Fate Set Right Rozdział 5

—–S—–

14 luty 1975 (kontynuacja)

– Nie wiem jakim cudem udało ci się zachować spokój przez cały poranek, Minerwo. – Severus ledwo co usłyszał głos Dumbledore’a, który dochodził z głównego oddziału Skrzydła Szpitalnego.

Hermionę umieszczono w prywatnym pokoju, z dala od każdego, kto mógłby przyjść z powodu nagłego ataku skurczów żołądka lub nieznośnych bólów głowy. Sądząc po zirytowanym spojrzeniu, którym powitała go Pani Pomfrey, gdy przybył na samym początku lunchu, to działo się całkiem sporo, odkąd Hermiona przybyła do Skrzydła Szpitalnego. Pielęgniarka skierowała go do pokoju, w którym leżała jego przyjaciółka, ostrzegając go, że nastolatka jeszcze się nie obudziła, a potem widocznie zapomniała, że tutaj był. Co w zupełności mu odpowiadało, bo zamierzał zostać przy dziewczynie do czasu rozpoczęcia Numerologii. O ile w ogóle pójdzie na te zajęcia. 

W rezultacie wątpił, by rzekomo wszechwiedzący Dyrektor zdawał sobie sprawę z tego, że niedaleko przebywa uczeń, który go słyszał.

– Udało mi się to dlatego, że mnie unikałeś, Albusie. Zgodziłam się na Przysięgę, ale nie sądziłam, że będziesz wobec niej tak okrutny – krzyknęła Profesor McGonagall.

– Nie okrutny, tylko dokładny. Gdyby Riddle dowiedział się co ona…

– Nawet nie zaczynaj. Jak niby miałby się do niej dostać? – Cokolwiek Dumbledore odpowiedział, było to zbyt cicho, aby był w stanie to usłyszeć przez zamknięte drzwi, ale dźwięk mocnego uderzenia skóry o skórę sprawił, że Severus się wyprostował. McGonagall powiedziała coś jeszcze, zbyt cicho, aby zrozumieć słowa, ale w jej głosie było coś syczącego, co sprawiło, że Severus pomyślał, że Dyrektor był pouczany.

Był również usatysfakcjonowany myślą, że nauczycielka Transmutacji spoliczkowała Dumbledore’a.

Cienie przesłoniły światło pod drzwiami, a Severus oczyścił swój umysł, udając, że wcale nie usłyszał ich rozmowy. Zawsze pomagało mu to kłamać. Całkowicie skupił swoją uwagę na książce do Numerologii, kompletnie ignorując ciche narzekanie zza drzwi. 

Parsknięcie natychmiastowo zrujnowało jego mały teatrzyk. Odwracając się w stronę łóżka wystarczająco szybko, aby poczuć ból w szyi, z przypływem ulgi przyjrzał się oszołomionemu uśmieszkowi Hermiony.

Natychmiast przybrał swoją najlepszą minę.

– Co takiego sobie myślałaś, tracąc przytomność?

– Zepsułam twój dzień? – szydziła zachrypniętym głosem.

– Lupin śledził mnie z daleka przez cały poranek – zadrwił. – Co dokładnie mu powiedziałaś, że chodził za mną jak zagubiony szczeniak?

– Nic mu nie powiedziałam – odpowiedziała, próbując się podnieść. Położył dłoń na jej ramieniu i mocno popchnął z powrotem w dół.

– Nie to mi powiedział.

– W takim razie nie pamiętam. Dlaczego nie pozwalasz mi się podnieść?

– Prawdopodobnie dlatego, że dziś rano byłaś tak blisko śmierci, że moja cera wyglądała wręcz promiennie. Nie wstaniesz, dopóki Pomfrey nie uzna, że się nie przewrócisz.

Rozległo się delikatne pukanie w drzwi, które po kilku sekundach się otworzyły, ukazując Dyrektora oraz zmartwioną Opiekunkę Gryffindoru.

– Panie Snape, nie powinieneś był na zajęciach? – zapytał Dumbledore.

– Mam teraz okienko, Dyrektorze.

– Ach, cóż, może powinieneś…

– Albusie – syknęła McGonagall, podchodząc do Hermiony.

Dumbledore patrzył się na nią, po czym skinął głową, następnie kierując swój wzrok na nastolatkę.

– Panno Granger, wierzę, że rozumiesz, co się stało?

– Tak, Dyrektorze – wychrypiała.

– To dobrze. Może w przyszłości będziesz ostrożniejsza, aby więcej nie narażać swojego zdrowia? – Uniósł brew, a Severus zauważył, że oczy Hermiony pociemniały.

– Oczywiście – odpowiedziała przesłodzonym głosem.

– Każę Poppy przyjść i sprawdzić twój stan – powiedział Dumbledore, kiwając głową, po czym wyszedł z pokoju, powiewając swoimi obrzydliwymi różowymi szatami.

– Panno Granger, Hermiono, zapewniam cię, że gdybym pomyślała przez chwilę, że to…

Ręka Hermiony szybko chwyciła za nadgarstek McGonagall, ściskając go.

– Wiem. Ale nie…

– Dobrze. – Pani Profesor położyła dłoń na ręce Hermiony, kiwając głową, a potem zwróciła się do Severusa z taką wdzięcznością i uprzejmością, jakiej nigdy wcześniej nie usłyszał od nikogo innego – Panie Snape, dwadzieścia pięć punktów dla Slytherinu. Wolę nie myśleć co by się stało, gdyby Hermiona uderzyła w podłogę, podczas… ataku.

Severus nie mógł zrobić nic więcej poza mruganiem. Dostał dwadzieścia pięć punktów. Poza klasą. Za bycie tam dla przyjaciela.

– Dziękuję – wykrztusił w końcu słowa, które jako jedyne przyszły mu do głowy i zanim poczuł potrzebę powiedzenia czegoś więcej, pani Pomfrey weszła do pomieszczenia i zaczęła sprawdzać stan zdrowia Hermiony.

– Cokolwiek się stało, to nie wygląda na to, aby miało jakiekolwiek długotrwałe skutki – podsumowała. – Przepraszam, Minerwo, ale nie mogę znaleźć żadnego powodu, dlaczego to się w ogóle stało. Mam swoje podejrzenie, ale nie mogę znaleźć dla niego wystarczającego usprawiedliwienia.

– Dziękuję, Poppy – odpowiedziała McGonagall, puszczając Hermionę. – Powinnyśmy pójść do twojego biura wypić herbatę. Tam omówimy twoje podejrzenie.

Kobiety opuściły pomieszczenie, zamykając tylko częściowo drzwi.

– Zakładam, że ominęłam jakieś zajęcia. Masz dla mnie notatki?

Severus wybuchnął śmiechem z ulgi i dlatego, że miał rację zakładając, że właśnie na tym skupi się dziewczyna po obudzeniu się. Roześmiał się, ponieważ po byciu jedną nogą w trumnie, Hermiona Granger dalej była tak niezłomna, że nauka dalej była jej priorytetem.

– Mam notatki, ty cholerna kujonko. Ale poczekaj, aż przestaniesz rywalizować z Krwawym Baronem w konkursie na przezroczystą cerę, zanim się nimi zajmiesz.

Pokazała mu język, a on tylko potrząsnął głową. A jeśli poczuł przy tym przyśpieszone bicie serca, to cóż, może jedna ze strzał Amorka go drasnęła.

—–A—–

14 luty 1993

Aurora spojrzała na obrzydliwe, szkarłatne listy, których jeszcze nie otworzyła. Gdyby miała zgadywać, to większość z nich była próbą wykupienia sobie łask u jej ojca. Daj Aurorze Snape walentynkę, to może Profesor Snape nie powie ci nic wrednego i pozwoli oddać pracę w późniejszym terminie. Jakby to miało zadziałać.

– Więc – zapytała ponuro Ginny, przesuwając groszek po swoim talerzu. – Zamierzasz je otworzyć?

– Nie wiem, czy powinnam.

– Jesteś jedną z niewielu pierwszorocznych, która w ogóle je dostała – prychnęła Rudowłosa.

Aurora zauważyła, że kilka osób z jej rocznika zerkało na walentynki, które za nią podążały. Próbowała nawet zostawić je w sali swojego ojca, licząc, że jakimś cudem się zapalą, ale dalej za nią podążały. Sama ich liczba sprawiła, że tato skrzywił się na ich widok i mogła przysiąc, że wychodząc usłyszała jego parsknięcie drwiny. 

Wyciągając pierwszą ze stosu, Aurora spojrzała na pismo z przodu listu. Nie rozpoznawała ani go, ani następnych trzech. Pomyślała, że piąta mogła być od Seamusa Finnigana, ale nie było to ani pocieszające, ani uspokajające. 

– Nie rozpoznaję ich stylu pisma.

– Sortujesz je? – zapytała Hermiona Granger, a gdy Aurora kiwnęła głową, dziewczyna posłała jej porozumiewawczy uśmiech. – Rusz tak swoją różdżką – powiedziała, pokazując jej ruch. – I powiedz Amicus Revelare.

– Amicus Revelare – powtórzyła, powtarzając ruch różdżką. Kartki wymieszały się, a następnie ułożyły w dwa stosy: trzy kartki i reszta. Nie ciężko było teraz stwierdzić, które były prawdziwymi walentynkami.

Podniosła pierwszą z nich.

Auroro,

Być może w tym szczególnym dniu moglibyśmy zażegnać nasze spory i skupić się na wzmacnianiu związku, który trwa od naszego urodzenia.

Z gorącymi pozdrowieniami,

Draco

– Naprawdę? – parsknęła, patrząc na stół Slytherinu. Draco śmiał się z czegoś, a sądząc ze sposobu, w jaki się zachowywał, założyłaby się, że chodzi o muzyczną walentynkę Ginny (którą przekonywała, aby jej nie wysyłała). Kręcąc głową, odrzuciła kartę na stos, po czym wyciągnęła kolejną.

Rory,

Szczęśliwych walentynek.

Harry

Nastolatek akurat nie przebywał obok niej, więc postanowiła, że podziękuje mu później w taki sam sposób jak on jej: delikatnym uśmiechem i skinieniem głową. Szybko odłożyła kartkę na stosik, zanim Ginny ją dostrzegła. Rudowłosa byłaby albo jeszcze bardziej zdołowana, albo nie chciałaby mieć z nią nic wspólnego. Sięgnęła po kolejny list. 

Twoja matka i ja nie byliśmy fanami tego święta za szkolnych czasów, więc jeśli ciebie to wszystko też przyprawia o mdłości to wiedz, że to rodzinne. 

Aurora roześmiała się. Cienkie pismo ojca było miłe widziane, a ona dokładnie wiedziała, dlaczego mężczyzna to zrobił, chociaż on na pewno tego nie przyzna: nie chciał, aby czuła się wykluczona. 

Skierowała wzrok na stół nauczycielski i uśmiechnęła się do ojca. Był pogrążony w rozmowie z ciocią Min, chociaż oboje uważnie patrzyli na Profesora Lockharta i Dumbledore’a, który uśmiechał się dużo szerzej, niż było to konieczne. 

Wsadziła walentynkę do kieszeni szaty. 

– Ktoś zna zaklęcie znikania albo umie kontrolować Incendio? 

– Ja to zrobię! – Seamus podskoczył z ekscytacji. Sporo osób wyraziło sprzeciw, próbując usadzić go znów na miejscu, a podczas tego zamieszania cały stosik kartek zniknął. 

Zdezorientowana Aurora rozejrzała się, szukając osoby, która to zrobiła. Dopiero spoglądając na stół nauczycieli, dostrzegła, że jej ojca już tam nie było. Powoli się odwracając, dostrzegła go wychodzącego z sali, z delikatnym uśmiechem na twarzy. 

Mniej niż sekundę później, trybiki w jej mózgu przeskoczyły. Cały dzień zadręczało ją przeczucie, że coś dziwnego było w walentynce Ginny i to coś innego niż porównywanie oczu Harry’ego do pikli ropuchy. Obserwowanie wychodzącego ojca uświadomiło jej, dlaczego wydawało się to dziwne. 

– Ginny – szepnęła, rozglądając się, aby sprawdzić, czy nikt ich nie słucha. – Dlaczego nazwałaś Sama-Wiesz-Kogo Czarnym Panem? 

– Gdzieś to przeczytałam. No i się rymowało – odpowiedziała Rudowłosa, czerwieniąc się.

Złe przeczucie ciężko osiadło na żołądku Aurory, gdy wpatrywała się w ścianę, próbując połączyć kropki.

27 marca 1993

Aurora patrzyła na Ginny, obserwującą Harry’ego wzrokiem, który był bardziej przepełniony strachem, niż dziecięcym podziwem. Wyglądało to tak, jakby Rudowłosa sądziła, że nastolatek może przekląć ją w każdym momencie. Nie wiedziała dlaczego, ale od Walentynek Ginny była dużo mniej rozmowna i przyjazna. 

Z głośnym westchnieniem skończyła pracę domową, uznając, że chyba pozostało jej tylko pójście do dormitorium. Nie miała nic innego do roboty. Nikogo, z kim mogłaby porozmawiać. 

Cóż, poza Hagridem, który, była tego pewna, przyjąłby ją z otwartymi ramionami. I jeśli to miał być sposób, w jaki miała przetrwać te wszystkie lata w Hogwarcie, uznała, że pewnie są gorsze rzeczy, niż przyjaźnienie się z dorosłymi. 

Ledwo doszła do głównych drzwi, gdy zatrzymała się raptownie, dostrzegając blondynkę leżącą na plecach, z rozłożonymi rękami i nogami. Serce Aurory się zatrzymało, a następnie przyspieszyło do wręcz bolesnego łomotania. Rozejrzała się, sprawdzając, czy nikogo nie ma w pobliżu. Zastanawiała się nad pójściem po ojca, ale cichy głos w jej głowie kazał jej najpierw sprawdzić sytuację, zamiast panikować. Nie musiała już biec do tatusia ze wszystkimi problemami; nie była już małą dziewczynką. 

Podeszła powoli do dziewczyny, trzęsąc się, gdy wpatrywała się w jej otwarte oczy, ale nagle blondynka mrugnęła, a Aurora uświadomiła sobie, że dziewczyna nie była kolejną ofiarą Slizgońskiego potwora. Zatrzymała się, nie wiedząc czy powinna pójść po Ciocię Poppy. 

– Zauważyłaś wcześniej, że na suficie jest konstelacja gwiazd oraz planet? – zapytała nagle dziewczyna, a Rory uświadomiła sobie, że to Luna Lovegood. – Pewnie spędziłaś tutaj dużo czasu jako dziecko. Kiedykolwiek patrzyłaś na sufit? 

– Emm, tylko w moim pokoju. Mam na myśli pokój mojego oj… komnaty Profesora Snape’a. I on, emm, nie miał na suficie konstelacji gwiazd ani niczego innego – zmarszczyła brwi, siadając obok dziewczyny. – Był tam…  kruk. Świecący rysunek kruka i lwicy. Kruk latał, tworząc figurę ósemki dookoła lwicy, a ona się bawiła, próbując go ugryźć albo złapać. Byli zawsze niebiescy tak jak… 

– Tak jak patronus – powiedziała Luna, uśmiechając się marzycielsko. – To w sumie urocze. Pewnie przedstawia swoich rodziców. 

– Pewnie tak – odpowiedziała, rozglądając się, po czym położyła się obok blondynki. 

Dziewczyna miała rację: w złotym kamieniu sufitu wyrzeźbiony był układ słoneczny. Był naprawdę wielki, ukazujący w środku słońce, dookoła niego planety i pozycję wszelkich konstelacji. 

– Jest zaczarowany – powiedziała Luna. – Planety przesunęły się, od kiedy pierwszy raz je dostrzegłam. Zawsze jestem zbyt zmęczona, żeby iść na Astronomię, więc przychodzę tutaj i obserwuję, aby zrozumieć wszystko, o czym mówi Profesor Sinistra. 

– Spodziewałabym się bardziej tutaj wizerunku założycieli albo godła domów. 

– Tak jest dużo ładniej. 

Aurora usłyszała kroki dużo wcześniej, zanim dana osoba podeszła bliżej. Odwróciła głowę i przesunęła oczy w bok najbardziej, jak mogła, aby zobaczyć ojca, górującego nad nimi z grymasem na twarzy.

– Panno Lovegood, panno Snape, dlaczego leżycie na podłodze?

– Badamy planety i gwiazdy – odpowiedziała, po czym dodała pośpiesznie – proszę pana.

– A jak to się robi w świetle dziennym, w środku, w holu wejściowym?

– Sufit, Profesorze Snape – powiedziała beztrosko Luna, wskazując w górę. – Ale przypuszczam, że nie jest to najlepsza rzecz do zrobienia, skoro ludzie mogą na nas wpaść. – Dziewczyna podniosła się, a Aurora szybko powtórzyła jej ruch. 

Profesor Snape skrzywił się.

– Dziesięć punktów od Gryffindoru i Ravenclawu. Możecie wyjaśnić swoim kolegom, dlaczego straciłyście punkty. Myślę, że kara jest odpowiednia i nie muszę dodawać szlabanu.

– Tak, proszę pana – powiedziała dziewczyna, opuszczając głowę.

– Oczywiście, Profesorze. Biorąc pod uwagę to, co wydarzyło się w tym roku, to nasze zachowanie nie było rozsądne – przyznała się Luna, chociaż nie brzmiała na skruszoną. Odwróciła się do Rory. – Chciałabyś przejść się ze mną po błoniach? Gnębiwtrystki naprawdę nie lubią zimnej ziemi, więc spacer oczyści ci głowę.

Aurora wzruszyła ramionami, po czym podążyła za Luną w kierunku wyjścia. Mimo wszystko przyjaciel zawsze był przyjacielem.

Zerknęła za ramię, aby powiedzieć coś swojemu tacie, ale nie odważyła się na to, dostrzegając jego spojrzenie na sufit, które mówiło, że nigdy wcześniej nie zwrócił na niego uwagi.

8 maja 1993

– Harry – szepnęła Aurora, próbując nie przyciągnąć niczyjej uwagi, skoro w końcu znalazła moment, w którym przy nastolatku nie było Rona. Trzęsła się, choć starała się to ukryć. – Ja… emm… Zastanawiałam się tylko, czy mogłabym, emm, pożyczyć twój, emm, płaszcz.

– Mój płaszcz? – Harry zmarszczył brwi.

– Tak. Ten, co, wiesz, czyni cię niewidzialnym.

Oczy Harry’ego się rozszerzyły, gdy rozglądał się dookoła, zanim przybliżył się do niej i szepnął – Skąd o nim wiesz?

Aurora uniosła brew w tak doskonałej imitacji swojego ojca, że Harry się wzdrygnął.

– Ron nie jest dobry w dochowywaniu tajemnic. Ginny mi o tym powiedziała, a podobno usłyszała to od Rona, który jeszcze powiedział Fredowi i George’owi, czy coś w tym stylu. Ale nie powiedziałam tacie – dodała szybko, widząc, że nastolatek wygląda na zaniepokojonego. – Po prostu… Chcę go zobaczyć.

– Rory, to nie jest bezpieczne – odpowiedział, chociaż dziewczyna mogła stwierdzić po jego tonie, że nie jest to powód dla którego jej odmawia. Drgnął nerwowo, gdy Aurora dalej się w niego wpatrywała, po czym westchnął. – Obiecujesz, że twój tato się o tym nie dowie?

– Oczywiście.

– Ron i ja… Idziemy odwiedzić Hagrida po zmroku.

– Hagrida? Dlaczego? – Zmarszczyła brwi. – Na pewno nie dla jego kamiennych ciasteczek. Straciłam moje pierwsze dwa zęby, próbując je zjeść. – Wspomnienie dwóch straconych zębów sprawiło, że poruszyła się nerwowo. Mugolskie dzieci ciągle ją z tego powodu wyśmiewały.

– Sądzimy… że on wie coś o Komnacie Tajemnic – przyznał się Harry, znów się rozglądając. Aurora prychnęła.

– Na pewno nie. Hagrid był w Gryffindorze i…

– Został wyrzucony pięćdziesiąt lat temu, czyli dokładnie wtedy, gdy zamknięto Komnatę Tajemnic.

Twarz Rory zbladła, odmawiając sobie nawet przemyślenia tego. Tak, Hagrid miał słabość na punkcie “źle ocenianych stworzeń”, ale na pewno nie wypuściłby czegoś takiego, co spowodowałoby tak wielkie szkody.

– Ja też nie chcę w to wierzyć – zapewnił Harry. – Ale to wszystko jest zbyt przypadkowe.

– Tak… – ciężki kamień osiadł jej na żołądku, zanim wzięła głęboki wdech. – Nie będę tam zbyt długo, maksymalnie godzinę.

Chłopiec westchnął, po czym uśmiechnął się.

– W porządku. Daj mi chwilę. Tylko nie zakładaj go tutaj, poczekaj, aż będziesz na dworze.

—–A—–

Kiedy Aurora założyła pelerynę, od razu pobiegła do Skrzydła Szpitalnego. Nie spotkała nikogo po drodze i mimo że bała się, że ktoś lub coś może czaić się za rogiem, nie zwolniła. Drzwi do Skrzydła Szpitalnego były lekko uchylone i po szybkim rozejrzeniu się, aby sprawdzić, czy nikogo nie ma w pobliżu, zdjęła płaszcz, po czym weszła do środka.

Wcale nie była zaskoczona, widząc swojego ojca, siedzącego obok łóżka, na którym leżała spetryfikowana Hermiona Granger.

Nie podniósł wzroku, gdy się pojawiła, ale rozszerzył swoje ramiona, aby mogła wtulić się w niego dokładnie tak, jak robiła to gdy była młodsza.

– Nie mogę o niej myśleć jak o twojej matce. – Jego głos był tylko odrobinę głośniejszy od szeptu, tak jakby był zmartwionym tym, że może przeszkodzić leżącej dziewczynie. – To do siebie nie pasuje. Ta Hermiona jest nieskończenie inna od tej, którą poznałem na moim czwartym roku. Ale wygląda jak ty… To tak, jakby była jakąś krewną, siostrzenicą czy kuzynką. Ale w takich momentach jak ten…

– Wszystko z nią będzie w porządku. W końcu do ciebie przybyła.

– Przybyła, przybędzie, tak. Lucjuszowi udało się zwolnić Profesora Dumbledore’a. Unikaj Draco, jeśli możesz. Będzie nie do zniesienia.

Skinęła głową, po czym umilkli, czerpiąc od siebie wzajemnie pocieszenie.

– Martwię się o Ginny – powiedziała po chwili. Mężczyzna zmarszczył brwi.

– Pannę Weasley? Niestety, chyba nie znam jej wystarczająco dobrze. Dlaczego się o nią martwisz?

– Zawsze była cicha. Ron lubi przypominać jej, że jest starszy i przyjaźni się z Harrym. A ona po prostu… pozwala na to. Bliźniacy też jej dokuczają. Cóż, nie do końca dokuczają, ale na pewno nie pomagają. Są mili, naprawdę, ale…

– Rory – przerwał jej ojciec z błyskiem rozbawienia w oczach.

– Tak. Cóż, Ginny miała pamiętnik, w którym pisała każdej nocy, ale sądzę, że on jest przeklęty. Czuję się przy nim dziwnie.

– W jakim sensie dziwnie? – zapytał, a błysk rozbawienia w jego oczach zbladł, gdy przyswajał jej słowa.

– Jak ta zamknięta biblioteczka w twoim gabinecie – odpowiedziała cicho. – Ale tę jedną książkę odczuwam tak jak wszystkie twoje. Niedługo po rozpoczęciu semestru pozbyła się go, ale nie… nie poprawiło się jej. Była nerwowa i zdystansowana. I obserwuje Harry’ego tak jak jastrząb… Nie wiem dlaczego, ale to tak, jakby była uzależniona od tego pamiętnika. Spędzała cały swój wolny czas, pisząc w nim. I… Nie mogę tego wyjaśnić.

– Co znowu przede mną ukrywasz, Albusie – wymamrotał pod nosem. – Pięć punktów od Gryffindoru i szlaban ze mną w poniedziałkową noc.

– Ale… Co ja takiego zrobiłam, że straciłam punkty?

– Opuściłaś Wieżę, kiedy Min ci tego zakazała. Wiem, że chciałaś zobaczyć Pannę Granger i założę się, że wiedziałaś, że tutaj będę, ale to dla ciebie niebezpieczne, tak włóczyć się po korytarzach. Panna Clearwater jest półkrwi tak jak ty, a jest w takim samym stanie jak Mugolacy. Twoja matka była szczęściarą tak jak wszyscy inni w tym pomieszczeniu.

Nie musiał mówić niczego więcej: wiedziała, co miał na myśli.

—–H—–

26 marca 1975

– Wiesz, że odpracowałaś te wszystkie składniki, które wzięłaś dla swojego chłopaka, już we wtorkową noc, prawda? – zapytał Bob z zadowolonym z siebie uśmiechem, gdy stał naprzeciwko szklarni, w której pracowała Hermiona.

– Severus nie jest moim chłopakiem – odpowiedziała z roztargnieniem, słysząc już tę drwinę z pięć tuzinów razy od chwili, gdy Delia odebrała ją ze stacji.

– W porządku. Więc dajesz składniki na eliksiry wszystkim swoim przyjaciołom?

– Jeśli jakiś mój inny przyjaciel byłby zainteresowany eliksirami, poza tymi, które mogą upiększyć jego włosy lub skórę, to bym to rozważyła. Lily była bardzo zadowolona z perfum, które zrobiłam jej z lawendy Delii.

Ramiona Boba zadrżały, zanim zatrzymał się, zamyślony. Spojrzał na drugi koniec szklarni, upewniając się, że jego pracownicy są zajęci i żaden nie był w zasięgu słuchu. Hermiona śledziła jego wzrok, zastanawiając się, dlaczego nagle wyglądał na takiego zatroskanego.

– Przyjaciel. Zwykły. Więc to tylko ty, Severus i Lily, tak?

– Tak, przez większość czasu. Jest jeszcze jeden chłopiec, Remus. Od mojego, emm, wypadku, tak naprawdę nie chodzi nigdzie z nami, ale zawsze jest gdzieś w pobliżu. W każdym razie przy mnie i Severusie. I to tylko na zajęciach, których nie dzieli z tymi idiotami, z którymi się przyjaźni.

I w okolicach pełni księżyca. Wiedziała jednak, że na pewno ani razu nie podniósł na nich różdżki, od kiedy wylądowała w Skrzydle Szpitalnym. I głośniej mówił o znęcaniu się. Nie powstrzymało to ich od dręczenia innych uczniów, ale to zawsze początek. Pamiętała, jak przez mgłę, mówienie mu coś o tym w listopadzie, ale nie spodziewała się, że faktycznie to zrobi.

Ale nie czuła potrzeby, aby mówić o tym Bobowi, tym bardziej, gdy zmarszczka między jego brwiami się pogłębiła. 

– I… Czy to w porządku? Wiem, że Delia byłaby lepsza w tym ode mnie, ale… To znaczy, czy dobrze jest mieć tylko dwoje przyjaciół? Wiem, że lepsze jest to niż nic, ale…

– Przed przybyciem tutaj też miałam tylko dwóch przyjaciół – odpowiedziała, skupiając się bardziej na roślinie, którą się zajmowała. – Pod tym względem jest tak jak wcześniej. Ciemnowłosy chłopak i rudzielec jako najlepsi przyjaciele, chociaż znów nie mam zbyt wiele wspólnego z rudzielcem. Dogaduję się z resztą osób z mojego domu. Dobrze się też do tego przystosowuję, jeśli to to, o co się martwisz. Być może nawet lepiej, niż myślałam.

– To dobrze. Minnie wcześniej się o ciebie martwiła, tak samo jak Delia. Ale im więcej do nas pisałaś, tym szczęśliwsza brzmiałaś – przerwał, zastanawiając się nad czymś, po czym westchnął. – Zanim do nas przybyłaś, straciliśmy kolejne dziecko. Staramy się o nie od ślubu i żadna magia ani mugolskie sposoby nie pomogły. Ona po prostu… nie może utrzymać ciąży. I to dla niej trudne, przy tym, ilu ma siostrzeńców i siostrzenic. Więc gdy Min powiedziała, że potrzebujesz miejsca, w którym mogłabyś zostać… Wiedziała, że jesteś starsza, że miałaś już matkę i ojca, ale liczyła na relację silniejszą niż z siostrzenicą. I jeśli ty nie… Jeśli nie czujesz się z nami na tyle blisko, to w porządku. Ale my myślimy o tobie jak o córce. To był krótki okres, ale…

– Rozumiem. – Uśmiechnęła się. – Masz rację. Mam rodziców i byłam z nimi blisko. Ale nigdy nie miałam rodzeństwa i czasem czuję się tak, jakby Delia była siostrą, której nigdy nie mogłam mieć. Wiem, że to nie relacja, na którą liczyliście, ale może z czasem do niej dotrzemy. Z pewnością czuję się częścią rodziny – powiedziała, po czym uniosła podbródek. – I jestem dumna z bycia McGonagall.

Bob uśmiechnął się diabelsko.

– Cóż, może uda nam się odciągnąć cię od tego twojego Severusa i przekonać do poślubienia któregoś z chłopców Mel. Dalej są singlami.

– Nie ma szans – powiedziała stanowczo.

– Nie ma szans na poprawne wcielenie ciebie w rodzinę, czy w odciągnięciu ciebie od Severusa? – droczył się, gdy nastolatka się zarumieniła. – Czynisz tę grę zbyt łatwą, moja droga.

– Najwyraźniej. Chociaż Severus nie jest mój, chyba że mówimy o moim przyjacielu. I nie ma niczego, od czego musielibyście mnie odciągać.

– Hermiono – zawołała Delia. – Mam dla ciebie list z Hogwartu. Na pewno autor nie ma najładniejszego pisma na świecie. Ledwo rozczytałam te bazgroły.

Hermiona zamknęła oczy i jęknęła, opuszczając głowę, gdy Bob się roześmiał.

– O wilku mowa, tak jak mówią Mugole, prawda? – Nastolatka podniosła głowę, piorunując go wzrokiem, zanim wzięła list od Delii, która do nich podeszła.

– Och, jest od Severusa? – zapytała kobieta, gdy Hermiona wstała, otrzepując ręce. – Nie pojechał do domu?

– Lily mówi, że on nigdy nie spędza przerwy świątecznej w domu. Większość wakacji też spędza poza nim.

Delia spojrzała na Boba błagalnymi oczami, gdy dziewczyna patrzyła się na nich w zdezorientowaniu, zanim rozbawiony Bob kiwnął głową.

– Zaproś go tutaj! Chociaż na część wakacji, bo pewnie będzie chciał spędzić chwilę z rodzicami.

Hermionie nagle przypomniał się Harry i to, jak bardzo bał się powrotu do Dursleyów. Właściwie, jakby się nad tym zastanowić, nie wiedziała czy Severus nie był w podobnej sytuacji. Nigdy nie mówił nic o swojej rodzinie, Lily też o niej nie wspominała.

– Zapytam go – powiedziała, przesuwając palcami po liście, którego trzymała w dłoniach.

Bob przewrócił oczami.

– Już mówiłem, że odpracowałaś to, co pożyczyłaś, prawda? Idź na przerwę. Daj Prewittowi i Scamanderowi trochę popracować.

– Robert – ostrzegła go Delia, ale Hermiona mogła łatwo stwierdzić, że kobieta też miała jakieś wyimaginowane pojęcie o jej romansie z nadawcą listu.

– Oboje jesteście niemożliwi – odpowiedziała śpiewnym głosem, zanim opuściła szklarnię i udała się do domu. Przeskakiwała po dwa schodki naraz, po czym wskoczyła do łóżka.

Gdy otworzyła list, galeon uderzył ją w twarz.

H,

Lawenda

Moly

Asfodelus

Mięta

Ślaz

Oset

Tymianek

Nie marnuj swojego czasu na zbieraniu świeżych składników, jeśli nie musisz. Jestem pewien, że Pan McGonagall ma sklepy, do których może dać mi kontakt. I nie, to nie jest do eksperymentu.

W końcu panuje błoga cisza, bez twojego ciągłego mamrotania nad notatkami lub zadaniami, a ja mam więcej miejsca na rozkładanie książek w bibliotece. Jest jednak trochę nudno, bez kogoś, z kogo mógłbym kpić z powodu ciągłej chęci pochłaniania słowa pisanego.

Do niedzieli,

Snape

Hermiona prychnęła, odkładając list. Też za nim tęskniła, chociaż ona, w przeciwieństwie do niego, by to po prostu napisała. I co dokładnie sobie myślał, wykorzystując ją jak jakąś zielarkę? Czy miał pojęcie, jakie drwiny przez to usłyszy?

Dupek.

1 czerwca 1975

– Przestań się uczyć, Hermiono – jęknęła Lily, rzucając wiankiem kwiatów w głowę przyjaciółki. Zaplątał się on w jej loki, na co Severus parsknął, pomagając go jej wyciągnąć.

Hermiona, mocno spanikowana egzaminami, które miały rozpocząć się następnego dnia, nawet nie podniosła głowy znad podręcznika.

– Nie mogę. Co, jeśli na egzaminie będzie coś, czego nie wiem? Albo co zapomniałam?

– Cóż, nie lubię tego mówić, ale jeśli jest coś, czego nie wiesz albo zapomniałaś, to na pewno nie będzie tego na egzaminie – odpowiedział nastolatek, siedzący obok niej. Stało się to ich rutynową pozycją już na początku roku, ale wzmocniło się przez ostatnie dwa miesiące. Za każdym razem, gdy trio opuszczało zamek, aby poleżeć na błoniach, korzystając z ciepłej pogody, zazwyczaj udawali się pod brzozę nad Czarnym Jeziorem. Szeroki korzeń zapewniał oparcie Hermionie i Severusowi, którzy woleli mieć oparcie, gdy się uczyli lub czytali, a Lily zazwyczaj rozciągała się na trawie przed nimi lub siedziała po drugiej stronie chłopca.

– Nie rozumiesz. – Głos Granger wzrósł o oktawę. – Od dwóch lat nie otrzymałam poprawnej oceny mojej magicznej nauki. – Jej serce mocno biło, ale nie wiedziała, czy to z powodu przysięgi, czy niepokoju.

– Nie wiesz? – zaśmiała się Lily. – Na pewno zdasz. Twoi rodzice nie pokazują ci żadnych ocen?

Hermiona zbladła na wspomnienie rodziców, a jej żołądek podskoczył do gardła. To nie tak, że o nich nie myślała, ale im więcej czasu spędzała w jej nowej teraźniejszości, tym bardziej udawało jej się zaakceptować to, że zobaczy ich dopiero za kilkanaście lat. Pocieszał ją fakt, że żyją i mają się dobrze, ale świadomość tego, że znów nie podzieli się z nimi wynikami egzaminów, a ich ostatnim świętowaniem ukończenia przez nią klasy, był jej ostatni rok w Hogwarcie, sprawiła, że ukuło ją serce.

– Jej wypadek, Lily – powiedział cicho Severus, za co Hermiona była mu wdzięczna. Dało jej to czas na uspokojenie się.

– Och. – Rudowłosa zarumieniła się, przygryzając usta. – Tak, przepraszam. Ale to było w zeszłym roku, a rok wcześniej?

Hermiona zastanawiała się nad odpowiedzią, wiedząc, że gdy czas nadejdzie, Severus i tak pozna prawdę, nawet jeśli teraz nie może mu jej powiedzieć.

– Problem z gadami – powiedziała, wzruszając ramionami. – Trochę… Uniemożliwił opublikowanie wyników.

– Ale nie mogły uniemożliwić ich dla wszystkich. Co z SUMami i Owutemami? W sensie, potrzebujesz ich przecież, prawda? Aby robić różne rzeczy w czarodziejskim świecie?

– Są ważne – odpowiedział Severus. – Jestem pewien, że były pewne wyjątki.

– Pewnie masz rację. Och! Jest Marlena! Muszę ją zapytać o coś z Wróżbiarstwa – mówiąc to, Lily wstała, po czym odeszła.

Zdając sobie z tego sprawę czy nie, nastolatek wydał z siebie westchnienie, które niebezpiecznie przypominało ulgę i to do tego w tym czasie, co Hermiona. Lily przebywała z nimi ostatnio coraz więcej i więcej i o ile oboje cenili jej towarzystwo, groźba zbliżających się egzaminów i jej beztroska działała im na nerwy.

Dziewczyna spodziewała się, że Severus znów zagłębi się w książce, ale nastolatek się nie poruszył, a co więcej Hermiona mogła poczuć na sobie jego wzrok, jakby próbował przeczytać jej umysł.

– Nie zemdleję – powiedziała z największą radością, na którą było ją stać. – Naprawdę, staję się taka za każdym razem, gdy zbliżają się egzaminy. Kiedy skończymy to, w końcu odpocznę i nie znajdziesz w mojej obecności żadnej książki, która nie byłaby przeznaczona do odpoczynku. – Próbowała się uśmiechnąć, kierując ku niemu spojrzenie, ale wtedy dostrzegła jego zmrużone oczy i niepewny, ale ciekawski wzrok. – Co?

Nastolatek obrócił głowę, przenosząc spojrzenie na jezioro, ale jego ciało zostało zwrócone w jej stronę.

– Zauważyłem – powiedział po chwili ciszy, zginając kolano i opierając o nie łokieć. – że masz pewne zachowania, które nie są… na miejscu.

– Och? – Odetchnęła, czując suchość w ustach. Spróbowała przeczyścić gardło, ale jej głos nadal był niewiele głośniejszy od szeptu. – Co masz na myśli?

Severus wyglądał, jakby walczył z odpowiedzią, stukając palcem w powietrze obok nogi. 

– Jesteś Mugolaczką.

– Dlaczego tak sądzisz? – zapytała, nie próbując zaprzeczyć ani potwierdzić.

– Twoje ubrania. Kiedy inni Ślizgoni zaczęli się nad tym zastanawiać, powiedziałem, że mieszkałaś w Stanach. Jednym z powodów, dla których tak mało osób czystej krwi odwiedza Stany jest to, że musieliby mieszkać obok Mugoli, przynajmniej w większych miastach. Jest tam społeczność czarodziei, oczywiście, ale czarodzieje i czarownice ubierają się tak, jak Mugole. I to, jak mówisz: o mój Boże zamiast Merlinie. Twoja magiczna edukacja, gdy każdy, nawet półkrwi, powiedziałby po prostu edukacja. Wliczając w to mnie.

– Więc mój strój i to, jak mówię, doprowadziło cię do tego wniosku?

Nagle wyglądał na bardziej zdenerwowanego niż wcześniej.

– Wspomniałaś kiedyś, chyba w sierpniu, że twoi rodzice… i twoje zęby. Uznałem, że to dziwne. Magiczny rodzic nie zastanawiałby się nawet dwa razy, zanim pozwoliłby swojemu dziecku zmienić coś tak przyziemnego. I to, jak mówisz o swoim… wypadku. Jesteś zasadniczo sierotą i zostałaś umieszczona z magiczną rodziną. Nigdy nie powiedziałaś, że twoi rodzice są martwi, tylko że ich straciłaś. A to sprawiło, że myślę, że wypadek był magiczny i dotyczył tylko ciebie, a ten cały nonsens o Pokątnej to przykrywka. Obstawiałbym przypadkowe Obliviate, ale to mogłoby być coś prostszego albo o wiele gorszego. Tak czy siak… Twoi rodzice żyją i są Mugolami.

Hermiona wpatrywała się w niego z mocno bijącym sercem, które nie przyspieszyło z powodu przysięgi. Severus Snape został ważną częścią jej życia w ciągu ostatnich dziewięciu miesięcy: od młodszej wersji jej złośliwego Profesora eliksirów, do złośliwego znajomego, do jednego z jej najbliższych przyjaciół.

Mogła temu zaprzeczyć. Powiedzieć, że jest półkrwi i wychowywała się jako Mugolka. Mogła pójść w to, że Amerykański świat magiczny jest bardziej nastawiony na Mugoli. Mogła udawać, że używanie przez nią danych słów wynikało z jej wychowania. Albo mogła mu po prostu zaufać i przyznać rację. 

Powoli, świadoma każdego oddechu i uderzenia serca, skinęła głową.

Severus wziął głęboki oddech, po czym odwrócił się w stronę jeziora, serce Hermiony podskoczyło do gardła.

– I teraz mnie nienawidzisz – powiedziała cicho.

– Nie. – Nastolatek odwrócił do niej głowę, a jego kosmyki włosów zaczepiły się o kącik jego ust, gdy wpatrywał się w nią ciemnymi, zimnymi oczami. Nie było w nich okrucieństwa. Mogły być zimne, ale złość, która w nim była nie była skierowania do niej. Jednak desperacja tak. – Nigdy nie myśl, że znienawidziłbym cię z powodu twojego dziwactwa – powiedział delikatnie. – Nie nienawidzę cię, ale reszta Ślizgonów…

– Jest powód – powiedziała cicho – dlaczego nie poprawiłam niczyich założeń. Wiem, jak niebezpiecznie jest być Mugolakiem. Zostałam ostrzeżona, gdy przybyłam do Hogwartu, chociaż wiedziałam już o tym z własnego doświadczenia. Uwierz mi, Severusie, nie chcę, aby znali prawdę. Nie wstydzę się tego kim albo skąd jestem, ale…

– Rozumiem. Bycie półkrwi dalej jest piętnem w Slytherinie. I choć nie podoba mi się to, to przyjaźnienie się z tobą podniosło moją wartość. Granger jest bardzo starym i rzadkim nazwiskiem, ale dalej szanowanym. Teraz, gdy moje kręgi społeczne rozszerzyły się poza…

– Szlamami.

– Tak.

– Cóż.

– Dokładnie.

– Więc ustalone. Znasz mój status krwi i nic się nie zmieniło – powiedziała, kiwając głową, chociaż nadal w myślach krzyżowała palce.

– Nie jestem tego taki pewien – odpowiedział, uśmiechając się.

– Och?

– Tak – wycedził. – Ponieważ, wiesz, teraz wiem, że mam przewagę. Nie nad tobą, ale nad tymi półgłówkami, którzy uważają, że wszyscy czystokrwiści są lepsi. Wcześniej było to trochę zabawne, gdy miałem najlepsze oceny na naszym roku, ale teraz, to jeszcze śmieszniejsze.

Hermiona zaśmiała się, uderzając go ramieniem.

– Byłam najlepsza każdego roku przez ostatnie trzy lata.

– Tutaj nie będziesz.

– Nie?

– Nie.

– A więc jest jakiś Krukon, którego mogę prześcignąć?

– Kilku, jestem tego pewien, ale mam wrażenie, że to nie oni osiągają najlepsze wyniki.

– Wątpię, żeby ktokolwiek w Slytherinie też to zrobił.

– Wiedźma.

– Dupek.

Umilkli, uśmiechając się do siebie, a Hermiona była zarówno zadowolona, jak i zdumiona tym, jak bardzo lubiła ich słowne przepychanki. Jak bardzo lubiła po prostu przebywanie z Severusem Snape’em. Jak wcześniej znosiła te wszystkie rozmowy o Quidditchu i niekończące się zwlekanie? Jak mogła w ogóle funkcjonować bez takiego przyjaciela jak Severus? Odrobina poczucia winy wdarła się do środka, ale nie pozwoliła jej się zakorzenić. Harry i Ron byli wspaniałymi przyjaciółmi, przynajmniej wtedy, gdy tego chcieli, ale nigdy nie mogłaby nawiązać z nimi relacji jak równy z równym. 

Severus przyciągnął do siebie książkę, którą czytał, używając swojego podpartego kolana jako stojaka, a Hermiona, czując się bliżej niego, niż kiedykolwiek myślała, że mogłaby być, położyła się na trawie, opierając głowę o jego nogę. Nastolatek zesztywniał, ale dziewczyna to zignorowała. Podniosła swoją książkę i ponownie skupiła się na Zaklęciach.

– Zaklęcia są dla ciebie aż tak trudne? Czy materiał jest bardziej zaawansowany, niż sądziłaś? – droczył się, powtarzając te same słowa, które powiedział jej kilka miesięcy temu.

– Oczywiście, właśnie dlatego opieram o ciebie głowę. Zamierzam wchłonąć twoją wiedzę poprzez osmozę.

– Przez moje kolano? Nie sądzę, że Zaklęcia, dotyczące tej części ciała będą na egzaminie, chociaż mogłyby stanowić interesującą lekturę dla Flitwicka.

Dziewczyna zachichotała, po czym roześmiała się, widząc rumieniec nastolatka.

Właśnie tak znalazła ich Lily. I chociaż Hermiona nie mogła jej dobrze zobaczyć przez załzawione oczy, odniosła wrażenie, że Lily wcale nie wydawało się to zabawne.

2 lipca 1975

H.,

Przepraszam, że nie wysłałem wiadomości wcześniej. Będę o tydzień dłużej, niż się spodziewałem. Tobias na szczęście trafił do więzienia i był tam od maja. Będzie tam jeszcze tydzień, co znaczy, że będę od niego wolny do piątego.

Chociaż doceniam twoje zaproszenie, uważam, że powinienem spędzić trochę czasu z matką. Rzadko można spotkać ją w takim dobrym humorze, a skoro okazała zainteresowanie moim życiem, myślę, że na razie będę jej pobłażał.

Wybacz mi, 

Snape

3 lipca 1975

Hermiona poważnie zakwestionowała swoje zdrowie psychiczne, gdy zapytała Delię i Boba, czy mieliby coś przeciwko, jeśli pojechałaby Błędnym Rycerzem do Severusa i zabrała go ze sobą. Nie wspomniała o tym, że przyjaciel nie wiedział o jej planach, ani o tym, że znała jego adres tylko z powodu adresu zwrotnego na mugolskim liście. A kiedy się zgodzili sądząc, że to dobry pomysł (wliczając w to irytujące puszczanie oczka i nie tak dobrze ukryte uderzenia łokciami), pomyślała, że jest trochę niezdarna, wybierając transport, który Harry James Potter, chłopiec, który zwisał z miotły trzymając się jej tylko nogą, nazwał “trochę niewygodnym”.

A teraz kiedy stała na Spinner’s End, naprzeciwko szeregu ceglanych domów, poplamionych sadzą i wyglądających, jakby pamiętały o wiele lepsze czasy, Hermiona zastanawiała się, co w ogóle jej się stało.

Wdzięczna, że szkocki deszcz nie dotarł jeszcze do Cokeworth (chociaż może stłumiłby smród rzeki), udała się do domu odpowiadającemu adresowi na liście, chwytając torbę, którą pożyczyła jej Delia (tę, która miała rzucone na siebie zaklęcie zmniejszająco-zwiększające), w której miała kilka par ubrań i podstawowe przybory toaletowe.

Zbliżając się do drzwi, rozejrzała się i zauważyła, że choć słyszała dzieci na ulicach i grające radio, nikogo nie było w zasięgu wzroku. Zapukała i nic nie usłyszała.

Miała właśnie zapukać ponownie albo odwrócić się i uciec, gdy drzwi otworzyły się z trzaskiem i wyjrzała na nią para czarnych oczu.

– Czy mogę w czymś pomóc? – zapytał miękki kobiecy głos.

Usta Hermiony wykrzywiły się w próbie uśmiechu, gdy wykręcała palce.

– Przyszłam zobaczyć się z Severusem. Nie wiedział, że przyjadę.

Kobieta po drugiej stronie drzwi zmarszczyła brwi.

– Jesteś tu… aby zobaczyć się z Severusem?

– Jestem jego przyjaciółką.

Drzwi otworzyły się trochę szerzej, a szczupła kobieta z ciemnymi włosami i bladą cerą przyjrzała się dziewczynie. Nie chciała tego przyznać, ale ta kobieta przypominała jej bogina Neville’a, nie licząc małego nosa i tak skandalicznego ubrania.

– Hermiona? – zdezorientowany głos Severusa dobiegł zza jej pleców i odwróciła się, aby go przywitać.

Wyglądał… zupełnie inaczej, niż oczekiwała. Lily przyznała jej pewnej nocy, gdy były tylko we dwie, że poznała Severusa, gdy miał na sobie koszulkę swojej matki i coś, co mogło być męską marynarką. Wyjaśnił swój wygląd tym, że czarodzieje noszą szaty, a on sam nim był. I chociaż nie oczekiwała, że piętnastoletni Severus będzie się ubierał tak samo, jak wtedy, gdy miał dziewięć lat, to nie spodziewała się po nim czegoś tak rażąco mugolskiego.

Miał na sobie znoszoną czarną koszulkę, która była trochę za luźna na jego chudej sylwetce i jeansy podarte na kolanach. Jego włosy były związane z tyłu i opadały na szyję, a do tego były tak tłuste, jak nigdy wcześniej w szkole. W ręce ściskał papierową torbę z zakupami, a jego uścisk stawał się tym mocniejszy, im dłużej na niego patrzyła. Jego zaskoczenie również minęło, chociaż nie wyglądał jakby miał ją przywitać.

– Cześć – powiedziała nieśmiało. – Cóż, emm, kiedy dostałam twój list, pomyślałam… Cóż, teraz kiedy już tu jestem, to nie wiem, co w ogóle myślałam.

– Najwyraźniej.

– Czy to ta przyjaciółka, z którą masz spędzić wakacje? – zapytała Pani Snape.

– Miałem, tak – wycedził Severus.

– Więc daj mi ją poznać – powiedziała kobieta, a Hermiona usłyszała skrzypnięcie drzwi za plecami. Odwróciła się i chociaż Pani Snape się nie uśmiechała, w jej oczach była życzliwość oraz gościnność, której dziewczyna chciała się poddać.

– Nie chcę się narzucać.

– Za późno na to – parsknął nastolatek, przepychając się obok niej, po czym udał się do kuchni.

Pani Snape nie przeprosiła za zachowanie swojego syna, a Hermiona była za to wdzięczna. Przed wejściem do środka posłała kobiecie nerwowy uśmiech.

Nie była pewna czego oczekiwać, kiedy wchodziła do środka. Dom był dobrze zorganizowany i uporządkowany, ale prawie każdą płaską powierzchnię pokrywał kurz, a nadruk wytartej sofy wyglądał, jakby był zbyt często wybielany. Wnętrze było małe i niezbyt przytulne, ale nie sprawiało wrażenia strasznie ciasnego. Był telewizor i światło elektryczne, ale w powietrzu dało się też wyczuć odrobinę magii.

Pani Snape gestem zaprosiła Hermionę na kanapę, po czym usiadła na fotelu.

– Więc – zaczęła – Severus powiedział mi tylko twoje imię.

– Och, cóż, jestem zdziwiona, że powiedział Pani aż tyle – odpowiedziała, słysząc po chwili za sobą parsknięcie. Kobieta uniosła brew.

– Ta prosta informacja pozwoliła mi uwierzyć, że jesteś z nim blisko.

– Emm, cóż, uch, jesteśmy przyjaciółmi. Jest jednym z niewielu, których mam. Miałam wypadek, przez który zostałam kompletnie sama, poza ludźmi, którzy mnie do siebie przyjęli. I nigdy nie dogadywałam się z ludźmi w moim wieku. Spotkałam Lily i Severusa w pociągu i chociaż nie zostaliśmy od razu przyjaciółmi, chciałabym myśleć, że zbliżyliśmy się do siebie przez cały semestr.

– Oddychaj, Granger – zadrwił nastolatek, a ona przewróciła oczami, widząc go pochylonego przy drzwiach do kuchni, z ramionami skrzyżowanymi na piersi.

– Przepraszam.

– Gryfonka, prawda? – zauważyła jego matka, a gdy Severus mruknął na zgodę, usta Pani Snape wygięły się delikatnie. – To wyjaśnia, dlaczego przyjechała nieproszona. Do tego z torbą na noc. – Hermiona zarumieniła się, a kobieta spojrzała ponad jej ramieniem na syna. – Przyjaciółka, tak?

– Nie zaczynaj.

– Nie mam zamiaru. Widziałeś tę dziewczynę, z którą chodziłeś do mugolskiej szkoły? Diana, tak chyba miała na imię. Będzie rodzić za kilka miesięcy. Kilku chłopców z sąsiedztwa czeka, aby zobaczyć jak będzie wyglądać dziecko.

– Wystarczy – warknął, a jego zimne oczy skupiły się na matce.

– To nie tak, że sugeruję, że to byłeś ty. Ma termin w październiku, a ty byłeś w szkole, kiedy poczęła. – Pani Snape poruszyła się na krześle, po czym wyprostowała, zanim odwróciła się w kierunku Hermiony. Przyjrzała się jej z uwagą, która aż za bardzo przypominała Profesora Snape’a. – Nie jesteś jedną z tych, która ugania się za chłopcami, a przynajmniej nie próbujesz zwracać ich uwagi. A jeśli Severus uważa cię za przyjaciółkę, musisz być miłośniczką książek. To jedyny powód, dla którego mogę myśleć, dla którego tak chętnie nie zwracałby uwagi na różnice w przydziale. Cóż, poza tą jedną dziewczyną, która mieszka w okolicy.

– Emm, tak, jestem… Miłośniczką książek – odpowiedziała Hermiona, czerwieniąc się jak dorodny pomidor. Odwróciła się do Severusa z prośbą o pomoc, ale on tylko uśmiechnął się zadowolony.

To się dzieje, gdy pojawiasz się nieproszona.

– Jaki przedmiot lubisz najbardziej?

– Transmutację, Zaklęcia, Numerologię.

– Nie Eliksiry? – Pani Snape uniosła brew, a Hermiona przełknęła głośno.

– Cóż, ja… Lubię warzyć eliksiry, ale sądzę… Sądzę, że wolałam… Profesora, którego miałam wcześniej.

– Slughorn zawsze był dobrym człowiekiem, ale zbyt skupiony na kolekcjonowaniu ludzi. – Kobieta skinęła głową w aprobacie, po czym zmrużyła oczy, jakby coś przyszło jej do głowy. – Wcześniejszy Profesor? Nie chodziłaś wcześniej do Hogwartu?

Hermiona kątem oka zauważyła, że Severus się wyprostował.

– Nie.

– Beauxbatons?

– Ilvermorny. – Głos Hermiony się załamał.

– Więc dlaczego…

– Wystarczy – wciął się Severus, wchodząc do pokoju. – Jeśli masz zamiar tu zostać, to musimy zorganizować ci miejsce do spania.

– Ufam, że podzielisz się pokojem bez problemu? – zapytała kobieta, a jej usta zadrżały.

Nastolatek zmarszczył brwi, patrząc niepewnie na Hermionę. 

– Mogę spać na podłodze – zaproponowała szybko. 

Pani Snape wyciągnęła z rękawa różdżkę. 

– Transmutacja nigdy nie była moim ulubionym przedmiotem, ale myślę, że Severus nie będzie potrzebował swojego krzesła przez najbliższe kilka dni. – Spojrzała na syna, który wyglądał niepewnie. – Nie będzie go tu, gdy to się stanie. Powinieneś się z tego cieszyć, bo tylko możemy sobie wyobrazić, co by powiedział, gdyby wiedział, że dziewczyna spała w twoim pokoju. – Po skończeniu zdania kobieta szybko weszła po schodach. 

Severus obserwował ją, wzdychając cicho. 

– Chodźmy – powiedział, wskazując na drzwi, po czym krzyknął – Wychodzimy! 

– To dobrze – odpowiedziała Pani Snape i chociaż Severus się nie uśmiechnął, to Hermiona mogła dostrzec rozbawienie w jego oczach.

Nastolatek poprowadził ją na podwórko za domem, machając na nią ręką, aby się pośpieszyła, zanim wsadził ręce do kieszeni. Dziewczyna musiała wręcz biec, aby go dogonić, ale była wdzięczna sobie, że to zrobiła, gdy minęli kilku nieprzyjemnie wyglądających chłopców, którzy kiwnęli głową do Severusa. 

Zaprowadził ją do parku, w którym nie było żadnych bawiących się dzieci. Hermiona spojrzała na huśtawkę, do której zmierzał przyjaciel i nagle wszystko zrozumiała. Było na niej więcej rdzy niż farby, a łańcuchy okropnie zaskrzypiały, gdy chłopak usiadł na gumowym siedzeniu, które wyglądało, jakby miało się zaraz rozpaść. Podeszła do niego ostrożnie, nie chwytając nawet za łańcuchy.

Spojrzała na resztę sprzętu zauważając, że wszystko było w takim stanie, który każda właściwa komisja uznałaby za niebezpieczny.

– Nie powiedziałaś ani słowa – zaczął po kilku minutach Severus. – Żałujesz, że zawędrowałaś na północ?

– Mieszkam w Szkocji, to trochę dalej na północy niż tutaj – zażartowała, obserwując, jak plastikowa torba przelatuje obok i przykleja się do metalowego słupka.

– Nie zawsze tak było. I sądzę, że pewnie chcesz tam znów uciec, skoro zauważyłaś, jak się żyje pomiędzy.

– Tylko dlatego, że to oczywiste, że mnie tutaj nie chcesz – odpowiedziała, wykręcając palce. – Przepraszam. Byłam trochę za bardzo podekscytowana możliwością spędzenia wakacji z przyjacielem. Naśmiewaj się ze mnie, ile chcesz, ale ja nigdy… Nigdy nie spędzałam wakacji z moimi magicznymi przyjaciółmi. I nigdy nie miałam mugolskich przyjaciół. Byłam dziwną dziewczynką, która lubiła książki i której włosy robiły dziwne rzeczy, gdy się złościła. Nikt ze mną nie rozmawiał, bo albo nie mieli ze mną nic wspólnego, albo się mnie bali. Spędzałam wakacje w bibliotece za rogiem pracy moich rodziców. Marnowałam długie godziny w zakurzonym pokoju z Panią Noble.

Severus nic na to nie odpowiedział co sprawiło, że Hermiona poczuła się jeszcze gorzej.

– Powinnam pójść – powiedziała, podnosząc się.

Severus wyciągnął dłoń i złapał ją mocno za nadgarstek, patrząc na nią przepraszającym wzrokiem.

– I gdzie byś poszła?

– Mogłabym zostać w Dziurawym, dopóki nie będziesz gotowy. 

– Nie marnuj swoich galeonów – westchnął, puszczając ją. Hermiona zawahała się, po czym powoli usiadła. – Lily tam mieszka. – Wskazał na drugą stronę parku. – Ale nie polecałbym ci pójścia do niej. Jej siostra będzie cię obrażać i wpadać w napady złości. Przynajmniej najgorsze, co może zrobić moja matka, to przesłuchiwać cię.

– Właściwie to ją lubię – odpowiedziała z uśmiechem.

– Oczywiście, że tak. – Severus przewrócił oczami.

– Nie lubisz jej, ale chciałeś spędzić z nią więcej czasu?

– Nigdy nie powiedziałem, że jej nie lubię. Chciałem upewnić się, że nic jej nie jest. Skoro Tobias jest zamknięty, musiałem upewnić się, że nie wykorzystuje pieniędzy, które zarobiła, na jego kaucję lub jego alkohol.

– Nie wygląda na kobietę, która by to zrobiła.

– Robi wszystko co musi, aby powstrzymać go przed agresją. Nienawidzą siebie nawzajem. Matka go za alkoholizm, kobieciarstwo oraz to, że nie jest w stanie nas wspierać, a on ją za magię. Och, lubi to, kiedy może podgrzać wodę w wannie, dzięki czemu rachunki nie są wyższe. Albo kiedy użyła Confundusa na wykonawcę, aby wpisał nas na listę remontu, dzięki czemu nie musimy już korzystać z wychodka. Ale nie podoba mu się to, że nie może stworzyć pieniędzy ani alkoholu i na pewno też to, że odziedziczyłem po niej magię.

– Och.

– Cholernie go przerażam, ale on wie, że nie mogę czarować poza szkołą. Kiedy były to przypadkowe wybuchy magii, zanim rozpocząłem naukę, nie podchodził do mnie z obawy co mogłoby się stać, gdy jeszcze raz spróbuje mnie uderzyć.

– Severusie – powiedziała cicho.

– Możesz sobie wyobrazić, dlaczego nie chcę cię tutaj.

– Nie myślałam…

– Tak, nie myślałaś – warknął, zwracając na nią swoje zimne oczy.

– Wiesz, że wcale nie myślę o tobie źle? – zapytała, postanawiając przerwać ciszę. Nastolatek spojrzał na nią podejrzliwie. – Nie mogę myśleć o tobie mniej, niż już to robię.

– Nie zrób sobie krzywdy, bycie sarkastycznym nie leży w twojej naturze.

– A co sprawia, że sądzisz, że chciałam być sarkastyczna? – zapytała, wykrzywiając usta na widok błysku w jego oczach.

Były tak wyraziste i zastanawiała się, jak mogła tego wcześniej nie zauważyć. Może jako dorosły był lepszy w ukrywaniu emocji.

– Sev! – Głos Lily dobiegł z kierunku, na który wcześniej wskazał. Hermiona wyjrzała zza niego, dostrzegając biegnącą w ich stronę przyjaciółkę w niebieskiej, letniej sukience, przy której dżinsy i koszulka Hermiony wydawały się niechlujne. – Próbowałam cię złapać przez kilka dni, ale wygląda jakby nigdy nie było cię… w…. pobliżu… – Lily zwolniła, a jej uśmiech zbladł, gdy zauważyła Hermionę.

Rozdziały<< Fate Set Right Rozdział 4Fate Set Right Rozdział 6 >>

Sky

Sky - niebo. Czytając Percy'ego Jacksona zawsze widziałam siebie jako córkę Zeusa, więc ten pseudonim idealnie do mnie pasuje. Kocham wschody i zachody słońca, burze obserwuje przez okno. Chciałabym umieć latać. Bez pamięci zakochana w Dramione i Sevmione. Ślizgonka, miłośniczka zwierząt (w szczególności kotów!). Studentka socjologii. Tłumaczę anglojęzyczne ff - póki co tylko Sevmione, ale planuje też Dramione. Więcej czytam niż tłumaczę. Uwielbiam długie historie z happy endem, chociaż trafia się też ANGST. Mam słomiany zapał, a rozdziały publikowane są nieregularnie.

Ten post ma 20 komentarzy

  1. fajnie widzieć taką powolną zmianę w Remusie i to, że jednak nie podzielał w pełni poglądów Jamesa i Syriusza – to uzasadnia dobrze jego postawę jako dorosłego i to, że Snape za nim nie przepadał, ale całkiem dobrze go tolerował i Tojadowy mu nawet warzyłWróć do czytania

  2. *to byłeś ty

    ale palmface naprawdę mamusiu – takie insynuacje w ogóle są nie na miejscu, a już w obecności dziewczyny, którą znasz od 5 minut tym bardziejWróć do czytania

  3. To ja tylko skomentuję, że wiernie czytam tłumaczenie i mam nadzieję, że dzięki przerwie świątecznej pojawi się tutaj trochę materiału. Dziękuję za Twoją dotychczasową pracę, dostarczyła mi dużo radości ^_^

    1. Bardzo, bardzo dziękuję za czytanie i za komentarz! Próbuję właśnie wykorzystać przerwę świąteczną w pełni 🙂

Dodaj komentarz