Przed Świtem – Rozdział 6

6. Życzenie dyrektora

 

Na twarzy Snape’a pojawił się grymas, kiedy zobaczył Hermionę siedzącą z Dumbledore’em, ale nic nie powiedział. Podszedł do wolnego fotela i usiadł na nim bez swojej zwyczajnej gracji.

– Był kolejny atak – powiedział ze znużeniem.

Dyrektor skinął głową, wyczarowując trzecią filiżankę, którą za pomocą magii napełnił i posłał w kierunku Mistrza Eliksirów. Gdy wszystko inne zawodzi, zrób herbatę, pomyślała Hermiona. To był zwyczaj, który Dumbledore musiał przejąć od pani Weasley, albo odwrotnie.

– To było do przewidzenia. Byłeś przy tym?

Snape skinął głową.

– Nie wiedzieliśmy, jaki jest nasz cel. W ostatniej chwili zabraliśmy świstoklika, więc nie miałem czasu na ostrzeżenie.

Hermionę martwiła desperacja, którą emanował Mistrz Eliksirów. Jego zimna, obojętna maska ​​była jak zwykle na miejscu, ale w jego głosie pojawiła się gorycz.

– Kto był celem dzisiejszej nocy? – zapytał cicho Dumbledore, pochylając się do przodu. Pytanie zawisło w powietrzu, kiedy Snape patrzył na niego przez kurtynę prostych włosów.

– Aurorzy – powiedział Snape, a po chwili dodał – Shacklebolt.

Dumbledore gwałtownie wciągnął powietrze i ponownie usiadł. Iskierki w jego oczach zgasły natychmiast, kiedy dotarła do niego ta wiadomość.

– Jesteś ranny? – zapytał.

– Nie bardziej niż inni – odparł sarkastycznie Snape.

– Severusie.

– Nic mi nie jest – powiedział stanowczo, odgarniając czarne włosy z twarzy.

Dopiero wtedy mogli zobaczyć krwawą ranę na boku jego twarzy, która kończyła się przy linii włosów, tuż przy skroni. Hermiona wzięła głęboki wdech, widząc wyraźny kontrast między świeżą krwią, a bladą skórą i czarnymi włosami.

– Zapewniam cię – zadrwił, spoglądając w jej kierunku – że nie jest tak źle, jak wygląda. Znalazłem się przez chwilę w krzyżowym ogniu ataku. W przeciwieństwie do innej osoby, którą spotkałem dziś wieczorem, nadal mam głowę na karku.

Hermiona nie była w stanie stłumić głośnego westchnienia, a dyrektor gwałtownie wstał.

– Severusie!

Hermiona siedziała w szoku. Słuchając Snape’a wspominającym o ataku, nie przyszło jej na myśl, że mężczyzna faktycznie został zabity. Przecież był Aurorem. Czyż nie byli oni najpotężniejszymi czarodziejami w społeczności? Jeżeli oni nie mogli przeciwstawić się atakowi śmierciożerców, jakie szanse miała reszta czarodziejskiego świata?

Co więcej, Kingsley Shacklebolt był nie tylko aurorem, ale także członkiem Zakonu. Chociaż rozmawiała z ciemnoskórym mężczyzną tylko kilka razy, wydawał się sympatyczny i życzliwy, pomimo swojej trudnej pracy. Był jednym z czarodziejów, którzy latem transportowali Harry’ego z Privet Drive po powrocie Voldemorta, a dzięki jego szybkiej reakcji w zeszłym roku, uratował życie wielu jej przyjaciół, kiedy śmierciożercy zaatakowali Hogsmeade. Widziała jak pojedynkował się podczas tego ataku i wydawał się potężnym sojusznikiem. Z pewnością byłby w stanie pokonać kilku śmierciożerców. Tak naprawdę nie mógł być…

– Martwy? – mruknęła ledwo słyszalnie, ale Snape ją usłyszał.

– Martwy, panno Granger? – zakpił Snape. – Dlaczego tak myślisz? Włamaliśmy się do jego domu tylko po to, aby z nim życzliwie porozmawiać o światowej polityce.

– Severusie – powtórzył Dumbledore. – To było nie na miejscu.

– Tak samo jak jej pytanie – warknął Mistrz Eliksirów. – Co ona w ogóle tu robi? Nie ma prawa tego słuchać.

Hermiona wstała i zwróciła się do swojego nauczyciela, nie ukrywając irytacji w swoim głosie.

– Profesorze, byłabym wdzięczna, gdyby nie mówił pan o mnie tak, jakby mnie tu nie było. Cokolwiek chce pan powiedzieć, może mi to pan powiedzieć prosto w twarz.

Snape również wstał, zmniejszając odległość między nimi kilkoma krokami. Mimo, że dominował nad nią wzrostem, wciąż tkwiła w bezruchu. Spojrzała na niego, spotykając jego gniewne spojrzenie.

– Nie masz prawa tu być – powiedział z wymuszonym spokojem.

– Severusie – ponownie wtrącił się głos dyrektora, jednak oboje go zignorowali. Hermiona nie zamierzała się wycofać. Nie prosiła się o udział w spotkaniu.

– Myśli pan, że chcę tu być? – powiedziała, wciąż stojąc twarzą w twarz ze Snape’em. – Myśli pan, że nie mam wystarczająco dużo zmartwień na ten rok, owutemy i obowiązki Prefekt Naczelnej, nie wspominając o tym, że bardzo potężny i szalony czarodziej nieustannie próbuje zabić mojego najlepszego przyjaciela?

– Oboje jesteście tu na moje zaproszenie – wtrącił stanowczo Dumbledore. – Rozumiem twoje obawy, Severusie… – Snape parsknął – oraz twoje, panno Granger. Proszę tylko, żebyście chociaż spróbowali współpracować.

Hermiona przeniosła wzrok ze Snape’a na Dumbledore’a, a po chwili usiadła, poddając się. Snape również wrócił na swoje miejsce, rzucając dyrektorowi ponure spojrzenie.

– Teraz – powiedział spokojnie Dumbledore, biorąc łyk herbaty – czy jest coś jeszcze, co powinienem wiedzieć, Severusie?

Snape skinął głową, z roztargnieniem pocierając strużkę krwi, która dotarła prawie do wysokiego kołnierza jego surduta. Musiał ściągnąć zewnętrzną szatę śmierciożercy, którą Hermiona widziała wcześniej, zanim przyszedł do gabinetu dyrektora.

– Czarny Pan jest coraz bardziej niecierpliwy, chce abym jak najszybciej zakończył eliksir – powiedział Snape. – Nie wiem, jak długo jeszcze mogę udawać niepowodzenie.

– Jest jakiś postęp z odtrutką? – zapytał dyrektor. – Nie możemy sobie pozwolić na dostarczenie Tomowi takiej broni bez gotowego antidotum pod ręką.

Snape potrząsał głową, zanim dyrektor skończył mówić.

– Wszystkie moje dotychczasowe próby przeciwdziałania skutkom szaleju jadowitego nie powiodły się. Szczwół plamisty jest oczywistym wyborem, ale w połączeniu z innymi składnikami reaguje z szalejem, potęgując ból, zamiast go niwelować.

Hermiona nie musiała słuchać dalszych opisów składników eliksiru, żeby zdać sobie sprawę, że jest on naprawdę paskudny. Chociaż nigdy go nie używała, to wiedziała, że szalej jadowity jest głównym składnikiem Eliksiru Bolesnej Śmierci. Był on często używany do uśmiercania magicznych stworzeń, które zadawały obrażenia czarownicom lub czarodziejom. Myśl, że Voldemort zamierza użyć podobnego eliksiru na ludziach, sprawiła, że ​​poczuła się niedobrze.

– Nie mam za wiele czasu, aby pracować nad antidotum – powiedział Snape, uciskając ze zmęczenia nasadę nosa. – Ciągle mam do sprawdzania wypracowania uczniów, a zapasy w Skrzydle Szpitalnym nie mogą zostać uszczuplone w takim momencie. Ponadto, zawsze muszę mieć zapas nieudanych eliksirów na wszelki wypadek, gdybym został wezwany, aby pokazać moje postępy Czarnemu Panu.

– Jest wiele do zrobienia – zgodził się dyrektor, kiwając głową. – Jednak stworzenie antidotum jest naszym priorytetem.

– Zdaję sobie z tego sprawę – powiedział Snape. – Jednak nie mogę zrobić nic więcej bez skorzystania z jednego z tych idiotycznych zmieniaczy czasu, a dobrze wiesz, że eliksiry uwarzone w pętli czasu są bezużyteczne. Mógłbym go użyć jedynie do zdobycia kilku dodatkowych godzin do sprawdzania wypracowań.

Na wzmiankę o zmieniaczu czasu, wzrok Dumbledore’a powędrował ze Snape’a na Hermionę.

– Panno Granger, w tym roku ma pani zajęcia z Magomedycyny, prawda?

Skinęła głową, a dyrektor przyglądał się jej przez chwilę w zamyśleniu.

– Severusie – zwrócił się do Mistrza Eliksirów. – Czy myślisz, że panna Granger byłaby w stanie uwarzyć eliksiry potrzebne w skrzydle szpitalnym?

Hermiona przeniosła wzrok z dyrektora na Snape’a, zastanawiając się, jak odpowie na to pytanie. Nie był znany z komplementów zwłaszcza jeśli chodziło o Gryfonów, ale nie mógł zaprzeczyć, że jej eliksiry zawsze były na najwyższym poziomie.

– Myślę, że panna Granger mogłaby przygotować eliksiry poprawnie – odpowiedział Snape, uśmiechając się ironicznie, jakby prowokując ją do kwestionowania jego oceny.

– Świetnie! – wykrzyknął Dumbledore. – W takim razie ustalone!

– Co? – zapytali oboje w tym samym momencie.

Dumbledore przyjrzał się im obojgu znad swoich okularów, a w jego oczach znów błyszczały iskierki.

– Panna Granger może warzyć eliksiry do skrzydła szpitalnego – oznajmił – pozostawiając tobie, Severusie, więcej czasu na skupienie się na twoich innych obowiązkach.

Snape westchnął dość głośno i oparł się na fotelu.

– Bardzo dobrze – mruknął pod nosem, wpatrując się w sufit.

Bardzo dobrze?, pomyślała Hermiona, odwracając się, by spojrzeć na mężczyznę z niedowierzaniem. Od kiedy Snape zgadzał się na dzielenie się swoimi zadaniami z uczennicą Gryffindoru? Wiedziała, że ​​Dumbledore w końcu postawi na swoim, ale nigdy by nie przypuszczała, że Mistrz Eliksirów nie wyrazi sprzeciwu, gdy zostanie zmuszony do czegoś tak nieoczekiwanego.

– Wygląda na to, panno Granger – wycedził Snape niecierpliwie – że dyrektor, w swoim wszechwiedzącym umyśle ustalił, że będziemy razem pracować, czy nam się to podoba, czy nie.

Dumbledore zachichotał.

– Nie udaję, że jestem wszechwiedzący, Severusie. Po prostu wiem więcej niż ty.

Mistrz Eliksirów spojrzał ponuro na Dumbledore’a, a ten znowu się zaśmiał.

– Przepraszam, dyrektorze – powiedziała Hermiona. – Zdaję sobie sprawę, jak ważne jest to zadanie, ale kiedy mam na to znaleźć czas? Mam pełny harmonogram zajęć, a także obowiązki Prefekt Naczelnej i…

Hermiona urwała i spojrzała na dyrektora.

– Zdaje się, że jedna część programu zajęć z Magomedycyny obejmuje zaklęcia uzdrawiające, druga zaś eliksiry – stwierdził. – Dlatego możesz nadal uczęszczać na część z zaklęciami, a czas zajęć z eliksirów wykorzystać na warzenie dla Profesora Snape’a.

– To znaczy, że chce pan, abym opuściła część zajęć? – zapytała gwałtownie Hermiona.

– Jestem pewien, że dostaniesz pełne zaliczenie z części związanej z eliksirami – powiedział Snape, ponownie uśmiechając się sardonicznie. – Pod warunkiem, że twoje eliksiry będą na zadowalającym poziomie.

– Daj spokój, Severusie – powiedział dyrektor, uśmiechając się szeroko. – Obaj wiemy, że eliksiry panny Granger będą doskonałe. Czy to nie ty powiedziałeś mi któregoś dnia, że z wielką chęcią przyznałbyś punkty swojej najlepszej uczennicy, ale tego nie zrobisz, ponieważ jest Gryfonką?

Hermiona spojrzała z niedowierzaniem na swojego profesora po raz drugi tego wieczoru. Pojawienie się delikatnego rumieńca na jego policzkach tylko potwierdziło to, co powiedział Dumbledore. Musiała się bardzo starać, aby powstrzymać szeroki uśmiech. Oczekiwała na pochwałę od głowy Slytherinu od pierwszego roku i pomimo tego, że nie została wypowiedziana bezpośrednio przez niego, to ogarnęła ją ciepła fala szczęścia, wiedząc, że jej starania na Eliksirach nie poszły na marne.

– Tak, cóż… – powiedział Snape, wstając i krzyżując ręce na piersi. – Jestem pewien, że twoja pomoc będzie… pożyteczna.

– Zrobię wszystko, co w mojej mocy, profesorze – powiedziała, pozwalając, by lekki uśmiech pojawił się na jej twarzy.

– Wspaniale – powiedział Dumbledore klaszcząc w dłonie i stając za biurkiem. – Myślę, że to kończy nasze dzisiejsze spotkanie. Panno Granger, dziękuję za wcześniejszą pomoc w przygotowaniu Wywaru Tojadowego. Severusie, zorganizuję spotkanie z Zakonem przy najbliższej możliwej okazji, aby omówić dzisiejsze wiadomości, ale w międzyczasie, czy jest coś jeszcze o czym chciałbyś porozmawiać?

Mistrz Eliksirów potrząsnął głową, odgarniając włosy z oczu. Hermiona zauważyła, że ​​kilka kosmyków przykleiło się do zasychającej krwi na jego twarzy.

– Bardzo dobrze – powiedział dyrektor, obserwując Snape’a. – Severusie, może pozwolisz pannie Granger przyjrzeć się temu, zanim wyjdziesz.

– Dziękuję, dyrektorze – powiedział Snape marszcząc brwi – ale sam jestem w stanie to wyleczyć.

– Och, wiem o tym – powiedział radośnie Dumbledore – ale pani Pomfrey mówiła mi, że panna Granger jest najlepsza w swojej klasie, a nawet ja nie czuję się komfortowo, kierując różdżkę we własną twarz. Panno Granger, obejrzy pani ranę profesora Snape’a przed wyjściem?

– Tak, profesorze – skinęła głową, nie mogąc nie dostrzec pogłębiającego się grymasu na twarzy Snape’a.

– Dobrze – powiedział dyrektor. – Do zobaczenia jutro. Wyszedł z gabinetu bocznymi drzwiami, których Hermiona wcześniej nie zauważyła, zostawiając ją sam na sam z Mistrzem Eliksirów.

Dobra, im szybciej to zrobię tym lepiej, pomyślała. Wstała i ruszyła w stronę Snape’a, ale wyciągnął w jej kierunku rękę, aby ją zatrzymać.

– Nie tak szybko, panno Granger – powiedział. – Sam jestem w stanie sobie z tym poradzić pomimo tego, co myśli dyrektor. Możesz już iść.

– Ale… – zaczęła.

– Żadnych ale, panno Granger – powiedział, lekko podnosząc głos. – Nie potrafisz dostrzec kiedy nie jesteś mile widziana?

Nie w gdy jestem obok pana, pomyślała. Zawsze traktował ją z taką samą, chłodną obojętnością, jaką okazywał pozostałym uczniom. Była głupia, myśląc że jego stosunek do niej zmieni się po wydarzeniach z ostatniego tygodnia, nawet jeśli był dla niej prawie miły, kiedy warzyli Wywar Tojadowy. Najwyraźniej była to chwilowa omyłka i, ku niezadowoleniu Hermiony, było mało prawdopodobne, że się to powtórzy.

Podszedł do drzwi, chcąc je otworzyć, ale kiedy jego ręka zetknęła się z klamką, ta wyemitowała strumień czerwonych iskier i szybko zdjął rękę. Przez chwilę wpatrywał się w swoją dłoń, pocierając ją, a następnie wyciągnął różdżkę z rękawa.

– Finite Incantatem – wypowiedział zaklęcie i sięgnął dłonią po klamkę, ale kolejny raz otrzymał tylko wstrząs i czerwone iskry.

Hermiona z zainteresowaniem przyglądała się, jak próbował serii zaklęć, aby otworzyć drzwi. Za każdym razem rezultat był taki sam, więc w końcu się poddał.

– Cholerny, stary głupiec – powiedział pod nosem, ponownie pocierając dłoń i zupełnie ignorując Hermionę, gdy podszedł do kominka.

– Ufam, że znasz hasło do swojego pokoju wspólnego? – powiedział przez ramię, biorąc szczyptę proszku Fiuu i wszedł do kominka. Nie czekając na odpowiedź, rzucił błyszczący proszek i warknął:

– Klasa Eliksirów!

Chwilę później wyszedł ponownie z kominka, otrzepując z proszku fiuu swoje szaty, na które opadł bezużyteczny pył z kominka. Hermiona próbowała ukryć swoje rozbawienie. Zdała sobie sprawę z tego co się dzieje już podczas rzucania zaklęć przez Snape’a. Dumbledore nie tylko poprosił ją, aby obejrzała ranę Mistrza Eliksirów, on tego zażądałA dyrektor zawsze dostaje to, czego chce, pomyślała i głośno odchrząknęła.

Snape spojrzał na nią, wciąż stojącą na środku pokoju.

– Nie stój tak, dziewczyno – warknął. – Chcesz siedzieć tu ze mną całą noc?

– Wygląda na to, profesorze – powiedziała z nikłym śladem rozbawienia – że żadne z nas nie będzie mogło stąd wyjść, dopóki życzenie Dumbledore’a nie zostanie spełnione.

– A jakie to życzenie? – warknął, odwracając się do niej.

Wskazała na jego twarz.

– Mówiłem już, że jestem w stanie sam się tym zająć, panno Granger – stwierdził ze złością.

– Wiem o tym – powiedziała spokojnie, starając się stłumić jego złość. – Ale wydaje mi się, że żadne z nas nie ma tu nic do powiedzenia.

Przez chwilę rozejrzał się po pokoju, jakby szukał innego wyjścia. Potem, z westchnieniem irytacji mruknął coś pod nosem, co brzmiało jak uparty wścibski starzec. Przeszedł przez pokój, by stanąć naprzeciwko Hermiony. Spojrzała na niego w górę.

– No, zabieraj się za to – powiedział zirytowany. – Im szybciej wyleczysz to cholerne zadrapanie, tym szybciej będziemy mogli uwolnić się od siebie nawzajem.

– Czy mógłby pan usiąść, profesorze? – poprosiła żartobliwie. – Nie bardzo widzę co robię, kiedy góruje pan tak nade mną.

Uniósł brew, słysząc jej ton, ale wiedział, że była jego jedyną nadzieją na wydostanie się z gabinetu dyrektora, zniwelował więc różnicę wzrostu i usiadł na tym samym fotelu, który wcześniej zajmowała.

Czując się o wiele mniej onieśmielona, wyciągnęła swoją różdżkę i skierowała ją w jego stronę, aby zbadać ranę. Miał rację, naprawdę nie było tak źle, mimo pojawienia się dość dużej ilości krwi, głównie ze względu na umiejscowienie rany. Wypowiedziała zaklęcie oczyszczające, aby lepiej przyjrzeć się rozcięciu. Po chwili zabrała się do rzucenia zaklęcia leczącego, którego nauczyła się na początku tego roku.

Z początku obserwował ją uważnie, ale potem zamknął oczy, kiedy jej różdżka zbliżyła się do jego twarzy. Zmarszczyła brwi koncentrując się, a kiedy skończyła, była zachwycona widząc, jak rana całkowicie znikła.

– Gotowe – powiedziała cicho, opuszczając różdżkę i wyciągając drugą rękę, by dotknąć zagojonej skóry. – Wygląda…

Kiedy jej opuszki zetknęły się z jego skórą odskoczył szybko, rozglądając się dzikim wzrokiem po pokoju, jakby przez chwilę zapomniał gdzie jest. Jego mroczne spojrzenie w końcu spoczęło na niej i jej wyciągniętej dłoni, ciągle będącej tylko kilka cali od jego twarzy.

– Ja, och… przepraszam – zawahała się. – Chciałam tylko się upewnić, czy nie będzie… och, nie będzie blizny. Mogę?

Wskazała na swoją wyciągniętą rękę i zapadła niezręczna cisza, zanim skinął głową, lekko odwracając twarz. Ostrożnie wyciągnęła rękę, a jej opuszki zaczęły dotykać jego skroni. Kiedy nie wzdrygnął się, ani nie odsunął, nacisnęła trochę mocniej i powoli przesunęła dłonią po jego twarzy, podążając za niemal niewidoczną w tej chwili raną.

Ponownie zamknął oczy i odetchnął. A może to było westchnienie? Korzystając z okazji, postanowiła mu się przyjrzeć. W ciągu ostatnich kilku minut, cała jego postawa zmieniła się od buntu do rezygnacji… czy też było to zadowolenie? W chwili, gdy sunęła palcami po jego twarzy, czując niewielki zarost w pobliżu jego szczęki, mogłaby przysiąc, że zadrżał pod jej dotykiem.

Nagle zdała sobie sprawę, że ją obserwuje. Niechętnie cofnęła rękę i odsunęła się o krok.

– Wygląda… – powiedziała ponownie – całkiem dobrze.

Jego ciemne oczy były nieczytelne, kiedy podniósł swoją rękę i przesunął dłonią, naśladując jej wcześniejsze ruchy. Odwzajemniła jego spojrzenie, niejasno świadoma jakiegoś dziwnego uczucia, którego nie potrafiła zidentyfikować. To nie był strach… czy to mogło być… oczekiwanie?

Nie bądź głupia, Granger, skarciła się. Oczekiwanie na co?

Nie miała szansy odpowiedzieć sobie na to pytanie, ponieważ w tym momencie drzwi od gabinetu dyrektora nagle się otworzyły, czemu towarzyszył błysk zielonych iskier.

– Podejrzewam, że możemy już wyjść, panno Granger – powiedział Snape, wstając.

Hermiona była zaskoczona, widząc jak ponownie wrócił do swojego normalnego usposobienia. To był tylko kolejny chwilowy spadek jego koncentracji, pomyślała. Mistrz Eliksirów powraca.

Niechętnie pozwoliła mu bez słowa wyprowadzić ją z gabinetu. Minęli spiralne schody i kamiennego gargulca, aż doszli do sali wejściowej. Nie spodziewając się kolejnego słowa od powściągliwego nauczyciela, skierowała się w stronę schodów, do pokoju wspólnego Gryffindoru, ale zatrzymał ją jego głos.

– Panno Granger!

Odwróciła się, kiedy zdążyła już postawić stopę na pierwszym stopniu.

– Tak, profesorze?

Rozejrzał się szybko dookoła, jakby chciał upewnić się, że na korytarzu nie ma żadnych uczniów po ciszy nocnej.

– To był godny pochwały Wywar Tojadowy – powiedział. – Twoja pomoc jest… – przerwał, szukając odpowiedniego słowa – doceniona.

– Dziękuję, profesorze – powiedziała, starając się zachować neutralny wyraz twarzy. – Cieszę się, że mogłam pomóc.

Skinął głową, po czym obrócił się na pięcie i skierował ku schodom prowadzącym do lochów, znikając w ciemności.

Kiedy Hermiona zmierzała schodami w górę, przestała walczyć ze swoimi emocjami i pozwoliła, by pokaźny uśmiech który wcześniej tłumiła, pojawił się na jej twarzy.

 

Rozdziały<< Przed Świtem – Rozdział 5Przed Świtem – Rozdział 7 >>

Ten post ma jeden komentarz

Dodaj komentarz