Fate Set Right Rozdział 9

—–A—–

2 września 1993

 

Po kolacji Aurora przemaszerowała do skrzydła szpitalnego, nie dbając o to kto ją zobaczy, albo co o tym pomyślą. Czuła jak jej loki iskrzą i puszą się, będąc prawie idealną imitacją włosów Hermiony Granger, gdy ta się złościła. Oczy miała zwężone, a z ciemnobrązowych przybrały barwę intensywnej czerni, dokładnie jak u ojca. Grymas na jej twarzy był tak idealną kombinacją jej dwojga rodziców, że nawet siódmoroczni schodzili jej z drogi. 

Bez wahania wkroczyła do Skrzydła Szpitalnego i podeszła prosto do łóżka Draco. Dupek nie spał, siedząc z książką na kolanach i jedną nogą uniesioną, aby przytrzymać ją otwartą. Był ustawiony pod takim kątem, że nie widział, kto do niego idzie.

– Najwyższy czas na kolację – zaczął mówić z tym szyderczym uśmieszkiem Malfoyów. – Poczekaj tylko, aż powiem mojemu ojcu…

Nigdy nie dokończył tego zdania. W chwili, gdy odwrócił głowę, Aurora zadała cios tak mocny, że chłopiec przewrócił się na drugą stronę łóżka.

– Ty głupi, arogancki kretynie – splunęła, a Draco używając jednej ręki uniósł się najwyżej jak potrafił, gdy ból mieszał się z zaskoczeniem na jego twarzy. – Wiesz, co zrobiłeś? Czy twoja głowa została wciśnięta tak głęboko w dupę, że naprawdę nie masz już zdrowego rozsądku ani ludzkiej przyzwoitości?

– O czym ty mówisz, Rory? – zapytał w końcu wstając. To był pierwszy raz od czasu petryfikacji Colina Creeveya, gdy tak się do niej zwrócił; już nie Snape czy Aurora.

– Mówię o twoim przekonaniu, że jesteś lepszy od wszystkich i wszystkiego tylko dlatego, że jesteś cholernym Malfoyem! Wiedziałeś, że musisz ukłonić się Hipogryfowi, bo wpadliśmy kiedyś na jednego w lesie. Pamiętasz? Z mamą? I dokładnie cię ostrzegała, jakie szkody może wyrządzić, jeśli nie okaże się mu szacunku. Ale nie. Nie, potężny Draco Malfoy musiał zaryzykować kark, który Hipogryf mógł z łatwością rozerwać, żeby napisać się przed Harrym Potterem. Albo może zaimponować mu, bo zaczyna mnie to zastanawiać. – po tych słowach Draco. – I przechwalałeś się swoim durnowatym ślizgońskim kolegom jak to możesz doprowadzić do zwolnienia Hagrida…

– Czemu obchodzi cię ten cholerny głupek?

– Obchodzi mnie, bo Hagrid jest częścią mojego życia od kiedy pamiętam! Spędziłam pierwsze pięć lat mieszkając w Hogwarcie. Chodziłam po tym zamku i jego terenach więcej razy, niż jakikolwiek siódmoroczny, a Hagrid jest praktycznie moim wujkiem!

– Jest półkrwi – wypluł z siebie te słowa.

– Tak samo jak ja!

Miała wrażenie, że całe powietrze opuściło jej płuca, a serce się zatrzymało. Nie chciała tego powiedzieć. Znała swój status krwi od kiedy miała cztery lata i usłyszała przerażające słowo na M rzucone przez wujka Lu, kiedy myślał, że go nie słyszy.

Jej ojciec jednak to zauważył. Zauważył ją w cieniu korytarza prowadzącego z pokoju zabaw do łazienki. Zachowywał się jakby nic się nie stało, nie dając najmniejszego znaku, że tam  była. Później dopiero jej wytłumaczył, co to znaczyło.

– To okropny świat dla takich osób jak twoja mama – powiedział. – Mugolacy. Ludzie, którzy używają tego słowa zazwyczaj są czystej krwi i wierzą, że dzięki temu są lepsi. Tatuś musi udawać, że ich lubi i się z nimi zgadza, ale tak nie jest.

– Dlaczego musisz udawać, że nienawidzisz mamusi? – zapytała zdezorientowana i trochę zraniona.

– Nie muszę. Mamusia udaje, że ma tylko magicznych rodziców, więc nikt nie próbuje jej skrzywdzić. Ale nie możemy tego nikomu powiedzieć. Pamiętasz co ci mówiłem o sekretach? – Aurora skinęła głową. – Jestem półkrwi.

– Przez babcię?

– Tak. Mój ojciec był Mugolem. Mama i tato mamusi też byli Mugolami. Jest Mugolaczką, a ty jesteś półkrwi, ponieważ masz krew magiczną i mugolską – wyjaśnił. – Ale nikomu nie możemy o tym powiedzieć.

Nigdy nie musiała mówić, że jest czystej krwi, bo wszyscy od razu to zakładali. Aż do zeszłego roku nawet nie przyszło jej do głowy, że jej status krwi się liczy i zamierzała zachować to w tajemnicy.

A teraz to wypaplała.

Draco był całkowicie zdezorientowany, jąkając się i bełkocząc bez sensu, podczas gdy Aurora trzęsła się ze strachu i adrenaliny.

– Jak? – zapytał w końcu. – Wiem, że wujek jest półkrwi, ale wyrzekł się swojego plugawego mugolskiego pochodzenia. A poza tym, żebyś była półkrwi, ciocia H. musiałaby być… – Fragmenty układanki w końcu się połączyły. – Jest Mugolaczką.

– Jest? – zapytała Aurora drżącym głosem. – Naprawdę jest? Ponieważ dwie minuty temu była twoją czystokrwistą ciotką z wielkim dziedzictwem rodowym. Wiedźmą, którą szanowałeś i podziwiałeś. – Draco zmarszczył brwi odwracając wzrok, jakby próbował pogodzić ze sobą tę myśl, rozdzielając w głowie ciotkę na dwie osoby. – Zostawię cię, żebyś o tym pomyślał – powiedziała urywanym tonem, próbując się pozbierać.

Aurora Snape, która przeszła ze skrzydła szpitalnego do komnat ojca, była dużo mniej przerażająca. Nikt nie zwracał na nią uwagi.

Otworzyła drzwi do biura Opiekuna Slytherinu i stwierdziła, że jest puste, ale drzwi do jego pokoju były otwarte. Dochodził przez nie śmiech, który prowadził ją do salonu.

Jej mózg mówił jej, że powinna być zaskoczona widokiem profesora Lupina siedzącego w fotelu z pustym talerzem przed nim i kieliszkiem pełnym wina w ręce. Zdała też sobie sprawę, że powinna być zszokowana widokiem matki siedzącej obok ojca na kanapie; nigdy nie odwiedzała ich tak wcześnie. Ledwo zarejestrowała Leo czytającego w kącie.

– Rory? – głęboki głos ojca przerwał jej zadumę i zauważając jego łagodny, pytający wzrok i zmartwienie na twarzy matki, jej twarz się zmarszczyła.

– Popełniłam ogromny błąd – wykrztusiła, gdy łzy popłynęły z jej oczu.

– Co się stało, Papużko? – zapytała delikatnie kobieta podchodząc do niej. – Wszystko, co się wydarzyło możesz powiedzieć w obecności Remusa – powiedziała, obejmując ją ramionami. – Jest przyjacielem i wie, że przebywam aktualnie w Hogwarcie jako uczennica. Jestem pewna, że nic się nie stanie, jeśli też to usłyszy.

Więc Aurora, między szlochami, powiedziała i, tyle, ile mogła. I nawet jeśli to nie była historia, czuła się, jakby trwała w nieskończoność.

– Tak bardzo prze-prze-prze-przepraszam – czknęła. – Nie chciałam… To tylko…

– Uspokój się, Rory – powiedział jej ojciec surowo, ale spokojnie. Dziewczyna próbowała wziąć głęboki oddech, który przeszedł w dreszcz. – Hermiono, myślę, że to czas kiedy powinniśmy…

– Dlaczego jej nie powiesz, kochanie? – zasugerowała kobieta. – Powinna usłyszeć to od nas.

– Mogę wyjść, jeśli to sprawa rodzinna – powiedział profesor Lupin.

– Zostań. Jestem pewien, że Ty i H. macie sporo do omówienia. I boję się, że Leonidas jest dalej za młody, aby to usłyszeć.

– Mam osiem lat! – oświadczył z oburzeniem chłopiec.

– A twoja siostra jest starsza i to pierwszy raz, kiedy to usłyszy – zbeształa go matka z nutką rozbawienia, gdy Rory poczuła, że ojciec otacza ją ramieniem i prowadzi do laboratorium.

Zamknął za nimi drzwi i zaprowadził ją do stołka. Usiadł obok, zwracając się ku niej. Pierwszą rzeczą jaką zrobił, było wyciągnięcie chusteczki i podanie jej, aby mogła wytrzeć łzy z twarzy.

Z westchnieniem rezygnacji położył lewe przedramię na stole z dłonią skierowaną do góry. Rozpiął najpierw surdut, a potem mankiet koszuli pod spodem. Wiedziała, co się stanie kiedy podciągnie rękaw, ale pomimo to wzdrygnęła się na widok czaszki na jego skórze.

– Jesteś bardzo mądrą, odważną dziewczynką – powiedział. – Ale podobnie jak twoja matka, emocje biorą nad tobą górę. To ludzkie. Naturalne. Wierzę, że masz trochę odziedziczonej po mnie umiejętności do powstrzymywania takich reakcji, ale nawet ja wybucham co jakiś czas, więc nie wiń się za to, co się stało.

– Ale teraz ważniejsze niż kiedykolwiek jest to, żebyś dokładnie zrozumiała dlaczego twoja matka ukrywała swoje mugolskie pochodzenie i dlaczego tak ważne jest udawanie przez ciebie, że jesteś czystej krwi i dlaczego naprawdę powinnaś spróbować wpłynąć na opinie Draco, gdy jest z dala od wpływu swojego ojca, zanim Hermiona Granger zniknie z Hogwartu.

– I co to ma wspólnego z twoim tatuażem? – zapytała cicho.

– To Mroczny Znak, Rory. To symbol Czarnego Pana i znak, że jestem jednym z jego najbardziej lojalnych Śmierciożerców i członkiem jego wewnętrznego kręgu. To znak mężczyzny, który wierzył w dominację czystej krwi i Czarnej Magii.

– Więc dlaczego go masz?

– Ponieważ byłem,jestem szpiegiem. Ponieważ kiedy byłem tylko kilka lat starszy od ciebie, ściągnąłem na siebie uwagę nieodpowiednich ludzi i ktoś uznał, że to dobry sposób na wykorzystanie tego dla większego dobra. Na początku mojego czwartego roku bardzo mnie kusiło, żeby do nich dołączyć tylko po to, żebym miał miejsce do którego będę należał. Nie wszystko jest dobre, ale nie wszystko jest złe. Jesteś gotowa?

Aurora skinęła głową.

 

—–H—–

9 września 1975

 

– Snape, Granger, zostańcie na chwilę – powiedział Moody, gdy klasa zaczęła pustoszeć po zakończeniu zajęć.

Lily zmarszczyła brwi, zanim jej usta wykrzywiły się w uśmiech.

– Piknik przy drzewie – powiedziała delikatnie dotykając ramienia Severusa, po czym machnęła Hermionie i wyszła z pomieszczenia. Moody czekał aż wszyscy znikną, po czym machnął nadgarstkiem, a drzwi się zamknęły.

– Przeczytaliście książkę? – zapytał swoim typowym, zgryźliwym tonem, a oni przytaknęli. – To dobrze. Spotkamy się po kolacji, korytarz na siódmym piętrze.

– Profesorze? – zapytała, marszcząc twarz w zakłopotaniu.

– I upewnijcie się, że nikt was nie zobaczy. Możecie iść.

– Dlaczego z czymś mi się kojarzy korytarz na siódmym piętrze? – zastanawiała się Hermiona, gdy wyszli z klasy.

– Jestem pewny, że kiedyś coś o nim czytałaś. Teraz ten twój mentalny indeks przegląda bibliotekę, z której na pewno większość rzeczy przeczytałaś i przyswoiłaś, próbując znaleźć odpowiedź. – Severus zerknął na nią, delikatnie unosząc kąciki ust.

Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i już miała coś odpowiedzieć, gdy nagle zdała sobie sprawę, że upada na ziemię. Z jej otwartej torby po kamiennej podłodze posypały się książki, kałamarze i pióra.

Poczuła otaczającą ją magię tylko przez moment, zanim Severus położył dłoń na jej ramieniu. Odwracając głowę i lekko się poruszając, zauważyła jego wyciągniętą różdżkę, wycelowaną w taki sposób, że pomyślała o wyciągnięciu ręki w obronie. Już miała zapytać go robił, gdy spostrzegła przed nim błysk światła i…

– Tarcza – wyszeptała, obracając się i zdając sobie sprawę, że jej nogi są ze sobą sklejone. Wyciągnęła różdżkę, rzuciła przeciwzaklęcie i uklęknęła obok Severusa. – Gdzie oni są?

Wskazał kierunek, z którego nadeszli, tuż przed kolejnym błyskiem światła.

– Smarkerus jest cholernym tchórzem – zaśmiał się Peter. – Chowa się za tarczą.

– Dawaj, Smarkerusie. Wiemy, że po prostu nie możesz się doczekać walki – zadrwił Syriusz.

– O nie, zmiękł. – James włączył się w drwiny, wciąż niewidoczny. – Nowe szaty i czyste włosy. Myślę, że próbuje zasymilować się z ludzkim społeczeństwem.

Hermiona ruszyła różdżką, rzucając pierwsze zaklęcie, które przyszło jej do głowy w kierunku, z którego dochodził głos Jamesa. Urok uderzył w ścianę, wydając głośny trzask.

– Co się tutaj dzieje? – Głos Remusa dobiegł zza nich, a gdy Hermiona spojrzała przez ramię, dostrzegła jego zdezorientowanie, gdy patrzył na miejsce, w którym klęczała z Severusem.

– Ach! Luniaczek! W samą porę, aby dołączyć do zabawy.

Zdezorientowanie nastolatka szybko minęło zastąpione wstydem, gdy podszedł do przodu i zasłonił Severusa.

– Dokładnie o jakiej zabawie mówisz, Łapo? – zapytał, krzyżując ramiona i rozglądając się po korytarzu.

Zauważając możliwość ucieczki, Hermiona sięgnęła po dłoń Severusa i delikatnie ją ścisnęła. Wciąż wpatrując się w miejsce, w którym byli Remus i reszta Huncwotów, skinął głową. Wstali powoli, cofając się o kilka kroków, zanim się odwrócili.

– Remusie, oni uciekają – jęknął Peter.

– To dobrze. Poczekajcie na mnie przed klasą, wyjaśnię profesor Babbling co was zatrzymało.

Gdy Huncwoci zniknęli z ich pola widzenia, Hermiona syknęła, czując ból. Adrenalina i upadek na ziemię uniemożliwiły jej uświadomienie sobie siły, z jaką uderzyła w podłogę lewym kolanem, gdy dostała zaklęciem Locomotor Mortis. Teraz boleśnie utykała, próbując iść.

Severus nie mówiąc słowa sięgnął do swojej torby i coś z niej wyjął, po czym podał przyjaciółce.

– Nie sądzę, żebym potrzebowała twojego supermocnego eliksiru zmniejszającego ból.

– Szarpiesz mnie gwałtownie za rękę przy każdym kroku. Chociaż twoje kolano może być osłabione, nie będziesz aż tak bardzo utykać, jeśli nie będzie cię boleć – powiedział, wskazując na butelkę. – Wypij.

Niechętnie puszczając jego dłoń, Hermiona zatrzymała się i oparła o ścianę, by odkorkować eliksir i go wypić. Jak wiele mikstur, smakował obrzydliwie.

– Zmodyfikowałeś formułę, ale nie mogłeś poprawić jego smaku? – zapytała, wykrzywiając twarz w obrzydzeniu.

– Dodanie czegokolwiek by poprawić smak zagrażałoby jego skuteczności – powiedział, zabierając buteleczkę. – Bob nie narzekał.

Hermiona parsknęła mając zamiar odpowiedzieć, gdy Remus wyszedł zza rogu. Spojrzał na nich, na butelkę w ręce Severusa, po czym na dziewczynę, trzymającą się za nogę.

– Powinienem zrobić więcej niż tylko odebrać im punkty – powiedział ściskając dłonie w pięści, a Snape parsknął.

– Tak, cóż, nie sądzę, żeby odznaka prefekta miała aż taką moc – szydził, oferując ramię Hermionie, aby mogli pójść na runy. Przyjęła je, ignorując radosne bicie serca, gdy wsadziła dłoń w zgięcie jego łokcia.

– Powinienem z nimi porozmawiać – powiedział Remus, dołączając do nich. – Powiedzieć im, że muszą przestać. Traktować tak nie tylko ciebie, ale wszystkich.

– To mogłoby pomóc pięć lat temu – odpowiedział drugi z chłopców. – Ale wtedy byłeś zbyt zajęty cichym obserwowaniem ich.

Nastolatek nie miał czasu na odpowiedź, bo właśnie w tym momencie dotarli pod salę.

Gdy Severus eskortował Hermionę na ich miejsca, Remus dotrzymał słowa i wyjaśnił profesor Babbling co się stało. Co więcej, jego irytacja nie zniknęła z tonu, wywołując pomruk zainteresowania wśród piątoklasistów. Byli to nie tylko Gryfoni i Ślizgoni, ale też Puchoni i Krukoni. A ponieważ Huncwoci znęcali się nad osobami ze wszystkich domów, wzbudziło to spore zainteresowanie.

 

—–H—–

 

Gdy James, Peter i Syriusz wciąż byli zajęci przesłuchiwaniem Remusa w związku z jego rzekomą wpadką, Hermiona i Severus wymknęli się z Wielkiej Sali i udali na korytarz na siódmym piętrze.

– Jak twoje kolano? – zapytał, gdy wspinali się po schodach dużo wolniej, niż zapewne by chciał.

– Dalej nie czuję żadnego bólu, ale czuję, że jest słabsze i posiniaczone – odpowiedziała krzywiąc się.

– I nie poszłaś do Pomfrey bo…?

– Kiedy miałabym to zrobić? Nasz dzień nie był zbyt spokojny. Runy, Eliksiry i Transmutacja po lunchu. Chociaż przypuszczam, że mogłam iść do Skrzydła Szpitalnego podczas tej przerwy, Lily by raczej za mną nie tęskniła.

– Tak, nie sądzę, aby to zrobiła. – Hermiona nie mogła stwierdzić po jego tonie czy był z tego zadowolony czy zirytowany.

Kontynuowali wspinaczkę po schodach, a cisza trwała aż do siódmego piętra. Zatrzymali się i rozejrzeli, zanim weszli w głąb korytarza.

– Nie widzę nigdzie Moody’ego – zauważył. – A wątpię, żeby chciał prowadzić te lekcje na otwartej przestrzeni.

– Przysięgam, że słyszałam coś o korytarzu na siódmym piętrze – powiedziała zirytowana na swój własny mózg, który nie mógł przypomnieć sobie ważnych informacji, kiedy akurat ich potrzebowała.

– Ustaliliśmy to już wcześniej. – Severus rozejrzał się, badając gobeliny. Hermiona odwróciła się, uderzając pięścią w czoło w żałosnej próbie wyciągnięcia z głowy wiedzy. Chodziła powoli, zanim kolano się pod nią ugięło.

Podniosła wzrok i zobaczyła drzwi, których wcześniej tutaj nie było.

– Severusie – zawołała, wpatrując się w nie, a uśmiech pojawił się na jej twarzy, gdy wreszcie sobie przypomniała to, co chciała. – Jak mogłam być tak głupia? Historia Hogwartu. Czytałam ją więcej razy niż mogłabym zliczyć, a dalej zapomniałam o Pokoju Przychodź-Wychodź. 

– O czym?

– O Pokoju Przychodź-Wychodź – powtórzyła. – Znanym też jako Pokój Życzeń. Ma pojawiać się tam, gdzie jest najbardziej potrzebny i zapewniać osobie lub osobom to, czego najbardziej potrzebują. Łóżko, jeśli są zmęczeni, pokój szpitalny, jeśli są ranni.

– Toaleta, jeśli wypili za dużo soku dyniowego na śniadanie – dodał lekko kpiącym tonem. – Czy potrafisz wyjaśnić cokolwiek nie będąc kompletną kujonką?

– Nieznośna wiem-to-wszystko, pamiętasz?

– Zachowujesz się tak, że nie można tego zapomnieć – powiedział uśmiechając się, przez co jej serce podskoczyło. – Więc myślisz, że Moody jest za tymi drzwiami, czy pokój po prostu zdecydował, że czegoś potrzebujemy?

– Sprawdźmy.

– Tak, po prostu wejdźmy do pokoju, który zjawił się znikąd i może pojawić się w zupełnie innym miejscu, jeśli w ogóle się pojawi.

– Nie chcesz utknąć ze mną sam na sam w pokoju, Severusie? – zapytała bez zastanowienia. Trzymała rękę na klamce, którą po chwili przekręciła, zanim jej słowa do niej dotarły, przez co się zarumieniła jak pomidor zdając sobie sprawę z tego, jak mógł je zinterpretować. Była dozgonnie wdzięczna, że nie odpowiedział, widząc Moody’ego, wyglądającego na zirytowanego.

– Długo wam to zajęło.

– Ciężko było zlokalizować pokój, który pojawia się tam, gdzie chce – odpowiedział Severus szorstko, ale z szacunkiem.

– To mit – odpowiedział mężczyzna, a twarz Hermiony skrzywiła się. – Pokój Życzeń zawsze jest tutaj, na siódmym piętrze. Kiedy w nim jesteśmy nikt nas nie może znaleźć chyba, że będziemy tego chcieli. Jesteśmy niewykrywalni. – Wskazał na krzesła, które się właśnie pojawiły. – Siadać. Przeczytaliście książkę, więc nie muszę wam mówić co lub dlaczego.

– Właściwie to chciałbym wiedzieć dlaczego, Profesorze Moody – wtrącił się Severus. – Hermiona ma swój powód, ale dlaczego ja?

– To jest dla ciebie naturalne, więc głupio byłoby to zmarnować. Zresztą przyjaźnisz się z nią, a ona ci ufa. Możesz jej pomóc, jeśli utknie. A teraz oboje oczyśćcie umysł. Wyobraźcie sobie ścianę i nie dajcie mi jej zniszczyć.

Bez ostrzeżenia machnął nadgarstkiem i jego wzrok padł na Hermionę.

Poczuła w głowie to dziwne, uporczywe uczucie, podobne jak ich pierwszego dnia zajęć, ale dużo, dużo silniejsze. Było na granicy bólu, gdy niszczył słabą imitację ściany, którą wzniosła. Jak po pęknięciu tamy wszystkie jej myśli i emocje z ostatnich dwudziestu czterech godzin były podane Moody’emu jak na tacy.

– Wiedziałem, że te dranie kłamią – mruknął, zanim spojrzał na jej przyjaciela.

Hermiona zamrugała, a ból powoli ustępował, gdy obserwowała mentalną walkę Severusa i Moody’ego. Pomiędzy oczami chłopca pojawiła się lekka zmarszczka, a dłonie miał zaciśnięte w pięści. Jego policzki zaczęły się czerwienić, zanim chrząknął i odwrócił wzrok, a mężczyzna się zaśmiał.

– Prawie ci się udało, ale ta ściana ma być nie do zniszczenia.

– Dlaczego muszę w ogóle taką robić? – zapytał nastolatek przez zaciśnięte zęby.

– Byłem właśnie w twojej głowie, chłopcze. Wiesz równie dobrze jak ja, dlaczego mądrze byłoby trzymać to wszystko zamknięte w środku.

Hermiona zmarszczyła brwi, zerkając to na Severusa, który nie chciał na nią patrzeć, to na Moody’ego, który wyglądał na zbyt zadowolonego z siebie.

– Nie będę dzisiaj znowu wchodził wam do głowy. Najlepszym, co możecie zrobić jest medytacja. Nie kpij, chłopcze. Niewystarczająca liczba czarodziejów siedzi w ciszy i skupia się na tym, co jest w środku. Skupiasz się na swoim umyśle, skupiasz się na budowaniu czegoś i to się dzieje. – Podniósł się, a gdy jego ciało się poruszało, usłyszeli głośne trzaski. – Zostańcie tutaj i skupcie się, żadnych pogawędek. – Pokuśtykał sztywno do drzwi. 

– Wychodzi Pan? – zapytała zerkając na Severusa, by dostrzec jego zmarszczone czoło.

– Dumbledore będzie się zastanawiał gdzie byłem. – Bez żadnego słowa więcej Moody wyszedł wolnym krokiem przez drzwi.

– Nie chce, żeby Dumbledore wiedział – stwierdził przyjaciel po dłuższej ciszy.

– Hm.

– Dlaczego? – Spojrzał prosto w jej oczy. – Dlaczego ukrywa to przed Dyrektorem? Zwłaszcza jeśli to dotyczy ciebie. Nie zaprzeczył, że czuł, że masz powód ukrywania czegokolwiek co jest w twojej głowie, ale dlaczego nie zaangażować w to Dyrektora? Dlaczego sprowadza nas do pokoju, którego nie da się zlokalizować, jeśli ma nas zostawić?

Usta Hermiony się otworzyły, ale wielka gula powstała w jej gardle. Nie mogła powiedzieć Mapie Huncwotów, nie chciała nawet próbować. Zamiast tego wzruszyła ramionami i pokręciła głową, a oczy Severusa zwęziły się, gdy odwrócił głowę.

– Powinniśmy medytować – powiedziała poprawiając się na krześle.

– Widzisz go tutaj, pilnującego nas?

– Severus – ostrzegła, ale on jej nie słuchał. Podniósł się, podszedł do biurka, które się pojawiło ze stosem gazet w jednym rogu i małą kolekcją książek w drugim. 

– Chcesz to medytuj – odpowiedział, przeglądając papiery.

– Severusie, co ty…

– Pokój daje nam to, czego potrzebujemy, więc powinien dać mi odpowiedzi na te pytania.

Hermiona przełknęła panikę, która groziła jej opanowaniu na myśl o tym, jakie odpowiedzi może dostarczyć mu to pomieszczenie. Usiadła zamykając oczy i zmusiła się do spowolnienia bicia serca, zanim skupiła się na próbach zbudowania mentalnych mechanizmów obronnych.

Nie miała pojęcia jak długo przebywała w swoim własnym umyśle, zanim poczuła delikatny dotyk na ramieniu. Podniosła wzrok, dostrzegając przed sobą sfrustrowanego i zamyślonego Severusa. Krawat miał przekrzywiony, włosy nabrały mocniejszego połysku i były doszczętnie rozczochrane.

– Powinniśmy iść, już prawie dziewiąta.

– Tak późno? – zapytała, ujmując podaną przez niego rękę i pozwalając mu podnieść się na nogi. – Znalazłeś jakieś odpowiedzi?

– Niespecjalnie – odpowiedział, puszczając jej dłoń.

– Cóż? 

– Nie, myślę, że to co odkryłem, zachowam dla siebie.

Zirytowana podeszła do biurka, patrząc na rozłożone na nim papiery. Szybkie spojrzenie na daty ujawniło jej, że nie były z przyszłości. Kilka z nich było z lat dwudziestych i trzydziestych, nawet kilka z pięćdziesiątych, ale głównie były sprzed miesięcy.

– Jesteś gotowa zaryzykować utratę punktów i szlaban dla kilku artykułów z Proroka? – kpił z niej, a jej frustracja wzrosła.

Na okładce gazety dostrzegła zdjęcie o wiele młodszego Dumbledore’a i jakiegoś mężczyzny. Chciała przejrzeć kilka stron, przeczytać to, co Severus, ale pomysł szlabanu z Filchem za przekroczenie godziny policyjnej ją odstraszył.

Z poirytowanym warknięciem odwróciła się i wyszła przez drzwi wiedząc, że przyjaciel jest tuż za nią. Nie miało znaczenia, że kuśtykała na każdym kroku, gdy jej kolano coraz bardziej emanowało bólem. 

Severus dotrzymywał jej kroku, nic nie mówiąc i nie próbując jej uspokoić, tylko po prostu był, co mimo wszystko doceniała, nawet będąc na niego zdenerwowana. Jak trudno było mu po prostu powiedzieć? Czy było to ważne? I dlaczego po prostu nie zabrała ze sobą cholernych gazet?

To sprawiło, że się zatrzymała sapiąc z frustracji, gdy zdała sobie sprawę, że rozproszyła ją możliwość szlabanu. 

Stanął tuż za nią i musiała odwrócić głowę, aby na niego spojrzeć. Miał to wyrachowane spojrzenie, które sprawiło, że w jej umyśle pojawił się przelotnie obraz Profesora Snape’a.

– Czego się dowiedziałem… – zaczął rozglądając się. Jego oczy zwęziły się na coś na dole schodów, gdy wyjmował różdżkę. – Muffliato – szepnął, czekając aż lekkie brzęczenie otoczy ich, zanim znów się odezwał. – Dowiedziałem się dlaczego Moody nie chce, aby Dumbledore wiedział, że nas uczy, chociaż myślę że to w szczególności ja mogę stanowić problem. Biorąc pod uwagę mój dom i tempo, w jakim Ślizgoni znajdują wątpliwe towarzystwo po Hogwarcie rozumiem, dlaczego Moody chce mnie szkolić. Wiem, że Dyrektor rzuca kamieniami, mieszkając w szklanym domu. Powinien mniej rozpieszczać Gryfonów i bardziej wspierać Ślizgonów.

– Nie brzmisz zbyt sensownie – przyznała, a Severus wykrzywił usta.

– Nawet nie próbowałem – odpowiedział, a ona walnęła go w ramię. – Wiem jedno: bez względu na powód, dla którego Moody chce abyś nauczyła się Oklumencji, ma rację.

– I niby co to za informacja?

– Nigdy nie daję odpowiedzi, których nie jestem w stu procentach pewien.

– I to mnie nazywasz nieznośną. 

Severus zachichotał i jednym machnięciem różdżki sprawił, że brzęczenie zniknęło. Powoli ruszył w dół schodów, po czym odprowadził ją do Wieży Gryffindoru, gdzie zatrzymał się przed obrazem. Hermiona zignorowała namalowaną kobietę, która patrzyła się na nich z otwartymi ustami, przypominając rybę.

– Zobaczymy się rano na Eliksirach – powiedział pochylając głowę przed odejściem.

Hermiona obserwowała go, niezdolna do odwrócenia wzroku, zanim zniknął za rogiem. Mimowolnie westchnęła.

– Nie można go nazwać przystojniakiem – zauważyła Gruba Dama. – Nie wspominając o tym, że jestem pewna, że czuje coś do tej ładnej Rudowłosej.

– Ja też – westchnęła patrząc na kobietę, która obserwowała ją z sympatią. – Incipite Matura.

 

19 września 1975

 

To tylko zwykły, normalny dzień. Nic nie ma w nim specjalnego. Zwykły piątek w połowie września. To normalny dzień. Jesteś teraz tylko trochę starsza.

Hermiona zapętlała te myśli w głowie od kiedy się obudziła. Normalność ostatnich kilku tygodni prawie spowodowała, że zapomniała. Pierwszy dzień nauki przyniósł przypływ smutku, powtarzanie zajęć i posiłki w Wielkiej Sali, czas spędzony z Severusem i Lily odepchnął go. Nawet dzień wcześniej wszystko było w porządku i prawie zapomniała, co przyniesie poranek.

Kiedy jej oczy otworzyły się wprost na promienie słoneczne wpadające przez okno, a dźwięki przygotowujących się Lily, Marleny i Alicji obejmowały cały pokój, musiała przypomnieć sobie, żeby nie czuć się aż za smutna. Powoli wstała z łóżka, zebrała swoje rzeczy i udała się do łazienki. Umyła się, ubrała z należytą starannością i udała się do Wielkiej Sali. Dziewczyny dogoniły ją i otoczyły, ponieważ Rudowłosa ciągle upierała się na włączenie jej do swojej świty, nawet jeśli nic nie mówiła, chociaż Marlena zbytnio jej nie lubiła.

Usiadły na ławce, gotowe na śniadanie i Hermiona wybrała zwykły tost z dżemem, wzdychając ciężko, co zostało prawie niezauważone. Lily zerknęła na nią i zmarszczyła brwi, ale została rozkojarzona przez wchodzących Huncwotów.

Zrobiła więc to, co zawsze robiła na śniadaniu, gdy nieznośne trio i ich przyjazny, nieśmiały wilkołak próbowali przyciągnąć na siebie uwagę: wyciągnęła książkę i zaczęła czytać.

Chciała przeczytać klasykę, tak jak zawsze to robiła, ale udając czystokrwistą nie była pewna, czy Austen byłaby lekturą do przyjęcia, więc zdecydowała się na coś o Zielarstwie.

Sowy wleciały do pomieszczenia, a Hermiona usłyszała piski i chichoty swoich koleżanek, gdy dostarczono najnowszą Czarownicę i podniesione głosy uczniów otrzymujących listy, ale zignorowała to i przewróciła stronę.

– Hermiono – powiedział Remus, a ona podniosła wzrok chcąc zapytać, czego chciał. Wskazał na znajomą, malutką sowę siedzącą tuż przy jej talerzu, obok puszczyka, odpoczywającego na małej, prostokątnej przesyłce.

Jej żołądek skręcił się, gdy próbowała opanować ekscytację i chęć uśmiechu. Nikt nie wiedział zeszłego roku i nic nie dostała, więc dlaczego miała w ogóle teraz czegokolwiek oczekiwać?

Wzięła kopertę od małej sowy McGonagall’ów, po czym dała jej kawałek tostu, racząc nim też drugie stworzonko, które pohukiwało radośnie, zanim odleciało. Gdy tylko wystartowało, kolejna przesyłka wylądowała na małej przesyłce, ale tym razem bez żadnej sowy, czekającej na smakołyk.

– Co to za specjalna okazja? – zapytała Lily.

– Nie jest specjalna – odpowiedziała, otwierając list od McGonagall’ów. Małe, smukłe pudełko spadło na stół, ledwo unikając jej zawartości talerza.

 

Hermiono,

 

Moja kochana, słodka dziewczyno. Żałuję, że nie mam żadnej wymówki, przez którą nie dowiedziałam się Twojej daty urodzenia wcześniej w zeszłym roku. Dopiero gdy wróciłaś do nas na lato, Bob i ja uświadomiliśmy sobie, że ta specjalna okazja niedługo nadejdzie, albo już minęła. Minerwa musiała zajrzeć do akt szkolnych i nie mogę ci opisać wstydu, jaki wszyscy czuliśmy, bo pozwoliliśmy, żeby ta specjalna okazja się prześlizgnęła niezauważona, zwłaszcza biorąc pod uwagę stratę Twojej rodziny.

Z racji, że zostałaś wychowana w Stanach, zdaję sobie sprawę, że szesnaście lat tam to wiek przełomowy, tak samo jak u nas siedemnaście. Nie wiedziałam, które z nich świętowaliby Twoi rodzice, a nie chcieliśmy Ciebie zawieść, skoro mogły być to już te. Tradycja, jak się dowiedziałam, to pierścionek, ale postanowiliśmy zrobić coś trochę innego.

 

Wszystkiego najlepszego, Hermiono. Uwielbiamy mieć się w naszym życiu i nie możemy się doczekać wszystkich wspólnych dni, które nadejdą.

 

Najcieplejsze życzenia,

 

Delia

 

P.S. Bob czuł się okropnie wykluczony i chciał przekazać, że też Cię uwielbia.

 

Hermiona z całych sił starała się nie pozwolić łzom na popłynięcie po policzkach, gdy kończyła czytać list i odkładała go na bok. Głęboko oddychając podniosła paczkę i otworzyła ją. W środku znajdowała się para kolczyków w kształcie łez. Miały srebrne sztyfty, a reszta była złota.

– Och, są śliczne – powiedziała Marlena, pochylając się przez stół, aby się lepiej przyjrzeć. – Powiedziałabym, że raczej nie za drogie. Masz chłopaka?

Lily wyglądała na zainteresowaną odpowiedzią i Hermiona zarumieniła się, kręcąc głową.

– Nie, emm, to moje urodziny – ledwo wypowiedziała ostatnie słowo.

– Och… To… Wow, to czyni cię najstarszą w Gryffindorze naszego rocznika.

– Myślę, że to czyni ją najstarszą na naszym roku, kropka – dodała cicho Alicja.

– Od kogo są te kolczyki? – zapytała podejrzliwie Rudowłosa.

– Od Delii i Boba – odpowiedziała automatycznie, a gdy zobaczyła zdezorientowane spojrzenia, dodała – Moi przybrani rodzice.

Lily odetchnęła z ulgą, gdy Hermiona sięgnęła do kolejnego listu na paczce.

 

Hermiono,

 

Wybacz mi nieznalezienie tej informacji wcześniej, nie tylko jako twojej ciotce, ale też Opiekunce twojego Domu. Wrzesień jest zawsze pracowitym czasem z tym wszystkim, co się dzieje, gdy uczniowie próbują się zadomowić. Dopiero gdy Delia zapytała, czy wiem kiedy są twoje urodziny, zdałam sobie sprawę, że całkowicie je przegapiłam.

 

Nie mogę naprawić błędów zeszłego roku, ale chciałabym teraz spędzić je dobrze. Jeśli będziesz chciała,przyjdź wieczorem na herbatę do mojego biura. Weź Severusa i Pannę Evans ze sobą, jeśli sobie tego życzysz. Możesz dać mi znać po Transmutacji.

 

Wszystkiego najlepszego,

 

Profesor M. McGonagall

 

Hermiona zachichotała przez łzy, gdy skończyła czytać list. Spojrzała na stół nauczycielski i napotkała wzrok Opiekunki Domu. Uśmiechnęła się i z entuzjazmem skinęła głową powodując, że surowy wyraz twarzy Profesor McGonagall złagodniał na chwilę, gdy kąciki jej ust uniosły się do góry.

W końcu Hermiona sięgnęła po drugą przesyłkę.

Zerwanie papieru ozdobnego odsłoniło pięknie oprawiony, lekko zniszczony egzemplarz Jane Eyre. Zanim otworzyła okładkę, z miłością przeciągnęła palcami po ciemnoniebieskiej skórze, gdzie umieszczony był srebrny napis. W oprawę wsunięty był mały skrawek papieru, ledwie wystarczająco duży, by pomieścić bazgroły znajomego pisma.

 

Siostry Bronte były przeciętnymi czarownicami, z wyjątkiem słów.

 

Kartkując książkę zauważyła, że jest pełna bazgrołów Severusa. Wskazywał na fragmenty, które mu się podobały, komentował te, które uważał za zabawne lub bezsensowne, a od czasu do czasu między kartkami wciśnięty był kwiat lub ziele. Mała łodyga bzu, gałązka mięty, laska wanilii i kilka innych małych fragmentów, które nie były trujące ani nie plamiły stron, ale dodawały subtelnego i wspaniałego zapachu, który owinął się wokół jej serca. To w dziwny sposób było bardzo w jego stylu. Przyłożyła nos do książki i wzięła głęboki oddech, delikatnie głaszcząc brzeg stron, na których było jego pismo.

– Ktoś ci dał używaną książkę na urodziny? – zapytał Syriusz z lekkim niesmakiem, po czym prychnął. – Jestem pewien, że wiem kto to, ale z drugiej strony nie ma na niej żadnych śladów smarków.

– Zamknij się, Syriuszu – odpowiedziała nie patrząc na niego.

– Cóż, przypuszczam że to odpowiednie dla ciebie – powiedziała zamyślona Lily. – Na moje urodziny zaczarował papierową lilię, aby pachniała i wyglądała jak prawdziwa. Dokładnie to ich bukiet.

– Jak biednie – zauważył James. – Ale domyślam się, że każdy kto nosi stare, postrzępione szaty nie pomyślałby, że dziewczyna tak urocza jak ty zasługuje na więcej niż papier, prawda Evans?

– Severus ma nowe szaty – wciął się Remus, brzmiąc na znudzonego. – I to nie tak, że ma to jakiekolwiek znaczenie. – Podniósł wzrok na Hermionę, która wstała z miejsca. Uśmiechnął się do niej nieśmiało. – Wszystkiego najlepszego.

– Dzięki, Remusie – odpowiedziała wkładając listy i kolczyki do torby. Kiedy założyła ją na ramię, przycisnęła książkę do piersi. – Zobaczymy się na Zielarstwie.

Wyszła z Wielkiej Sali, rozglądając się i zastanawiając, czy zanim zanim odeszła może powinna była sprawdzić, czy Severus był przy stole Slytherinu. Ale jeśli nie był, nie miała pojęcia gdzie go szukać. Może w bibliotece? Albo w jego sali do warzenia? Nie było go tam jeszcze w tym roku i nie sądziła, że miałby być tam przed lekcjami.

Przeszła kilka krótkich kroków, potem kilka długich i powtarzała to trzy razy, zanim nie zobaczyła go opuszczającego Wielką Salę. Wyglądał ponuro, z rękami w kieszeniach, opuszczoną głową i twarzą zasłoniętą przez kurtynę włosów.

Nie zastanawiając się nad tym, dlaczego tak się stało ani jakie były motywy które skłaniały ją do tego, co chciała zrobić, szybko ruszyła w jego stronę. Zderzając się z nim mocno owinęła ręce wokół jego ramion, mocno przyciskając go do swojego ciała.

– Dziękuję – powiedziała cicho, pieszcząc palcami kosmyki jego włosów na karku. – Dziękuję ci z całego serca. Nie mogę powiedzieć jak wiele to dla mnie znaczy.

– To tylko książka – zadrwił, a ona odsunęła się aby na niego spojrzeć. Jego oczy były zimne, pełne bólu.

– Nie to… To więcej niż mogę wyjaśnić – odpowiedziała, niepewna dlaczego był tak chłodny. – Kolczyki od Boba i Delii? Piękny gest, jeśli kiedykolwiek znajdę okazję aby je założyć. Ale książka… To moja ulubiona, którą straciłam. I co więcej przeczytałeś ją i dałeś mi… Cóż, jestem pewna, że jest pełna komentarzy godnych twojego usposobienia. I tak, pisałeś w niej, co normalnie doprowadza mnie do szału, ale wiem dlaczego to zrobiłeś i to jest tak wspaniałe i… – Znów go objęła. – Dziękuję.

Nie zdawała sobie sprawy, że nie odwzajemnił uścisku, dopóki nie poczuła jego ramion obejmujących ją, najpierw lekko, jakby miał się wycofać w każdej chwili, ale zaraz rozluźnił się i wzmocnił uścisk. 

– Wszystkiego najlepszego.

– Nie wiem nawet jak się tego dowiedziałeś – powiedziała, a łzy spłynęły po jej policzkach.

– Zapytałem Delię pewnego poranka. Podejrzewam, że sama długo nie wiedziała, patrząc na to jak się zarumieniła. – Hermiona zachichotała w jego ramię. 

Nie chciała się odsuwać, rozkoszując się uczuciem bycia w jego ramionach po raz pierwszy i prawdopodobnie jedyny. To samo w sobie odwzajemnione uczucie fizyczne, nawet jeśli nie znaczyło dla niego tego samego, co dla niej, było najlepszą rzeczą jaką mogła dostać na swoje urodziny. Ponieważ od najwcześniejszych lat Hermiona znała siebie zbyt dobrze, z całkowitą pewnością wiedziała, że była zakochana w Severusie.

To nie było zauroczenie, jak w przypadku Rona. Ron był chłopięco czarujący i był jednym z jej pierwszych przyjaciół. Severus był zjadliwy, kapryśny, czasem okrutny, w teraźniejszości i przyszłości. Nie był kimś, kogo można nazwać przystojnym, chociaż dla niej był piękny. I był lojalny, bardziej zaciekle niż Ron kiedykolwiek. Był mądry, był jej równy i był dla niej najdroższą osobą.

Hermiona kochała go i była przygotowana na konsekwencje tego.

Kiedy się odsunął, uśmiechnęła się szczerze, chociaż trochę smutno. Przyjaciel odwzajemnił jej uśmiech, ocierając kciukiem łzy z jej policzków, przyglądając się jej twarzy.

– Ciocia Min chce żebym wieczorem napiła się z nią herbaty. Powiedziała żeby ciebie zaprosić. I Lily, z czego zapewne byłbyś zadowolony – powiedziała, pieszcząc palcami strony książki, którą ciągle trzymała w dłoni. Severus wzruszył ramionami.

– To zależy od ciebie. Osobiście uważam, że może to trochę skomplikować sytuację, skoro mamy pozwolenie na zwracanie się do niej po imieniu, a Lily nie ma tego przywileju. Ale z drugiej strony jest naszą przyjaciółką. Nie wydaje mi się, żeby wykluczenie jej było dobrym posunięciem.

– Pewnie nie.

Chciała znów owinąć ramiona wokół niego i pocałować go, ale tego nie zrobiła.

– Zobaczymy się jak skończysz Zaklęcia, a ja Zielarstwo?

– Będę czekała na ciebie z Lily przy drzwiach. – Severus kiwnął głową, wyglądając przez ułamek sekundy, jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale odwrócił się i szybko udał na Zaklęcia z wysoko uniesioną głową i wyprostowanymi ramionami.

 

—–H—–

 

– Dlaczego idziemy do biura Profesor McGonagall skoro możemy urządzić całkiem udaną imprezę w Pokoju Wspólnym? – zapytała Lily z drugiej strony Severusa, kiedy we trójkę szli do nauczycielki Transmutacji.

– Tak, na pewno zostałbym ciepło przyjęty w wieży Gryffindoru, traktowany tak, jakbym sam był lwem – powiedział sarkastycznie.

– Więc moglibyśmy mieć ciche przyjęcie w bibliotece, albo moglibyśmy zakraść się do sali blisko Skrzydła Szpitalnego, w której… – Lily ucięła, rozglądając się wokół Severusa, akurat gdy Hermiona zerknęła na nią.

Panna Granger przewróciła oczami na błysk zrozumienia w oczach Lily i przesadny sposób, w jaki zacisnęła usta.

– Racja. Severus na pewno chciałby, żebyśmy były blisko jego eksperymentów – odpowiedziała, a Rudowłosej opadła szczęka.

– Ty wiesz!

– Oczywiście że wie, Lily – westchnął ze znudzeniem Severus, gdy skręcili za róg. – Jest w takim samym stopniu moją przyjaciółką jak twoją. Może nawet bardziej. – Słysząc to, Panna Evans zmrużyła oczy. – Może być twoją przyjaciółką, ale spędzasz więcej czasu z głupią i głupszą, niż z nią.

– Jak nazwałeś Alicję i Marlenę? – sapnęła Rudowłosa, a Hermiona parsknęła.

– To jest w sumie genialne, zwłaszcza w przypadku Alicji.

Severus wyglądał na zadowolonego z siebie, kiedy Lily prychała i potrząsała głową.

– Racja, więc zamiast szukać innej nieużywanej klasy, bo jestem pewna, że w zamku jest ich całkiem sporo, idziemy do biura nauczyciela. Tak, to na pewno będzie rozrywkowe. Odrobimy tam prace domowe? Zmienimy żółwie w czajniki?

Narzekanie przyjaciółki obniżyło nastrój Hermiony. Założyła swoje nowe kolczyki i nie piła urodzinowej herbaty, od kiedy zaczęła naukę w Hogwarcie. Dalej ściskała w dłoni książkę Jane Eyre. Nie rozstała się z nią od momentu jej otrzymania, odkładając do torby tylko w czasie zajęć i gdy przebierała się ze szkolnych szat w zwykłą sukienkę. Czytała ją podczas posiłków, zawsze przesuwając zasuszone rośliny, które Severus załączył na poprzednią stronę, aby ich nie zgubić. Czytała ją nawet po obiedzie, gdy całą trójką spotkali się przy jeziorze. Opierała się wtedy głową o nogę Severusa, dokładnie jak wtedy, zanim rozpoczęły się wakacje. Byłoby idealnie, gdyby Lily nie nalegała na skopiowanie jej pozycji, opierając się o niego z drugiej strony.

– Jeśli jest to coś w rodzaju niedzielnego obiadu – zaczął Severus, unosząc delikatnie kąciki ust, które podniosły się jeszcze wyżej, gdy Hermiona łagodnie go szturchnęła.

– Wątpię że będzie to podobne do niedzielnego obiadu – odpowiedziała gdy podchodzili do drzwi. Zapukała i słysząc głos McGonagall wzywający do wejścia, była pierwszą, która to zrobiła.

– Niespodzianka – zabrzmiał głos Boba, Delii i Minerwy, a serce Hermiony zatrzymało się na moment. Zauważyła szklanki pełne Ognistej Whisky w rękach rodzeństwa McGonagall.

– Wcale nie takie jak niedzielny obiad – mruknął cicho Severus, a Hermiona znów go trzepnęła, zanim podbiegła i objęła swoich przybranych rodziców.

– Co u licha? – zapytała po szybkim uściśnięciu Boba, przed przejściem do Delii.

– Mogłam zaprosić ich po twojej akceptacji zaproszenia – powiedziała Minerwa otwierając szeroko ramiona, aby ją przytulić. – Zaprosiłabym cały klan, ale jestem pewna, że nawet Albus ma swoje granice.

– To więcej niż oczekiwałam.

– To chyba lepiej dla twojego biura, że tego nie zrobiłaś – skomentował przyjaciel, podchodząc do małego stolika i biorąc z niego dwa kielichy czegoś, co wyglądało jak wino, ale pewnie było tylko musującym cydrem.

– Oj, zważaj na język, chłopcze – kpiąco skarciła go McGonagall, zanim się uśmiechnęła.

Severus podał Hermionie kielich, po czym zerknął na Lily. Zawahał się, po czym podał jej drugi, wracając po kolejny do stolika.

– Och! Przepraszam, jestem strasznie niegrzeczna. Bob, Delia, to Lily Evans. – Ujęła lekko ramię Lily, podchodząc z nią bliżej.

– Przyjemność po mojej stronie – przywitała ją ciepło kobieta, ujmując wolną rękę Rudowłosej. – Hermiona dobrze o tobie mówiła. Severus też, kiedy zdarzało mu się załapać na część rozmowy.

– Mówisz o mnie, Sev? – zapytała dziewczyna z uśmiechem, uderzając go łokciem, gdy podszedł bliżej.

– Kiedy jesteś tematem rozmowy – odpowiedział.

Drzwi do biura się otworzyły, a wszyscy odwrócili się żeby sprawdzić, kto wchodzi do środka.

– Min. Zastanawiałem się czy może moglibyśmy… – Profesor Moody przerwał, gdy skanował oczami pomieszczenie. – Co to ma być? – Spojrzał na Boba. – Jakie kłopoty próbujesz wywołać?

– Czy mężczyzna nie może przyjść i złożyć życzeń swojej… – urwał i zmarszczył brwi. Zanim zastanowił się nad tym co powiedzieć, Profesor odwrócił się do Hermiony.

– Twoje urodziny, tak?

– Tak, proszę pana.

– Wyjaśnia dlaczego nauczyciele piją w obecności uczniów.

– W tym momencie, Alastorze, jestem jej ciotką, a nie nauczycielką.

– A i tak nie pomyślałaś żeby mnie zaprosić, prawda?

– Cóż, jesteś tutaj. Szkocka i Ognista Whisky są w ich standardowym miejscu, rozgość się – powiedziała Minerwa, machając na zwyczajną szafkę stojącą w rogu.

– Nie przyniosłem prezentu – odpowiedział mężczyzna, kuśtykając w kierunku alkoholu.

– Nie był wymagany. Dostała je rano.

Wtedy cichy trzask oznajmił, że stół wypełnił się ulubionym jedzeniem Hermiony.

Moody zerknął na stół, głównie na francuskie potrawy i parsknął.

– Myślałem że jesteś Angielką?

– Och, daj spokój, Al. To smaczniejsze niż puree i kiełbaski.

Minerwa odeszła szybko transmutując biurko w sztućce, talerze i wygodne krzesła. Hermiona usiadła na samym końcu, Severus po jej prawej stronie, a Lily obok niego. Bob i Delia usiedli po jej lewej, wpychając Moody’ego na koniec obok Minerwy.

Kolacja była, ku jej rozbawieniu, podobna do niedzielnych obiadów. Profesor zajął miejsce Malcoma w przekomarzaniu się rodzeństwa McGonagall. Rozmowa skupiała się na polityce, chociaż w większym stopniu na Aurorach, niż normalnie.

– Chodzi o to, że Ministerstwo nie zrobi nic z tymi atakami, chociaż dobrze wie kto je powoduje i dlaczego – wymamrotał Moody.

– Zawsze mieli kija w dupie i dobrze o tym wiesz – odpowiedziała Mierwa machając lekceważąco. – Fakt, że wciąż wracasz po więcej…

– Po prostu nie mogłaś znieść gorąca, prawda? A może to Urquhart trzymał cię z daleka cały ten czas?

– Och, nie wspominajmy tego – mruknął Bob między kęsami kaczki z pomarańczami.

– Nie rozumiem czego chcą ci Śmierciożercy – powiedziała Delia, marszcząc brwi. – I dlaczego robią ciągle z siebie przedstawienia.

– Wierzą w supremację czystej krwi – odpowiedział Severus, a Hermiona obserwowała nerwowo jak Lily przygryza wargę, gdy Moody patrzy groźnie na nastolatka. – Myślą, że nie powinniśmy się ukrywać, a Mugole powinni się nas bać. Wierzą, że każdy kto nie jest czystej krwi jest słaby i powinien zostać zdominowany. 

– Nie zgadzasz się? 

– Myślisz, że powinienem ze względu na mój przydział?

– Jesteś tutaj jedynym, kto nie jest z Gryffindoru i wydajesz się sporo o nich wiedzieć.

– Jest pan tutaj jedynym czystokrwistym, więc to samo można by powiedzieć o panu, Profesorze. Jednak moja wiedza, podobnie jak twoja, pochodzi z okoliczności mojego życia. Ty jesteś Aurorem, choć teraz możesz być nauczycielem i dzięki temu rozumiesz ich motywy. Ja jestem Ślizgonem: żyję z tymi, którzy chcą dołączyć do Czarnego Pana. Ja także zyskałem wiedzę przez swoją pozycję. To nie znaczy, że zgadzam się z nimi bardziej niż ty.

Moody obserwował go przez chwilę, zanim jego surowość przełamał uśmieszek.

– Dobrze rozegrane, chłopcze.

– W takim razie zmienimy temat? – zapytała Delia po chwili napięcia.

– Zauważyłem, że nie raczysz się alkoholem – powiedział nonszalancko Severus, wracając do jedzenia.

Hermiona i Minerwa spojrzały się na kobietę, gdy ta zarumieniła się jak pomidor.

– Nie chciałam nic mówić zważywszy na dzień.

– To prawda! – powiedziała nauczycielka ostrzej, niż prawdopodobnie zamierzała. Nieśmiały uśmiech pojawił się na twarzy Delii, a Bob promieniał, patrząc na nią z miłością.

– Za dwa dni będą trzy miesiące. Ja nie… To najdłuższa jaką… I jeśli coś się stanie…

Panna Granger stłumiła szloch, a ręce powędrowały do jej twarzy, próbując powstrzymać radość, która groziła wybuchem, ale chwilę później wstała i pobiegła do kobiety. Objęła Delię w tym samym momencie, co Minerwa, chociaż obie trzymały ją delikatnie, jakby bały się ją skrzywdzić.

– Mam nadzieję, że nie sądzisz, że to oznacza, że nie będziesz mile widziana podczas przerw od szkoły – powiedziała Cordelia, pociągając nosem.

– Oczywiście – odpowiedziała Hermiona, po czym odwróciła się do Boba i przytuliła go. – Bardzo cieszę się z waszego szczęścia.

– Dziękujemy, Hermiono, to wiele dla nas znaczy. – Mężczyzna odsunął się i zerknął na Severusa. – A my, chłopcze – powiedział wprawiając nastolatka w zdumienie. – Będziemy musieli porozmawiać, ty i ja.

Policzki przyjaciela zaczerwieniły się, ale skinął głową zanim wrócił do jedzenia. Lily pochyliła się ku niemu i zaczęła szeptać. Ich rozmowa była cicha i chociaż Hermiona chciała wiedzieć o czym rozmawiają, była zbyt rozkojarzona pogawędką między McGonagallami, która po chwili skierowała tory na pracę, więc mogła w spokoju odwrócić się w kierunku znajomych.

– To jej rodzina, Lily – usłyszała cichy syk Severusa.

– Niezupełnie – odwarknęła Rudowłosa.

– Nawet nie zaczynaj.

– Ale tutaj jest nudno. I niekomfortowo.

– To wyjdź.

– Co? Szczerze sądzisz, że nie wolałbyś wrócić do lochów? Naprawdę chcesz tutaj zostać?

– Lubię Boba i Delię i nie będę tak niegrzeczny, żeby wyjść, kiedy chce ze mną porozmawiać. Niezależnie od tematu.

– Cóż, tak. A nie możesz, wiesz, wziąć go na bok i zapytać czego chce żebyś mógł odejść? Naprawdę chcesz być tutaj całą noc? Moglibyśmy pójść nad jezioro i odpoczywać pod drzewem, albo zakraść się na Wieżę Astronomiczną.

– Nie mam nic przeciwko – wtrąciła się Hermiona. Oboje wyglądali na winnych, chociaż Lily szybko się pozbierała i wyglądała na zadowoloną z siebie. – Zrozumiem jeśli chcecie pójść, naprawdę. Żadne z was nie musi tutaj zostać z mojego powodu.

– Dobrze się bawię – powiedział Severus odchylając się na krześle i przesuwając palcem po okładce Jane Eyre leżącej na stole. Patrzył na nią, gdy to mówił. – I jestem pewny, że Minerwa przygotowała jakiś deser. Za nic nie chciałbym go przegapić.

– Jesteś dziś po prostu bezczelny, co? – zapytała McGonagall, a Lily się zarumieniła, gdy usłyszała jak przyjaciel zwraca się do nauczycielki. – Odpuszczę ci dziś wieczorem biorąc pod uwagę, że to spotkanie rodzinne.

– Więc co ja tutaj robię, do jasnej cholery? – zapytał Moody wstając.

– Chyba nie wychodzisz przed ciastem? – Minerwa skrzyżowała ramiona patrząc na swojego współpracownika. Alastor zrobił minę pełną obrzydzenia, zanim odwrócił się do Hermiony i Severusa.

– Wasza dwójka, to samo miejsce co wcześniej, jutro o jedenastej.

– Tak, Profesorze – odpowiedzieli jednocześnie. Mężczyzna skinął głową, po czym pokuśtykał do drzwi.

– Na wypadek jakbyś też miał zaraz wyjść, Severusie, powinniśmy teraz porozmawiać – powiedział Bob z drugiego końca pokoju.

Nastolatek wstał starając się zachować spokój, chociaż wyraz jego twarzy zdradzał jak bardzo był zdenerwowany.

Hermiona spodziewała się, że Lily znajdzie jakąś wymówkę aby wyjść, ale Rudowłosa siedziała twardo, obserwując Severusa jak jastrząb. Dziewczyna usiadła obok niej, wykręcając palce.

– Przepraszam – powiedziała, ledwie przyciągając jej uwagę. – Severus nie sądził, że będziesz się dobrze bawić, ale też nie chciał cię wykluczać.

– Sev tak powiedział? – zapytała z wielką nadzieją, która ścisnęła serce Hermiony.

– Tak – odpowiedziała nie mogąc patrzeć na radość w oczach Lily. Jej wzrok padł na książkę, którą po chwili podniosła i przycisnęła do piersi jak tarczę.

– Ciasto już jest – ogłosiła Minerwa, a panna Granger wróciła na swoje miejsce.

Przez większość czasu milczała uśmiechając się i dziękując im po tym, jak zaśpiewali Sto Lat, a jej ucho wychwytywało głęboki, melodyjny głos Severusa, nawet jeśli starał się być najcichszy z całej grupy. Później rozmowa toczyła się swobodnie, chociaż Lily przejęła stery rozmawiając z byłymi Gryfonami o tym, co się dzieje w ich drużynie Quidditcha i wszystkim innym, co mogło ich zainteresować.

Kiedy impreza dobiegała końca, trójka uczniów pożegnała się i wyszli od razu po tym, jak jubilantka znów została wyściskana.

– Więc o czym, hmm… Wiesz? – zapytała Rudowłosa zataczając dłońmi kółka i unosząc brew. Severus spojrzał na nią, a potem na Hermionę.

– Wolałbym teraz nie mówić.

– Och – odpowiedziała Lily zerkając przez chwilę na dziewczynę. – Może spotkamy się w naszym miejscu? Możesz odprowadzić Hermionę pod wieżę i zobaczyć się tam ze mną za piętnaście minut.

Przyjaciel uniósł brew, a Rudowłosa uśmiechnęła się i odwróciła gwałtownie odbiegając od nich. Zatrzymali się i obserwowali ją zanim zniknęła za rogiem.

– Dostanie szlaban – powiedział nastolatek, gdy znów ruszyli do przodu.

– Dlaczego? Gdzie jest wasze miejsce?

– Pod drzewem, gdzie całą trójką chodzimy kiedy jest dobra pogoda, ale jest już prawie dziewiąta. Złamie ciszę nocną próbując się tam dostać.

– Może zda sobie z tego sprawę i poprosi cię żebyś spotkał się z nią tam jutro – zasugerowała Hermiona mocniej ściskając książkę, a Severus parsknął.

– I tak jej niczego nie powiem. Nie planuję powiedzieć żadnej z was, przynajmniej jeszcze nie. To okazja, która uczniowi nie zdarza się zbyt często i byłoby głupio z mojej strony, gdybym nie przyjął oferty Boba. Nie powiem jednak co to jest, dopóki się to nie stanie.

– Uwielbiasz być tajemniczy, prawda? – Dziewczyna nie mogła powstrzymać uniesienia kącików ust, bo nawet będąc w beznadziejnym nastroju, nie mogła oprzeć się przekomarzaniu się z przyjacielem.

– Ma to swoje dobre chwile – odpowiedział, gdy dotarli na szczyt schodów. – Odprowadziłbym cię do dormitorium, ale nie chcę mieć do czynienia z Filchem.

– W porządku. – Wzruszyła ramionami, a on się jej przyjrzał.

– Wcześniej byłaś szczęśliwa, co się stało?

– Nic.

– Jesteś okropnym kłamcą.

– To było coś, co powiedziała Lily. Nie miała przez to nic na myśli. Tak szczerze, było to kompletnie w porządku tylko mi o czymś przypomniało.

Severus ponuro skinął głową i wyciągnął rękę, kładąc ją na jej ramieniu, aby je ścisnąć. Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale nie mógł znaleźć odpowiednich słów. Odwrócił się, a ten gest sprawił, że dziewczyna spanikowała.

– Severusie! – Przyjaciel zatrzymał się i odwrócił, a ona przygryzając usta podeszła trzy kroki bliżej, potrzebne do zmniejszenia odległości między nimi. – Czy byłoby to… Chodzi mi o to, czy mogłabym… Przytulić. Mogłabym znów cię przytulić?

Przełknął ślinę, a ona wcześniej nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo wydatne było jego jabłko Adama, dopóki nie zauważyła jak się rusza. Drgnął, a potem przysunął się bliżej.

Owinęła ręce wokół jego szyi i przysunęła nos najbliżej jego skóry. Zapach cytrusów dalej się utrzymywał, prawie zabijając wszystkie inne zapachy, które normalnie go otaczały: pergamin i atrament, zioła z lekcji eliksirów. Były też jego włosy, które z upływem dnia mogły się przetłuszczać, ale miały też męski zapach, który sprawiał, że jej serce trzepotało i wzdychało z zadowolenia.

Jego ramiona nie zawahały się objąć ją tym razem i trzymały z dokładnie taką samą zaciekłością, z jaką ona przyciskała go do siebie. Delikatne, ledwo zauważalne szarpnięcie jej loków uświadomiło jej, że się nimi bawi. To sprawiło, że stała się aż nadświadoma i zarazem pusta.

Odsunęli się od siebie gdy usłyszeli dźwięk z dołu, który znaczył, że Prefekci rozpoczęli obchód. Żadne z nich niczego nie powiedziało, tylko pomachali na dobranoc. Hermiona zerkała do tylu przez ramię co trzeci schodek, nawet kiedy zniknął po pierwszym. Sama nie była pewna czy chciała się przekonać, czy zaryzykuje szlabanem, aby spotkać Lily, czy po prostu chciała jeszcze przez chwilę go widzieć.

Rudowłosa wróciła do wieży niedługo po Hermionie, śledzona przez Huncwotów. Nie powiedziała przyjaciółce niczego innego niż dobranoc i wszystkiego najlepszego, zanim zasunęła zasłony.

Panna Granger wyciągnęła się na łóżku czytając kilka stron książki, zanim zdecydowała się ją przejrzeć. Uśmiechnęła się na bardziej cierpki komentarz Severusa, tak samo jak na jego żartobliwe uwagi, dopóki nie natknęła się na jedną ze swoich ulubionych części.

 

,,Ponieważ jestem biedna, nieznana, nieładna i mała, myśli pan, że i duszy we mnie nie ma ani serca? O, jak się pan myli!

Mam duszę jak i pan, i takież serce! A gdyby mi Bóg był dał nieco urody i wielkie bogactwa, postarałabym się, aby panu było równie ciężko odejść ode mnie, jak mnie jest ciężko odejść od pana.“

 

Fragment był podkreślony. Krople atramentu rozbryzgały się i prawie zatarły słowa na krawędzi strony. Hermiona przejrzała resztę rozdziału pewna, że znajdzie złośliwy komentarz na temat tego skąd Jane powinna wiedzieć, że Rochester coś ukrywa. Była pewna, że będzie kpił z dziwnego romantyzmu. A jednak nie było nic, nic o niedowierzaniu Jane w dziwną reakcję Rochestera na jej akceptację. Właściwie jedyna uwaga znajdowała się na końcu rozdziału.

 

Dupek wyciąga ją z łóżka bo piorun uderzył w drzewo? Uczy ją żeby nie zamykała drzwi.

Rozdziały<< Fate Set Right Rozdział 8

Sky

Sky - niebo. Czytając Percy'ego Jacksona zawsze widziałam siebie jako córkę Zeusa, więc ten pseudonim idealnie do mnie pasuje. Kocham wschody i zachody słońca, burze obserwuje przez okno. Chciałabym umieć latać. Bez pamięci zakochana w Dramione i Sevmione. Ślizgonka, miłośniczka zwierząt (w szczególności kotów!). Studentka socjologii. Tłumaczę anglojęzyczne ff - póki co tylko Sevmione, ale planuje też Dramione. Więcej czytam niż tłumaczę. Uwielbiam długie historie z happy endem, chociaż trafia się też ANGST. Mam słomiany zapał, a rozdziały publikowane są nieregularnie.

Dodaj komentarz