Open up to Love | Rozdział 6

Witajcie! ❤ Przychodzę do was z kolejnym rozdziałem. Mam nadzieję, że wam się spodoba! Do zobaczenia!

★★★

Pojawiła się w Piwnicy Hufflepuffu. Góra beczek, która tam stała, strzegła wejścia do pokoju wspólnego Puchonów, uczniów w barwach żółci i czerni. Przyjacielscy, dokładni oraz kreatywni. Jednak Helga Hufflepuff do swojego domu przyjmowała także dzieci, które cechowały się lojalnością, uprzejmością, czy choćby pracowitością, wiernością i sprawiedliwością.

Każdy Założyciel Hogwartu pragnął selekcji, która spowodowała, iż najważniejsze cechy u młodego czarodzieja, przydzielały go do odpowiedniego domu pod patronem jednych z nich.

Lochy zamieszkiwali Ślizgoni, uczniowie Slytherinu. Często ciemne i tajemnicze, odstraszały innych uczniów, a samo wejścia do pokoju wspólnego było ukryte w jednej ze ścian i dostać się mogli jedynie wypowiadając ustalone hasło.

W wieży na siódmym piętrze mieszkali Gryffoni. Ich wejścia strzegł portret Grubej Damy, która wpuszczała jedynie tych, którzy wypowiadali prawidłowe hasło, które regularnie było zmieniane.

W Zachodniej Wieży zamku Hogwartu koczowali Krukoni z Domu Ravenclaw. Wejścia do wieży pilnowały brązowe, drewniane drzwi bez klamki i dziurki do kluczyka. Jedynie po odgadnięciu zagadki, którą zadawała kołatka przejście stawało otworem.

Natomiast piwnica należała do Puchonów. Uczniów niezdarnych, tak mówiono, jednak było to zwykłym kłamstwem. Hufflepuff był domem ze skłonnością do pracowitości. Nie jest wcale najgorszy, choć często ląduje na czwartym miejscu w konkursie najlepszego domu. Nie wywyższają się. Siedzą w cieniu innych, nie angażując się w rywalizację domów. W końcu ich Patronka zawsze była pomocna, sprawiedliwa i pokojowo nastawiona.

Hermiona zbliżyła się do beczek strzegących wejścia do piwnicy Hufflepuffu. To właśnie tutaj znajdowało się tajemne przejście do Pokoju Wspólnego w barwach żółci i czerni. Pierwszy raz weszła tu jako nauczycielka po swoim pierwszym roku nauczania, gdzie jeszcze studiowała. Mała dziewczynka nie mogła dostać się do środka, a Hermiona jako samarytanka, która musi wszystkim pomagać, nie odmówiła pomocy małej Leyli.

Wielu uczniów przychodziło do niej jak tylko miało jakiś problem. Sama się dziwiła, że tak chętnie przychodzą po radę, pomoc, czy dodatkowe informacje w zakresie nauki. Jednak czuła się dumna ze swoich osiągnięć, a napawało ją dumą jeszcze bardziej, gdy widziała dziecięce twarze uśmiechnięte, pogodne, a przede wszystkim bez strachu.

Zastukała w odpowiednim rytmie w drugą beczkę w środkowym rzędzie od dołu, wystukując słowa „Helga Hufflepuff” i weszła do środka, rozglądając się po przyjemnym, ciepłym salonie. Nigdy nie zastanawiała się jak wyglądają inne pokoje wspólne. Zawsze miała wrażenie, że są podobne lub nawet identyczne z jednym szczegółem, zmieniającym się w zależności od Domu. Kolorami. Nic bardziej mylnego.

Pokój był przestronny, jak w wieży Gryffindoru, lecz zaokrąglony z niskim sufitem. Wszędzie panował ciepły kolor słońca, przeplatany dodatkami mrocznej nocy. Ściany posiadały zaokrąglone, dopasowane meble, takie jak półki, na których stały różnego rodzaju kwiaty; paprocie, kaktusy czy bluszcze pnące się po ścianach.

Malutkie okrągłe okna osadzone tuż nad ziemią pozwalały podziwiać kwitnące na zewnątrz kwiaty i trawy, bujające się przy delikatnym wietrze, a promienie słońca i światło dzienne rozjaśniało pokój bez pomocy pochodni i świec.

Jednak najpiękniejszym elementem w całym Pokoju Wspólnym był portret wiszący nad drewnianym kominkiem. Przedstawiał Helgę Hufflepuff trzymającą w dłoni Puchar z dwoma uszkami. Ten sam Puchar, który Hermiona zniszczyła kłem bazyliszka.

Na jednym z drewnianych krzeseł siedział mały chłopczyk o blond włosach i jasnych brązowych oczach. Myślami był gdzieś daleko, wpatrzony w krajobraz za małym oknem. Późna noc oświetlała pomieszczenie bladym światłem księżyca, pozostawiając pokój dość jasnym, jak na ten czas nocy.

– Marco?

Chłopiec spojrzał w jej stronę z lekkim uśmiechem na swojej zmęczonej twarzyczce i wskazał na krzesło, które już miała okazję zajmować. Mogła śmiało powiedzieć, że w nocy ten stolik, to miejsce należało do nich.

– Pani Profesor, przepraszam. Nie chciałem robić kłopotów – wyglądał na mocno przygnębionego.

– Wiesz doskonale, że nic się nie stało, a ja zawsze jestem chętna na nasze nocne rozmowy – odparła, pochylając się i czochrając przydługie włosy Puchona. – Dzisiaj jednak myślę, że zamiast rozmowy, choć ją też przejdziemy, nauczymy się przywoływać Patronusa. Jest to dość trudne zaklęcie i uczy się go na trzecim roku, ale będzie nam bardzo pomocne w kontakcie. Porozmawiam o tym jeszcze z Dyrektorem, ale myślę, że pozwoli nam używać go bez przeszkód.

– Co to zaklęcie robi, pani Profesor?

– Odstrasza dementorów, ale jest także nośnikiem wiadomości i właśnie dlatego chce cię go nauczyć.

Drugoroczny uśmiechnął się z entuzjazmem i pokiwał energicznie głową. Hermiona z uśmiechem wytłumaczyła Marco co powinien robić i zaczęli ćwiczyć.

Na początku kazała mu się wyciszyć i znaleźć radosne wspomnienie, coś co wywoływało uśmiech na jego twarzy, za każdym razem, gdy przypominał sobie sytuację. Myśl o ojcu była trudna. Widziała ten radosny uśmiech na twarzy, gdy myślał o pierwszym locie na miotle wraz z ojcem, a później jak ten uśmiech gaśnie, gdy wspomnienie jego utraty rujnuje wszystko co dobre.

– Wspomnienia z ojcem nie muszą być przyćmiewane przez to ostatnie, którego byłeś świadkiem. Przypomnij sobie wasz lot na miotle, wasz pierwszy wyścig, wasze przygody. Skoncentruj się na tym, wypychając złe wspomnienie, chcąc zapamiętać ojca uśmiechniętego, radosnego, kochającego.

– Ale…

– Dasz radę – odparła, zachęcając go uśmiechem.

Marco westchnął, ale skinął posłusznie głową i przymknął powieki, poddając się wspomnieniom. Skupił się na jednym z nich bardzo mocno i machnął różdżką, wypowiadając zaklęcie, które tym razem zadziałało połowicznie. Niebieska poświata rozjaśniła na moment pokój, lecz nie przybrała określonego kształtu. Był to jednak dobry początek i po kilku próbach, oraz krótkiej rozmowie, pokój rozświetlił blask, a małe zwierzątko przebiegło obok nich.

– Wygląda jak Patronus mojego ojca… – wyszeptał, tracąc czujność.

Mały lis pustynny okrążył ostatni raz chłopca i zniknął, pozostawiając mgiełkę blednącego światła.

– Widocznie w ten sposób chciał ci powiedzieć, że cały czas jest z tobą i nigdy cię nie opuści – szepnęła, uśmiechając się wzruszona.

Marco spojrzał na nią oczami pełnymi łez i podbiegł do Hermiony z całej siły wszczepiając się w jej ciało. Otuliła go ramionami, wiedząc, że tej nocy na jego twarzy zamiast grymasu, będzie gościł błogi uśmiech spokoju.

– Dziękuję, pani Profesor! Dziękuję.

★★★

Wchodząc po ruchomych schodach za gargulcem, zastanawiała się jak rozpocząć rozmowę. Jednym z tematów miał być oczywiście Marco, ale to druga sprawa martwiła ją bardziej. Hermiona była osobą, która nie potrafiła tak po prostu porzucić obowiązków. Chciała mieć wszystko pod kontrolą, nie ważne jak bardzo była zmęczona i pozbawiona braku snu.

Gdy schody się zatrzymały, a ona pojawiła się przed wysokimi wrotami, odetchnęła.

Zastukała w wielkie drewniane drzwi, zapowiadając swoje przybycie. Uchyliła je delikatnie, wsuwając się do pomieszczenia, czując jak kropelki zimnego potu oblewają jej plecy. Denerwowała się. L

Minerwa McGonagall była osobą poważną z surową dyktaturą. Potrafiła zjednoczyć sobie ludzi, lecz i wrogów niekiedy miewała. Hermiona nie raz uważała ją za autorytet, lecz nawet teraz, gdy były jak równy z równym, miała do niej respekt. Wiec, gdy ujrzała jej postać w drzwiach, przełknęła gulę zalegającą w jej gardle.

– Witaj, Hermiono. Co cię do mnie sprowadza?

– Muszę z tobą porozmawiać. Nie będę owijać w bawełnę, sama wiesz, że nie lubię być trzymana w tajemnicy, więc i ja tego nie robię. Chodzi o puchona z drugiego roku. Marco Levis. Wczorajszej nocy nauczyłam go zaklęcia Patronus.

Dłonie jej lekko drżały, ale zacisnęła je na końcach sweterka. Była gryfonką, do cholery. Nie czas udawać strusia i chować głowę w piasek. Usiadła na wskazanym miejscu przed biurkiem, wiedząc, że w tej chwili nie ma już drogi ucieczki.

Minerwa McGonagall zmarszczyła brwi, powiększając tym samym zmarszczki, na już i tak starej i lekko pomarszczonej twarzy. Poprawiła okulary połówki zsuwające się z nosa.

– Jedno mnie zastanawia. Jesteś świetną nauczycielką Zaklęć, wszyscy cię chwalą, uczniowie uwielbiają. Rozumiem, że to jakaś pomoc z twojej strony, ale nie bardzo rozumiem, dlaczego taka forma.

Hermiona niespokojnie poruszyła się na swoim krześle przed owalnym biurkiem Dyrektorki, niemo dziękując za filiżankę herbaty. Owszem sama zastanawiała się, dlaczego wybrała to jako formę nauki, ale to pierwszy pomysł jaki wpadł jej do głowy.

– Marco to spokojny i pracowity chłopak, ale pogubił się po stracie ojca. Wiele wieczorów przeznaczamy na rozmowy. Widzisz, pomysł z Patronusem wyszedł nagle, ale jestem zadowolona z efektów. Myślę, że dzięki temu rozjaśniłam mu umysł i dzisiejszej nocy zaśnie spokojnie bez koszmarów.

Minerwa skinęła głową rozumiejąc jak ważne są rozmowy z dziećmi. Ona także kilka z nich przeprowadzała, ale nie tak częste jak Hermiona. Miała dużo obowiązków, które zabierały ważny czas.

– To dość oryginalne, mówiąc szczerze. Czy pomogło?

Hermiona skinęła głową, zadowolona przebiegiem sytuacji. Jeśli się uda, będzie mogła w ten sposób pomóc reszcie uczniów, którzy potrzebowali odpędzić swoje koszmary.

– Chyba znalazłaś nowe zastosowanie dla patronusów, Hermiono. Jaki przybrał kształt?

– Lis Pustynny, patronus ojca.

Minerwa skinęła głową, chwytając filiżankę w dłoń i upijając gorącej herbaty. Hermiona zawsze podziwiała ludzi, którzy tak po prostu pili wrzątek, gdzie ona parzyła sobie język, całe gardło i przełyk.

Starsza kobieta przyjrzała się badawczo nauczycielce Zaklęć, wychwytując lekkie podenerwowanie. Dłonie kurczowo zaciskała na brzegu sweterka, co było jawnym określeniem stanu emocji.

– Przyszłaś tutaj w jeszcze innej sprawie, prawda?

Hermiona wypuściła drżąco powietrze z płuc i skinęła głową, mając wrażenie, że dzisiejszego dnia robi to wręcz nagminnie.

– Pragnę zacząć praktyki na Mistrza z dziedziny Starożytnych Run i przyszłam prosić o pomoc, ale i zgodę. Wiem jak trudno znaleźć nauczyciela, dlatego chciałabym swoje kursy zacząć w wakacje. Do tego czasu, myślę, że ktoś by się znalazł na moje zastępstwo. Później, jeśli byłaby taka opcja, wróciła bym do swoich obowiązków.

Dyrektorka nie była wcale zdziwiona słowami Panny Granger. Zawsze była ambitna, nauka była jej celem, a teraz chciała spełnić jedno ze swoich marzeń. Była nawet zdziwiona, że trwało to tak długo. Każdy kto znał Hermionę Granger wiedział, że posiadanie wiedzy było dla niej rzeczą wręcz świętą.

Pamiętała do dzisiaj, jak przyszła do gabinetu na pierwszym roku nauczania i poprosiła o lekcje nauki jak zostać animagiem. Minerwa podziwiała jej pociąg do posiadania wiedzy. Żałowała, że tak mało czarodziei miało takie umiejętności jak Hermiona. Dlatego nie mogła odmówić Pannie Granger spełniać marzeń i zgodziła się na opuszczenie placówki i powrót za dwa lata, może już na stanowisko nauczyciela Run.

★★★

Trochę o naszych Puchonach i ich piwnicy ❤Co sądzicie? Koniecznie dajcie znać.

Darietta

Rozdziały<< Open up to Love | Rozdział 5Open up to Love | Rozdział 7 >>

Dodaj komentarz