Następne trzy tygodnie dla wszystkich były ciężkie. Ginny ledwo wywiązywała się z korespondencji i po pewnym czasie większą część swojego czasu spędzała nad pergaminami, które czytała i na które odpowiadała. Od czasu do czasu rozmawiała z Malfoyem, który znikał na większą część dnia. Harry uparcie ćwiczył Oklumencję z Ronem, który niemal cały czas spędzał z Hanną. Bill i Charlie wychodzili wczesnym rankiem i wracali późnym wieczorem, ale z tego co wiedzieli, to nie byli na misji. Lupin wciąż dochodził do siebie po dodatkowej pełni, a Tonks często pojawiała się w Ministerstwie i donosiła plotki.
Hermiona wychodziła codziennie przed szóstą rano i wracała koło pierwszej w nocy. O szóstej zaczynała ze Snape’em warzyć eliksiry dla Zakonu a gdy to skończyli, brali się za Eliksir Księżycowy, jak nazwali ten, który miał być przeznaczony dla Billa. Wiele razy musieli zaczynać od nowa i kilka razy doszło do tego, że została wyrzucona z sali. Gryffindor stracił 485 punktów, a Harry, Ron i Ginny zarobili po osiem szlabanów każde. Jeśli kończyli wcześniej, to siadała do obszernego księgozbioru Snape’a i szukała informacji dotyczących Cruciatusa. Czasami wzywano go na spotkania i miała czas, by poszperać w jego gabinecie. Znalazła wiele notatek dotyczących tego eliksiru i przepisała je. Kilka razy próbowała wejść do biblioteki, ale za każdym razem uderzała w niewidzialną ścianę.
Trzy spotkania samoobrony kończyły się sukcesem, ale poznali wiele zaklęć, których Harry wolałby nie znać. Moody nadzorował, Friedrich kierował. Zbliżał się termin ślubu Fleur i Billa, więc pani Weasley powoli wariowała i nie wiedziała za co się zabrać. Kiedy przybyli rodzice Francuzki pomyliła się i ulokowała Gabrielle w pokoju Rona i Harry’ego. Niemal spaliła się ze wstydu, a pan Weasley tłumaczył nerwowość żony.
Gabrielle działała Ginny na nerwy. Nie tylko była ładna, zgrabna i podobna do swojej siostry, ale jeszcze bezczelnie flirtowała z każdym napotkanym mężczyzną stanu wolnego. W co wliczał się oczywiście Draco. Hermiona nie miała sił wysłuchiwać jej żalów, zresztą od pięciu dni w ogóle nie wracała do Nory. Chcieli zdążyć przed pełnią z eliksirem, a ta miała się odbyć za trzy dni. Gabrielle właśnie stroiła się przed lustrem i podziwiała swoje odbicie.
– Taki miła rodzina Fleur będzi mieć. – Uśmiechnęła się. – Twoi braci są przystojni, przyjacieli też. ‘Arry i Ronn tacy mili. I ‘Arlie, twój brat. – Miała na myśli Charliego. – I ten ładny chłopic, Drrraco. Tylko on taki chłodni. A twoi przyjaciółka ‘Ermiona tu nie miszka?
– Mieszka, ale w tej chwili jest w Hogwarcie. Razem z profesorem Snape’em szukają lekarstwa dla Billa.
– Maman się martwi tym, co ma Bill. On niebizpieczny, oui?
– Tak – powiedziała niechętnie i sięgnęła po list od Romildy. – Ale zaleczą to przed ślubem.
– Ginny ja mam do ciebie pytani. – Pochyliła się nad nią i uśmiechnęła czarująco. Była wyjątkowo wysoka, wyższa od Harry’ego i miała prawie białe włosy sięgające kolan. Mina Rona, kiedy ją zobaczył, była bezbłędna. – Czy Draco ma dziewczyni? Próbowałam z nim porozmawiaci, ale on ciągli zajęty.
– Jest wojna, Gabrielle. Nie możesz oczekiwać, że będzie miał dla ciebie czas – powiedziała spokojnie, choć najchętniej powiesiłaby pół-wilę za te jej kłaki za oknem.
– Ale dla ciebi ma. Och… A może on twoi?
– Nie. Nie wiem nic na temat jego życia uczuciowego i nie wiem czego od niego oczekujesz. Przecież dopiero co mówiłaś, że taki chłodny?
– Oui, ale ja lubi wyzwania. – Uśmiechnęła się drapieżnie, a Ginny stwierdziła, że musi wyjść.
– W takim razie próbuj dalej. Ja muszę teraz iść wysłać list.
Zacisnęła zęby i z całych sił starała się nie trzasnąć drzwiami. Zeszła na dół, gdzie natknęła się na mamę Fleur – jeszcze piękniejszą niż jej obie córki razem wzięte i znacznie mniej sympatyczną.
– Ginny, miło cię widzieć. – Jej angielski był w pełni poprawny. – Moja córka nie daje ci się zbytnio we znaki?
– Nie, proszę pani. Czy moja mama jest w kuchni?
– Tak, słońce.
Wparowała do kuchni, rzuciła zaklęcie przeciwko podsłuchiwaniu i zaczęła krzyczeć.
– Mamo! Ja mam jej dosyć! Gabrielle jest straszna!
– Spokojnie – mruknęła. – Sama mam dość jej matki. Artur lata wkoło, jak zauroczony szczeniak i jeszcze się obraża kiedy rozmawiam z Halem.
– Gabrielle chce złapać Dracona – rzuciła smutno. Zwierzyła się mamie kilka dni wcześniej z tego nagłego uczucia i spotkało ją pełne zrozumienie. – Jak ja mogę z nią rywalizować?!
– Jesteś daleko ładniejsza i milsza od niej. Poza tym on wydaje się być nie zainteresowany.
Fuknęła i wypadła na podwórko. Przeklęta Hermiona! Narobiła bigosu z tą całą miksturą, a teraz, kiedy ona ma problemy, jej nie ma! Pogoniła kilka kurczaków i usiadła buntowniczo na miotle Rona. Przyjaciółka pojawiła się wczorajszego wieczora i wzbudziła przerażenie. Była blada niczym śmierć, jej oczy dziwnie świeciły, nie powiedziała nawet słowa tylko w ekspresowym tempie wpadła do ich pokoju, bezceremonialnie przesuwając z przejścia Gabrielle, wygrzebała jakąś książkę, przerzuciła kilka stron, przeczytała coś i wróciła do Hogwartu nawet bez zwykłego
„do widzenia”.
– Cóż… To było szybkie – skomentował Bill patrząc na pusty kominek.
Pani Delacour spytała córkę, czy ta dziewczyna zawsze taka szybka i nieuprzejma, co wywołało falę protestów przy stole. Panią Weasley ostatkiem sił powstrzymano przed rzuceniem się na przyszłą powinowatą. Ginny westchnęła i zaczęła lecieć głową w dół – może to jakoś ją otrzeźwi. Kątem oka zauważyła, że ktoś się aportuje, a następnie z radością zauważyła blond czuprynę. Postanowiła jednak udawać, że go nie widzi. Ostatnio sam zaczął szukać jej towarzystwa. W tej chwili tak samo.
– Ginny! Zejdź z chmur na ziemię!
Parsknęła i zawisła nad nim do góry nogami, z twarzą tuż przed nim.
– Co jest, Draco? Jakieś złe wieści?
– Nie, nie. Po prostu jestem zmęczony. – Uśmiechnął się krzywo. – Słuchaj, dałoby się coś zrobić z tą zwariowaną Francuzką? Łazi za mną jak pies myśliwski.
Zachichotała i wróciła do poprawnej pozycji.
– Gabrielle uznała, że ciebie zdobędzie.
– Cóż… Powodzenia w takim razie – sarknął. – Jednak nie mam ani czasu, ani energii na nią.
Oparł się o kurnik i zamknął oczy. Zmartwiła się i dotknęła jego czoła.
– Uff… Już myślałam, że jesteś chory. Wyglądasz kiepsko.
– I tak się czuję. Nie spałem całą noc, w dodatku nieźle zmarzłem.
– Idź, połóż się spać.
Skinął głową i wyciągnął przed siebie dłoń, by delikatnie pogłaskać jej policzek. Poczuła jego zapach i zamknęła oczy, by powstrzymać rumieniec i drżenie. W końcu odsunęła się i uśmiechnęła wesoło.
– Dziś na kolację jest kurczak. Zjedz coś.
Skrzywił się i ruszył do środka, a ona pędziła na złamanie karku, by pozbyć się tego niewygodnego uczucia.
Harry westchnął – widział całą akcję i zrozumiał, że Ginny naprawdę jest dla niego stracona. Podobała się Malfoyowi, co do tego nie było wątpliwości, więc to tylko kwestia czasu, aż się zejdą. Wrócił do dziabania kurczaka i starał się zignorować płomienne spojrzenie zza rzęs rzucane przez Gabrielle. Pamiętała, aż za dobrze, jak ją uratował i uznała go za własnego księcia na białym rumaku. Bill klepnął go w plecy i nachylił się nad nim.
– Gabrielle ma na ciebie oko, ale się nie daj – szepnął do jego ucha. – Jest bardzo niestała.
– Jakbym nie wiedział – mruknął.
Ron zagapił się na dziewczynę, więc sprzedał mu kuksańca.
– Hermiona, pamiętasz? Masz dziewczynę i nazywa się ona Hermiona. Kręcone, brązowe włosy i takie tam. Pamiętasz ją jeszcze?
Jego przyjaciel ponuro skinął głową, ale dalej wpatrywał się w wilę. Siedzący obok niej pan Delacour właśnie chwalił panią Weasley. Był to bardzo sympatyczny człowiek, który po angielsku umiał wydukać ledwie kilka słów, ale od razu pokochał Billa jak syna i zaakceptował w pełni Weasleyów. Był całkowicie zadurzony w swojej żonie, która traktowała go jak służącego, ale najwidoczniej pasowało mu to.
Nagle w kominku zapłonęły zielone płomienie i do środka wszedł Dumbledore. Tuż za nim pojawiła się Hermiona, zaraz potem Snape.
– Mówię panu, że dzięgielnica byłaby lepsza!
– Zamilcz, Granger! Rzeszotka krzaczasta jest w sam raz!
– Jest za słaba!
– A dzięgielnica za mocna!
– Wcale nie jest za mocna! Jest w sam raz! Po prostu nie chce pan przyznać, że mam rację!
– Gdybym nie przyznawał, że masz rację to w ogóle byśmy się za to nie wzięli! Nie jestem głupi, Granger! Niższe ryzyko jest przy rzeszotce!
Darli się na siebie, jakby wcale nie byli w Norze, a w sali Eliksirów. Profesor Dumbledore uśmiechał się wesoło, a Harry przyjrzał się dokładnie tej dwójce. Oboje byli jednakowo wymęczeni, bladzi i wyglądali na chorych. Wszyscy obecni skupili się na ich kłótni.
– Ty idiotko! Gdybyś dodała dwie nogi żaby skrzekoczącej to wybuchłoby ci to prosto w nos!
– Panu raz wybuchło i jakoś nie nazywa się pan idiotą!
– MILCZ!
– NIE ZAMIERZAM! NIE TYLKO JA POPEŁNIAM BŁĘDY!
– SILENCIO!!!
Hermiona z oburzeniem podniosła różdżkę i po chwili oboje zaczęli rzucać na siebie klątwy. Harry podskoczył i rzucił się do przodu, bo kiedy Dumbledore oboje pozbawił różdżek Hermiona rzuciła się na Snape’a z pięściami. Oboje milczeli, Snape’a atakowały słynne kanarki Hermiony, a ona sama szamotała się w ramionach Harry’ego.
– Uspokój się, Hermiono. Uspokój się!
Dumbledore machnął różdżką i w jednej chwili wrócił im głos, ale przestali na siebie wrzeszczeć. Parsknął śmiechem i zwrócił się do oniemiałego towarzystwa.
– Severus i Hermiona właśnie chcieli przekazać, że ukończyli Eliksir Księżycowy.
– PRAWIE! – ryknęli zgodnie, spojrzeli na siebie morderczo i odwrócili głowy, zakładając ręce na piersiach.
Harry parsknął śmiechem widząc ten pokaz dziecinnej obrazy, zresztą nie tylko on. Pani Weasley za to zbladła i usiadła.
– Gotowy? Kiedy… kiedy chcecie go podać?
– Jeśli Bill nie ma nic przeciwko to teraz, Molly – uśmiechnął się Dumbledore.
– Ale czy… czy jemu nic się nie stanie?
– Nie powinno – odezwał się Snape. – Napoiłem tym eliksirem kota i żyje.
– Mojego Krzywołapa! – warknęła Hermiona. – Mógł się otruć!
– Ale się nie otruł, więc nie marudź – syknął. – I nie przerywaj mi! W każdym razie kot przeżył i ma się dobrze, więc i Billowi nie powinno nic się stać. W razie czego mam odtrutkę na każdy ze składników.
– Ale może to wypić i nic się nie stanie – powiedziała Hermiona. – Bo rzeszotka jest za słaba.
– JEST W SAM RAZ!
Dumbledore spojrzał na nich twardo. Zamknęli się obrażeni na cały świat. Bill wstał i podstawił pusty już kubek. Snape wyjął słoik, w którym pływała jakaś gęsta, srebrnawa mikstura i przelał ją.
Fleur zbladła i przytuliła się do narzeczonego. Bill pocałował ją i odsunął od siebie.
– Co się może stać?
– Nie wiem – mruknął Snape. – Kot jedynie się oblizał i poszedł swoją drogą. Twoje ciało zarażone jest tym czymś i może zareagować dziwnie. – Po czym dodał mocniejszym głosem. – Cokolwiek jednak się stanie, każde z was ma się trzymać z daleka od niego! Będę wiedział, kiedy będzie to otrucie, a kiedy reakcja na miksturę.
Bill uśmiechnął się, podniósł kufel i powiedział:
– Wasze zdrowie!
Wypił do dna, a grdyka mu się ruszała. Harry, Ron, Charlie, Fred, George, Ginny i Malfoy którzy właśnie weszli do środka, pani Weasley, pan Weasley, Tonks, Lupin, pan Delacour, Gabrielle, Fleur, Dumbledore, Hermiona i Snape wpatrywali się w niego z napięciem. Skrzywił się.
– Paskudztwo. Mogliście dodać cukru.
Stał przez chwilę nieruchomo i Harry odetchnął, by po chwili krzyknąć. Bill zgiął się w pół i głośno zawył z bólu. Hermiona wyrwała się do przodu, ale Snape zatrzymał ją i zaciskał rękę na jej ramieniu. Pani Weasley zapłakała, Fleur tak samo i przytuliła się do swojego ojca, który po francusku zaczął ją pocieszać. Bill zwijał się i wciąż krzyczał. Oczy uciekły mu w głąb czaszki, mięśnie napięły się, a z ust zaczęła toczyć się piana. Wszyscy Weasleyowie zaciskali ręce na stole, Hermiona wbijała sobie paznokcie w policzki i płakała. Fleur wpadła w histerię i zaczęła się wyrywać do ukochanego. Temu z oczu zaczęły lecieć łzy, a z uszu i nosa krew. Trwało to może kilka minut, może godzin – Harry nie umiał powiedzieć, bo czuł w sercu taki ból, że nie wiedział co ma z sobą zrobić. Kiedy Bill zemdlał, a jego ciałem wciąż wstrząsały drgawki Fleur wyrwała się ojcu i przytuliła głowę chłopaka do swojego łona. Po chwili wszystko się uspokoiło a dziewczyna zaśmiała się.
– On śpi. Bill śpi!
Snape i Hermiona w tym samym momencie ruszyli do przodu. Ukucnęli nad Billem i w ciszy, która zapadła machali różdżkami. Po pełnych napięcia minutach Snape podniósł się, uśmiechnął – UŚMIECHNĄŁ! – i powiedział:
– Poszło dobrze. Nic mu nie jest.
Ginny pierwsza wrzasnęła: „HURRA!”, pani Weasley dopiero teraz wpadła w histerię. Ron ściskał Harry’ego i Charliego, którzy uśmiechali się głupio. Hermiona wciąż siedziała na ziemi i płakała. Snape podał jej rękę i pełnym zdegustowania głosem dodał:
– Wstawaj.
– Udało się! To się udało!
Zaczęła się śmiać, wstała i – na oczach zebranych – pociągnęła Snape’a za uszy i pocałowała go prosto w usta. Wszyscy zdębieli, a Hermiona puściła go, potem z histerycznym śmiechem ucałowała Dumbledora, Harry’ego, Rona, Charliego, po czym usiadła i z miejsca zasnęła. Snape wyglądał jakby go piorun trzasnął, jednak po chwili prychnął wściekle i usadził się na pierwszym wolnym krześle, by po chwili opaść na Gabrielle i również zasnąć. W ciszy, która trwała przerywana głębokimi oddechami trójki śpiących odezwał się rozbawiony Dumbledore.
– Może ja wytłumaczę to dziwne zachowanie. Od dwóch dni Severus i Hermiona nawet nie zmrużyli oka przez cały czas wpatrując się w kociołek. Kiedy do nich przychodziłem, nie mogłem powiedzieć nawet słowa, bo zaraz kazali mi się zamknąć. – Zachichotał. – Kilka razy wszedłem w trakcie kłótni o składniki i była równie gorąca co dzisiejsza. Zaklęcia latały po całej sali i nieraz potrzebna była pomoc pani Pomfrey, by doprowadzić ich do poprzedniego stanu. Bali się o to, czy Billowi to nie zaszkodzi, czy go nie otrują lub nie doprowadzą do trwałych uszkodzeń. Po kilku dniach takiego stresu każdy czułby się wykończony.
Harry obserwował Hermionę i zauważył, że paznokcie głęboko wbiły się w jej policzki, a z jednego pociekła krew. Tonks, która siedziała po jej drugiej stronie wzięła się za uleczenie tego, uśmiechając się czule. Pan Weasley przeczyścił gardło i słabym głosem spytał:
– Czy Bill nie będzie już niebezpieczny?
– Ciężko mi na to pytanie odpowiedzieć, Arturze. Daj mi chwilę. – Dyrektor podszedł do Snape’a i zaczął nim delikatnie potrząsać, zabierając go z ramienia Gabrielle. – Severusie, Severusie… Obudź się.
Snape wymamrotał coś niezrozumiale, po czym zamachał ręką strącając Dumbledorowi okulary. Pani Weasley zaśmiała się cicho.
– Zostaw go, Albusie.
– Musicie wiedzieć teraz, Molly – powiedział spokojnie i dalej potrząsał śpiącym Mistrzem Eliksirów. – Severusie… Obudź się. Odpowiesz na kilka pytań i możesz spać następny rok. SEVERUS!
Snape otworzył oczy i nim ktokolwiek zdążył zareagować już stał i trzymał różdżkę pod brodą dyrektora. Atmosfera zrobiła się napięta, bo nawet Dumbledore wydawał się być nieco wystraszony.
– Severusie, bądź rozsądny i odłóż różdżkę – powiedział powoli, ale Snape patrzył na niego intensywnie.
– Co powiedziałem Dumbledorowi, że mu dam?
– Nie sądzę, żeby to było odpowiednie miejsce…
– Wspaniale. To ty, Nott? Czy może Crabbe? Który z was byłby tak głupi, żeby przebierać się za Dumbledora?
Jego głos był chłodny i tak przepełniony nienawiścią, że Harry poczuł ciarki na plecach.
Dyrektor westchnął.
– Wszystko. Powiedziałeś, że dasz mi wszystko.
Snape skinął głową i cofnął się o krok, po czym rozejrzał się lekko nieprzytomnie, a gdy zdał sobie sprawę z tego gdzie jest, kim są obecni i co właśnie zrobił – skrzywił się i przysłonił oczy ręką.
– O co chodzi? Szybko, bo padam z nóg.
– Czy eliksir zadziałał na Billa?
– Nie wiem. Przekonamy się podczas pełni. Czyli pojutrze, jeśli dobrze pamiętam. Coś jeszcze?
– Nie. Wracaj do zamku i połóż się spać.
Skinął słabo głową i po chwili już go nie było. Wszyscy odetchnęli, a dyrektor uśmiechnął się smutno.
– Ja także wrócę. Niech Bill i Hermiona dobrze się wyśpią. Należy im się odpoczynek.
Kiedy Ron zaniósł dziewczynę do pokoju, Ginny i Gabrielle wzięły się za przebieranie jej w pidżamę.
– Ale brzydko pachni. – Skrzywiła się Francuzka.
– Też byś tak pachniała, jakbyś przez pięć dni nie ruszała się z lochów – mruknęła Ginny. Było jej szkoda Hermiony. Straciła kilka lat życia przez stres, którego doświadczyła przez te kilka dni. W dodatku to pewne jak dwa razy dwa cztery, że Ron urządzi jej awanturę o całowanie obcych facetów. Przykryły ją kołdrą i wyczarowały dodatkowe posłanie. – Ja będę spała na podłodze. Jestem przyzwyczajona.
– Dziękui. – Przekrzywiła głowę, jakby czegoś niepewna, po czym cicho spytała. – Ginny… Kim jest ten wysoki, co krzyczał?
– Snape? Mistrz Eliksirów z Hogwartu. Największy dupek, jakiego zna świat.
Gabrielle uśmiechała się słodko.
– Wolni?
– Słucham?
Miała nadzieję, że się przesłyszała.
– Czy jest wolni? Ma dziewczyni?
– Nie. Zdecydowanie nie. Daj spokój, która by go chciała? – powiedziała niedowierzającym tonem.
– Moi. – Zarumieniła się. – Pierwszy raz, jak poczuła coś takiego.
Ginny usiadła na ziemi i z otwartymi ustami wpatrywała się w wilę.
– Żartujesz?!
– Non. On jest… magnifique. Wysoki. Silny. Ładni pachni.
– Bredzisz – parsknęła. – Zresztą, bierz go sobie. Poznasz się na jego charakterze, to zwiejesz.
– Zobaczimy.
– CO powiedziała?!
Hermiona obudziła się następnego dnia pod wieczór i Ginny od razu podzieliła się z nią szokującymi wiadomościami.
– W skrócie, że Snape wpadł jej w oko.
Hermiona zaśmiała się głośno spod zakładanej koszulki i omal się nie wywróciła.
– Biedna Gabrielle, nie wie w co się pakuje. Po pięciu dniach spędzonych ze Snape’em mam nadzieję już nigdy tak długo nie znosić jego obecności. Drugiej tak irytującej, upartej, głupiej i wrednej osoby nie znam, a pamiętaj, że środowisko Ślizgonów nie jest mi nieznane. Bardzo chciałabym to zobaczyć – dodała ze śmiechem po chwili.
– Co zobaczyć?
– Jak Gabrielle z nim flirtuje. Bez względu na to jak zareaguje będzie się z czego pośmiać. Rany, jestem diablo głodna.
– Jadłaś coś przez ten czas?
– Chyba tak, ale niezbyt pamiętam.
Zeszły do kuchni, gdzie siedziała większa część rodziny i kilku członków Zakonu. Bez pardonu Hermiona podeszła do Billa i przyjrzała mu się z bliska.
– Jak tętno?
– Też cię miło widzieć – uśmiechnął się szeroko. – W normie.
– Czujesz się w jakiś sposób inaczej? Coś cię uwiera? Gdzieś ci lżej?
– Nie. Żadnej różnicy. To dobrze?
– To znaczy, że się nie otrułeś i Eliksir nie wpłynął na twój organizm w konkretny sposób. – Wyciągnęła różdżkę. – Pozwolisz?
– Jasne.
Wysłała zaklęcie, którego nauczyła się od pani Pomfrey. Sprawdzało ono stan narządów, krwi i zauważało wszelkie anomalie. Kiedy promyk wrócił do niej odetchnęła czując, że wszystko w porządku.
– Boję się jedynie, że nacierpiałeś się bez powodu. Ta rzeszotka była za słaba. Przepraszam, jeśli coś poszło nie tak. – Zaczęła wyłamywać palce i łzy napłynęły jej do oczu. – Będę się czuła okropnie, jeśli wyjdzie na to, że dałam ci fałszywą nadzieję. Obiecuję jednak, że będę szukała i…
Bill złapał jej prawą dłoń, a Fleur lewą.
– Wyluzuj, Hermiono – uśmiechnął się. – Zrobiłaś tyle, ile mogłaś.
– Ni denerwuj się – Fleur przesłała jej wesoły uśmiech. – Będzisz wyglądać staro, jak się będzisz martwić.
Ginny klepnęła przyjaciółkę w ramię i usiadły przy stole. Harry uśmiechnął się do Hermiony i parsknął.
– Zjedz coś, bo wyglądasz jak jedno wielkie nieszczęście.
– Tak, tak, musisz zjeść. – Pani Weasley postawiła przed nią cały półmisek pasztecików. – Jedz, kochanie i niczym się nie martw. Mamy jeszcze cały dzień do pełni, więc dopiero jutro będziesz mogła zacząć.
Ginny zerknęła na Gabrielle, która w skowronkach weszła z podwórza do kuchni i na ich widok lekko zelżał jej uśmiech.
– Ach, już obudzona? Jak się czui?
– Dobrze, dziękuję. Przepraszam, że zajęłam ci łóżko.
– Non-sens – uśmiechnęła się. – Łóżko Ginny też wygodni.
– Podłoga mniej – mruknęła ognistowłosa i zagryzła jeden pasztecik uśmiechając się przez stół do Draco.
Rankiem podszedł do niej i spytał, czy nie miałaby ochoty na spacer. Była bardziej niż chętna, ale powiedziała, że najpierw musi odpisać na kilka listów. Przychodziło jej to coraz łatwiej – Demelza była prosta w „obsłudze”, kilka Puchonek czuło się osamotnione i cieszyły się, że ktoś do nich pisze. Gorzej było ze Ślizgonkami i Krukonkami – te pierwsze nie chciały mieć z nią nic do czynienia, te drugie były zbyt zajęte. Dwie z nich zostały poinformowane przez rodziców, że nie mają prawa z nią rozmawiać, ale wysyłały ukradkiem kilka linijek tekstu.
Zauważyła, że Ron posyła Hermionie ponure spojrzenia i współczuła przyjaciółce. Jej brat potrafił być głupi i uparty jednocześnie. Jak na złość w tym momencie z kominka wyszedł Snape. Nie witając się z nikim podszedł do Billa.
– Jakieś anomalie?
– Nie – parsknął. – Hermiona już mnie przebadała. Nic mi nie jest.
– Granger mogła sobie badać, ale jak wiadomo etatowa Wiem-To-Wszystko nie zawsze wszystko wie – warknął. – Ciśnienie?
– W porządku.
– Bóle głowy, gardła?
– Lekkie, ale to raczej problem… alkoholu. Trochę wypiłem rano.
– Wspaniale, alkoholizm się szerzy – uśmiechnął się paskudnie. – Problemy gastryczne?
– Jedynie wzmożony głód.
– Jakiś specyficzny pociąg do potraw?
– Hmmm… Ponownie wolę mocniej wypieczone.
– To może wskazywać na ozdrowienie.
Odwrócił się i ruszył w kierunku kominka, gdy pani Weasley zawołała:
– Severusie, zostań na kolacji. Mamy paszteciki.
W ciszy jaka zapadła dobiegło ich burczenie w brzuchu Snape’a, który skrzywił się i sapnął ze złością.
– Tylko na paszteciki – mruknął i usiadł koło Billa.
Ginny omal nie umarła z powstrzymywanego śmiechu widząc zachwyt w oczach Gabrielle. Hermiona prawie udławiła się pasztecikiem z tego samego powodu.
– Dobre? – spytał wesoło Charlie obserwując ze uśmiechem, jak Snape pochłania siódmego z kolei.
– Paskudne – odpowiedział jadowicie. – Ale jestem piekielnie głodny.
Pani Weasley zachichotała i wzięła się za dalszą produkcję. Tymczasem Gabrielle obserwowała go z nadobnym podziwem, a Hermiona i Ginny szeptem wytłumaczyły Harry’emu o co chodzi, więc nie mógł nic na to poradzić, jak tylko ryknąć głośnym śmiechem. We trójkę obserwowali, jak Gabrielle zajmuje miejsce zwolnione przez Charliego, który stwierdził, że jest zmęczony i idzie spać, i uśmiecha się do Snape’a, który całkowicie ją ignoruje. Fleur i Bill też zrozumieli o co chodzi i wpatrywali się w dziewczynę z niedowierzaniem wypisanym na twarzy. Fleur nawet pokazała siostrze na migi, że jest zdecydowanie nienormalna. Ta jednak wpatrywała się świecącymi oczami w Snape’a, aż nawet Ron zrozumiał, że coś się dzieje.
– Gabrielle, jesteś chora? – spytał na głos. – Masz wypieki i wyglądasz, jakbyś miała gorączkę.
Hermiona, Ginny, Harry, Bill i Fleur załamali się nad inteligencją Rona i postanowili tego nie komentować. Pani Weasley podeszła sprawdzić czoło dziewczyny.
– Lekko rozgrzane. Podam ci herbaty z miodem, powinno pomóc.
– Dodaj do tego opium – mruknął Mistrz Eliksirów. – Może przestanie gapić się w jeden punkt, jak typowa pustogłowa idiotka.
– Ni jestem pust’głowa! – zawołała oburzona. – Jestem wybitna uczennica w Beuxbatons!
– Oceny nie odzwierciedlają stanu inteligencji, a jedynie dobrą pamięć – powiedział i posłał wredne spojrzenie Hermionie, która zmiażdżyła pasztecika w dłoni.
Ginny złapała przyjaciółkę za rękę, w razie gdyby chciała sięgnąć po różdżkę.
– W Beuxbatons nie liczy się pamić, ale zdolność!
– Zdolność partaczenia wszystkiego, czego się dotknie, jak udowodniła pani siostra na Turnieju Trójmagicznym. – Skinął kpiąco w kierunku Fleur, która zapowietrzyła się i w oburzeniu wymachiwała rękoma.
– Niprawda – powiedziała spokojnie Gabrielle. – Fleur zdolna, bardzo zdolna. Gdybi nie była zdolna, to by ją Czara ni wybrać.
– Czara Ognia nie wybierała nikogo na podstawie jego zdolności, czego dowodem jest Potter.
Tym razem Ginny musiała łapać rękę Harry’ego. Gabrielle nachmurzyła się na chwilę, ale zaraz uśmiechnęła.
– Sprawdzi mi – powiedziała wesoło. – Zada mi jedno pytanie. Jak ni odpowiem – jestem pust’głowa idiotka. Jak odpowim – przyzna, że jestem ‘ądra.
– ‘Ądra to sobie możesz być – zaśmiał się wrednie, ale przyjrzał się uważnie Gabrielle. Wszyscy byli ciekawi, jakie pytanie zada. – Co jest niezbędnym składnikiem Eliksiru Mrocznej Poświaty i skąd go brać?
Hermiona sapnęła – znała odpowiedź i siłą powstrzymywała się od powiedzenia tego na głos. Gabrielle przez chwilę milczała, potem policzyła coś na palcach.
– Ja ni wim, jak to w ęgilski… Fleur tłumaczysz?
– Nie trzeba. Znam francuski – powiedział spokojnie Snape.
Gabrielle zaświergotała coś po francusku, a uśmiech Snape’a znikał powoli. Gdy zapadła niezręczna cisza dziewczyna spojrzała wesoło w twarz Mistrza Eliksirów.
– Jak? Dobzi? Wygrałam?
– Tak. Wygrałaś – powiedział głęboko niezadowolony.
Fleur i Bill podnieśli radosny okrzyk, a Ginny była zszokowana.
– Jak brzmi poprawna odpowiedź? – szepnęła do Hermiony.
– Niezbędnym składnikiem jest poczwarek gromohulski, którego znaleźć można jedynie podczas nowiu w okolicy siedlisk trytonów.
– Co to za robactwo?
– Nie robactwo, a wyjątkowo rzadki minerał. Naprawdę rzadki. Tak rzadki, że zwykle się o nim nie naucza, bo niewielu jest w stanie go znaleźć.
Gabrielle tymczasem promieniowała radością i zaczęła męczyć Snape’a.
– Teraz powi, że jestem ‘ądra. Wygrałam, więc powi.
Snape naburmuszył się i zatkał pasztecikiem, by po chwili warknąć najbardziej paskudnym tonem, na jaki było go stać.
– Mądra. Zadowolona?!
– Bardzo.
Uśmiechnęła się słodko, a Snape się skrzywił.
– Mdli mnie na twój widok. Skieruj te ślepia na Weasleya, będzie zadowolony.
Ron zacisnął pięści, a Fleur zachichotała. Hermiona musiała się powstrzymywać od uśmiechu, ale Ginny się nie hamowała – wiedziała dobrze, że druga część wypowiedzi Snape’a jest prawdziwa. W tym momencie Harry poczuł, że Gabrielle musiała uruchomić nieco swojego czaru wili, bo nie mógł od niej oderwać wzroku.
– Ale ja woli patrzeci na ciebi. – Wciąż się uśmiechała, ale po chwili zamrugała ze zdziwienia, gdy Snape podsunął jej pod nos różdżkę.
– Jestem całkowicie uodporniony na magię wil, więc możesz skończyć. Jeśli jednak jest ci potrzebna pomoc, to z największą przyjemnością jej udzielę.
Był poważny, ale wszyscy zrozumieli, że w jakikolwiek sposób Snape by jej pomógł, to na pewno dla samej Gabrielle nie skończyłoby się to dobrze. Ona jednak parsknęła.
– Wesołi. Wili nie działa? Jak?
Snape cofnął się i wzruszył ramionami.
– Nie działa i tyle. Można powiedzieć, że mam alergię na kobiece sztuczki – parsknął. – Brzydzę się tym.
– W takim razi konic.
Dopiero po chwili Harry był w stanie oderwać od niej wzrok. Snape pokręcił głową z wyraźnym obrzydzeniem i wstał.
– Dzięki za paszteciki, Molly. Za słone, ale da się zjeść.
– Chcesz trochę na wynos?
Spojrzał z nieprzeniknionym wyrazem twarzy i przez chwilę Ginny była pewna, że odmówi.
– Jasne. Gumochłony Hagrida się ucieszą. Zawsze jakaś to odmiana od resztek ze stołu.
– No wie pan co! – Ron podniósł się. – Moja mama robi najlepsze paszteciki na świecie, a pan chce nimi karmić gumochłony?! Mamo, nie dawaj mu! Ja je zjem!
Snape założył ręce i spojrzał na Rona.
– Faktycznie. Od gumochłona niewiele się różnisz. Ten sam iloraz inteligencji. Nie fatyguj się, Molly.
– Za późno. – Wcisnęła mu w rękę paczkę i uśmiechnęła się. – Będziesz jutro, prawda? Pełnia.
– Oczywiście. Jeśli Bill zamierza kogoś pogryźć to za nic nie przegapiłbym takiego przedstawienia.
Fleur uderzyła pięścią w stół.
– Okrutni!
– Potter mógł pani to powiedzieć dawno temu, panno Delacour – prychnął.
Gabrielle śledziła go wzrokiem.
– Do jutra – powiedziała. Nie doczekała się nawet spojrzenia. Kiedy zniknął podeszła do pani Weasley. – Czy mogłaby nauczyć mnie te paszteciki?
Harry w końcu nie wytrzymał i ryknął powstrzymywanym śmiechem, a po chwili dołączyła do niego reszta. Jedynie Fleur i Gabrielle były poważne.
– Ni możecie się śmiać z Gabrielle – warknęła do narzeczonego. – Uspokój się, Bill. Ona ma w głowi kanarki.
– Ni kanarki, Fleur. Ni widzici, jaki on magnifique?
Hermiona wydała dźwięk podobny do tego, jaki wyrywa się jej na widok wyjątkowo paskudnej sklątki.
– Wierz mi, że spędziłam z nim kilka dni i jest on daleki od tego, jak go sobie wyobrażasz. Jedynie się rozczarujesz.
Dziewczyna obróciła się do niej i obdarowała ją ponurym spojrzeniem.
– Ty tak mówi, bo sama go chce. Widziałam wczorai ten pocałunek.
Hermiona pozieleniała i wyglądała jakby było jej niedobrze.
– Nadmiar adrenaliny. Zresztą Dumbledore, Charlie i Harry również dostali buziaka, a zapewniam cię, że żaden z nich mnie nie interesuje. To była najbardziej kompromitująca chwila w moim życiu.
Ron obdarzył ją ponurym spojrzeniem i wbił widelec w pasztecika. Pani Weasley tymczasem uczyła Gabrielle robienia pasztecików, ale co chwila musiała przerywać, bo łapał ją atak śmiechu. Hermiona oparła się o ramię Harry’ego i powoli zasypiała, a Ginny wyszła na dwór by trochę polatać. Tym razem dosiądzie Błyskawicy.
– Setny raz tłumaczę ci, Ron, że to z powodu emocji. Nie sądzisz chyba, że podkochuję się w kilku facetach naraz, w tym w Dumbledorze?!
Stali w jego pokoju i od kilku minut Hermiona tłumaczyła swojemu chłopakowi, że zdecydowanie nic ją nie łączy ze Snape’em.
– Jednak to jego pierwszego pocałowałaś. Reszta mogła być jedynie przykrywką.
– Po prostu był najbliżej. Nie przesadzaj, bo twoje podejrzenia są obrzydliwe. – Wzdrygnęła się.
Ron westchnął, objął ją ramieniem w pasie i oparł czoło o czubek jej głowy.
– Po prostu jestem zazdrosny. Na moich oczach pocałowałaś czterech facetów, którzy nie są mną! Wyobraź sobie, że ja zrobiłbym coś równie paskudnego.
Nie było to trudne – Ron był kobieciarzem. Ubzdurał sobie, że ją kocha, ale wciąż oglądał się za innymi. Lekko ją odsunął, pochylił głowę i wiedziała, co będzie musiała znosić. Oddała mu pocałunek z dość wątpliwą pasją i starała się nie krzywić czując jego dłonie pod bluzką. Jednak kiedy dotarł do stanika odepchnęła go.
– Za szybko, Ron.
– Przepraszam – uśmiechnął się smutno.
Wiedziała, że robi się coraz bardziej niecierpliwy, ale nie wiedziała, co z tym zrobić. Ginny doradziła jej, żeby mu powiedziała wszystko, ale ilekroć się do tego zabierała nie umiała wykrztusić z siebie ani słowa. Ron całkowicie poświęcił się zadaniu, jakim było całowanie jej ust i szyi, a ona czuła narastającą irytację. Kiedy jego usta zawędrowały za daleko odepchnęła go.
– Ron, to się nie uda. Wciąż nic nie czuję – powiedziała słabo.
– Staram się, jak mogę. Zwolnić?
– Zdecydowanie. Muszę… przyzwyczaić się do tego.
Przytulił ją mocno i wdychała znajomy zapach jego szamponu, ciesząc się chwilą odpoczynku. Niestety, po chwili przez drzwi przemknął Patronus-łania i przemówił zirytowanym głosem:
– W tej chwili do zamku, Granger i załóż odpowiedni strój do pracy.
Ron podskoczył i chciał kopnąć Patronusa, ale trafił w powietrze.
– Cholera! Przecież dziś miałaś mieć wolne!
– Widocznie jest jakieś zapotrzebowanie – westchnęła, ucieszona, że może uciec. – Muszę iść.
Cmoknęła go w policzek i zwiała do swojego pokoju. Zaczęła przebierać się w spodnie, gdy wpadła Gabrielle.
– Gdzie idzisz? – spytała zdziwiona.
Hermiona nie mogła nic poradzić na to, że zazdrościła dziewczynie wzrostu, figury i wspaniałych włosów. Gabrielle była ładniejsza i zgrabniejsza od swojej siostry.
– Do Hogwartu. Mam coś do zrobienia.
– Eliksir?
– Nie, na przyjacielską pogawędkę – sarknęła.
– Mogę iść?
– Nie. To ciężka praca, nie zabawa. Potrzeba pełnego skupienia, rozumiesz?
– Naturellement. Pozdrów od moi.
– Nie ma problemu.
Uśmiechnęła się na do widzenia i po kilku minutach weszła do sali eliksirów. Snape nawet nie bawił się w uprzejmości.
– Dostałem wiadomość od Dumbledora, że Charlie, Lupin, Tonks i Kingsley podczas wykonywania zadania natknęli się na grupę Śmierciożerców. Są bliscy śmierci, a my nie mamy zapasów Eliksiru Rodwana. Dumbledore, Friedrich, Moody i Poppy utrzymają ich przy życiu przez kilka godzin, akurat tyle, żebyśmy zdążyli zrobić eliksir.
– Dobrze, ale… Tu są cztery kociołki…
Zrobiło się jej słabo, gdy Snape przez chwilę milczał.
– Jest z nimi tak źle, że potrzeba kociołka na osobę – mruknął po chwili. – Normalnie nikt by od ciebie tego wymagał, ale… To jedyne wyjście.
– Zrozumiałam. Cóż… do pracy.
Podzielili się i ona robiła dwa kociołki i on dwa. W przerwie pomiędzy ugniataniem korzeni uśmiechnęła się i rzuciła:
– Gabrielle kazała pana pozdrowić.
– Pięć punktów od Gryffindoru – warknął.
– Za co?!
– Za durne wiadomości. Tą cholerną Francuzkę powinno się porządnie oćwiczyć. Młodzież zeszła na psy.
– Wypraszam sobie – mruknęła.
– Słyszałem. Kolejne pięć punktów. Wcale nie jesteś lepsza.
– O, przepraszam, ale daleko mi do niej! Nie zachowuję się jak jakaś… no… brakuje mi przyzwoitego słowa na to.
– Tak? – Jego głos ociekał jadem. – A kto wczoraj wycałował czterech mężczyzn wbrew ich woli?
– Jakoś nie słyszałam narzekań – parsknęła czerwieniąc się po koniuszki uszu. – Poza tym to z powodu ustąpienia stresu. Nie wiem co innego mogłoby spowodować, że… no…
Zachichotał złośliwie słysząc jej jąkanie się. Kiedy doszło do oddawania krwi lekko się zawahała.
– Czy… czy bardzo to odczuję?
– Pewnie tak – mruknął ustawiając cztery miarki. – Twój organizm jest wycieńczony po tylu nieprzespanych nocach. Kiedy zrobi ci się słabo, masz mi od razu powiedzieć. Podsunę ci krzesło. Wątpię, by udało mi się utrzymać ciebie przez tak długi czas.
Uśmiechnęła się niepewnie i nacięła nadgarstek. Pod koniec pierwszej miarki musiała już usiąść. Pod koniec drugiej oparła głowę o nogę Snape’a i walczyła o utrzymanie świadomości. Trzeciej i czwartej nie pamiętała.
sorki, Bill, tytuł mówi, że bez cukru 🙂Wróć do czytania
kłócą się, wrzeszczą na siebie, ale koniec końców się całują 😀Wróć do czytania