Rozdział 10

Gdy się obudziła najpierw wszystko wydawało się zamazane, a po chwili zauważyła, że Snape się nad nią pochyla.

– Daję słowo – wymamrotała. – Nie mam bladego pojęcia, co ona w panu widzi.

Zaśmiał się paskudnie.

– No to nie jesteś w tym sama, bo ja też nie wiem.

– Eliksir zrobiony?

– I wysłany do potrzebujących. Przed chwilą dostałem wiadomość, że wszyscy mają się dobrze i mam dać ci wszystko, czego sobie życzysz – przy ostatnich słowach skrzywił się.

– Nie potrzeba mi wiele. Niech pan skreśli wszystkie karne punkty i szlabany.

– Co tylko zechcesz – sarknął, ale machnął różdżką. Dopiero teraz zauważyła, że nie jest ani w Norze, ani w skrzydle szpitalnym. Było zdecydowanie za ciemno. – Uspokój się. Jesteś w mojej sypialni. Poppy kazała cię tu przenieść, bo bez jej obecności i tak nikt nie wejdzie do skrzydła szpitalnego, a do Nory nie zamierza się fatygować.

Skinęła głową, ale to był błąd, bo ją zabolała. Podniosła rękę, by ugnieść skronie i ze zgrozą wpatrywała się w posiniaczoną rękę.

– Co… Co to?

– Nie biłem cię, nie martw się – parsknął. – To od zbytniego upływu krwi. Poppy to zaleczy, więc na ślubie Weasleya będziesz wyglądała normalnie.

Przez chwilę zastanawiała się.

– Będzie pan na ślubie?

– Zostałem do tego zmuszony – mruknął niezadowolony.

– I dostanę wszystko, czego chcę? – zaśmiała się cicho. – W takim razie zamawiam jeden taniec z panem.

Zgromił ją wzrokiem.

– Majaczysz – warknął. – Nie tańczę.

– Nie umie pan?

– Ogłuchłaś? Jeśli mówię, że nie tańczę, to znaczy, że nie tańczę, a nie, że nie umiem.

– Wszystko, czego sobie zażyczę – uśmiechnęła się słabo i nagle zaczęła kaszleć, bo gardło ją zapiekło.

Snape podał jej szklankę wody i pomógł jej usiąść. Kiedy wypiła położył ją.

– Jak sobie chcesz, ale ostrzegam, że nie będzie to dla ciebie miłe doświadczenie – warknął.

– Och, zawsze wiedziałam, że umila pan życie wszystkim dookoła.

– Nie chce ci się przypadkiem spać? – mruknął.

– Przy tak miłej konwersacji?

– Pięć punktów od Gryffindoru.

– Za sarkazm! – udała jego tonem. – No wie pan co? Ja tutaj leżę, umieram, a pan martwemu odbiera punkty.

– Gdybyś była martwa to zapadłaby błogosławiona cisza.

– Wspaniale, to ja sobie pójdę – usiadła, spuściła nogi z łóżka i nawet wstała, gdy zakręciło się jej w głowie.

Złapała się kolumny łóżka i dopiero po chwili była w stanie robić małe kroki w kierunku drzwi. Snape obserwował ją z rozbawieniem.

– Co pan tak patrzy?

– Zastanawiam się, jak szybko rozbijesz sobie ten durny łeb. Obstawiam, że zanim dojdziesz do drzwi.

– Jasne – mruknęła i w tym momencie poczuła, że uginają się jej nogi i po chwili całowała dywan, którego obecności wcześniej nie zauważyła. – Dobrze, że ten dywan jest miękki – powiedziała z nosem na ziemi.

Snape skrzyżował nogi w kostkach i przekrzywił głowę przyglądając się jej z paskudnym uśmiechem.

– Mógłby mi pan pomóc? – spytała sucho. – Jakoś nie sądzę, bym była w stanie się podnieść.

– Trzeba było spokojnie leżeć.

– W trumnie wampira – dopowiedziała.

– Kolejne pięć punktów i szlaban dla pana Pottera. Powinnaś nauczyć się milczeć, Granger.

Bez problemów podniósł ją, przerzucił przez ramię i w ten sposób zaniósł do łóżka. Zaczęła się śmiać.

– Co w tym takiego śmiesznego?

– Nic. Właśnie sobie wyobraziłam, jak musiało by to wyglądać, gdyby była tu osoba trzecia. Mistrz Eliksirów niosący do swojego łóżka praktycznie nieprzytomną uczennicę. Gabrielle chętnie by się zamieniła – zachichotała i miała wrażenie, że usłyszała podobny dźwięk od jego strony.

Bez pardonu rzucił ją na kołdrę i usiadł w krześle.

– Dziewictwo panny Delacour jest wielce wątpliwe, więc jej krew jest mi całkowicie zbędna.

– Ma inne walory smakowe? – parsknęła. Jak należało się spodziewać Gryffindor stracił pięć punktów. – Tak właściwie, to przypuszczam, że ona wciąż jest dziewicą. Flirtuje z tym i owym, ale każdego spławia. A przynajmniej mam takie wrażenie. Ale na pana ją trafiło wyjątkowo mocno.

– Granger, o czym ty pleciesz? – spytał zaniepokojonym głosem i poderwał się, by dotknąć jej czoła i dokładnie zajrzeć w oczy. – Masz mocno podwyższoną temperaturę i błędne oczy. Stąd te wszystkie bzdury, łącznie ze wstawaniem z łóżka. Cholera, gdzie ta Poppy?

Machnął różdżką i wysłał Patronusa. Hermiona powoli traciła przytomność.

– Granger! Nie zasypiaj! – Snape potrząsał nią i darł się jej do ucha. – Granger! Mów coś!

– No przecież miałam milczeć…

– Jak zaśniesz, to Potter i dwoje Weasleyów nie wyjdzie ze szlabanów do końca roku!

Usiadła i próbowała na czymś się skupić. Rozejrzała się po pokoju.

– Panu jest potrzebna kobieca ręka – mruknęła. – Ponuro, ciemno i brudno. Czy pan w ogóle nie sprząta?

– Mogłabyś zająć się czym innym? – warknął.

– Mogę się skupić na pańskim pokoju lub na panu. Jak rozumiem oba tematy są nieprzyjemne, więc pójdę spać.

– NIE! Ty durna dziewucho! Jak zaśniesz to zapadniesz w śpiączkę i pewnie już cię z niej nie wybudzimy! Wymyśl jakiś inny temat – mruknął.

Hermiona przez chwilę się zastanawiała i wpadł jej do głowy idealny temat.

– Czy istnieją jakieś eliksiry powodujące spadek libido?

Snape spojrzał na nią zdziwiony.

– Istnieją, ale… hmmm… większość ludzi szuka raczej w drugą stronę.

– Muszę zadać coś Ronowi, bo nie umie trzymać łap przy sobie – powiedziała ponuro. – Czy mężczyźni przez cały czas myślą tylko o jednym?

– Weasleyów zawsze ciągnęło do kobiet. No… bliźniacy byli wyjątkami – parsknął. – Oni skupiali się na uprzykrzaniu życia innym.

– Wcale nie! Są dowcipni… przez większość czasu. Musi jednak pan przyznać, że są zdolni. Ten proszek peruwiański i inne takie…

– Fakt, nie spodziewałem się po nich tego typu wynalazków. Bill i Charlie zawsze byli uzdolnieni i popularni. Ronald wybił się z powodu Pottera.

– Nieprawda! On też wiele potrafi. W pierwszej klasie przeprowadził nas przez partię szachów, czego ani ja, ani Harry byśmy nie zrobili. Co mi przypomina, że nie spodziewałabym się, że jest pan w stanie ułożyć tak logiczną rymowankę – zachichotała, a Snape uśmiechnął się prawie wesoło.

– Zawsze lubiłem zagadki. Nawet Dumbledore miał z nią problemy.

– A mnie się udało. – Skrzywił się, widocznie rozwiązanie jego zagadki przez jedenastolatkę było dla niego niemiłym ciosem. – Logiki uczono mnie w szkole, czy też raczej sama się tym zainteresowałam. Zawsze lubiłam naukę. No… poza Wróżbiarstwem.

– Sybilla potrafi zniechęcić uczniów. Codziennie przepowiada mi śmierć, a ja wciąż mam się dobrze ku jej rozczarowaniu – prychnął.

– Kurczę, potrafi pan po ludzku porozmawiać – zdziwiła się.

– Wbrew plotkom nie jestem wampirem i nie zmieniam się w nietoperza, więc to chyba logiczne – ostatnie słowo wymówił wyjątkowo jadowicie.

– Wiem, tylko jestem zdziwiona. Przez ostatni miesiąc byłam coraz bliższa uwierzenia tym plotkom. Wolly naprawdę nigdy nie istniał?

– Naprawdę.

– Szkoda – uśmiechnęła się lekko. – Dało się go polubić, choć miewał… eee… napady paskudnego humoru. Kim on był?

– Przecież mówię, że nie istniał – warknął niecierpliwie Snape.

– Och, wiem. Mówię o ciele. Czyje było?

– Moje – parsknął.

– Wie pan o co mi chodzi. Kto był dawcą włosa czy czego tam?

Wzruszył ramionami.

– Jakiś mugol u fryzjera. Czasem chodzę po zakładach fryzjerskich i mówię, że zbieram włosy na peruki – zaśmiał się. – Wyobrażasz sobie, że ludzie w to wierzą? Za psie pieniądze mogę pozbierać kłaki, tylko muszę dokładnie opisywać twarz i ogólne wrażenie. Czasem gdy trzeba kogoś wysłać na odpowiednią misję trzeba mu dobrać odpowiedni wygląd. Wolly nie rzucał się w oczy, a przy okazji wzbudzał zaufanie swoim wyglądem.

– Biedna Ginny. Polubiła Wolly’ego.

– Cóż… Niewątpliwie po tamtym dniu muszę przyznać, że panna Weasley ma sporo rozumu i umie się zachować. Co nie zmienia faktu, że jest roztrzepana i dziecinna.

– Też by się pan tak zachowywał, jakby pan pierwszy raz w życiu zobaczył morze. – Wzruszyła ramionami. – Ginny ma dużo zdrowego rozsądku. Ma jedynie problemy z cierpliwością, ale to powinien pan zrozumieć.

– Granger, nie przeciągaj struny – warknął.

– Przecież mówię prawdę. Wątpię, by w swoje zalety zaliczał pan cierpliwość.

– Fakt, nie jestem cierpliwy. Nie mam na to czasu bo, jak pewnie zauważyłaś, mój grafik jest dość napięty.

– Dlaczego profesor Friedrich zwraca się do pana „Sev”?

Zacisnął szczęki, więc szybko dodała.

– Zainteresowało mnie to, bo większość zwraca się do pana nazwiskiem lub pełnym imieniem. No i wydaje się pana lubić.

– Hal lubi wszystkich – parsknął. – A mówi tak do mnie, bo kiedy w siódmej klasie uczył mnie Obrony usłyszał, jak moja przyjaciółka tak się do mnie zwraca. Od tamtego czasu nie może się pozbyć tego nawyku, chociaż staram się go oduczyć. Kilka razy graliśmy razem w Quidditcha i nawet zwalenie go z miotły nie pomogło.

– Quidditch – powiedziała tonem, jakim większość kobiet mówi: „karaluch”. – Kolejna męska obsesja. No, nie do końca męska, bo Ginny, Luna i Gabrielle potrafią o tym gadać godzinami. Co w tym fascynującego?

– Nie lubisz latania?

– Wolę chodzić po ziemi – mruknęła. – A z wszelkich środków magicznego transportu preferuję proszek Fiuu i świstokliki, dopiero potem testrale, hipogryfy i na samym końcu miotły. Miałam nieszczęście spróbować każdego z tych sposobów.

Snape wykrzywił usta w imitacji uśmiechu.

– Latałaś kiedyś z Potterem lub Malfoyem na miotle?

– Ee… Nie. Zawsze sama. Jeden jedyny raz z Wiktorem wsiadłam na jego Błyskawicę i do dziś pamiętam chęć mordu, jaka mnie opanowała.

Kilka razy jedynie przyspieszył, zrobił jakąś spiralę i miała zdecydowanie dosyć, więc postawił ją na ziemi. Od tamtego czasu nawet w listach nie wspominał o lataniu na miotle.

– Widocznie nie siedziałaś na miotle z kimś, kto potrafi latać. Chciałabyś spróbować?

Podniosła zdziwiona głowę.

– Hę?

– Czy ja muszę powtarzać?! Dawno nie latałem z nikim na miotle.

– Nie jest to dobry pomysł.

– Dlaczego?

– Bo ma pan ten uśmiech, który zapowiada wielkie kłopoty.

Zaśmiał się złośliwie.

– Wychodzę z uprzejmą propozycją, a jestem obrażany. Nie, to nie. Skoro tchórzysz…

– NIE TCHÓRZĘ! – krzyknęła. – Świetnie. Możemy iść nawet teraz.

– Teraz, to czekamy na Poppy. Nie rozumiem, jak można nie lubić Quidditcha.

– To nie takie trudne. Wystarczy uznać, że dziesiątka durniów na miotłach uzależniająca swoje szczęście od małego, krągłego przedmiotu ma nie po kolei w głowie.

– Z tego co pamiętam zawsze byłaś na meczach Pottera.

– Właśnie, na meczach Harry’ego. Harry’ego i Rona, tak dokładniej, a potem i Ginny. Chodziłam tam po to, by moim przyjaciołom było miło i moje jedyne emocje odnosiły się do ich stanu zdrowia. Jednak kiedy zaczynali rozmawiać o Quidditchu…

Wzruszyła ramionami i wolała nie dodawać, że czuła się w takich momentach wyobcowana. Próbowała zrozumieć tę grę, próbowała ją polubić i skończyło się to tylko tym, że jeszcze bardziej ją znienawidziła. Wiktor to rozumiał i rozmawiali o wielu innych sprawach, ale czuła, że jest mu przykro.

– Quidditch da się lubić, jeśli się w niego gra.

– Grał pan?

– W szkole, tak. Jako ścigający.

– Hmmm… W takim razie musiał grać pan przeciwko ojcu Harry’ego, bo on był szukającym Gryfonów.

Snape skrzywił się.

– Tak, grałem przeciwko niemu. On, jako szukający, Black jako ścigający i Pettigrew, jako najgorszy pałkarz w dziejach Hogwartu. Potter lubił grać nieczysto, tak samo Black.

– Raczej spodziewałabym się tego po Ślizgonach – powiedziała zdziwiona.

– Nie twierdzę, że moja drużyna nie używała brudnych sztuczek, ale stawiali raczej na rozwiązania siłowe, niż magię na boisku.

– Magię?! Przecież to zakazane!

– Owszem, ale ciężko było udowodnić im winę. Zwłaszcza, że byli wyjątkowo lubiani i nikt nie chciał mi uwierzyć, że trzy razy sprawdziłem, czy mam dobrze zawiązane buty i że na pewno nie spadły z powodu mojego niedbalstwa.

– To… to wredne! Wiedziałam, że Syriusz jest nieco… lekkomyślny, ale nie wiedziałam, że tata Harry’ego tak samo.

– Lekkomyślny? Cóż za eufemizm dla całkowitego braku rozsądku – parsknął rozbawiony.

– Nieprawda! Był rozsądny, tylko lubił ryzyko.

– Granger, „rozsądny” i „lubił ryzyko” wzajemnie się wykluczają.

Chciała odpowiedzieć, ale w tym momencie zemdliło ją i opadła na poduszki. Snape w jednej chwili był przy niej i sprawdzał czy wszystko w porządku.

– Trochę mi niedobrze – poskarżyła się.

– Oczywiście, że ci niedobrze – syknął. – Właśnie straciłaś ponad litr krwi. Twój organizm stara się jakoś uzupełnić ten brak, żołądek buntuje się z powodu niedokrwienia. Wciąż czujesz się senna?

– Teraz, jak się na pana zdenerwowałam, to mniej.

Pokręcił głową nad jej głupotą, ale mogłaby przysiąc, że prawie się uśmiechnął. Kilka razy potężnie ziewnęła i musiała walczyć z chęcią ułożenia się na poduszki.

– Syriusz lubił ryzyko, owszem – kontynuowała. – Jednak był rozważny. Wiedział, że pewnych rzeczy nie wolno robić i powstrzymywał Harry’ego. To głównie on nalegał, żeby Harry wrócił na lekcje Oklumencji. Nikt tak naprawdę nie wie co pomiędzy wami zaszło, ale Harry odmówił powrotu i Syriusz naprawdę się na niego zdenerwował.

– Potter nie powiedział wam, co się stało?

Wyraźnie był zszokowany, a po chwili parsknął śmiechem i wydawał się być zadowolony.

– Jesteśmy przyjaciółmi, ale nie mówimy sobie wszystkiego. To kwestia zaufania.

– I dlatego nie mówisz Weasleyowi, że go nie chcesz?

– Nie. – Posmutniała. – To już mój błąd. Ron… ma dość wysokie mniemanie o sobie i moja odmowa by go zraniła. Nie chcę tracić przyjaciela, a jednocześnie nie umiem mu powiedzieć
„nie”. Ech… Jak się nazywa taki eliksir?

Snape przez chwilę patrzył na nią poważnie.

– Eliksir Eunuszy.

– Hę?! Ale to chyba nie… no wie pan…

– Nie, nie wpływa specjalnie na ogólną zdolność reprodukcji, tylko likwiduje zainteresowanie jedną konkretną osobą. Zdajesz sobie sprawę, że będziesz musiała podawać mu to cały czas?

– Oczywiście – skinęła głową i doszła do wniosku, że to był zły pomysł, bo poczuła ból.

W tym momencie do środka weszła pani Pomfrey, a Snape poderwał się na nogi.

– Co tak późno?! – warknął.

– Och, zamknij się, Severusie – dopadła do Hermiony i od razu wbiła jej w rękę strzykawkę. – Wybacz, dziecko, że musiałaś tyle czekać, ale Tonks była w znacznie gorszym stanie, niż sądziłam i w dodatku jest w ciąży, więc musiałam się nią dodatkowo zająć.

– Całkowicie zrozumiałe – uśmiechnęła się, ignorując pogardliwe prychnięcie. – Więc Remus będzie ojcem? To wspaniałe!

– Oczywiście, ale prawie je straciła. Są ci bardzo wdzięczni, cała czwórka. Molly już szykuje pyszności, ale dzisiaj zostajesz w zamku. Muszę mieć cię na oku.

– Ale… zdążę jutro na pełnię?

– Jeśli wszystko będzie w porządku – spojrzała na jej posiniaczoną dłoń. – Biedactwo… Może chciałabyś zjeść coś konkretnego?

– Nie, dziękuję. W tej chwili chce mi się spać – ziewnęła i poczuła się jeszcze bardziej senna.

– Śpij, śpij, teraz już możesz. – Pani Pomfrey pogłaskała ją po głowie.

– Wolałabym najpierw dojść do skrzydła szpitalnego – mruknęła.

– Oczywiście, że tak. Severusie?

– Czy ja wyglądam na osła?!

Jednak machnął różdżką i wyczarował nosze. Takie same, jak w trzeciej klasie. Przeniósł ją na nie i pochylając się, szepnął:

– Śpij. Zasłużyłaś na odpoczynek.

 

 

Ślub Billa i Fleur miał się odbyć za godzinę, a Ginny patrzyła przerażona na swoje odbicie w lustrze.

– Chyba żartujesz – jęknęła ze zgrozą. Gabrielle postanowiła nieco ją upiększyć i zrobiła jej taki makijaż, że mogłaby spokojnie udać się do mugolskiego domu uciech. – Wyglądam okropnie! Zmaż mi to natychmiast! Sama się umaluję.

– Wyglądasz słodko – zaśmiała się ze swojego posłania Hermiona.

Nie udało się jej dotrzeć na pełnię, bo przespała całe trzy dni, nim do siebie doszła. Bill był zdrowy, Eliksir Księżycowy był sukcesem. Została wyściskana przez wszystkich możliwych członków Zakonu (wykluczając Snape’a) i dodatkowo przez Weasleyów za uratowanie Charliego, Lupina, Tonks i ich dziecka. W dodatku Ron odnosił się do niej tylko jak do przyjaciółki, więc wszystko było cudownie.

– Słodko, jasne. Tak słodko jak Umbridge. Weź, Hermiono się nie wygłupiaj i sama zacznij się szykować.

– Założę sukienkę i będę gotowa – powiedziała znad jakiejś wielkiej książki.

– Nie mów mi, że nie zamierzasz niczego zrobić z włosami. I z cerą. I… no, z wszystkim!

– Właśnie to. Nie zamierzam – dopisała coś na pergaminie i westchnęła. – Możesz mi powiedzieć, czym u diabła jest prostaczek niebyty?

– Złośliwy grzyb, który porasta opuszczone miejsca. Okropnie trujący. Wracając do tematu – weź się za siebie.

– Ginny, odpuść.

– Nie! Gabrielle, pomóż mi.

– Oczywiści.

Siostra Fleur wyglądała szałowo w srebrnej, luźnej todze, która opinała się na krągłościach. Włosy lekko podkręciła, jej makijaż był ostry, ale podkreślał błękit oczu. W ostatnim tygodniu nauczyła się robić paszteciki i nie omieszkała ich kilka razy zanieść Snape’owi, co w większości przypadków kończyło się wywaleniem za drzwi i wrzaskami tak głośnymi, że sprawozdania składała im płacząca ze śmiechu profesor McGonagall, która przebywała kilka pięter wyżej. Mimo to Gabrielle wracała szczęśliwa, twierdząc, że „on taki słodki”. Zaraz po powrocie, gdy Hermiona przedstawiła im swój plan pogrążenia Snape’a, omal jej nie zabiła z zazdrości, ale po chwili się uspokoiła i doszła do wniosku, że to dobry pomysł. Ginny była zachwycona – zabawa będzie przednia.

Rozpuściła włosy i kilka pasemek związała z tyłu głowy w wyjątkowo luźny kok i wpięła w niego białą różę. Suknia leżała na niej idealnie – tak jak chciała skróciła ją i zmniejszyła rozcięcie. Do tego pod spód włożyła wściekle zieloną bardotkę, która wypychała jej biust nieco w górę.

– Cudownie, cudownie – zaśpiewała obracając się na pięcie. – Och, już jest mój!

Hermiona zaśmiała się i skreśliła jakieś zdanie. Gabrielle zabrała jej książkę, pergamin i pióro, po czym podniosła.

– Gabrielle! Oddaj mi książkę!

– Siadij! Musi wyglądać na ślubi Fleur! Włosi prosti?

– Nie. Wolę zostać przy kręconych – burknęła.

– Ni. Będą prosti.

Machnęła różdżką i po chwili brązowe włosy Hermiony rozprostowały się i ułożyły lekkimi falami wokół jej twarzy. Ginny zrobiła przyjaciółce taką samą fryzurę, jak sobie tyle, że z kremową różą i kazała włożyć sukienkę. Od czasu kupienia jej żadna z nich nie poświęcała jej żadnej myśli. Pani Weasley wyprała ją i wyprasowała, po czym ułożyła w komodzie. Hermiona założyła błękitne figi, do tego stanik zapinany z przodu i ruszyła do komody.

Westchnęła ciężko i założyła sukienkę. Różdżką zapięła zamek na plecach i obróciła się do dwóch pozostałych dziewcząt. Gabrielle wyszeptała coś po swojemu, ale Ginny miała na to jedno słowo:

– Zajebiście.

Kremowa sukienka sięgała kolan, miała kwiaty wyhaftowane na całej długości. Góra była opięta, dekolt nie za głęboki, w pasie śliwkowa szarfa, a od pasa zaczynały się kliny, które podtrzymywała sztywna krynolina. Hermiona stanęła przed lustrem, okręciła się, a sukienka pofalowała w górę. Zachichotała i puściła Ginny oko.

– Wolly ma gust.

– A ma, ma.

Ginny szybko umalowała Hermionę. Makijaż był delikatny i podkreślał duże oczy przyjaciółki, jej długie rzęsy i pięknie wyprofilowane kości policzkowe.

Zeszły szybko do kuchni, by pomóc. Jako druhny miały za zadanie upewnić się, że pan młody jest gotowy. Na ich widok rozległy się gwizdy podziwu, a Ginny była w pełni zadowolona z miny Dracona. Wpatrywał się w nią z uchylonymi ustami. Pani Weasley odłożyła nóż, wytarła dłonie w fartuch i uściskała je obie.

– Wyglądacie cudownie! Obyście nie zaćmiły panny młodej.

– Na to nie ma szans – powiedziała Ginny i usiadła obok Charliego, który nie mógł się na nie napatrzeć.

Bill, ubrany we frak i cały zestresowany siedział naprzeciwko nich i uśmiechał się nerwowo. Harry i Ron weszli do kuchni i zamurowało ich.

– Wow, wyglądacie bosko!

– Wspaniale… – Ron usiadł obok Hermiony i objął ją ramieniem.

Dziewczyna uśmiechnęła się.

– Może herbaty?

– Jasne, dzięki.

Tak, nie było wątpliwości. Coś dolewała. Ginny wstała, podeszła do przyjaciółki, rzuciła Muffliato i mruknęła:

– Co ty do diabła wyprawiasz?!

– Zorientowałaś się? Ginny, Ron coraz bardziej… dobiera się do mnie. To nie jest przyjemne. On się denerwuje, bo ja jestem chłodna, a ja się denerwuję, bo nic nie czuję. Ten eliksir znalazłam w jednej z książek Snape’a. Powoduje spadek libido w stosunku do osoby, której kropla krwi znajdzie się w kociołku. Dodałam swojej, więc teraz muszę codziennie rano podawać mu to do picia, inaczej znów zacznie mnie napastować.

– Nie podoba mi się to. Bardzo mi się nie podoba – warknęła. – Jak możesz to robić?! Ty… Ty sterujesz jego uczuciami!

– A gdyby ktoś zaczął się do ciebie dobierać? Na przykład Neville? Podobałoby ci się to?!

– Nie, ale miałabym tyle odwagi by mu odmówić!

– Nie wiesz o czym mówisz! Wiesz dobrze jaki jest twój brat! Jeśli mu odmówię, to obrazi się na mnie tak, że przynajmniej przez kilka lat nie będzie się do mnie odzywał.

Ginny przez chwilę milczała.

– No, dobra. Masz rację, tak by zrobił. Ale, na bogów, ile zamierzasz to ciągnąć?

– Tyle, ile będę musiała. W tej chwili chodzi mi o zachowanie dziewictwa – uśmiechnęła się niepewnie. – Wiesz dobrze, jaką wagę ma moja krew. Charlie już by nie żył.

– Wiem i jestem ci wdzięczna za to, jak nigdy w życiu. Powiedz mi, czy dobrze myślę – zamierzasz chodzić z Ronem, aż skończy się wojna i do tego czasu podawać mu eliksir, po czym oddasz mu się?

– Mniej więcej… Nie, nic nie mów. Nie mam nikogo, kto by mi się podobał. Do pewnych… aspektów życia małżeńskiego mogę się przyzwyczaić, mogę nawet udawać, że jest wspaniale. Nie chcę go zranić, Ginny. Za nic w świecie nie chcę tego zrobić.

Ostatnie zdanie wymówiła cicho i z miną winowajcy. Ginny od razu stopniało serce. Przytuliła Hermionę do siebie.

– Przepraszam, że taka ze mnie jędza, ale to mój brat i martwię się o niego. I o ciebie też. Nie możesz się dla niego poświęcać.

Dziewczyna wzruszyła ramionami i podała swojemu chłopakowi herbatę z eliksirem. Ginny westchnęła i wyszła na dwór.

Na czas ślubu Dumbledore otoczył pobliską polanę wszelkimi zaklęciami ochronnymi tak, by wszystko mogło się tam odbyć. Ginny witała się z gośćmi, większość ludzi znała. Od strony Fleur przybyło mnóstwo jej kuzynek – wil, które teraz flirtowały z mężczyznami. Kingsley właśnie robił z siebie ostatniego idiotę przed wyjątkowo piękną wilą z dekoltem do pępka, więc kopnęła go w łydkę, by przywrócić go do zmysłów. Podeszła do grupy nauczycieli z Hogwartu.

– Dzień dobry!

– Ach, Ginewra – Dumbledore uśmiechnął się czarująco, a jego fiołkowe szaty wspaniale komponowały się z czerwienią, którą nosiła profesor McGonagall.

– Przynosisz chlubę Gryffindorowi, panno Weasley. Szkoda tylko, że chodzisz w zieleni – westchnęła Opiekunka jej domu.

– Tak wyszło. Nic nie poradzę na to, że czerwień i moje włosy to wybuchowa mieszanka.

Profesor Flitwick rzucał właśnie dowcipami, z których śmiali się Slughorn i Sprout, Trelawney przepowiadała jednej z sióstr Patil szczęśliwą przyszłość, a druga dyskutowała na temat Quidditcha z pełną energii panią Hooch.

Nigdzie jednak nie dostrzegła Mistrza Eliksirów.

– Nie ma profesora Snape’a? – zapytała dyrektora i wicedyrektorkę.

Zaśmiali się wspólnie.

– Odmówił przyjścia wcześniej. Wspominał coś o stukniętych Francuzkach. Albus twierdzi, że próbował się wymigać od przyjścia na ślub w ogóle, ale nie pozwoliliśmy mu. Nie może ciągle siedzieć w swoich lochach.

– To dobrze. – Ginny uśmiechnęła się, a w jej oczach zapłonęły szatańskie ogniki. – Bo widzi pani, mamy z Hermioną taki pomysł…

Dumbledore omal nie udławił się wodą, którą pił, a McGonagall ze śmiechu upuściła różdżkę, przez przypadek podpalając szatę jednej z ciotek Weasleyów.

– To będzie wspaniałe! – zachichotała. – Biorę w tym udział!

– Ale to tajemnica! Może pani powiedzieć innym, ale profesor Snape ma o tym nie wiedzieć!

– Oczywiście. Och, muszę zobaczyć minę Severusa, gdy zrozumie, co się dzieje.

Odwróciła się, by podzielić się wiadomościami z innymi nauczycielkami, które z kolei podały to uczennicom. Ginny uśmiechnęła się tryumfująco i wróciła do Nory. Poinformowano ją, że Hermiona już jest na górze razem z Gabrielle. Trzy druhny miały poprzedzać przyjście panny młodej i wypróbowywać pana młodego.

Bill ruszył zdenerwowany w kierunku ołtarza.

Pani Weasley już miała na sobie wyjątkowo piękną szatę – pomarańczową z żółtymi słońcami. Pan Weasley, w szacie wyjściowej, trzymał mocno swoją wzruszoną żonę.

 

 

Ginny weszła do sypialni Billa i Fleur i aż sapnęła z wrażenia na widok panny młodej. Fleur wyglądała przepięknie. Jej suknia skrzyła się srebrnawo, welon ciągnął się za nią, a uśmiech, jakim obdarzyła swoją przyszłą szwagierkę, każdego przyprawiłby o szybsze bicie serca.

Szybko się zebrały i pierwsza poszła Ginny. Przeszła powoli, dostojnym krokiem pomiędzy krzesłami i uśmiechała się do ludzi, których znała. Ku swojemu zdumieniu zauważyła Kruma, który siedział po stronie gości panny młodej. Zachichotała, gdy zauważyła Snape’a – siedział obrażony i skrzywiony w trzecim rzędzie i gdy na nią spojrzał – o, bogowie! – puścił oko! Omal się nie wywróciła z wrażenia. Zaśmiał się paskudnie, ale wiedziała, że w ten sposób przekazuje jej, że wygląda dobrze. Potwierdzało to tylko spojrzenie Dracona – uśmiechnął się nieśmiało i zaczerwienił. Pewna siebie stanęła przed Billem i nabrała powietrza, by głośno powiedzieć:

– Billu Weasley zamierzasz się żenić?

Podstawą było wprowadzenie pana młodego w jeszcze większy stres. Jej najstarszy brat uśmiechnął się nerwowo.

– Zamierzam! A co?

– A co mi dasz za przyprowadzenie twojej narzeczonej do ołtarza?

– Buziaka!

Pochylił się i cmoknął ją w oba policzki. Ginny zaśmiała się.

– Mało! Ale idźmy dalej! Ile będzie dzieci?

Zaczerwienił się i zaczął wyłamywać palce.

– No… tego… eee…

Towarzystwo zaśmiało się głośno, a któraś z wil krzyknęła: „On się boi, że nie sprosta!”, co spotęgowało śmiech gości Billa. Biedak wyprężył się i odkrzyknął:

– Dam radę! Dzieci będzie ośmioro!

– Będziesz do mamusi i teściowej latał na skargę?

– Nie!

– Obiecujesz pisać listy?

– Obiecuję!

– Dawać sprawozdania z pożycia małżeńskiego?

– Tak! Eeee… NIE! NIE!

Jednak za późno dopowiedział, bo Fred z Georgem malowniczo wzdrygnęli się i rzucili chórem:

– Tego nam oszczędź!

Ginny przyjrzała się uważnie Billowi i uściskała go mocno.

– Zdałeś! Ja pozwolę twojej narzeczonej przyjść!

Machnęła różdżką, a po chwili nawą ruszyła Hermiona. Wyglądała tak ładnie, że Krum prawie spadł z krzesła.

– To twoja narzeczona? – zapytała brata.

– Nie! Moja wyższa i ładniejsza!

– Podpadłeś na samym początku – odkrzyknęła z połowy drogi Hermiona i gdy stanęła przed przyjacielem zaczęła mówić. – Więc chcesz się żenić?

– Tak!

– A dlaczego uważasz, że jesteś jej wart?

– Bo będę jej bronił z całych swoich sił i kocham ją bardziej, niż wy wszyscy razem wzięci!

Pani Delacour wykrzyknęła:

– Synek, nie bądź taki pewny!

On jednak kiwał się na piętach i uśmiechał:

– Pewny jestem!

– Co mi dasz za przyprowadzenie narzeczonej?

– Buziaka!

Cmoknął ją w oba policzki. Zarumieniła się, ale przybrała postawę bojową: oparła dłonie na biodrach, pochyliła się nieco do przodu i wesoło uśmiechnęła.

– Mało, ale idźmy dalej! Jak mi odpowiesz na zagadkę, to się zastanowię.

– Zagadkę? Może być ciężko z twoim mózgiem, ale nie dam się temu pokonać!

– Odpowiedź jest prosta, ale zobaczymy, czy przejdzie ci przez gardło! – Tłum się zaśmiał. – Różowe, czerwone, brzoskwiniowe – różne kolory mają w różnych miejscach, ale prowadzą do jednego. Trzy bramy tego strzegą, a zanim się tam dojdzie należy poskromić bestię.

Bill zamyślił się i znów zaczął się denerwować, a kilka osób z tłumu się zaśmiało.

– Jakąś podpowiedź?

Hermiona obróciła się do tłumu, jej sukienka lekko zafalowała i uniosła się.

– Panie i panowie! Kto biedakowi niedoświadczonemu pomoże? Jedna podpowiedź!

Rozejrzała się po tłumie i zobaczyła kilka osób chichoczących w zaciśnięte pięści. Wskazała dyrektora.

– Profesorze Dumbledore, tyle pan Billa nauczył. Niech pan udzieli mu jeszcze jednej lekcji życia.

Starszy czarodziej podniósł się i zachichotał kilka razy, zanim się odezwał.

– Bill, wierz mi, że jest to miejsce, które męski miecz często odwiedza, ale przecina tylko raz.

Tłum ryknął śmiechem na widok zmieszania pana młodego. Hermiona obdarowała go czarującym i wrednym spojrzeniem.

– Cóż, odpowiesz czy odwołujemy ślub?

– Odpowiesz mi za to! Tunel rozkoszy!

Zaczerwienił się tak, że prawie świecił zwłaszcza, że jego bracia niemal pokładali się ze śmiechu.

– No, nie wiem. Takie porównanie to nie odpowiedź. Jednak zgodzę się! Pozwolę twojej narzeczonej przyjść!

Machnęła różdżką i środkiem szła Gabrielle.

– To twoja narzeczona?

– Podobna, ale za młoda!

– Och, ty niedobri! – parsknęła dziewczyna.

Od razu zauważyła Snape’a i uśmiechnęła się czarująco, ale on był bardziej zainteresowany stanem swoich dłoni. Stanęła wdzięcznie przed swoim przyszłym szwagrem.

– Będzisz dobry dla Fleur?

– Będę!

– Obicujesz kochać, całować, tulić i pilnować do koniec?

– Obiecuję!

– Ni będziesz z innymi?

– Nie będę!

– Ważne pytani – Fleur twoja pirwsza?

Wszystkich Weasleyów i nauczycieli złapał nagły atak kaszlu. Billowi nieco zrzedła mina, ale dzielnie odpowiedział:

– Nie. Jednak pierwsza, którą kocham tak mocno!

– Co w nij ceni?

– Dobroć serca, łagodne podejście do wszystkiego, mocny charakter, silną wolę i najpiękniej pachnącą szyję!

Wile wpadły w dziki śmiech, a pan Delacour kręcił z radości głową. Ginny uśmiechnęła się lekko – Francuzi mieli zupełnie inne poczucie humoru od nich.

– Będzi jej z tobą dobrze? Ni skrzywdzisz jej?

– Nie! Będę o nią dbał!

– Ni o to chodzi – zachichotała. – Czy w łóżko będzisz dla niej dobri?

– Postaram się z całych sił- wymamrotał patrząc w ziemię, co wzbudziło kolejne śmiechy.

Gabrielle uśmiechnęła się radośnie.

– Zabirasz mi kochaną siostra. Co mi dasz? Musi być coś równie cenny!

– Nie znajdę nic równie cennego dla ciebie, co Fleur, ale… – tu jego wzrok spoczął na Snape’ie, który rzucił mu spojrzenie mówiące, że jeśli tylko spróbuje, to Fleur zostanie wdową przed ślubem. Hermiona i Ginny zaczęły się cicho śmiać. – Sądzę, że któryś z moich przyjaciół wynagrodzi ci stratę. Wybierz któregoś!

Wskazał ręką na stronę swoich gości, gdzie Snape’a szlag trafiał. Gabrielle spojrzała przekornie na przyszłego szwagra.

– Jak da buzi, to moi pozwoli!

– Wybierz!

Dumbledore powiedział szybko coś Snape’owi, który najwyraźniej zbierał się do ucieczki. Dziewczyna stanęła obok niego i uśmiechnęła się tak, że każdy inny chłopak byłby w siódmym niebie. Mistrz Eliksirów najwyraźniej sądził, że jest w siódmym kręgu piekielnym.

– Tego wybira!

– Profesorze w pana rękach moje szczęście!

Bill uśmiechał się paskudnie czując, że w ten sposób odgrywa się za te wszystkie lata poniżania na lekcjach i poza nimi. Kadra nauczycielska pokładała się ze śmiechu, podobnie większość gości, a Snape, wyglądający jakby miał pocałować mantykorę a nie piękną dziewczynę podniósł się i niechętnie pochylił. Gabrielle nastawiła policzek i uśmiech rozbłysnął jak gwiazda na niebie, gdy dostała to, co chciała.

– Pozwoli! Tera my idu po Fleur!

Podczas, gdy większość wciąż chichotała, a Bill najwyraźniej miał nie dożyć poranka, Ginny razem z Hermioną ruszyły za Gabrielle do Nory.

Fleur uśmiechnęła się na ich widok.

– Poszło dobzi?

– Tak. Chodźmy, siostro.

Podała jej dłoń. Ruszyły lekko przed siebie. Hermiona szła pierwsza, za nią Ginny i Gabrielle trzymały welon swojej siostry.

Ginny obserwowała, jak jej przyjaciółka się prostuje i delikatnym głosem oświadcza:

– Panie i panowie, proszę powstać. Idzie panna młoda wraz ze swymi siostrami.

Usunęła się, by przejść drugą stroną pod ołtarz i zdążyć obejrzeć wejście. Zarówno Ginny i Gabrielle były śliczne, ale Fleur je przyćmiewała. Rozświetlało ją jakieś wewnętrzne szczęście. Wuj Fleur z Francji udzielał im ślubu. Szwargotali coś po swojemu, ale wyraźnie zrozumieli, kiedy przyszło do „tak”, bo państwo młodzi uśmiechnęli się do siebie słodko. Ginny złapała Hermionę za rękę i zauważyła, że jej przyjaciółka ma łzy w oczach. Szczęście na twarzy Billa było istotnie wzruszające. Tymczasem wuj zakrzyknął:

– Przedstawiam państwu Billa i Fleur Weasleyów! Państwo młodzi mogą się pocałować!

Fleur rzuciła się na Billa zbijając go z nóg, co spowodowało głośne śmiechy.

Moment, gdy Fleur skacze uwiecznił aparatem Fred, który przez następny rok chwalił się swoim refleksem.

Zaproszono gości do stołu weselnego i Ginny z radością zauważyła, że jej nowa siostra usadziła ją koło Dracona. Za to wielce nieszczęśliwy Snape musiał usiąść w towarzystwie Gabrielle, która nawijała do niego po francusku. Hermiona nie musiała się obawiać Rona, więc spokojnie dyskutowała z Harrym i Wiktorem, który siedział tuż obok niej.

– Fleur cię zaprosiła?

– Nu, zaprosiła. My się zaprzyjaźnili, a potem listy pisaliśmy. Pięknie wyglądasz.

Uśmiechnął się do niej.

– Dziękuję. Ty też dobrze się trzymasz.

– Muszę.

Kiedy zapowiedziano tańce, Draco wstał i podał Ginny dłoń. Omal nie padła ze szczęścia, gdy przytulił ją do siebie i zaczął się poruszać.

– Wyglądasz zjawiskowo – wymruczał jej do ucha.

Nie mogło być piękniejszego dnia. Bill kręcił Fleur, Ron tańczył w towarzystwie Hermiony, Dumbledore porwał Sprout, a Fred i George próbowali z wilami.

Rozdziały<< Rozdział 9Rozdział 11 >>

mroczna88

Miłośniczka mocnej herbaty, grubych książek i puchatych kotów. Lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. Znana głównie z tego, że zostawiła niedokończone opowiadania sześć lat temu i od tego czasu unika świata, żeby nie przyznać się jak bardzo się tego wstydzi. Tym razem jednak wróciła i będzie nie tylko poprawiać stare teksty, by nie były tak żenująco kiepsko napisane, ale też w końcu je dokończy. Tylko trzeba dać jej trochę czasu i cierpliwości ^.^ Szczerze poleca książki: serię Koło Czasu autorstwa Roberta Jordana, serię Wiedźmy autorstwa Olgi Gromyko, cokolwiek napisał Sanderson (ale Rozjemcę najbardziej), cokolwiek napisała Naomi Novik (Wybrana ma relację, która bardzo przypomina sevmione!), Sagę Księżycową autorstwa Marissy Meyer (najlepszy retelling baśni jaki powstał) oraz cokolwiek napisała Maggie Stiefvater (jej seria Kruczych chłopców i Wyścig śmierci najlepsze) Szczerze poleca seriale:Koło Czasu, Sense8, The Boys, Carnival Row, Good Omens, Black Sails, The Wilds, Motherland Fort Salem, The Untamed, Panic, Warrior Nun, Galavant, Dark, Wynnona Earp, Goblin (koreański), Bridgerton, Downton Abbey

Ten post ma 6 komentarzy

Dodaj komentarz