——H—–
23 grudnia 1974
Droga Hermiono,
Przykro mi, że nie spędzisz z nami całych świąt, ale cieszę się, że stoi za tym dobry powód. Zawsze było mi trudno przystosować się do spędzenia czasu w domu po kilku miesiącach w szkole i cudownie się czułam, gdy jakaś koleżanka zostawała ze mną. Dołączyłam do listu drugą paczkę słodyczy dla twojego przyjaciela w nadziei, że ta przetrwa do kolacji Bożonarodzeniowej.
Minerwa powiedziała mi o Balu Bożonarodzeniowym i chciałam przeprosić za to, że nie przygotowałam cię przed wyjazdem. Kompletnie wypadło mi to z głowy.
Mam nadzieję, że ta sukienka się nada. Musiałam pójść do Keiry, a ponieważ sprawa była pilna, to nie miała czasu znaleźć czegoś lepszego.
Nie mogę się doczekać spotkania z tobą, Hermiono. Wigilia nie nadchodzi wystarczająco szybko.
Twoja,
Delia
Hermiona wyjęła z paczki czarną sukienkę. Nie miała żadnych dodatków, haftów ani rękawów, a dekolt w kształcie serca nie był za duży. Była cudowna jak na to, że Delia znalazła ją na ostatnią chwilę.
Wcześniej rozentuzjazmowana Lily opowiadała im, ledwo zainteresowanym, o tym jak Bal Bożonarodzeniowy był Hogwardzką tradycją. Był częścią Turnieju Trójmagicznego, organizowanym przez szkołę, która była jego gospodarzem. Gdy turniej został odwołany, Bal został przeniesiony na 23 grudnia.
Hermionę zastanawiało, jakby spędziła Bal w 1994. Czy desperacko chciałaby pójść z Ronem? A może poszłaby z Nevillem, ponieważ to on by ją o to zapytał, a nie Ron? A może nie traciłaby na to czasu i spędziła wieczór w bibliotece?
Potrząsając głową, Hermiona wstała z łóżka i delikatnie uniosła sukienkę.
– Och, jest piękna – powiedziała Marlena, przyglądając się ubraniu. Jej włosy były pełne wałków, które magicznie się podgrzewały, gdy razem z dziewczynami chodziły po dormitorium w szlafrokach, od kiedy skończyły się zajęcia. – Jeśli zaczniesz teraz, to zdążysz upiąć włosy.
– Co zacząć?
– Przygotowywać się? – zapytała nastolatka, przewracając oczami. – Naprawdę, masz taki potencjał, Hermiono, ale te włosy… Cóż, potrzebują dwóch i pół godziny, aby upiąć je w cokolwiek odpowiedniego.
Lily weszła do pokoju, a jej włosy również były pełne wałków. Najwyraźniej właśnie skończyła się malować, więc podbiegła do łóżka, gdzie leżała otwarta książka. Podniosła różdżkę, delikatnie stukając ją o swoje usta, marszcząc brwi w koncentracji.
– Powinnam zaczarować paznokcie na róż czy srebro? – zapytała cały pokój, rozpoczynając tym samym debatę między Alicją a Marleną.
Przewracając oczami, Hermiona zdjęła szkolną szatę i włożyła pożyczoną sukienkę. Keira McGonagall była podobnej budowy ciała, więc sukienka świetnie pasowała. Jedynie była trochę za długa, więc nastolatka przywołała do siebie różdżkę i rzuciła szybkie zaklęcie skracające.
Jej włosy wyglądały okropnie, chociaż mogłoby być gorzej, jeśli miałaby w ciągu dnia Eliksiry. Chwyciła boczne pasma i przerzuciła je do tyłu, a następnie je związała, chcąc wyglądać odrobinę ładniej. Nie miała żadnej biżuterii, którą miałaby założyć, chociaż, szczerze mówiąc, zbytnio jej to nie obchodziło. Szła tylko dlatego, że Lily ją o to błagała, a Severus kategorycznie odmówił, więc została do tego poniekąd zmuszona, żeby zachować spokój. Wyobrażała sobie, że spokój będzie ciszą – przeciwieństwem nieustannego narzekania Rudowłosej.
Wyciągając większą z dwóch torebek słodyczy, Hermiona skierowała się w kierunku drzwi.
– Zobaczymy się na miejscu – zawołała przez ramię, mimo że debata o kolorze paznokci wciąż trwała, więc dziewczyny pewnie nawet jej nie usłyszały.
Nastolatka opuściła Wieżę Gryffindoru bez żadnego kłopotu. Widocznie dziewczyny nie były jedynymi, które już się przygotowywały w dormitorium.
Ruszyła korytarzami, oferując uśmiech lub skinienie głowy wszystkim, których mijała, kierując się do opuszczonej klasy we Wschodnim Skrzydle. Jeśli Ślizgon, który tam przebywał, starał się zachować dyskrecję, to poniósł sromotną porażkę. Gdy zbliżała się do zamkniętych drzwi, czuła zapach roślin i dymu. Nie zawracała sobie głowy pukaniem, tylko szybko weszła do środka.
Severus nawet nie podniósł głowy.
– Nie przyszłaś po to, aby przekonywać mnie, żebym poszedł? – zapytał, mieszając eliksir.
– Dlaczego miałabym? Sama nie chcę iść. Wiesz, że wolałabym spędzić wieczór tak jak ty. Cóż, może nie dokładnie tak jak ty. Pewnie wolałabym się pouczyć w bibliotece.
– I co cię powstrzymuje? – zapytał z szyderczym uśmiechem. – Boisz się zawieść swojego zalotnika?
– Jakiego zalotnika? Idę tylko dlatego, że Lily jest zaniepokojona, że James będzie ją śledził cały wieczór.
– A co dokładnie byś zrobiła, żeby go odstraszyć? – zapytał, ostrożnie wyjmując chochlę. Odłożył ją na bok, dalej nie odrywając oczu od eliksiru.
– Nie jestem pewna. Szczerze mówiąc, obawiam się, że Syriusz będzie mnie niepokoił przez całą noc. Jestem pewna, że zrobią z tego jakąś grę drużynową.
– Hmph – było wszystkim, co Severus miał do powiedzenia, gdy oparł się o biurko za nim i skrzyżował ramiona.
Hermiona odczekała chwilę, sprawdzając, czy nastolatek nie powie czegoś więcej, zanim podeszła bliżej.
– Co ty w ogóle warzysz?
– Testuję nowy sposób warzenia Eliksiru Uśmierzającego Ból. Skróciłoby to czas przygotowywania go, a jednocześnie zwiększyło moc. Muszę tylko zmienić koper na Diabelski Pazur i zamieszać osiem razy w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara, zamiast czterech zgodnie z ruchem wskazówek zegara.
– Więc uznałeś, że bezpiecznie jest go uwarzyć? Samemu? Bez żadnego nadzoru? I jaką możesz mieć pewność, że te zmiany nie spowodują eksplozji lub zatrucia? Wiesz, że instrukcja, która jest w naszym podręczniku, została wybrana z jakiegoś powodu.
– Według książki, oczywiście. Ponieważ jeśli coś jest w książce, to musi być prawdą. Szczerze, Granger, czy nigdy w życiu nie miałaś oryginalnej myśli? – zapytał, odwracając się, aby spojrzeć jej w oczy po raz pierwszy.
Z jego przetłuszczonymi i oklapniętymi włosami, przesiąkniętymi dymem z kociołka, jego postawa wydawała się naprawdę imponująca jak na czternastolatka, a Hermiona natychmiast przypomniała sobie, że to Severus Snape, który pewnego dnia zostanie Mistrzem Eliksirów. Jak miałby zostać najmłodszym Mistrzem Eliksirów dwóch ostatnich stuleci, jeśli nie eksperymentował? Zaczynała zapominać, że jego rówieśnicy byli dorośli niecałe sześć miesięcy temu. Wiedziała coś o ich przyszłości, ale czasem wymykało się to z jej umysłu.
Severus spojrzał na nią, marszcząc brwi w zmieszaniu.
– Wyglądasz… – przerwał. – Twoje włosy wciąż są okropne – wypalił w końcu, a Hermiona się roześmiała.
– Bo twoje wyglądają lepiej – odpowiedziała, przesuwając ręce na biodra. Torba cukierków uderzyła w jej uda, a oczy nastolatka skupiły się na niej.
– Ja nie mam zamiaru udzielać się towarzysko.
– Tak, cóż – powiedziała, starając się nie uśmiechnąć. – Nie widzę powodu, dla którego miałabym cokolwiek robić z włosami. Wszyscy wiedzą, jak wyglądają, a cała impreza mnie nie obchodzi.
Severus skupił wzrok na kociołku, zamyślony. Otworzył swoje usta, aby coś powiedzieć, po czym zmarszczył brwi, zastanawiając się nad tym. Odepchnął się od biurka i zamieszał eliksir.
– Przyniosłam je dla ciebie – Hermiona przerwała ciszę. – Wątpię, że zjesz je gdy będziesz warzył, ale wszystkie są dla ciebie. – Położyła torbę najdalej kociołka, jak mogła. – Mogłam wspomnieć Delii, mojej… opiekunce, że je lubisz.
Nastolatek kiwnął głową, zbyt pogrążony w myślach, aby cokolwiek powiedzieć.
– W takim razie zostawię cię z nimi – powiedziała, zmierzając w kierunku drzwi. Zerkając do tyłu, dostrzegła Severusa wpatrującego się w ścianę, jakby zawierała wszystkie odpowiedzi, które chciał poznać, po czym opuściła klasę bez żadnego słowa.
—–H—–
– Severusie Snape, ty cholerny idioto! – Hermiona pisnęła, ledwo powstrzymując łzy, gdy wycierała jego nieuszkodzone ramię ręcznikiem.
Wytrzymała ledwie godzinę na Balu Bożonarodzeniowym, tańcząc z Remusem tylko do jednej piosenki, zanim uznała, że lubi swoje palce i woli je zachować. Ignorowała próby Syriusza, który chciał zwabić ją ponownie na parkiet, a Lily i dziewczyny były zbyt popularne i zbyt podekscytowane tym wszystkim, by z nimi zostać. Więc po godzinie Hermiona zdecydowała, że czas wrócić do opuszczonej sali.
Panika wypełniła jej umysł w chwili, gdy do niej weszła.
Jego kociołek był roztrzaskany, a kilka kawałków było teraz wbitych w ścianę i biurko. Rozchodził się metaliczny zapach krwi, a na podłodze znajdowała się ogromna plama, sugerująca, że musiał obficie krwawić.
Natychmiast pobiegła do Skrzydła Szpitalnego, mając nadzieję, że nie widziała ścieżki krwi dlatego, że Pani Pomfrey była wystarczająco blisko, aby go znaleźć.
Severus zmarszczył brwi, wyszarpując ręcznik z jej dłoni, by następnie rzucić go na stolik po przeciwnej stronie łóżka.
– To twoja wina.
– Jakim cudem to moja wina? To ty eksperymentujesz z eliksirami.
– Przyniosłaś mi te cholerne słodycze! Rozkojarzyłem się, bo chciałem jeść te cholerne, małe narkotyki. – Starał się z całych sił skrzyżować ramiona, ale temblak mu to utrudniał. – Zgubiłem się w liczeniu, a to jedyny powód, dla którego to się stało!
– I gdzie była twoja samokontrola? – prychnęła, patrząc się na niego.
– Była idealnie nienaruszona.
– A już myślałam, że się dogadujecie – wycedziła Pani Pomfrey, podchodząc do łóżka Severusa. – Staraj się za dużo nie ruszać, złamanie zagoi się w ciągu nocy.
– Złamanie? – zapytała Hermiona, zmieszana.
– Tak – odpowiedziała kobieta, patrząc na nią przez ramię. – Ramię Severusa złamało się przez zderzenie z kociołkiem. Miał szczęście, że nic więcej się nie stało. – Skierowała ostatnie zdanie do pacjenta z surowym tonem głosu, który sugerował, że to nie pierwszy raz, gdy mają taką rozmowę.
– Eksplodował szybciej niż przypuszczałem – wymamrotał. Spojrzał na Hermionę, po czym dodał – Za daleko, aby użyć zaklęcia Znikania. Przeskoczyłem za biurko i użyłem go jako tarczy, ale nie zdążyłem schować ręki.
– Cóż, musisz albo być szybszy, albo porozmawiać z Profesorem Slughornem o tym, czego możesz użyć, aby być bezpiecznym podczas eksperymentowania – zasugerowała przyjaźnie Pani Pomfrey, lecz Hermiona i Severus parsknęli. – Przekonałeś ją do swojego zdania o Profesorze, rozumiem?
– Nie musiał – odpowiedziała nastolatka. – Zauważyłam, że Profesor prawie w ogóle nie dotyka kociołka. Nigdy nic nie demonstruje, a wszystko, co wkłada do kociołka, jest tam wlewane. Podejrzewam, że kupuje większość zaawansowanych eliksirów.
– Więc jednak jesteś w stanie oryginalnie myśleć – zadrwił Severus.
Gdy wyglądało na to, że Pani Pomfrey zamierza go zbesztać, Hermiona odpowiedziała – Jesteś pewien, że nie słyszałam tego od szóstego roku?
– Nie jestem, ale wiem, że większość twojego Domu jest niezdolna do myślenia.
– Powinnam powiedzieć Lily o twojej szanownej opinii?
Zakładała, że nastolatek się zarumieni albo zdenerwuje, ale on zamiast tego wzruszył ramionami.
– Cóż, Panno Granger, chociaż doceniam twoją troskę o pacjenta, to jeśli nie wracasz na Bal Bożonarodzeniowy, to powinnaś udać się do dormitorium.
– Tak, proszę Pani – odpowiedziała, kiwając głową. Odwracając się do Severusa, dodała – Wrócę jutro, zanim wyjadę na popołudnie.
– Oszczędź mnie – westchnął głośno, opierając głowę o poduszkę.
Hermiona wystawiła język, gdy jego wzrok skupił się na niej. Nastolatek przewrócił oczami, kręcąc głową.
Mimo to dziewczyna była pewna, że zauważyła subtelne uniesienie kącików jego ust.
—–A——
17 grudnia 1992
Aurora wciąż spoglądała na swoją matkę, stojącą w cieniu Wielkiej Sali, gdzie ciotka Min szeptała do niej. Nie była pewna czy to Glamour sprawił, że wyglądała inaczej, ale proste blond włosy kompletnie zmieniły jej wygląd. Tak czy siak, gdy Aurora spojrzała na trzynastoletnią Hermionę Granger, mdlejącą po jej lewej stronie, wiedziała bez wątpienia, że nikt nie pomyśli, że to te same osoby.
Cóż, oprócz Luny, ale jej tutaj nie było.
Więc Aurora zwróciła swoją uwagę z powrotem na scenę do pojedynków, gdzie stał Profesor Lockhart, wyglądając na całkiem rozmarzonego. I mimo że bardzo kochała swojego ojca, on nie był “przyjemny dla oka”. Byli kompletnymi przeciwieństwami: biały i czarny, blond i czarny, onieśmielająco przystojny i… posiadający uroczą osobowość, którą pokazywał dla niewielu osób.
– Jest wspaniały, prawda? – westchnęła Hermiona Granger, a Aurora poczuła mdłości, widząc, jak jej oczy podążają za Profesorem Lockhartem.
Powoli się odwróciła, chcąc posłać swojej matce zirytowane spojrzenie, ale kobieta tylko przygryzała wargę, obserwując swojego męża.
Nastolatka odwróciła wzrok, skupiając się na czarodziejach, kłaniających się sobie i podnoszących różdżki. Udali się do przeciwnych stron sceny.
– Licząc do trzech – rozkazał Profesor Lockhart, patrząc na uczniów. – Raz, dwa…
– Expelliarmus – powiedział od niechcenia tato, leniwie machając różdżką. Lockhart przeleciał przez całą scenę, gdy jego różdżka poleciała do przeciwnika. W pokoju rozległy się zszokowane westchnienia, wliczając w to jedno od Hermiony, która wyglądała na najbardziej zawiedzioną z nich wszystkich.
– Naprawdę jesteś zaskoczona? – zapytała cicho. – Po tym co zrobił Harry’emu po meczu Quidditcha?
– Ale… To bestsellerowy pisarz! – wykrzyknęła Hermiona. – Jest sławny przez tak wiele rzeczy. A Profesor Snape…
– Dobierzcie się w pary – powiedział Profesor Lockhart, gestykulując z opanowaniem.
– Muszę iść – powiedziała nastolatka, wymijając Aurorę, po czym udała się w kierunku Millicenty Bulstrode.
– Będę z tobą – powiedziała Ginny.
– W porządku – zgodziła się, obserwując Rudowłosą, zerkającą na Draco i Harry’ego, którzy zaczęli się pojedynkować przed startem. Aurora zauważyła, że każdy po kolei zaczął się w to wciągać. Nastolatki przysunęły się bliżej siebie, jakby mogły się nawzajem ochronić przed tym całym chaosem wokół nich.
– Dość!
Dziewczyna odwróciła się w kierunku sceny, słysząc głos ojca, który sprawił, że wszyscy zamarli.
– Tak, cóż… – Profesor Lockhart uśmiechnął się nerwowo, a jego oczy uciekały do rogu pomieszczenia, gdzie przebywała jej matka z ciocią Min. – Może powinniśmy najpierw obejrzeć inny pojedynek? Tym razem między uczniami? Może Aurora Snape i… Ronald Weasley?
– Różdżka Weasleya sieje zniszczenie nawet przy prostych zaklęciach – wciął się jej ojciec, ku rozczarowaniu Rona, była tego pewna. – Jeszcze wyśle Pannę Snape połamaną do szpitala. Czy może przyjść osoba, którą ja wyznaczę?
– Ja to zrobię, Profesorze.
Aurora zesztywniała, słysząc Draco. Od incydentu z Colinem nie byli w najlepszych stosunkach i wątpiła, żeby to się nagle polepszyło.
– Jest od ciebie młodsza i mniej doświadczona.
– W porządku, Profesorze Snape – powiedziała, kiwając głową, po czym udała się w kierunku sceny. Spróbowała swojej najlepszej imitacji podniesionego podbródka jej matki, dostrzegając kątem oka rozbawienie Draco.
– Dobrze – zgodził się ojciec, przewracając oczami. Przesunął się, by stanąć z boku z wyrazem kompletnego znudzenia na twarzy, chociaż wiedziała, że będzie obserwował każdy ich ruch.
– Na trzy, tylko rozbrojenie – powiedział Profesor Lockhart. – Raz, dwa, trzy!
– Aculeus! – krzyknął Draco, a zaklęcie uderzyło w jej rękę od różdżki z takim bólem, jakby użądliła ją setka pszczół.
Krzyknęła z bólu, upadając na kolana i przyciskając do piersi rękę. Nie mogła wypuścić z dłoni różdżki, bo obrzęk ją unieruchomił.
– Miałeś ją rozbroić, Malfoy! – krzyknął Harry.
– I co z tym zrobisz, Potter?
– Być może – wciął się chłodno Profesor Snape, podchodząc do niej. – Pan Potter chciałby bronić honoru Gryfonki? Wszyscy wiemy, jak bardzo lubi być bohaterem. – Złośliwość jego słów była kompletnym zaprzeczeniem delikatności jego działań. Mówiąc, uklęknął przed nią, delikatnie kładąc swoją rękę na jej dłoni. Niewerbalnie i bezróżdżkowo uleczył ją, a jego magia kojąco ją obmyła. Po wyzdrowieniu pomógł jej wstać i odprowadził na bok. – Co powiesz, Potter? – Było to tyleż wyzwanie, co ukryta prośba. Jego dłoń dalej była na jej ramieniu, a Aurora wyczuła, jak jego mięśnie się napinają, gdy patrzył na zadowoloną twarz Draco. Zadowolenie, które na chwilę zniknęło, gdy nastolatek dostrzegł twarz swojego ojca chrzestnego.
Harry bez słowa wszedł na scenę.
– Pamiętajcie, tylko rozbrojenie – przypomniał im Profesor Lockhart, wyglądając na coraz bardziej zdenerwowanego, gdy dwójka młodych czarodziei wpatrywała się w siebie
Draco ledwie ruszył ręką, gdy coś szeptał, a wielki wąż wystrzelił z końca jego różdżki.
Lockhart, wbrew opinii jej ojca, próbował użyć zaklęcia znikającego na wężu, ale zamiast tego stał on się większy. Gad obrócił się w jej stronę, a ona skuliła się za ojcem. Dziwne syczenie sprawiło, że wyjrzała zza mężczyzny, gdzie dostrzegła Harry’ego rozmawiającego z wężem, który, najwidoczniej, znalazł ofiarę w Puchonie.
Wcześniej nie przyszło jej do głowy, że Dziedzic Slytherina może być w innym Domu. W końcu przez sposób, w jaki Draco zachowywał się po incydencie z Colinem i szepty Harry’ego, Rona i Hermiony, gdy nie zauważali jej w Pokoju Wspólnym sprawiły, że zaczęła myśleć, że to Malfoy naprawdę jest Dziedzicem Slytherina.
Ale Draco nie rozmawiał z wężami. I bał się Harry’ego, podobnie jak wszyscy inni w tym momencie.
Wliczając w to, co dostrzegła, jej ojca.
—–A—–
– Po prostu mi powiedz, Hermiono! – usłyszała rozdrażnione błaganie ojca z korytarza, a jego dźwięk doprowadził Aurorę do drzwi jej sypialni w komnatach taty. Delikatnie je otworzyła, chcąc usłyszeć ich rozmowę. Salon był niedaleko, przez co głosy stały się wyraźniejsze.
– Wiesz, Severusie, że bym to zrobiła gdybym mogła – powiedziała jej matka, widocznie zdesperowana i smutna. – Mogę ci tylko powiedzieć, że nie musisz się martwić o Harry’ego.
– Przemówił do węża! Cholernego węża! Merlin wie, co mu kazał zrobić…
– Myślę… Minęły wieki, ale jeśli pamięć mnie nie zawodzi, to kazał mu się cofnąć. Nikogo nie skrzywdzić. I szczerze mówiąc, jeśli powinieneś być na kogoś zły, to na Draco!
– O to nie musisz się martwić. Odbyłem już miłą rozmowę przez Fiu z Lucjuszem i Narcyzą o jego zachowaniu. Zabroniono mu powrotu do domu i towarzyszenia im w ich wakacjach w Wenecji. A dostanie list, bardzo wyraźnie mówiący o tym, że ma naprawić krzywdę, którą jej wyrządził.
– Dalej sądzisz, że będą rozważać małżeństwo gdy Aurora dorośnie – powiedziała jej matka, brzmiąc na rozbawioną.
– Bez wątpienia. Jeszcze trzy lata i Lucjusz zrobi wszystko, co w jego mocy, aby przekonać nas, że to najlepszy sposób na podniesienie naszego statusu wśród czystokrwistych. Jakby to było naprawdę coś, co ma jakiekolwiek znaczenie.
– Ale my tego nie rozważamy, prawda? Rory powinna sama dokonać wyboru i jestem pewna, że Draco…
– Zgadzam się, ale jeśli Czarny Pan powróci, to będziemy musieli zachować pozory. Dumbledore zawsze wierzył, że to się stanie. Chociaż może mieć inne pomysły co do tego, jak mamy żyć.
Zapadła chwilowa cisza, z wyjątkiem tego, co brzmiało na powolne kroki.
– Zawsze robił to, co uważał za konieczne. Ze mną, tobą, Zakonem. Nie każdy się z tym zgadza. Jest wielkim i mądrym człowiekiem, ale to nie znaczy, że każda jego decyzja czy myśl jest wielka i mądra. I czy nie mamy szczęścia, że ci, który naprawdę się liczą, myślą to samo co my?
– Mamy – odpowiedziała, a Aurora starała się nie wzdrygnąć, gdy usłyszała dźwięki wskazujące na pocałunek.
– Dziedzic Slytherina nie jest w Gryffindorze – stwierdził. Cisza. – Dobrze. Przynajmniej mogę trochę odpocząć. Przynależność Rory do innego domu, jest trudniejsza niż sądziłem, mimo Min będącej jej Opiekunką. Merlin musiałby nam pomóc, gdyby trafiła do Hufflepuffu.
– Wciąż mamy jeszcze dziecko do przydziału, wiesz?
– Nie kuś losu, wiedźmo – skarcił, a jej matka zaśmiała się serdecznie.
A potem przestała, a instynkt Aurory powiedział jej, że dźwięki, które nastąpiły później, nie były tymi, które chciała zrozumieć.
—–H—–
9 stycznia 1975
Hermiona przygryzła wargę, kierując się do klasy, którą Severus prawie zniszczył przed Świętami. Wiedziała, że będzie tam tego wieczoru, próbując po raz kolejny uwarzyć swój zmieniony Eliksir Uśmierzający Ból, ponieważ wcześniej wypowiedział kilka bardzo dosadnych komentarzy o przeszkadzaniu mu. Ale dzisiaj prawie go nie widziała poza zajęciami, a nie chciała podrzucać mu prezentu podczas robienia notatek.
Lily powiedziała jej o tym dniu przez przypadek. Zaraz po wznowieniu semestru, Lily poskarżyła się, że jej urodziny wypadają w czwartek i że rok wcześniej James przypadkowo wydał jej imprezę, która odbywała się w klasie wróżbiarstwa. Wspomniała również, że chciała, aby była to podwójna celebracja z Severusem, którego urodziny były dokładnie trzy tygodnie przed jej urodzinami, ale zawsze za wcześnie początku semestru, aby cokolwiek zaplanować.
Podstawowa matematyka zajęła się resztą.
Kiedy była z McGonagall’ami podczas Bożego Narodzenia, zapytała Boba czy jest szansa, aby mogła wziąć niektóre ingrediencje i odpracować je podczas Świąt Wielkanocnych. Mężczyzna się uśmiechnął, machnął ręką w kierunku szklarni i zażartował, że ma nie zabrać zbyt dużo.
Gdyby nie wiedziała lepiej, zakładałaby, że Bob dokładnie wie dla kogo one są. Ale z drugiej strony, Profesor McGonagall – Minerwa – pisała do nich tak często jak ona. Być może zachowywali się tak jak typowi dorośli w przypadku przyjaźni z płcią przeciwną. Merlin wiedział, że jej rodzice, chociaż byli intelektualistami, zawsze szydzili z niej, że to Ron lub Harry jest jej chłopakiem.
Ingrediencje nie miały być prezentem urodzinowym, ale jego urodziny wypadły w idealnym do tego czasie. Ale teraz jej problemem był właśnie czas, bo nie była pewna kiedy powinna mu je dać. Albo jak. Albo czy w ogóle powinna.
– Och, ogarnij się, Hermiono – skarciła się szeptem. – To Severus, nie Profesor Snape. Najgorsze co może zrobić to cię zbesztać albo zwyzywać. A nawet jeśli to zrobi, to nie tak, że będzie cię to obchodzić. Nie może ci odebrać żadnych punktów – i z tymi słowami zebrała w sobie resztki odwagi Gryffindoru i weszła do środka.
– Zacząłem się zastanawiać czy kiedykolwiek wejdziesz do środka – przywitał ją Severus. – Cała ty, czająca się w korytarzu.
– Wiedziałeś, że tam jestem? – Hermiona poczuła, że jej policzki się rumienią i była wdzięczna, że Severus dalej był skupiony na kociołku. Jego twarz była schowana za kurtyną włosów, wystawał tylko koniuszek nosa.
– Mam system ostrzegający. Potrzebuję trochę czasu, aby wszystko usunąć, jeśli byłaby taka potrzeba. To się jeszcze nie wydarzyło, chociaż Pani Pomfrey od dawna podejrzewa, co tutaj robię, ale nie ma zamiaru mnie wydać, póki nie robię niczego zbyt niebezpiecznego. A inni profesorowie… – Nie musiał kończyć tego zdania.
– Profesor McGonagall nic by nie powiedziała – odpowiedziała, zastanawiając się, czy to prawda. Nie wpadła w żadne kłopoty przez jej rekreacyjne warzenie, ale to, co zrobiła, było technicznie nielegalne. Jakoś wątpiła by nauczyciele pozostali nieświadomi tego incydentu po tym, jak Profesor Snape śmiał się, widząc ją.
– Nie mogę ryzykować – powiedział, powoli wyjmując chochlę i odkładając ją na bok. – Przyszłaś w idealnym momencie. Muszę poczekać, aż kolor się zmieni, aby wiedzieć, że mam rację, a potem tylko trzeba go przelać do fiolek. – Oparł się o biurko za nim. – Wątpię, że potrzebujesz pomocy z Historią albo Zaklęciami, więc dlaczego zaszczyciłaś mnie swoją obecnością? – Spojrzał na nią, a Hermiona zauważyła jego podbite oko.
– Co się stało?
– To? – Od niechcenia wskazał na swoją twarz. – Prezent urodzinowy od Gryfonów. Nie mogę udowodnić, że to oni, oczywiście. Nie widziałem ich. Szedłem na obiad, kiedy się potknąłem, a potem zostałem oszołomiony. Sądzę, że zrobiliby więcej, ale przyszedł Lestrange. Jest Prefektem, bez problemu odjąłby im punkty i zgłosił incydent do McGonagall. Pewnie nie chcieli ryzykować. Gdyby Black nie śmiał się, kopiąc mnie w twarz, sam nie byłbym pewien czy to oni.
– I nie zawracałeś sobie głowy pójściem do Pani Pomfrey?
Severus spojrzał na nią gniewnie i odwrócił się.
– To danie im wygranej, prawda? Zgłosiłaby kontuzję Dumbledore’owi, a on zamiótłby to pod dywan jak zawsze.
Hermiona nie była pewna, czy to było tego przyczyną, ale wiedziała, że Huncwoci nie ponieśli wcześniej żadnych konsekwencji. Pokręciła głową i westchnęła sfrustrowana, że jej przyjaciel był nękany, a nikt nie chciał tego powstrzymać.
– Hermiono – powiedział, odrobinę zirytowany. W jego oczach nie było ani grama złośliwości. – Odpuść. Wiesz, że jestem w stanie sobie z nimi poradzić, o ile nie grają nieczysto, a to trwa od chwili, gdy weszli do naszego przedziału na początku pierwszego roku. Nic, absolutnie nic, ich teraz nie powstrzyma.
Jej ramiona opadły i odwróciła wzrok, nie chcąc, aby drwił z niej za to, jak jest emocjonalna.
– Przyszłaś z jakiegoś powodu.
Skinęła głową, przesuwając pudełko i podając mu je.
– Wszystkiego najlepszego.
Wziął je ostrożnie, zerkając na nią niepewnie, gdy kładł je na biurku i otwierał. Jego oczy rozszerzyły się, co musiało go boleć, chociaż tego nie pokazywał.
– Hermiono – wydyszał, przesuwając ręką po słoikach. – Są tu składniki warte… przynajmniej… dwadzieścia galeonów.
– Mam umowę z Zielarzem, który je wyhodował – powiedziała, rumieniąc się.
– Chcę wiedzieć? – odpowiedział, unosząc brew.
Zrobiła krok do przodu i uderzyła go w ramię.
– Dupek – powiedziała, powstrzymując się od śmiechu. – Jest moim swego rodzaju ojczymem. To okropny żart.
– Nie powiedziałaś, jaka to umowa. Każdy inny założyłby to samo. – Tylko prychnęła, wiedząc już po ich krótkiej znajomości, że dalej mógłby przekręcać jej słowa gdyby starała się to wyjaśnić. – Dziękuję – powiedział po krótkiej ciszy. Zerknęła na niego i po błysku w jego oczach dostrzegła, jak bardzo był jej wdzięczny. – Naprawdę, to… to najbardziej znaczący prezent, jaki kiedykolwiek dostałem.
Te słowa sprawiły, że jej serce przyspieszyło bicie i zabolało ją jednocześnie. To, że składniki eliksirów były najbardziej znaczące, mimo tego, że były w środku może jeden lub dwa droższe, lub trudniejsze do zdobycia słoiczki, było jednocześnie cudowne, jak i straszne. Odzwierciedlało to jego zamiłowanie do eliksirów, ale jednocześnie ukazało, jak niewiele dostał.
– Nie ma za co – odpowiedziała, mając to na myśli. Nawet jeśli oznaczało to pracę przez całe wakacje wielkanocne bez żadnego wynagrodzenia.
—–A—–
24 grudnia 1992
Snape nigdy nie przyznałby się do tego, że jest samotny, a Aurora była Snape’em. Zostało jej to dogłębnie wyjaśnione.
– Jak myślisz, co dokładnie robisz, śledząc nas? – zapytał Ron Weasley, zatrzymując się na schodach prowadzących do Wieży Gryffindoru. Hermiona skrzyżowała ramiona, stając obok Rudzielca, a Harry drgnął nerwowo.
– Muszę wziąć książkę – odpowiedziała. Zapomniała wziąć podręcznika do eliksirów, który, à propos, należał kiedyś do jej ojca, a na marginesach były napisane jego notatki. Mimo że nigdy nie byłaby na tyle głupia, aby wykorzystywać jego uwagi podczas zajęć, to zatrzymała tę książkę jako przypomnienie, że nie wszystko, co jest napisane w podręcznikach, jest święte.
– Racja, więc to tylko przypadek, że nas śledzisz. Sprawdzasz czy coś knujemy, aby wydać nas twojemu ojcu!
– Ronald! – syknęła Hermiona.
– Nie ufam jej – powiedział stanowczo Rudzielec. – Nie powinna trafić do Gryffindoru. Jej miejsce jest w lochach z innymi wężami.
– Wystarczy, Ron – warknął Harry. – Znam Rory dłużej niż ciebie.
– I nigdy z nią nie rozmawiasz. Nie widzę, abyś prosił ją, żeby do nas dołączyła.
– Ty też nie rozmawiasz z Ginny – odparował Wybraniec. Kiedy rozszerzone nozdrza i pomarszczony grzbiet nosa Rona nie złagodniały, Harry westchnął. – Myślisz, że mogłabyś dać nam jakieś trzy minuty przewagi, Rory?
Spojrzała na Hermionę, której oczy były wbite w podłogę, a policzki tak nadęte, jakby miała zaraz eksplodować. Potter błagał ją wzrokiem, aby nie prowokowała kłótni.
– Okej – cofnęła się kilka kroków.
– Przepraszam, Aurora – powiedziała szczerze Hermiona, gdy chłopcy odeszli. – Ale, cóż… – Wzruszyła ramionami, po czym odeszła w kierunku przyjaciół.
Tak, Aurora to rozumiała. Była Snape’em, a Snape’owie mieli trudności w nawiązywaniu przyjaźni, nawet z tymi, którzy wżenili się w ich rodzinę. I chociaż ta Hermiona Granger nie była tą, którą Aurora podziwiała, to doskonale wiedziała, że ta dwójka to jej jedyni przyjaciele, a ona nie chciała ich stracić.
Rory wiedziała, że ma w sobie trochę tej zaciekłej lojalności swojej matki, ale nie miała szansy tego pokazać. Ginny była miła, kiedy się z nią spotykała, ale była też jedyną osobą z jej rocznika, która chciała z nią rozmawiać. Chociaż w tej chwili nie miało to większego znaczenia, skoro większość uczniów wyjechała na święta.
Aurora zawsze spędzała święta w Hogwarcie, w komnatach swojego ojca, z matką oraz bratem. Ale oni jeszcze nie przybyli, a skoro Draco został zmuszony do pozostania w szkole, jego kumple musieli zostać z nim, a to znaczyło, że jej ojciec będzie dla niej dużo mniej dostępny.
Nie mogła się tam ukryć.
Nie, musiała zostać w Pokoju Wspólnym Gryffindoru, siedząc przy zimnym oknie, zachowując tak dużo dystansu od “złotego trio” jak to możliwe. Nawet nie zawracała sobie głowy udawaniem, że czyta książkę, tylko wpatrywała się przez szybę na opadające płatki śniegu.
– Niezbyt wesoło musi być tutaj samemu – głos Freda Weasley’a sprawił, że Aurora jęknęła, a bliźniacy roześmiali się, wciskając się obok niej.
– Tak trzymaj, a ludzie pomyślą, że jesteś takim samym nietoperzem jak twój stary, prawda, Gred?
– Ty to powiedziałeś, Forge.
– A co dokładnie mam robić innego? – zapytała.
– Zagrać z nami w Gargulki.
– Chociaż mogą zawierać fajne psikusy.
– Dużo gorsze niż zgniła maź.
– Wiesz, że moja babcia była kapitanem Hogwardzkiej drużyny? – zapytała, czując się głupio, że w ogóle wspomina swoją rodzinę.
– Tym lepiej!
– Może podejdziesz do tego poważnie.
– A nie tak, jakby to była tylko dziecinna zabawa.
– Którą jest.
– Ale co jest zabawnego w życiu…
– Jeśli nie zachowujesz się trochę dziecinnie?
Aurora uśmiechnęła się. Bliźniacy zawsze byli dla niej mili, ale nigdy nie rozpoczynali z nią rozmowy.
– Na pewno chcecie grać z pierwszoroczną?
– To lepsze niż zabawa z tym dupkiem – powiedział Fred, wskazując na Rona, który akurat na nich patrzył.
– Zawsze jęczy, gdy przegrywa. – George potrząsnął głową.
– I może Ginny wyjdzie ze swojego pokoju, jeśli dowie się, że ty też grasz.
– W porządku – ustąpiła, czując się jednocześnie nieśmiała, zdenerwowana i niepewna. – Zagrajmy.
Nieszczęśliwie dla nich, przegrała tylko kilka gier przeciwko swojej babci. Poza tym była niepokonana i nie zamierzała tego zmieniać.
—–H—–
14 luty 1975
– Jest tak pięknie – powiedziała Lily, wchodząc do Wielkiej Sali.
– Okropnie – odpowiedziała Hermiona, przyglądając się różowym ścianom i trzepoczącym serduszkom, które, niech Merlinowi będą dzięki, zniknęły, zanim dotarły do stołu. Mogłaby przysiąc, że słyszała też ćwierkanie ptaków, które sprawiały, że wszystko miało być bardziej… Romantyczne? Bardziej obrzydliwe.
– Boże, brzmisz jak Sev. – Lily przewróciła oczami. – Cóż, chodź. Poczta przyjdzie szybciej, niż myślimy.
– Cóż, tak – zgodziła się, idąc za Rudowłosą. – Chociaż nie jestem pewna czy…
Nie dokończyła, zdając sobie sprawę, dlaczego Lily tak bardzo ekscytowała się pocztą. Przyjaźń z Harrym i Ronem, a także lata bycia ignorowaną w Hogwarcie, zdziesiątkowały jej oczekiwania co do tego święta.
Usiadła na ławce między Lily i Alicją, które ochoczo rozmawiały z Marleną i jakąś trzecioroczną o imieniu Mary o poczcie. Hermiona zdecydowała, że przeczeka ten temat, skoro śniadanie było tak naprawdę jedynym momentem, gdy rozmawiała ze swoimi współlokatorkami. Sięgnęła po tosta, jakiś owoc, przeżuła kawałek bekonu i przygotowała kubek herbaty, ale temat rozmowy dalej się nie zmienił. Z westchnieniem wyjęła z torby tekst o starożytnych runach.
– Odrabiasz pracę domową w ostatniej chwili, Kociaku? – zapytał Syriusz, siedzący kilka osób dalej.
– Nie, tylko odświeżam pamięć.
– Nie może denerwować Smarkerusa jeśli nie ma przed nim gotowej odpowiedzi – powiedział James, a Hermiona spojrzała na niego, zauważając, że jego uwaga była w pełni skupiona na roześmianym Blacku. – Myślę, że wręcz nienawidzi bycia drugim najlepszym, skoro na początku był najlepszy. To najlepsza rzecz w Granger.
Jestem tutaj, wiesz, pomyślała, przewracając oczami i potrząsając głową. Czasem różnice między Jamesem a Harrym sprawiały, że kwestionowała ojcostwo Wybrańca. Może Harry’ego spłodził ktoś pod wpływem eliksiru wielosokowego? Nie, to nie mogłoby być to… Chyba że to James wziął eliksir i jakimś cudem przekonał Lily do przespania się z… kimś. Jaki byłby wygląd dziecka w takich okolicznościach? Musiała zapytać o to Severusa, który mógłby znać odpowiedź, albo był zainteresowany poznaniem jej.
– Och, spójrzcie – westchnęła Marlena, a Hermiona straciła swój apetyt z powodu samego tonu jej głosu. Nawet nie spojrzała na różne odcienie czerwieni i różu, spadające z góry. Zwykła sowa pocztowa wylądowała tuż przed nią, zaoferowała jej swój list, po czym odleciała.
Wyglądała na tak niezadowoloną, jak Hermiona się czuła.
– Och, ta jest jakaś nudna. Ty też dostałaś od Severusa? – zapytała Lily, a Hermiona zerknęła na nią i dostrzegła, jak Rudowłosa położyła dłoń na małym stosie listów.
– Emm, nie. To list od Delii – odpowiedziała, marszcząc brwi. Wszystkie koperty pod dłonią Lily były jaskrawoczerwone. – Ty dostałaś?
– Zawsze dostaję, chociaż jeszcze nie przyszła. To pewnie dlatego, że jeszcze cię zbyt dobrze nie zna.
– I jesteś nowa – dodała z roztargnieniem Marlena.
– Nie obchodzi mnie to – skłamała.
Nie obchodził jej brak walentynek, z wyjątkiem tej jednej. Nie chciała zbytnio rozwodzić się nad tym, dlaczego to ma takie znaczenie, ale była pewna, że to dlatego, że udało im się rozwinąć prawdziwą, szczerą przyjaźń. I chociaż on i Lily byli przyjaciółmi, to, cóż… ona mu się podobała. Pewnie nadal podoba. Może to coś więcej niż zauroczenie. Trudno było nie zakochać się w tak pięknych dziewczynach jak Lily.
– Ja ci zrobiłem jedną, Kociaku – zauważył zadowolony z siebie Syriusz, wskazując na coś, co znajdowało się przed Hermioną. Spojrzała w dół, tuż obok swojego talerza i zauważyła pojedynczą czerwoną kopertę. I spojrzenie Marleny.
Podniosła walentynkę i rzuciła nią w Syriusza.
– Właściwie to wolę litość Lily.
Lily zaczęła coś jęczeć w proteście, ale ktoś jej przerwał.
– Możemy już iść na Starożytne Runy, jeśli jesteś gotowa – głos Severusa był bardziej niż mile widziany, a Hermiona ledwo powstrzymała westchnienie ulgi.
– Może daj jej dzień wolny od ciebie i twojego dzioba – warknął James. – Idź z powrotem do lochów, to Granger będzie mogła cieszyć się odpowiednim towarzystwem.
– Myślałam, że właśnie to zamierzam zrobić – powiedziała, zarzucając torbę na ramię. Wskazała głową drzwi, a Severus skinął głową.
– Sev? – głos Lily przyciągnął jego uwagę. Nastolatek uniósł brew, gdy Rudowłosa przygryzła wargę, zerkając na Huncwotów. – Może masz coś dla mnie?
– Chyba nie chodzi o notatki z Obrony? Są takie same jak zeszłego roku – odpowiedział.
– I tak nie przydałyby ci się jego notatki – powiedział Potter. – Nie byłoby w nich nic o obronie.
Wszyscy poza Syriuszem i Peterem zignorowali jego słowa, a Lily odwróciła się w kierunku Severusa.
– Nie, mam na myśli… coś innego… związanego z tym dniem?
– I co miałoby to być?
– Och, błagam – James uderzył rękami w stół podnosząc się. Hermiona zauważyła, że nastolatek trzyma w dłoni różdżkę, a Syriusz czeka tylko na odpowiedni moment do interwencji. – Dawałeś Lily walentynki co rok od trzech lat. Tanie. Własnoręcznie robione. Jakiś pergamin pełny twoich tłustych odcisków. Gadałeś o jej jedwabistym głosie, świecących oczach i olśniewającym uśmiechu.
– James – warknęła Lily, przerywając mu.
– Jesteś absolutnie okropny, Jamesie Potterze – syknęła Hermiona, wykorzystując chwilową ciszę.
– Nie musisz mnie bronić – warknął Severus.
– Naprawdę, gdybyś był chociaż w połowie mężczyzną…
– Granger! – syknął nastolatek, a jego czarne oczy spotkały jej wzrok, gdy odwróciła się do niego. Ale to nie to nie jego słowa ją powstrzymały – rozwścieczona okrucieństwem każdego, nawet prefektów, którzy nie próbowali powstrzymać Jamesa, zapomniała o przysiędze, która powstrzymała ją przed powiedzeniem czegokolwiek o Harrym. Jej myśli ciągle krążyły wokół różnic między ojcem i synem, które chciała wytknąć, nawet gdy jej serce zaczęło łomotać a język się plątać. Jej usta próbowały sformułować słowa, którym zapobiegała przysięga, a ona nie mogła tego powstrzymać.
Prawdopodobnie dlatego, że jego oczy były na niej, Severus jako pierwszy zauważył, że coś jest nie tak. Chłodne zdenerwowanie ustąpiło trosce, a potem strachowi, gdy złapała go za ramię.
– Hermiono?
Widziała już to spojrzenie w jego oczach, kiedy on, Syriusz i Remus się kłócili, a ten drugi zmienił się w wilkołaka pod wpływem światła księżyca. Kiedy udręczony krzyk Remusa zmienił się w warczenie, przerażone obsydianowe oczy spotkały się z jej, zanim odwrócił się i rozłożył ręce w daremnej próbie ochrony ich. Wtedy był Profesorem Snape’em, ale nie mogła nie zauważyć, że to cały czas ten sam mężczyzna.
To była ostatnia myśl, jaka przyszła jej do głowy, zanim jej umysł pogrążyła ciemność.
—–S—–
Z walącym sercem Severus rzucił się do przodu, aby złapać Hermionę, zanim nastolatka uderzyła o ziemię. Instynktownie przyciągnął jej głowę do swojej klatki piersiowej, odwracając się w kierunku Huncwotów.
– Niecelny strzał, Black? – warknął, z szeroko otwartymi oczami i zaciśniętymi zębami.
– O co ci chodzi, Smarkerusie? – zapytał Syriusz, oczami przeskakując między Severusem a Hermioną.
– Więc Potter? – Kątem oka dostrzegł zbliżającego się Lupina, który stawiał kroki tak wolno, jakby podchodził do dzikiej zwierzyny. To sprawiło, że Severus miał ochotę przycisnąć Hermionę jeszcze bliżej siebie: oni zrobili już wystarczającą krzywdę.
– Ja… Co?
– Przekląłeś ją.
– Panie Snape… Wątpię, że Panowie Potter i Black ją przeklęli – powiedział profesor Dumbledore, przybierając na twarz ten swój irytujący uśmieszek, a to sprawiło, że krew nastolatka się zagotowała. Zawsze uśmiechał się w ten delikatny, protekcjonalny sposób, usprawiedliwiając dręczenie i ataki przeprowadzane przez książąt Gryffindoru słowami “chłopcy zawsze będą chłopcami”. Zawsze uśmiechał się tak mówiąc mu “nie prowokuj ich” lub “jesteś pewien, że tak to wyglądało, Panie Snape?”.
– Ale wszystko z nią było w porządku! – odezwała się piskliwym głosem Lily, wpatrując się w Hermionę z czystym przerażeniem. – Wszystko było z nią w porządku, zanim wytknęła Jamesowi jego zachowanie!
– Jej puls jest nieregularny, Profesorze – powiedział cicho Lupin, przez co Severus zdał sobie sprawę, że jego dłoń spoczęła na jej nadgarstku.
Rozejrzał się dookoła, zauważając, że wszyscy pobliscy Gryfoni gapili się na nich, próbując dostrzec, co się stało. Nawet ci z nich, którzy siedzieli dalej, próbowali zerknąć, chociaż nie byli na tyle nierozważni, aby wstać czy wyciągnąć szyję. Obok nich stał Dumbledore, Profesor McGonagall, Slughorn oraz Pani Pomfrey.
Tylko na twarzach dwóch kobiet dało się dostrzec szczerze zmartwienie, chociaż coś dziwnego w oczach McGonagall sprawiło, że Severus pomyślał, że Pani Profesor dokładnie wie, co stało się jego przyjaciółce. Slughorn wyglądał na zdezorientowanego i zrezygnował ze śniadania pewnie tylko dlatego, że czuł, że musi, biorąc pod uwagę jego rolę Opiekuna Domu.
– Pozwól mi zabrać ją do skrzydła szpitalnego, Severusie – powiedziała cicho Pani Pomfrey, kładąc rękę na dłoni Severusa, którą podtrzymywał głowę nastolatki. Przytaknął, a kiedy kobieta wyczarowała nosze, odsunął się, aby Hermiona mogła zostać przelewitowana. Zignorował ból w sercu, który poczuł, gdy dostrzegł jej bladą skórę oraz sine usta. – Możesz zobaczyć ją po zajęciach.
– Na pewno będzie szczęśliwa, jeśli dostanie notatki. – Na cichy komentarz Lupina nastolatek nie mógł powstrzymać parsknięcia.
Tak, na pewno będzie zadowolona. Nie wątpił w to, że jej pierwszą myślą po przebudzeniu się będą przegapione zajęcia. Fakt, że w ogóle je przegapi, przypomniał mu o tym, że ktoś był za to odpowiedzialny. Odwrócił się do Pottera, piorunując go wzrokiem, gdy jego dłonie zacisnęły się w pięści. Był pewien, że których z Gryfonów jest winny, tylko nie wiedział który.
– Zapewniam cię, Panie Snape – powiedziała Profesor McGonagall, a jej akcent z każdym słowem był coraz wyraźniejszy – że nikt jej nie przeklął. Idź na zajęcia, możesz ją potem zobaczyć.
Skinął głową, a następnie opuścił Wielką Salę.
– Sev – krzyknęła Lily, zatrzymując go. Poczekał na nią, ale nie odwrócił się, aby spojrzeć na biegnącą do niego dziewczynę, z torbą przewieszoną przez ramię i ze skrawkami obrzydliwie jaskrawych pergaminów przy piersi. – Cześć.
– Cześć – odpowiedział, zdezorientowany jej rozpoczęciem rozmowy. Spojrzał za swoje ramię, wyczuwając obecność kogoś jeszcze. Lupin stał niedaleko.
– Więc – Lily odchrząknęła – przegapiłeś poranną pocztę?
– Dlaczego?
– Wiesz dlaczego – odpowiedziała, uderzając go w ramię.
Wiedział.
I może gdyby sprawy potoczyły się inaczej, jeszcze raz napisałby jej poetycki wiersz o jej atrybutach, fizycznych i psychicznych. Nie wątpił, że wybaczyłby jej wszystko bez wahania i dalej wielbił, mimo wystawienia go w barze. I nadal byłby w niej zauroczony.
Ale sprawy potoczyły się inaczej.
Lily nie była już jedynym światłem w jego życiu. Ani najjaśniejszym.
Hermiona Granger była największym wrzodem na dupie, jakiego spotkał. Miała ten irytujący zwyczaj cytowania definicji z podręczników, ale ostatnio czekała na wywołanie, zanim podała poprawną odpowiedź. Do tego ten jej wnerwiający sposób podążania ślepo za instrukcjami, zwłaszcza podczas eliksirów, gdy używał innych metod, o których wiedział, że są lepsze, a ona i tak wtedy mamrotała pod nosem instrukcje. I tak jak dziś rano i wcześniej Pod Trzema Miotłami, miała tę idiotyczną Gryfońską potrzebę wtrącania się we wszystkie jego problemy. Broniłaby go w każdy sposób, jaki potrafiła, nawet jeśli tego nie chciał.
Ale była też bardziej lojalna niż Lily kiedykolwiek wcześniej. Jej wstawianie się za nim było irytujące i często niepotrzebne, ale nie mógł zapomnieć o łzach w jej oczach, gdy odwiedziła go w skrzydle szpitalnym, by nakrzyczeć na niego po tym, jak jego kociołek eksplodował. I choć czuł, że jego duma została zraniona, doceniał to jak wkroczyła i udawała, że to z nią miał się spotkać w pubie. Pozwoliła mu zachować twarz przed innymi Ślizgonami. I nawet jeśli miał podejrzenia co do jej statusu krwi, to kompletnie go to nie obchodziło. A to, czego nie wiedzieli czystokrwiści z jego domu, jej nie zaboli.
Rozmowa z nią była też bardziej interesująca niż z Lily. Była inteligentna, a Rudowłosa często dała się ponieść typowym nastoletnim fantazjom. Widok jej wchodzącej do opuszczonej klasy bez żadnego dodatkowego przepychu na Bal Bożonarodzeniowy utwierdził go w tym, że nie była jak inne dziewczyny. Albo po prostu jak inni.
Był zdeterminowany, aby ją nienawidzić, kiedy ją poznał, ale nic, co powiedział nie zepsuło jej opinii o nim. A kiedy obrazy przestały mieć jakiekolwiek znaczenie i było jasne, że nie trzyma się z nim tylko z litości lub przez Lily, nie mógł nic poradzić na to, że ją polubił. Niechętnie.
Więc po tym wszystkim, co się stało, Severus nie mógł zmusić się do napisania walentynki dla Lily. Uznał, że Hermiona na pewno, tak samo jak on, uzna to święto za idiotyczne. Więc po prostu pominął te całe walentynki, mając nadzieję, że pierwsza z nich nie zauważy, a druga podzieli jego zdanie.
Jego założenie spełniło się w połowie.
– Masz co najmniej pół tuzina w swoich ramionach. Wiesz, co dla mnie znaczysz i nie potrzebujesz kolejnych pochlebstw.
– A co dla ciebie znaczę, Sev? – zapytała, uśmiechając się nieśmiało.
Był pod wrażeniem, że się nie zarumienił, a jednocześnie wiedział, że gdyby sprawy potoczył się inaczej, zaczerwieniły się jak dorodny burak. I wyjąkał, kim dla niego jest. Kim kiedyś myślał, że jest.
– Lily – dobiegł ich głos Lupina. – Spóźnisz się na Opiekę nad Magicznymi Zwierzętami. Są po drugiej stronie, a jeśli będziesz ciągle podążać za Severusem…
– Prawda – powiedziała, a jej uśmiech zbladł. – Zobaczymy się na Zaklęciach, Sev. Remus. – Odeszła, a nastolatek zesztywniał, zdając sobie sprawę, że jest sam na sam z Lupinem.
– Nie mogłeś się doczekać, aż zostaniemy sam na sam, abyś mógł dokończyć to, co ty i twoi przyjaciele zaczęliście wcześniej? – powiedział do niego, ściskając w palcach różdżkę.
– Upewniam się, że James, Peter i Syriusz nie będą próbowali cię złapać w drodze na zajęcia – odpowiedział Remus. – Też myślę, że Hermiona została przeklęta. I wyglądała… Cokolwiek czym została przeklęta, na pewno nie było to dobre. – Lupin drgnął nerwowo. – I powiedziała mi coś w listopadzie i, cóż… utkwiło mi to w głowie.
– Coś o niepodążaniu za idiotami Alfa jak grzeczny, mały piesek?
– Coś w tym stylu. – Nastolatek uśmiechnął się smutno, a Severusowi udało się nie przewrócić oczami.
– Idę na runy. Nie przeklinaj mnie w plecy, bo wątpię, że dasz sobie sam na mnie radę.
– Ja nie wątpię – odpowiedział wesoło Remus, na co Snape wydał z siebie jęk pełen niesmaku.
no poproś ją gamoniu!Wróć do czytania
cholerna polityka 🙁Wróć do czytania
*trudniejszaWróć do czytania
urodziny to dobry pretekst nie żeby je dać, tylko, żeby jego duma pozwoliła je przyjąćWróć do czytania
urocze 😀Wróć do czytania
*zostać z nimWróć do czytania
żałosne – domaga się od niego walentynki, jakby jej się należała, palmfaceWróć do czytania
w wieku nastoletnim, chłopięca duma to bardzo istotny składnik życia 🙂Wróć do czytania
Super rozdział 🙂 Tylko publikuj częściej, bo człowiek się gubi w tych podróżach w czasie i potem trzeba czytać od początku i rysować sobie timeline jeszcze raz 😀
Dziękuję za opinie i zwrócenie uwagi na błędy. Nie wiem, jakim cudem ciągle coś przeoczam :p Będę się starać częściej dodawać rozdziały, ale w tym roku zaczęłam studia i wszystko trochę zaczęło mnie przytłaczać. I tak – to dzięki Twoim komentarzom w ogóle dalej tłumaczyłam, bo byłaś jedyną, która w ogóle komentowała. Dziękuję za „kopniaka” w tyłek <3
To się nazywa ślepota autorska 🙂 każdy ją ma, także luzik 🙂
No to chyba niedługo pierwsza sesja? Będę trzymać kciuki 😀
Miejmy nadzieję, że pozostali też teraz pokomentują, skuszeni obietnicą częstszych rozdziałów.
Proszę uprzejmie, przyjaciółka mówi, że nieźle kopię 🙂 Mogę poćwiczyć 😀
Świetna historia, super tłumaczenie. Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, dużo siły i weny życzę 🙂
Bardzo, bardzo dziękuję!