Hermiona i Severus – A kiedy przyjdzie czas Roz. 22

ROZDZIAŁ 22 – DOLINA SELAKANO

 

Zerwał się silny wiatr, poruszając koronami drzew. Ptaki poderwały się z gałęzi, wbijając się w zachmurzone niebo, znikając na tle szarego nieba. Dolina Selakano, znajdująca się na Krecie otoczona była pasmem górskim na wschodzie wyspy. Większa część obszaru porośnięta była sosnami, cyprysami i dębami kermesa.

 

Hermiona wcisnęła dłonie w kieszenie kurtki, odwracając się za siebie. Profesor Snape właśnie rozkładał namiot przy użyciu magii, a ona musiała zdusić w sobie ból przeszłości. To był ten sam namiot, który im służył w podróżach, gdy zbierali ingrediencje do eliksirów. Dotknęła opuszkami palców grubego materiału tuż przy wejściu do namiotu. Z zewnątrz był malutki, niepozorny, jednak po wejściu do środka, wymiarami przypominał niedużej wielkości mieszkanie. Profesor Snape przeszedł tuż obok niej, wnosząc ich bagaże. Nie chcąc ze sobą dłużej walczyć, podążyła za nim, przechodząc pomiędzy ciemnym materiałem.

 

Gdy tylko wyprostowała barki, poczuła ogromny ścisk w żołądku. Wszystko wyglądało jak dawniej. Układ nie zmienił się, a na środku wciąż stał mały stoliczek, na którego zazwyczaj wrzucali swoje torby, po intensywnym dniu poszukiwań ingrediencji. Po lewej stronie była malutka łazienka, znalazł się kącik na prowizoryczną kuchnię, stolik z dwoma krzesłami, zużytą i poszarpaną w niektórych miejscach kanapę, kozę, nad którą ogrzewali zmarznięte dłonie oraz dwa pojedyncze łóżka, które oddzielone były od reszty zasłonką. Wyglądało tu tak, jakby cofnęła się wspomnieniami o parę lat wstecz. Wszystko było tak realistyczne, że Hermiona nie mogła uwierzyć, że jeszcze nie tak dawno, krzątała się po tym namiocie z całkowitą swobodą.

 

– Tam znajduje się łazienka, kuchnia, jest dość spora szafa, możesz zostawić w niej swoje rzeczy, a tutaj – wskazał dłonią, przechadzając się po namiocie – będziesz spać. Jeśli przeszkadza ci, że jesteśmy w tym samym pomieszczeniu, mogę zrobić przemeblowanie.

– Nie, nie… – potrząsnęła głową, wyciągając dłonie z kieszeni kurtki. – Jest dobrze.

 

Snape zmrużył oczy, ale nie odezwał się już ani słowem. Za pomocą magii, rozpakował się w dosłownie kilka chwil, umieszczając swoje rzeczy w szafie, a wszystkie probówki i szklane słoiki, które potrzebne im będą w wyprawie, zostały nie tknięte, czekając w skórzanym neseserze.

 

Hermiona usiadła na skraju prowizorycznego łóżka, wiedząc doskonale, które z nich może zająć. Zawsze podczas ich podróży to właśnie jej profesor wybierał te z lewej, przez co mogła korzystać z tego po prawej. Rozpakowanie nie zajęło jej wiele czasu. Oprócz paru grubych swetrów, podręcznej kosmetyczki, nie miała wielu rzeczy ze sobą. Brakowało jej Krzywołapa, ale Snape stwierdził, że lepiej byłoby zostawić go pod opieką Malfoya, który właśnie miał wolne, niż ciągnąć go z nimi, po dość górzystym terenie. Hermiona musiała stwierdzić, że na pewno spodobałoby się tutaj Krzywołapowi w otoczeniu natury. Zapewne miałby niezły ubaw, próbując dogonić wiewiórkę, czy polować na spadające szyszki.

 

W kuchni Snape już przygotowywał dla nich śniadanie. Krzątał się z gracją, wyciągając produkty, które zabrał ze sobą z Rye. Hermiona lekko uśmiechnęła się pod nosem, wyciągając z torby małą puszkę z kawą. Była pewna, że jej profesor pamiętał o wszystkim, jednak nie o najważniejszym – o kawie. Podczas ich podróży zawsze o niej zapominał i na trzeciej wyprawie, Hermiona nauczyła się, że powinna zabierać ją ze sobą. Profesor za każdym razem posyłał w stronę puszki nieco podejrzliwe spojrzenie. Jednak szybko ono łagodniało, gdy upił łyk gorącego napoju.

 

– Możesz się rozejrzeć gdzie, co jest – odezwał się Snape, wbijając na rozgrzaną patelnię jajka. – Rzuciłem tylko chołoszczyć, aby pozbyć się kurzu.

– Chyba dawno pan nie używał tego namiotu – odezwała się, wyciągając kubki, doskonale pamiętając, w której szafce się znajdowały.

– Sam już nie pamiętam kiedy – machnął różdżką, nakrywając do stołu.

– Kawy? – zaproponowała, unosząc w górę kubki.

– Sprawdź w tamtej szafce czy jest, ale szczerze to wątpię.

– Nie ma – odpowiedziała, nawet nie zaglądając do szafki. Snape uniósł brew ku górze, ale nie skomentował jej dziwnego zachowania. – Ale mam swoją kawę – dodała, nalewając do garnuszka wody.

– No popatrz Granger… – skomentował tymi samymi słowami co niegdyś, na które Hermiona poczuła rozpływające się ciepło w okolicy serca. – Po śniadaniu ruszymy w poszukiwaniu dyptamu, jest to idealna pora na jego zbiór.

– Dobrze znam tę roślinę – mruknęła pod nosem, obserwując gotującą się wodę w garnuszku.

– Miałaś okazję jej użyć?

– Kilkukrotnie… – obserwowała, jak nałożył jajecznicę na talerze i skinieniem głowy zaprosił ją do stołu. – Pamiętam, gdy użyłam esencji dyptamu do oczyszczenia rany Rona. Rozczepił się podczas teleportacji – wyjaśniła, stawiając przed nim kubek z parującą kawą.

– Więc wiesz, jak ważna jest ta roślina. Jedz, bo wystygnie – dodał po chwili nieco łagodniejszym tonem.

 

Ubrali buty za kostkę, ciepłe swetry i przeciwdeszczowe płaszcze. Coraz ciemniejsze niebo nie zapowiadało słonecznego dnia. Zarzucili plecaki, zapięli pod samą szyję odzież i ruszyli w głąb doliny w poszukiwaniu dyptamu.

 

Snape nie wymagał od niej niczego szczególnego, podczas tej wyprawy. Nie kazał jej rozglądać się za rośliną, ani obserwować unikatowych owadów, które przypadkowo mogłyby im się przydać. Traktował ją jako kompankę u boku, musząc stwierdzić, że Granger była nawet znośna, czego się nie spodziewał. Na początku obawiał się, że będzie paplać mu nad głową, a on będzie zmuszony odesłać ją do namiotu, lub będzie podsyłać w jego stronę setkę pytań, jak zwykła uczennica, delektująca się z wycieczki szkolnej.

 

Obserwował Granger z boku, jak szła nieco swoją ścieżką, mając spuszczoną głowę. Drobne dłonie miała zaciśnięte w piąstki, wargi zagryzała niemal do krwi, a jej brwi były zmarszczone, ukazując, że rozmyśla nad czymś intensywnie. Oczy wciąż miała podkrążone i czerwone, a zauważył to rano, gdy tylko zjawił się w jej mieszkaniu. Nie pytał, dlaczego płakała, wiedział, że sama z tym do niego przyjdzie, gdy tylko będzie tego potrzebować, a on, nie chciał rozdrapywać niewidzialnych ran. Nie spodziewając się tego po sobie, nagle w jednej chwili zapragnął dowiedzieć się, o czym tak rozmyśla Granger, co zaburza jej spokój, podczas spokojnej wędrówki po dolinie Selakano. Oczywiście mógłby użyć na niej legilimencji, zajrzeć w każdy zakamarek jej umysłu, poznać każdą jej tajemnicę, sprawdzić z czymś się zmaga, co ją trapi. I gdy już zaciskał dłonie na różdżce, Granger niespodziewanie odwróciła się w jego stronę, wskazując dłonią przed siebie. Znalazła dyptam. A potem uśmiechnęła się w jego stronę tak ciepło, że Snape rozluźnił uścisk na różdżce, delikatnie opuszczając ją w dół. Zbeształ się w myślach, za chęć wdarcia się z buciorami do jej umysłu.

 

– Masz chyba lepszy wzrok niż ja – pochwalił ją, ostrożnie wykopując roślinkę wraz z korzeniami za pomocą magii.

– Czuję się, jakby właśnie przyznał pan Gryffindorowi pięć punktów – zażartowała, podstawiając pod jego dłonie słoik.

– Nie rozpędzaj się tak, Granger – jego głos był cichy, przez co idealnie udało mu się wywołać gęsią skórkę na jej ramionach. Zauważył, jak odchrząknęła, by po chwili zacząć wyginać palce w akcie zdenerwowania. Delikatnie uniósł kąciki ust w górę, chowając słoik. – Jeden dyptam to za mało, potrzebujemy ich co najmniej z tuzin. Chodź. Wyżej będzie ich więcej.

– Jesteśmy w dolinie Selakano, prawda? – zagadała go, trzymając w dłoni długi patyk, który zaczął służyć jej za podpórkę. Snape uśmiechnął się nieco wrednie pod nosem, za brak kondycji u swojej byłej uczennicy, zważając, że była od niego co najmniej dwie dekady młodsza. – Czytałam kiedyś, że właśnie w jednej z tutejszych jaskiń narodził się Zeus…

– Najwyższy z bogów w mitologii greckiej – dokończył za nią, na co onieśmielona Hermiona, jedynie kiwnęła głową.

– Dokładnie. Kolejny raz jestem mile zaskoczona. Wpierw wie pan o muzyce mugoli, a teraz dowiaduje się, że grecka mitologia, której uczą się dzieci w szkołach, również nie jest panu obca.

– Nie jestem taki prymitywny, jak ci się może wydawać Granger – odgryzł się nieco wrednie, rzucając spojrzenie na jej patyk. – Bynajmniej mam kondycję.

– No wie pan co? – oburzyła się, trącąc go zuchwale w bark.

 

Jakie było ich obojgu zdziwienie, gdy Snape wyrwał jej patyk, odrzucając w bok, a Granger, sekundę później przycisnął do najbliższego drzewa. Spoglądał na nią nieco z góry, rejestrując jej zabiegane i nieco zamglone spojrzenie, zaróżowione policzki i wargi, które zaczęła przygryzać. Zatrzymał na nich dłużej spojrzenie, by przenieść je potem na oczy. Otulił go zapach truskawkowego szamponu, który kojarzył się mu tylko z nią. Cisza pomiędzy nimi była tak wyczuwalna, że niemal słyszał stukot jej serca. Pochylił się nad nią, wyczuwając jej płytki oddech na swoim policzku. Odgarnął kosmyki włosów, zakładając je za ucho, by po chwili najciszej jak się da, móc wyszeptać: nie chciej sprawdzić wiarygodności mojej kondycji, Granger.

 

I jakby gdyby nic, oderwał się od niej, oddalając się wzdłuż krętej ścieżki. Hermiona potrzebowała chwili, by zrozumieć, co właściwie miało miejsce. Odnalazła swój patyk, chwyciła go, podążając za oddalającymi się plecami mężczyzny. Był kilkanaście metrów przed nią, a jego kondycja, z jaką co rusz pokonywał wzniesienia, była godna podziwu. Uśmiechnęła się delikatnie, gdy wiatr otulił jej rozgrzane policzki. Dotknęła opuszkami palców swoich ust, zastanawiając się nad tym, czy on myślał o tym samym. Na pewno nie, jej wewnętrzne dziecko pomachało na nią złowrogo palcem. Masz zbyt wielką wyobraźnię, dodało na koniec, patrząc na nią z lekką rezerwą.

 

Snape tymczasem zbeształ się w myślach na samego siebie. Co mu u licha przyszło do głowy, by przyprzeć Granger do tego drzewa i zmniejszyć w ten sposób dzielący ich dystans. Przeklął dość głośno pod nosem, wdrapując się na wielki głaz, który był na środku ścieżki. Odwrócił się za siebie, obserwując, jak Granger zasapana wciąż włóczy nogami, próbując dorównać mu kroku, a na jego niedowierzanie wciąż w dłoni ściskała ten sam kij, który wytrącił jej chwilę wcześniej. Gdy tylko zbliżyła się do głazu, wyciągnął w jej stronę dłoń. Początkowo patrzyła na nią niepewnie, by po chwili jednak przyjąć jego pomoc. Wyczuwając jej delikatną piąstkę, mocno zacisnął palce, ciągnąc ją w górę. Stanęła tuż obok niego. Przez krótką chwilę patrzyli sobie w oczy, a żadne z nich nie wypowiedziało ani słowa. Tę dość niezręczną i dziwną sytuację przerwały ptaki, które raptownie poderwały się z gałęzi drzew, wznosząc się w górę. Ich jazgotanie sprowadziły mężczyznę na ziemię, przerywając ten dziwny, a zarazem przyjemny kontakt wzrokowy. Sięgnął po plecak, wyciągając z niego butelkę z wodą i jabłko, które wręczył towarzyszce. Granger z ulgą przyjęła napój, wypijając niemal naraz, całą wodę, gdy Snape w tym czasie oddalił się, rozglądając się wokół. Zauważyła, jak po chwili wyciągnął z plecaka kolejne słoiki, umieszczając w nich dyptam.

 

W ciągu kolejnych kilku godzin udało im się odnaleźć ponad tuzin dyptamu, a także dziką i niezwykle rzadką odmianę czyrakobulwy. Probówki zapełnili również znalezionym asfodelusem i pykostrąkiem. Wiatr wzmagał na sile, ciągnąc za sobą ciemne chmury. Snape zadarł wysoko głowę, skanując spojrzeniem niebo.

 

– Schodzimy w dół. Zaraz będzie padać.

– Mamy wszystko? – zapytała, spoglądając na wypchany plecak mężczyzny.

– Mamy więcej, niż myślałem – odpowiedział, wyciągając przed siebie różdżkę. – Lumos – wyszeptał, a na jej końcu ukazało się małe światełko, które zaczęło oświetlać im drogę. – Jednakże muszę tu wrócić jeszcze w nocy.

– Dlaczego?

– Potrzebny jest mi śluz, a zrywa się go jedynie w pełni księżyca. Idź obok mnie, Granger – odezwał się, obracając się za siebie. – Nie chcemy, aby jakieś stworzenie cię pożarło.

– Zapewniam, że jestem niejadalna – odpowiedziała, starając się brzmieć całkiem poważnie, chociaż kąciki jej ust co rusz, wędrowały w górę.

 

~*~

 

Płaszcze przeciwdeszczowe, które mieli, kompletnie nie spełniły swojej funkcji. Wrócili do namiotu cali przemoczeni. Snape gdy tylko znalazł się w środku, rzucił na siebie zaklęcie suszące. Zaoferował swoją pomoc Granger, jednak ta grzecznie podziękowała, wybierając ciepły prysznic i suche ubrania. Nie narzucał jej w żaden sposób magii, jeśli wciąż nie była na nią gotowa.

 

Przygotował dla niej gorącą herbatę z miodem i cytryną. Nie pamiętał kiedy ostatni raz przebywał w tym namiocie, jednak wiedział, że musiał mieć gdzieś dodatkowy puchaty koc, który chciał wręczyć Granger, żeby tylko nie złapała zaraz po pierwszej lepszej wyprawie przeziębienia. Sprawdził pod łóżkami i w szafie, ale nie znalazł go tam. Dość długo nie był obecny w tym namiocie, jakieś parę lat z tego co pamięta, ale był pewien, że gdzieś musiał mieć dodatkowy koc. Zapewne wcisnął go gdzieś z pośpiechu, kompletnie nie odkładając go na należyte miejsce. Przechadzał się po namiocie, gdy jego wzrok przykuł kosz wiklinowy znajdujący się tuż pod małym stolikiem, gdzie zostawił swój plecak wypchany słoikami. Otworzył go, uśmiechając się pod nosem.

 

– Znalazła się zguba.

 

Wyciągając koc, usłyszał głośny stukot. Początkowo myślał, że była to Granger w toalecie, że coś musiało jej upaść, jednak dźwięk był nieco wyraźniejszy tuż obok niego. Spojrzał pod swoje nogi. W jednym z rogu koca zawinięty był mały aparat. Chwycił go w dłonie, obracając z każdej ze stron. Snape zastanowił się skąd wziął się tutaj mugolski gadżet. Kompletnie nie miał pojęcia, by go tam umieścił, a co prędzej, żeby kiedykolwiek z niego korzystał. Nadusił różne przyciski, ale nic się nie wydarzyło. Gdy tylko przyłożył aparat do oka, ujrzał w obiektywie wychodzącą Granger z łazienki. Włosy miała zawinięte w ręcznik, pod pachą ściskała małą, granatową kosmetyczkę. Ubrana była w nieco za duży miodowy sweter i ciemne jeansy. Kiedy podniosła na niego wzrok, ujrzał w obiektywie, jak zamarła, a wtedy on poczuł dziwne, otulające go uczucie, jakby spadał przez otchłań oceanu. Jego wyobraźnia zaczęła mu w zawrotnym tempie podrzucać obrazy, których nie potrafił w tamtej chwili odszyfrować.

 

– Profesorze? – usłyszał z oddali głos. – Profesorze Snape? Wszystko w porządku?

– Oczywiście – odsunął od twarzy aparat, patrząc na niego podejrzliwie. Wciąż czuł na karku przeszywający zimny podmuch. Przez moment poczuł, jak kręci mu się w głowie, jakby zabrakło mu tchu. Podparł się o stolik, biorąc kilka głębszych wdechów.

– Coś się stało? – ostrożnie dotknęła jego ramienia. – Źle się pan czuje?

– Nie – odpowiedział, przywracając się do porządku. Chwilowe odurzenie minęło, sprawiając, że czuł się nieco lepiej, chociaż wciąż dziwny podmuch na karku mu towarzyszył. – Znalazłem koc dla ciebie – skierował się na kanapę. – Chodź, herbata ci wystygnie.

– Profesorze, co to jest? – usłyszał jej pytanie, gdy tylko zarzuciła na swoje barki koc, siadając obok niego. Wciąż uważnie skanowała jego twarz wzrokiem, widząc, że wciąż wyglądał nienaturalnie blado. Przełknęła nieprzyjemną gulę w gardle, zaciskając dłonie w piąstki.

– Mugolski aparat fotograficzny – obrócił go w dłoniach, lekko podrzucając w górę. – Właśnie go znalazłem. Dziwne…

– Co jest takiego dziwnego? – zapytała, starając się mieć całkiem neutralny głos.

– Nigdy nie miałem czegoś takiego i jestem święcie przekonany, że nie należy do mnie – odłożył go na stolik, uważnie wpatrując się w obiektyw.

– To doprawdy niecodzienna sytuacja – zgodziła się z nim, mocząc usta w gorącym napoju.

 

Podczas gdy Snape zastanawiał się skąd u licha mugolski gadżet wziął się w jego magicznym namiocie, Hermiona siedziała niczym na szpilkach, wpatrując się w swój aparat. Kompletnie zapomniała, że zostawiła go w namiocie profesora, licząc, że jeszcze przed laty odbędą podróże, a ona będzie mogła go ponownie użyć, dokumentując rośliny, które spotkaliby na swojej drodze. Spojrzała kątem oka na mężczyznę, mając nadzieję, że w życiu nie wpadnie na pomysł, że ten aparat tak naprawdę należy do jego byłej uczennicy. Bo jak inaczej miałaby mu to wyjaśnić? Przecież nie mogłaby mu się przyznać, że odbywali razem podróże, że wspólnie szukali ingrediencji do eliksirów, że to właśnie ona… wymazała mu pamięć. Przełknęła wielką gulę w gardle, starając się zepchnąć myśli na całkiem inny tor.

 

– Rozmawiałam z Malfoyem – odezwała się, pragnąc, by zwrócił na nią swoją uwagę. Podziałało, gdyż po chwili wrzucił do wiklinowego kosza aparat i wrócił do niej, siadając obok na sofie. Jej wewnętrzne dziecko nieco odetchnęło z ulgą, wychodząc z ciemnego kąta.

– Kiedy?

– Wczoraj, jak pan wyszedł – wyczuła jego spojrzenie na swojej twarzy. Była onieśmielona, jego bliskością, gdzie siedział może w odległości pół metra od niej. Zawiesiła wzrok na swoich kolanach, wiedząc, że nie umiałaby spojrzeć mu w oczy. Cały ten dzień był wielką mieszanką wybuchową i na każdym kroku była coraz bardziej przekonana, że przez swoje nieuważne zachowanie, mężczyzna zacznie coś podejrzewać, że zorientuje się, że Granger w jakiś dziwny i pogmatwany sposób była obecna w jego życiu. A ona nie chciała do tego doprowadzić, wiedząc, że on nigdy by nie wybaczyłby jej za manipulowanie jego wspomnieniami. Przełknęła ciążącą gulę w gardle.

– Chcesz o tym porozmawiać? – zapytał w delikatny sposób, kładąc dłoń na jej barku. Poczuła, jak gorący dreszcz przeszedł wzdłuż kręgosłupa, powodując przyjemne ciepło na całym ciele. Kiwnęła głową, w końcu znajdując w sobie odwagę, by zajrzeć w ciemne oczy mężczyzny.

– Umówiłam się z Malfoyem na wizytę… – wyszeptała, czując zbierające się w oczach łzy.

– Widzę, że jest ci ciężko – przejechał delikatnie kciukiem po jej barku. – Podjęłaś słuszną decyzję, cieszę się, że zdecydowałaś się na tak ważny krok. Nie ma nic złego w proszeniu o pomoc.

– Zobaczymy – mruknęła, wzruszywszy ramionami.

– Nie jesteś z tym sama… Hermiono – usłyszała jego spokojny głos. Przymknęła powieki, uśmiechając się przez łzy. – Jeśli chciałabyś, to mogę ci towarzyszyć w drodze na wizytę.

– Nie chcę robić problemu… – wyszeptała, kręcąc głową. – Proszę… nie chcę już o tym rozmawiać.

– Oczywiście, wcale nie musimy. Możemy po prostu posiedzieć.

 

Poczuła jego zimną dłoń na twarzy. Drobnym ruchem ocierał łzy z jej policzków. A potem w tak delikatny i subtelny sposób dotknął jej brody, lekko pocierając skórę kciukiem. Spojrzała na niego nieco onieśmielona spod zamglonych od oczu łez. Nawet nie pamięta kiedy przybliżyła się do niego znacząco, kładąc swoje dłonie na jego klatce. Kilkakrotnie przejechał ręką po wilgotnych włosach, muskając jej czoło swoimi wargami. Zadrżała.

 

– Spróbuj się zdrzemnąć. Będę tutaj – objął ją mocno ramieniem, naciągając na jej barki puchaty koc.

 

Nie sprzeciwiła się. Przymknęła powieki, mając nadzieję, że zostanie porwana w objęcia Morfeusza, że koszmary i demony przeszłości nie nawiedzą jej pierwszy raz od dwóch lat.

 

Snape zawiesił spojrzenie gdzieś przed sobą, czując, że otacza go dziwne uczucie spokoju, gdy trzyma w ramionach tę drobną dziewczynę. Nawet nie wiedząc kiedy, stwierdził, że było to całkiem przyjemne uczucie, mogąc zaoferować jej swoje wsparcie. Poczuł nieco niepewny dreszczyk na karku, gdy Granger wtuliła swoją twarz w zgięcie jego szyi, a jego nozdrze zostały zaatakowane przyjemnym zapachem truskawkowego szamponu.

 

~*~

 

Uczucie niezręczności i lekkiego dystansu towarzyszyło im przez cały następny poranek. Hermiona gdy tylko się obudziła, zdała sobie sprawę, że była w swoim łóżku, a to za sprawą profesora Snape’a, który musiał ją przenieść w nocy. Chodził nieco małomówny, jakby chciał jej pokazać, że wydarzenie z wczorajszego wieczoru, gdzie zbliżyli się nieco do siebie, było jedną wielką fikcją i nieporozumieniem, o którym powinni zapomnieć.

 

Hermiona starała się iść za przykładem mężczyzny i udawać, że nic się nie stało, że jedynie to wszystko było bujną wyobraźnią. Chociaż gdzieś w głębi siebie nie chciała wcale o tym zapomnieć. Czuła się odrobinę lżej, gdy tylko sunęła myślami do wieczoru, jak przytulił ją do siebie i złożył na jej czole delikatny pocałunek. Jak mogła kolejny raz poczuć orzeźwiającą ziołowo – cytrynową woń perfum, idealnie połączoną i skomponowaną z nutą sandałowca, imbiru, kadzidła i czarnego pieprzu. Uśmiechnęła się delikatnie pod nosem, czując przyjemnie wbijające się kolce w kark. Ten wir wspomnień, był niczym muśnięcie skrzydeł motyla po gołej skórze. Czuła, jak zatraca się w tym wspomnieniu, jak coraz bardziej jest porwana przez wir swojej wyobraźni.

 

– Uważaj, bo się oparzysz – usłyszała nad swoim uchem nieco chłodny głos. Otrząsnęła się z transu, spoglądając na swoje dłonie. Wrzątek, który wlewała do kubków, wylał się ponad ścianki, skapując na blat.

– Oh… – jęknęła niezręcznie, odkładając rondelek. – Przepraszam.

– Usiądź, dokończę – machnięciem różdżki usunął cały bałagan, wskazując jej miejsce przy stole. Nie chcąc się z nim kłócić i wchodzić w niepotrzebną dyskusję, jedynie przytaknęła.

– Jaki mamy plan na dziś? Co jeszcze musimy zebrać?

– Mamy już wszystko – postawił przed nią kubek z herbatą.

– Doprawdy? – zdziwiła się nieco. Co prawda byli wczoraj kilkanaście godzin w poszukiwaniu dyptamu, udało im się znaleźć inne ingrediencje, ale muszą jeszcze zerwać śluz, o którym wspominał profesor Snape. – Został nam jeszcze śluz.

– O to się nie martw, już dawno został zebrany.

– Kiedy? – spojrzała na niego, nieco zaskoczona. Dopiero po dłuższej chwili zrozumiała. – Sam pan poszedł – stwierdziła. – Dlaczego mnie pan nie obudził?

– Bo spałaś.

– Ale ja chciałam pomóc… – jęknęła zażenowana.

– Na pół śpiąca byś mi nie pomogła – rzucił nieco z przekąsem, ale mogła zauważyć, jak kąciki jego ust delikatnie uniosły się w górę, a był to widok niezauważalny dla mało bystrego obserwatora.

 

Ostatnie godziny wyprawy poświęcili na spacer po dolinie Selakano. Nie gawędzili za wiele a pierwszy raz Hermionie ten brak rozmowy pomiędzy nimi zaczął ciążyć i przeszkadzać. Co rusz starała się zgadywać profesora, posyłając w jego stronę ciekawostki dotyczące Krety, czy samego Zeusa, który według legend narodził się w tutejszej jaskini, jednak profesor Snape odpowiadał zdawkowo. W końcu dała sobie spokój, zagadując go na siłę, widząc, że woli on pobyć we własnym świecie, zaszyć się w swoich myślach niż trajkotać z byłą uczennicą. Zerknęła w jego stronę. Ile dałaby, aby móc dowiedzieć się, o czym tak naprawdę rozmyśla.

 

Nie zdawała sobie sprawy, że jego myśli tak naprawdę krążą wokół niej i wczorajszego wieczoru. Nie wiedziała również, że gdy tylko zasnęła, odczekał kilkanaście minut, by przenieść ją do łóżka, a następnie wyruszył po śluz, zrywając go w pełni księżyca. Całą swoją nocną wędrówkę poświęcił na rozmyślaniu o Granger i do czego między nimi doszło. Wiedział, że w jakiś dziwny i pogmatwany sposób gest, który wykonał w jej stronę, znacznie ją uspokoił, a przecież nie powinno tak być, prawda? Powinna czuć niemałą odrazę do dojrzałego mężczyzny. Mógłby być nawet jej ojcem. Dlaczego tak młoda dziewczyna nie obawiała się jego bliskości? Przecież taka Granger powinna szukać pocieszenia w ramionach młodszego i przystojniejszego mężczyzny, a ona w jakiś dziwny sposób lokowała swoje potrzeby w nim. Snape nie wiedział w tamtej chwili, czy powinien cieszyć się z tego, czy jednak postawić na rozsądek i być przerażonym. Może to wszystko mu się wydawało? W końcu Granger przechodzi gorszy okres w swoim życiu, a on w jakiś sposób był najbliżej niej. Starał się tłumaczyć samemu sobie, że jej zachowanie było spowodowane ostatnimi intensywnymi wydarzeniami. Pewnie, gdyby miała nieco lepszy moment swojego życia, na pewno nie wybrałaby starego profesora do dzielenia się swoimi rozterkami i wypłakiwaniu się w jego ramię.

 

Gdyby tylko Snape wiedział i zdawał sobie sprawę, w jaki sposób patrzy na niego, że nie jest dla niej obojętny, zapewne wszystko byłoby łatwiejsze.

 

Zapewne…

Rozdziały<< Hermiona i Severus – A kiedy przyjdzie czas Roz. 21Hermiona i Severus – A kiedy przyjdzie czas Roz. 23 >>

Jazz Sevmione

Witaj przybyszu, który zabłądziłeś w otchłani internetu. Miło mi Ciebie gościć w moich skromnych progach. Śmiało usiądź wygodnie, a ja zaproponuję Ci kremowe piwo, dokładnie takie samo jak możesz znaleźć w Pubie pod Trzema Miotłami. Może poznamy się, co myślisz? Jestem Jazz, niebieskooką blondynką, która przeżyła już sporo wiosen. Od 2013 roku autorka bloga: „Hermiona i Severus - Działa na nią jak narkotyk" oraz troszkę młodszego dzieciątka: „Hermiona i Severus - A kiedy przyjdzie czas". Znajdziesz mnie na wattpadzie pod nazwą: Jazz_Sevmione, oraz na bloggerze, gdzie wszystko się zaczęło! 📖 https://the-elusive-shadow.blogspot.com/ 📖 https://enough-for-today.blogspot.com/ [Opowiadanie jest moją fantazją, wyobraźnią, która narodziła się w mojej głowie. Bohaterowie występujący w opowiadaniu są własnością J.K.Rowling z serii książek o Harrym Potterze.] * Zakaz kopiowania i umieszczania gdziekolwiek opowiadań ❗️*

Dodaj komentarz