Rozdział 21

Ginny wiedziała, że od czasu, gdy Draco zniknął z Hogwartu, zachowuje się jak idiotka. Prawie nie sypia, ledwo jada i nie jest w stanie skupić się na nauce. Nie potrafiła nic poradzić na to, że przejmowała się losem chłopaka i bała się, że coś mu się stanie. Szła przybita na spotkanie Zakonu, kiedy spotkała Hermionę, która była w tak dobrym humorze, że aż nim zarażała.

– A tobie co się stało?

– Dumbledore pozwolił mi na spędzenie świąt z rodzicami! Jestem naprawdę szczęśliwa!

– Widzę, widzę. Przepraszam, że ostatnio mierna ze mnie przyjaciółka…

– Daj spokój. Rozumiem, co czujesz, i masz pełne prawo do ignorowania moich małych problemów.

– Jesteś moją przyjaciółką i…

– I nic tego nie zmieni. Nawet to, że jesteś zupełnie inną osobą, od kiedy Draco ruszył… no, wiesz. Byłaś znacznie odważniejsza, silniejsza i bardziej energiczna. Zabrał ci to wszystko z sobą?

– Nie wiesz, jak to jest – mruknęła. – Masz wrażenie, że ta jedna osoba trzyma w swoich rękach całe twoje życie i nie robisz nic innego, tylko się martwisz.

– Fakt, nie wiem, ale przypuszczam, że Draconowi nie podobałaby się twoja przemiana. Spróbuj wykrzesać z siebie choć trochę energii.

Ginny parsknęła, ale po chwili zebrała się w sobie.

– Na święta wybieram się do Muszelki i zostaję tam aż do końca ferii. Trzy tygodnie z Fleur pod jednym dachem… – Zrobiła minę, jakby miała zwymiotować, a Hermiona zachichotała.

– Dlatego ja się cieszę, że będę z rodzicami.

– Ale na Sylwestra przyjdziesz! Prawda?! Obiecałaś!

– Tak, tak, pamiętam. Będę.

– Podobno Fred i George wymyślili sposób na umilenie tej imprezy.

– Zaczynam się zastanawiać, czy ta obietnica nie była zbyt pochopna…

– Wiesz, że ich żarty są dziwne, ale zawsze na poziomie. Podobno…

Jednak nie dokończyła, bo w tym momencie zauważyła wysoką postać jasnowłosego chłopaka, który nonszalancko opierał się o ścianę i uśmiechał w jej kierunku. Hermiona puściła jej oko.

– Pójdę przodem. Hej, Malfoy! Jak wakacje?

– Całkiem nieźle, Granger. A twoje nudne, szkolne życie? Książki i… książki, prawda?

– Po części. Znalazłam nowe hobby w postaci męczenia latających ssaków. 

Chłopak parsknął.

– Chciałbym to zobaczyć.

– Nie chciałbyś, wierz mi!

Jego głos był taki sam, jak wtedy… Nie zmienił się, chociaż, gdy podeszła bliżej, zauważyła, że miał podkrążone oczy, był bledszy i jakby bardziej ostrożny. Kiedy do jej nozdrzy doszedł jego zapach, miała wrażenie, że się rozpływa, a zdradziecki rumieniec wypłynął jej na policzki. Zapadła niezręczna cisza, w końcu dziewczyna poczuła irytację. Ona nie ma powodu, by czuć się zażenowana! To on zachował się jak dupek!

– Jeśli nie masz mi nic do powiedzenia, to pójdę na spotkanie. Nie chciałabym, żeby wszyscy na mnie czekali.

– Zastanawiałem się czy, jest sens się odzywać. Wolałbym zachować swoją twarz w takim stanie, w jakim jest teraz.

– Nie wątpię.

– Słuchaj, Ginny…

– Weasley. Radzę ci zwracać się do mnie po nazwisku, Malfoy. Zwłaszcza od kiedy poszedłeś w kroki swojego ojczulka.

– Zostaw mojego ojca w spokoju! I dobrze wiesz, że nie poszedłem w jego ślady!

Bez pardonu podciągnęła mu skraj szaty na lewym ramieniu. W mdłym świetle świecy na jego bladej skórze wyraźnie odznaczał się Mroczny Znak.

– Czyżby? – zadrwiła, ignorując ochotę rzucenia się na niego, przygwożdżenia do ściany i całowania do utraty tchu.

– To nie zawsze oznacza jedną rzecz, Ginn… Weasley. Zresztą, usłyszysz dzisiaj i jeszcze będziesz mnie przepraszać.

– W twoich snach!

– W moich snach dzieje się coś znacznie ciekawszego… – wymruczał pochylając się nad nią. Zadrżała, krew zawrzała jej w żyłach, ale nie na darmo nazywała się Weasley. Odepchnęła go i uniosła rękę do uderzenia, ale złapał ją za nadgarstek.

– Dla twojej wiadomości, Weasley – podkreślił jej nazwisko i uśmiechnął się szyderczo – kiedy rozmawialiśmy ostatnim razem byłem nieco rozstrojony i tylko dlatego zachowywałem się jak płaczliwe dziecko. Tamten Draco Malfoy już nie istnieje. Teraz jestem silniejszy, więc wiedz, że nie będziesz się mną bawiła tak, jak dotąd. A może tamten Draco tak ci się spodobał, że zabujałaś się w nim? Te wszystkie błagania i łzy…

– Nie płakałam, ty fretko! Puść mnie!

– Cóż za brak kultury. Nie przywitałaś się ze mną odpowiednio, więc musimy to nadrobić.

Lewą ręką trzymał jej prawą, a drugą owinął wokół jej talii i przyciągnął do siebie, by z pasją wpić się w jej usta. Próbowała się wyrwać z uścisku, ale był zbyt silny. Poza tym jej nogi powoli robiły się słabe, a gdy poczuła na wargach język Dracona, rozpłynęła się i oddała mu pocałunek, w którym umieściła całą swoją pasję, strach i potrzebę bycia blisko. Po chwili odsunął ją i parsknął, ale poczuła nutkę tryumfu widząc, że mocno się zaczerwienił i przez chwilę nie mógł mówić.

– Cóż… Rozumiem, że tęskniłaś?

– Chciałbyś – wysyczała, wyrwała mu się i dosłownie pobiegła w stronę gabinetu dyrektora. Mniejsza z dumą – musiała uciec od tego toksycznego zapachu i smaku! Pomyśl o czymś okropnym, obrzydliwym! Po chwili przed jej oczami pojawiła się wizja Dumbledore’a w swoim kapeluszu, kąpielówkach, na plaży, smarującego się olejkiem po grubym brzuchu. Roześmiała się pod nosem i od razu zrobiło się jej raźniej. Och! Jeszcze jej za to zapłaci!

 

W gabinecie nie było zbyt wielu ludzi i większość stała w grupkach, dyskutując. Dołączyła do Hermiony, która czytała jakąś małą książeczkę i brutalnie jej przerwała.

– Jak mogłaś mnie tak zostawić!

– Rozumiem, że spotkanie nie udało się zbytnio?

– Nie udało?! Było bajecznie i właśnie dlatego tragicznie!

– Zdajesz sobie sprawę z tego, że pleciesz bzdury?

Streściła przyjaciółce sytuację, a ta skwitowała jej ucieczkę tak głośnym śmiechem, że niektórzy spojrzeli na nią z zaciekawieniem. Kiedy w końcu się opanowała, powiedziała poważnie:

– Daj sobie czas, Ginny. Niech za tobą pochodzi, nie odwrotnie. Pocałuje cię? Kopnij go z kolana w bolesne miejsce. Będzie chciał cię złapać? Masz niezły refleks, więc przeklęcie go powinno być dla ciebie łatwe. Zresztą, to dobrze, że znów zaczął się zachowywać jak Pan i Władca Hogwartu. Kiedy był milusią fretką, zaczęłam się bać, że ktoś się pod niego podszywa.

– Kto był milusią fretką? – Ron objął Hermionę ramieniem i cmoknął ją w policzek. – Ja znam tylko jedną i nie widziałem jej od dłuższego czasu, na co nie narzekam.

– To spójrz tam – rzucił wesoło Harry i wskazał kciukiem Dracona, który właśnie witał się z Halem.

– Malfoy! – jęknął drugi chłopak z rozpaczą – A już miałem nadzieję, że…

– RON! – krzyknęły oburzone dziewczyny, a Ginny dodatkowo poparła okrzyk podsunięciem różdżki pod nos brata.

– Dobra, dobra, pasuję. Jesteście strasznie drażliwe!

– Odezwał się najmniej drażliwy człowiek w tym zamku – mruknęła Hermiona, ale tak cicho, że jedynie Ginny ją usłyszała. Musiała się zaśmiać, gdy starsza dziewczyna dodała: – No, drugi najmniej drażliwy.

Jej słowa wyraźnie odnosiły się do Snape’a, który właśnie wszedł do środka wyglądając, jakby ktoś napoił go Szkiele–Wzro i siłą zaciągnął na spotkanie Zakonu. Coś jednak z nim było nie tak, ale nie umiała powiedzieć co, dopóki Hal nie krzyknął:

– Sev! Czy ktoś próbował odrąbać ci głowę?! Skąd ta blizna?!

W pomieszczeniu zapadła cisza i wszyscy spojrzeli na obecnie nieco speszonego tym zainteresowaniem Mistrza Eliksirów. Widoczna, poszarpana blizna przecinała jego twarz na pół, dokładnie nad lewym okiem.

– Potter robił eliksir, oto co się stało – uśmiechnął się złośliwie, a Ginny przewróciło się w żołądku. Przez tę bliznę kącik jego ust wyglądał na jeszcze bardziej wykrzywiony niż zwykle, co dawało upiorny efekt. – Co nie oznacza, że możecie się wszyscy na mnie gapić. Nie przypominam sobie, bym był zwierzątkiem na wystawie.

Pod wpływem jego spojrzenia większość odwróciła głowy. Ginny odwróciła się do Hermiony, by powiedzieć jej, że najwidoczniej to nie zmieniło jego paskudnego charakteru, ale słowa ugrzęzły jej w gardle. Dziewczyna spoglądała na przerośniętego nietoperza z lochów tak roziskrzonymi oczami, że aż dziwne, że nie wywołała pożaru. Nie, to chyba niemożliwe. Miała właśnie coś powiedzieć, gdy w gabinecie pojawił się uśmiechnięty Dumbledore.

– Witam, witam. Zajmijcie miejsca i rozpocznijmy spotkanie Zakonu.

Wszystkie głowy obróciły się ku srebrnowłosemu czarodziejowi.

– Zacznijmy może od informacji, które do wiadomości publicznej zostaną podane dopiero jutrzejszego ranka. Dolores i jej rodzice nie żyją. Arturze?

Jej ojciec wstał, wyglądając na lekko chorego, ale zaczął mówić.

– Kiedy zostaliśmy wysłani na misję do Ministerstwa, nie sądziliśmy, że to skończy się tak… paskudnie. Zaczęło się spokojnie. Weszliśmy tajnym przejściem, które odnaleźliśmy jeszcze dzięki pomocy Kingsley’a i rozproszyliśmy się. Ja i Charlie udaliśmy się do Departamentu Tajemnic, Tonks z Remusem do gabinetu Ministra, Bill i Fleur do biura Rzecznika Mugoli, a Fred i George mieli dostać się do lochów. Na początku wszystko było w porządku, cisza, spokój. Od czasu do czasu mignął nam jakiś czarodziej, ale poza tym korytarze były puste. Zaczęło się od lochów. Chłopcy byli zbyt lekkomyślni. – Tu jego głos zadrżał. – Natknęli się na straże i rozpętała się walka. Jednocześnie na wszystkich poziomach Ministerstwa zaczęli pojawiać się Śmierciożercy. Bliźniacy pierwsi aportowali się z powrotem do Muszelki. Tonks i Remus byli świadkami morderstwa Dolores Umbridge. Kiedy doszli do jej gabinetu, w środku byli już Śmierciożercy i Ten–Którego–Imienia–Nie–Wolno–Wymawiać. Oni… nie bawili się w magię. Poderżnęli jej gardło i patrzyli, jak się dusi i wykrwawia. Śmiali się, dosłownie szaleli z radości. Wtedy Sami–Wiecie–Kto zauważył Tonks i Remusa. Praktycznie nie mieli szans. Zgarnęli ich Bill i Fleur, którym nie udało się niczego dowiedzieć. Musieli torować sobie drogę zaklęciami. I wtedy… – Mama położyła tacie rękę na ramieniu i ścisnęła je. – Wtedy pojawiły się wampiry. Śmierciożercy najwidoczniej byli zdziwieni, bo sami wpadli w panikę, co dało szansę na ucieczkę Remusa i Billa. W Ministerstwie zostałem jedynie ja i Charlie. Ukryliśmy się i podsłuchaliśmy rozmowę jednego z wampirów z… z Severusem. – Większość spojrzała wściekle na spokojnego Snape’a. – Pytał ich co tam robią, skoro byli niezdecydowani. Zresztą, sądzę, że on to opowie lepiej.

Dumbledore machnął ręką w kierunku Snape’a, więc ten zaczął mówić suchym głosem.

– Marcus, drugi w hierarchii wampirów, zabił ich przywódcę i zmusił resztę do przyłączenia się do Czarnego Pana. Są niebezpieczni i żądni krwi. Od wczorajszego wieczora cztery wioski mugoli zostały wyssane do ostatniej kropli krwi i nic nie mogliśmy na to poradzić. Nawet Śmierciożercy się ich boją, ale Czarny Pan jest zadowolony. By pokazać im, kto tu rządzi, bez problemu zabił cztery wampiry w walce, tym samym ustawiając się ponad Marcusem. Artur i Charlie byli głupi – syknął w stronę ojca Ginny, a ona sama poczuła, że ma ochotę uderzyć Mistrza Eliksirów. – Nie skorzystali z możliwości ucieczki, a te stworzenia są wyjątkowo wyczulone na ludzki zapach, więc szybko zostali wykryci. Dwa wampiry złapały ich i rzuciły w sam środek kręgu Śmierciożerców. Czarny Pan był wyjątkowo zadowolony, miał przed sobą dwóch zdrajców krwi, ale nie zamierzał ich zabijać. Ostatnio polubił zabawę w kotka i myszkę. Ciekawiło go, co zrobi Zakon, jeśli wypuści dwóch jego członków z… niewielkimi ranami i wiadomością do przekazania. Kazał wampirom trzymać się z dala od jego „gości” i pozwolił Śmierciożercom na zabawę z nimi. Mnóstwo Cruciatusów, kilka Imperiusów i spora liczba innych zaklęć, które doprowadziły Artura i Charlie’ego do stanu krytycznego. Wtedy Czarny Pan kazał mi zabrać ich i przenieść gdzieś, gdzie się nimi zajmą. Wcześniej jednak rzucił pewne zaklęcie, które wymagało od nich przekazania tej wiadomości, a zaraz po tym uśmierciłoby ich. Trochę potrwało, nim udało mi się zdjąć tę klątwę, ale w efekcie mogli całkowicie bezpiecznie przekazać informacje Dumbledore’owi.

– Wiadomość – wtrącił się dyrektor – brzmiała: „twój ruch”. Voldemort gra w jakąś grę, której celu i zasad nie znamy. Nie wiemy również, czego od nas oczekuje. Rozmawiałem na ten temat z Severusem i Halem, ale oni również nie mają żadnego pomysłu. Tak naprawdę aż do dzisiejszego poranka nie mieliśmy pojęcia, o co chodzi. Draco?

Ginny drgnęła, kiedy Dumbledore wymówił imię chłopaka, który zdecydowanie za wiele ją obchodził. Zebrała w sobie całą odwagę i spojrzała na niego, starając się utrzymać nieprzenikniony wyraz twarzy. Miała nadzieję, że jej się udało.

– Kiedy zniknąłem ze szkoły, udałem się do domu, w którym obecnie przesiaduje cały narybek Śmierciożerców. Przyjęli mnie bardzo ciepło i powiedziałbym, że nawet stali się nieuważni w moim towarzystwie. Mówili o sprawach, które normalnie nie przeszłyby im przez gardło. Większość z nich została zmuszona do przyjęcia Mrocznego Znaku przez rodziców, inni zrobili to z chęci ochrony, większej siły… Większość jednak szukała jednego: sławy. Kiedy przyszło do… misji, niektórzy zaczęli się wyłamywać. Zwłaszcza, że naszą „opiekunką” została Bellatrix Lestrange. Karała nas za najmniejsze nawet przewinienie. Pada rozkaz – musisz go wykonać, nie wykonujesz – nie żyjesz. Na początku było nas prawie dwustu. W tej chwili zostało ledwie pięćdziesiąciu ośmiu. Dwudziestu trzech uciekło i nikt nie potrafi ich znaleźć. Wczoraj sam Czarny Pan przyszedł do mnie i kazał mi wracać do Hogwartu. Ma zamiar prowadzić grę w przeżywanie, tutaj, pomiędzy członkami Zakonu w Hogwarcie a dziećmi Śmierciożerców. Potter, Weasleyowie, Granger, Brown, siostry Patil i kilka innych osób kontra większa część Slytherinu, część Puchonów i Krukonów. Dzieci Śmierciożerców jest więcej, niż sądziłem. Czarny Pan hojnie wynagrodzi każdego, kto dostarczy mu Pottera, Weasleya lub Granger żywych i całych. Życie reszty nie jest takie ważne, więc codziennie spodziewajcie się śmiertelnych wypadków. Znam każde nazwisko, ale nie mogę żadnego zdradzić w najmniejszy nawet sposób.

– Nie rozumiem – rzucił Ron. – Skoro znasz te nazwiska, dlaczego nie powiesz nam, kto może chcieć nas zabić?

– To proste, Weasley – warknął Snape. – Mroczny Znak jest czymś w rodzaju Wieczystej Przysięgi, o czym wiedziałbyś, gdybyś uważnie słuchał na moich zajęciach w zeszłym roku. Jeśli Czarny Pan dotknął Mrocznego Znaku Dracona nakazując mu milczenie, to on nie może w żaden sposób ich wydać.

– A nie da się tego jakoś… zdjąć? No, wie pan. Tak jak z tym zaklęciem, co było na tacie i Charlie’em.

Ginny zauważyła, że Hermiona patrzy na swojego chłopaka jak na skończonego idiotę.

– Ron, musiałbyś usunąć Mroczny Znak lub zabić Voldemorta, żeby zniweczyć działania klątwy.

– Dobra, ja tylko pytałem.

Dumbledore przeczesywał palcami swoją brodę.

– To nie jest dobre, to nie powinno się dziać. Walki we wnętrzu Hogwartu? – profesor Sprout zapiszczała ze strachu. – W dodatku Śmierciożercy w każdym Domu?! Albusie, to… to…

– Wiem, Pomono. Nie możemy odesłać uczniów do domów, ale Hogwart nie jest już bezpieczny. Będę musiał nałożyć na zamek bariery, które nie pozwolą na używanie Niewybaczalnych. Jednak nic nie poradzę na inne zaklęcia. Poppy, będziesz musiała być w stałym pogotowiu. Nauczyciele zaczną stale patrolować korytarze, wyznaczymy warty. Draconie, czy dzieci Śmierciożerców znają jakieś śmiertelne w skutkach zaklęcia?

– Nie, nie takie, które na pewno spowodują śmierć. Chyba… Chyba, że w następstwie odniesionych obrażeń. Wiem, że kilku zna Sectumsemprę, Łamacza kości i parę innych nieciekawych. Wiadomo, że łatwo się wykrwawić, czy też żeby jakaś kość przebiła przypadkiem serce.

– Nikt odtąd nie chodzi sam korytarzami. Zawsze w parach lub w większej grupie. Zajęcia z Moodym będą częściej niż raz w tygodniu, musicie umieć się bronić i mieć oczy dookoła głowy. Severusie, Hermiono, muszę was poprosić o sporą ilość eliksirów leczniczych. – Przez chwilę zawahał się, patrząc na dziewczynę. – I przynajmniej dwa razy w tygodniu sześć butelek Eliksiru Rodwana.

Zapadła cisza, w której Hermiona pobladła i zacisnęła dłonie, a Snape wstał i przemówił głosem tak nabuzowanym wściekłością, że Lupin, który siedział koło niego, lekko się odsunął.

– Chyba sobie żartujesz, Dumbledore! Zapewne oczekujesz, że to Granger będzie cały czas oddawała krew?!

– Niestety tak. Wiesz dobrze, że jej krew jest wyjątkowo potężna. Im silniejsza jest magia osoby ją oddającej, tym silniejszy eliksir. Nie możemy sobie pozwolić na słabe mikstury. Artur i Charlie nie przeżyliby, gdyby eliksir był choć trochę słabszy. Poppy, czy organizm Hermiony zniesie tak duży upływ krwi?

– Powinien, ale to duże ryzyko! Nie zgadzam się!

– Dumbledore, ta dziewczyna miała zapaść! Rozumiesz to?! Stanęło jej serce i gdyby nie szybka reakcja Poppy, to w tej chwili byłaby martwa! Nie będę przykładał ręki do zabójstwa!

– Nie będzie pan musiał – Hermiona odezwała się pewnym głosem. – Sama nacinam swój nadgarstek. I dam radę. Dwanaście butelek na tydzień, profesorze Dumbledore.

Snape’a szlag trafił.

– NIE BĘDZIESZ RZĄDZIŁA W MOJEJ PRACOWNI, GRANGER!!! – ryknął i większość zatkała uszy. Ten człowiek miał potężny głos.

– Nie zamierzam. Pan jedynie skończy eliksir, krew jest moja.

– Nie ma mowy! Wybij to sobie z głowy!

– To ja decyduję, czy zamierzam dać swoją krew, czy nie! A jeśli się zgadzam, to pan nie ma nic do gadania!

– Nie zapominaj, do kogo mówisz, Granger! Zabraniam ci nawet próbować!

– PAN MI ZABRANIA?! JAKIM PRAWEM?!

– Siadaj i zamknij się, Granger!!! To nie twoja sprawa!

– To jak najbardziej moja sprawa! I te eliksiry BĘDĄ zrobione!

– Może sama je skończysz? – zadrwił. – Ach, tak. Nie wiesz jak.

– Bo nie chce mi pan powiedzieć, tylko mnie zwodzi!

– Bo to nie jest na twoją głowę!

– Dałabym radę i nie musiałabym wysłuchiwać pańskiego zrzędzenia!

– Granger! Zamknij się choć raz! Czy ty chcesz dać się wypatroszyć z powodu czyjegoś pobożnego życzenia?!

– Owszem! Jeśli w ten sposób mogę pomóc, to tak!

– Ty gryfońska kretynko!!! To będzie za wiele dla twojego organizmu, a ja nie mam ochoty patrzeć, jak umierasz! Mam ciekawsze rzeczy do roboty!

Stali i darli się na siebie tak, jakby ponownie byli w sali Eliksirów, a nie na spotkaniu Zakonu. Ron próbował pociągnąć Hermionę ponownie na krzesło, ale kiedy oberwał w głowę, przestał.

– Nie wątpię! Ale skoro jest to potrzebne, to mogę to zrobić!

– Jeszcze raz ci mówię, ty głucha idiotko: NIE! I to się też tyczy ciebie, Dumbledore! Dwie butelki na tydzień, nie więcej!

– Będzie ich dwanaście!

– Od kiedy jesteś Mistrzem Eliksirów, Granger?!

– Od kiedy Mistrz Eliksirów przestał myśleć logicznie!

– GRANGER!

– Co?!

Dumbledore obserwował ich z lekkim uśmiechem, jednak kiedy wyjęli różdżki, odebrał im je i przerwał kłótnię.

– Moi drodzy, nie musicie uciekać się do przemocy. Severusie, ja nie prosiłem. Ja wydałem polecenie. Jeśli panna Granger się na to zgadza, to nie powinieneś mieć żadnych problemów. Krew musi być oddana dobrowolnie, prawda? Twoim zadaniem będzie dokończyć eliksir, a Poppy zajmie się Hermioną, jeśli coś jej będzie groziło. Ta część spotkania jest zamknięta. Usiądźcie i PO spotkaniu przyjdźcie po swoje różdżki.

Usiedli, Hermiona posłała mężczyźnie pełne satysfakcji spojrzenie, a ten odpowiedział jej takim, którego i bazyliszek by się nie powstydził. Dumbledore tymczasem kontynuował. Kilka innych osób zdało raporty, ale nie wniosło to nic nowego do sprawy. W końcu dyrektor wziął się za podsumowanie spotkania.

– Wampirami na razie się nie przejmujmy. Nic nie możemy poradzić na to, że polują, ale każdy czarodziejski dom ma wyjątkowo silne bariery przeciwko magicznym stworzeniom, więc nie będą w stanie was zaatakować. Harry, Ron, Hermiono – pod żadnym pozorem nie wolno wam samotnie chodzić korytarzami. Draconie, jeśli czegoś się dowiesz, bez imion rzecz jasna, to musisz natychmiast nas powiadomić. Sądzę, że na dzisiaj to wszystko. Możecie wracać do siebie.

Ginny zerknęła na przyjaciółkę, która właśnie tłumaczyła Ronowi, że musi iść po swoją różdżkę.

– Poczekam na ciebie – upierał się, ale w tym momencie przerwał mu zirytowany głos.

– Nie będzie trzeba. Ja odprowadzę Granger zaraz po tym, jak z nią porozmawiam.

Snape stał tuż obok nich, a jego wyraz twarzy wyraźnie wskazywał na to, że pierwsza osoba, która zaoponuje, straci głowę szybciej niż skończy zdanie. Ginny parsknęła i złapała brata za ramię.

– Chodź. Mam jeszcze pracę do napisania, a nie chcę iść sama.

Gdy byli już w pobliżu portretu Grubej Damy, usłyszała, że ktoś ją woła. Obróciła się i zdziwiona zauważyła Dracona.

– Poczekaj chwilę, chcę z tobą porozmawiać – wydyszał. Najwyraźniej musiał biec. Harry i Ron spojrzeli na niego nieufnie.

– Malfoy, moja siostra idzie z nami.

– Weasley, zapewniam cię, że ze mną będzie bezpieczna. Chyba, że się boi.

– Nie boję się! Idźcie przodem.

Po chwili dyskusji Harry i Ron ruszyli dalej, a ona stanęła w buntowniczej pozie, patrząc na blondyna.

– Czego chcesz, Malfoy?

– Porozmawiać. Chodź.

Ruszyła za nim z różdżką w ręku. Nie wiadomo było, co planował, a wolała być przygotowana na każdą możliwość. W pewnym momencie usłyszeli jakieś głosy, więc schowali się za jedną z kotar.

Ginny nie mogła nic poradzić na to, że musieli praktycznie się do siebie przytulać. Skupiła się na głosach i po chwili z ulgą odkryła, że to Hermiona i Snape. Chciała iść, ale Draco wyszeptał jej prosto do ucha:

– Nie ruszaj się. Wolę nie dostać szlabanu pierwszego wieczoru po powrocie do Hogwartu.

W tej chwili nawet gdyby chciała, to nie mogłaby nic zrobić – jej nogi zmieniły się w galaretę.

– Granger, przestań upierać się przy tym kretyńskim pomyśle! – Usłyszała ciche syknięcie i hardą odpowiedź.

– Niech pan przestanie się upierać przy swoim, jeszcze głupszym, pomyśle!

– Ja nie miewam głupich pomysłów!

– Czyżby?

– Granger, mogłabyś przestać? – Snape westchnął ciężko. – Wiesz dobrze, że twój organizm może tego nie wytrzymać.

– A dlaczego miałoby to pana interesować? Odda mnie pan w ręce pani Pomfrey i wszystko będzie dobrze.

– NIC nie będzie dobrze – warknął. – Będę musiał znosić twoją obecność częściej niż dotąd.

– Straszne – zadrwiła dziewczyna. – I jak pan to przeżyje?

– No właśnie nie wiem.

– Niech pan przestanie się tak krzywić. Przez tę bliznę wygląda to, jakby uśmiech sięgał pana ucha.

– Trzeba było uważać przy wchodzeniu do sali. Gdyby nie ty, nie miałbym problemu z krzywieniem się.

– A powiedział mi pan, nie dalej jak kilka godzin temu, że mam się tym nie przejmować.

– Co nie oznacza, że masz sobie robić z tego żarty.

– Nie żartowałam, tylko mówiłam prawdę. – Kroki urwały się, najwidoczniej przystanęli. Ginny obawiała się, że to dlatego, że odkryli ich kryjówkę i serce zaczęło jej bić szybciej. Drgnęła, kiedy Hermiona ponownie się odezwała, a jej głos był jakiś… miękki. – Dlaczego pan to zrobił?

– CO zrobiłem? Bo robię wiele rzeczy i nie mam pojęcia, o którą z nich ci chodzi.

– Dlaczego zasłonił mnie pan?

– A co? Żałujesz, że to nie tobie w twarz wbił się kawałek kociołka? Jeśli tak, to da się to nadrobić, tylko tym razem proponowałbym wynająć do wysadzania kociołków Longbottoma, nie Pottera. Efekt murowany.

– Wie pan dobrze, o co mi chodzi!

Zapadła niezręczna cisza, w której i Ginny, i Draco bali się odetchnąć. W końcu Snape odezwał się, a jego głos był niepewny, co samo w sobie stanowiło nowość.

– Nie wiem, to był jakby… odruch. Zadziałałem, zanim pomyślałem.

– Dziękuję. Naprawdę dziękuję.

Chwilę później doszedł ich szelest i Snape wydał okrzyk zaskoczenia.

– Granger! Nie klej się do mnie!

– Nie kleję się, tylko dziękuję. I przepraszam. Wiem, że nie będzie panu łatwo patrzeć na to, jak tracę tyle krwi.

– Gadasz głupoty. Kiedy mdlejesz, to przynajmniej masz zamknięte usta i nie muszę cię słuchać. Możesz mnie już puścić?!

– Nie. Tak mi wygodnie. – Tym razem w jej głosie dało się słyszeć złośliwą nutę.

– Granger! Ostrzegam cię! Jak mnie nie puścisz, to…

– To co? – przerwała mu jadowicie. – Co mi pan zrobi? Da szlaban?

– Pocałuję cię.

Ginny drgnęła, a Draco stłumił śmiech. Głos Snape’a był zdecydowanie poważny.

– Jasne, już to widzę – prychnęła szyderczo Hermiona, ale dało się słyszeć kolejny szelest. – Lepiej już chodźmy.

– Czyżbyś jednak mi uwierzyła? – zachichotał złośliwie.

– Nie, ale czuję się zbyt zmęczona na głupie przepychanki.

– I dlatego jesteś czerwona na twarzy?

– WCALE NIE JESTEM!

Jej okrzyk dochodził już z daleka, a kiedy nie usłyszeli odpowiedzi, Draco wyjrzał za kotarę i odetchnął.

– Poszli. No… to było coś nowego. Czy oni tak zawsze?

– Nie wiem – wymamrotała, niechętnie się od niego odrywając i wychodząc na korytarz. – Zwykle po prostu się wzajemnie obrażają.

– Odruch, hah? – parsknął Draco, po czym spojrzał na Ginny z szerokim, wrednym uśmiechem. – Twój brat już może się uznać za singla.

– Dlaczego?

– Nie domyślasz się?

– Przepraszam, ale czy ty właśnie usiłujesz mi powiedzieć, że Snape uderza do Hermiony?

– Nie. On stara się wmówić sobie, że wcale nic do niej nie czuje. Jednak, kiedy ten etap minie… Ona nie będzie miała najmniejszych szans.

– Wy, Ślizgoni, jesteście cholernie pewni siebie. Nie zapominaj, że Hermiona jest najinteligentniejszą czarownicą, jaką znam.

– A ty nie zapominaj, że Snape też nie jest głupi.

– Mniejsza z nimi. Gdzie mnie prowadzisz?

– Gdzieś, gdzie będziemy mogli w spokoju porozmawiać.

Dopiero po chwili zauważyła, że idą w kierunku Pokoju Życzeń. Kiedy tam doszli, Draco przeszedł trzy razy w tę i z powrotem, by po chwili otworzyć przed nią drzwi. Weszła, niepewna tego, co tam znajdzie. Pokój był przestronny i przyjemny, choć zdecydowanie wolała kolory jaśniejsze, niż ciemna zieleń, granat i czerń. W kominku płonął ogień, a na stoliku stały dwie filiżanki z herbatą.

– Uroczo, ale o co ci chodzi?

– O nic. Chciałem po prostu porozmawiać.

– W takim razie mogę już sobie pójść. – Kiedy złapał ją za rękę, wyrwała się. – Nie! Zostaw mnie w spokoju!

– Ginny, daj mi coś powiedzieć!

– Dla ciebie, Malfoy, jestem Weasley. Ginny jestem dla przyjaciół i ludzi, których lubię.

– Tak? Świetnie! W takim razie idź sobie! – krzyknął, wskazując drzwi. – Jakbyś mnie obchodziła!

Tego było za wiele. Uniosła dłoń i spoliczkowała chłopaka.

– Wspaniale! – Jej głos trząsł się od nieukrywanej wściekłości. – Cieszę się, że tak szybko wróciłeś do swojego stylu bycia, Malfoy. Inaczej mogłabym popełnić niewybaczalny błąd i zakochać się w tobie. A tak to mogę sobie spokojnie żyć dalej i nie zwracać na ciebie więcej uwagi niż na brud na moich butach. I pomyśleć, że przez ten cały czas martwiłam się o ciebie! Byłam głupia, ale to się nie powtórzy.

Spojrzał na nią z szyderczym uśmiechem.

– Tak, Weasley, jesteś głupia. Co nie zmienia faktu, że przede mną nie uciekniesz.

– Jeszcze się okaże!

Wypadła z Pokoju Życzeń i prawie od razu wpadła na Filcha. Złapał ją za ramię, rechocząc złośliwie.

– Chodzimy sobie po zamku nocą, co? Hehe… Idziemy do profesor McGonagall.

– Nie trzeba, Filch. – Snape wyszedł zza rogu. – Ja się zajmę panną Weasley.

– Ale…

– Dziękuję, Filch – rzucił cierpko. – Za mną, Weasley.

Musiała iść za nim i przyglądać się, jak szaty Snape’a falują. Nie było w zamku żadnego wiatru, więc to falowanie musiało stanowić efekt jakiegoś zaklęcia. Ciekawe, jakiego – wyglądało to tak onieśmielająco, że aż sama zapragnęła wywoływać taki efekt. Snape uchylił drzwi do swojego gabinetu i ruchem dłoni kazał jej wejść do środka. Zamknął za sobą drzwi i usiadł w fotelu za biurkiem, by od razu przejść do rzeczy.

– Siadaj, Weasley. Jesteś tu z dwóch powodów. Po pierwsze – pan Malfoy. Musisz zrozumieć, że jego zadanie jest niebezpiecznej natury i, jeśli choć trochę go rozproszysz, możesz go zabić.

– Nie zamierzam go rozpraszać – mruknęła, wciąż wściekła. – Nie zamierzam nawet z nim rozmawiać.

– Właśnie dlatego ci to mówię, kretynko! Za każdym razem, gdy go widziałem, pytał o ciebie. Jak się czujesz, czy nic ci nie jest i tak dalej. Ta troska o twoją osobę może go zniszczyć. Jeśli dodatkowo będziesz od niego uciekała, to bardziej będzie skupiony na złapaniu ciebie niż na swoim zadaniu. – Kiedy chciała mu przerwać, uniósł dłoń. – To wasza sprawa. Chcę jedynie, żebyś to zrozumiała. Co zrobisz, to już twój wybór. Drugim powodem jest sprawa jeszcze delikatniejszej natury. Przyjaźnisz się z Granger, prawda?

– Nooo… Tak.

– W takim razie może ty przemówisz jej do rozumu i przy okazji jej pomożesz.

– Jeśli ona coś postanowiła, to nie zamierzam się temu przeciwstawiać.

– Daj mi skończyć – warknął i założył ręce na piersi.– Granger jest jedną z najpotężniejszych wiedźm, jakie znam, ale ty jej nie ustępujesz. Wasza krew jest równie cenna. Gdybyś zgodziła się przejąć na siebie połowę jej dawki, to nie byłoby prawdopodobieństwa, że umrze.

Ginny obserwowała Snape’a, kiedy o tym mówił. Miała wrażenie, że od jej odpowiedzi zależy jego spokój ducha. Skinęła głową.

– Mogę to zrobić, jak najbardziej. Problem w tym, że Hermiona jest bardzo uparta i wątpię, że uda mi się ją przekonać do pańskiego pomysłu.

– W takim razie nie mów, że to mój pomysł. Powiedz, że po prostu się o nią martwisz.

– Wychodzi na to, że pan się o nią martwi – wymsknęło się jej, zanim pomyślała. Snape zacisnął szczęki i rzucił jej mordercze spojrzenie.

– Możesz iść, Weasley – warknął w taki sposób, że znalazła się za drzwiami szybciej, niż by się o to posądziła. Kiedy doszła do swojego dormitorium, była nieziemsko zmęczona. Pozostało jedynie pytanie – co zrobić z Draconem?

 

 

Czas do świąt minął w mgnieniu oka. Hermiona nie zgodziła się na przyjęcie pomocy Ginny, bo wyczuwała, kto stoi za tym dziwnym pomysłem. Jak dotąd nie działo się nic nietypowego. Członkowie Zakonu żyli w ciągłym stresie, ale w wyniku treningów dwukrotnie udało im się odbić różne zaklęcia, które dobiegały z nieznanego bliżej kierunku. Dzięki temu zapasy Eliksiru Rodwana w schowku pani Pomfrey były naprawdę spore. Hermiona zaczęła przyzwyczajać się do uczucia osłabienia, jednak przez to nie szło jej najlepiej na dodatkowych zajęciach z obrony z Moodym. W dodatku Snape zmienił się w istną chodzącą bombę, tak samo było z Ginny. To, co się stało z Mistrzem Eliksirów, można było zwalić na jego sfiksowany charakter, ale Ginny? Powinna być szczęśliwa, że znów ma na wyciągnięcie ręki Dracona, ale ona zachowywała się, jakby chłopak był zarażony czymś wyjątkowo paskudnym. Kiedy do niej podchodził i próbował porozmawiać, spotykał się z różdżką podsuniętą pod nos. Przynajmniej jego zachowanie wróciło do normy i przestał zachowywać się, jakby zamienił się z kimś na charaktery.

Był ostatni dzień przed przerwą świąteczną i Hermiona zamierzała oddać wszystkie książki do biblioteki. Miała nadzieję, że uda jej się pożyczyć jakieś książki od Snape’a. Wciąż miała problemy z „nieskalanym światłem” i nie była pewna, czy w ogóle robi dobrze czepiając się wierszyka z książki, która w ogóle nie dotyczyła Cruciatusa.

Wychodziła właśnie z biblioteki, kiedy podszedł do niej Ron. Wyglądał na chorego i przez chwilę wystraszyła się, że ma jej do przekazania coś naprawdę strasznego. Ktoś umarł, kogoś trafiło zaklęcie…

– Ron! Co się dzieje?! Kto…

– Nikt, spokojnie. Chcę pogadać. Widzisz… Do Muszelki przyjeżdża Hanna. Na święta.

Spojrzał na nią, jakby oczekiwał burzy. Hermiona, której ulżyło na wieść, że nikomu nic się nie stało, skinęła głową.

– Wiem o tym. Zastanawiałam się, kiedy mi powiesz.

– Widzisz, Hermiono… Ja cię kocham, ale… Obawiam się, że to jest raczej… Nie wiem, jak to powiedzieć.

– To nie jest to, Ron. I cieszę się, że w końcu to do ciebie dotarło. Hanna będzie dla ciebie bardziej odpowiednia.

– Ale dalej będziemy przyjaciółmi? – patrzył na nią niepewnie, jakby bał się, że zaraz się rozpłacze i potraktuje go kanarkami. Nie mogła go za to winić, bo już kiedyś tak zareagowała.

– Oczywiście – przytuliła go, ale już po przyjacielsku. – Coś tak głupiego nam nie zaszkodzi!

– To super! Lecę powiedzieć Hannie!

I już był przy pulchnej blondynce, mówiąc coś z emfazą. Ta spojrzała pod jego ramieniem na Hermionę, wyraźnie niepewna, ale kiedy zobaczyła szeroki uśmiech, rzuciła się na Rona i zaczęła go całować. Dziewczyna pokręciła głową, parsknęła i ruszyła w kierunku lochów. Właściwie nie powinna chodzić tam sama, ale wszyscy byli zajęci. No i Snape się jej spodziewał, gdyby spóźniła się choć minutę, poszedłby jej szukać. Już raz tak było – wyciągnął ją za ucho z biblioteki, dosłownie trzęsąc się z furii. Zapukała do drzwi, poczekała na przyzwolenie i dopiero wtedy weszła do środka. Snape stał nad trzema kociołkami i rzucił jej jedynie przelotne spojrzenie, by ponownie skupić się na pracy.

– Dzień dobry, panie profesorze. Cieszy się pan na nadchodzące święta?

– Sądziłem, że już ustaliliśmy, że nienawidzę świąt?

– Myślałam, że może przypadkiem zmienił pan zdanie.

– Ja tak łatwo nie zmieniam swojego zdania, Granger. I czemu jesteś taka radosna?!

Siedziała na krześle i wesoło machała nogami, uśmiechając się szeroko. Spojrzała na niego figlarnie, przekrzywiając głowę na bok.

– Ron ze mną zerwał.

– Sądziłem, że w takich chwilach kobiety zalewają się łzami i krzyczą?

– Źle pan sądził. To znaczy… Większość tak się zachowuje, ale ja czekałam na to od momentu, w którym ponownie zeszłam się z Ronem. Czyli od wieczoru poprzedzającego wycieczkę do Brighton.

Snape parsknął śmiechem. Zadrżała – była to pierwsza od miesiąca oznaka rozbawienia z jego strony. Podczas lekcji zachowywał się znacznie gorzej, niż zwykle, a kiedy warzyli razem mikstury, ciągle tylko krzyczał i krzywił się.

– To po co w ogóle zaczynałaś, skoro chciałaś skończyć?

– Chciałam uratować przyjaźń z Ronem. I udało mi się.

– Nie wątpię. Gotowa?

– Już.

Ściągnęła szatę i podwinęła rękawy koszuli. Bez większych problemów nacięła nadgarstek i ustawiła go nad pierwszą miarką. Prawie podskoczyła, gdy długie, blade palce dotknęły jej ręki. Miejsca, których dotykał, były gorące, i nie miało to nic wspólnego z upływem krwi. Nie mogła się powstrzymać i spojrzała w górę. Snape koncentrował się na jej ręce, jego wąskie wargi były zaciśnięte, mięśnie twarzy napięte. Blizna, która powoli bladła, ale miała pozostać widoczna do końca życia, dodawała jego, i tak wyrazistym brwiom, życia.

Dopiero niedawno zwróciła uwagę na to, że ma ładnie wyprofilowane brwi – nie za krzaczaste, nie za wąskie. Ron miał bardzo wąskie i cienkie, Wiktor posiadał praktycznie jedną brew, bo obie zrastały się nad nosem. Przez jakiś czas bawiła ją myśl, że ma słabość do mężczyzn z wydatnymi nosami i mroczną urodą. Wiktor miał zakrzywiony nos, ciemne włosy i ziemistą cerę, a mimo to wydawał jej się atrakcyjny. Snape był znacznie wyższy od Bułgara, chudszy, starszy i miał bardziej zakrzywiony nos, ale ciągnęło ją do niego. I to bardzo. Ronowi zdecydowanie brakowało mrocznej urody, ale jego długi nos nigdy jej nie odstraszał.

Czasami udawała, że jest jej słabo, znacznie wcześniej, niż naprawdę to poczuła – byle móc się oprzeć o to silne, twarde ciało, wdychać charakterystyczny zapach i czuć dużą, silną dłoń na biodrze. W sumie całe to cięcie było całkiem przyjemną sprawą. Często budziła się w jego łóżku i dwa czy trzy razy złapała go na tym, że przygląda się jej z winą wypisaną na twarzy. Oczywiście, kiedy tylko zauważał, że się obudziła, zakładał maskę obojętności. W połowie drugiej miarki, gdy czuła już zawroty głowy, oparła się o Snape’a i cieszyła chwilą bliskości. Był kompetentny i odpowiedzialny – gdy raz zaczął pracę, zawsze ją kończył najlepiej, jak potrafił. Ta jego perfekcja czasami przyprawiała ją o ból głowy, ale szanowała go za to. Chciałaby jedynie wiedzieć, co go ugryzło.

 

Kiedy ocknęła się, czuła, że coś jest nie tak. Obróciła się na bok i spojrzała – Snape stał nad nią i miał niewyraźną minę.

– Śpij. Zostałem wezwany.

To był pierwszy raz od ostatniego spotkania Zakonu. Od razu oprzytomniała – usiadła i spojrzała na niego z przerażeniem.

– Niech… niech pan będzie uważny.

– Granger, to nie jest moje pierwsze spotkanie. Wiem, co mam robić. A teraz połóż się. I nie chcę cię dzisiaj widzieć przed szkolną bramą, czy to jasne?

Nie odpowiedziała, bo wiedziała, że na pewno się tam znajdzie. Jakoś w ten sposób łatwiej jej było znieść myśl o tym, że Snape znajduje się w otoczeniu Śmierciożerców i kłamie Voldemortowi prosto w oczy. No i zawsze miała do towarzystwa Hala.

– Granger, obiecaj mi, że nie będzie cię tam.

– Nie mogę.

Westchnął z irytacją i pokręcił głową.

– Gdybym miał więcej czasu, to porozmawiałbym sobie z tobą poważnie. Rób, co chcesz.

Obrócił się i miał iść, kiedy odruchowo złapała go za płaszcz. Była wystraszona i wiedziała, że jest to wypisane na jej twarzy. Spojrzał na nią przez ramię i zmrużył oczy, usiłując posłać jej ponure spojrzenie.

– Czego?!

– Niech pan uważa, błagam. I niech pan wraca cały i zdrowy.

Przymknął oczy, jakby nad czymś się zastanawiał, po czym wyrwał płaszcz z jej ręki. Opuściła głowę, zagryzając wargę, i prawie krzyknęła, gdy poczuła silne ramiona oplatające się wokół niej. Uścisk był silny, rozpaczliwy. Snape wtulił twarz w jej włosy i wziął głęboki wdech, by po chwili pochylić głowę i przytulić ją do jej szyi. Przywarła do niego, mając wielką nadzieję, że nic mu się nie stanie. Przycisnęła swoje dłonie do jego pleców i dopiero po chwili przypomniała sobie o tym, że należy oddychać. Snape obrócił głowę tak, by jego usta były prawie przy jej uchu i wyszeptał:

– Wrócę.

Po czym, szybciej niż zdołało uchwycić jej oko, wyrwał się z jej uścisku i, nie odwracając się, wyszedł z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi jakby goniło go stado hipogryfów. Hermiona opadła na poduszki, ciężko oddychając. Nie chciała tego roztrząsać – mogło się to dla niej skończyć źle. Wstała i ruszyła do szafki, gdzie, jak zdążyła odkryć, trzymał eliksir pieprzowy. Wypiła go i z nową energią ruszyła w kierunku wieży, w której mieszkał Hal. Zapukała do drzwi i usłyszała radosne: „Wejść!”.

– Hal, wiesz, że…?

Urwała, gdy zauważyła, że tuż przed Halem siedzi Trelawney i popija herbatę, wyraźnie rozluźniona i uśmiechnięta. Nawet wyglądała na mniej nawiedzoną niż zwykle.

– Och, przeszkadzam?

– Nie, oczywiście, że nie – rzucił wesoło mężczyzna. – Co się dzieje?

– Profesor Snape został wezwany.

Hal od razu pobladł i spoważniał, a Trelawney westchnęła.

– Obawiam się, że Severus niedługo nas opuści.

– ODWOŁAJ TO!!! – wrzasnął wściekle Hal. Kobieta drgnęła, wylewając przy tym herbatę, a w jej wielkich oczach zalśniły łzy.

– Odwołuję, przepraszam!

– Nie, to ja… Nie powinienem na ciebie krzyczeć, Sybillo. – Dotknął jej dłoni i uśmiechnął się smutno. – Jestem trochę drażliwy na tym punkcie. Muszę cię teraz opuścić.

– Gdzie idziecie, jeśli mogę spytać?

– Czekać na powrót Seva. Czasami potrzebuje pomocy.

– Rozumiem.

Po czym pochyliła się i wyszeptała coś Halowi do ucha. Cokolwiek to było, spowodowało, że ten zaczerwienił się i szybko wyszedł. Dopiero na błoniach odzyskał rezon.

– Dawno poszedł?

– Z dwadzieścia minut temu. Trochę czasu zabrało mi dojście na twoją wieżę.

– Zabrałaś z sobą eliksir?

– Tak.

Usiedli pod „ich” drzewem i przez chwilę każde z nich oddało się swoim przemyśleniom. Hermiona zastanawiała się, czy powinna coś zrobić, czy też nie. Nie była pewna, czy to, co czuje, jest miłością, czy po prostu zauroczeniem. A już na pewno nie zamierzała tego po sobie pokazywać. Było dobrze tak, jak było i nie chciała tego psuć. Snape czasami przypominał dzikiego konia – jeśli zbliżysz się za bardzo, to ucieknie, i cały proces oswajania należy zaczynać od nowa. Hermiona jednak nie zamierzała nic robić. Zresztą, była tak beznadziejna w okazywaniu uczuć, że w efekcie palnęłaby jakieś głupstwo i do końca życia wstydziłaby się tego.

Pierwszy odezwał się Hal.

– Sądzisz, że ludzie w moim wieku mogą się zmienić?

– Oczywiście, że tak. Według czarodziejskich standardów dopiero wkraczasz w średni wiek. Masz przed sobą jeszcze jakieś sto, może sto pięćdziesiąt lat życia. Zdążysz zmienić się przynajmniej jeszcze trzy razy.

Co przypomniało jej, że w czarodziejskim świecie Snape był całkiem młody, a różnica dziewiętnastu lat była niewielka. Nie, to nie nieważne. To niewłaściwe – on był nauczycielem, ona uczennicą. Jednak jakiś złośliwy głosik w jej głowie podpowiadał jej, że przecież za pół roku będą po prostu kobietą i mężczyzną. Na szczęście nie miała zbyt wiele czasu na rozmyślania.

Brama otworzyła się i przeszedł przez nią Snape, całkowicie zdrowy i nietknięty. Odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się słysząc, że Hal zrobił dokładnie to samo. Mistrz Eliksirów spojrzał na nich wściekle.

– Mówiłem ci, Hal, że dzisiaj niańka nie będzie mi potrzebna! A ty, Granger, miałaś spać!

– Ja musiałem przyjść, a Hermiona pewnie nie byłaby w stanie zasnąć. Przestań zachowywać się jak dziecko i chodź na herbatę. Odprowadzimy pannę Granger do jej dormitorium i pójdziemy do mnie.

– Wielkie dzięki, ale nie. Mam ochotę na długi i odprężający sen – mruknął.

– Coś się stało, panie profesorze?

– A co się miało stać? Tradycyjnie – mugole to ścierwo, zabijmy wszystkich, patetyczne opowieści o mordowaniu i oczekiwanie na następne przyjemności. Mówiąc krócej – Śmierciożercy i ich rozmowy przy Ognistej Whisky. Czarny Pan czasami ma chęć na zwykłą pogawędkę z kimś inteligentnym i do tego potrzebny jestem ja. Tylko mogliby podawać coś smaczniejszego.

Skrzywił się przy ostatnim zdaniu, a Hermiona i Hal parsknęli.

– NIE JESTEM ŻARŁOKIEM!

– Ależ oczywiście, Sev. Nikt nawet cię o to nie posądza.

– To dlaczego się śmiejecie?

– To z radości, że nic panu nie jest, profesorze – zachichotała. – Niech pan nas źle… pff… nie odbiera.

– Granger, przysięgam, że następnym razem po prostu cię uduszę.

Rozdziały<< Rozdział 20

mroczna88

Miłośniczka mocnej herbaty, grubych książek i puchatych kotów. Lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. Znana głównie z tego, że zostawiła niedokończone opowiadania sześć lat temu i od tego czasu unika świata, żeby nie przyznać się jak bardzo się tego wstydzi. Tym razem jednak wróciła i będzie nie tylko poprawiać stare teksty, by nie były tak żenująco kiepsko napisane, ale też w końcu je dokończy. Tylko trzeba dać jej trochę czasu i cierpliwości ^.^ Szczerze poleca książki: serię Koło Czasu autorstwa Roberta Jordana, serię Wiedźmy autorstwa Olgi Gromyko, cokolwiek napisał Sanderson (ale Rozjemcę najbardziej), cokolwiek napisała Naomi Novik (Wybrana ma relację, która bardzo przypomina sevmione!), Sagę Księżycową autorstwa Marissy Meyer (najlepszy retelling baśni jaki powstał) oraz cokolwiek napisała Maggie Stiefvater (jej seria Kruczych chłopców i Wyścig śmierci najlepsze) Szczerze poleca seriale:Koło Czasu, Sense8, The Boys, Carnival Row, Good Omens, Black Sails, The Wilds, Motherland Fort Salem, The Untamed, Panic, Warrior Nun, Galavant, Dark, Wynnona Earp, Goblin (koreański), Bridgerton, Downton Abbey

Ten post ma 11 komentarzy

  1. Mroczna , miej litość, wrzuc resztę, wieki nie czytalam Szach Mat, natchnęło mnie a Ty urywasz w momencie, gdzie dopiero zaczn8e się dziać najcuekawsze

  2. 💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚💚Twoja twórczość mnie fascynuje.

Dodaj komentarz