Przed Świtem – Rozdział 15

15. Boże Narodzenie

 

Podróż pociągiem z Hogsmeade do stacji Kings Cross przebiegła bez zakłóceń. Hermiona na przemian patrolowała wagony i siedziała zamyślona przy oknie, obserwując Harry’ego i Rona grających w Eksplodującego Durnia, zastanawiając się, jak zostanie przyjęta przez rodziców.

 

Odkąd Hermiona została ranna w Departamencie Tajemnic na piątym roku, jej rodzice nie pochwalali jej życia w czarodziejskim świecie. Latem po jej piątym roku mieli poważną kłótnię, podczas której powiedziano rzeczy, których nie powinno się mówić, a uczucia zostały zranione.

 

Już wcześniej, za każdym razem gdy wracała do domu na wakacje, starała się opowiedzieć im jak najwięcej o tym, co dzieje się w świecie czarodziejów, zarówno o rzeczach prozaicznych, jak i przerażających. Chciała, aby poczuli się tak integralną częścią jej świata, jej życia, jak to tylko możliwe. Po tym, jak Harry zaprowadził ją i innych członków Gwardii Dumbledore’a do Departamentu Tajemnic, jej ojciec próbował przekonać ją, by zerwała wszelkie kontakty z zielonookim przyjacielem, by ten nie sprowadził na nią niebezpieczeństwa.

 

Hermiona wybuchła, twierdząc że jest jednym z jej najlepszych przyjaciół i chętnie oddałaby za niego życie. W swoim gniewie popełniła również błąd, mówiąc że może do tego dojść, jeśli ostateczna konfrontacja z Voldemortem odbędzie się zgodnie z przepowiednią.

 

Oboje jej rodziców było oszołomionych tym, co postrzegali jako lekkomyślne, młodzieńcze, niemądre podejście do poważnej sytuacji i próbowali uniemożliwić jej powrót do Hogwartu. Od tamtej pory nie widziała się z nimi, wybierając spędzanie późniejszych przerw od nauki w Norze lub na Grimmauld Place 12.

 

Przez dobre sześć miesięcy między obiema stronami panowała lodowata cisza, dopóki Hermiona nie odkryła po zeszłorocznym ataku na Hogsmeade, że jej rodzice wciąż otrzymywali Proroka Codziennego. Na jednym z wielu zdjęć, które ukazały się w gazecie, w tle widniała ona z krwawą raną na czole od rzuconej na nią klątwy, pomagając innemu uczniowi. Następnego dnia otrzymała trzy gorączkowe sowy od rodziców, z których ostatni ptak został poinstruowany, by nieustannie ją dziobał, dopóki nie udzieli odpowiedzi.

 

Ich korespondowanie niepewnie zostało wznowione; chociaż wydawało się, że wracają do dobrych stosunków za pośrednictwem poczty, Hermiona była ostrożna, by nigdy więcej nie poruszać tematów związanych z Voldemortem lub Zakonem. Prorok był ostatnimi czasy wyjątkowo dyskretny, po doniesieniach o pierwszym z wielu ataków, a Hermiona liczyła na to, że jej rodzice polegali tylko na nim i na niczym innym, jeśli chodzi o wiadomości ze świata czarodziejów.

 

Po przybyciu na stację Kings Cross, uściskała swoich najlepszych przyjaciół na pożegnanie i odpowiedziała na radosne życzenia kolegów z klasy machając ręką, po czym ujęła Krzywołapa pod ramię, chwyciła za rączkę kufra i przeszła przez barierkę, aby spotkać się z rodzicami.

 

– Witaj, kochanie – powiedziała Jane Granger, obejmując córkę uściskiem. – Tak się cieszę, że cię widzę.

 

– Ja też, mamo – powiedziała Hermiona, przed zwróceniem się do ojca. – Cześć, tato.

 

Adam Granger patrzył przez chwilę poważnie na swoją córkę, a Hermiona odniosła wyraźne wrażenie, że zamierza ją skarcić, zanim zdradził go błysk w oczach, a on objął swoją jedyną córkę w niedźwiedzim uścisku, unosząc ją bez problemu nad ziemią.

 

– Wspaniale cię widzieć, Hermiono – powiedział opuszczając ją z powrotem na ziemię. – Spójrz na siebie! Tak bardzo urosłaś; nie jesteś już moją małą dziewczynką, prawda?

 

– Tato – powiedziała rozdrażniona, klepiąc go figlarnie po ramieniu.

 

– Chodź – powiedział. – Samochód jest tuż za rogiem. Chodźmy do domu. Zrobiłaś swoje świąteczne zakupy?

 

Pokręciła głową.

 

– Pomyślałam, że mogę z mamą wrócić jutro do miasta – zaproponowała, patrząc na matkę, która się uśmiechnęła.

 

– Brzmi cudownie, kochanie.

 

Podróż samochodem do domu była dziwna dla Hermiony, po prawie półtorarocznej nieobecności w mugolskim świecie, ale gdy tylko wyjechali z miasta, a jej ojciec był zdolny jednocześnie rozmawiać i prowadzić samochód, prawie nie przestawali dyskutować przez całą drogę do domu.

 

Hermiona opowiadała im o wielu rzeczach, które robiła, ale uważała żeby nie wspomnieć o niczym, co mogłoby zaniepokoić jej rodziców lub wywołać kolejną kłótnię. Jej rodzice byli zachwyceni pracą, którą podjęła ze Snape’em; eliksiry były w ich oczach podobne do chemii i były przedmiotem, który mogli w pewnym stopniu zrozumieć.

 

Tej nocy położyła się do łóżka i przez jakiś czas nie spała, wsłuchując się w nieznane dźwięki otaczającego ją mugolskiego świata i wiedziała, że nigdy nie będzie mogła wrócić, by zamieszkać tu na stałe. Mimo że urodziła się w mugolskim świecie i czasami wciąż z trudem odnajdywała się w tym magicznym, należała do niego bardziej niż do świata, w którym żyli jej rodzice. Po raz pierwszy od wielu lat czuła, że jej rodzice wreszcie zaakceptowali to, kim i jaka naprawdę jest ich córka.

 

~•~•~

 

Następnego dnia Hermiona spędziła wyczerpujący dzień z matką, walcząc z tłumami w mieście, aby kupić świąteczne prezenty dla przyjaciół i rodziny. Po lunchu, obładowana zbyt wieloma paczkami, Hermiona udała się szybko do damskiej toalety i wróciła z pustymi rękami, ku zmartwieniu matki.

 

– Zostawiłaś paczki! – zawołała, najwyraźniej wyobrażając sobie, że ktoś inny ma bardzo szczęśliwe święta Bożego Narodzenia, z prezentami wartymi setki funtów.

 

– Wszystko w porządku, mamo – odparła Hermiona z rozbawieniem, sięgając do kieszeni i wyciągając malutkie miniaturki ich zakupów. – Są w ten sposób o wiele łatwiejsze do przenoszenia.

 

Jej mama zaśmiała się i pokręciła głową.

 

– Na wszystko masz jakieś zaklęcie, prawda, kochanie?

 

Krótko po tym rozstały się na kilka godzin. Hermiona, chowając się w niepozornej wnęce, intensywnie się skoncentrowała i aportowała na ulicę Pokątną, aby kupić prezenty dla swoich przyjaciół.

 

Dla większości jej przyjaciół prezenty były łatwe do kupienia; nowe rękawice do Quidditcha dla Rona, książka o Magii Krwi dla Harry’ego, która zafascynowała go po tym, jak dowiedział się, że krew jego matki chroni go przed Voldemortem oraz para kolczyków dla Ginny.

 

Nie zapomniała też o specjalnej niespodziance dla rodziców i zmarszczyła brwi, patrząc na swoją listę. Ostatnią osobą, dla której należało kupić prezent, był Snape. Co u licha, mogłaby mu dać? Nie mogło to być nic zbyt drogiego; nie chciała go zawstydzić, ani sprawić, żeby poczuł się tak jakby musiał się odwdzięczyć i nie mogło to być zbyt osobiste, aby błędnie tego nie odebrał.

 

Musiał być przemyślany i użyteczny; w końcu się zdecydowała. Książka była oczywistym wyborem, ale po obejrzeniu jego zbiorów, wątpiła, by udało jej się znaleźć tytuł, którego jeszcze nie posiadał, a który by go zainteresował. Rzuciła okiem jedynie na beletrystykę na jego półkach, więc nie wiedziała, co czyta dla przyjemności.

 

Przez pewien czas błąkała się po księgarni Esy i Floresy mając nadzieję na natchnienie, gdy natrafiła na dział z artykułami piśmienniczymi. To jest pomysł, pomyślała, uśmiechając się. Być może jego zapas czerwonego atramentu wymaga uzupełnienia po tych wszystkich złośliwych komentarzach, które zdążył już nawypisywać od początku roku.

 

Rozważała kupienie mu pióra, ale coś w dziale pergaminów przykuło jej uwagę. Były to pergaminy oprawione w księgę. Okładka była gruba i czarna, z wygrawerowanymi srebrnymi i zielonymi celtyckimi wzorami. Bardzo w stylu Slytherinu, pomyślała.

 

Odwracając ją, przeczytała notkę rzemieślnika umieszczoną na tylnej okładce i odkryła, że nie był to zwykły pergamin, lecz pergamin samoindeksujący. Zaklęcia wplecione w książkę podczas jej tworzenia automatycznie wyczuwały słowa kluczowe w piśmie i indeksowały jej zawartość alfabetycznie, łącznie z numerami stron.

 

Hermiona widziała wyniki badań i zapiski Snape’a na temat eliksiru Cruciatus i antidotum, kiedy zaczęli razem pracować; był to chaotyczny zbiór składników, zaklęć, uroków i formuł, nie do rozszyfrowania dla nikogo poza autorem. Nawet Snape niejednokrotnie spędził dłuższą chwilę na wertowaniu różnych stosów pergaminów w poszukiwaniu konkretnej frazy lub zapisu.

 

Idealna dla niego, pomyślała z uśmiechem, podchodząc do lady i wykreślając Snape’a z listy. Zrobiwszy zakupy, udała się do Eeylopa, aby zająć się dostarczeniem prezentów swoim przyjaciołom.

 

~•~•~

 

Dalsza część tygodnia upłynęła dość szybko i nim się obejrzała, z zamglonymi oczami schodziła po schodach w bożonarodzeniowy poranek.

 

Jej ojciec był w kuchni, przyrządzając gofry, które zawsze jedli na śniadanie, nucąc przy tym głębokim głosem świąteczną melodię, która grała cicho w salonie.

 

– Wesołych świąt, tato – powiedziała Hermiona, podchodząc, aby dać mu buziaka w policzek.

 

– Wesołych świąt, kochanie – odpowiedział odwzajemniając całusa. – Zdaje mi się, że w salonie czeka na ciebie sowa.

 

Hermiona uśmiechnęła się.

 

– Właściwie to myślę, że czeka na ciebie – odpowiedziała – oraz na mamę, gdziekolwiek jest.

 

– Tutaj, Hermiono – zawołała Jane Granger, schodząc po schodach. – Co na mnie czeka?

 

– Prezenty – odpowiedziała Hermiona dając matce buziaka, a następnie przejmując pieczenie gofrów od ojca, wskazała na salon. – Idźcie, jest tam prezent dla was obojga, który powinniście teraz otworzyć.

 

Utkwili w córce zaciekawione spojrzenie, po czym weszli do następnego pokoju. Hermiona zachichotała, gdy usłyszała okrzyk swojej matki.

 

– Och!

 

Jeden z prezentów, które kupiła na ulicy Pokątnej na początku tygodnia, był dla jej rodziców. Przez ostatni rok używali szkolnych płomykówek do wzajemnej komunikacji, ale gdy Hermiona opuszczała szkołę lub gdy jej rodzice musieli skontaktować się z nią w pośpiechu, nie mieli żadnego sposobu na przesłanie listów.

 

Z tego powodu udała się do centrum handlowego Eeylopa, gdzie kupiła piękną puszczykową sowę i zaaranżowała jej przylot do ich domu w bożonarodzeniowy poranek. Prawo nie zabraniało mugolom posiadania sowy jako zwierzęcia domowego, a Hermiona uważała, że ułatwi to jej rodzicom kontakt z nią, jeśli zajdzie taka potrzeba.

 

– Jest wspaniały, Hermiono – wykrzyknął jej ojciec, wracając do kuchni z mocno uczepionym ptakiem na ramieniu. – Jak mamy go nazwać?

 

– To zależy od was – odpowiedziała, a potem zachichotała. – Chociaż byłoby lepiej, gdybyście byli ostrożni. Kiedy tylko nadacie mu imię, nie będzie odpowiadać na nic innego.

 

Przy śniadaniu dyskutowali o imionach, podczas gdy bezimienna sowa, usadowiona na oparciu pustego krzesła, obserwowała ich z zaciekawieniem. Pod koniec posiłku rodzice Hermiony zdecydowali się na Merkurego, imię jaki nosił skrzydlaty posłaniec rzymskich bogów. Sowa huknęła radośnie i wyleciała przez otwarte okno kuchenne.

 

Chwilę później rozległ się kolejny trzepot skrzydeł, ale zamiast powracającego Merkurego, Hermiona odwróciła się i zobaczyła Hedwigę, Świstoświnkę, dużą płomykówkę i smukłego czarnego puchacza, a wszystkie ptaki były obciążone paczkami o różnych kształtach i rozmiarach.

 

– Wygląda na to, że twoje prezenty właśnie przyleciały – zaśmiała się mama. – Przynieś je za chwilę do salonu i zaczniemy zabawę.

 

Hermiona wyciągnęła od Hedwigi paczkę w kształcie pudełka oraz dwie mniejsze paczki niesione przez Świstoświnkę i płomykówkę. Nie czekając na czwartą sowę, pozostałe odleciały przez okno i po chwili zniknęły na niebie.

 

Czarny puchacz przyglądał się Hermionie z oczekiwaniem.

 

– A ty od kogo jesteś? – wyszeptała miękko, głaszcząc przez chwilę jego jedwabiste pióra. Sowa zahuczała i wystawiła jedną z nóżek, do której przyczepiona była mała koperta. Gdy tylko sowa została uwolniona od swojego listu, również odleciała w kierunku blasku słońca.

 

Hermiona odwróciła kopertę, a oddech uwiązł jej w gardle.

 

Na kopercie widniał jedynie napis: Hermiona, ale wszędzie rozpoznałaby ten elegancki charakter pisma.

 

Spojrzała na zegar na kuchence. Było dopiero po ósmej. Poinstruowała sowę, by nie dostarczała prezentu Snape’owi aż do śniadania w Hogwarcie, więc nie mogło to być podziękowanie. Czyżby rzeczywiście o niej pomyślał, nie wiedząc, że ona także kupiła mu prezent? Co prawda była to tylko koperta, ale po bliższym przyjrzeniu się, zgrubienie w rogu opakowania zdradzało obecność czegoś innego niż pergamin.

 

– Hermiono! Idziesz? – zawołała matka, trochę niecierpliwie.

 

Potrząsnęła głową, wsunęła kopertę pod ramię i zaniosła swoje paczki do salonu. Położyła je obok niewielkiego stosu prezentów dla rodziców, ukradkiem chowając kopertę pod innymi podarunkami. Jak co roku patrzyła, jak rodzice otwierają swoje prezenty jako pierwsi.

 

Oprócz Merkurego kupiła także rodzicom różne drobne upominki, z których większość pochodziła z magicznego świata. Jej ojciec (i zarazem matka) był zachwycony eleganckimi koszulami od Madame Malkin, które nie wymagały prasowania. Były one najczęściej noszone przez czarodziejów w Urzędzie Łączności z Mugolami, więc uznała, że będą idealne dla jej ojca.

 

Dla matki kupiła piękny srebrny pierścionek z oprawionym ognistym kamieniem. Wewnątrz kamienia maleńki płomyk, widoczny tylko dla osoby noszącej, zmieniał kolor w zależności od jej nastroju, odzwierciedlając kolor z powrotem na przejrzystym kamieniu, aby inni mogli go zobaczyć. Kiedy matka go założyła, Hermiona z radością zobaczyła, jak zmienia się on w głęboki błękit szczęścia.

 

– Dziękuję, skarbie – wyszeptała Jane. – Jest cudowny.

 

Hermiona uśmiechnęła się szeroko i sięgnęła po swój własny stos prezentów. Ron i Ginny kupili jej asortyment lizaków i dowcipów ze sklepu swoich braci, a pani Weasley przysłała jej tradycyjnie sweter i pudełko wypełnione babeczkami z bakaliami, na które ojciec Hermiony spojrzał z zainteresowaniem. Prezentem od Harry’ego było piękne, czarne pióro, które przy bliższym przyjrzeniu się wydawało się pochodzić z tego samego gatunku co sowa Snape’a. Hermiona zachichotała, mając nadzieję, że nie pochodzi od sowy Snape’a.

 

Na koniec, ignorując kopertę, sięgnęła po małe pudełko, które było jej prezentem od rodziców.

 

– Wiem, że jest niewielkie – powiedział jej ojciec – ale wiele znaczy.

 

Rzuciła ojcu dziwne spojrzenie; na ogół nie był jednym z tych, którzy okazują takie uczucia, a następnie ostrożnie otworzyła pudełko. W środku znajdowała się piękna srebrna zawieszka z symbolem Pir.

 

– Och, mamo, tato – wyszeptała Hermiona, spoglądając znad trzymanego wisiorka na rodziców w zdumieniu. – Jest piękny, ale skąd wiedzieliście…?

 

– Zostawiłaś w tym roku kilka swoich książek w domu – wyjaśniła jej mama. – Przeglądałam je w nadziei, że znajdę pomysł na coś, co mogłabym ci podarować, co ma znaczenie w twoim świecie i natknęłam się na alfabet runiczny.

 

Hermiona podniosła wisiorek z pudełka i trzymała go w górze, a drobne kryształy wzdłuż głównej dolnej linii runy mieniły się w świetle. Jej matka zawsze miała talent do znajdowania idealnych prezentów na każdą okazję, ale prawdopodobnie nawet Jane Granger nie zdawała sobie sprawy z trafności swojego podarunku. Starożytna runa Pir była symbolem ochrony i chociaż jej kształt nie posiadał magicznej mocy samej w sobie, dawał poczucie dobrobytu i zapewniał noszącemu pewną dozę bezpieczeństwa w jego zmaganiach dnia codziennego.

 

Nie tylko znaczenie prezentu poruszyło Hermionę niemal do łez, lecz także słowa, których użyła jej matka. Coś, co ma znaczenie w twoim świecie. Grangerowie w pełni pogodzili się z faktem, że ich córka należy do innego świata, świata, którego ani nie rozumieją, ani nie mogą być częścią. Zamiast jednak czuć urazę, jak to bywało wcześniej, wreszcie zdali sobie sprawę, że to tylko pogłębi przepaść między nimi, a nie doprowadzi do tego, że będą żyć w dwóch różnych światach.

 

Hermiona uznała prezent za znak, że jej matka i ojciec w końcu zaakceptowali, że nigdy nie odwróci się od magicznego świata, do którego należała i była szczęśliwa, że będzie mogła wyruszyć w świat poza Hogwartem, wiedząc, że wciąż ma wsparcie i miłość swoich rodziców.

 

– Wesołych świąt, kochanie – powiedziała jej mama, pomagając jej założyć zawieszkę na szyję, a następnie objęła ją ciasnym uściskiem. Kiedy się od niej oderwała, Hermiona zobaczyła lśniące łzy w oczach matki.

 

– Mamo? Co się stało?

 

– Och, nic, kochanie – powiedziała starsza kobieta, uśmiechając się smutno do swojej córki. – Po prostu wspaniale cię widzieć, po tak długim czasie.

 

Hermiona przygryzła wargę i spojrzała w dół.

 

– Przepraszam – powiedziała miękko. – To nie tak, że nie chciałam wrócić do domu… Chciałam. Po prostu… po ostatnim razie… Nie wiedziałam, czy nie będziesz próbowała mnie powstrzymać przed powrotem, a nie mogłabym na to pozwolić. To jest mój świat, nie widzisz? Należę tam.

 

– Wiemy o tym, kochanie – powiedział jej ojciec, kładąc dłonie na jej ramionach. – Byliśmy zaniepokojeni i przerażeni, było – jest – wiele rzeczy, których nie rozumiemy o magii, a to utrudniało nam pozwolić ci odejść.

 

– Ale to nie ma teraz żadnego znaczenia, skarbie – kontynuowała jej matka. – Tak długo jak jesteś szczęśliwa, my również jesteśmy szczęśliwi. Jesteśmy z ciebie tacy dumni, niezależnie od tego, jaką ścieżkę wybierzesz w swoim życiu.

 

– Dzięki, mamo – powiedziała Hermiona, a pojedyncza łza umknęła z jej oka, gdy uścisnęła matkę, a potem ojca.

 

– Hermiono, spójrz, przegapiłaś prezent – powiedział jej ojciec, podnosząc kopertę od Snape’a i wręczając ją jej.

 

– Och – przyjęła ją z wahaniem.

 

– No, dalej, otwórz – nalegała matka. – Od kogo to jest? Zobaczmy, co to jest!

 

Czując jak jej żołądek zaciska się w supeł, otworzyła kopertę i wyjęła pergamin. Guzek, który czuła wcześniej, znalazł się w jej dłoniach i odkryła, że trzyma w nich maleńką książeczkę, najwyraźniej pomniejszoną na czas dostawy. Przelotnie zastanawiała się, dlaczego nigdy sama nie pomyślała o tym zaklęciu; wysłanie wszystkich prezentów do Harry’ego i Weasleyów kosztowało ją fortunę.

 

– Och, moja różdżka jest na górze – powiedziała nagle, karcąc się za pozostawienie jej z dala od siebie. Kilka dni w mugolskim świecie, a ona już zapominała o podstawowym, powszechnym czarodziejskim rozsądku. – Pójdę tylko na górę.

 

W swoim pokoju, usiadła na krańcu łóżka i wypowiedziała zaklęcie, by powiększyć książkę, wzdychając, gdy rozpoznała tytuł.

 

Księżycowe klacze.

 

Była to książka, którą czytała w salonie Snape’a, ta, którą jej zabrał w obawie, że przeczyta zbyt wiele o powodach, dla których tak dobrze związany był ze stworzeniem. Nie był to jednak jego egzemplarz; był nowszy i oprawiony w ciemnoniebieską, a nie czarną okładkę.

 

Zerknęła z książki na pergamin w drugiej ręce. Samo przesłanie książki było dla niej bardziej pokrzepiające niż jakiekolwiek życzenia bożonarodzeniowe, ale odłożyła książkę na bok i przełamała woskową pieczęć listu.

 

Hermiono,

 

Próbując znaleźć coś odpowiedniego na Twój świąteczny prezent, zdałem sobie sprawę, że nie mam absolutnie żadnego rozeznania w Twoich upodobaniach i antypatiach.

 

To niewybaczalne z mojej strony, że tak mało wiem o przyjaciółce i mam nadzieję, że pomożesz mi to zmienić kiedy znów się spotkamy.

 

Wesołych Świąt,

 

SS

 

Hermiona wpatrywała się w pergamin przez kilka minut, w kółko czytając tekst. Był to tak skromny list, ale znaczenie tych słów napełniało ją szczęściem, którego nie potrafiła wyjaśnić. Szczęściem, pomyślała z nutką wyrzutów sumienia, silniejszym niż to, które czuła gdy rodzice zaakceptowali ją i wręczyli własny prezent.

 

W domu jej rodziców, z dala od Hogwartu, czas spędzony z Mistrzem Eliksirów wydawał się być czymś niemal ze snu, a jej przyjaźń z nim czymś, co tylko sobie wyobrażała. A jednak był to dowód, absolutny dowód na to, że nie tylko szczerze przyjął jej przyjaźń, ale i odwzajemnił się tym samym.

 

Hermiona nie zauważyła, że jej matka stoi w drzwiach sypialni obserwując ją, dopóki się nie odezwała.

 

– Kim on jest?

 

Hermiona z zaskoczenia upuściła pergamin, po czym schyliła się by go podnieść, ściskając w dłoniach zarówno list jak i książkę, patrząc na matkę.

 

– Co?

 

Jane Granger uśmiechnęła się i przeszła przez pokój, siadając na łóżku obok córki.

 

– Och, daj spokój Hermiono, nie jestem aż tak stara – skarciła ją matka. – Znam to spojrzenie, kiedy je widzę. Zamierzasz opowiedzieć mi o swoim młodym mężczyźnie?

 

Hermiona zarumieniła się pod wpływem skrępowania.

 

– Nie, mamo, naprawdę – powiedziała. – To nie jest tak jak myślisz, to…

 

Jej matka posłała jej irytująco wszechwiedzące spojrzenie i roześmiała się.

 

– Cóż, musi być inteligentnym młodym mężczyzną. Wie, że droga do serca mojej córki wiedzie przez książkę.

 

Hermiona zarumieniła się jeszcze bardziej, dając matce złe wyobrażenie po raz kolejny. W końcu, sfrustrowana, powiedziała:

 

– To od jednego z moich profesorów.

 

– Och – powiedziała jej matka. – Dobrze więc, rzućmy okiem.

 

Wzdychając, podała matce książkę, ale bez pergaminu.

 

– Wspaniała książka – skomentowała starsza kobieta, po pobieżnym przejrzeniu. – Nie wiedziałam, że nauczyciele dają swoim uczniom prezenty świąteczne – powiedziała.

 

– To od profesora Snape’a – wyjaśniła Hermiona. – Pamiętasz jak mówiłam, że z nim pracuję?

 

– Tak – powiedziała powoli jej matka.

 

– Cóż, ta książka jest o jednej z rzeczy, nad którą mieliśmy okazję pracować.

 

– Och, rozumiem – powiedziała jej matka, wręczając z powrotem książkę Hermionie. – Cóż, w takim razie lepiej napisz i podziękuj mu. To miłe z jego strony.

 

Hermiona miała wyraźne wrażenie, że jest coś czego jej matka nie mówi i jak się okazało, miała rację.

 

Tego wieczoru były w kuchni, zmywając naczynia po znakomitej świątecznej kolacji, kiedy Jane Granger ponownie poruszyła ten temat.

 

– Podkochiwałam się w jednym z moich profesorów na uniwersytecie.

 

Hermiona wpatrywała się w matkę, która znów obdarzyła ją tym samym, wszechwiedzącym spojrzeniem.

 

– Och, daj spokój, kochanie – skarciła ją matka. – Nie ma żadnego wstydu w przyznaniu się, że podkochujesz się w nauczycielu. Wszyscy przez to przechodziliśmy.

 

– Mamo! – krzyknęła Hermiona, rumieniąc się na tyle intensywnie, by upodobnić się do głupiej świątecznej czapki, którą nosiła.

 

– Zaprzeczanie donikąd cię nie zaprowadzi – powiedziała śpiewnym głosem.

 

Hermiona znów wpatrywała się w matkę, nie dlatego, że pomysł był tak dalece niedorzeczny, ale dlatego, że kobieta, której nie widziała przez niemal dwa lata, właśnie zauważyła uczucia, do których z trudem była w stanie przyznać się przed samą sobą, nie mówiąc już o kimkolwiek innym.

 

– Mamo, mówisz o profesorze Snapie – błagała Hermiona. – Czy nie mówiłam ci od lat, jaki on jest wredny? Pamiętasz, w jak okrutny sposób odnosił się do moich zębów?

 

– To było kilka lat temu – przypomniała jej matka. – Powiedziałabym, że od tego czasu wszyscy w twoim świecie trochę dojrzeli. Poza tym, ostatnio ledwo mogłaś przestać o nim mówić w drodze do domu; jaki jest genialny, jak chciałabyś, żeby Harry i Ron mieli dla niego więcej szacunku.

 

– Czy jestem aż taka transparentna? – wymamrotała, nagle zmartwiona myślą, że ktoś inny potrafiłby odczytać jej uczucia… zwłaszcza ta konkretna osoba z udowodnioną umiejętnością wnikania w umysły.

 

Pani Granger uśmiechnęła się i pokręciła głową.

 

– Nazwij to matczyną intuicją – powiedziała. – Miałam rację, prawda?

 

Hermiona przygryzła wargę i przytaknęła.

 

– To naprawdę głupie – mruknęła, próbując przekonać samą siebie tak samo jak matkę. – Po prostu… jest zupełnie inny poza klasą, jest naprawdę genialny.

 

Jej matka roześmiała się.

 

– Tak, mówiłaś już to.

 

Hermiona ponownie się zarumieniła.

 

– Tylko bądź ostrożna – ostrzegła ją matka, patrząc znów na nią z powagą.

 

– Och, mamo  – odpowiedziała – to tylko głupie zauroczenie uczennicy; wyrosnę z tego. Poza tym, nigdy nie nadużyłby swojego autorytetu jako nauczyciela, nawet jeśli odwzajemniałby uczucie.

 

Matka Hermiony skinęła głową przytakując, a Hermiona prawie przekonała siebie samą, że to co powiedziała, było prawdą… prawie.

 

Następnego wieczoru, po przyjemnym dniu spędzonym na odwiedzaniu krewnych, Hermiona siedziała w salonie wraz z rodzicami. Oglądali telewizję, ale Hermiona była pochłonięta książką, którą Snape przysłał jej na święta. Była fascynująca i z trudem znosiła jej odkładanie, trzymając ją kurczowo w kieszeni przez cały czas, na wypadek gdyby miała pięć minut wolnego czasu.

 

Robiło się jednak późno, a jej oczy zaczynały piec od zbyt długiego czytania. Przeciągając się sztywno, pożegnała rodziców, życząc im dobrej nocy i ruszyła przez pokój w stronę schodów.

 

Była w połowie drogi przez pokój, kiedy usłyszała, trzask!

 

Odwróciła się, słysząc charakterystyczny dźwięk aportacji dochodzący z salonu i stanęła twarzą w twarz z wysoką, odzianą w czerń, zamaskowaną postacią.

 

Cofnęła się przerażona. Jej rodzice, siedzący z tyłu, podnieśli się ze swoich miejsc, lecz wiedziała, że nic nie mogą zrobić. Uświadomiła sobie, że po raz kolejny zostawiła różdżkę w swoim pokoju na górze.

 

W mgnieniu oka, postać odrzuciła kaptur i zdjęła maskę, a ona prawie zemdlała z ulgi, gdy rozpoznała Mistrza Eliksirów.

 

– Profesorze! Co…

 

– Nie ma czasu – rzucił. – Idą po was. Musimy uciekać, natychmiast.

 

Ojciec Hermiony, wyrwany z oszołomionego milczenia, ruszył do przodu.

 

– Co to ma znaczyć? – zażądał.

 

Snape odwrócił się do pozostałych domowników w pokoju.

 

– Panie Granger, pani Granger – powiedział pośpiesznie. – Przepraszam, ale nie ma czasu na wyjaśnienia. Śmierciożercy mogą zjawić się tu w każdej chwili. Musimy uciekać.

 

– Nie zostawię mojego domu tym kundlom – splunął gniewnie ojciec Hermiony.

 

– Mamo, tato, musicie go posłuchać – błagała Hermiona, podchodząc, by stanąć obok Snape’a.

 

– Jeśli was tu znajdą, zabiją was – dodał Mistrz Eliksirów.

 

Nagle zdając sobie sprawę z powagi sytuacji, Grangerowie skinęli głowami z obawą, a Snape wyjął zza szaty kieszonkowy zegarek.

 

– To świstoklik – wyjaśnił. – Zabierze was w bezpieczne miejsce. Jest dostatecznie silny, by przenieść dwie osoby. Za chwilę przemieszczę się z państwa córką.

 

– Nie odejdę bez Her… – zaczęła mówić pani Granger, ale Snape jej przerwał.

 

– Nie mamy czasu – powiedział, a jego głos stawał się głośniejszy z każdym słowem. – Będą tu lada chwila. Musicie natychmiast iść.

 

– Idźcie – ponagliła Hermiona, biorąc zegarek od Snape’a, kładąc go na otwartej dłoni matki i chwytając rękę ojca, by również mógł dotknąć przedmiotu. Hermiona cofnęła się, aby przypadkiem nie zostać pochwyconą przez zaklęcie. – Kocham was – powiedziała cicho do rodziców zanim świstoklik się aktywował i zniknęli.

 

– Chodź – powiedział Snape, sięgając po ramię Hermiony.

 

– Zaczekaj – zawołała. – Moja różdżka! Jest na górze!

 

Ruszyła, by ją odzyskać, ale Snape ją powstrzymał.

 

– Nie ma na to czasu – syknął. Próbowała zaprotestować, lecz on uniósł własną różdżkę, wołając: – Accio różdżka Hermiony!

 

Chwilę później różdżka wsunęła się jej w dłoń, ale w tym samym momencie rozległ się kolejny trzask! i stanęli przed obliczem wysokiej postaci Lucjusza Malfoy’a.

 

– Cholera – mruknął Snape pod nosem.

 

– No proszę, Severusie – warknął. – Z całą pewnością nie traciłeś czasu na dotarcie tutaj. Masz nadzieję, że to ty pierwszy zgarniesz trofeum?

 

Snape przesunął się subtelnie na jedną stronę, stając między Hermioną a Malfoy’em, gdy blondyn ruszył przed siebie przez pokój. Hermiona mocno zacisnęła różdżkę za plecami i zaczęła powoli oddalać się od Malfoy’a, wciąż pozwalając, by Snape stał między nią a Śmierciożercą.

 

– Wydaje się, że szkoda byłoby ją szybko zabijać – kontynuował Malfoy, gładząc odruchowo główkę swojej laski, która skrywała jego różdżkę. – Co powiesz na to, żebyśmy… zagrali w małą grę, gdy będziemy czekać i zobaczymy, czy ci tchórze, których ona nazywa przyjaciółmi, przyjdą jej z pomocą.

 

Hermiona wyzywająco uniosła podbródek.

 

– Będziesz musiał trochę poczekać. Oni nawet nie wiedzą, że tu jesteście i nigdy nie byliby na tyle głupi, żeby wejść w tak oczywistą pułapkę.

 

Lucjusz zaśmiał się, a Hermiona skryła się w dalekim kącie pokoju, gdy w pomieszczeniu pojawiło się trzech kolejnych śmierciożerców.

 

– No dalej, Severusie – ciągnął Lucjusz. – Nie możemy pozwolić, żebyś to ty czerpał całą przyjemność z zabawy. Bądź sportowcem, oddaj ją, żebyśmy wszyscy mogli skorzystać z okazji.

 

Hermiona wydobyła z siebie cichy szloch, kiedy Snape obejrzał się przez ramię, żeby zobaczyć, gdzie jest. Zdała sobie sprawę w jak trudnej sytuacji się znalazł, do której sama go doprowadziła, opóźniając ich wyjście by odzyskać swoją różdżkę. Nie wyobrażała sobie, jak mógłby odrzucić prośbę Malfoy’a, nie narażając się na ujawnienie swojej przykrywki.

 

– Nie tym razem, Lucjuszu – powiedział tak cichym głosem, że Hermiona musiała się wysilić, żeby go usłyszeć. – Nie jest dla ciebie.

 

Oczy Malfoy’a pociemniały, a jego chwyt zacisnął się mocniej na czubku laski.

 

– Słucham? – wyszeptał złowrogo.

 

Snape ze swojej strony nie ustępował.

 

– Wiesz, jak niepewna jest moja pozycja u Dumbledore’a. Nie mogę udawać, że nie wiedziałem o planie ataku na Prefekt Naczelną, nie mówiąc już o najlepszej przyjaciółce Pottera. Jeśli zginie, Dumbledore nie będzie dłużej tolerował mojej obecności, a Czarny Pan nie będzie zachwycony utratą swojego jedynego szpiega i warzyciela eliksirów. Jesteś gotowy wziąć na siebie za to winę, Lucjuszu?

 

Oczy blondyna zwęziły się jeszcze bardziej.

 

– Nie waż się mi grozić, przyjacielu – ostrzegł, kładąc chorobliwy nacisk na ostatnie słowo. – Jesteś o wiele bardziej zbędny, niż nasz Pan pozwala ci wierzyć.

 

– Nie zakładaj, że znasz wszystkie plany Czarnego Pana, Lucjuszu – syknął Snape. – Dziewczyna jest o wiele bardziej użyteczna, niż raczyłbyś przyznać szlamie i dobrze postąpisz, zostawiając ją mnie.

 

Śmierciożercy stojący za Malfoy’em wyciągnęli różdżki, a oczy Snape’a wodziły od nich do laski, którą trzymał Lucjusz.

 

Przez moment Malfoy nic nie powiedział, a Snape zrobił kilka kroków w tył w kierunku Hermiony, nie spuszczając wzroku z czarno odzianych postaci przed nim.

 

– Stój.

 

Hermiona wstrzymała oddech, gdy Malfoy powoli wyjął różdżkę ze swojej laski.

 

Snape przestał się oddalać, ale cichym głosem powiedział:

 

– Hermiono, podejdź do mnie, ale zostań za mną.

 

Zawahawszy się tylko przez chwilę, Hermiona wykonała gwałtowny ruch, który zaskoczył Malfoy’a i sprawił, że ten skierował różdżkę w jej stronę. W tym samym momencie Snape wysunął swoją różdżkę z fałd szaty i rzucił serię zaklęć w trzech śmierciożerców stojących za Malfoy’em.

 

Dwóch z nich utraciło różdżki, a jeden padł na ziemię pod strumieniem czerwonego światła. Snape skierował swoją różdżkę na Malfoy’a, ale blondyn zdążył już wymierzyć własne zaklęcie w swojego starego przyjaciela.

 

Różdżka Snape’a wyślizgnęła się z jego palców, a Malfoy skierował się na Hermionę, z dzikim błyskiem w oczach rzucając w jej kierunku zaklęcie wiążące.

 

W ostatniej chwili odskoczyła na bok, a zaklęcie musnęło jej ramię, gdy się uchyliła. Adrenalina krążyła w jej żyłach, odzyskała równowagę i krzyknęła:

 

– Expelliarmus!

 

Przerażenie uwolniło siłę jej magii, a Malfoy przemknął przez pokój, wpadając na półkę z książkami i lądując bezwładnie obok innych śmierciożerców, z których dwóch podnosiło się z podłogi w pobliżu drzwi do kuchni.

 

Odwróciła się do Snape’a, który zdążył odzyskać równowagę.

 

– Bierzcie ich! – wrzasnął Lucjusz, ożywiony wściekłością. – Zabijcie ich oboje!

 

Czas zdawał się płynąć w zwolnionym tempie, gdy Snape pędził w jej kierunku. Śmierciożercy chwycili za różdżki i nie zawahali się spełnić rozkazu Lucjusza. Snape potknął się, kiedy ugodził go kolejny Expelliarmus, ale już wcześniej stracił różdżkę, więc nie miało to dla niego znaczenia.

 

Dotarłszy do Hermiony, chwycił ją i przyciągnął do siebie, otulając ją grubą czarną szatą i stawiając się między nią a rozwścieczonymi poplecznikami Voldemorta. Poczuła dreszcz przebiegający przez jego ciało, gdy klątwa trafiła go w plecy.

 

Nie może nas aportować bez różdżki, pomyślała gorączkowo. Rozszczepiłby nas oboje. Zaklęcie eksplodowało w ścianie obok nich, gdy dłoń Snape’a odnalazła jej różdżkę, jego palce zacisnęły się wokół jej własnych na rękojeści, a ona poczuła, jak jej magia spotyka się z jego, łącząc się w rdzeniu różdżki by spotęgować ich moc.

 

Tuż przed tym, jak stłumiony odgłos aportacji porwał jej ciało z pokoju, usłyszała, jak śmierciożercy wystrzelili serię zaklęć.

 

– Expelliarmus!

 

– Drętwota!

 

– Avada Kedavra!

 

Potem wszystko stało się czarne.

 

 

 

 

Rozdziały<< Przed Świtem – Rozdział 14

Ten post ma 5 komentarzy

  1. To teraz pozycja Snape’a gdziekolwiek będzie jeszcze bardziej niepewna 🙁 Szkoda, że o mały włos im się nie udało przed przybyciem reszty.
    Dzięki za tak dużą paczkę nowych rozdziałów i czekamy na kolejne 😛

  2. Świetne sevmione i tłumaczenie na wysokim poziomie😁 Stronka zachwyca szatą graficzną.
    Kiedy można spodziewać się następnego rozdziału?
    Pozdrowienia❤

    1. Dzieki wielkie za przemila opinie 🙂 – odnosnie szaty graficznej
      Zgadzam sie w pelni, ze tlumaczenie jest swietne i fick jest wspanialy
      i dolaczam do kolejki czekajacych na nastepny rozdzial, Before The Dawn to moj najukochanszy fick, jeden z pierwszych, do ktorego mam wielki sentyment
      Usciski!

Dodaj komentarz