. Mam je po mamie.

Uśmiechnęła się smutno. Harry wiedział, że tęskni za rodziną. Nie mogła się z nimi kontaktować w żaden sposób, inaczej by ich wydała. Poszła zrobić sobie herbatę, a profesor Friedrich spojrzał na Remusa.

– Wypracowanie o wilkołakach? To na poziomie SUMów.

– Owszem – przytaknął. – Ale Snape chciał by ktokolwiek zrozumiał jakim jestem niebezpieczeństwem. I miał rację. Raz nie wypiłem swojego Wywaru i… cóż… gdyby nie Syriusz to skończyłoby się to tym, że również Harry, Ron i Hermiona musieliby go zażywać.

– Ech… Sądziłem, że jak dorośniecie to pozbędziecie się tych wzajemnych animozji. Wiem, że Syriusz i James zawsze byli uparci, zresztą Sev tak samo, ale spodziewałem się po tobie czegoś innego.

Harry’emu i Ronowi coś nie pasowało w tej dyskusji: Sev?! Kim, do diabła, jest Sev? Bo chyba nie chodzi o Snape’a? Lupin wzruszył ramionami.

– Próbowałem jakoś z nim… współpracować, ale za bardzo daliśmy się mu we znaki w szkole, by o tym zapomniał. To nasza wina i w sumie nie powinienem się spodziewać niczego innego.

Profesor Friedrich westchnął ciężko i spojrzał na gapiących się chłopców.

– Przez cały rok pracy próbowałem pogodzić Ślizgonów i Gryfonów. Naprawdę próbowałem. Szkoła nie powinna być tak podzielona, a nienawiść nie powinna być tak silna. Jednak konfikt pomiędzy Sevem a Jamesem, Syriuszem, Remusem i Peterem był tak silny, że wchodząc pomiędzy nich sam kilka razy oberwałem. Wszyscy byli nieźli w zaklęciach.

– Czterech na jednego?! Remus… powiedz mi, że to nieprawda. Mój tata przecież…

– Był wspaniałym człowiekiem, Harry. – Profesor Friedrich uprzedził młodszego mężczyznę. – James był naprawdę wyjątkowy. Nie sądzę, żebym spotkał kogoś tak typowo gryfońskiego. Gorąca głowa, pierwszy do działania, zawsze broniący przyjaciół, kochający Lilly z całych swoich sił. Do tego inteligentny, choć nieco leniwy. Jednak Sev był wyjątkowo uzdolniony w pojedynkach.

Lupin parsknął.

– Wyjątkowo uzdolniony? Hal, my w czwórkę ledwo dawaliśmy mu radę! Gdyby tylko jeden z nas go zaatakował… Zrozum, Harry, James zawsze bronił swoich przyjaciół i tylko dlatego nam pomagał. Sam brzydził się tą przewagą.

– Jednak atakował.

Zacisnął pięści. Od piątej klasy wiedział, że jego ojciec nie był taki wspaniały, jakim go wszyscy kreślili. Bo robił dokładnie to, co Malfoy jemu. Chciał coś dodać, ale w tym momencie do środka wszedł Snape i nie witając się z nikim podszedł szybko do Remusa. Stanął nad nim i spojrzał poważnie znad swojego długiego, zakrzywionego nosa.

– Jak tętno, Remus?

– W porządku.

– Jakieś dziwne objawy? Nie chciałbym, żebyś znów się przemienił. To jedna z moich ulubionych szat.

Dopiero teraz Harry zwrócił uwagę na to, że Remus jest ubrany w czarne, obszerne szaty, które były dla niego za długie. Wilkołak parsknął.

– Nie martw się. Jutro ci je zwrócę. Czuję się w porządku, tylko trochę głodny.

– Staraj się nie zeżreć Pottera, bo się udławisz. – Po chwili uśmiechnął się paskudnie. – Nie, żebym miał coś przeciwko temu.

Ron zacisnął pięści i podniósł się.

– Niech pan tak nie mówi! On musiał to znosić tylko dlatego, że panu nie chciało się czekać miesiąca!

Snape spojrzał kpiąco na chłopaka.

– Nie zamierzam ci się tłumaczyć, Weasley, bo twój mózg wielkości orzecha włoskiego i tak by tego nie pojął. Usiądź i nie rób z siebie większego durnia, niż jesteś.

Ron nabrał powietrza i pewnie by coś powiedział, gdyby nie to, że profesor Friedrich huknął śmiechem, wstał i klepnął Snape’a w plecy tak, że ten prawie zgiął się w pół.

– Sev! Nic się nie zmieniłeś! Weź okaż chłopakowi trochę zrozumienia!

– Po pierwsze, nie nazywaj mnie Sev. Mówiłem ci, że sobie wypraszam – warknął, ale Harry miał wrażenie, że jego usta drgają. – Po drugie, nie mam zwyczaju okazywać zrozumienia kompletnym ignorantom. Zamknij usta Potter, bo wyglądasz na głupszego, niż w rzeczywistości jesteś. To jakaś epidemia?

– Och, Sev… Nie bądź taki. Ty udajesz gorszego, niż jesteś. No, uśmiechnij się!

Snape był tak daleki od uśmiechu, jak to było tylko możliwe, za to Lupin omal się nie zakrztusił kurczakiem, bo nie potrafił pogodzić przełykania i śmiania się jednocześnie. W tym momencie wróciła Hermiona z herbatą i na widok Snape’a skrzywiła się.

– Też się cieszę, że cię widzę, Granger – uśmiechnął się paskudnie. – Jesteś niekompetentna. Miałaś zalać pazury utrwalaczem, ale tego nie zrobiłaś, prawda?

Dziewczyna zbladła, po czym zaczęła wyłamywać palce.

– Wydaje mi się, że… To znaczy… Nie, nie zalałam. Zapomniałam.

– Zapomniałam – przeciągnął z lubością to słowo. – Twój przyjaciel, Lupin, poświęca się, a ty zapominasz. Cóż… Jaką proponujesz karę?

– Słucham?

Remus, profesor Friedrich, Cho, Harry i Ron spojrzeli z niedowierzaniem na Snape’a.

– Wymyśl najgorszą karę, jaką tylko można tobie zadać.

Hermiona zacisnęła usta, ale odpowiedziała niemal natychmiast.

– Biblioteka. Zakaz wstępu.

– Na miesiąc – dodał i jego wargi wykrzywił najpaskudniejszy uśmiech, który zwykle zwiastował wielkie problemy. – Przy następnej pomyłce będzie to pół roku. Miłego wieczoru.

Ostatnie zdanie ociekało jadem, po czym obrócił się i ruszył w stronę Szalonookiego. Hermiona usiadła, a w jej oczach pojawiły się łzy. Ron zaczął ją pocieszać.

– Nie martw się, Hermiono. Miesiąc od książek jakoś cię rozluźni i…

– Wybacz, Remusie – powiedziała łamiącym się głosem. – Prawie zepsułam… no, wszystko. Musielibyśmy czekać do następnej pełni i… Przepraszam.

– Daj spokój, Hermiono. – Machnął ręką zainteresowany. – Nic się nie stało.

Skinęła głową i sprawdziła testerem herbatę, po czym wzięła łyk. Harry wiedział, że nie było dla niej gorszej kary, niż brak dostępu do biblioteki. Po pół godzinie Dumbledore wstał i od razu zrobiło się cicho.

– Od ostatniego spotkania sporo się zmieniło i mam nowe wiadomości. Po pierwsze mamy dwóch nowych członków Zakonu – Dracona Malfoya i Hala Friedricha. Hal będzie również w tym roku nauczał w Hogwarcie Obrony przed Czarną Magią. Większość z was wie, że jest odpowiednim człowiekiem na tym stanowisku. Teraz przechodzimy do kolejnych ważnych informacji. Voldemortowi udało się pochwycić Dorcas Gaden i jej męża, Bena. – Harry’emu zajęło trochę czasu przypomnienie sobie Dorcas. Była to wysoka, postawna kobieta z ciepłymi, zielonymi oczami. Jej mąż był mugolem. Kilka osób wciągnęło powietrze, a kilka usiadło. – Nie wiem co się z nimi dzieje. Severusie?

Snape spojrzał prosto w oczy dyrektora.

– Byli torturowani a następnie zabici.

Pani Weasley zapłakała, Hermiona i Ginny zbladły, a z kilku stron dobiegł szloch i przekleństwa. Dumbledore potarł czoło i zadał jedno pytanie:

– Co się stało?

– Dorcas była nieuważna. Dom każdego z was zawsze obserwuje kilku Śmierciożerców, a Dorcas najwidoczniej chciała wzmocnić ochronę i zamiast wzmacniać warstwę po warstwie zdjęła wszystkie zabezpieczenia na raz. Złapali ją od razu. Nie miała nawet szansy obrony. Zaniesiono ich od razu przed oblicze Czarnego Pana. Stało się to przedwczoraj koło drugiej w nocy. Byłem na miejscu jako jeden z pierwszych. Nie zdradziła mnie. – Jakiś dziwny cień przemknął przez jego twarz. – W zamian zaczęła wykrzykiwać, że jestem zdrajcą i, że mogła się po mnie tego spodziewać, co tylko umocniło moją pozycję. Czarny Pan próbował przejść przez jej barierę umysłu, ale nie udało mu się. Ben nie ma pojęcia o Zakonie i przypuszczam, że torturując go chcieli ją złamać. Nie dała się. Torturowała ich Bella, aż do wczorajszego wieczora. Następnie Czarny Pan uznał, że to będzie świetny… dowcip jeśli wierząca w Zakon Dorcas zostanie zabita przez jej fałszywego członka. Zostałem zmuszony do zabicia obojga.

Ginny i Hermiona dołączyły do pani Weasley w płaczu, profesor McGonagall zacisnęła usta tak mocno, że zbielały jej wargi. Harry, tak samo jak większa część pokoju spojrzał na Snape’a, jak na wyjątkowo obleśną sklątkę tylnowybuchową. Nawet Malfoy się wzdrygnął.

Dumbledore zauważył spojrzenia i westchnął.

– Działał z mojego rozkazu – powiedział cicho. – Dorcas również to zrozumiała, inaczej zachowałaby się w inny sposób. Severus musiał to zrobić, żeby nie być zdemaskowanym. Jednak strata Dorcas to dla nas cios. Luno… będę cię musiał poprosić o większą intensywność działań.

Luna skinęła głową, a w jej oczach błyszczały łzy. Harry poczuł jeszcze większą nienawiść do Snape’a, gdy Ginny szepnęła mu:

– Spójrz na jego dłonie, zanim zaczniesz się drzeć.

Twarz Snape’a była spokojna, ale dłonie zaciskał tak mocno, że pewnie robił sobie w ich wnętrzu rany. Nagle Harry wyobraził sobie, że musi zabić któregokolwiek z członków Zakonu, by wygrać całą wojnę. I wiedział, że zrobiłby to. Nienawidziłby siebie do końca życia, ale jeśli miał możliwość uratowania wszystkich, to poświęciłby jedną osobę. Jego złość zelżała.

Dumbledore kontynuował.

– Nimfadoro, coś nowego?

– Tak. Umbridge powoli się łamie. Już nie stawia się Śmierciożercom i robi, co jej każą. Niedługo ma wejść… rozporządzenie dotyczące osób na Liście. Każda osoba, która udzieli im schronienia, zostanie wpisana na Listę. Sądzę, że nie dotyczy to uczniów, bo skoro sam dyrektor jest na Liście, to nie należy się spodziewać, że Hogwart zostanie jakoś inaczej potraktowany. W Głównym Holu słyszałam, jak kilka kobiet rozmawiało, że zastanawiają się czy puścić swoje dzieci do Hogwartu, bo Sami-Wiecie-Kto chce im zlecić zadania dotyczące innych uczniów.

– Czyli trzeba będzie wzmocnić ochronę i siatkę… szpiegowską – skrzywił się pod koniec. – Ronaldzie, Hanno, jakieś pomysły?

Ron powiedział co mają zamiar zrobić ze Ślizgonami i Dumbledore pochwalił ich za takie podejście do sprawy.

– Ginewro?

– Nawiązałam kontakt listowy z kilkoma dziewczynami z różnych roczników i domów. Tak, żeby wzajemnie się nie znały i nie mogły zorientować, że ze wszystkimi koresponduję. Będę… potrzebowała przynajmniej dwie sowy, panie profesorze. Errol nie jest w stanie wykonywać tylu lotów.

– Dostaniesz kilka szkolnych. Ernie?

Chłopak uśmiechnął się smutno.

– Również próbowałem nawiązać kontakt, ale jak na razie nie mam odpowiedzi, a Adrien Holman z Hufflepuffu, rok czwarty, odpisał mi, że nie wraca do Hogwartu. Boi się.

– Próbuj dalej. Severusie czy wiadomo coś o więźniach w Ministerstwie?

– Nic nowego. Żaden nie został przeklęty, ani bity przez ten czas. Uspokoili się i dostają pożywienie. W tajemnicy przeszmuglowałem im kilka testerów, w razie gdyby podawali jakieś paskudztwa albo Veritaserum.

– Właśnie. Ubywa nam Veritaserum i to bardzo. Na jutro potrzebuję dwunastu fiolek.

Snape złapał się za głowę, a Hermiona ciężko westchnęła.

– Nie wiem jak profesor Snape, ale ja jestem w stanie dziś w nocy je wykonać.

– Granger, nie będziesz rozporządzać moimi zapasami – warknął i zwrócił się do Dumbledore’a. – Zaraz po spotkaniu udamy się do zamku i dostaniesz je jutro.

– Będę potrzebował tego co zwykle – mruknął Szalonooki.

– Nie ma szans. – Pokręcił głową Snape. – Jeszcze kilka dni musisz poczekać Moody. Składniki są dość… trudne do zdobycia.

– Co z armią Voldemorta?

– Chwilowo ci ludzie spokojnie sobie żyją. Poprzedniej pełni zamknął ich w jednej celi. Pogryźli jedynie siebie. – Skrzywił się. – Dwoje dzieci zostało zagryzionych na śmierć.

Dumbledore złapał się za głowę, a Harry’emu napłynęła żółć do ust.

– Czy ma jakieś plany?

– Powoli zaczyna się zastanawiać. Dopracowuje atak dementorów na pociąg do Hogwartu. Mają do nich dołączyć wampiry. – Kilka osób zapowietrzyło się. – Jednak to nie jest potwierdzone, bo Troiman wciąż się waha. Jego wampiry nie chcą mieszać się do spraw ludzi. Poza tym zainteresował się otoczeniem Pottera. Śmierciożercy mają szukać jego krewnych, mugoli.

– Nie znajdą ich – odetchnął dyrektor. – Jeśli to wszystko, to przejdźmy do części dalszej. Alastorze?

– Ta… Pierwsze spotkanie grupy szkoleniowej odbędzie się w Hogwarcie, w Wielkiej Sali. Macie wszyscy się tam stawić jutro w południe. Poza tym, mam już pomysł, jak przetransportować dzieciarnię bezpiecznie do szkoły. Ci z Listy będą podróżować kominkiem z Nory, a ich bagaż po prostu wsadzi się do pociągu. Następnie kilku z naszych wypije Eliksir Wielosokowy i zmieni się w jakieś dzieciaki. Włosy możemy zwinąć od mugoli.

– A Eliksir sam się wyprodukuje, co? – warknął Snape. – Ilu zamierzasz zmienić? I na jak długo?

– Sądzę, że czterdziestu członków Zakonu powinno starczyć. Osiem godzin, tyle ile wymaga jazda.

– To ponad trzydzieści kociołków, Moody i pełen miesiąc warzenia. Nie wiem w jaki sposób zaopatrzyć się w taką ilość niektórych składników, żeby nie zwrócić na siebie uwagi. Dwudziestu, nie więcej.

– Oszalałeś, Snape?! Dwudziestu to tyle co nic, jeśli będą w to zamieszane wampiry!

– Cisza! – krzyknął dyrektor i obaj mężczyźni od razu umilkli. – Jeśli uda mi się znaleźć te ingrediencje to dacie radę zrobić mikstury?

Snape przez chwilę milczał, najwyraźniej obliczając coś w myślach. Po chwili skinął głową.

– Powinniśmy być gotowi przed pierwszym września.

– Od teraz to jest priorytetem. Remusie, co nowego u wilkołaków?

– Boją się. Boją się tego nowego tworu, jakim są księżycowi, jak nazywają ludzi pokroju Billa. Większość się odłączyła i kilku z nich chce się z tobą spotkać, Albusie, i przedyskutować przejście na naszą stronę.

– Ilu?

– Dwunastu z dwustu – skrzywił się. – To niewielu, ale oni mogą zacząć przekonywać innych. Księżycowi stanowią dla nas zagrożenie, a przynajmniej tak twierdzi nasz „przywódca”. Rozpocznie się… polowanie na księżycowych. Zamierzają postawić Voldemortowi ultimatum: albo my, albo oni. Obawiam się, że wybierze księżycowych. Łatwiej ich podesłać do zwykłych ludzi i mniejsze są tego konsekwencje. Jeśli jednak zadziała mikstura…

– Severusie?

– Nie wiem kiedy zostanie ukończony ten eliksir. Na razie mamy jedynie pomysł i prawdopodobnie będziemy próbować i próbować, aż dojdziemy do właściwej formuły. Jednak nawet wtedy nie będziemy mogli stwierdzić, czy zadziała poprawnie. Może to potrwać miesiąc, może potrwać rok. Trzeba będzie stwierdzić, czy taki eliksir wpływa jednakowo na wszystkich, czy nie… Jest wiele pytań i dopóki nie będę znał odpowiedzi na większość z nich, nie zamierzam podawać jej nikomu.

Dumbledore pokiwał głową i przez chwilę się zamyślił.

– Czyli, jak rozumiem, jeden Bill nie wystarczy? Musisz mieć jeszcze jednego czy dwóch księżycowych?

– Tak.

– Charlie?

Chłopak podniósł głowę i ciężko westchnął.

– Postaram się, chociaż nie będzie to łatwe.

– Mamy pana Creeveya, więc potrzeba nam jeszcze jednej osoby. Najlepiej kobiety.

Skinął niechętnie głową. Omówili jeszcze wiele spraw i dopiero koło drugiej w nocy skończyli. Hermiona i Snape od razu ruszyli do zamku, a Dumbledore wziął Harry’ego na stronę zaraz potem, jak porozmawiał z całą resztą.

– Chciałbyś o coś spytać, Harry? Cały czas patrzyłeś na mnie, jakby ci o coś chodziło.

– Tak. Właściwie to mam kilka pytań i niezbyt wiem, od którego zacząć. Może… co z horkruksami, profesorze?

– Mamy ten jeden, a co do reszty… Wciąż szukam przesłanek, Harry. Nie chcę drugi raz popełnić tego samego błędu. – Podniósł poczerniałą dłoń i ruszył palcami. – Jest z nią coraz lepiej, ale nigdy nie będzie taka sprawna. Nie chcę by tobie przydarzyło się coś podobnego. Kiedy będę coś wiedział dam ci znać. Następne pytanie?

– Naprawdę z pana polecenia Snape… zabił?

Ostatnie słowo ledwo przeszło mu przez zaciśnięte gardło. Dumbledore westchnął ciężko.

– Niestety, tak. Severusowi nie sprawia to przyjemności, możesz mi wierzyć. Prawdę mówiąc, tylko musisz to zostawić dla siebie, on wyjątkowo cierpi z każdą taką śmiercią. A zadał ich zbyt wiele z mojego powodu. Jednak jego obecność po stronie wroga jest dla nas bezcenna. Nie ma… nie ma ceny, której bym nie poniósł, by go tam zatrzymać. Wybacz mi.

Harry’emu zrobiło się słabo, ale pytał dalej.

– Czy profesor Friedrich będzie dla nas dobrym nauczycielem?

– Najlepszym, jaki mógł się wam trafić. – Dyrektor uśmiechnął się. – Jego wiedza równa się wiedzy Alastora i Severusa, ale ma znacznie… prostszy sposób wykładania i zdecydowanie więcej cierpliwości. Czy coś jeszcze?

– Obawiam się, że jestem bezużyteczny – wyrzucił z siebie szybko. – Wszyscy coś robią, a ja nic! Oklumencja nie zajmuje mi całego wolnego czasu. Niech i mnie pan coś zleci!

– Nie mogę. – Pokręcił głową stary czarodziej. – Jeszcze przyjdzie czas, że się napracujesz. Jeśli to wszystko, to udam się do zamku. Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. Nie martw się, Harry. To ty jesteś naszą nadzieją.

I zostawił Harry’ego wcale nie pocieszonego tą myślą.

Rozdziały<< Rozdział 6Rozdział 8 >>

mroczna88

Miłośniczka mocnej herbaty, grubych książek i puchatych kotów. Lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. Znana głównie z tego, że zostawiła niedokończone opowiadania sześć lat temu i od tego czasu unika świata, żeby nie przyznać się jak bardzo się tego wstydzi. Tym razem jednak wróciła i będzie nie tylko poprawiać stare teksty, by nie były tak żenująco kiepsko napisane, ale też w końcu je dokończy. Tylko trzeba dać jej trochę czasu i cierpliwości ^.^ Szczerze poleca książki: serię Koło Czasu autorstwa Roberta Jordana, serię Wiedźmy autorstwa Olgi Gromyko, cokolwiek napisał Sanderson (ale Rozjemcę najbardziej), cokolwiek napisała Naomi Novik (Wybrana ma relację, która bardzo przypomina sevmione!), Sagę Księżycową autorstwa Marissy Meyer (najlepszy retelling baśni jaki powstał) oraz cokolwiek napisała Maggie Stiefvater (jej seria Kruczych chłopców i Wyścig śmierci najlepsze) Szczerze poleca seriale:Koło Czasu, Sense8, The Boys, Carnival Row, Good Omens, Black Sails, The Wilds, Motherland Fort Salem, The Untamed, Panic, Warrior Nun, Galavant, Dark, Wynnona Earp, Goblin (koreański), Bridgerton, Downton Abbey

Ten post ma 5 komentarzy

Dodaj komentarz