Open up to Love | Rozdział 8

Witajcie! Wróciłam do was po dość długiej przerwie. Nadrobiłam pisanie rozdziałów i postaram się dodawać regularnie (raz w tygodniu).

Z racji, iż zaczął się nowy rok, a notki wcześniej żadnej nie było, życzę wam radosnego i pełnego motywacji roku ❤

Darietta

★★★

Zbliżało się wyjście do Hogsmeade. Jako jedna z nauczycielek Hogwartu, chętnie zgodziła się, aby towarzyszyć przy pilnowaniu uczniów, co wcale nie było dla niej złe. Lubiła odwiedzać wioskę zawsze pełną życia. Zwiedzać Esy i Floresy i chodzić na piwo kremowe do Pubu pod Trzema Miotłami, gdzie Madame Rosmerta obsługiwała z zadowoleniem swoich klientów.

Pub nie był jakiś porządny, ale miał swój klimat i chętnie się do niego wracało. Razem z Harrym i Ronem pijali, siadając przy jednym z bocznych stolików, chcąc powspominać, odsapnąć po zakupach i odetchnąć, zaczerpnąć trochę swobody od szkoły i nauki.

Stanęła na dziedzińcu, czekając aż wszystkie dzieci od trzeciej klasy wzwyż, miną ją, podając swoje pozwolenia na wyjście i opuszczenie terenu Hogwartu. Wioska nie leżała jakoś daleko. Była to wspaniała okazja na spacer, a Hermiona lubiła spacerować, choć ostatnio miała na to zbyt mało czasu. Nie żałowała jednak ani minuty swojego życia w Hogwarcie. Poświęcała go dzieciom, którym wiedza była potrzebna. Dzieliła się tym, czego sama nauczyła się w tych skalistych murach magicznego zamku i bardzo jej się to podobało. Uwielbiała dzielić się wiedzą, może dlatego od zawsze pomagała słabszym kolegom i koleżankom.

Nad głowami świeciło słońce, ocieplając zmierzające do wioski sylwetki. Uczniowie mogli pozbyć się szkolnych peleryn chroniących przed zimnem. Chmury leniwie płynęły po niebieskim błękicie, co jakiś czas zasłaniając promienie ciepła. Hermiona z uśmiechem szła jako ostatnia, pilnując tyłów wraz z ponurym Mistrzem Eliksirów, który nie był zbyt chętny na jakiekolwiek wyjścia. Niestety Minerwa zarządziła, że tym razem to właśnie Severus Snape ma pilnować uczniów w drodze do Hogsmeade.

– Przyda się panu trochę odskoczni, profesorze, a spacer jest do tego idealny – zagadka rozmową, po jakże przyjemnych warknięciach niechęci z jego strony.

– Czy ja wyglądam, jakbym potrzebował jakiegokolwiek spaceru? – posłał jej wrogi wyraz twarzy.

Och jak ona uwielbiała rozmawiać z tym ponurym nietoperzem. Mimo wszystko posłała mu uśmiech niezrażona jego chłodnym podejściem.

– Każdy ścisły umysł trzeba kiedyś przewietrzyć – w jej wypowiedzi, aż wyczuwalny był wszystkowiedzący ton, którego często używała chcąc trochę podenerwować Mistrza Eliksirów.

– Skończ, Granger, bo przypominasz mi, jaką irytującą gówniarą byłaś – warknął, upominają biegającego w kółko ucznia, jednym chłodnym spojrzeniem czarnych oczu.

Hermiona zachichotała, nie bacząc na krzywy wyraz twarzy profesora. Och jak ona uwielbiała go wyprowadzać z równowagi. Tej rozrywki będzie jej brakować najbardziej.

– To znaczy, że już nią nie jestem?

Uśmiechnęła się do niego w ten radośnie irytujący sposób, jak to określał sam Snape i skoczyła z nogi na nogę niczym rozbrykane dziecko.

Severus zmierzył ją wzrokiem, a jakiś błysk zamigotał w jego oczach, nadając czarnej głębi piękniejszego odcienia. Przemilczał odpowiedź, pozostawiając zadowoloną Hermionę w tyle.

★★★

Wioska sama w sobie miała jakiś urok, którego Snape kompletnie nie widział, ale Hermiona cieszyła się z każdych odwiedzin tego miejsca. Czuła całą sobą to miejsce i zbierającą się w nim energię. Kolorowe wystawy sklepów przyciągały ciekawski wzrok. Trudno było go odwrócić od latających zabawek czy magicznych kwiatów i roślin, które samym swoim wyglądem przyciągały niejednego czarodzieja zauroczonego ich pięknem czy niecodziennym wyglądem.

Mała wioska tętniła życiem. Zatłoczone uliczki były tego idealnym przykładem. Hermiona zafascynowana rozglądała się, jakby to ona była tutaj uczennicą, a nie dorosłą kobietą mającą pod swoją opieką nastolatków z dostępem do galeonów.

Było to jakże niebezpieczne, zważywszy, iż większość z nich z entuzjazmem odwiedzało sklep rudych bliźniaków Weasley. Nie wszystkie dostępne tam produkty były bezpieczne, jednak ani Hermiona, ani nikt inny nie potrafił przemówić zbuntowanym nastolatką do rozumu.

Snape prychnął widząc jej nadpobudliwe szczęście i opuści ją jak tylko poinformowano uczniów o godzinie zbiórki. Hermiona nie miała nic przeciwko. Severus Snape nigdy nie lubił hałasu, więc piski zachwyconych uczniów na pewno działały mu na nerwy. Towarzystwo ciszy i spokoju, to było to czego on potrzebował, a Hermiona wiedziała, gdzie znaleźć takie miejsce i miała nadzieję, że to właśnie tam niedługo znajdzie profesora Eliksirów.

Teraz jednak miała zamiar trochę pozwiedzać, a później spotkać się z Harrym i Ronem przy kremowym piwie. I tym sposobem Severus Snape miał spokój przez dobre trzy godziny, z czego, była pewna, był niezmiernie zadowolony.

Pierwsze co zrobiła Hermiona, czyli mul książkowy, jak Snape lubił ją drażnić, odwiedziła Esy i Floresy, gdzie przejrzała każdy dział, szukając czegoś interesującego, co mogłoby zainteresować jej ścisły umysł. Pierwsza, ściągnięta przez nią książka była związana ze Starożytnymi Runami, która okazała się strzałem w dziesiątkę, idealnie wpasowując się w jej dział zainteresowań. Zachwycona sięgnęła po kolejną, później po następną w dziedzinie Eliksirów i ruszyła do lady, po drodze chwytając jeszcze dwie o różnej tematyce.

Przyjazny staruszek w kwadratowych okularach i z długą, niall brodą spakował jej książki w papierową torbę, zawiązując wokół ozdobnym, czerwonym sznurkiem, pakując je niczym gwiazdkowy prezent. Z uśmiechem odebrała zakupy, a następnie wyciągnęła sakiewkę, odliczając należną kwotę i dziękując z szerokim uśmiechem wyszła ze swojej oazy spokoju, uprzednio pozostawiając delikatną nadwyżkę za miłą obsługę.

Rozejrzała się po uliczce i weszła w tłum, kierując się do kolejnego miejsca na jej krótkiej liście.

Punktem docelowym był Pub pod Trzema Miotłami. Oryginalna nazwa, ale zastanawiało ją co skłoniło właściciela do założenia czegoś takiego. Obskurny, wiecznie z unoszącym się dymem w powietrzu od cygar, jakby bar był przeznaczony jedynie dla osób dorosłych. A jednak pub wpuszczał młodych Hogwarczyków, próbujących ogrzać się po wyczerpujących zakupach podczas zimowych wycieczek do wioski. Nie mogła powiedzieć, że miejsce było złe, bo miał w sobie to coś, jakiś urok, ale o środkach higieny czy zasadach sanepidowskich, na pewno tutaj nie słyszeli. Jak to czarodzieje. Wszystko zrobi się za pomocą magii.

Przepchnęła się przez tłum czarodziei idących kamienną drogą, chcąc już dotrzeć do miejsca, gdzie znowu będzie mogła zobaczyć uśmiechnięte twarze przyjaciół. Bardzo za nimi tęskniła, wręcz nie mogła doczekać się spotkania. Przyspieszyła kroku, a uśmiech sam powiększył się na jej twarzy, zarażając postronnych przechodnich swoją radością.

Ludzie tutaj tworzyli wokół siebie różnego rodzaju aury, które Hermiona przyjmowała z zadowoleniem, samej nie potrafiąc utrzymać wyrazu powagi na twarzy. Przesiąkała przez nich radość, która zazwyczaj obejmowała rodziny z dziećmi czy samych uczniów zwiedzających miasteczko. Spacerowali spokojnie przy sklepowych wystawach, oglądając i ciesząc się wspólnie wykorzystanym czasem.

Inną jednostkę czarodziei wyróżniał pośpiech, najczęściej udając się do swoich budynków pracy. Gnali między ludźmi mając dokładnie obrany cel, do którego się udawali jak w tym czasie Hermiona, omijająca grupkę roześmianych uczniów.

Rozglądała się na boki, wypatrując roześmianych twarzy, chcąc upewnić się, że z nastolatkami wszystko w porządku. Mijając co poniektórych z nich, nie miała obiekcji co do ich zadowolenia. Szczęście aż promieniowało z ich małych ciałek z niewyobrażalną fascynacją w oczach, kiedy wraz z przyjaciółmi poznawali sekrety miasteczka na ulicy Pokątnej.

Skinęła głową na pozdrowienie od uczennicy, samej z szerokim uśmiechem od ucha do ucha, idąc przed siebie. Nie potrafiła inaczej. Wyprawa do Hogsmeade przypominała jej czasy, w których sama odkrywała przeróżne ciekawe tajemnice wioski, które wówczas były dla niej niedostępne.

Wszystko to, śmiechy, krzyki i piski, czy choćby skrzeczące sowy i głośne rośliny, nadawało tej wiosce życia i ciekawości, zagłuszając nudę i tłumiąc rutynę. I będąc tutaj kolejny raz, teraz jako jedna z nauczycieli, miała wrażenie, że ponownie odkrywa jej słodkie, niczym nadzienie w pączkach, sekrety.

– Harry! Ron!

Weszła do pomieszczenia przesiąkniętego dymem cygara oraz zapachu piwa kremowego. Z uśmiechem podeszła do stolika, który zawsze zajmowali i uściskała mocno najpierw niższego chłopaka w okrągłych okularach, a później rudowłosego, nie mogąc pojąć tej radości, która aż zapierała jej dech w piersi.

Tak bardzo się za nimi stęskniła. Listy, które do niej przychodziły były niczym w porównaniu do spotkania twarzą w twarz. Te kilka wiadomości ze strony rudowłosego…
Mimo, że był dobrym przyjacielem, nie fatygował się, aby cokolwiek do niej napisać raz na tydzień. Wolał raz na miesiąc.
Harry był zupełnym przeciwieństwem. Pisał do niej regularnie, każdej soboty dostawała list co u niego i zawsze pytał jak się czuje i czy u niej wszystko w porządku. To także różniło go od Rona. Ronald był rozstrzepany. Jego mózg myślał jedynie o Quidditchu lub pracy jako auror, ale za to go kochała. Jak przyjaciela, oczywiście. Nie mogłaby inaczej.

To samo toczyło się Harry’ego, lecz on był kategorią wyżej. Traktowała go jak młodszego brata.
Czy o tym wiedział? Oczywiście. Sam był zdania, że nie potrafi zrezygnować z ich relacji, przyznając się do swoich odczuć względem niej. Traktował ją jak siostrę. Mimo każdej kłótni, sprzeczki, nie potrafili nie dojść do porozumienia. Targały nimi sprzeczne emocje, których nie potrafili się wyzbyć dopóki między nimi nie wracał względny porządek. Szturchali się, przedrzeźniali, przytulali. Było to typowe zachowanie między rodzeństwem i doprowadziło do ich więzi, którą pomyłkowo zawarli, zalewając się łzami po wygranej bitwie o Hogwart. Tamtego dnia, przez długi czas, nie potrafili odsunąć się od siebie. Ich magia jakby nie pozwała, aby pozostali samotnie. Więc trwała w jego ramionach, mówiąc słowa, które wpadły jej do rozczochranej głowy.

Niby nic, ale to właśnie wtedy dzięki emocjom i słowom, które wypowiedzieli trzymając się w ramionach, nie odrywając od siebie wzroku, zawarli więź rodzeństwa.

Jestem twoim bratem, jestem twoją siostrą. Po wieki jesteśmy rodzeństwem.

Ronald na początku nie był zadowolony. Kierowała nim zazdrość, której Hermiona nie rozumiała. Nie byli razem. Ten pocałunek… Co tu dużo mówić. Wydarzyło się, poczuła się na moment wyjątkowo, ale później zdała sobie sprawę, że to nie to. I wiedziała, że rozłąka wyszła im na dobre.

– Opowiadajcie, zwłaszcza ty Ron, co u was słychać?

Harry wzruszył ramionami i sięgnął po kufel piwa. Jego włosy nadal były bujne i nieokrzesane, niczym jej szopa na głowie. Uśmiechnęła się, sięgając do niej dłonią.

– Uczę się dodatkowych funkcji w Ministerstwie. Ukończony mamy kurs na Aurora, jak sama dobrze wiesz, ale planuje zapracować na więcej. No i poznałem dziewczynę… – poczochrała mu włosy, na moment w zdziwieniu zostawiając tam dłoń.

– Czyli z Ginny to koniec? – przerwała czarnowłosemu, na co Potter był przygotowany.

Zanim zdążyli choćby powiedzieć zdanie do końca, Hermiona musiała im przerywać, zadając pytania. Taka była jej natura i mimo, że niekiedy to irytowało, to zdołali przywyknąć do jej zachowania. Usmiechnęła się przepraszający, chwytając kufel z piwem.

– Tak. Kochałem ją, ale myślę, że nie była to prawdziwa miłość ciągnąca przed ołtarz i zakładania rodziny. Raczej nastoletnia, sama rozumiesz.

Skinęła głową. Oczywiście, że rozumiała. Ron właśnie taką miłością dla niej był od początku szóstej klasy. Teraz cieszyła się, że nic z tego nie wyszło. Zdecydowanie wolała dojrzałych mężczyzn, nie chłopców.

– A ty Ron? Nie masz nic do powiedzenia? Ja wybieram się na dwuletnie praktyki na Mistrzynie Starożytnych Run – odparła bardzo dumna z siebie. – Minerwa zdołała mi pomóc osiągnąć moje marzenie.

Harry pochwycił jej dłoń przez stół, ściskając. Z uśmiechem na ustach popatrzył na rozpromieniowaną twarz Hermiony, chcąc niemo zasygnalizować, że wspiera ją w każdej podjętej decyzji.

– No cóż. Gratulacje Hermiono. Ja nie planuje nic więcej niż to co mam. Jednak od jakiegoś czasu spotykam się z Susan Bones. Ruda, chodziła do Hufflepuff. Jestem pewny, że kojarzysz. Została pracownicą w Ministerstwie. Wypełnia druczki.

– Cieszę się, Ronald – odparła, a szeroki uśmiech długo nie schodził jej z twarzy.

Tęskniła za tym. Za upartością i głupotą Rona, za zawsze rozczochranym, pełnym dumy Harrym i za wspólnymi chwilami, które kochała pielęgnować w swoim umyśle.

Nagle jakby przez mgłę dostrzegła twarz, której od zakończenia wojny nie widziała. I wiedziała, że czas odwiedzić starą przyjaciółkę.

Nigdy o niej nie wspominała, ale w latach szkolnym nie miała jedynie przy sobie dwóch ochroniarzy, rudej wiewiórki, szalonej blondynki czy pulchnego gryfona. Jej relacje z ludźmi sięgały nieco dalej.

Jennifer była ślizgonką z krwi i kości. Młodsza o rok dziewczyna miała charakter, który zaprowadził je do prawdziwej relacji przyjaźni. Na początku nie było łatwo, ale z czasem ich wspólne zainteresowania złączyły się. Po jakimś bliżej nieokreślonym czasie zaczęły powierzać sobie sekrety, ufając sobie na tyle, że nie obawiały się zdrady.

Gryfonka i ślizgonka. Niecodzienny duet, ale jaki silny.

Upiła łyk piwa, wracając całą sobą do chłopców. Na rozmyślenia przyjdzie jeszcze czas, a teraz, teraz oczyści umysł, odetnie się od szkolnych prac uczniów i zachowa świeżość umysłu, dopóki nie wróci do zamku, gdzie czeka ją sterta pergaminów na jasnym drewnie biurka.

★★★

I jak? Co myślicie? Ciekawi nowej postaci? Co sądzicie o więzi Harry’ego i Hermiony? 

Darietta

Rozdziały<< Open up to Love | Rozdział 7Open up to Love | Rozdział 9 >>

Ten post ma jeden komentarz

Dodaj komentarz