Rozdział 4

Ginny właśnie odpowiadała Malfoyowi na pytanie dotyczące Zjednoczonych z Puddlemore, gdy Hermiona uderzyła czołem w stół. Nie zareagowała i spała dalej. Bill zaśmiał się głośno i poczochrał jej przyjaciółkę po włosach.

– Biedactwo – mruknął. – Nie dość, że musi znosić Snape’a, robić stado mikstur i się bić, to jednak wciąż znajduje czas, by o mnie pomyśleć.

– Jak dla mnie, to oni znajdują w tym pewną rozrywkę. – Uśmiechnął się pan Weasley. – Mógłbym przysiąc, że Severus kilka razy prawie się uśmiechnął.

– A wie pan, że to samo zauważyłem? – Malfoy pokręcił głową z niedowierzaniem, tylko Ginny się skrzywiła.

– O czym wy gadacie? Hermiona jest tak wykończona, że zasnęła na miejscu, wcześniej rzuciła się na kogoś z łapami drugi raz w całym swoim życiu, potem zawisła na żyrandolu, a wy doszukujecie się w tym rozrywki?

Wszyscy wzruszyli ramionami, a Ginny pokręciła z niedowierzaniem głową. Mężczyźni. Bill wziął jej przyjaciółkę na ręce i zaniósł do pokoju. Omal nie zabił się na schodach bo dziewczyna wymamrotała: „Śmierdzący nietoperz… Silencio…”. Usiadł na stopniu i dosłownie wył z radości. Ginny przebrała przyjaciółkę i przykryła ją kołdrą.

– Aleś się wkopała, Hermiono…

Pogłaskała ją po głowie i cicho zamknęła drzwi. W drzwiach zderzyła się z Ronem.

– Jest już Hermiona?

– Jest, ale śpi.

– Miała do mnie przyjść!

– Ciiiszej… Nie mogła. Była zbyt zmęczona.

– Jeszcze kilka minut temu słyszałem, jak się darła na Snape’a.

– I zaraz po tym zasnęła. Idź spać, Ron. Jutro z nią porozmawiasz.

– Ja nie wiem! Czy ona w ogóle pamięta, że ma przyjaciół?!

W Ginny się zagotowało.

– Gdyby nie ci przyjaciele, to nie musiałaby znosić tego dupka i robić tylu mikstur, że po powrocie pada na nos! Wynoś się, bo cię przeklnę Upiorogackiem!

Jej brat skrzywił się, ale wrócił do swojego pokoju.

Potarła oczy i zeszła do kuchni. Ojciec poszedł uspokajać mamę, a Bill Fleur. Malfoy siedział w kącie i patrzył nienawistnie na tatuaż na lewym przedramieniu. Gdy ją zauważył, opuścił szatę i zrobił jej miejsce.

– Dlaczego nie śpisz?

– Nie mogę zasnąć. Czuję się… obcy.

– Daj spokój. Zostałeś przyjęty ze wszelkimi możliwymi honorami. Czego byś jeszcze chciał?

– Spokoju duszy. Ale to nigdy mi się nie uda, prawda?

– Zabiłeś?

Spojrzał na nią rozszerzonymi oczami.

– Nie. Nigdy! Ale… torturowałem. Mugoli, czarodziejów, nawet dzieci…

Zacisnął szczęki i złapał się za głowę.

– To jest chore, Weasley. Naprawdę. Czarny Pan ma równo poryte pod garnkiem.

– Ginny – uśmiechnęła się – mam na imię Ginny. Jak będziesz w tym domu mówił do mnie Weasley, to odpowie ci więcej niż jedna osoba. Co do stanu umysłowego Sam-Wiesz-Kogo, to jestem od dawna uświadomiona, że jest nienormalny. Mniej więcej od drugiej klasy, kiedy omal nie umarłam przez niego. Czy też przez jego wyobrażenie.

– Wiesz co, Wea… Ginny? Najgorsze, co może przytrafić się człowiekowi takiemu jak ja, to podziękowania. Torturowałem przyjaciół twoich rodziców, a oni mi dziękują za uratowanie Freda i Georga, których, jak mi się wydawało jeszcze kilka miesięcy temu, nienawidzę. Życzyłem wam wszystkim naprawdę źle. A kiedy przyszło co do czego, wyszło na to, że jestem tchórzem. A wy mi jeszcze dziękujecie.

Objął kolano ramionami i kiedy dotarł do niej jego zapach, ledwo powstrzymała ślimacze spojrzenie. Dopiero po chwili zaufała swojemu głosowi na tyle, żeby się odezwać.

– Jeśli zabijanie czyni cię odważnym, to cieszę się, że jesteś tchórzem. Że my wszyscy jesteśmy tchórzami. Muszę ci powiedzieć, że wpadając do moich braci, którzy na pewno by cię zaatakowali i ostrzeżenie ich… To naprawdę był bohaterski czyn. Moja mama w pierwszej wojnie straciła braci i połowę dalszej rodziny. Tata tak samo. Mimo to potrafią rozmawiać ze Snape’em. Potrafimy chować urazę, ale jeśli ktoś nam się czymś przysłuży, to w tym momencie wyrównuje złe uczynki dobrymi i ma czystą kartę. Nie licz Rona, bo on jest wyjątkowo tępy. Masz u nas wszystkich, w mojej rodzinie, u moich przyjaciół, w Zakonie czystą kartę. Graj fair, a nie będziesz musiał iść z pochyloną głową. Rozumiesz co mam na myśli?

Skinął głową i nieśmiało się uśmiechnął.

– Dziękuję. Naprawdę dziękuję.

– Nie ma sprawy, Malfoy. Dobra, ja będę szła spać. – Wstała i przeciągnęła się. – Pogadajmy jeszcze kiedyś na temat Quidditcha, co? Dobranoc.

Obróciła się i miała iść, gdy złapał ją za rękę. Spaliła raka i miała wrażenie, że cała się trzęsie, ale odwróciła głowę.

– Tak?

Błękitne oczy Malfoya wpatrywały się w nią intensywnie.

– Dziękuję, naprawdę. Poza tym… mam na imię Draco.

Harry nie spał dobrze tej nocy. Nie dość, że męczyły go koszmary, to w dodatku Ron przez całą noc kręcił się z boku na bok i narzekał na Hermionę. Wstał dość wcześnie i zszedł do kuchni. Zdziwił się widząc panią Weasley, Malfoya i Hermionę.

– Dzień dobry.

– Harry, kochaneczku, mamy dziś płatki i zupę mleczną. Draco, weź sobie jeszcze dokładkę. Hermiono, jak nie zjesz więcej, to znów wrócisz głodna, jak wilk.

W tym momencie przez drzwi weszli bliźniacy.

– Cześć, Harry. My już…

– …przyszliśmy dwie godziny temu.

Usiedli koło Malfoya i spokojnie jedli śniadanie. Blondyn lekko się spiął i zarumienił. Było mu głupio. Hermiona za to co chwila przysypiała.

– Lepiej się obudź Hermiono, bo widzieliśmy dziś Snape’a.

– Jest w wyjątkowo parszywym humorze. W sumie dawno…

–…nie widziałem go tak wkurzonego.

– Och, dzięki za pocieszenie – wymamrotała i nieco zbladła. – Pani Weasley, czy mogłaby mi pani jakieś kanapki zapakować? Wzięłabym je z sobą. Mam dzisiaj z osiem kociołków do odbębnienia, a potem lekcja Oklumencji. Pamiętasz, Harry?

Chłopak wzdrygnął się i sięgnął po chochlę.

– Mogłabyś postarać się nie wkurzać go bardziej? Żeby potem nie wyżywał się na mnie i Ronie?

– Dzięki, Harry – syknęła i złapała kanapki. – Jesteś bardzo uprzejmy. Dziękuję, pani Weasley.

Weszła do kominka i przeniosła się do Hogwartu. Malfoy patrzył na niego niepewnie.

– No co? Powiedziałem coś nie tak?

– Zabrzmiało to dość egoistycznie. Co nie zmienia faktu, że Granger lepiej by zrobiła, gdyby przestała podskakiwać. Snape potrafi być przykry.

Harry przełknął zupę wspominając słowa Rona: Że niby gdyby nie troszczyła się o nas, to nie siedziałaby z tym tłustowłosym dupkiem i nie robiłaby miksturek. Będzie ją musiał przeprosić.

 

 

Hermiona szła do sali Eliksirów z duszą na ramieniu i mocno bijącym sercem w gardle. Uchyliła drzwi i najpierw wsunęła głowę. Pusto. Odetchnęła i weszła do środka zamykając drzwi. Tym razem bez ociągania się podeszła do jego biurka i odnalazła ciekawiące ją dokumenty. Cholera, czy on musiał mieć takie ciężkie do odczytania pismo?! Przejrzała kilka pierwszych pergaminów – żaden nie był tym, którego mogła szukać. Otworzyła pierwszą szufladkę, ale tam były jedynie atramenty i różne zarekwirowane uczniom przedmioty. Dwie następne szuflady były zamknięte i to nie na zamek. Bez różdżki się nie obejdzie. Usiadła na swoim stole i zaczęła kiwać nogami. Mogła zjeść więcej na śniadanie – to mógł być jej ostatni posiłek na bardzo długi czas.

W sumie powinna zjeść mniej – nie byłoby obawy, że zwymiotuje z nerwów. Kiedy drzwi się otworzyły omal nie zemdlała. Snape wszedł, zamknął za sobą drzwi i po raz pierwszy zabezpieczył je zaklęciem. Oparł się o biurko i wyciągnął z rękawa jej różdżkę. Bawił się nią, przesuwając pomiędzy palcami.

– I co ja mam z tobą zrobić, Granger? – zapytał ponuro. – Od momentu, gdy ukończyłem siódmą klasę nikt mnie tak nie poniżył.

– Nie zamierzałam…

Silencio – mruknął i poczuła, że nie wydobywają się z niej żadne dźwięki. – Zobaczysz, jakie to miłe, kiedy chcesz coś powiedzieć, a nie możesz. Kontynuując. Od dwudziestu lat nikt mnie nie poniżył tak, jak ty wczoraj. Najpierw zakradłaś się do mojego gabinetu, następnie do mojego pokoju, gdzie ukradłaś mi różdżkę. Kazałaś mi się ubrać pomimo tego, że wchodząc do mojej sypialni powinnaś spodziewać się… różnych widoków. Uciszyłaś mnie, zalałaś potokiem elokwencji i przeklęłaś Petrificus Totalus na oczach Artura Weasleya. Potem nabijałaś się ze mnie w otoczeniu moich uczniów oraz prywatnych wrogów, jakim na pewno jest Remus Lupin. Zachowywałaś się jak… jak pani jakiegoś zwierzątka. Posyłałaś mnie różdżką tu i tam, zabierałaś głos i oddawałaś, kiedy ci się podobało. Następnie, kiedy zasłużenie uderzyłem cię w ten pusty łeb, rzuciłaś się na mnie z pięściami i w efekcie prawie wykłułaś mi oko różdżką.

Tam zaraz wykłuła. Uderzyła zdecydowanie bardziej w kość policzkową niż oko.

– Gdybym za każde z tych przewinień miał odejmować pięćdziesiąt punktów, to Gryffindor wciąż byłby na minusie, gdy skończyłby się drugi semestr. Gdybym chciał obdarzyć Pottera, dwójkę Weasleyów, Longbottoma i Lovegood szlabanami za każde z tych przewinień, to Filch miałby ich dosyć, a oni nie zaliczyliby roku z braku wolnego czasu. Więc co mam z tobą zrobić, Granger? – Ostatnie zdanie zabrzmiało wyjątkowo nieprzyjemnie. – Zastanawiałem się nad obdarowaniem cię dodatkowymi pracami, ale eliksiry i tak zajmą ci większość czasu, więc to nie ma sensu. Do Hogsmeade i tak się nie wybierzesz, bo jesteś na Liście. Nie mogę zabronić ci dostępu do biblioteki, bo to wywołałoby protest w gronie nauczycielskim. Nie wolno mi rzucać na ciebie żadnych zaklęć, bo to byłoby wbrew mojemu honorowi. Zastanawiałem się nad przeniesieniem cię do Slytherinu, ale decyzje Tiary Przydziału są niepodważalne. Potem pomyślałem o tym, że mógłbym nakazać ci spędzać z dwie, trzy godziny z najgorszym pracownikiem w szkole, ale potem doszedłem do wniosku, że i tak ze mną spędzasz wystarczająco dużo czasu. – Zaśmiała się bezgłośnie. Wiedział, że jest najgorszym pracownikiem? – Bardzo dowcipne, faktycznie. Problem w tym, Granger, że każda zemsta jaka przychodzi mi do głowy jest problemem albo dla mojego honoru, albo dla regulacji szkolnych. Nie mogę cię odwołać ze stanowiska Prefekt Naczelnej, bo i tak nią nie zostaniesz. Masz tutaj spędzać każde popołudnie, więc na inne obowiązki nie znajdziesz czasu. Odwołać Pottera i Weasleyów z drużyny Quidditcha nie mogę, bo nie jestem opiekunem ich domu ani kapitanem drużyny. Mógłbym dawać im szlabany za każdym razem, gdy zbliża się mecz, ale Minerwa interweniowałaby u Dumbledora. Zakazać ci wizyt w Norze? Molly podniesie krzyk, że pewnie cię męczę. – Nie mogła uwierzyć. Jego naprawdę drażniło to, że nie może znaleźć na nią haka. – Mógłbym cię wziąć na prywatną służącą, ale po całym dniu pracy będziesz musiała jeszcze odrobić zadania domowe i pouczyć się do owutemów. Na kochankę cię nie wezmę, bo jesteś za młoda. – Wzdrygnęła się i skrzywiła. – Spokojnie, myśl o tobie ze mną również nie sprawia mi przyjemności. Chyba, że…

W jego oczach zapłonęło jakieś dziwne światło. Niezbyt podobały się jej dwa ostatnie zdania razem. Zwłaszcza to niedokończone. Kiedy zbliżył się do niej i podniósł jej głowę, płakała ze strachu. Na jego twarzy najpierw pojawił się szok, potem coś w rodzaju konsternacji, a na samym końcu coś, co wyglądało jak czułe rozbawienie.

– Ty idiotko – powiedział. – Chyba nie sądziłaś, że zamierzam cokolwiek ci zrobić?

Jej łzy były najlepszą odpowiedzią. Bała się. Bała się strasznie. Próbowała go odepchnąć, ale stał w miejscu i wciąż mocno przytrzymywał jej brodę. Wpadła w panikę i zaczęła go kopać i odpychać. Nie mogła nawet krzyczeć „pomocy!”! Złapał ją mocno i przycisnął do siebie tak, by nie mogła się ruszać. Był dla niej za silny. Wyglądał na chuchro, ale w tych dłoniach nawykłych do ciężkiej pracy, było zbyt wiele siły. Dopiero po jakimś czasie dotarło do niej, że coś mówi. I to tonem, którego nigdy u niego nie słyszała.

– No, już… Spokojnie. Spokojnie… Naprawdę nic ci nie zrobię. Już…

Gładził ją po głowie i uspokajał! Przestała się wyrywać i dopiero wtedy zrobił kilka kroków do tyłu. Zauważyła, że twarz ma ściągniętą, jakby coś go bolało.

– Nie chciałem, żeby tak to wyszło – mruknął. – Chciałem jedynie spytać, czy jesteś dziewicą.

Drgnęła, ale skinęła głową potakująco. Ronowi pozwoliła jedynie dotykać dłońmi piersi, ale nie działało to na nią, więc kazała mu się odczepić.

– Tylko o to chodziło. Twoją karą będzie krew. Wiesz dobrze, że krew dziewicy dodaje się do kilku mikstur. – Skinęła głową i tak jej ulżyło, że aż usiadła na ziemi. Po chwili milczenia wrócił do swojego zwykłego tonu. – Granger, nie bądź śmieszna i wstań. Chyba nie sądziłaś, że zamierzam położyć na tobie dłonie?! Pfff, głupi bachor. Wstań i przestań się mazać!

Posłusznie się podniosła, ale nogi wciąż jej drżały. Podał jej jakąś chusteczkę i dopiero po chwili się uspokoiła.

– Panikara – mruknął. – Myślałby kto, że godłem Gryffindoru jest lew, a nie kurczak. Jeśli skończyłaś już swoje fanaberie, to weź się za eliksir z tej książki. – Machnął różdżką i wielki tom klapnął na stolik, a strony same zaczęły się przewracać. – Wszystko masz tam dokładnie opisane. Nie wiem, czy słyszałaś o Eliksirze Rodwana?

Pokręciła głową.

– To dość skomplikowany eliksir, ale dla nas szalenie ważny. Potrafi człowieka nawet o krok od śmierci przywrócić do życia. – Na chwilę zamilknął, po czym dodał niechętnie. – Tym właśnie
uraczyła mnie Poppy kilka dni temu. Zużyła na mnie całą butelkę, chociaż zwykle wystarczy kilka kropel. Problemem tego eliksiru, mimo jego skuteczności, jest kwestia etyczna. Potrzebna jest niewinna krew. Dziewicy lub jednorożca. Na nieszczęście – dodał z przekąsem – o jednorożce łatwiej niż o dziewice.

Zachichotała, czy raczej, zachichotałaby gdyby mogła. Snape rzucił jej ponure spojrzenie.

– Nie ciesz się, to prawdziwa katastrofa. Krew do eliksirów jest cenna, ale, jak już mówiłem, ma obwarowania etyczne. Po pierwsze musi zostać oddana dobrowolnie i skaleczenie musi zadać sobie ofiara. Po drugie musi to być człowiek minimum pół roku przed pełnoletniością lub jednorożec co najmniej trzylatek.

Zaczęła na migi coś pokazywać.

– O co ci chodzi? – Lekko się zarumienił, gdy zrozumiał. – Tak, chłopcy też mogą być dawcami. Jednak u nich trudniej jest ocenić, co jest… eh… pierwszym razem. Granger, musi cię to tak interesować?! Pożyczę ci książkę na ten temat, a pan Weasley na pewno ma kilka odpowiednich gazet – warknął. – W każdym razie, u dziewcząt łatwiej to stwierdzić. Ostatnia dawczyni tydzień temu straciła dziewictwo, przez co mam deficyt dziewic – mruknął, a jej się chciało śmiać. Wydawało się, że uważa za osobistą obrazę to, że ta dziewczyna straciła dziewictwo. – Cholerna baba, nie umiała utrzymać hormonów na wodzy. Co za głupota! Teraz ty będziesz naszą dojną krową pod tym względem, więc trzymaj się z dala od chłopaków przez najbliższy czas.

Otworzyła usta z oburzenia i tupnęła nogą starając się przekazać, że to nie on będzie decydował o jej życiu seksualnym. Jednak trudno było mu to przekazać bez wykonywania obscenicznych gestów, w dodatku najwyraźniej bawiło go jej zakłopotanie.

– Nie mam pojęcia co mi zamierzasz przekazać, Granger, więc na chwilę uwolnię twój głos. Lepiej zważaj na słowa i, zaraz jak to było… Ach, spróbuj tylko podnieść głos.

Nabrała powietrza i zaczęła mówić powoli, chociaż rozsadzała ją wściekłość.

– Nie będzie pan decydował o moim życiu seksualnym. Mogę robić, co mi się podoba z moim ciałem. Jeśli będę chciała nawet w tej chwili stracić dziewictwo, to to zrobię, bo mi się tak podoba!

Uśmiechnął się wyjątkowo paskudnie.

– Czy to propozycja, Granger? Wydaje mi się, że wyraźnie powiedziałem, że jesteś za młoda. Co do twojego życia… ech… seksualnego, którego zapewne nie posiadasz, to twoją KARĄ jest oddawanie krwi. Obliguje cię to do pozostania dziewicą.

– Ty…!!!

Nie zdążyła powiedzieć, bo zabrał jej głos. Był tak kołtuńsko z siebie zadowolony, że aż szlag ją trafiał! Kopnęła stolik, ale skończyło się to tylko bólem palca.

– Jeszcze się uszkodzisz. W każdym razie weź się za to. Na jeden kociołek przypada dwieście dwadzieścia mililitrów. Będziesz mocno osłabiona po tym, więc ja dokończę za ciebie. Pytania?

Przywrócił jej głos.

– A… ile będzie tych kociołków?

– Dwa.

Jęknęła.

– Jak często będę musiała oddawać krew?

– Raz na tydzień.

Zrobiło jej się słabo.

– Nie dziwię się, że ta dziewczyna straciła dziewictwo. Też nabrałam na to ochoty. To będzie za dużo!

– Poppy będzie ci podawała mikstury na przyrost krwi, więc nie padniesz. Wbrew temu, co o mnie mówią uczniowie, nie jestem wampirem.

– Ale na pewno jego bliskim krewnym – mruknęła i za to została pozbawiona głosu.

– Przez pierwsze dwie godziny nie będziesz potrzebowała ani różdżki, ani głosu. Bierz się do pracy!

Był to najtrudniejszy eliksir z jakim miała do czynienia. Tylu składników w tak niewielkich odstępach czasu nie widziała nigdzie indziej. Jednak przypomniała sobie, jak wyglądał Snape na spotkaniu Zakonu, zanim wyszli z kuchni państwa Weasleyów. Była pewna, że umrze. Więc jeśli ten eliksir potrafił uratować człowieka tak bliskiego śmierci, to ona da z siebie wszystko. I to dosłownie. Skupiła się maksymalnie. Powoli dochodziła do perfekcji – jej kostki nie miały dysproporcji, a odmierzane proszki były co do mililitra dokładne. Większy problem miała z mieszaniem. Eliksir pryskał i dwa razy chlapnął jej na spodnie wypalając w nich dziury. Przypomniała sobie rozmowę z Ginny, że chyba będzie musiała latać w majtkach, ale wolała już mieć te dziury. W pewnym momencie nie wytrzymała. Podeszła do Snape’a i pociągnęła go za rękaw szaty.

– Czego?!

Wyciągnęła dłoń po różdżkę. Wskazała na kociołki, udawała, że miesza po czym wskazała na spodnie i znów wyciągnęła rękę.

– Nowa chochla? Utopiłaś wszystkie.

Tupnęła nogą i ponownie wyciągnęła rękę, a Snape najwidoczniej miał z tego świetny ubaw.

– Tak zachowują się pięciolatki. Poproś.

Zapowietrzyła się, ale miała coraz mniej czasu – musiała zaraz zamieszać. Odetchnęła kilka razy i znów pociągnęła go za rękaw.

– Słucham? – spytał jadowicie. Podniosła dłoń, zamrugała kilka razy rzęsami i uśmiechnęła się radośnie wyobrażając sobie, że stoi przed nią Ron, nie Snape. – No, proszę. Jak chcesz, to potrafisz.

Wyciągnął jej różdżkę z kieszeni w wielkich rękawach i podał jej. Przywróciła sobie głos.

– Pan się świetnie bawi moim zakłopotaniem, prawda?

– Jedna jedyna dobra strona dziewic – parsknął. – Tak łatwo się czerwienią na byle głupotę.

Podbiegła do eliksiru, bo był to czas by go zamieszać. Od razu lepiej. Różdżka leżała w jej dłoni jak ulał. Musiała przyznać, że bez niej czuła się bezbronna. Rzuciła kilka zaklęć, tylko jedno wymagało półgodzinnego skupienia i doszła do części najtrudniejszej.

– Panie profesorze… Krew.

– Już – mruknął i rzucił kilka zaklęć nad swoimi kociołkami.

Na chwilę zniknął w magazynie, skąd wrócił z sierpem.

– Ja tę rękę mam sobie obciąć czy co?!

– Nie, Granger – warknął. – Jedynie naciąć nadgarstek. Ten sierp to robota goblinów. Wiecznie ostry. Mogę wziąć zwykły nóż, ale będzie bardziej bolało.

– Do czego przelewamy?

Przywołał dwie miarki, które miały równe dwieście dwadzieścia mililitrów zaznaczone kreską i było jeszcze nieco wyższe, ale tylko po to, by się krew nie wylewała.

Snape podał jej sierp.

– Tnij, Granger.

– Jak? Nie chcę przy okazji odrąbać sobie ręki.

Westchnął ciężko.

– Czy ja naprawdę muszę sam wszystko robić?! – krzyknął i przyłożył sierp do jej nadgarstka. – Pociągniesz nim trochę w dół. Nie za głęboko, nie za płytko.

Serce waliło jej jak oszalałe.

– Czekaj – powiedział w pewnym momencie.

– No, cholera! Akurat miałam ciąć i czułam się przygotowana!

– Jeszcze jedno słowo, Granger – wysyczał – a ponownie odbiorę ci głos. Zdejmij szatę. Nie chcesz chyba jej pobrudzić?

Sam też zdjął te swoje obszerne szaty i został w czarnych spodniach i białej, wysoko zapinanej koszuli. Zaczął podwijać rękawy. Hermiona miała pod szatą przepalone dżinsy i najzwyklejszy podkoszulek, ale z nerwów tak się spociła, że przylgnął jej do ciała i czuła się niemal naga. Okropne wrażenie.

– Tnij – mruknął.

Pociągnęła i poczuła piekący ból. Z jej nadgarstka, do pojemników zaczęła kapać krew. Kilka kropel zmoczyło jej spodnie, koszulkę i twarz.

– Uspokój się Granger – warknął. – Tak się spięłaś, że ci ciśnienie skoczyło i krew się leje za mocno.

– Łatwo powiedzieć. Niech pan sobie kroi rękę, a ja pana będę uspakajać, co?!

– Nie panikuj. Rozluźnij się. Już nie boli, prawda?

– Nie – powiedziała zdziwiona.

– Problem z pierwszym nacięciem jest taki, że człowiek boi się bólu – powiedział spokojnie, wciąż podwijając powoli rękawy. – Jednak za drugim i trzecim razem przychodzi to całkiem łatwo. Po ósmym można nawet to polubić.

– Mówi pan z własnego doświadczenia?

– Tak. Z własnego. – Na chwilę przestał ruszać dłońmi. – Teraz będziesz musiała znieść mój dotyk. – Przyłożył dłonie do jej prawej ręki i zaczął przesuwać palcami od barku do nadgarstka.- Spędzam krew na dół. W pewnym momencie ciśnienie przestanie ją wypychać i będzie potrzebowała dodatkowych bodźców.

Kolejny powód, by przestać być dziewicą – pomyślała, gdy jego chłodne, lekko wilgotne palce dotknęły jej ramienia. Miała wrażenie, że ktoś jej jedzie rybą po ręce. Jednak chcąc, nie chcąc musiała przyznać, że miał wyjątkowo zgrabne ręce. Długie, szczupłe palce przechodziły w dużą, umięśnioną i nieco żylastą dłoń, która spotykała się z wąskim nadgarstkiem i ciągnęła się aż do barku równymi, mocnymi liniami. To były ręce i dłonie człowieka nawykłego do ciężkiej pracy – umięśnione, nieco żylaste, pewne i sprawne. Nawet kiedy uciskał jej rękę, to robił to w sposób delikatny, w odpowiednich miejscach. Pierwszy pojemnik był pełen i przeszli do drugiego.

– To będzie trudniejsze i pod koniec może boleć. Na pewno poczujesz się słaba. Kiedy tylko zacznie ci się kręcić w głowie oprzyj się o stół lub o mnie. Nie chcę, żebyś padła i zmarnowała resztę krwi.

– Jasne, panie profesorze – mruknęła.

Po dwóch czy trzech minutach zaczęło się jej kręcić w głowie, ale nie dała się ponieść słabości. Jednak jej nogi zaczęły drżeć, tak samo dłoń, którą wciąż uciskał. Lewą ręką podtrzymała się stołu, ale zaczęło jej na zmianę być ciepło i zimno, mdliło ją i miała wrażenie, że upada, gdy poczuła silną dłoń na lewym biodrze.

– Trzymam cię.

Snape był cały spięty. Jedną ręką musiał utrzymać jej ciężar, a drugą wciąż przenosił jej krew do nadgarstka. Poczuła lekkie pieczenie dłoni, ale bardziej ją mdliło. Oparła głowę o jego ramię i całkowicie odpłynęła.

 

 

Gdy się obudziła miała wrażenie, że śni się jej koszmar. Widziała sufit pracowni Eliksirów, a nieco z lewej majaczył jej długi, zakrzywiony nos Snape’a.

– Umarłam i jestem w piekle? – wyjąkała słabo.

Usłyszała złośliwy chichot.

– Chciałabyś, Granger. To jeszcze gorsza rzeczywistość.

– O nie… Miałam nadzieję, że pan mi się tylko śni.

– Zważając na twój stan pominę milczeniem ten komentarz – mruknął i poczuła, że dotyka jej nadgarstka.

– Co z eliksirem?

– Już zrobiony. Teraz musi tylko dojrzeć.

– To dobrze… Mogę usiąść?

– Jeszcze nie. Jesteś za słaba. Następnym razem postaram się nie stresować ciebie tak bardzo. Za szybko poleciała ci krew i miałem problem z uzdrowieniem twojego nadgarstka.

– Od kiedy zna się pan na uzdrawianiu?

– Od kiedy byłem uczniem. Magia pod każdym kątem mnie fascynowała. Jestem specjalistą w większości dziedzin jakie wymienisz.

– Jest pan beznadziejny w Mugoloznawstwie.

– Dlaczego?

– Bo Spider-Man i Superman byli popularni dwanaście czy coś koło tego, lat temu.

– Zauważyłaś, moje komiksy? Wszędzie musisz wściubić ten swój kudłaty łeb, co?

– Jestem wszechstronna… – Spróbowała zażartować. – Co mi przypomina, że póki jest pan jeszcze w miłosiernym nastroju powinnam spytać, czy pożyczyłby pan mi kilka książek, które widziałam w tym zawalonym książkami pokoju?

– Przeciągasz strunę, Granger – warknął, ale spytał: – Jakie?

– Na przykład tę, którą wziął pan, gdy mówiłam o Remusie i tym całym pomyśle. Inną, która nazywa się Eliksiry przez wieki i stulecia. Nie wiem, co za idiota to pisał, bo przecież wieki i stulecia to to samo. Później Eliksir eliksirowi nierówny, Co trzeszczy w kociołku?, Mocne i niebezpieczne eliksiry, Odtrutki i trucizny i kilka innych. Tylko te zapamiętałam.

– Rozważę to – parsknął. – Ale będziesz musiała zachowywać się nienagannie. Skończyć z głupimi tekstami, ze zmuszaniem mnie do powtarzania się i wszystkim, za co obrywałaś negatywne punkty.

– A mogę chociaż trzy razy dziennie odpyskować, profesorze? Inaczej będzie nudno. Ja się będę dusić, że nie mogę odpowiedzieć, jak bym chciała, a pan się będzie dusić, bo nie będzie miał na kogo nawrzeszczeć. Całkiem zdrowy układ.

– Jak sobie chcesz.

Miała wrażenie, że głos Snape’a jest zduszony i jakby rozbawiony, ale po chwili znów straciła przytomność.

 

 

– Ron, mówię ci, że to nie jest dobry pomysł. – Harry stał na korytarzu w lochach i sprawdzał zegarek. Przyjść wcześniej do Snape’a było tragedią. Spóźnić się było katastrofą, a Ron wyraźnie opóźniał.

– Chcę po prostu… Harry, obgadaj to ze mną jeszcze raz.

– Maglowaliśmy to osiem razy i za każdym razem powiem ci to samo. To jest zły pomysł. Nie możesz na nią tak naciskać. Wyobrażasz sobie, że ja coś takiego mówię Ginny?

Ron najeżył się i zacisnął pięści.

– A tylko spróbuj!!!

– No właśnie. Dobra, wchodźmy. – Zapukał i otworzył drzwi. – Dobry wieczór, profesorzee-ee- ee…

Ron zajrzał do środka i zatrzymał się w drzwiach, po czym i jemu opadała szczęka.

– Co tu się stało?!

– Ciszej, Weasley. Obudzisz Granger – warknął.

Hermiona leżała na dwóch złożonych stolikach. Jej lewa ręka była cała okrwawiona, a na przedzie koszulki były zaschnięte krople krwi. Leżała lekko na boku i prawą ręką trzymała Snape’a za jego tłuste włosy. On siedział bez swoich powiewających szat, z podwiniętymi rękawami, a jego nogawka i biała dotąd koszula nabrały rdzawego koloru.

– Coś ty jej zrobił?! – Ron wpadł do środka, ale Snape zatrzymał go jednym ruchem różdżki.

– Usiądźcie, a najlepiej mi pomóżcie. Od trzech godzin próbuję wyplątać rękę panny Granger z moich włosów i mi nie wychodzi – burknął.

– Ona od trzech godzin jest nieprzytomna?!

– Śpi, Potter! Nie umiesz słuchać?!

Harry podszedł bliżej i nie zauważył żadnej rany, z której mogłoby lać się tyle krwi. Hermiona miała chyba jakiś skurcz, bo jej palce były ściśnięte tak mocno, że mimo iż próbował, nie mógł ich oderwać.

– Bardzo jest pan przywiązany do swoich włosów? – mruknął Harry.

– Raczej tak. Trudno, dzisiejsza lekcja odbędzie się na siedząco.

– Najpierw niech pan wytłumaczy, co się tutaj stało! Skąd ta krew?!

– Z nadgarstka panny Granger – powiedział spokojnie ten wampir, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. – Potrzebna była do mikstury, która jest dość istotna dla Zakonu. Jednak okazało się, że jej organizm jest nieco zbyt słaby na takie ekscesy. Pani Pomfrey uzupełniła jej ilość krwi w naczyniach, więc teraz po prostu odsypia zmęczenie organizmu upływem krwi. A to – wskazał na rękę Hermiony – stało się kiedy usiłowałem zebrać fiolki leżące koło jej stanowiska.

Harry próbował jeszcze raz oderwać palce Hermiony i przy okazji zauważył, że włosy Snape’a nie są wcale tłuste, tylko jakby… wilgotne. Nie były jednak na tyle śliskie, żeby dało się je wyrwać z uścisku.

– Na pana miejscu odciąłbym te włosy, bo jak będzie się chciała przewrócić na drugi bok, to pociągnie je za sobą.

– Dziękuję za twoją troskę, Potter – warknął Snape i Harry wiedział, że wyczerpali całą cierpliwość Mistrza Eliksirów. – A teraz Oklumencja. Weasley, co to Legilimencja?

– Czytanie w myślach.

Snape parsknął.

– Och, oczywiście. Czytanie w myślach – powiedział z przekąsem. – Bo umysł jest jak otwarta książka, co, Weasley? Legilimencja to złożona sztuka wchodzenia w czyjś umysł i wyłapywania każdej myśli, każdego wspomnienia. Siedzisz naprzeciwko mnie, a ja mógłbym w jednej chwili dowiedzieć się co jadłeś dziś na śniadanie i co jadłeś na śniadanie dwanaście lat temu. Wszystko – myśli, obrazy, uczucia, dźwięki, zapachy. Co tylko chcesz.

– Dla mnie to i tak brzmi, jak czytanie w myślach – mruknął Ron.

– Oczywiście, że tak. Jesteś skończonym kretynem, więc wiadomo, że umysł aż tak ograniczony nie może pojąć tej różnicy. Potter, czy ty już tę różnicę zauważyłeś?

– Nie, panie profesorze.

– Wspaniale, po prostu cudownie – zaczął narzekać. – Mam przed sobą dwóch idiotów-ignorantów i jedną idiotkę, która przeceniła swoje siły i nie jest w stanie wziąć udziału w lekcji. Cudownie.

Harry wciąż nie mógł patrzeć na jego zakrwawioną koszulę i rękę Hermiony w jego włosach. W pierwszym widoku było coś tak okropnego, że aż go mdliło, a w drugim było coś… niewłaściwego. Skoro on to tak odczuwa, to Ron musi czuć to o wiele mocniej.

– Dobrze, na korzyść waszych mózgownic, co do których istnienia nie jestem pewien, przyjmijmy, że to jest czytanie w myślach. Oklumencja to dział nauki zajmujący się obroną umysłu przed Legilimencją. W jaki sposób można bronić umysł, Potter?

– Wyzbywając się emocji przed snem.

– Wyzbywając się emocji o każdej porze dnia. Powinieneś wyczuwać, kiedy ktoś wchodzi ci do głowy. Na zajęciach będę to robił otwarcie, ale na ulicy jakiś Śmierciożerca może wziąć co tylko chce z twojego umysłu i nawet się w tym nie połapiesz. Wyzbywasz się emocji chociaż przed snem?

– Nie umiem – mruknął Harry, wiedząc, co zaraz nastąpi.

– Nie umiem. Wielki Harry Potter, Chłopiec Który Przeżył, czegoś nie umie? To ci nowość.

– Mógłby pan przejść do konkretów. – Policzek Rona nerwowo drgał i końcówki jego uszu były czerwone.

– Nie, Weasley. Czerpię z tego spotkania tyle przyjemności, ile mogę. A wy macie słuchać bez względu na to, czy was obrażam, czy pouczam. Oklumencja jest barierą, jaką wznosicie. Od tego, jaka będzie mocna, zależy wasz stopień uzależnienia od uczuć. Zaczniemy od ciebie Potter. Raz. Dwa. Trzy. Legilimens.

Był w pierwszej klasie i patrzył na swoich rodziców w lustrze Ain Eingarp. Był w czwartej klasie i pani Weasley przytulała go przed ostatnim zadaniem. Był w piątej klasie i całował się z Cho. Obserwował z zazdrością, jak Ginny rozmawia z Malfoyem. Patrzył z przerażeniem na bladą, jak duch Hermionę. Uśmiechał się do Cho, na spotkaniu Zakonu. Po chwili siedział oparty o Rona i ciężko oddychał.

– Potter, gdybym chciał wykorzystać te informacje przeciwko tobie, to wiedziałbym, że twoim słabym punktem są kobiety, które są wokół ciebie. Molly Weasley, Cho Chang, Ginny Weasley, Hermiona Granger. Twojej matki nie liczę, bo nie żyje. Pamiętaj – przestań odnosić się do tego uczuciowo. Panie Weasley – Ron spiął się i starał wyzbyć się uczuć – Raz. Dwa. Trzy. Legilimens.

Miał trzy lata i spadł z miotły łamiąc rękę. Miał lat dziesięć i patrzył, jak jego mama zajmowała się resztą jego rodzeństwa podczas świąt, a on siedzi sam w kącie. Miał lat czternaście i z zazdrością obserwował, jak Hermiona tańczy z Krumem. Siedział z Harrym w Norze i mówił: „kurczę, ona jest sztywna, jak sopel lodu!”. Obserwował jak Hermiona drze się do pustego kominka: „Stary, cholerny, durny, obleśny nietoperzu! Ażeby cię szlag trafił, ty dupku!!!”. Siedział z Harrym na podwórzu i mówił: „powiem jej, że jest wojna i możemy umrzeć nawet jutro i czy nie chce zaznać mężczyzny przed śmiercią”. Po chwili to Ron opierał się na Harrym, a Snape dosłownie kwiczał ze śmiechu. Obserwowali go ze zdziwieniem dopóki nie przestał.

– Weasley, wiedziałem, że jesteś durniem, ale ten tekst przebija wszystko inne – zachichotał. – Zaznać mężczyzny… Ahahaha… Naczytałeś się za wiele książek. I to nie tych, które czytać powinieneś. – Otarł oczy. – Dawno się tak nie ubawiłem.

– Bardzo śmieszne – mruknął Ron czerwony aż po czubek głowy. – Jak się ma do czynienia z panną Niedotykalską, która wierzy jedynie w siłę rozumu, to trzeba podać jej rzeczowy argument.

Harry też prawie się spalił ze wstydu – tym razem za Rona. Nie miał przed kim się wywnętrzać, tylko przed Snape’em. Ten uśmiechnął się złośliwe i odpowiedział głosem ociekającym jadem.

– Są inne sposoby zaciągnięcia kobiety do łóżka, Weasley. Widocznie twoi bracia nie podzielili się z tobą tą wiedzą. Proponuję, żebyś spytał Billa. Przez ostatnie trzy lata jego nauki niemal co noc dostawał karne punkty i szlaban, z coraz to inną dziewczyną. Wracając do Oklumencji. Twój umysł było nieco trudniej spenetrować, niż Pottera. Przynajmniej próbowałeś ze mną walczyć. Dopiero kiedy wszedłem na temat Granger opuściłeś zasłonę. Gdybym chciał cię w jakiś sposób użyć, to spróbowałbym z dwóch stron. Z jednej zapewniłbym wyjątkowość. Masz wyraźny kompleks wobec swojego rodzeństwa. Z drugiej strony użyłbym Granger.

– Ja próbuję jakoś pozbyć się tych emocji, tylko jak to zrobić?

– Przede wszystkim nie myśleć na jeden temat za dużo – skrzywił się. – Przypuszczam, że akurat z tym Granger będzie miała największy problem. Poza tym, kiedy wyczujesz czyjąś obecność w umyśle, to starasz się myśleć o rzeczach nieistotnych. Takich, które ktoś inny może obejrzeć. Nie wiem, lekcja Zaklęć czy coś w tym stylu. Podstawą jest przyzwyczaić umysł do automatycznego wznoszenia bariery. Potter. Raz. Dwa. Trzy. Legilimens.

Szedł Privet Drive i widział z daleka panią Figg. Stanley Shunpike uśmiechał się do niego z Błędnego Rycerza. Dudley rozsiadał się przed wielkim tortem, a Harry dostał jedynie truskawkę. Karmił truskawkami Ginny w kwietniu, a ona w pewien charakterystyczny sposób zlizywała sok. Ginny stawiała przed Malfoyem naleśniki z truskawkami, a ten oglądał się za nią. Ginny stała przed lustrem w łazience, a Harry ją podglądał. Snape szybko przerwał kontakt, po czym się skrzywił.

– Masz to po ojcu, to pewne – mruknął. – Na początku szło ci lepiej. Specjalnie myślałeś o Arabelli, Stanie i tym grubym dzieciaku?

– Tak. Ale potem jakby… wszystko wymknęło się spod kontroli.

– Nieważne. Jest jakiś postęp. Weasley. Raz. Dwa. Trzy. Legilimens.

Trzymał misia, który zamienił się w pająka. Dzieci Aragoga goniły ich po Zakazanym Lesie. Obserwował Hermionę, jak podpalała szatę Snape’a na pierwszym meczu Quidditcha. Jego pierwszy obroniony gol. Spojrzenie Hermiony, gdy całował się z Lavender. Hermiona odtrącająca go: „Mnie wcale nie jest przyjemnie, Ron! To jest obleśne”. Snape zerwał połączenie i westchnął.

– Ja rozumiem was obu. W tym wieku to normalne myśleć o dziewczynach, ale starajcie się myśleć o czymś innym. Wolę nie wiedzieć pewnych… sytuacji, które kompromitują was albo wasze wybranki. Nie mam ochoty oglądać Weasley i Granger bez ubrania. Więc bądźcie tacy mili i SKUPCIE SIĘ!

Harry jednak poczuł, że Ron gapi się na niego i coraz mocniej zaciska pięści.

– Co on miał na myśli mówiąc o Ginny bez ubrania?! HARRY!

– Ja nic… Naprawdę!

– Milczeć! – ryknął Snape, a oni poczuli się, jakby ktoś zatkał im usta poduszką. – Załatwicie to między sobą później! Obaj w tej chwili się wyciszcie i spróbujemy jeszcze raz.

W tym momencie Hermiona poruszyła się, rozluźniła palce, Snape szybko odskoczył i zaczął sobie masować tył głowy, a dziewczyna usiadła.

Spojrzała nieprzytomnie na Harry’ego, na Rona, na Snape’a i z powrotem na Rona i Harry’ego. Wzrok jej się lekko wyostrzył i powiedziała:

– O, cholera. Spóźniłam się?

– Mniej więcej, Granger – warknął. – Dlaczego mi nie powiedziałaś, że nie zjadłaś porządnego śniadania?!

– Bo pan nie pytał. Nie sądziłam, że ma to znaczenie.

– No właśnie ma. Przez pięć godzin leżałaś sobie na tym stoliku, a pozostałe spędziłaś w skrzydle szpitalnym.

– Dziwne… Nic z tego nie pamiętam. – Zerknęła na Snape’a. – Dlaczego wygląda pan jak po świniobiciu? Ja wiem, że miałam nie robić za pańską matkę, ale tego się nie dopierze.

– GRANGER! MILCZ! – ryknął po czym zaczął cedzić przez zęby. – Gdybyś mnie nie trzymała kurczowo za włosy, to już dawno skończyłbym pracę!

– Ja pana nie łapałam!

– Potter, Weasley?

Harry spojrzał z miną winowajcy na przyjaciółkę, która w pokrwawionej koszulce z bladą twarzą wyglądała, jak wampir.

– Profesor ma rację. Złapałaś go za włosy i nie puszczałaś.

Stropiła się przez chwilę po czym zeszła z biurka i oparła się o nie.

– W takim razie przepraszam. A teraz, co mnie ominęło?

– Uprościliśmy Legilimencję do czytania w myślach na użytek Pottera i Weasleya. Poza tym jakoś im to idzie.

– Ale przecież Legilimencja nie ma nic wspólnego z czytaniem w myślach! To skomplikowany proces umysłowy!

– Wreszcie ktoś mówi sensownie – mruknął Snape, po czym kontynuował. – Wiesz w jaki sposób wyciszyć emocje i co zrobić z niechcianymi wspomnieniami?

– Czytałam o tym. W praktyce, nie. Ale postaram się.

– Dobrze. Raz. Dwa. Trzy. Legilimens.

Miała cztery lata i pewnego dnia obudziła się na dachu swojego domu, który z komina puszczał bańki mydlane. Miała jedenaście lat i dostała list z Hogwartu, po czym popłakała się ze szczęścia. Razem z Harrym i Ronem stała we Wrzeszczącej Chacie i właśnie rozbroili Snape’a. W piątej klasie widziała, jak mózgi rozwijają swoje macki i oplatają Rona. Siedzieli w Norze, w jego pokoju i ślinił jej szyję oraz dotykał biustu, a ona miała cierpiętniczą minę. Patrzyła zafascynowana jak z jej nadgarstka płynie krew i kapie do pojemnika, a długie, blade palce przesuwają się po jej ręce. Po chwili znalazła się na podłodze, ciężko dysząc.

– Pierwsze dwa wspomnienia były kłamstwem, prawda?

– Tak.

– Całkiem dobra iluzja. Potem straciłaś kontrolę. Nie było miło wspominać Wrzeszczącą Chatę. – Skrzywił się i kontynuował. – Co do piątego wspomnienia… Nie dziwię ci się, że miałaś taką minę.

– Bardzo śmieszne, profesorze – mruknęła.

– Profesorze? – przeciągnął słowo z lubością i kontynuował złośliwie. – Z innych wspomnień słyszałem coś o starym, cholernym, durnym, obleśnym nietoperzu, który na dodatek jest dupkiem. Miło wiedzieć, jakie masz o mnie zdanie, Granger.

Naburmuszyła się i nie odpowiedziała. Harry prawie parsknął, bo Ron miał diablo winną minę.

– Potter. Raz. Dwa. Trzy. Legilimens.

Wypuszczał węża boa z klatki w ZOO. W Klubie Pojedynków wąż go posłuchał. Patrzył na wielkie cielsko bazyliszka wychodzące z pomnika w Komnacie Tajemnic. Na podłodze leżała prawie martwa Ginny. Ginny leżała na trawie z rozłożonymi ramionami i ciągnęła go na siebie. Malfoy podawał rękę Ginny i pomagał jej wstać.

– Prawie dobrze, Potter. Jeśli będziecie trenować w Norze przynajmniej raz dziennie, to powinniście dość szybko dojść do tego, o co w tym chodzi. Weasley. Raz. Dwa. Trzy. Legilimens.

Mała Ginny patrzyła wielkimi oczami na jedenastoletniego Harry’ego. W wakacje przed drugą klasą uciekała na jego widok. W trzeciej klasie obserwowała go z daleka. W czwartej wiele razy zastanawiała się przy Hermionie, czy by nie poprosić Harry’ego. W piątej klasie wypłakiwała sobie oczy widząc Harry’ego z Cho. W szóstej sama się na niego rzucała, przy całym pokoju Gryffindoru, a Rona zalała wściekłość.

– Weasley – warknął. – Nie wątpię, że twoja siostra jest obiektem fascynującym, ale miałeś mi pokazywać to, co chciałeś!

– Właśnie to zrobiłem. – Uśmiechnął się szeroko Ron.

– No to dobrze, ale następnym razem wybierz znacznie bardziej neutralny teren. Granger. Raz. Dwa. Trzy. Legilimens.

Jęcząca Marta płakała nad niewdzięczną Olivią Hornby. Dumbledore chwalący ich za to, co zrobili pod koniec pierwszej klasy i jej ponure spojrzenie. Snape-bogin w zielonej sukni i kapeluszu z wypchanym sępem. Snape mówiący: „Wodniki kappa żyją w Mongolii”. Snape oparty o swoje stanowisko i z emfazą mówiący: „Kocham Pottera!”. Snape siedzący na łożu, do pasa nagi, resztę skrywała kołdra. Podskoczyła i wzdrygnęła się.

– Obrzydlistwo – wyrwało jej się, po czym złapała się za usta.

Jednak Mistrz Eliksirów nawet nie drgnął.

– To twoje wspomnienia, Granger nie moje.

– Nie wiem skąd to się wzięło. Chciałam pokazać panu najśmieszniejsze pańskie wpadki, ale nie wiem dlaczego to ostatnie wskoczyło mi do głowy.

– To się nazywa ciąg logiczny, Granger. Jęcząca Marta w pierwszej klasie, Dumbledore pod koniec pierwszej klasy, mój… bogin w zielonej sukni. – Skrzywił się. – Następnie chyba moja jedyna wpadka merytoryczna z wodnikami kappa. Kilka dni wcześniej moje… dość dowcipne hasło. – Rzucił spojrzenie na Harry’ego, który doszedł do wniosku, że nie chce wiedzieć. – Następne zdarzenie wyskoczyło samo z siebie. Jednak w miarę dałaś sobie radę. Tylko komentarz był zbędny, za co odejmuję ci pięć punktów. Na dziś jesteście już wolni. Codziennie macie rzucać na siebie Legilimens bez uprzedzenia. Nie wolno wam więcej, jak sześciu wspomnień ujrzeć.

– Dlaczego, panie profesorze?

– Dlatego, Weasley, że twój durny łeb więcej nie zniesie. Zabrniesz za głęboko w czyjś umysł i możesz tej osobie zrobić krzywdę. Nieodwracalną, Weasley. Nieodwracalną krzywdę. Widzę was za tydzień o tej samej porze. Macie poczynić jakieś postępy. Granger, jutro bądź z samego rana. Gdzieś koło szóstej.

– Ach, ja zapomniałam panu powiedzieć, że mnie nie będzie. – Pod wpływem jego spojrzenia nieco się zgarbiła. – Moje ostatnie spodnie zostały dziś zniszczone. Wraz z Ginny ruszamy do Brighton na zakupy. Nie mogę się pojawić w żadnym miejscu w świecie czarodziejów, więc mugolskie ubrania, będą musiały mi wystarczyć. Jeśli jednak to problem, to przełożę wyjazd na środę.

– Nie, nie trzeba – warknął. – Dam sobie radę. W takim razie pojutrze o szóstej rano. Jesteś wolna.

– Do widzenia.

Rozdziały<< Rozdział 3Rozdział 5 >>

mroczna88

Miłośniczka mocnej herbaty, grubych książek i puchatych kotów. Lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. Znana głównie z tego, że zostawiła niedokończone opowiadania sześć lat temu i od tego czasu unika świata, żeby nie przyznać się jak bardzo się tego wstydzi. Tym razem jednak wróciła i będzie nie tylko poprawiać stare teksty, by nie były tak żenująco kiepsko napisane, ale też w końcu je dokończy. Tylko trzeba dać jej trochę czasu i cierpliwości ^.^ Szczerze poleca książki: serię Koło Czasu autorstwa Roberta Jordana, serię Wiedźmy autorstwa Olgi Gromyko, cokolwiek napisał Sanderson (ale Rozjemcę najbardziej), cokolwiek napisała Naomi Novik (Wybrana ma relację, która bardzo przypomina sevmione!), Sagę Księżycową autorstwa Marissy Meyer (najlepszy retelling baśni jaki powstał) oraz cokolwiek napisała Maggie Stiefvater (jej seria Kruczych chłopców i Wyścig śmierci najlepsze) Szczerze poleca seriale:Koło Czasu, Sense8, The Boys, Carnival Row, Good Omens, Black Sails, The Wilds, Motherland Fort Salem, The Untamed, Panic, Warrior Nun, Galavant, Dark, Wynnona Earp, Goblin (koreański), Bridgerton, Downton Abbey

Ten post ma 6 komentarzy

Dodaj komentarz