Open up to Love | Rozdział 5

Miłej niedzieli, kochani! ❤

★★★

– Dokąd najpierw, profesorze? – uśmiechnęła się, podążając obok przyspieszonym krokiem.

Uniósł brew, jedynie na nią zerkając. Hermiona nie była pewna czy w ogóle jej odpowie. Severus Snape był skomplikowany człowiekiem. Wiecznie marudzącym, skrytym, sarkastycznym i typowo ślizgońskim. Nie lubił, wręcz nienawidził bezsensownych pytań i cóż. Miała wrażenie, że zadała jedno z nich. W końcu nie pierwszy raz ma z nim patrol, a raczej kierunek w ogóle się nie zmienił. Zawsze zaczynali od Wielkiej Sali i jak zauważyła, właśnie tam się udawali.

– Zadajesz strasznie głupie pytania, Granger.

Przewróciła oczami. To już drugi raz gdy nazwał ją głupią w przeciągu godziny. Bo jak inaczej mogła odebrać to, iż jej wypowiedź jest głupia? Naprawdę zastanawiała się, czy jedynie szyderstwem potrafi śpiewać. Choć Snape kanarka nie przypominał, więc raczej określenie, że śpiewa, nie bardzo do niego pasowało. Raczej przypominał kruka, który na każdego kracze. Kto wie, może jest animagiem i nawet nie jest o tym poinformowana?

– Słyszałeś? – przystanęła, rozglądając się po korytarzu.

Jakiś szmer rozbrzmiał niedaleko nich, a następnie głuchy łomot zbroi rozniósł się po całym korytarzu, zakłócając ich ciszę. Podbiegła do źródła hałasu, dostrzegając przerażoną twarz drugo rocznego puchona.

– Panie Levis! Co tu się stało!?

– Minus dziesięć punktów za włócznie się po korytarzu oraz kolejne dziesięć za zakłócanie ciszy nocnej!

Spojrzała zwężonymi oczami na Severusa, lecz ten nawet się nią nie przejął i machnął różdżką, doprowadzając korytarz do porządku. Zbroja poskładała się w całość i stanęła obok pozostałych. Szczęście, że nie przewrócił kolejnych jak czyste domino. Cały zamek miałby nieprzyjemną pobudkę, a obrazy w szczególności. W nocy potrafiły być nie do zniesienia. Chociaż kto byłby zadowolony z pobudki? Na pewno nie ona.

– Bardzo przepraszam, panie profesorze! Ale cały czas gonił mnie Irytek, rzucając kulkami z papieru – odparł, prawie płacząc i wskazując na kulki rozrzucone po kamieniach posadzki. – Chciałem jedynie iść do profesor Granger.

Zmarszczyła brwi, doskonale wiedząc, po co ten mały chłopiec włóczył się po zamku. Nieprzerwanie miewał koszmary. Każdej nocy budził się zalany łzami z dudniącym serce ze strachu. Niestety nie tylko dorośli przeżywali wspomnienia drugiej wojny w czarodziejskim świecie. Ten mały chłopiec stracił ojca, który walczył o jego wolność, a Marco był wszystkiego świadkiem. Niestety nie wszystkie dzieci zdołali ewakuować. Przez względną panikę i chaos wiele uciekło, zostając ofiarami wojny.

– Idź do pokoju, Marco. Zaraz po patrolu przyjdę do Pokoju Wspólnego i porozmawiamy.

Chłopiec skinął głową i pożegnawszy się, obrał drogę do piwnicy Hufflepuffu.

Mistrz Eliksirów ruszył w dalszą drogę, zadowolony z odjętych punktów, nie będąc nawet świadomym problemów chłopca.

Hermiona kipiała z wściekłości. Nigdy nie rozumiała jego podejścia do uczniów, tym bardziej tak młodych, niedoświadczonych czarodziei. Marco był jedynie dzieckiem, które szukało pomocy, gdy nie mogło poradzić sobie samemu. Owszem zdarzały się wycieczki i spotkania uczniów łamiących regulamin, jednakże były nieliczne wyjątki od reguły, które nie powinny być karane za szukanie pomocy.

– Musiał pan, prawda? Ten chłopiec chciał jedynie eliksir słodkiego snu i krótką rozmowę, aby móc zasnąć bez koszmarów.

Wybuchła. Nie mogła znieść ciszy, która zaległą pomiędzy nimi. Targana złością musiała dać jej ujście, wiedząc, że później będzie wytykała sobie swoją głupotę trzymania tego w sobie.

– A cóż takiego może się śnić temu dzieciakowi, co Granger? Przestań matkować i weź się do roboty. Uczniowie sami nie zagonią się do łóżek, a nie mam ochoty całej nocy przebywać w tych ciemnych i zimnych korytarzach zamku w twoim towarzystwie.

Był opryskliwy i wredny jak na niedoinformowanego w sytuacji. To denerwowało ją jeszcze bardziej, a każdy wiedział, że Hermiona Granger tak łatwo się nie daje. Butna czy nie, zawsze staje po stronie osób, które cierpią.

– Jakby w lochach było cieplej – prychnęła, kręcąc głową na boku. – Czy to właśnie nie jest jednym z moich obowiązków? Pilnować, aby uczniowie czuli się tutaj bezpiecznie? – prychnął jedynie w odpowiedzi. – No tak. Taki nietoperz nie martwi się problemami uczniów. Jedyne co potrafi to chować głowę w piasek jak tchórz. – odgryzła się buzując z wściekłości.

– Nie pozwalaj sobie, Granger.

Zatrzymał się z szelestem swojej peleryny, odwracając się do niej przodem. Chłodny ton głosu, jeszcze kiedyś by na nią zadziałał i błyskawicznie zaczęłaby przepraszać, ale nie tym razem. Była dorosłą kobietą, nie byle gówniarą. Wytrzymała jego chłodne spojrzenie, unosząc głowę wysoko w górę. Może i była od niego niższa, znacznie niższa, ale nie będzie uległą dziewczynką. Już dawno wyrosła z grzecznej, posłusznej uczennicy. Dalej miała do każdego nauczyciela szacunek, ale nie potrafiła przejść obojętnie przy tak lekceważącym zachowaniu.

– Jesteś profesorem tej placówki, a nawet nie zdajesz sobie sprawy, że ten biedny chłopiec uczestniczył w bitwie o Hogwart. Widział śmierć swojego ojca. Jak myślisz, co może mu się śnić? Nie jesteś jedynym poszkodowanym w całym tym bajzlu. Nie wszystko kręci się wokół szpiega – wytknęła, wskazując na niego palcem.

Severus spojrzał na Granger z lekkim skrzywieniem ust, wiedząc, że tak łatwo nie przyjdzie mu dzisiejszy patrol. Owszem, może Granger miała trochę racji, ale na pewno tego nie przyzna. Nie znał tego chłopca. Wiedział jedynie jak waży eliksiry i jakim jest uczniem. Nie interesowało go życie dzieciaków, a zwłaszcza tych, z poza Slytherinu.

Skrzywił się, widząc oburzoną twarz Gryfonki i ruszył w dalszą podróż przez korytarze, szukając zbłąkanych uczniów. Nie chciał sobie zaprzątać czymś takim głowy. Miał dość Granger jak na jeden wieczór. Miał własne koszmary do przeprawienia.

Patrol minął im w ciszy, gdzieniegdzie rozdzielali się, patrolując samemu zamek, aby spotkać się na kolejnym rozwidleniu. Nie rozmawiali. Wręcz na siebie nie patrzyli. Hermiona nie rozumiała zachowania Snape’a, a Severus nie miał zamiaru odzywać się do przemądrzałej Gryfonki, która jedynie podnosiła mu ciśnienie.

Kiedy patrol w końcu dobiegł końca, rozeszli się bez słowa, choć Snape z wielkim ociąganiem wcisnął fiolkę w dłoń zaskoczonej kobiety i zniknął na schodach, nie dając Hermionie nawet zerknąć na przedmiot zaciśnięty w dłoni.

Czuła jednak przyjemne mrowienie skóry, w miejscu, gdzie ich palce na krótką chwilę zetknęły się ze sobą. Zaginęła dłoń mocniej, na moment zatracając się w przyjemnym uczuciu, patrząc jak sylwetka Mistrza Eliksirów powoli znika.

Uniosła buteleczkę wyżej i w blasku świec przyjrzała się zawartości. Uśmiech mimowolnie zagościł na jej twarzy. Jeśli miały być to nieme przeprosiny, była jak najbardziej za. Ścisnęła fiolkę i przyłożyła do piersi, przez jedną, krótką chwilę patrząc w miejsce, gdzie jeszcze tak niedawno widziała profesora, wydawałoby się, że bezdusznego.

Nie tracąc czasu, pobiegła korytarzami, wprost do wejścia Puchonów, nie bacząc na karcące spojrzenia i szepty obrazów.

Rozdziały<< Open up to Love | Rozdział 4Open up to Love | Rozdział 6 >>

Dodaj komentarz