Open up to Love | Rozdział 3

Witajcie w ten deszczowy poranek ❤ Leci do was rozdział, a kolejne już się tworzą. Miłego czytania❤

★★★

Mijały dni, a Hermiona utwierdziła się w przekonaniu, że przysłowia czasem mają moc. Wstać lewą nogą idealnie określało jej cały dzień, a później cały tydzień.
Chodziła przygnębiona, nie mogąc znaleźć nic, co przywróciło by jej pogodę ducha. Snuła się z kąta w kąt nieświadoma czyhającej katastrofy.

Zmęczenie odbierało siły i nawet zastanawiała się, czy wszystkiemu jest winne przepracowanie i zarwane nocki.
Wszystko sprowadziło się do tego, że przez nieuwagę źle nastąpiła na stopień ruchomych schodów i przeturlała się przez kilka z nich, upadając z głośnym łaskotem. Powietrze na moment uciekło z płuc, a Hermiona walczyła o oddech, czując bolesny uścisk w klatce piersiowej. Uspokoiła się na tyle ile mogła i w końcu zaczerpnęła powietrza, które od krótkiej chwili nie chciało dać ukojenia. Stęknęła poobijana, a papiery posypały się po całej posadzce wokół niej. Dopiero ciche chichoty za plecami utwierdziły ją jedynie o obecności nieproszonych obserwatorów.

Wstyd niemal zalał jej policzki. Podparła się na rękach, czując lekkie zawroty głowy. Czyjeś dłonie spoczęły na jej ramionach. Były nieporadne i niepewne, jakby nie wiedziały czy mogą jej dotknąć. Słyszała głosy wokół, ale nie potrafiła zrozumieć co mówią. Westchnęła, a dłonie chwyciły ją pod pachy i pomogły stanąć w pionie. Czarnoskóry chłopak uśmiechnął się niepewnie do swojej nauczycieli, a ona podziękowała mu za pomoc, czując każdy mięsień przy choćby delikatnym ruchu. Świadomość, że powinna trafić do Skrzydła Szpitalnego, pojawiła się już zaraz po upadku, ale pamiętała również, że w tej chwili zaczyna się lekcja, a Hermiona żadnej nie opuszcza, jeśli jest tego świadoma.

Chłopak pomógł pozbierać sprawdzone testy i mimo jej protestów zaprowadził ją do Skrzydła Szpitalnego, gdzie Pompy zajęła się nią szybko i sprawnie. Podziękowała uczniowi z domu Slytherinu za pomoc i eskortę.

– Następnym razem proszę uważać, Pani Profesor.

Najdziwniejsze było jednak to, że był to jeden ze ślizgonów, który mógł kojarzyć ją jeszcze za czasu jej szkoły. Oczywiście Hermiona obdarowała go trzydziestoma punktami za pomoc nauczycielowi i chłopak z jeszcze większym uśmiechem odszedł do swoich obowiązków. Wręcz czuła, że zrobił to z dobroci serca, nie dla dodatkowych punktów, mimo to chciała go nagrodzić. Ślizgoni byli zbyt dumni i mimo, że po wojnie coś zmieniło się w sprawie mugolaków, niechętni byli do pomocy komuś takiemu jak ona.

Po zbadaniu przez Poppy, zruganiu i daniu dwóch eliksirów na wzmocnienie oraz maści na siniaki i małym nastawieniu złamanego palca i skręconej kostki, wróciła na swoje lekcje, omijając przerwę obiadową, którą spędziła w gabinecie szkolnej pielęgniarki.

Tego dnia lekko kulała, a ból co jakiś czas kuł jej nogę lodowstymi igiełkami. Przemierzając korytarze, rozglądała się czujnie na boki, chcąc zapobiec kolejnej katastrofie tego dnia. Czuła w kościach, że zaraz znowu coś się wydarzy. Dreszcze przebiegły po plecach, wywołując gęsią skórę spowodowaną ogarniającym ją złym przeczuciem. Nie zdążyła nawet dokończyć kolejnej swojej myśli, gdy wychodząc zza zakrętu uderzyła w Severusa. Pech chciał, że odbiła się od jego klatki piersiowej, ponownie rozsypując swoje papiery. Dwa kroki w tył i maść na siniaki byłaby potrzebna w kolejnych miejscach na jej ciele, choć po dzisiejszym dniu obawiała się, że już je wyczerpała. Szybka reakcja mężczyzny i silny chwyt na jej nadgarstku uchronił ją przed kolejnym bólem. Puścił ją jednak równie szybko co złapał, gdy tylko złapała równowagę na niedawno zaleczonej kostce. Westchnęła pokonana. Ten tydzień nie zakończy się dla niej dobrze.

– Patrz jak chodzisz, Granger.

Zilustrował ją wzrokiem i machnął różdżką. Porozrzucane pergaminy podleciały do jego dłoni i ułożyły się w równy stosik. Chwycił je i unosząc prawą brew w górę, podał dziewczynie, dość agresywnie, jak na Snape’a przystało. Nie skomentował jednak widniejącego zmęczenia na jej twarzy czy loków, które wyswobodziły się z upięcia ciasnego koka. Takiego dnia wręcz nie miały jak utrzymać się w ryzach.

– Przepraszam, profesorze… To nie jest mój najlepszy dzień.

– Jak cały tydzień, Granger – rzucił z kpiną. – Już chodzą plotki, że na mózgi zamieniłaś się z panną Halles.

Hermiona zarumieniła się, ale nie mogła nic poradzić na brak snu i dekoncentrację. Była osłabiona, a nie chciała brać tylu eliksirów, wiedząc jak bardzo można się od nich uzależnić. Zbyt częste korzystanie z mikstur nasennych, czy wzmacniających organizm powoduje odporność na ich działanie, przy czym, jak wcześniej wspomniała, uzależnia. Chcąc, żeby działały, zażywa się większą dawkę, a Hermiona wiedziała, że z miksturami nie warto ryzykować. Chyba, że chce się znowu pluć kocim futrem…

– To nie były moje najlepsze dni – powtórzyła, przyciskając papiery bliżej ciała, jakby były jej tarczą ochronną.

Jego świdrujący wzrok, aż przeszył ją na wskroś. Czuła jak ciało płonie pod czujnym okiem czarnych tęczówek. Nie zdziwiłaby się, jeśli dostrzegłby jej podkrążone oczy i zapadnięte policzki. Hermiona doskonale zdawała sobie sprawę jak wygląda. Jak przysłowiowe siedem nieszczęść. Obolała, zmęczona, z sińcami w zabrudzonych szatach i potarganymi włosami. Ucieleśnienie piękna.

Nic już więcej nie powiedział, jedynie spojrzał na nią ostatni raz i wyminął ją, pozostawiając samą na korytarzu. Westchnęła, spoglądając na jego znikającą sylwetkę. Co jak co, ale Severus Snape miał w sobie tyle klasy, że nie mogła nie podziwiać jego ruchów wzrokiem.

★★★

Dni zlewały się Hermionie, dodając coraz więcej obowiązków, a pozbawiając potrzebnego snu. Zastanawiała się nawet jak taka McGonagall dawała przez tyle lat radę. Przecież ona ledwo powstrzymywała organizm przed poddaniem się, a starsi profesorowie żyli jakby nigdy nic. Czyżby nałożyła dla siebie zbyt dużo obowiązków? Może źle robi, zadając tyle prac domowych?

Westchnęła przecierając zmęczone powieki. Przestała nawet nakładać makijaż, nie chcąc wyglądać jak panda. Marzyła, aby w końcu nastał weekend. Pospać trochę dłużej niż do piątej nad ranem i pozbyć się uciążliwego pecha.

– Pani profesor się przepracowuje – cichy głos dobiegł ją za pleców.

Odwróciła się w stronę uczennicy, która jako ostatnia wychodziła z klasy. Panna Halles była zdolną uczennicą lecz lekko przypominała jej szkolnego, pyzatego kolegę, który pod wpływem nerwów potrafił być fajtłapowaty. Kto ją widział na swoich lekcjach, ten wiedział, że ta dziewczynka przynosi nie tylko dumę, ale i kłopoty w postaci wybuchających kociołków. Skoro mowa o kociołkach…

– Czy nie powinnaś iść na lekcje Eliksirów, Rose? – uprzejmy, lecz zmęczony uśmiech pojawił się na twarzy Hermiony.

Dziewczynka popatrzyła na nią jeszcze przez chwilę w otaczającej ich ciszy. Skinęła głową, poprawiając torbę na ramieniu.

– Już idę. Do widzenia, Profesor Granger.

Czwartoklasistka wyszła z klasy, zamykając za sobą drzwi. Skoro uczniowie potrafili dostrzec to jak się czuję, to jak musiała wyglądać? Hermiona załamała ręce. Musiała w końcu zregenerować siły. Może poprosić Minerwę o jeden patrol mniej? Choć może to nie one były problemem, a koszmary, które lubiły nawiedzać ją we śnie?

Jeszcze raz przetarła oczy i spojrzała na swoje notatki lekcyjne. Na jednym z pergaminów był dopisek o pracy domowej i właśnie zdała sobie sprawę, że zapomniała zadać im referat na następny tydzień. Jednak… Może to i dobrze? Musiała w końcu rozplanować swój grafik. Skupiając się jedynie na uczniach, długo nie pociągnie. Więc, tak. Cieszyła się, że zapomniała zadać pracy domowej. I cóż. Była pewna, że nie tylko ona odetchnęła z ulgą. Mniej zadań dla uczniów, mniej obowiązków dla niej.
Odpocznie. Zregeneruje siły i może w końcu skończą się nieszczęsne wpadki i wypadki.

Już niedługo pojawi się kolejny. Spokojnej soboty ❤

Darietta

Rozdziały<< Open up to Love | Rozdział 2Open up to Love | Rozdział 4 >>

Dodaj komentarz