Rozdział 17

Dziewiętnastego września Hermiona obudziła się nieco zniechęcona. Jej urodziny. Osiemnaste urodziny, co oznaczało, że jest jedną z najstarszych osób w Gryffindorze. Gdyby urodziła się dwadzieścia dni wcześniej, to w tej chwili już nie chodziłaby do Hogwartu. Ale też nie zdobyłaby tylu przyjaciół i nie przeżyła tylu przygód…

Lavender i Parvati już nie było – w końcu była to sobota i obie postanowiły tego dnia pójść nad jezioro i wykąpać się, póki woda jeszcze ciepła. Chwilę po tym, jak się obudziła i zaczęła się przebierać, do środka wpadła roześmiana Ginny.

– STO LAT! – krzyknęła i rzuciła się przyjaciółkę, która lekko się zachwiała. – Och, wybacz, zapomniałam. Ile wczoraj oddałaś?

– Cztery… Wpadli w zasadzkę. – Skrzywiła się czując, że kręci się jej w głowie.

– Jesteś niesamowita!

– Daj spokój. Sama zrobiłabyś to równie dobrze. Która godzina?

– Prawie południe. Przespałaś śniadanie. – Zerknęła w nogi jej łóżka. – Och, prezenty! Otwieraj!

– Pamiętaliście? – zdziwiła się i uśmiechnęła, widząc znajome opakowania.

– Jasne. Nawet mama wczoraj przesłała nam listy przypominające. No, dalej, otwieraj.

Pani Weasley przesłała jej czerwony sweter Weasleyów z wielkim, złotym H na przedzie. Pan Weasley dał jej ulubione czekoladki z likierem. Bliźniaki, Bill i Charlie zrzucili się na wyjątkowe wydanie Czarów dla zaawansowanych. Marzyła o tym, ale było dla niej zdecydowanie za drogie. Musi im podziękować.

– ŁAŁ! Ginny! To jest… oszałamiające!

Przyjaciółka podarowała jej przepiękną, karminową bluzkę. Od razu przymierzyła i zaświeciły jej się oczy. Wyglądała bombowo. Ron dał jej nowe, orle pióro, a Harry etui na nie i czarny atrament (skąd wiedział, że jej stary się kończy?). Dopiero kiedy otworzyła prezent od rodziców (bawełniana piżama i nowe wydanie Małych kobietek) zauważyła, że dostała jeszcze jeden prezent. Zwykłe, ciemne pudełko z doczepioną kartką. Ginny niepewnie na nie spojrzała.

– Z tego co wiem, Filch sprawdza wszystko, co przyjdzie do zamku, ale… Wiesz, że w zamku są dzieci Śmierciożerców.

– Wiem. Będę ostrożna.

Rozłożyła kartkę, przeczytała, zamrugała, przeczytała jeszcze raz i dopiero wtedy zrozumiała.

 

Tylko spróbuj dziękować, a przysięgam, że utopię cię w kociołku. Hal nalegał, żebyśmy i my, z cholera wie jakich powodów, też ci coś dali. Ode mnie jest ta mniejsza butelka.

SS & HF

 

Ginny zajrzała jej przez ramię i rozdziawiła usta.

– No… To niespodziewane.

– Mnie to mówisz? Otwórz! No!

Drżącymi rękami wyjęła dwie buteleczki. W mniejszej pływał lekki, złocisty płyn. Obie od razu go rozpoznały.

– Felix Felicis?! – krzyknęły zdumione, a Ginny dodała:

– No, to dopiero prezent! Mniejsza butelka? Ha! Przecież to ci starczy na jakieś osiem dawek!

– Są ścisłe reguły zażywania tego eliksiru. Wzięłam jeden łyk w czerwcu, więc następny mogę wziąć dopiero w grudniu.

– Do czego go wykorzystasz?

– Będę szukać jakiś informacji dotyczących tego eliksiru na Cruciatusa. Powinno pomóc.

Ginny tymczasem wzięła do ręki drugą butelkę, zdecydowanie większą i przyjrzała się jej.

– Tutaj jest jakaś karteczka… Ale to nie pismo Snape’a.

– Pokaż.

 

Hermiono, mam nadzieję, że Sev jednak to wyśle. Zmuszenie go do stworzenia tego jest największym osiągnięciem mojego życia. Wystarczy jedna kropla na włosy.

Uściski i całusy z okazji osiemnastki wspaniały wiek!

HF

 

– Hal? – Ginny parsknęła. – Ja nic od niego nie dostałam.

– Bo ty jesteś sierpniowa. Pewnie nie zdążyliście się poznać. Cóż, zobaczmy, czy Snape przypadkiem nie chce, żebym wyłysiała.

Wyjęła z torby pipetę i nabrała trochę wodnistego eliksiru. Był jasnorudy i tylko miała nadzieję, że to nie farba do włosów. Podała pipetę Ginny i nachyliła głowę.

– Jedna kropla, pamiętaj.

– Jasne. No to – raz, dwa i… trzy!

Poczuła lekką wilgoć, ale poza tym nic innego. Za to Ginny wpatrywała się w nią z szokiem, więc szybko doskoczyła do lustra.

– O, raju… – pisnęła rudowłosa, co było całkiem niezłym podsumowaniem. Włosy Hermiony były gładkie, lśniące, puszyste i… jedynie lekko falowane. Żadnej zabawy żelem przez dwie godziny, żadnych czarów. Po prostu… jedna kropla.

– Ciekawe, jak długo będzie trwał efekt? Zamierzam wydusić ze Snape’a recepturę, choćbym miała posunąć się do grożenia mu różdżką.

– Wyglądasz super! To dopiero prezent! Może i ja zakumpluję się z Mistrzem Eliksirów?

Hermiona zaśmiała się głośno.

– Wierz mi, że to – wskazała na swoją głowę – nie jest warte tego, co muszę z nim przechodzić.

– Powiem ci, że Snape śmiejący się, flirtujący i strzelający oczami to całkiem miłe zjawisko. – Ginny ledwo mówiła, bo łapały ją spazmy śmiechu. – Nie może być aż tak źle. Można by nawet uznać go za przystojnego! Zwłaszcza, że Hal w jego postaci mył włosy.

Hermiona parsknęła śmiechem i pokręciła głową.

– Kiedy Snape zaczyna się zachowywać miło, mam wrażenie, że zaraz podstawi mi nogę lub wyleje mi coś na głowę. Niech już będzie taki, jaki jest. Poza tym… – lekko się zaczerwieniła. – Już jakiś czas temu zauważyłam, że on nie jest taki odpychający, za jakiego chciałby uchodzić.

Ginny uśmiechnęła się i wyglądała przez chwilę jak złośliwy elf.

– Coś się święci?

– Żartujesz? Po prostu to zauważyłam, to wszystko. – Wzruszyła ramionami. – Poza tym jest moim nauczyciele dziewiętnaście lat starszym. Do tego jest zrzędliwy, złośliwy, irytujący, czasami okrutny, skryty, temperamentny, jęzorem mógłby przecinać żelazo, a jadu i kobra powinna mu zazdrościć. Nie jestem aż taką masochistką, Ginny.

– Czy ja wiem? Całkiem nieźle się dogadujecie.

– Z dnia na dzień jesteśmy coraz bliżsi mordu, możesz mi wierzyć. Nie interesuje mnie, naprawdę.

Ginny zaczęła się śmiać.

– I dobrze. Ron zszedłby na zawał.

– A jak ci idzie z Draconem?

Dziewczyna nieco posmutniała.

– Nie wiem… W ogóle nie rozmawialiśmy na osobności od czasu… No, nieważne. Chodź, chłopaki przygotowali jeszcze jedną niespodziankę!

Założyła spodnie, prędko umyła zęby i twarz, po czym poszła za Ginny. Szły szybko korytarzami, wyraźnie kierując się ku północnemu skrzydłu.

– Gdzie ty mnie prowadzisz?

– Och, nie gadaj. Zobaczysz. – Weszły szybko do jakiegoś pokoju i rudowłosa podeszła do kominka. – Wskakuj. Do Nory.

– Co?

– To właśnie twój prezent! No, dalej!

Kiedy wyszła z kominka, wpadła prosto w objęcia pani Weasley.

– Wszystkiego najlepszego, Hermiono!

Wokół niej było pełno członków Zakonu i każdy składał jej życzenia, mówił jak dobrze wygląda i ściskał. Hagrid omal nie wprasował jej na stałe w podłogę, uwieszając się na niej i płacząc.

– Taka mała była siedim lat temu! A tera taka duża! Hermiona, jesteś najlepsza dziewczyna jaką znam!

– No, no… Hagridzie, zgnieciesz biedaczkę. – Profesor McGonagall przytuliła ją i wyszeptała. – Jesteś moją najzdolniejszą uczennicą i zawsze będziesz miała we mnie wsparcie.

Sama czuła, że ma łzy w oczach zwłaszcza kiedy stanęła naprzeciw Remusa i Tonks.

– Och, Remusie. – Przytuliła go mocno, wspominając wszystko, czego się dowiedziała o jego rodzinie. – Tak się cieszę, że nic ci nie jest!

– Dzięki twojej krwi. Jak zwykle zresztą. Tonks ma do ciebie prośbę.

– W ramach prezentu! – zaśmiała się kobieta. – Nie możesz odmówić! Chcę, żebyś została matką chrzestną naszego dziecka. Zastanawiałam się nad Molly i Ginewrą, ale pierwsza ma mnóstwo swoich dzieci, a druga jest za młoda. Więc?

– To… To duża odpowiedzialność i jestem wam szczerze wdzięczna. – Delikatnie przytuliła aurorkę. Po chwili sękate palce porwały ją i wpiły się mocno w jej ramiona. Szalonooki skupił na niej obie źrenice (w tym jedną niebieską, co przyprawiało ją o lekkie mdłości) i cicho powiedział:

– Bądź uważna, dziecko. Bądź uważna. Nigdy nie wiadomo, z której strony wyskoczy niebezpieczeństwo.

– Dziękuję, Szalonooki.

– Uważaj, naprawdę.

– Szalonooki, bo jeszcze dziewczyna pomyśli, że mówisz serio – parsknął Hal i spojrzał na nią uważnie. – Widzę, że jednak działa. To dobrze. Przez chwilę bałem się, że być może podsunąłem ci jakąś truciznę. Dobrze wyglądasz.

Uśmiechnęła się szeroko i nieśmiało dotknęła swoich włosów. Po raz pierwszy ułożonych bez pomocy magii i żelu.

– Dziękuję. Wiem, że pewnie powiedziałam to słowo już z tysiąc razy, ale naprawdę dziękuję. Zawsze chciałam coś z nimi zrobić.

– I nic dziwnego – sarknął Snape, stając koło profesora Friedricha. – Gdybym miał coś takiego na głowie, to też chciałbym coś z tym zrobić.

– Dziwne, że ze swoimi nic pan nie robi – mruknęła pod nosem, po czym uśmiechnęła się. – Za to żałuję, że ominął mnie widok pana, jak flirtuje z Ginny.

Snape zmiażdżył ją spojrzeniem i zwrócił się ponuro do kolegi.

– Hal, NA SŁOWO.

Starszy mężczyzna skinął głową, ale w połowie drogi na dwór obrócił się i pokazał swojemu dystyngowanemu koledze język. Dystyngowany kolega kopnął go swoim kajakiem (rozmiar czterdzieści osiem) w siedzenie i ryknął, żeby się pospieszył, bo on nie ma całego dnia.

Lavender siedziała z Parvati i w najlepsze plotkowały. Hermiona zauważyła, że w jednym z kątów stoi Harry z Cho i wyglądają na dość zajętych sobą. Ku jej uldze niedaleko nich stał Ron i ramieniem obejmował Hannę – co prawda jeszcze z nią nie zerwał, ale na pewno niedługo to zrobi. Ktoś ją klepnął w ramię. Fleur.

– Hermioni, miło cię widzieci. Jak ‘Ogwart?

– Jak zwykle – uśmiechnęła się. – Dużo nauki, mało czasu wolnego.

– Ładni ci w tych włosach. Ja z Bill mieszkamy teraz w Muszelka. Może kiediś przyjdzisz?

– Oczywiście, bardzo chętnie. Jak wam się żyje? – Fleur lekko posmutniała.

– Ciężki. Bill cały czas na misje, ja rozmawia z kuzynki, które tu przyjeżdżaci… Uch! Mój ęgilski wcale nie taki dobry, jakby chciała! Czasami się… – przez chwilę szukała słowa – mylę.

– Jest znacznie lepiej, niż było. Jeszcze trochę praktyki i będziesz mówiła płynnie.

– Ja słyszałam, że ty była… byłaś w Francja?

– Tak. Jest tam naprawdę cudownie. Zwłaszcza w Kraju Loary. Cudowne pola, kwiaty, woda… Aż chciałoby się tam zamieszkać.

– Tam mieszkają rodzice z Gabrielle. Może kiedyś by ich ze mną odwiedziła?

– Fleur, może to dziwne pytanie, ale dlaczego to wszystko mówisz? Nigdy specjalnie się nie przyjaźniłyśmy.

Dziewczyna przez chwilę wydawała się speszona, ale cicho powiedziała:

– Ja wim, że ty uratowała Bill. Ty dla mni jak siostra. U nas, wili, jeśli ktoś ratuje życie i zdrowi ukochanej osoby, to jest brat lub siostra. Ginny moja siostra, bo jest siostra Bill. Ty moja siostra, bo uratować Bill. Proffesore Snape mój brat, bo uratować Bill. Mamy swój ‘onor. A ja cię lubi. Może nie pokazuje tego, ale lubi. Wybaczi mi te złe słowa?

Hermiona zaśmiała się i mocno przytuliła drugą panią Weasley.

– Jasne, że tak. Po prostu byłam zdziwiona. Mmm… Wybaczysz mi na chwilę? Chciałabym porozmawiać trochę z Remusem.

– Oczywiści.

Chodziło jej to po głowie od dłuższego czasu. Czy Remus wie, kto odpowiada za śmierć jego rodziny? Nie umiała nic poradzić na to, że myślała o Snape’ie całymi dniami. Szukając informacji na temat Cruciatusa miała przed oczami jego twarz wykrzywioną w strachu, gdy miewał koszmary. Równie często przypominała sobie minę Neville’a, gdy w czwartej klasie widział jak fałszywy Moody rzuca na pająka Cruciatusa. Dwóch ludzi, których lubiła miało problem związany z jedną klątwą, na którą miała znaleźć lekarstwo. I zrobi to. Niech ją Merlin trzaśnie – zrobi to i nic jej przed tym nie powstrzyma! Gdyby tak znaleźć sposób na połączenie kilku składników, które, niestety, wzajemnie się wykluczają… Stała już od dłuższego czasu przed Remusem, który nawet pomachał jej ręką przed oczami, ale nie zauważała tego. Musi przecież istnieć sposób na połączenie niecierpnika ze startymi odnóżami karalucha. Skoro dało się połączyć wszystkie esencje… ESENCJE!

– No jasne! – krzyknęła na głos, czym zasłużyła na kilka zdziwionych spojrzeń. Zaczerwieniła się i zaczęła tłumaczyć. – Coś mi przyszło do głowy, nie przejmujcie się tym.

Znalazła szybko jakiś kawałek pergaminu, pióro i kałamarz, po czym zaczęła szybko spisywać pomysły. Nie zauważyła jednak, że przez cały ten czas pewien czarodziej zagląda jej przez ramię i uśmiecha się tajemniczo. Kiedy skończyła, posypała atrament piaskiem i energicznie się wyprostowała, co zaskutkowało uderzeniem w coś twardego. Syknęła z bólu i obróciła się, by stanąć oko w oko z profesorem Dumbledorem.

– Całkiem ciekawy pomysł, Hermiono.

Uśmiechał się wesoło, ale oczy zza okularów–połówek zaglądały prosto w jej duszę.

– Uch… Ja… Dziękuję, panie profesorze. Przyszło mi to do głowy przed chwilą.

– Widzę. Jak idzie praca?

– Powoli, bardzo powoli. Staram się jak mogę, ale…

– Rozumiem. Nie oczekiwałem, że odkryjesz sposób w tak krótkim czasie – poklepał ją po ramieniu. – W końcu jeden z najlepszych Mistrzów Eliksirów na świecie pracuje nad tym od lat. Czy coś cię trapi?

– Nie – powiedziała szybko. Chyba za szybko, bo zauważyła dziwny błysk w oczach dyrektora.  – Chciałabym porozmawiać chwilę z Remusem, jeśli pan pozwoli.

– Proszę bardzo.

Wyminęła go szybko, czując się niepewnie. Czy wiedział? Czy wyczuwał, że ona coś wie? Skąd to uczucie, że profesor Dumbledore wie coś, czego nie mówi?

– Panno Granger… – Dobiegł ją jego spokojny głos.

– Tak?

– Wszystkiego najlepszego.

Nie umiała powiedzieć dlaczego, ale te życzenia spowodowały, że dostała gęsiej skórki. „Głupia jesteś! Przecież to tylko Dumbledore.”. Jednak niepewność nie opuszczała jej. Coś tu nie pasowało, ale nie wiedziała co.

 

 

Delikatnie pociągnęła Remusa za skraj szaty.

– Mogę z tobą porozmawiać?

– Oczywiście, że tak – uśmiechnął się i ruszyli w głąb mieszkania. Rzuciła Muffliato i po chwili powiedziała tak spokojnie, jak było ją na to stać.

– Remusie, bardzo się cieszę, że wreszcie ożeniłeś się z Tonks.

– To niezupełnie tak – zachichotał. – Zaciągnęła mnie przed ołtarz, kiedy tylko dowiedziała się, że jest w ciąży. Stwierdziła, że nie puści mnie, choćby nie wiem co.

– I dobrze. Jednak to mnie trochę zastanowiło. Czy ty masz jakąś rodzinę?

Stali przy schodach wiodących na górę. Wokół nich rozbrzmiewał śmiech i rozmowy, a mężczyzna przez chwilę wpatrywał się we własne stopy, ale w końcu powiedział:

– Miałem… Zostali zabici podczas pierwszej wojny.

– Och… Przepraszam, tak mi przykro – zagryzła wargę i przestąpiła z nogi na nogę. Nie wiedziała jak zadać pytanie, by przez przypadek nie wkopać Snape’a. Podniosła smutny wzrok i zauważyła, że Remus patrzy na nią z lekkim uśmiechem.

– Powiedział ci, że to jego sprawka, prawda?

– Proszę? – Tego się nie spodziewała.

– Severus. Powiedział ci, że to on zamordował moich rodziców w bestialski sposób, prawda?

– Skąd… skąd wiesz?

– Och, wiem o tym od momentu, w którym wszedłem do domu moich rodziców i zastałem ich wszystkich… – Przez chwilę milczał. – Dla wilkołaków, nawet w ich ludzkiej formie, świat składa się z zapachów. To nie tylko zapach osoby, ale też uczuć. Strach, radość… Wyczuwam to wszystko zmiksowane z zapachem danej osoby. Zapach Tonks znam tak dobrze, że mógłbym dojść do niej z zamkniętymi oczami. Podobnie jest z Harrym, Ronem i tobą. Zapach Severusa znam równie dobrze, w końcu przebywałem z nim na jednym roku. Nie musiałem nawet wchodzić do domu, by wiedzieć, że on tam był. Wciąż jest mi niedobrze na samo wspomnienie tej radości i nienawiści, która była połączona z jego ostrym smrodem czarnej magii. Bo czarna magia śmierdzi, Hermiono. Obawiam się o Harry’ego, bo powoli i od niego zaczynam to czuć. Ale my nie o tym. Kiedy następnym razem spotkałem Severusa, był już zupełnie inną osobą. Nie wyczuwałem od niego czarnej magii tak silnie, jak kiedyś. W dodatku, kiedy spojrzał na mnie na pierwszym dla niego spotkaniu Zakonu… Wiele razy wyczuwałem smutek, żal i nienawiść do samego siebie, Hermiono. Wiele, wiele razy. Ale nigdy tak silnie, jak od niego w tamtej chwili. Nigdy mnie nie przeprosił, nigdy nawet o tym nie napomknął. Jednak za każdym razem, kiedy na mnie patrzy, wyczuwam to wszystko tak samo silne, jak za pierwszym razem. Może po latach doszła do tego pogarda do mnie, ale wciąż… – machnął ręką wykonując bliżej nieokreślony kształt w powietrzu. – Nie wybaczyłem mu, ale on sam siebie kara znacznie lepiej niż ja zrobiłbym to kiedykolwiek. Co prawda, czasami mam ochotę nim potrząsnąć i powiedzieć, żeby przestał się tym zamartwiać i żył dalej, ale pewnie tylko pogorszyłbym sprawę.

Hermiona nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że płacze. Uśmiechnęła się krzywo.

– Wiesz, że Wywar Tojadowy to jego dzieło? Stworzył go, żeby w jakiś sposób zrekompensować ci to, co zrobił.

– Naprawdę? – zachichotał. – W takim razie mogę ci powiedzieć, że ocalił mnie od… hmm… dwustu czterech bolesnych nocy przez ostatnie siedemnaście lat. To naprawdę sporo.

– Dziękuję, Remusie. – Skinęła głową i przytuliła się do czarodzieja. – Dziękuję ci, że jesteś taki dobry.

– O co ci chodzi, Hermiono? Nie wyczuwam u ciebie żadnych… miłosnych emocji, że tak się wyrażę, względem Severusa. Więc?

– Bo wcale nic takiego nie czuję – mruknęła ocierając policzki. – To najbardziej irytujący człowiek z jakim miałam do czynienia. Co nie zmienia faktu, że chciałam wiedzieć jak ty się zapatrujesz na ten konkretny incydent. On uważa się za śmiecia, za kogoś, kto nie powinien żyć. A jeśli już musi żyć, to pokutuje tak, że i mugolscy mnisi powiedzieliby, że przesadza. Razem z Halem próbujemy jakoś… wytłumaczyć mu, mniej lub bardziej subtelnie, że należy mu się coś od życia, że zasługuje na szczęście tak, jak każdy inny człowiek. Po prostu nie mogę patrzeć, jak się katuje.

Wzruszyła ramionami i westchnęła ciężko. Remus położył dłoń na jej ramieniu i uśmiechnął się.

– Teraz wiem, że Tonks dobrze zrobiła wybierając cię na matkę chrzestną. Masz znacznie więcej rozumu niż większość obecnych w tym domu ludzi. I umiesz myśleć nie tylko głową, ale i sercem. Mam wielką nadzieję, że uda ci się sprawić, by wreszcie zaczął myśleć, czuć i żyć.

– Aż tak łatwo nie będzie – parsknęła. – Lepiej chodźmy, bo jeszcze Tonks uzna, że zamierzam cię porwać.

– Raczej nie. W tej chwili ona myśli jedynie o dziecku – jęknął z rozpaczą. – Ja w ogóle przestałem się liczyć! Zostałem sprowadzony do pozycji psiaka, którego od czasu do czasu się nakarmi, poklepie, wyprowadzi na spacer i pogłaszcze. A moja teściowa, Andromeda, wcale nie zachowuje się lepiej… „Nie gadaj tak głośno, bo Dora śpi, a to źle dla dziecka, jak się matkę budzi!”, „Nie jedz tyle, bo musi coś zostać dla Dory! W tym stadium ciąży musi dostawać to, co najlepsze!” i tak w kółko. Jedynie Ted mnie rozumie.

– Mieli coś przeciwko tobie?

– Na początku tak. Kiedy poinformowałem ich, że nie zamierzam skrzywdzić ich córki, a jedynie wielbić ją do końca swoich dni tak, jak zasługuje, uwierzyli mi. Nie powiem, kwestia tego, że dzięki eliksirowi nie jestem niebezpieczny podczas pełni bardzo pomogła. Prawdę mówiąc przypuszczam, że to przeważyło. Co do eliksirów – kiedy zamierzacie podać reszcie księżycowych ten Eliksir?

Skrzywiła się.

– Nie wiemy, ilu dokładnie ich jest ani czy działa to na kobiety i dzieci. Profesor Snape miał znaleźć odpowiednią osobę, bo Colina Creevey’a już uleczyliśmy, ale coś mu nie wychodzi. Mówił coś o tym, że Greyback trzyma wszystkich pod kluczem.

– Greyback… – Z gardła Remusa dobiegło warknięcie tak groźne, że odruchowo się cofnęła. Kiedy zauważył jej reakcję lekko się zarumienił i pełnym zażenowania głosem dodał. – Przepraszam. Po prostu…

– Nie, nie masz za co przepraszać. To całkowicie zrozumiałe.

Chciała jeszcze dodać, że nie powinien się tym przejmować, ale została porwana przez dwie pary rąk, które zaczęły dotykać jej twarzy.

– Mamo?! Tato! – krzyknęła zdziwiona. – Co wy tutaj robicie?! Nic wam nie jest? Czy… czy ktoś na was napadł?

Pobladła na samą myśl o tym, ale oni jedynie się uśmiechali. Jej tata puścił jej oko, a mama zaśmiała się.

– Jak zwykle optymistka. Oczywiście, że nic nam nie jest! Profesor Dumbledore…

– Albus, droga Helen. Po prostu Albus – odezwał się radośnie dyrektor.

– Więc, Albus po nas przyszedł. Powiedział, że byłaby to wielka szkoda, gdyby miało nas ominąć przyjęcie urodzinowe naszej córeczki. No i jesteśmy! Nie wyglądasz na uradowaną…

– Oczywiście, że się cieszę – uśmiechnęła się. – Po prostu… muszę wyjść z szoku i uspokoić się nieco. Wystraszyłam się, że…

– Bzdury – mruknął Perry Granger i klepnął ją w łopatkę. – Przestań się przejmować starymi rodzicami i zajmij się czymś innym. Na przykład tym, że będziesz miała braciszka albo siostrzyczkę!

Hermiona wpatrywała się w swoją mamę, jak w kogoś z innej planety.

– Jak…? – zdołała wykrztusić, a cała kuchnia zatrzęsła się od śmiechu. Jej mama potrząsnęła głową.

– Niby najlepsza uczennica, a nie wie, jak powstają dzieci?

– To znaczy wiem, ale… No… Tego…

– Zapiszę sobie ten dzień w kalendarzu. – Dało się słyszeć Rona. – Dzień, w którym Hermionie Granger zabrakło słów.

– Och, zamknij się – padło z kilku różnych stron. Zanim Hermiona zdążyła spytać się o to, ile ma już dziecko, do środka wpadł zdyszany Draco z przerażeniem wypisanym na twarzy. Zapadła cisza i wszystkie oczy skierowały się na chłopaka.

– Ktoś złamał zabezpieczenia w Norze – powiedział, wyraźnie przerażonym głosem. – Zaraz tu będą. Snape ich opóźnia jak może, ale niewiele czasu zyska. UCIEKAJCIE!

Wybuchła panika. Kto mógł, ten wybiegał przed Norę i aportował się. Inni rzucili się do kominka. Hermiona złapała Dumbledore’a za szatę.

– Moi rodzice. BŁAGAM!

– Helen, Perry, za mną! – krzyknął i pociągnął ich na dwór. Szczęśliwie, zdążyli się przenieść. Poczuła, że ktoś ciągnie ją za rękę.

– Hermiona! – To był Draco. – Natychmiast do kominka!

– A Ginny?! Hagrid?!

– Oni później! Śmierciożercy dostali polecenie: złapać Pottera, Weasleya lub Granger ŻYWYCH. Resztę zabiją.

– Właśnie. Niech najpierw oni się schowają. NIE, Draco! – krzyknęła widząc, że zamierza się z nią kłócić – Najpierw inni. Czy powinieneś tu być?

– Nie… Byłem w zamku, kiedy do środka wpadł patronus Snape’a z informacją. Stąd jestem tutaj.

– W takim razie wracaj jak najszybciej. Pani Weasley! – krzyknęła do kobiety, która popędzała obecnych. – Niech Draco wraca jak najszybciej. Jego nie powinno tutaj być!

– Oczywiście. Draco! Nie opieraj się głupi chłopcze! Do kominka, ale już!

Widać było, że najchętniej by został. Ale wtedy bez względu na to, czy udałoby mu się przeżyć, byłby martwy. Kiedy zostało tylko kilka osób, usłyszeli na podwórku pykanie zwiastujące aportujących się czarodziejów. To nie było nawet kilka pyknięć. Hermionie zjeżyły się włosy na głowie kiedy zrozumiała, że Śmierciożerców jest przynajmniej setka.

– SZYBCIEJ! – ryknęła. – Fiukajcie nawet po dwie osoby!

Pani Weasley wskoczyła do kominka dosłownie w ostatniej chwili – drzwi zostały otworzone kopnięciem i do środka wpadło kilku Śmierciożerców. Uniosła różdżkę i gdyby miała na to czas pewnie by zapłakała, bo dobrze znała głos wypowiadający zaklęcie.

– Avada Kedavra!

Profesor Severus Snape posłał mordercze zaklęcie prosto w twarz Hermiony Granger. Uchyliła się dosłownie w ostatniej chwili. Szybko się rozejrzała – Ernie właśnie wskakiwał do kominka, więc starała się odbijać zaklęcia, które były przeznaczone dla niego. Nie była pewna, kto jeszcze został w środku, ale Śmierciożerców było zbyt wielu. Wskoczyła do pustego kominka, rzuciła szybko garść proszku Fiuu i krzyknęła: „Hogwart!”. Kiedy już obraz zaczął się przed nią zamazywać, czerwony promień ugodził ją prosto w pierś. Zapadła ciemność.

 

 

Hal wepchnął do kominka Cho razem z Harrym i gdy tylko się przenieśli, wskoczył zaraz za nimi. W gabinecie profesor Hooch stała większość Zakonu i wzajemnie się liczyli. Malfoy obejmował Ginny, która płakała:

– Gdzie jest mama?! Gdzie jest tata?! Fred?! George?! Ron?!

– Uspokój się, chociaż trochę. – Hal miał wrażenie, że serce zaraz mu wyskoczy z piersi. – Ron, bliźniaki i Charlie aportowali się do Muszelki razem z Billem. Twoi rodzice na pewno zaraz wrócą.

Jakby na potwierdzenie tych słów w kominku pojawiła się Molly, a zaraz za nią Artur. Byli śmiertelnie bladzi. Nie mógł się powstrzymać od westchnienia ulgi.

– Weszli do środka, a tam jest jeszcze kilkoro dzieciaków! – krzyknęła kobieta i objęła z całej siły swoją córkę. Artur usiadł prosto na ziemi i schował twarz w rękach. Ernie wyskoczył z kominka z kilkoma ranami, ale zaraz się nim zajęto.

– Na pewno był tam Snape – powiedział rozedrganym głosem. – Rzucił Avadą prosto w Hermionę.

– Hermiona tam została?! – krzyknęły jednocześnie obie rudowłose, chwytając Puchona za ramiona.

– Tak, została! – Angelina i Katie pojawiły się w tym samym momencie. – I jeszcze Padma, Jordan, profesor Flitwick, Zachariasz i Justin!

W tym momencie w kominku pojawiła się Hermiona, ale nie wyszła z niego tylko upadła prosto na podłogę. Hal zaklął i doskoczył do niej. Oddychała, ale była nieprzytomna i blada. Zaczął nad nią machać różdżką.

– Przeklęta czarna magia! – ryknął, wziął dziewczynę na ręce i ruszył do drzwi. – Jeśli Sev się zjawi niech natychmiast przyjdzie do Skrzydła Szpitalnego!

– Pewnie sam ją tym ugodził – mruknął wściekle Ernie. Hala szlag trafił. Złapał chłopaka za szatę i syknął mu prosto w twarz takim tonem, jakiego nauczył się od swojego przyjaciela:

– Nie oczekuję, że zrozumie pan sytuację profesora Snape’a, panie MacMillan, ale swoje komentarze proszę zostawić dla siebie! I… zamknijcie kontakt z Norą.

Molly spojrzała na niego załzawionymi, pięknymi oczami i coś go ścisnęło w żołądku.

– Tam zostały dzieci…

– Molly, nie chcesz chyba po raz kolejny Śmierciożerców w Hogwarcie, prawda? Ciężko mi to przychodzi, ale musicie zamknąć połączenie.

Parvati Patil krzyknęła ze zgrozą.

– Tam jest moja siostra!!!

– Wiem! Ale nie możemy pozwolić na większe straty! Zamknąć!

Rolanda niechętnie machnęła różdżką. Kiedy w kominku zgasły płomienie, Parvati wydała z siebie okrzyk rozpaczy i rzuciła się na nauczycielkę. Kilku jej kolegów złapało ją i zaczęło pocieszać. Hal zacisnął zęby i ruszył w stronę Skrzydła Szpitalnego. Nie wiedział, co ugodziło Hermionę i bardzo go to martwiło. Poppy na ich widok zbladła tak, że jej śnieżnobiały fartuch wydawał się bardziej kolorowy.

– Czy ona…?

– Żyje, ale nie wiem co jej jest. Może ty spróbujesz?

Po chwili pokręciła głową.

– Nigdy nie widziałam czegoś tak… dziwnego. Zupełnie jakby zapadła w śpiączkę. Co… co z resztą, Hal?

Zwiesił głowę, co doprowadziło ją do łez.

– Idę przed bramę czekać na Seva. Posiedzisz przy niej? Gdyby coś się działo, przyślij mi patronusa.

– Oczywiście. Idź.

W zamku było spokojnie, nawet za spokojnie. Przypuszczał, że młody Malfoy zabrał Ślizgonów do lochów i kazał im siedzieć w dormitoriach. Inne domy zostały opanowane przez Pomonę i Minerwę. Wciąż męczyło go jedno – kto ich wydał? Kto zniszczył zabezpieczenia założone przez Dumbledora, Moody’ego i Seva?! Jedno było pewne – ktokolwiek to był, długo nie pożyje. Zacisnął zęby na myśl o tym, że musiał zamknąć drogę ucieczki z Nory. Odpędzał od siebie wizję panny Patil, która wskakuje do kominka i bezcelowo krzyczy z narastającą paniką: „Hogwart! Hogwart! HogwartHogwartHogwart!”. Usiadł blisko bramy, pod tym samym drzewem co za pierwszym razem i czekał na swojego przyjaciela. Tym razem nie musiał czekać długo. Po godzinie usłyszał pyknięcie, otwieranie bramy i kiedy usłyszał kolejne szczęknięcie, spojrzał na Seva. Był blady, w jego oczach płonęły jakieś dziwne ogniki. Wyglądał na chorego.

– Zostałeś ukarany?

– Nie. – Z tonu jego głosu można było wywnioskować, że bardzo tego żałuje. – Jordan i Smith nie żyją. Flitwick jest uwięziony.

– A… Patil?

– Pomogłem jej uciec. Niedługo powinna się tutaj pojawić. Dałem jej Świstoklik.

Odetchnął i objął przyjaciela. Zaniepokoiło go to, że nie usłyszał żadnego ostrego: „Zostaw mnie”.

– Sev, co jest?!

Mężczyzna zacisnął usta i po chwili rzucił szybko:

– Zabiłem Smitha. Nie uchylił się przed moim zaklęciem. A Patil… już nigdy nie będzie wyglądać tak, jak dawniej. Przeze mnie!

Zaczynał się nad sobą użalać, więc trzeba było go od tego odsunąć.

– Coś się stało z Hermioną. Jest jakby w śpiączce.

Sev zbladł, zachwiał się i oparł na nim.

– Jakie są objawy?

– Wygląda jakby spała, ale nie da się jej dobudzić.

– O, nie… O, błagam, nie…

Do zamku praktycznie biegł pędem. Nie przejmując się, że ktoś może go zauważyć, machnął różdżką i wzniósł się w powietrze. Lawirując pomiędzy schodami, na których członkowie Zakonu prawie się przewracali na jego widok, zniknął w Skrzydle Szpitalnym. Hal ruszył zdecydowanie bardziej tradycyjną drogą za przyjacielem i nie zwracał uwagi na komentarze dzieciaków. Coś zaniepokoiło Seva i to bardzo. Nagle sobie coś przypomniał i złapał Minerwę za ramię.

– Hal, kiedy on…

– Nie teraz. Leć do bramy szkolnej, niedługo powinna znaleźć się tam Padma. LEĆ!

Skinęła głową i już biegła niemalże na złamanie karku w dół. On za to podjął bieg ku Skrzydłu Szpitalnemu. Przed drzwiami spotkał oburzoną Poppy.

– Po prostu mnie stąd wyrzucił!

– Hal, pani Pomfrey! – Harry i Ron, cali zdyszani pojawili się tuż za nim. – Co z Hermioną?!

– Jeszcze nie wiemy, ale…

W tym momencie ze środka dobiegł ich pełen złości i bólu wrzask Hermiony – używała takiego słownictwa, że nawet jemu robiło się gorąco. Słyszeli wyraźnie każde słowo.

– TY MORDERCO!!! JESTEŚ NIC NIEWARTYM ŚMIECIEM!!! – To powtarzała najczęściej. Ron zaczął dobijać się do drzwi.

– Hermiono! – krzyczał, kalecząc sobie pięści do krwi. Harry przegryzł wargę i teraz po jego brodzie płynęła krew, ale najwidoczniej nie zdawał sobie z tego sprawy. Nagle wrzaski dziewczyny skończyły się, jakby ucięte nożem. Cisza wydawała się jeszcze straszniejsza. Po długich minutach skrzydło drzwi się uchyliło i wytoczył się zza nich Sev. Oparł się na Halu, a ten poczuł, że całe ciało przyjaciela drży. Nie miał siły nawet na to, by samemu stać. Ron doskoczył do niego i złapał go za przód szaty.

– CO PAN Z NIĄ ZROBIŁ?! – ryknął. Sev nie miał nawet siły podnieść ręki, a jego głos zszokował nawet Weasleya. Był słaby i drżący.

– Jest zdrowa, nie musisz się drzeć. Usuwanie czarnej magii z czyjegoś ciała nie jest prostym zadaniem… A teraz jeśli pozwolicie… Hal…

– Jasne.

Wyczarował wózek, taki jakiego używali niepełnosprawni mugole i posadził na nim przyjaciela.

– My idziemy do dyrektora, a wy zajmijcie się Hermioną. Poppy, wierzę, że będziesz w stanie zająć się mniejszymi skaleczeniami.

– A Severus?

– Wypoczynek i spokój – wyszeptał zainteresowany. – Ale najpierw Dumbledore. Hal.

Skinął głową i ruszył przed siebie. W milczeniu doszli do gargulców i weszli na schody. Dumbledore nie był sam. Molly, Artur i Minerwa z Padmą, która przyciskała dłoń do lewej strony twarzy. Dyrektor spojrzał zdziwiony na Seva.

– Zostałeś ukarany?

– Nie. – Wciąż szeptał i opierał głowę na ręce. – Musiałem oczyścić Granger z czarnej magii.

– Co jej było? – zaszlochała Molly i przytuliła do siebie Padmę.

– Wynalazek McNaira. Człowiek zapada w śpiączkę i w pewnym momencie przekracza punkt, z którego nie da się go już uratować. Oddaje się śpiące ciało rodzinie i przyjaciołom, którzy są przekonani, że kiedyś ozdrowieje. Ale kiedy się budzi, najczęściej dwadzieścia cztery godziny przed śmiercią, zaczyna rzucać obelgi na wszystkich, którzy są dookoła. Obwinia rodziców za to wszystko, rodzeństwu wyznaje, że lepiej żeby się nigdy nie urodzili i tego typu przyjemności. Po czym umiera pozostawiając ich pełnych winy. Niektóre rodziny popełniały po tym samobójstwo. Dlatego poszedłem najpierw do Skrzydła Szpitalnego, Dumbledore. Granger była już blisko tego punktu, z którego nie można już wrócić. Zabrało mi to sporo energii… Czarna magia zawsze najlepiej wchłania się w ciała niewinnych i wyciągnąć ją stamtąd to jakby usuwać ogon mantykorze gołymi rękami. – Nabrał powietrza i przez chwilę oddychał nierówno. W końcu lekko spojrzał w lewo na dziewczynę. – Patil, przestań zachowywać się jak dziecko i pokaż twarz.

Kiedy to zrobiła, Halowi zrobiło się niedobrze. Połowę twarzy miała poparzoną, wściekle różową i zgrubiałą. Sev skrzywił się, wstał i wolnym, niepewnym krokiem podszedł bliżej dziewczyny.

– Zaboli, ale nie ruszaj się, bo nie chcę wsadzić mojej cennej różdżki w twoje głupie oko. Jasne?

– Tak, panie profesorze.

Głos miała opanowany i jakby wyzuty z emocji. Jego przyjaciel przez chwilę zastanawiał się, po czym przyłożył różdżkę do miejsca, które znajdowało się za jej uchem i zaczął coś mruczeć. Oparzelina jakby wsysała się do jego różdżki, pozostawiając za sobą nienaruszoną skórę. Jednak kiedy doszedł do ucha zachwiał się i poleciał do przodu, prosto na dziewczynę.

– Profesorze! – krzyknęła i próbowała go z siebie zdjąć. Hal i Artur posadzili go z powrotem na krześle, a Dumbledore próbował mu włożyć w dłoń kubek z herbatą, ale jego dłonie tak się trzęsły, że nie było mowy o trzymaniu czegokolwiek. Nawet różdżka mu upadła. Zerknął ponuro na Patil, która właśnie macała sobie twarz z wyrazem niedowierzania.

– Już zawsze będziesz musiała zakrywać ucho. Nic więcej nie mogłem zrobić.

Dziewczynie stanęły łzy w oczach i spojrzała na niego z wdzięcznością.

– Nawet nie próbuj dziękować – syknął wściekle, od razu sprowadzając ją do parteru. – Przypomnij sobie, że to ja cię tym potraktowałem.

Padma najwyraźniej miała coś jeszcze do powiedzenia, ale zamilkła. Dumbledore uśmiechnął się słabo.

– Idź do swojej siostry, moja droga. Pewnie się zamartwia.

– Oczywiście. Dziękuję, profesorze Snape.

Mężczyzna jedynie prychnął z pogardą i odezwał się dopiero, kiedy ucichły jej kroki.

– Filius uwięziony, Jordan i Smith nie żyją. Smith z mojej ręki.

Minerwa i Molly jęknęły siadając na krzesłach. Artur zbladł. Za to Dumbledore był wściekły.

– MIAŁEŚ ICH BRONIĆ!!! – ryknął i podniósł się na równe nogi. Wszyscy obecni, prócz Seva, drgnęli. Ten jednie siedział i patrzył na srebrnowłosego, którego roznosiła furia, z lekkim zainteresowaniem. – Do diabła, Severusie, miałeś ich stamtąd wyciągnąć!

– Bez ujawniania się, co? – wyszeptał, krzywiąc się. – Jak niby jednocześnie miałem ich atakować i ratować? Tam było osiemdziesięciu trzech innych Śmierciożerców i wszyscy skupili się na ocalałych. Jordan padł z ręki Belli, nie mogłem nic na to poradzić. Chciałem rzucić Avadę na Yaxleya, który stał niedaleko mnie i ten cholerny Smith wbiegł w połowie drogi i oberwał. Filiusa wzięli żywcem i na to też nie miałem wpływu. Pomogłem Patil, a i tak musiałem ją oszpecić, żeby rzucając zaklęcie jednocześnie posłać jej Świstoklik. Granger zdążyła się przenieść do zamku, ale kiedy znikała, McNair zdążył rzucić na nią klątwę. Moja wina, przyznaję. Uznałem, że zdąży się przenieść zanim promień do niej dotrze. Pomyliłem się w obliczeniach.

– POMYLIŁEM SIĘ?! – Dyrektora wciąż rozsadzała wściekłość. – Ty NIE MASZ PRAWA popełniać błędów! Co ja mam powiedzieć rodzicom Smitha?! Że nasz Mistrz Eliksirów, który jednocześnie jest ukrytym Śmierciożercą zabił ich syna przez przypadek?

– Dokładnie.

Hal czuł, że zaraz wybuchnie. Dumbledore był niesprawiedliwy. Otworzył usta, ale to Molly przemówiła takim tonem, jakiego nie słyszał u niej od czasów szkolnych. Pełnego zgorszenia.

– Albusie, jak możesz?! Sam kazałeś mu się nie ujawniać, a teraz masz o to do niego pretensje?

– Daruj sobie, Molly. On i tak tego nie zrozumie. – Sev zaczął mówić nieco mocniejszym głosem. – Zdecyduj się szybko co mam zrobić. Filius nie pożyje długo. Mogę go uratować, ale musiałbym się zdradzić.

– Nie możemy na to pozwolić – powiedział cicho Dumbledore. – Po prostu odpocznij trochę i dowiedz się kto nas zdradził.

– Och, mnie się czepiasz a sam tak łatwo skazujesz na śmierć przez tortury swojego wieloletniego przyjaciela? Cóż za współczucie – zadrwił Mistrz Eliksirów i nawet nie zwrócił uwagi na ostre spojrzenie błękitnych oczu. – Co do zdrajcy, to wiem kim on jest.

Zapadła cisza. Artur wstał i zacisnął szczęki.

– Kto?! – warknął wściekle.

– Mundungus. Wycisnęli z niego wszystko. Przypomnij sobie, Dumbledore, że naciskałem, żeby usunąć wszystkich członków Zakonu na czas zakładania zaklęć, ale nie zgodziłeś się. Mundungus widział każde rzucane zaklęcie, a Czarny Pan bez problemu je rozpoznał i rozbił w pył. Można więc podsumować, że to twoja wina, że trójka ludzi umrze. Możesz sobie pogratulować.

– Nie praw mi kazań, Severusie. Nie ty od tego jesteś.

– Nie. Ja jestem od szpiegowania i zabijania – uśmiechnął się diabelsko. – Czy jeśli to wszystko, to mogę już sobie pójść? Jestem trochę zmęczony.

– Użyj kominka.

– Nie. Pójdę po schodach, wiesz?– parsknął, by po chwili zniknąć.

Hal nawet nie próbował za nim iść. Musiał stoczyć inną bitwę. Rzucił dyrektorowi wściekłe spojrzenie.

– Jak śmiesz! – krzyknął. – Jak śmiesz zwalać na niego winę za wszystko! Co, do ciężkiej cholery, miał niby zrobić?! On jest tylko człowiekiem, Dumbledore!

– Wiem o tym, ale… – Pokręcił głową ze smutkiem. – Miał ich chronić, nawet za cenę własnego życia.

– Ale nie za cenę odkrycia się? Ważniejsza jest jego rola szpiega niż jego życie? Poświęcasz ludzi bardzo łatwo. W tym nie różnisz się od Voldemorta.

Molly syknęła, ale Artur posłał jej ostre spojrzenie.

– Zgadzam się z Friedrichem, choć to pewnie brzmi dziwnie. Zdecyduj się, Albusie. Severus ma dużo na głowie i musi podejmować decyzje na bieżąco, bez konsultacji. Albo odsuń go od tego, albo daj wolną rękę. Nie możesz go ciągnąć w dwie różne strony.

– Muszę, Arturze. Muszę. Nie do mnie należy głaskanie go po głowie. Ja muszę go cisnąć, żeby dawał z siebie wszystko.

 

 

Ginny siedziała w dormitorium i płakała. Jordan Lee… Przyjaciel bliźniaków, największy dowcipniś w Hogwarcie nie żyje. Kto ich zdradził? Co za szumowina naraziła tylu ludzi na śmierć?! I jeszcze Hermiona… W tej chwili leżała w swoim łóżku, ale kiedy wypadła z kominka, Ginny stanęło serce. Była pewna, że przyjaciółka umrze. Przewróciła się na plecy i patrzyła w baldachim szeroko otwartymi oczami. Wszyscy, których kochała i ceniła byli tak blisko od śmierci. Wystarczy chwila nieuwagi i… Nie, przestań o tym myśleć! Zaburczało jej w brzuchu, więc postanowiła przejść się do kuchni. Było już po ciszy nocnej, ale z tego, co opowiadała Padma to nie należało się spodziewać na korytarzach Snape’a. Puchoni stali się jego zażartymi wrogami, ale Gryfoni i Krukoni byli mu szczerze wdzięczni. Siostra Parvati, Padma nie tylko przeżyła, ale też uniknęła zeszpecenia. Kiedy pokazała im ucho i powiedziała, że tak wyglądała jej połowa twarzy, to większości ścisnęły się żołądki.

– Ale to Snape cię tak urządził, więc nic dziwnego, że musiał to naprawić – krzyczał wściekły Ernie. Stracił przyjaciela i jego zachowanie było w pewnym sensie zrozumiałe.

– Nie musiał tego robić – odkrzyknęła Parvati. – Mógł powiedzieć, że po prostu nie wie jak to zrobić! I jeszcze uratował Hermionę! Nie możecie uważać, że jest zły!

Jednak Ernie i Puchoni nie zmienili zdania. Co jednak było najgorsze – Ron się do nich przyłączył uznając, że to oni mają rację. Nawet Harry się na niego zdenerwował. Westchnęła i weszła do kuchni. Skrzaty, jak zwykle, prawie umarły ze szczęścia.

– Co można szanownej pani podać? Co podać? – Kłaniały się w pas i uśmiechały szeroko. Jedynie Zgredek był nieco smutny.

– Słyszałem, że coś złego się stało. Czy Harry Potter jest zdrowy? Czy nic mu nie jest?

– Czuje się dobrze. Jeśli mogłabym poprosić o kilka kanapek z wołowiną i sok z dyni, to byłabym zobowiązana.

– Nie, nie! To nasza przyjemność! Pani usiądzie, my podamy. Tak, tak, pani usiądzie.

Kiedy już się najadła, nasłuchała komplementów i wstała, Zgredek nieśmiało złapał ją za szatę. Inne skrzaty spojrzały na niego z przerażeniem i zaczęły za niego przepraszać.

– O co chodzi, Zgredku?

– Czy… czy może pani przekazać Harry’emu Potterowi, że jest w niebezpieczeństwie? – zniżył głos tak, by tylko ona go słyszała. – W zamku jest spisek na Harry’ego Pottera. Źli ludzie planują coś złego…

– Przekażę mu, Zgredku. Wybacz, ale muszę już iść.

– Oczywiście, oczywiście. Zgredek dziękuje!

Będąc już na korytarzu westchnęła – czasami potrafiła zrozumieć chęć Hermiony do oswobodzenia skrzatów domowych. Po chwili miała wrażenie, że słyszy swoje imię.

– Psss, Ginny! Tutaj!

Obróciła się i uśmiechnęła słabo – Draco stał w jednej z pustych sal i pokazywał jej ręką, żeby przyszła. Rozejrzała się – nikogo w zasięgu wzroku i słuchu.

– Zwariowałeś? – spytała go, kiedy zamknął drzwi. – Wiesz co by było, gdyby ktoś nas zobaczył?

– Wiem, ale nie ma ryzyka, nie ma przyjemności – parsknął i pokręcił głową. – Jak się czujesz po tej całej akcji?

– Lekko dobita. Lee był dobrym kolegą… nas wszystkich. No i nie wiemy czy przypadkiem ta klątwa nie odbije się jakoś na Hermionie. Harry i Ron siedzą przy niej cały czas.

– Trochę przesadzają. Skoro Snape mówi, że jest czysta, to jest. – Przez chwilę dziwny cień przebiegł mu po twarzy. – Ślizgoni przestali mi ufać. Nie odpowiedziałem na dzisiejsze wezwanie do Czarnego Pana. Wykręciłem się tym, że przytrzymała mnie Trelawney i wybaczono mi, ale Ślizgoni w to nie wierzą. Wiedzą, że nie było mnie w zamku. Robi się… nieciekawie.

– Coś ci grozi?

– Nie bardziej niż każdemu z nas. Mam jednak do ciebie prośbę. – Spojrzał na nią poważnie. – Jeśli pewnego dnia po prostu zniknę, niech nikt mnie nie szuka.

– Planujesz uciec?!

– NIE! To robią tchórze, a ja nie chcę być tchórzem! Nie chcę, by ludzie widzieli we mnie mięczaka, który chowa się za czyimiś plecami! Najpierw chronili mnie rodzice, później Snape i Weasleyowie! A wczoraj to Granger kazała mi zmiatać do zamku, jakbym był jakimś dzieciakiem! Nie mogę pozwolić na to, żeby ludzie mnie takim widzieli!

– Masz w sobie za wiele dumy, Draco – powiedziała spokojnie i westchnęła. – To ci nie wyjdzie na dobre. Co cię obchodzi, co myślą inni?

– Wszystko.

– Jesteś słaby, skoro tak sądzisz. To co? Będziesz zabijał, bo Śmierciożercy tego oczekują? Wiedziała, że w jej głosie brzmi obrzydzenie, ale nie mogła tego powstrzymać.

– Nie chcę tego robić, ale… Chcą żebym zaczął chodzić na misje razem z nimi. Będę miał możliwość wykończyć kilku Śmierciożerców tak, jak to robi Snape.

– A rozmawiałeś z nim kiedyś o tym, jak to wygląda?

– Raz. Powiedział, że jestem głupi i żebym mniej… radosne aspekty bycia Śmierciożercą zostawił jemu. Mam się wykręcać tym, że Dumbledore wyczuje, jeśli zacznę nasiąkać czarną magią. I trudno będzie mu wytłumaczyć, dlaczego znikam z zamku nocami.

– A może miał rację? Może nie powinieneś się w to pchać? W końcu kto jak kto, ale on wie o czym mówi. Posłuchaj go, Draco. Nie chcę… – przełknęła ślinę czując się niepewnie. – Nie chcę żeby coś ci się stało.

– Nic mi nie będzie – parsknął i pochylił się, by delikatnie pocałować ją w dłoń. – Obiecuję, że wrócę cały i zdrowy.

– Na jak długo znikniesz?

– Pewnie koło pół roku. Dumbledore już wie i mnie popiera.

– Popiera cię?! – krzyknęła. – Przecież to szaleństwo! Draco, BŁAGAM, nie idź!

Patrzył na nią zdziwiony.

– Nie wiem, o co ci chodzi. – Przeczesał dłonią włosy. – Robię to, co jest najlepsze. Chciałem tylko… pożegnać się i zapewnić cię, że wszystko będzie dobrze.

Wtuliła się w niego i zaczęła płakać.

– Błagam, Draco, nie idź tam! Nie rób tego! Nie chcę cię stracić!

– Ginny, utrudniasz mi odejście. Poza tym, kiedy Potter z tobą zerwał, bo nie chciał cię narażać, jakoś nie protestowałaś.

Pociągnęła nosem czując, że pewnie będzie tego żałować.

– Ale on nie był dla mnie tak ważny – wyszeptała w jego klatkę piersiową i mocniej zacisnęła pięści na jego koszuli. – Proszę, zostań.

Draco przytulił ją do siebie mocno i powiedział spokojnie:

– Nie mogę. Pójdę bez względu na to, co wymyślisz.

Krew uderzyła jej do głowy i wyrwała się z jego objęć.

– Ty sądzisz, że ja kłamię?! – krzyknęła i odtrąciła jego rękę. – A idź sobie! Obiecuję, że nie będę cię szukać, choćby nie wiem co!

I wybiegła z trzaśnięciem drzwi. Och, więc ona kłamała, tak?! Więc ona nic dla niego nie znaczy?! Jeszcze NIGDY w swoim życiu tak się nie upokorzyła! I dla kogo?! Dla cholernego Malfoya!!! Co z tego, że miał najpiękniejsze na świecie, błękitne oczy, przepiękne jasne włosy, czarujący uśmiech i pachniał tak, że ona prawie wariowała, skoro w środku jest jak każdy inny Malfoy! On i jego przeklęta duma! Uch! Tak się poniżyć! Kopnęła najbliższą zbroję, która odpowiedziała oburzonym jękiem.

– Ginny, nie dewastuj sprzętu szkolnego – odezwał się za nią wesoły głos. Obróciła się, odruchowo wyciągając różdżkę. Opuściła ją, gdy zauważyła, że stojący za nią mężczyzna ma ciemne włosy i błękitne oczy.

– Hal, nie strasz mnie.

– Przepraszam, nie chciałem. Czy coś się stało?

– Nic nowego. Faceci to szumowiny.

– Hmm… Brzmisz zupełnie jak Molly – zachichotał. – Mężczyźni mają w sobie wiele dumy, której kobiety nigdy nie zrozumieją. Czasami robią coś, bo muszą. Co nie oznacza, że chcą. Kiedy coś mówią, mają na myśli co innego.

Rzuciła mu niepewne spojrzenie – ile on wie, ile słyszał?

– To brzmi tak, jakby sami nie wiedzieli, co chcą z sobą zrobić.

– Oczywiście, że nie wiedzą. Po to są kobiety, żeby ich naprowadzać na prawidłową drogę. Gryfoni zawsze byli bezpośredni i szczerzy, Puchoni nieco rozlaźli i nieśmiali, Krukoni wszystko ubierali w milion słów i trzeba było się mocno zastanowić, o co im chodzi. Najgorsi jednak zawsze byli Ślizgoni. Skomplikowane postacie, kryjący i chowający wszystko w sobie, a na zewnątrz ukazujący to, co chcą pokazać. Żeby powiedzieli prawdę, trzeba naprawdę się postarać i prawie wyciągać siłą. Często okłamują samych siebie, bo uważają, że inaczej źle by wyglądali w czyichś oczach. Zakochany lub zdesperowany Ślizgon to zupełnie inna sprawa. Zrobi wszystko, by nie postrzegano go źle – będzie nadstawiał karku, byle tylko inni go uznali. Dla swojej kobiety zrobią wszystko, byle tylko nie dotyczyło to kwestii ich honoru. Niewielu Ślizgonów powie, że kocha, bo sądzą, że to ich osłabia. Jednak okazują to w sposób, w jaki nawet Gryfon by nie zrobił – pełnym poświęceniem.

– Ale ja nie chcę, żeby on się poświęcał! – krzyknęła i zrozumiała, że właśnie się wygadała. Hal nieśmiało się uśmiechnął.

– Przez… przypadek, naprawdę!, was podsłuchałem. Draco nie chce byś kiedykolwiek musiała się go wstydzić. Zrobi to, co uzna za konieczne. Na twoje wyznanie zareagował tak, a nie inaczej, bo komuś takiemu jak on trudno jest uwierzyć, że ktoś może go kochać. Zwłaszcza, że jest naznaczony Mrocznym Znakiem. Jest typowym Ślizgonem, Ginny. Chyba tylko Sev jest od niego gorszy. To skomplikowani ludzie i ciężko znaleźć na nich sposób.

– W nosie mam jakiś sposób! Jego niedoczekanie, że zwrócę na niego uwagę!

– Zawsze to jakaś taktyka… W ten właśnie sposób twoja matka zdobyła moje serce na zawsze.

– Proszę? – Ze zdziwienia aż przystanęła.

– Ignorowała mnie i zwracała uwagę jedynie na Artura. Nie ma nic bardziej irytującego dla mężczyzny niż nie zwracanie uwagi na jego zaloty. Może tego spróbuj? Młody Malfoy jest przyzwyczajony, że kobiety padają mu do stóp.

– I tak miałam zamiar mieć go w nosie – mruknęła, po czym westchnęła. Nie będzie na ten temat myślała. – A ty gdzie idziesz?

– Do kuchni. Potrzebuję mocnej, gorzkiej herbaty dla Seva. Upił się prawie do nieprzytomności. – Pokręcił głową z niesmakiem. – Jakby nie było innego sposobu na odreagowanie stresu. Stwierdził, że albo odejmie Gryffindorowi sto punktów i cały Dom obdarzy szlabanami, albo się napije. To drugie uznałem bardziej zbawienne dla jego opinii. Najwyraźniej się myliłem.

– Puchoni i… Ron są na niego wściekli za śmierć Smitha. Nie dają sobie wytłumaczyć.

– To akurat nie jest problemem. Sev jest w stanie przeżyć w otoczeniu najpotężniejszych Śmierciożerców, więc kilkoro uczniów nie jest w stanie mu zaszkodzić. Powiedz mi lepiej, co z Hermioną.

– Śpi, a Ron i Harry siedzą przy jej łóżku reagując na najmniejsze nawet oznaki życia.

– To dobrze. Gdyby coś było nie tak, niech przyjdą do mnie. Postaram się… zwlec Seva z łóżka. Jak to dobrze, że jutro jest niedziela… Cóż, ja tutaj skręcam w lewo. Dobranoc.

– Dobranoc – uśmiechnęła się i szła dalej przed siebie. Mijając jedną z sal usłyszała jakieś dziwne dźwięki dobiegające ze środka. Zajrzała i od razu cofnęła głowę – Lavender i Blaise właśnie się dziko całowali. To był… szok. Dziewczyna utrzymywała, że wcale nic do niego nie czuje, tylko zbiera informacje, a tymczasem wydawało się, że jest zupełnie inaczej.

– Nic ci się nie stało… – Dobiegł do niej szept chłopaka. – Jak dobrze. Jak dobrze… Martwiłem się jak jasna cholera.

– Nie było o co. – Kolejna seria pocałunków. – Chociaż chętnie złapałabym tego, kto nas wkopał. Mógł nas wszystkich pozabijać!

– Dowiem się – w jego głosie brzmiała stal. – Choćby miało mnie to kosztować życie. Dowiem się, obiecuję.

– Blaise… Nie! Nie wolno ci!

– To nic takiego – chłopak zachichotał. – Obiecałem, więc muszę wypełnić zadanie. Nie mogę cię zawieść.

Kiedy zaczęli się od nowa całować, ruszyła w kierunku wieży Gryffindoru, a jej myśli szalały, jednak podsumować je można było krótkim zdaniem: „Przeklęci Ślizgoni i ich honor!”.

Rozdziały<< Rozdział 16Rozdział 18 >>

mroczna88

Miłośniczka mocnej herbaty, grubych książek i puchatych kotów. Lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. Znana głównie z tego, że zostawiła niedokończone opowiadania sześć lat temu i od tego czasu unika świata, żeby nie przyznać się jak bardzo się tego wstydzi. Tym razem jednak wróciła i będzie nie tylko poprawiać stare teksty, by nie były tak żenująco kiepsko napisane, ale też w końcu je dokończy. Tylko trzeba dać jej trochę czasu i cierpliwości ^.^ Szczerze poleca książki: serię Koło Czasu autorstwa Roberta Jordana, serię Wiedźmy autorstwa Olgi Gromyko, cokolwiek napisał Sanderson (ale Rozjemcę najbardziej), cokolwiek napisała Naomi Novik (Wybrana ma relację, która bardzo przypomina sevmione!), Sagę Księżycową autorstwa Marissy Meyer (najlepszy retelling baśni jaki powstał) oraz cokolwiek napisała Maggie Stiefvater (jej seria Kruczych chłopców i Wyścig śmierci najlepsze) Szczerze poleca seriale:Koło Czasu, Sense8, The Boys, Carnival Row, Good Omens, Black Sails, The Wilds, Motherland Fort Salem, The Untamed, Panic, Warrior Nun, Galavant, Dark, Wynnona Earp, Goblin (koreański), Bridgerton, Downton Abbey

Ten post ma 3 komentarzy

Dodaj komentarz