Świat przemknął obok Hermiony, gdy upadła przed siebie w zwolnionym tempie. Gwałtownie uderzyła w ziemię, jej nos i czoło pękły na kamiennej podłodze, zwinęła łokieć, przyjmując na niego zbyt dużo ciężaru, a pierś płonęła w miejscu, w które wbił się Zmieniacz Czasu. Jej wzrok zamazał się i trudno było jej zachować przytomność. Nie było możliwości, że zemdleje nie wiedząc gdzie i kiedy jest. Była ubrana w jeansy, a jedynym szkolnym ubraniem, jaki na sobie miała, był sweter Gryffindoru. Zdjęła krawat, gdy tuż przed obiadem zrzuciła z siebie spódniczkę, a teraz mogła być w pobliżu grupy Ślizgonów.
– O Boże – usłyszała zdumione westchnienie. Coś było w nim znajomego. Jakaś kobieta, z którą nie miała częstego kontaktu. – Jak…
– Pomocy – zdołała z siebie wykrztusić, dostrzegając dwa rąbki szat, zanim zemdlała. To było dziwnie pocieszające, że jeden z nich był w okropnie jasnym żółtym kolorze.
—–H—–
Obudziła się w Skrzydle Szpitalnym zdezorientowana i bardziej obolała, niż powinna być, biorąc pod uwagę, że jedynie brała udział w starciu z dementorami. A potem przypomniała sobie Harry’ego, bawiącego się Zmieniaczem Czasu na jej łóżku. Panią Norris. Upadek.
Och.
Och.
Próbowała się podnieść, ale odkryła, że prawą rękę ma w temblaku, a palce usztywnione. Obróciła głowę w prawo, rejestrując promienie słońca przebijające się przez okno, po czym odwróciła się w lewo.
Serce podeszło jej do gardła na widok Profesora Dumbledore’a, uśmiechającego się do niej serdecznie.
– Witaj – powiedział cicho. – Zaczęliśmy się zastanawiać czy zamierzasz się obudzić.
– Przepraszam, Dyrektorze – odpowiedziała cichym i łamiącym się głosem. – Nie chciałam nikogo martwić. – Spróbowała znów się podnieść, tym razem używając do tego lewej ręki. Było to trudne i bolesne, ale udało się jej. Teraz, opierając się plecami o wezgłowie łóżka, dostrzegła blat nocnego stolika. Nie przyszło jej do głowy, że jej różdżka mogła zostać złamana lub zgubiona, ale widząc ją nieuszkodzoną w zasięgu ręki, poczuła ulgę.
– Zapytałbym, jak udało ci się wejść w posiadanie tego konkretnego Zmieniacza Czasu. – Dumbledore po raz kolejny przykuł jej uwagę i odwróciła się do niego tak szybko, że poczuła pulsacyjny ból w głowie. Dyrektor trzymał Zmieniacz za łańcuszek, ukazując rozbitą klepsydrę bez piasku, z odrobiną czerwieni plamiącej postrzępione końce tego, co zostało ze szkła. – Ale podejrzewam, że sam ci to dałem.
– Co jest w nim takiego specjalnego? – zapytała, uprzednio odchrząkując. Dumbledore położył go na stoliku obok i podał jej szklankę wody. Dopiero po tym, jak wzięła kilka łyków, mężczyzna odetchnął.
– Jest wyjątkowy, ponieważ to jeden z niewielu Zmieniaczy, który nie ma ograniczeń. Jest uważany za jeden z pierwszych tego rodzaju i był używany przez kilku czarodziei, zanim uznano, że jest zbyt niebezpieczny. Czarodziejom, którzy igrają z czasem zdarzają się okropne rzeczy, tym bardziej, gdy nie mogą wrócić tam, skąd przybyli.
Wiedziała o tym. Był powód, dla którego ukrywała się przed sobą cały rok, dla którego razem z Harrym czekała, aby uratować Syriusza. Ale kiedy usłyszała to kilka chwil po przebudzeniu, rozmawiając z mężczyzną, którego znała, a który widocznie jej nie poznawał, łzy napłynęły jej do oczu.
– Nie ma takiej możliwości? – pociągnęła nosem. Gdy Dumbledore potrząsnął głową, wydała z siebie pusty śmiech. – W takim razie zastanawia mnie, ile będę musiała czekać, zanim zabiję Harry’ego za bawienie się nim.
– To był przypadek? – zapytał Dyrektor, a ona zauważyła jego zdziwioną minę. Skinęła głową i zaczęła patrzeć się w sufit. – Rozumiem.
– Proszę Pana?
– To jasne, że jesteś z przyszłości. To niebezpieczne czasy, młoda damo i miałem nadzieję… Patrząc na twój dom, miałem nadzieję, że zostałaś cofnięta w czasie, aby przekazać nam ważne informacje, które moglibyśmy wykorzystać przeciwko Tomowi Riddle’owi – powiedział, próbując uśmiechnąć się, lecz wyszedł mu tylko bardzo blady uśmiech.
– Tom – wykrztusiła to imię, zmieszana, zanim sobie przypominała, że Harry o nim wspominał. – Ma Pan na myśli Sam-Wiesz-Kogo?
– Lord Voldemort, tak. Widzę, że ludzie dalej obawiają się jego imienia. I nie możesz mi nic powiedzieć?
Zmarszczyła brwi.
– Powinnam? Czy dzielenie się tym co wiem, nawet z Panem, nie jest niebezpieczne? To i tak niewiele. Myślę, że większość tego co wiem, już się wydarzyła.
– Dlaczego tak sądzisz?
– Ja… Cóż, um… – Hermiona rozejrzała się, próbując znaleźć cokolwiek, co dałoby jej wskazówkę co do aktualnego roku. Gdy nie dostrzegła niczego specyficznego, spojrzała na Dumbledore’a. – Jaki dziś dzień?
– Jest trzeci lipca. – Gdy dalej patrzyła na niego wyczekująco, dodał delikatnie. – Tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego czwartego.
Jej oddech stał się płytki, a brzuch zacisnął się w supeł: robiła co mogła, aby się nie rozpłakać.
Dwadzieścia lat. Cholerny Harry Potter pstryknął i zakręcił Zmieniaczem Czasu tak bardzo, że cofnęła się o dwadzieścia lat.
Dwadzieścia lat. Będzie znała wszystkich nauczycieli. Wszystkich, poza…
Profesorem Snape’em i Profesorem Lupinem. Mieli dopiero po trzydziestce, chociaż nie pamiętała ile dokładnie. Pewnie będą uczniami. Z Syriuszem, bo wszyscy chodzili razem do szkoły. Tak samo jak…
Rodzice Harry’ego.
Na tę myśl tama pękła. Hermiona nie tylko ledwo zdołała obrócić głowę, aby zwymiotować na podłogę, a nie na pościel, ale również zaczęła płakać. Nie mogła się wtrącać, nie mogła. To było wbrew prawom natury. Mogłaby zniszczyć linie czasu, wymazać siebie, wymazać Harry’ego. I co by się wtedy stało? Voldemort doszedłby do władzy, bo nie byłoby małego Harry’ego, którego Lily mogłaby obronić i za niego umrzeć. Nie ma mowy, że klątwa odbiłaby się, jeśli nigdy nie zostałaby rzucona.
– Nie mogę – wykrztusiła, szlochając i opierając się o łóżko. Głowa i nos ją bolały, ale nie mogła przestać. – Nie mogę, nie mogę, nie mogę.
Musiała zacząć się kontrolować. Była Gryfonką. Była Hermioną Granger. Miała skłonność do paniki, tak, ale nie aż takiej. Ale tak dużo rzeczy mogło pójść źle. Tak dużo rzeczy…
– Panno?
– Granger. Hermiona Granger. – Obróciła się w jego stronę.
– Eliksir Uspokajający – powiedział, wyciągając w jej stronę fiolkę. Hermiona kiwnęła głową i powstrzymała się od drżenia na tyle długo, by dać radę przełknąć wywar. – Jesteś w szoku, co jest uzasadnione, patrząc na okoliczności. – Dziewczyna wzięła głęboki oddech, a rozpacz i panika wyparowały z niej. – Teraz, Panno Granger, jak daleko się Pani cofnęła?
– Dwadzieścia lat.
Dumbledore uśmiechnął się uspokajająco.
– To dość sporo. Chciałbym móc zaoferować ci jakieś miłe słowa i zapewnienia, ale to ty znasz przyszłość, a nie ja. Myślę, że nawet nie chcę jej znać. Wiesz, że nie możesz zmienić tego, co się stanie, ale jesteś Gryfonką. Zawsze próbujemy naprawić wszystkie krzywdy, które dostrzegamy.
– To nie będzie łatwe.
– Tak, to prawda. A w międzyczasie, muszę cię o coś poprosić.
—–H—–
10 lipca 1974
– Dziękuję ci za to, Bob – powiedziała Profesor McGonagall do swojego brata.
Była miła. Milsza, niż dziewczyna się spodziewała, biorąc pod uwagę, że nie wiedziała kim Hermiona była. Ale po ultimatum postawionym przez Dumbledore’a, wezwał on Opiekunkę jej domu i wyjaśnił sytuację.
Cóż, wyjaśnił po tym, jak Pani Profesor została zmuszona być świadkiem związania Hermiony Wieczystą przysięgą.
Nastolatka nie była pewna czy było to legalne, aby zrobiła to przed ukończeniem siedemnastego roku życia, a McGonagall była prawie pewna, że tak nie jest, ale Dumbledore nalegał.
Albo to, albo bardzo silne Obliviate. Hermiona zdecydowała się zachować swój umysł w nienaruszonym stanie. Po załatwieniu tej sprawy zorganizowali dla niej miejsce pobytu i sfałszowali dokumenty. Hermiona miała mówić ludziom, że straciła rodziców w magicznym wypadku, ale nie mogła opowiedzieć o szczegółach, ze względu na strach przed konsekwencjami. Miała mówić, że wyjechali za granicę rok lub dwa przed tym jak skończyła jedenaście lat, a później uczęszczała do Ilvermorny.
– To żaden problem, Minnie – zapewnił swoją starszą siostrę Robert McGonagall Jr., wyciągając rękę i ściskając jej ramię. – Wiesz jak bardzo to uszczęśliwi Delię, a my nie musimy znać szczegółów.
– Hermiona? – Cichy głos z delikatnym akcentem odwrócił jej uwagę od rodzeństwa.
Cordelia McGonagall była szczupłą, delikatną kobietą, zbyt ładną, by Hermiona mogła to zrozumieć. Jej błękitne oczy, porcelanowa cera i nieskazitelnie rude włosy sprawiały, że przypominała porcelanową laleczkę. Było to szczególnie drażniące w porównaniu z Bobem, który dzielił z Profesorką ciemne włosy i szare oczy, a jego skóra przypominała garbowaną.
– Przygotowałam twój pokój na górze. – Wskazała dłonią kierunek, a Hermiona kiwnęła głową i podążyła za kobietą. – Jest trochę mały, ale jestem pewna, że będzie dla ciebie wystarczająco przytulny. – Otworzyła drzwi, a Hermiona zajrzała do środka przed wejściem.
Znajdowało się tam podwójne łóżko z pastelową kołdrą i białą pościelą. Pod przeciwległą ścianą, centralnie pod oknem wychodzącym na szklarnię i ogród, stała dębowa komoda i małe biurko. Obok łóżka znajdował się malutki stolik nocny.
– Minnie powiedziała, że straciłaś wszystko, więc pomyślałam, że mogłybyśmy jutro wybrać się do Hogsmeade, aby kupić ci kilka rzeczy.
– Och, naprawdę nie musi Pani – Hermiona zaprotestowała, ale Cordelia machnęła ręką.
– Mamy kilka bratanic nieco starszych od ciebie, które mają trochę ubrań, które mogą ci oddać, a także niektóre z podręczników szkolnych, ale są niektóre rzeczy, których dziewczyna potrzebuje tylko dla siebie.
Hermiona uśmiechnęła się, ale jej serce ścisnęło się dokładnie w tym samym momencie. Łzy napłynęły jej do oczu wbrew woli, gdy przypomniała sobie swoją matkę, zabierającą ją na kupno biustonoszy zeszłego roku. Pomimo bycia dentystą i intelektualistką, Helen Granger dalej potrafiła się rumienić i jąkać, kiedy rozmawiała z córką o bieliźnie. Figi powodowały u Doktor Granger uderzenia gorąca, zamiast dyskomfortu.
– Czy ja…? – Cordelia otrzeźwiała, a zawstydzenie ustępowało zmartwieniu.
– Nie – zapewniła Hermiona. – Nie zasmuciła mnie Pani, naprawdę, Pani McGonagall.
Cordelia kiwnęła głową, po czym obie usłyszały, jak ktoś wchodzi po schodach.
– Więc, Panno Granger – powiedziała Profesor McGonagall – jeśli się zadomowiłaś, to będę już wychodzić.
– Jeszcze raz dziękuję, Pani Profesor.
– To żaden kłopot. I zgaduję, że zobaczymy się w niedzielę na kolacji? – zapytała, patrząc na swojego brata. Zgodził się i dorośli zostawili Hermionę w swoim pokoju.
Dziewczyna podeszła do okna, patrząc na ogród z tyłu domu. Był zupełnie inny od tego, na który patrzyła całe swoje życie i wiedziała, że nigdy już do niego nie wróci. Spędziła w Skrzydle Szpitalnym dni, opłakując swoje straty: rozłąka z rodzicami i przyjaciółmi, świadomość, że minie dwadzieścia lat, zanim znów ich zobaczy. Musiała zacząć od nowa. Prawie powiedziała Dumbledore’owi, aby usunął jej wspomnienia, ale później ponownie to przemyślała.
Z westchnieniem i ciężkim sercem otworzyła okno, wpuszczając do środka świeże, letnie powietrze szkockiej wsi, pozwalając kilku łzom spłynąć po jej twarzy, zanim odsunęła się i skierowała w dół schodów.
—–A—–
2 listopada 1992
Aurora nie przepadała za Hogwartem. Po pierwsze, oprócz jej matki, Ginny, bliźniaków Weasley i Nevilla, większość Gryfonów jej unikało. Słyszała szepty, że wszyscy bali się, że wyda ich ojcu. Wielu z nich zastanawiało się, dlaczego nie skończyła w Slytherinie, gdzie “należała”. A Draco…
Gdy krzyknął “Kolej na was, szlamy” po tym, jak Pani Norris została znaleziona spetryfikowana, chciała go uderzyć. Jak mógł być tak głupi? Czemu nie dostrzegał, że jego ciotka H. była tą samą osobą, do której rzucał obraźliwe przezwiska? Tak naprawdę nie unikali się nawzajem, ale teraz celowo dystansowała się od jedynego przyjaciela, którego znała od dzieciństwa
Cóż, jedynego poza Harrym Potterem.
Dorastała w czarodziejskim świecie, ale matka wysłała ją do szkoły podstawowej w Surrey. Uważano ją za trochę dziwną, a świadomość, że żadne z dzieci nie jest magiczne, sprawiało, że czuła się jak odludek. Znała kilka dziewczyn jej wieku, które uważały, że jej dziwactwo jest fajne, ale czuła się bardziej jak dodatek dla nich, niż przyjaciółka. Prawdę mówiąc, lubiła czasem przebywać z samotnym chłopcem. Chłopcem, który nosił za duże ubrania i którego nikt nie zauważał, ponieważ jego kuzyn był nieznośnym i groteskowym łobuzem. Lubiła go i łączyła ich przyjaźń.
Przynajmniej dopóki nie poszła do Hogwartu, a on nie dowiedział się, kto jest jej ojcem. Nie był dla niej niemiły, ale utrzymywał dystans między nimi. A po Halloween…
– Panno Snape – usłyszała za sobą głos swojego ojca, gdy szła na lunch. Odwróciła się i pomimo złośliwości, którą ostatnio ciągle okazywał, w jego oczach dostrzegła zmartwienie. – Na słowo.
Kiwnęła głową, po czym poszła za nim w kierunku jego biura. Gdy weszli do środka, mężczyzna zamówił jedzenie, a następnie skierował się do swojego biurka. Zmienił jedno z drewnianych krzeseł w pluszowy fotel, podobny do tych, które mieli w domu.
– Jak się mają sprawy, Rory? Lepiej?
Dziewczynka pokręciła głową.
– Tak myślałem – westchnął. – Jak bardzo?
– Za bardzo – wymamrotała. – Od soboty byłam oskarżana o bycie dziedzicem Slytherinu zbyt dużo razy, aby liczyć. Harry, cóż, próbował wytłumaczyć, że to Draco, ale Ma-Hermiona powiedziała, że to żadne z nas. Ale…
– Jesteś moją córką, a zatem “logiczną” spadkobierczynią. Ich karłowate, małe mózgi nie myślą o niczym więcej poza tym.
– Zawsze jesteś taki wredny?
– Tutaj? Tak. Wiesz dlaczego. Wszystko może się zmienić za dwa lata, kiedy twoja… Kiedy Panna Granger odejdzie, chociaż nie daję żadnych gwarancji. Merlin wie, że magiczne kwiaciarnie będą smutne, gdy nie będę musiał wysyłać twojej matce kwiatów za każdy wredny komentarz i przezwisko, które rzucam jej młodszej wersji.
Aurora zachichotała, gdy ich lunch pojawił się na biurku między nimi.
Na jego twarzy pojawił się uśmiech, gdy sięgnął po serwetkę i położył ją sobie na kolanach. Gdy jej chichot ucichł, otrzeźwiał i odchrząknął.
– Chcę, żebyś poszła do cioci Minnie, jeśli ktoś będzie ci groził. Zachowaj szczególną ostrożność i nie chodź nigdzie sama. Mówię poważnie, Rory.
– Tak, tato.
– Dobrze. Wiem, że to nie jest fajna urodzinowa impreza, ale to jedyny czas, jaki mam dziś wolny. A teraz opowiedz mi o swoich zajęciach, a potem zjemy ciasto.
—–H—–
9 sierpnia 1974
– Przepraszam, na ile zajęć uczęszczałaś w zeszłym semestrze? – zapytała z niedowierzaniem Minerwa, odstawiając spodek i filiżankę. Cordelia, lub Delia, jak nalegała, aby Hermiona ją nazywała, zaśmiała się na widok szeroko otwartych oczu swojej szwagierki, zanim spróbowała ukryć rozbawienie za kubkiem.
Hermiona się zarumieniła.
– Wszystkie – powtórzyła. – Chociaż zrezygnowałam z Wróżbiarstwa, bo to stek bzdur. I chociaż jestem pewna, że są czarownice i czarodzieje potrafiący przewidywać przyszłość, jestem pewna, że tamta kobieta była oszustką.
– Cóż – wykrztusiła Minerwa, pocierając kark – tym razem nie będziesz uczęszczać na wszystkie.
– Proszę mi uwierzyć, Pani Profesor, nie zamierzam powtarzać okoliczności, które mi na to pozwoliły – odpowiedziała, obserwując Delię opuszczającą wzrok na herbatę.
Z upływem czasu, który Hermiona spędziła z McGonagall’ami jej mugolskie pochodzenie stało się dla nich oczywiste. Rodzeństwo McGonagall było półkrwi, a Delia była mugolaczką z sąsiedniej wsi. Poznała Boba w szkole i kiedy nadszedł czas, aby się gdzieś osiedlić, najmłodszy z McGonagall’ów wybrał wioskę, w której wychowywali go rodzice. Mugolską wioskę, w której Hermiona nie miała problemów z orientacją i wtopieniem się.
Nie stanowiło też dla niej trudności wpasowanie się w klan. Mimo że ich ojciec zmarł, Pani McGonagall dalej mieszkała blisko i często ich odwiedzała. Polubiła Hermionę i dzieliła się z nią opowieściami o swoich dzieciach i o tym, jak ich przypadkowe wybuchy magii powodowały śmieszne kłopoty. Dzieci i żona Malcolma McGonagalla były nie mniej miłe, chociaż najmłodsza z nich była starsza od Hermiony i już skończyła szkołę. Dziewczęta były zachwycone, znajdując dobry dom dla swoich mundurków i ubrań, których matka nigdy nie pozwoliła im się pozbyć. Pewnie wciąż liczyła na cud dla Delii i Boba.
– Dobrze. Teraz: Transmutacja, Zaklęcia, Eliksiry, Obrona Przed Czarną Magią, Astronomia, Zielarstwo i Historia Magii to podstawowe zajęcia, ale możesz wybrać jeszcze dwa. I tylko dwa – podkreśliła surowo. – Co wybierasz?
– Starożytne Runy i Numerologia.
– Dobrze. Delia powiedziała, że pomagasz Bobowi w ogrodzie?
– Zaczęło się od chęci zabicia czasu, ale uparł się, że zapłaci mi niewielką pensję, skoro technicznie zbieram plony dla aptekarzy.
– Będzie miała najwyższe oceny na zielarstwie i najlepszej jakości zestaw do eliksirów w całym Hogwarcie – powiedziała Delia. – Bob odłożył dla niej kilka składników, więc będzie miała mniej do kupienia na Pokątnej.
– Mam nadzieję, że Keira dalej miała wszystkie podręczniki?
– A to, czego nie miała, miał Malcolm Jr. Chociaż widać, że zdecydowanie mniej się o nie troszczył – odpowiedziała Hermiona.
– Myślał tylko o Quidditchu – powiedziała Minerwa dokładnie wtedy, gdy zegar wybił trzecią. Westchnęła ciężko, odkładając filiżankę. – Muszę wracać do zamku. Czeka nas jeszcze sporo przygotowań do roku szkolnego i obawiam się, że Albus zacznie się zastanawiać, gdzie tak często znikam.
– Jeśli musisz, Minnie – powiedziała ruda kobieta, obejmując swoją szwagierkę. – Zobaczymy się w niedzielę.
– Dokładnie – zapewniła Pani Profesor, cofając się, po czym obejmując Hermionę. – Daj mi znać jeśli jest coś, czego potrzebujesz do szkoły, a upewnię się, że będzie na ciebie czekało na Pokątnej.
– Naprawdę nie musi Pani… – Hermiona zaczęła protestować, ale Minerwa położyła na jej ustach palec, aby ją uciszyć.
– Rodzina sobie pomaga – powiedziała z uśmiechem. – A jeśli jest jedna rzecz, którą zostałaś w ciągu tego miesiąca, to rodziną. Zobaczymy się na kolacji. – Puściła jej oczko, po czym zniknęła.
– Powinnaś wiedzieć, że w szkole zachowuje się dość surowo – oznajmiła Delia. – Wszyscy nasi bratankowie i bratanice tak mówili. Myśleli, zwłaszcza jeśli wylądowali w Gryffindorze, że będzie ich faworyzowała, ale była wobec nich surowa bardziej niż wobec innych.
Usta Hermiony drgnęły, gdy przypomniała sobie McGonagall z jej czasów. Rzeczywiście surowa, ale nigdy nie zapomni uścisku, którym obdarzyła ją starsza czarownica, gdy została wyleczona Mandragorami.
– Mogę to sobie wyobrazić.
– Cóż, koniec rozmów o szkole – Delia machnęła ręką, jakby tym gestem mogła oczyścić konwersację. – Może pomożesz mi w zmywaniu i porozmawiamy o Jane Eyre? Poprzedniej nocy skończyłam książkę. Nie mogłam jej odłożyć!
To nie był dom, ale z McGonagall’ami obok zaczynała myśleć, że nigdy nie będzie bliżej tego uczucia niż z nimi.
1 września, 1974
– Jesteś pewna, że wszystko masz? – Delia zapytała Hermionę po raz dziesiąty od czasu, gdy weszły do Dziurawego Kotła.
Bob westchnął i przewrócił oczami.
– Jestem pewien, że nawet jeśli nie ma, to na pewno będziemy w stanie jej to przekazać.
– Wiem. – Kobieta pociągnęła nosem i przetarła oczy chusteczką, gdy zmierzali na peron dziewięć i trzy czwarte. – Ale cóż, nigdy nie sądziłam, że będziemy to robić, wiesz? – wymamrotała.
– Wytrzymaj jeszcze chwilę, kochanie – powiedział mężczyzna, delikatnie kładąc dłoń na jej plecach. Potem kiwnął do Hermiony, a ona pobiegła w stronę ściany. Widok pociągu Hogwart Express zaparł jej dech w piersiach. Natychmiast po przejściu jeden z mężczyzn pracujących tutaj zabrał jej kufer, aby go załadować.
To było dziwne – nie mieć z nią znajomego kota. Krzywołap nie był w jej życiu długo, ale w jej sercu było puste miejsce, które wcześniej zajmował. Od czasu do czasu zastanawiała się co się z nim stanie, ale wiedząc, że ma swój własny umysł, na pewno odnajdzie swoją ścieżkę w życiu (znowu).
I tak w tym roku zamiast trzymania kociego transportera, w jej ręce spoczywała torba na książki.
– W porządku – zabrzmiał głos Delii z tyłu. Hermiona odwróciła się widząc parę, która ją przyjęła, dała jej dom i traktowała jak swoją rodzinę. Patrzyli na nią z rozpaczą. – Przekaż nasze pozdrowienia Minnie, jeśli będziesz mogła. I… Było naprawdę fantastycznie, mając cię u nas, Hermiono.
– Och – sapnęła z ciężkim sercem. – Myślałam… Cóż, myślę… Brzmi to tak, jakby było to coś więcej niż odesłanie mnie do szkoły. Czy wy… Więc to pożegnanie, tak?
Delia i Bob spojrzeli na siebie, zaskoczeni.
– Nie, jeśli tego nie chcesz – odpowiedział powoli McGonagall. – Założyliśmy, że jeśli znajdziesz przyjaciela czy dwóch, to będziesz spędzać czas poza Hogwartem z nimi.
– Och – powiedziała, czując gulę w gardle. Brakowało jej słów, więc zamiast tego rzuciła się na nich z uściskiem. – Obiecuję pisać. I jestem pewna, że jeśli nie wrócę na Boże Narodzenie, to dlatego…
– Min – powiedział Bob, kładąc dłoń na jej plecach tuż nad miejscem, gdzie Delia położyła swoją. – Rozumiemy. Wiedz, że jesteś mile widziana, aby opuścić z nią zamek, kiedy tylko będziesz chciała nas odwiedzić. To był krótki czas, ale myślimy… Cóż…
– Myślimy o tobie jako o McGonagall – dokończyła za niego kobieta. – Jeśli nie jako o córce, to o ukochanej i ulubionej bratanicy.
Nie mogąc znaleźć żadnych właściwych słów, Hermiona kiwnęła głową.
– A teraz idź – zachęciła ją Delia, pociągając nosem. – Zawsze łatwiej jest znaleźć pusty przedział i pozwolić ludziom usiąść z tobą, zamiast wybrać jeden i się przedstawiać.
– Masz rację. – Zmusiła się do odsunięcia od nich, cofając się i machając, dopóki nie zrobiło się to zbyt gorączkowe, aby kontynuować, po czym szybko weszła do pociągu.
Minęła kilka zajętych przedziałów, dopóki nie znalazła pustego. Usiadła przy oknie, obserwując uczniów, którzy żegnali się z rodzicami. Był to zdecydowanie inny widok od tego, jaki widziała rok temu. Wszyscy martwili się o mordercę na wolności, a co więcej, nawet ubrania ukazywały różnice. Oczywiście głównymi strojami były szaty, ale krój i kolory były bardziej psychodeliczne niż wtedy, gdy Hermiona odjeżdżała, aby rozpocząć swój trzeci rok w Hogwarcie.
I ona też była inna. Wtedy żegnała się z rodzicami w mugolskich ubraniach, potajemnie zadowolona z uczęszczania na wszystkie zajęcia, na jakie się dało, a do tego czuła się mądrzejsza od swoich przyjaciół, bo przeczytała już wszystkie podręczniki. Była tak pewna tego, że tego roku nie będą mieli kłopotów, bo mimo że Syriusz Black był na wolności, to nie było opcji, aby dostał się do Hogwartu.
A teraz siedziała sama w swoim mundurze, ze schludnie złożonymi szatami z drugiej ręki, po raz pierwszy czytając podręcznik Zaklęć dla czwartoklasistów. Przysięgła sobie, że nie będzie zwracać na siebie uwagi tak jak wcześniej. Nie będzie wszechwiedzącą mugolaczką, nieznośną czy nie. Musi udawać, że jest przynajmniej półkrwi. Nie będzie próbować udowodnić, że jest warta magicznej edukacji, tylko po prostu ją otrzyma.
Nie była pewna, jak dużo czasu minęło, gdy drzwi do przedziału otworzyły się, a dźwięk damskiego głosu się po nim rozniósł.
– Więc powiedziałam Tuni, że jest absolutnie śmieszna, ale ona tylko zadarła nos i powiedziała-och! Przepraszam!
Hermiona spojrzała w znajome, zielone oczy i próbowała z całych sił utrzymać naturalny wyraz twarzy, gdy jej serce zamarło. Nie zdążyła nawet znaleźć się w Hogwarcie, a już rzecz wydarzyła się rzecz, której najbardziej się bała.
– Masz coś przeciwko naszemu dołączeniu?
– Śmiało – odpowiedziała, dostrzegając za dziewczyną kosmyk czarnych włosów. Powróciła do swojej książki, nie chcąc przeszkadzać w rozmowie.
– Ja… Nie chcę brzmieć niemiło, ale nosisz szaty z mojego Domu, a ja ciebie nie poznaję. I na pewno nie jesteś pierwszoroczna. Jeśli byś była, to na pewno nie miałabyś już szaty Gryffindoru. Więc, emm, czy masz coś przeciwko… To znaczy, mam na imię Lily. Lily Evans. Jestem z czwartego roku.
Hermiona spojrzała na szczerą rudowłosą i się uśmiechnęła.
– Też jestem na czwartym roku. Hermiona Granger.
– Cześć – Rudowłosa powiedziała jeszcze raz, a potem, jakby zapomniała, odwróciła się do chłopca za nią. – To Sev. Też jest na naszym roku, ale w innym Domu.
Wystarczyło jej jedno spojrzenie na chłopaka, aby zrozumieć, kim on jest. Jego nos był większy niż zapamiętała, włosy trochę dłuższe, ale dalej miały ten śliski, tłusty wygląd. I jego oczy. Jeśli żaden z pozostałych elementów wyglądu nie był oczywisty, to one tylko ją upewniły.
Posłał Lily ponure spojrzenie, po czym odwrócił się w stronę Hermiony z uniesionym podbródkiem.
– Severus Snape – powiedział, głosem nie tak głębokim jak zapamiętała, ale zdecydowanie niższym niż Rona czy Harry’ego.
– Miło mi – odpowiedziała, mając nadzieję, że w tej dekadzie nie zdobędzie jego pogardy.
Zauważyła, że jego oczy prześledziły ją i jej rzeczy, choć robił to z taką subtelnością, na jaką potrafił zdobyć się czternastoletni chłopiec. Zrobił to gdy Lily mówiła, najwyraźniej wykorzystując ich kontakt wzrokowy jako odwrócenie uwagi.
– Więc jak to jest, że jesteś na czwartym roku, a ja nigdy cię nie widziałam? Nie zostałaś ponownie przydzielona albo nie ominęłaś którejś klasy, prawda?
– Uczyłam się w Ilvermorny – odpowiedziała. – Zostałam przydzielona gdy Ministerstwo zabrało mnie do Hogwartu, aby mnie zapisać.
– Ministerstwo? – Severus zmarszczył brwi.
– Straciłam rodziców w wypadku. Zostałam osierocona – wyjaśniła, ignorując wielką gulę, która tworzyła jej się w gardle za każdym razem, gdy mówiła słowo na “o”.
– I Ilvermorny jest… gdzie? – zapytała Lily.
– Massachusetts.
– W Stanach? – wrzasnęła rudowłosa ze zdumieniem.
– Więc jak tutaj skończyłaś? – zapytał Severus, zwężając oczy.
– Byliśmy tu przez pracę moich rodziców – skłamała, stwierdzając, że nie potrafi utrzymać podczas tego kontaktu wzrokowego. Przesunęła palcem po grzbiecie książki. – Kończyli czteroletni projekt za granicą. Przyjechałam z nimi i zwiedzaliśmy Pokątną, kiedy coś… Coś się wydarzyło.
– Co? – zapytała Lily, jakby to była jakaś zapierająca dech w piersiach opowieść.
Hermiona potrząsnęła głową.
– Nie możesz nam powiedzieć – stwierdził Severus, a Hermiona ponownie potrząsnęła głową, uśmiechając się smutno.
– Dlaczego nie? – Dziewczyna wydęła wargi.
Pociąg zatrząsł się, gdy zaczął ruszać, a Lily wdrapała się na Severusa, aby sięgnąć do okna. Wyciągnęła na zewnątrz swoją głowę i krzyczała na pożegnanie, machając ręką. Robiła to dopóki stacja nie zniknęła jej z oczu, a Hermiona czuła się tak niekomfortowo, jak Severus wyglądał.
Rudowłosa wypuściła powietrze, uśmiechając się, po czym odsunęła się od okna i spojrzała na nich.
– O czym rozmawialiśmy? Och, tak, więc chodziłaś do szkoły w Stanach. Do magicznej szkoły w Stanach, jakie to niewiarygodne! Więc czy oni też mają domy? W jakim byłaś?
– Eeee – mruknęła Hermiona, podwijając nogi na siedzeniu. – Oczywiście, że mają domy. Byłam w Rogatym Wężu.
Severus parsknął, a Lily spojrzała na niego, zanim uśmiechnęła się do Hermiony.
– Cóż, ja myślę, że to bardzo interesujące. W końcu nie ma aż tak dużo magicznych szkół, prawda?
– Są trzy w Europie – mruknął Snape.
– Około pięciu w Ameryce Północnej – dodała z namysłem Hermiona.
– Dwie w Chinach.
– Myślę, że w Azji jest ich około sześciu.
– I nie zapominajmy, że w Afryce i Ameryce Południowej jest ich z pół tuzina.
– Dobrze! – krzyknęła Lily, przerywając im. – Rany, a ja myślałam, że Sev jest okropny, bo wszystko wie.
Nastolatek zarumienił się i spojrzał na ścianę, a Hermiona pochyliła głowę, aby ukryć uśmiech. Ha! I kto był teraz nieznośnym Wiem-To-Wszystko, Snape?!
– Sądzę, że ci się spodoba – kontynuowała dziewczyna. – Bo bez względu na to ile magicznych szkół jest na świecie, Hogwart na pewno jest najlepszy.
– Z wyjątkiem szkolnej piosenki – wymamrotał Severus.
– Hogwart, Hogwart, Pieprzo-Wieprzy Hogwart – zaśpiewała pod nosem Hermiona. Kiedy to sprawiło, że Snape się uśmiechnął, a Lily wyglądała na zdenerwowaną, westchnęła. – Jestem pewna, że w Hogwarcie poczuję się jak w domu bardziej niż gdziekolwiek indziej.
– Oczywiście, że tak. I będziesz ze mną w dormitorium. Mogę cię przedstawić Alicji i Marlenie. Miło będzie mieć inną Gryfonkę na naszym roku!
W tym zdaniu było coś, co sprawiło, że Severus poruszył się nerwowo.
Zanim Hermiona zdążyła zastanowić się dlaczego, drzwi do ich przedziału otworzyły się, a ona odwróciła się, aby zobaczyć przed sobą swojego najlepszego przyjaciela.
18 lat 🙂Wróć do czytania
Helen Granger, nie HermionaWróć do czytania
Dziękuję za czujność! 🙂
Dla młodszej wersji smutne spojrzenia, dla starszej kwiatki – pomysłoweWróć do czytania
To już wiemy, skąd potem skończyli jako para 😛Wróć do czytania