Hermiona i Severus – A kiedy przyjdzie czas Roz.7

ROZDZIAŁ 7 – NIEDOKOŃCZONA ROZMOWA

 

Hermiona nie rozumiała, dlaczego właściwie denerwowała się przed zbliżającym się wieczorem. Supeł w żołądku zacisnął się do tego stopnia, że w ciągu dnia nie mogła wcisnąć w siebie pełnowartościowego posiłku, wypiła tylko kilka herbat i wsunęła paczkę maślanych herbatników jeszcze zanim wyszła z mieszkania. Wskazówki zegara w zastraszającym tempie mknęły na przód, pozostawiając jej coraz mniej czasu do zamknięcia księgarni. Przecież to tylko kawa, zapewniła samą siebie. Wygładziła instynktownie sukienkę, którą dziś ubrała. Oczywiście, pod żadnym względem nie starała się wyglądać jak najlepiej, było to tylko spotkanie z byłym profesorem, a nie randka. Na swoją mało inteligentną myśl zaśmiała się głośno. Uznała, że sukienka będzie odpowiedniejszym strojem na kawę niż szorty i bluzka na ramiączkach. Schowała do teczki ofertę architekta, którą jej złożył z rana i wyłączyła komputer. Rozejrzała się raz jeszcze za siebie i chwyciła za klamkę, wcześniej odwracając plakietkę z otwarte na zamknięte. Ponownie spojrzała za siebie, jakby ociągała się tylko z wyjściem na zewnątrz. To tylko Snape, zapewniła samą siebie. Wzięła głęboki wdech i otworzyła drzwi, wychodząc na chodnik.

 

W ten ujrzała mężczyznę, stał oparty o ścianę kilka metrów dalej, wpatrując się w jezdnię. Ubrany był w czarną koszulę i czarne spodnie. Kolorystyka dokładnie jak za czasów szkolnych, pomyślała. Włosy miał związane rzemykiem, a parę kosmyków okalały jego ziemistą twarz, ukazując zarys kości policzkowych. Nigdy przez całą edukację nie widziała mężczyzny w takim wydaniu. Snape wyglądał ludzko, jak kuriozalnie to nie brzmiało. On jakby wiedział, że stał się obiektem rozmyślań, oderwał wzrok od ulicy i spojrzał na nią, prostując barki. Schowała pęk kluczy do torebki i podeszła do mężczyzny.

 

– Dobry wieczór profesorze.

– Dobry wieczór panno Granger – kiwnął lekko głową, a ona mogła przysiąc, że zlustrował ją spojrzeniem od góry do dołu. Snape chyba po raz pierwszy w życiu ujrzał Pannę–Wiem–To-Wszystko w sukience. Zawsze można ją było spotkać w dżinsach czy za dużych swetrach przesiadującą w szkolnej bibliotece. Sukienka była prosta, przed kolano z długim rękawem bez zbędnych ozdób, bez dekoltu. Musiał przyznać, że taka prosta stylizacja pasowała do młodej kobiety, jaką była Granger, do takiego mola książkowego. Uśmiechnął się wrednie na tę myśl. Wyciągnął w jej stronę kubek termiczny, który pożyczył ostatnim razem. – Przydał się, a kawa była znośna – rzucił niezwykle miło. – Idziemy?

– Oczywiście.

 

Szli w zupełnej ciszy, a Hermiona kompletnie nie wiedziała, co powiedzieć, jak zacząć rozmowę. Ukradkiem spoglądała na mężczyznę, ale kiedy tylko ją na tym przyłapał, obróciła szybko głowę, czując zarumienione policzki. Instynktownie gładziła swoją sukienkę, nie mając pojęcia co zrobić ze swoimi dłońmi, a wykręcanie palcami na pewno nie wyglądało elegancko. Chociaż jej wewnętrzne dziecko sądziło inaczej i kilka razy się łapała na tym, aby ich nie wykręcać. Zacisnęła więc dłonie w piąstki, co musiało wyglądać buntowniczo. Zauważył to również profesor Snape posyłając jej pytające spojrzenie. Nagle Hermiona, która pogrążona była całkowicie w myślach, pisnęła głośno i już myślała, że wyląduje jak długa na ziemi, nim ramiona Snape’a złapały ją mocno w pasie. Ostrożnie spojrzała na niego, rzucając tylko, dziękuje.

 

– O własne nogi się zabijesz Granger. – rzucił wrednie. – Gorzej niż Longbottom.

 

Zadrżała. Wciągnęła powietrze ze świstem, zaciskając ponownie dłonie w piąstki, tym razem robiąc to celowo. Supeł ponownie zacisnął się w żołądku, widząc przed oczami przewijające się obrazy z wojny. Snape chyba zauważył jej nagłą zmianę, bo po chwili wyczuła, jak świdruje ją wzrokiem, ale nie obchodziło jej to. W nozdrzach czuła zapach krwi, spalenizny. Słyszała krzyki, które rozrywały bębenki. Widziała martwe ciała, zgliszcza zamku, śmigające mroczne zaklęcia nad głowami. Poczuła szarpnięcie w ramię, które powaliło ją na kolana. Schowała głowę, starając się uniknąć klątwy, która wędrowała w jej stronę. Była zbyt słaba, by sięgnąć po różdżkę, zbyt słaba, żeby się bronić. Zacisnęła mocniej powieki, starając się usunąć tę wizję ze swojego umysłu.

 

– Granger, Granger – ktoś wołał ją jakby przez mgłę. Nie chciała się odezwać, nie mogła. Czuła jak wizja wciąga ją jeszcze mocniej, jeszcze silniej sprawiając, że brakło jej tchu. Spadała przez ciemną otchłań, zupełnie jakby weszła do głębi oceanu, która porwała jej sparaliżowane od strachu ciało. – Granger! – usłyszała ponownie ten głos, tylko tym razem był wyraźniejszy, bardziej stanowczy. – Spójrz na mnie, wszystko już w porządku. Granger słyszysz mnie? Granger…

 

Poczuła czyjś dotyk na swoich dłoniach. Poczuła jak ktoś, odsunął jej dłonie z twarzy. Do nozdrzy doleciało świeże powietrze, prawie się nim zachłysnęła, usuwając z nozdrzy resztki zapachu krwi. Uchyliła powieki, widząc parę ciemnych oczu, które się w nią wpatrywały. Obróciła głowę, widząc, że siedzi na kuckach na chodniku, a wokół niej zgromadziła się grupka ciekawskich spojrzeń. Koło Snape’a znajdowała się kobieta, która wyciągnęła w jej stronę dłoń. Hermiona spojrzała na nią, ale jej nie przyjęła.

 

– Najmocniej przepraszam, że wpadłam na panią. Biegłam na autobus.

– Ja, ja… – rozejrzała się ponownie, widząc, że parę gapiów wlepiała w nią nachalne spojrzenie.

– Możesz wstać? – zapytał Snape.

– Chyba tak, przecież to nic takiego – syknęła po chwili i spojrzała w dół. Jej kolana były skąpane w szkarłatnym płynie, zwęziła brwi, czując nieprzyjemne mrowienie. Poczuła jak Snape łapie ją pod pachę unosząc w górę.

– Proszę mi wybaczyć – rzuciła błagalnie kobieta i po chwili wyciągnęła z torebki paczkę chusteczek oraz plastry w kartonowym pudełku. – Tylko takie mam, są mojego synka.

– A wy co się gapicie? – tuż nad swoją głową, usłyszała stanowczy głos profesora Snape’a. – Zajmijcie się własnymi sprawami. Rozejść się! – grupka gapiów, która wciąż przy niej stała mruknęła coś niezadowolonego pod nosem i rozeszli się po chwili, oglądając się ostatni raz za siebie.

– Przepraszam, zaraz zamykają przedszkole, muszę odebrać dziecko – wstała wciskając w dłonie Snape’a chusteczki i paczkę plastrów. – Raz jeszcze najmocniej panią przepraszam – i oddaliła się, biegnąc w stronę przystanku, gdzie właśnie podjechał autobus z numerem 11.

 

Profesor Snape chwycił ją pod ramię i pomógł usiąść na ławce, która znajdowała się nieopodal. Rzucił tylko, że zaraz wraca i zniknął, oddalając się w stronę małej drogerii, która była po drugiej stronie ulicy. Hermiona wpatrywała się tępo w jezdnię, odganiając od siebie zbierające się w oczach łzy. Nie wiedziała, ile minęło czasu pięć minut, dziesięć nim poczuła, że ktoś się zbliża. Snape uklęknął przed nią z małą butelką wody utlenionej. Wcisnął w kieszeń spodni paragon wraz z monetami i odkręcił butelkę.

 

– Może szczypać – uprzedził, polewając ranę wodą utlenioną. Dziewczyna zasyczała, zaciskając dłonie na skrawku sukienki.

 

To było takie dziwne uczucie, kiedy Snape był tak blisko niej. Opatrywał jej skaleczenie, a ona nie wiedząc czemu, poczuła się bezpiecznie, tak po prostu bezpiecznie. Poczuła, jak przykłada chusteczkę pod raną, aby szkarłatny płyn, nie spłyną dalej. Gdy oczyścił już ranę, chwycił za paczkę plastrów, którą zostawiła mu kobieta. Mogła usłyszeć jego parsknięcie, kiedy oderwał zabezpieczającą folię plastra. Poczuła jego dotyk na skórze, gdy przyłożył go do rany, a dziwny dreszcz przeleciał wzdłuż kręgosłupa. Spojrzała na swoje lewe kolano i parsknęła śmiechem, widząc plaster z animacją jednej z kreskówek.

 

– Nigdy mi pan tego nie zapomni – wskazała na dziecięce plastry, gdy opatrzył jej drugą ranę. Na jego ustach widniał wredny uśmieszek.

– Nigdy, będę ci to wypominał tak długo, jak będę żył – a ona mimo wszystko również się uśmiechnęła.

– Przepraszam profesorze za tę sytuację, zamyśliłam się po prostu – rzuciła, spoglądając przed siebie na czerwony autobus, który ruszył na zielonym świetle. W jednym z okien ujrzała kobietę, która doprowadziła ją do takiego stanu.

– Chcesz o tym porozmawiać? – już otwierała usta, jednak nic sensownego z nich nie wyleciało. Zamknęła więc je i pokręciła przecząco głową. Snape wydawał się, że rozumie, nie naciskał jej dłużej. Podniósł się z ławki, spoglądając na kobietę, która wciąż na niej siedziała.

– Dasz radę iść? Chyba że odpuszczamy sobie kawę?

– Dam radę, spokojnie. To tylko stłuczone kolano – chwyciła za torebkę, a Snape wcisnął w jej dłonie buteleczkę wody utlenionej, chusteczki oraz kartonik z plastrami.

– Zatrzymaj, może ci się kiedyś przydadzą.

– Mam nadzieję, że nie – wrzuciła je do torebki. – Więc dokąd idziemy?

– Zobaczysz, pewnie znasz to miejsce.

 

Szli powoli przed siebie, a Hermiona lekko kuśtykała. Z wiekiem zaczęła być ciepłą kluchą, taką zasmarkaną kluchą. Musiała wziąć się w garść, przecież to było tylko stłuczone kolano. Chociaż jej wewnętrzne dziecko, które siedziało w kącie, pokiwało, przecząco głową. To nie było tylko stłuczone kolano, to była stłuczona dusza, to była rana, która ponownie się otworzyła. Wzięła głębszy wdech odsuwając od siebie martwą twarz Neville’a.

 

Spojrzała na profesora Snape’a i zatrzymała się tak nagle, jakby ją olśniło. Zajęło mu chwilę, aby zorientować się, że kobieta nie dotrzymuje mu kroku. Obrócił się za siebie, przekrzywiając głowę w bok. Zrobił jeden raz drugi krok w stronę panny Granger.

 

– Dziękuję profesorze i przepraszam.

– Nie bądź ciepłą kluchą, przestań się już mazać, idziemy.

– Czy pan właśnie siedział w mojej głowie?

– Mam ciekawsze rzeczy do robienia niż siedzenie w umyśle Panny-Wiem-To-Wszystko, czyż nie?

– To dlaczego nazwał mnie pan ciepłą kluchą? – spojrzała na niego spod byka.

– Bo wyglądasz jak ciepła klucha tylko zasmarkana – wzruszył ramionami, odpowiadając całkiem poważnie. Wskazał palcem na szyld jednego ze sklepów, na którym widniał napis Polecamy świeże domowe kluski, pod którym właśnie stali. – Nie jestem tak bezczelnym typem, aby włazić do czyjegoś umysłu z buciorami. Wybacz, jeśli tak pomyślałaś. Całkiem poważnie Granger, wyglądasz jak zasmarkana klucha.

– Nigdy nie słyszałam milszego komplementu – skrzywiła się lekko, drocząc się z nim.

 

Nim się obejrzała, znaleźli się w kawiarni, w której spotkała go kilka tygodni temu. Poczuła dziwne uczucie w żołądku, kiedy Snape przepuścił ją w drzwiach, przytrzymując je. Kiwnęła głową w akcie podziękowania, a Snape podszedł do lady i zaczął zawzięcie rozmawiać o czymś z baristką. Hermiona nie zdążyła niczego usłyszeć, bo wrócił do niej, wskazując ręką na stolik w kącie sali.

 

– To nasz stolik.

 

Hermiona usiadła na tym samym miejscu co ostatnio. Był to dokładnie ten sam stolik, przy którym dosiadła się do profesora Snape’a. Najbardziej odizolowane miejsce od pozostałych stolików w kawiarni. Już miała założyć nogę na nogę, ale czym prędzej zrezygnowała, czując nieprzyjemny ból. W niedługiej chwili zjawiła się obok nich baristka, pytając o zamówienie.

 

– Panno Granger – kiwnął głową, dając jej pierwszeństwo.

– Poproszę latte.

– A dla pana? – spytała młoda dziewczyna, notując zamówienie w małym notesie.

– Duże americano.

– Coś słodkiego do kawy? Polecam dziś sernik wiedeński z brandy oraz polewą czekoladową.

– Dla mnie tylko kawa, dziękuje.

– Również pozostanę przy kawie – odpowiedział Snape, a dziewczyna odeszła, kiwając głową.

 

Po niedługiej chwili, którą przesiedzieli w niezręcznej ciszy, wróciła do nich baristka, kładąc na stoliku ich zamówienie. Hermiona z uśmiechem chwyciła za swoją szklankę, upijając ciepły płyn. Zauważyła, jak kąciki ust profesora, minimalne uniosły się w górę. Kciukiem potarł dolną wargę, patrząc wyczekująco w stronę kobiety. Czując zaczerwienione policzki, szybko chwyciła za serwetkę, wycierając mleczną pianę z ust. No ładnie Granger, mruknęła w myślach.

 

– Jak się czujesz jako nowa właścicielka księgarni?

– Jestem lekko zestresowana, to nowe wyzwanie w moim życiu, ale czuje, że podołam. Za niecały tydzień wkracza ekipa remontowa, księgarnia będzie nie do poznania. – uśmiechnęła się pod nosem, widząc przed oczami projekt, który złożył jej architekt.

– Szybko wprowadzasz zmiany.

– Było to marzenie pani Morgan, od dłuższego czasu chciała zrobić remont, ale zawsze było coś ważniejszego. Dlatego moim pierwszym celem będzie odnowienie księgarni.

– Na jak długo ją zamkniesz?

– Zależy, ile to potrwa, mam nadzieję, że tylko miesiąc. Chociaż nie zawieszę działalności, będę wysyłać książki pocztą, zawsze to jakieś wyjście.

– Dobry pomysł panno Granger.

– Dziękuję profesorze. – spojrzała w jego czarne oczy, a on zrobił to samo, usilnie się w nią wpatrując. Hermiona poczuła się lekko zawstydzona, więc spuściła wzrok, wpatrując się w swoje kolana. Severus Snape pochwalił mój pomysł, Merlinie świat się kończy! – Mam jeszcze jeden zamysł, chciałabym zorganizować spotkanie z autorami, którzy będą promować swoje nowe dzieła. Tym samym księgarnia się wybije, stanie się bardziej popularna, mam nadzieję – dodała już nieco ciszej.

– Masz jakiś plan, to już coś. – kiwnął głową w aprobacie.

– Dlaczego chciał się pan ze mną spotkać? Chyba nie chodziło, aby zapytać o księgarnie, prawda? – wyrzuciła w końcu siebie to, co nurtowało ją od kilku dni.

 

Profesor Snape chwycił za swoją filiżankę upijając americano. Potem oparł się o krzesło, wpatrując się w towarzyszkę. W tym spojrzeniu było coś tak tajemniczego, że Hermiona nie miała pojęcia, o czym myśli profesor Snape. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, również chwyciła za swoją szklankę, starając się tym razem nie ubrudzić mleczną pianą.

 

– Długo myślałem o tobie, panno Granger.

 

Hermiona niemal zakrztusiła się kawą. Profesor Snape posłał jej pytające spojrzenie, a ona uniosła dłoń w górę, dając mu do zrozumienia, że zaraz się uspokoi. Po niedługiej chwili otarła z oczu łzy, czując się jak kompletna idiotka. Chrząknęła, oczyszczając gardło. 

 

– Co dokładnie pan myślał? – zapytała, a jej głos brzmiał już nieco lepiej.

– Dlaczego odsunęłaś się z naszego świata.

– Mówiłam już panu.

– Tylko wciąż tego nie rozumiem – odłożył na stolik pustą już filiżankę. – Jesteś piekielnie zdolną – rozejrzał się na boki – Czarownicą – dodał nieco ciszej, pochylając się w jej stronę.

– To już nie jest moje miejsce, nie należę do tego świata, moje miejsce jest tutaj, wśród mugoli.

– Dlaczego tak uważasz? – ciągnął ją za język.

– Bo nie pasuje tam, nigdy nie pasowałam. Taka szlama jak ja w magicznym świecie? Proszę mi wybaczyć, ale moja historia już się zakończyła.

– Nie jesteś żadną szlamą – warknął, chwytając ją za dłoń, jakby miało to pomóc podkreślić wagę wypowiedzianych słów. Hermiona spojrzała na niego, a potem na stolik, gdzie trzymał ją za dłoń. Jej wewnętrzne dziecko schowało się w kącie, przykrywając grubym kocem.

– Widocznie w czymś się nie zgadzamy – podniosła rękę w górę, uwalniając się z uścisku mężczyzny. Zaczęła buzować w niej złość. Jakim prawem Snape raczył dawać jej kazania? Jak mógł podważać jej decyzję? Po chwili znalazła się obok nich młoda dziewczyna, która wcześniej przyjmowała ich zamówienie. – Poproszę rachunek.

– Oczywiście – zniknęła, oddalając się do kasy.

– Nie skończyliśmy rozmowy Granger.

– Ja skończyłam profesorze Snape – powiedziała, dobitnie podkreślając, każde słowo.

 

Kelnerka ponownie się zjawiła, kładąc na stoliku rachunek. Hermiona tylko rzuciła okiem na świstek papieru i już chwyciła za torebkę, nim dobiegł ją głos mężczyzny.

 

– Ja płacę.

– Potrafię za siebie zapłacić – mruknęła, wyciągając na stolik pudełko z plastrami, wodę utlenioną i paczkę chusteczek. W końcu udało się jej wyciągnąć portfel, który położyła przy pustej już szklance.

– Kobieta nie będzie płacić w moim towarzystwie – Snape wcisnął kelnerce w dłoń kilka banknotów i kiwnął na nią głową, by już odeszła. Hermiona podniosła na niego wzrok, wrzucając ponownie wszystko do torebki.

– Sama bym za siebie zapłaciła – wstała, zarzucając na ramię torbę.

– Powiedziałem już, że nie będziesz płacić w moim towarzystwie – rzucił to takim tonem, że wiedziała, iż nie wygra z nim. Jego głos był cichy, ale powodował nieprzyjemne dreszcze na plecach, zupełnie jak za czasów szkolnych, gdy ktoś wysadził kociołek na jego zajęciach. Wyprostował barki, dodając: możesz przeznaczyć te pieniądze na coś innego, nie wiem, kupisz karmę dla swojego kota czy coś.

– Albo ja zaproszę pana następnym razem na kawę – odpowiedziała, dziwiąc się samej sobie za taką bezpośredniość. Czuła, jak stres, który zbierał się w niej przez ostatnie tygodnie, powoli ulatuje. Profesor Snape uniósł w charakterystyczny dla niego sposób brew ku górze.

– I tak wtedy za nas zapłacę – rzucił, przepuszczając ją w drzwiach. 

 

Spojrzała na niego buntowniczo, zakładając ręce pod biustem. Z jej oczu cisnęły błyskawice, a ten widok niezwykle rozbawił profesora Snape’a. Dał to po sobie ukryć, nakładając na swą twarz maskę surowego profesora. Hermiona odrzuciła na bok loki i ponownie na niego spojrzała, mając już nieco łagodniejsze spojrzenie.

 

– Dziękuje za zaproszenie, ale proszę mi teraz wybaczyć, Krzywołap na mnie czeka – profesor Snape na jej słowa przekrzywił głowę w bok.

– To chyba nie jest normalna relacja z kotem…

– Mam tylko jego – mruknęła pod nosem. – Do widzenia profesorze – rzuciła, nie odwracając się już za siebie. Snape jeszcze przez chwile spoglądał na oddalającą się sylwetkę dziewczyny, nim nie zniknęła mu z oczu, mieszając się z tłumem Londyńczyków. 

 

~*~

 

Now I’ve had the time of my life *

No, I never felt like this before

Yes, I swear, it’s the truth

And I owe it all to you

’Cause I’ve had the time of my life

And I owe it all to you

 

Hermiona wraz z Krzywołapem siedziała na kanapie, wpatrując się w ekran telewizora. Co rusz ocierała łzy z policzków podczas kultowej sceny z filmu Dirty Dancing. Zawsze podczas ferii wiosennych w Hogwarcie, oglądała ten film razem z mamą, wcinając ciastka i popijając lemoniadę. Jej tata nigdy nie rozumiał fenomenu tego filmu i zawsze w tym czasie wychodził pomajsterkować przy samochodzie, zostawiając kobiety same.

 

Krzywołap również wydawał się zainteresowany seansem, gdyż ani razu nie mruknął, ani nie zakłócił oglądania swojej pani. Leżał z wyciągniętymi łapami, wesoło machając ogonem. Hermiona miała już chwytać kolejne ciastko, nim usłyszała dzwonek do drzwi. Spojrzała na Krzywołapa i zwlekła się z kanapy, ocierając resztki łez z policzków. Nie wiedziała, kto, śmiał jej zakłócić koniec filmu. Nikogo się nie spodziewała, zwłaszcza o tej porze. Poprawiła luźnego kucyka na głowie i otworzyła szeroko drzwi.

 

– No nie – warknęła ni to zszokowana, ni to zła.

– Nie dokończyliśmy rozmowy panno Granger.

 

Snape wepchnął się jej do mieszkania, nawet się z nią nie witając. Stanął pośrodku salonu, spojrzał na nią ubraną w luźne dresowe spodnie, trochę za dużą koszulkę z logo jakiegoś zespołu, oraz skarpetki w jeże, a potem na kota, który władczo wciąż leżał na kanapie, machając ogonem. Jego wzrok spadł potem na stolik kawowy zapełniony okruszkami po ciastkach, opakowaniem po czekoladzie, a także w połowie pustą butelką po winie.

 

– Jasne, może pan wejść – rzuciła ostro widząc jak Snape usadawia się na jej sofie.

– Co ty płaczesz? – zapytał, widząc jej czerwone oczy i opuchnięte policzki.

– Film oglądałam – odpowiedziała, siadając obok niego.

– To chyba kiepski był ten film.

– Pan nic nie rozumie – wskazała ręką na telewizor. – Jak każdy facet, wy nic nie rozumiecie.

 

Snape puścił jej uwagę mimo uszu. Machnięciem różdżki pozwolił sobie przywołać kieliszek z kuchni i pod czujnym wzrokiem kobiety nalał odrobinę rubinowego płynu. Hermiona prychnęła na jego poczynania. Zdała sobie sprawę, że Snape chyba zaczął tolerować jej osobę, jak bardzo kuriozalnie to nie brzmiało. Jakby nic wparował jej do mieszkania, usilnie domagając się wyjaśnień. Pewnie, gdyby ta sytuacja miała miejsce na początku, gdy wpadł na nią w księgarni, Snape nigdy by się nie posunął do takich czynów.

 

– Jakie to wstrętne – wykrzywił usta, odkładając kieliszek na stolik.

– Jest słodkie, jakby pan nie zauważył.

– No czuje właśnie. Jakbyś nie mogła mieć wytrawnego – Hermiona spojrzała na niego z litością.

– Mógł pan przynieść własne, jak już pan mi się wprosił do mieszkania. Jestem zajęta, jakby pan nie widział.

– No właśnie widzę Granger – machnął ręką na stolik, a ona jedynie wzruszyła ramionami.

 

Chwyciła pilot i wyłączyła telewizor na napisach końcowych. Podkuliła nogi pod brodę i spojrzała na niego. Minął tydzień od ich ostatniego spotkania w kawiarni. Od tego czasu nie mieli ze sobą kontaktu, a Hermiona odetchnęła trochę. Czuła, że zareagowała za ostro podczas ich ostatniej rozmowy, a Snape tak naprawdę niczemu nie zawinił. Gdzieś w duchu pocieszała samą siebie i usprawiedliwiała, że właśnie przechodziła te dni w miesiącu, więc dlatego pewnie zachowała się tak, a nie inaczej.

 

– Chciałem dokończyć naszą ostatnią rozmowę – odezwał się Snape.

– Musimy o tym rozmawiać? Naprawdę nie chcę w tym momencie – podkuliła jeszcze bardziej nogi, a głos stał się pusty, bez wcześniejszej dawki zirytowania, którą mu pokazała na powitanie. – Porozmawiamy, ale nie dziś.

– Coś się stało panno Granger? – usiadł bokiem, spoglądając na nią. Zdziwił samego siebie, że nawet wyleciało mu to pytanie z ust, a w jeszcze większym szoku był, kiedy Granger odpowiedziała.

– Dostałam wiadomość od pani Morgan, dziś przyjęła pierwszą chemię.

 

I wtedy wszystko stało się dla niego jasne. Nagłe zniknięcie kobiety oraz przejęcie jej księgarni przez Granger. Zauważył jak dziewczyna, ociera łzę z policzka, która już zapewne nie była spowodowana wcześniej oglądanym filmem. Uniosła głowę, spoglądając na niego przekrwionymi oczami.

 

– Dlaczego właśnie ona? – zapytała, oczekując wyjaśnień.

– Życie nie jest sprawiedliwe, panno Granger.

– Mam dług wdzięczności u pani Morgan – spojrzała mu głęboko w oczy. – Powstrzymała mnie, kiedy chciałam skoczyć z Blackfriars Railway Bridge.

 

Zadrżał minimalnie. Spojrzał na dziewczynę, która schowała głowę między kolana. To już nie była ta sama pyskata, wszechwiedząca uczennica, irytująca wszystkich na każdym kroku, swoim zachowaniem i wiedzą, którą chcąc czy nie chcąc, wielu jej zazdrościło. Snape otworzył usta, by coś powiedzieć, ale nic z nich nie wyleciało. Siedziała przed nim zgarbiona młoda kobieta, a on nie wiedząc czemu, poczuł okropny żal do niej. Uniosła na niego spojrzenie, a jej wzrok był pusty. Nie znalazł tam łez, była tam nicość, która przeraziła go do szpiku kości. Uzmysłowił sobie, że rozpoczął się nowy etap, że właśnie w gruzach poległ kolejny dzielący ich mur. 

 

– Po zakończeniu szkoły zjawiłam się w Londynie, nie mając dokąd pójść. Hogwart przez ten czas był moim domem, schronieniem, azylem. Przez cały dzień włóczyłam się po Londynie, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. W końcu, kiedy zapadł zmrok, a ludzie wrócili do swych mieszkań, Londyn opustoszał. To dziwne, prawda? Tętniące miasto życiem umarło na kilka godzin, jakby dając mi chwilę wytchnienia. – urwała na moment. – Znalazłam się na krawędzi Blackfriars Railway Bridge. Wpatrywałam się w dół płynącej rzeki, byłam gotowa do skoku nim u mojego boku, zjawiła się pani Morgan. Stanęła obok mnie na krawędzi. Nic nie mówiła, milczałyśmy przez pięć minut, dziesięć, albo godzinę, nie mam pojęcia, czas zdawał się stać w miejscu. W pewnym momencie wyciągnęła w moją stronę dłoń i wie pan, co mi powiedziała? Zaufaj mi. Te dwa słowa. A ja nie wiedząc czemu, zaufałam obcej kobiecie. – spojrzała na niego. – Wie pan co, mnie w niej przekonało? Co powstrzymało mnie przed skokiem? Jej oczy. Piękne błękitne oczy, z których czułam dobro, dobro, które aż od niej biło. Byłam gotowa popełnić samobójstwo. O niczym innym nie myślałam w ostatnich tygodniach szkoły, a gdy już stałam tam pewna siebie, zjawiła się ona. – lekko się uśmiechnęła na swoje słowa. – Pani Morgan tamtego wieczoru zaproponowała mi nocleg. Później zaoferowała mi pracę w księgarni i pomogła znaleźć to mieszkanie. – zatoczyła dłonią koło przed sobą. – Zaopiekowała się mną, kiedy nikogo przy mnie nie było – ostatnie zdanie dodała już nieco ciszej, jakby mówiła sama do siebie.

 

Podniosła na niego wzrok, było to pełne bólu przeszywające spojrzenie. W jej oczach zgromadziły się gorzkie łzy, które zaczęły spływać po zaróżowionych policzkach. Potrząsnęła głową, jakby chciała odsunąć od siebie złe myśli. Snape zauważył jak dziewczyna, zbliża się do niego, a potem opiera delikatnie głowę na jego ramieniu. Nie był pewien, co powinien zrobić w tej sytuacji, powinien coś odpowiedzieć na jej wyznanie? A jak tylko pogorszy sytuację? Zdecydował się na przyciągnięcie panny Granger bliżej siebie. Ostrożnie położył dłoń na jej ramieniu, kciukiem kreśląc małe kółka.

 

Po kilkunastu minutach zauważył, że musiało to pomóc, a dziewczyna opanowała swój szloch, co jakiś czas tylko pociągając niezdarnie nosem. Nie oderwała się ani milimetr od niego, czując się niezwykle bezpiecznie. Snape nie wiedział, co miał począć, czy powinien już ją odsunąć od siebie? Czy powinien poczekać, jak sama uzna, że już jest gotowa? Oparł swój podbródek na jej głowie, delikatnie przymykając oczy, a do jego nozdrzy doleciał zapach truskawkowego szamponu, który w gruncie rzeczy był nawet przyjemny. Panna Granger zaczęła oddychać miarowo, a profesor Snape zauważył po chwili, że zasnęła.

 

* Bill Medley, Jennifer Warnes – (I’ve Had) The Time Of My Life

Rozdziały<< Hermiona i Severus – A kiedy przyjdzie czas Roz.6Hermiona i Severus – A kiedy przyjdzie czas Roz. 8 >>

Jazz Sevmione

Witaj przybyszu, który zabłądziłeś w otchłani internetu. Miło mi Ciebie gościć w moich skromnych progach. Śmiało usiądź wygodnie, a ja zaproponuję Ci kremowe piwo, dokładnie takie samo jak możesz znaleźć w Pubie pod Trzema Miotłami. Może poznamy się, co myślisz? Jestem Jazz, niebieskooką blondynką, która przeżyła już sporo wiosen. Od 2013 roku autorka bloga: „Hermiona i Severus - Działa na nią jak narkotyk" oraz troszkę młodszego dzieciątka: „Hermiona i Severus - A kiedy przyjdzie czas". Znajdziesz mnie na wattpadzie pod nazwą: Jazz_Sevmione, oraz na bloggerze, gdzie wszystko się zaczęło! 📖 https://the-elusive-shadow.blogspot.com/ 📖 https://enough-for-today.blogspot.com/ [Opowiadanie jest moją fantazją, wyobraźnią, która narodziła się w mojej głowie. Bohaterowie występujący w opowiadaniu są własnością J.K.Rowling z serii książek o Harrym Potterze.] * Zakaz kopiowania i umieszczania gdziekolwiek opowiadań ❗️*

Ten post ma jeden komentarz

Dodaj komentarz