Historie Hogwartu „Biblioteka Slytherina „

Rury pod zamkiem dwoiły się i troiły, prowadząc ich w błędne koło, najczęściej doprowadzając ich ponownie do Komnaty Tajemnic. W końcu, któryś raz z rzędu, Hermiona usiadła na kamieniu w owej komnacie i podparła głowę rękoma, opierając łokcie na kolanach.

– Mam dość. Coś nam umyka. Błądzimy po tym labiryncie i za każdym razem doprowadza nas tutaj – powiodła dłonią po pomieszczeniu. – Myślałam, że to będzie łatwiejsze, a okazuje się, że nie jestem na tyle bystra, aby odkryć tak wielkie znaleziska.

– Użalasz się nad sobą Granger. Masz jednak słuszność w jednej sprawie. Zawsze wracamy do Komnaty Tajemnic. Co jeśli to ona jest kluczem? – uniósł brew w górę, spoglądając na załamaną kobietę.

Hermiona wstrzymała powietrze, patrząc na Severusa szeroko otwartymi oczami z zaskoczenia. Jeśli on insynuuje, że jest tu jakieś tajne przejście…

– Myślisz… – urwała, podrywając się na równe nogi.

Podekscytowanie aż rozsadzało ją od środka. Dlaczego nie wpadła na to wcześniej?

– Ja to wiem – odparł pewny siebie Severus, rozglądając się po komnacie.

Hermiona z zapałem zaczęła chodzić po pomieszczeniu, dotykając skalistych ścian w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby posłużyć za zapadnie, czy choćby otwarcia tajnego przejścia. Słyszała jak miarowe, pewne kroki Severusa rozbrzmiewały za jej plecami, ale nie zwróciła na nie uwagi, dalej zaabsorbowana odkryciem i chęcią odnalezienia tajnego przejścia.

Duże, chłodne dłonie spoczęły na jej ramionach, wywołując lekki dreszcz. Odwróciła się w stronę mężczyzny, czując jak jego ręce zaciskają się lekko zwracając tym jej uwagę.

– Myślę, że trzeba przyjrzeć się bliżej kamiennej rzeźbie twarzy starca, Granger. Jak pewnie już zauważyłaś jego usta wyglądają jak łukowate drzwi – patrzył na nią tymi oczami, czarnymi oczami, tak pięknymi, hipnotyzującymi.

Ścisnął jej ramiona, odrywając jej myśli od głębi jego oczu i całej jego mrocznej osoby. Był taki pewny siebie, irytujący i wiecznie gburowaty, a mimo to intrygował ją i nie potrafiła oderwać od niego wzroku. Był taki… Męski, na swój sposób pociągający. Uśmiechnęła się do niego lekko nieprzytomnie, nie wiedząc jak maślane oczy robiła do niego w tym momencie. Źrenice rozszerzyły się gwałtownie, gdy pewne wspomnienie rozjaśniło jej umysł.

– Oczywiście! – walnęła się dłonią w czoło nie wierząc w swoją głupotę. – Harry opowiadał mi, że Tom Riddle użył mowy węży i wtedy pojawił się gad, który wypełzł z kamiennej twarzy.

– Oznacza to, że powinniśmy tam podejść jak najszybciej. Czasu coraz mniej, a my zbyt wiele go zmarnowaliśmy na tułanie się po kostki w brudnej wodzie – odwarknął, odsuwając się, czując jej przeszywający zapach. – Czas najwyższy ruszać. Jeśli nic tam nie znajdziemy, wracamy. Bez dyskusji, Granger – rzucił, patrząc na nią zwężonymi oczami, kiedy uchyliła usta, aby się sprzeciwić.

Hermiona obrószyła się, zakładając ramiona na klatkę piersiową. Popatrzyła na niego długim spojrzeniem, mając nadzieję, że może z kapituluje i wrócą tu w następny dzień wolny, aby raz jeszcze przeszukać Komnatę Tajemnic. Nic z tych rzeczy. Jedynie prychnął rozjuszony, robiąc od niej kilka kroków w tył, jakby sama ich bliskość go denerwowała.

– Rusz się Granger i nie próbuj dyskutować. Nie przekonasz mnie do zmiany decyzji.

Nie czekając na nią, ruszył prosto do kamiennej rzeźby Slytherina. Hermiona w biegu rzuciła w stronę kamiennej twarzy słowa, które wypowiedziało kiedyś wspomnienie Toma Riddla i ruszyła za mężczyzną, który zniknął w wąskim tunelu. Westchnęła zrezygnowana podążając za Severusem. Dlaczego z niego był taki trudny człowiek? Choć raz mógłby ustąpić, jednak, musiała przyznać swoim myślą rację. Nie byłby wtedy tym samym człowiekiem, którego znała. Severus Snape nie ustępuje. Jeśli raz coś postanowi dąży do tego. W sumie nawet podobał jej się ten jego upór. Z różowymi policzkami, tym razem nie od chłodu, weszła w ciemność tunelu, widząc w oddali małe światełko zaklęcia Lumos.

W którymś momencie tunel rozdwoił się ukazując im dwie drogi. Hermiona niepewnie postawiła pierwsze kroki w lewą, jednak już na początku, jeden z kamieni usunął się pod stopą, posyłając w jej stronę promień ognia. Zasłoniła się dłońmi chcąc ochronić twarz, ale pomarańczowe języki płomieni nawet jej nie dotknęły. Gdy otworzyła oczy, które odruchowo zamknęła, dostrzegła migoczącą tarcze silnego zaklęcia utrzymywaną przez Severusa.

– Czy z łaski swojej mogłabyś w końcu przestać stać na zapadni? Chyba, że twoja lwia grzywa ma ucierpieć – warknął.

Hermiona nie mogła napatrzeć się na jego silną sylwetkę, stojącą w lekkim rozkroku z lewą nogą wystawioną do przodu, gotową w każdym momencie zaatakować. Delikatnie pochylał się w jej kierunku, a ramię wysunięte było prosto, z dłonią zaciśniętą na różdżce. Oddech jej przyspieszył, na moment zapominając po co tu są.

– Ruszysz się wreszcie Granger, czy naprawdę mam cię usmażyć?

Hermiona zarumieniła się, wychodząc na początek tunelu.

– Cóż. No to zostaje nam ten drugi – mruknęła, idąc do kolejnego wejścia.

Czuła się jakby była otoczona przez jakąś bańkę otępienia. Szła machinalnie nie myśląc zupełnie racjonalnie i przeżywając swój lekki szok.

Snape chwycił kobietę za kaptur przytrzymując ją i tym samym lekko przyduszając. Wydała cichy dźwięk krztuszenia, cofając się odruchowo w tył.

– Nie tak szybko, Granger. Skoro są pułapki, to muszą czegoś strzec. Nie możemy iść na łatwiznę – przewrócił oczami.

– Ale nie sprawdziliśmy prawej! Skąd możesz wiedzieć czy tam również nie ma pułapek?

Severus wniósł oczy ku górze, modląc się o cierpliwość, a Hermiona nie do końca wiedziała, o co mu chodzi. Przecież każda droga może prowadzić do Biblioteki Salazara, prawda?

– Jeden z tych tuneli musi być przeznaczony jedynie dla Bazyliszka. Jak myślisz czy przez serię pułapek przeszedł by żywy? Myśl Granger. Podobno jesteś mądra, więc używaj mózgu – warknął stawiając wokół siebie tarcze ochronne.

Hermiona zarumieniła się ze złości pozostawiając drugi tunel za plecami. Podążyła za mężczyzną mając nadzieję, że każdą pułapkę przyjmie na siebie jak na dżentelmena przystało, jednak później spojrzała na idącego przed nią mężczyznę i przypomniała sobie z kim ma do czynienie. Z wrednym ślizgonem, który najchętniej pozbawiłby ją wszystkich włosów na głowie.

Nagle jakiś czarny dym pojawił się przed nimi dusząc swoimi oparami. Zakrztusiła się chcąc wziąć głębszy oddech, a Severus przypadł do czarownicy przykładając do twarzy kawałek swojej peleryny. Patrzyła na niego z lękiem, dostrzegając w jego oczach odpowiedź na każde niezadane pytanie.

Machnął po chwili różdżką rzucając jeden z podstawowych czarów oczyszczania powietrza, ale nic po za rozrzedzeniem substancji nie pomogło. Dalej był duszący i nieprzyjemny w zapachu, jakby palił śluzówki nosa oraz podrażniał gardło. Kolejne zaklęcie o perłowym kolorze pomogło, rozświetlając i wydmuchując toksyczne opary z tunelu.
Miała nadzieję, że następnym razem jak wpadnie na jakiś głupi pomysł, Snape skutecznie jej go wybije z głowy.

Szli dalej, a ona miała coraz większe obawy co do ich podróży. Te tunele były tu od wieków. Jeśli miała dobre podejrzenia, to nikt poza samym Salazarem nie przebywał w tej komnacie. A idąc tym tropem, zaklęcia strzegące mogą być tak stare, że z następnej pułapki nie wyjdą żywo, ale raczej jako duchy. Hermiona w akcie ogarniającej paniki chwyciła czarodzieja za skrawek szaty, tym samym zwracając jego uwagę i powodując na twarzy jeszcze większą irytację.

– Co tym razem, Granger?

– Co jeśli następna pułapka będzie naszą ostatnią? Wielu zaklęć nie znamy, a jak wiadomo Slytherin żył wieki temu. Myślisz, że damy radę? Co jeśli..

Snape zacisnął palec wskazujący i kciuk od lewej dłoni na przegubie nosa, jakby wyrażając tym jednym gestem swoją irytację.

– Na Merlina. Uspokój się kretynko. Nic nam nie będzie.

Hermiona skinęła głową i niechętnie puściła materiał nabierając głęboki wdech. Gdzie podziała się ta jej gryfońska odwaga? Była tak pewna swoich racji i wierzyła, że znajdą to magiczne miejsce tajemnic. Przecież ufała czarodziejowi, więc dlaczego teraz dopadły ją wątpliwości? Wierzyła mu. Wierzyła w niego…

– Chodźmy.

Czas płynął, pułapek przybywało, a Hermiona z jednej strony obiecała sobie, że już nigdy więcej nie pójdzie na żadną taką wyprawę, a z drugiej nie mogła ukryć podekscytowania, które ogarniało ją po każdej pokonanej przeszkodzie. Trwała przy boku Snape’a oświetlając mu drogę, gdy on ratował ich z patowej sytuacji podczas wędrówki, mając nadzieję, że w końcu dotrą tam, gdzie ukryta jest komnata pełna ksiąg i pergaminów. Niekiedy sama ratowała mu skórę, działając bardziej instynktownie, niż z pełnym skupieniem myślowym.

– Pośpiesz się Granger. Twoja nauka wszystkiego teraz bardzo się przyda.

Hermiona przyspieszyła kroku, będąc chwilę później przy mężczyźnie. Ciasnota nie pomagała i choć była niższa niż Severus, miała wrażenie, że tunel robi się coraz mniejszy, co cicho napomknęła narażając się na chłodne spojrzenie czarodzieja.

Stali przed wrotami tak podobnymi do tych co strzegły Komnatę Tajemnic. Gryfonka dotknęła dłonią rzeźbienia, nie mogąc pozbyć się rodzącego w piersi podekscytowania. Nerwowy tupot buta o posadzkę nie przerwało jej podziwiania wrót stworzonych przez samego Slytherina. Był niezwykle potężnym magiem z dobrym gustem, co musiał mieć w sobie każdy ślizgon, patrząc na komnaty Severusa. Zagryzła dolną wargę czując jak drżą jej ręce.

Nagle dwa węże poruszyły się, zaskakując zarówno Hermionę jak i Severusa. Zasyczały ostrzegawczo, unosząc się na wysokości ich twarzy. Kobieta odsunęła się czując jak ramię Mistrza Eliksirów odciąga ją w tył, tym samym biorąc na siebie atak, jeśli taki by nadszedł.

– Otwórzcie się – szepnęła cicho w mowie węży.

Coraz bardziej odczuwała przeskoki nastrojów i czuła, wręcz przeczuwała, że dzień zakończy się zawałem przez zbyt wysoki poziom stresu lub endorfin.
Nagle jakby wokół niej rozbrzmiały ciche szepty, tak wrogo do niej nastawione, aż zdziwiona rozejrzała się wokoło, czy nie ma tu kogoś ze Slytherinu. Naraziła się tym na kpiące spojrzenie mężczyzny, ale nie potrafiła zignorować szeptów. Uderzały tam gdzie bolało najbardziej. Cofnęła się dwa kroki w tył, czując na twarzy gorąc wstydu i upokorzenia.

Szlama używa języka pana… Grzech otworzyć wrota przed brudnej krwi czarodziejem… – spojrzała w oczy Severusa, czując łzy na zakurzonych policzkach. – Jesteś nic nie wartą szlamą… Nikt nie chciałby twojej miłości… 

– Granger?

Zakryła uszy dłońmi, machając głową na boki, chcąc pozbyć się upiornych słów wciąż i wciąż szeptanych w kółko, powodujących, iż jej największe lęki wychodziły na światło dzienne coraz mocniej. Ona doskonale wiedziała, że głos zna jej pragnienia, jakby czytał z jej duszy i miał radość z zadawania jej bólu. Coraz bardziej panikowała, oddech przyspieszył, a w klatce piersiowej szaleńczo tłukło się serce.

Widzi w tobie jedynie wszystko wiedzącą uczennicę… Nie zasługujesz na niego, nie zasługuje na ciebie…

– Dość! – oddychała głęboko, czując jak płuca mają problem z dostarczaniem potrzebnego jej tlenu. Oddech zrobił się świszczący, płuca paliły żywym ogniem, a obraz przed oczami zaczął powoli się rozmazywać. W głowie ponownie rozbrzmiały głosy, tym razem jej paniczne myśli zawładnęły jej umysłem.

Gdzieś, jakby z oddali słyszała przytłumiony ton czarodzieja, ale nie potrafiła zrozumieć co do niej mówi. Jakaś część niej odłączyła się, a słabe ciało poddało się grawitacji. Nogi ugięły się pod nią, głowa ciążyła niemiłosiernie. Silne dłonie pochwyciły ją zanim kolana spotkały się z twardym kamieniem tunelu. Odgłos turlającej się różdżki rozniósł się echem, a światło z niej znikło, pozostawiając ich w półmroku.

– Hermiono…

Usta zawładnęły jej oddechem. Wąskie, silne smakowały lekką kawą, którą pewnie chwilę przed spotkaniem z nią wypił. Jasność umysłu powoli wracała, rozjaśniając sytuację, w której się znalazła. Severus Snape ją pocałował. Z własnej, nieprzymuszonej woli. Zachłysnęła się otwierając szeroko oczy, wpatrując się w twarz przed nią. Tak męską, tak dla niej od dawna niedostępną.

Sięgnęła dłonią, odsuwając włosy zasłaniające jego oczy i czując, że chyba znowu zemdleje, ale z zupełnie innego powodu. Czarne tęczówki patrzyły na nią z tym błyskiem czyhającym gdzieś głęboko w niech. Rozwarła delikatnie usta, lecz tak drobny ruch spowodował jego odsunięcie, a coś głośno w niej zaprotestowało i wołało aby wróciło obezwładniające, przyjemne ciepło, które czuła przed sekundą.

– Miałaś atak paniki – odparł jakby to była najważniejsza wiadomość na świecie.

Hermiona nieprzytomnie skinęła głową, mając problem cokolwiek powiedzieć. Czy już nigdy nie poczuje tego, co przed chwilą? Czy odsunie się od niej, zapominając o pocałunku? Może faktycznie była dla niego jedynie gówniarą, a nie młodą kobietą? Jednak, gdyby tak było, czy pomógłby jej z atakiem paniki właśnie w ten, jakże przyjemny, sposób?

– Słyszałam głosy, ty ich nie słyszałeś? – zmieniła temat, nie chcąc rozmyślać o zaistniałej sytuacji zbyt gorliwie.

– Granger, nie baw się w drugiego Pottera – postawił kobietę na nogi.

Hermiona dostrzegła lekko zmianę w jego tonie głosu, jakby sam nie wiedział co w tej sytuacji zrobić, a z drugiej strony brzmiał tak jakby odetchnął z ulgą na koniec tematu pocałunku. Ale przecież on nawet się nie zaczął, prawda? Hermiona doskonale wiedziała co zrobić. Teraz skupią się na Bibliotece Salazara, a jak tylko wyjdą… Cóż. Czeka ich, albo raczej Severusa, ciężka rozmowa.

Cichy syk rozbrzmiał niedaleko nich. Dwa gady spojrzały na Hermionę, powoli cofając się w stronę dwóch małych punktów, których wcześniej nie dostrzegła. Zniknęły w nich pojawiając się ponownie po obydwóch stronach okręgu, splatając się niczym warkocz i wnikając w żelazny głaz. Czy była to próba, czy kolejna przeszkoda dla wężoustego, chyba ją zdała, jeśli tak mogła nazwać to, co przed chwilą się wydarzyło.

– Ale nie ma tam kolejnego Bazyliszka, prawda? – spytała, spoglądając z lekką obawą na Severusa.

Czarodziej spojrzał na nią z politowaniem, kręcąc bezradnie głową nad głupotą kobiety. Cichy zgrzyt rozniósł się po tunelu, odbijając echo od surowych ścian.

– Jeśli tak, mam nadzieję, że zje ciebie jako przekąskę, a nie rzuci się wpierw na mnie.

Hermiona prychnęła, dotykając wrót, które z cichym kliknięciem stanęły otworem.
Hermiona nie potrafiła ukryć zaskoczonego okrzyku, który uciekł z jej ściśniętego gardła. Stała przed wielka, okrągłą komnatą, pokrytą, tysiącami różnych ksiąg. Pochodnie w pomieszczeniu rozbłysła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, a syk kamiennych węży ustał, wywołując błogosławioną ciszę.
Czuła, że robi jej się słabo i zanim zdążyła cokolwiek zrobić czy powiedzieć, zemdlała.
Jej ciało uderzyło o dywan wypełniający całą powierzchnię podłogi w pomieszczeniu. Był okurzony, a jej upadek jedynie wzięcia kurz ku górze.

– Japierdole. I to jest prawdziwa gryffonka? Wolne żarty – warczał, klękając przy rozczochranej głowie. – Granger wstawaj! – poklepał ją po policzku, czując irytację. – Aquamenti – mruknął.

Z satysfakcją na twarzy patrzył jak dziewczyna podnosi się do pozycji siedzącej łapczywie nabierając powietrza. Wyglądała beznadziejnie, ale coś w niej urzekło go na tyle, że przez moment się zawahał i został w pozycji klęczącej trochę dłużej niż zamierzał.

– Dobry boże. Czy to co widzę jest prawdziwe? Znaleźliśmy Bibliotekę Salazara, na Merlina. Chyba zaraz znowu zemdleje – westchnęła, łapiąc się w okolicy serca.

Czuła jak szybko bije, jak podekscytowanie rozsadza ją od środka. Jej oczy szeroko otwarte świeciły tak mocno, że mógłby dostrzec płonącą w nich iskrę z oddali. Hermiona nie mogła uwierzyć. To działo się tak szybko, że sama nie wiedziała dlaczego to zrobiła. Po prostu powiesiła się mężczyźnie na szyję i zamknęła jego usta, które już otwierały się, aby na nią nawrzeszczeć, pocałunkiem.

Gdy się jednak od niego oderwała, czuła jak miękkie w dotyku były jego włosy i dostrzegła jak piękne z bliska miał oczy. I mimo, że trwało to przez ułamek sekundy, czuła się wyjątkowo, dostrzegając w nich płomień pożądania. Wstała, zostawiając go tam i przeszła przez pomieszczenie, oglądając się co chwila w inną stronę, nie mogąc pojąć jakim cudem to wszystko nigdy nie zostało odkryte. Dotykała dębowych regał książek z wyrzeźbionymi  pnączami winorośli, nie mogąc nadziwić się ich pięknem. Wplatane pomiędzy były wizerunki węży, co w ogóle nie było zaskakujące, wręcz pożądane. To miejsce było jak świątynia, która upamiętniała czyjąś osobę, a ta biblioteka była odzwierciedleniem Slytherina.

– Wiesz? Nie musimy czytać tych książek. Myślę, że wystarczy mi świadomość, że znaleźliśmy to wspaniałe miejsce.

Severus przystanął i powoli odwrócił się w jej stronę, odrywając wzrok od tomów w dziedzinie eliksirów, które właśnie znalazł.

– Chyba zbyt mocno udeżyłaś się w głowę, Granger. Nie chcesz, nie czytaj. Ja chętnie poznam tajniki magii, nie ważne jak bardzo stara i czarna by nie była – rzucił chłodno, mierząc ją spojrzeniem.

Hermiona zaśmiała się, ale przyznała mu rację. Nie byłaby Hermioną Granger, gdyby nie sięgnęła po książkę, zwłaszcza nieznaną.
Każdy z nich po chwili trzymał w dłoni jedną z zakurzonych ksiąg i studiował ją od deski do deski, a wygodne fotele stojące na środku pomieszczenia tylko umilały im czas. Zimno zniknęło zastąpione ciepłem buchającym ze starego kamiennego kominka, na który wcześniej rzucili zaklęcie czyszczące, co dotyczyło całego pomieszczenia. Kurz zniknął z mebli, wiszących we wnękach obrazów oraz książek, a powietrze zrobiło się lżejsze i nawet wilgoć nie przeszkadzała im w poznawaniu tego miejsca. I choć wieczór szybko nadszedł, a oni musieli wracać do swoich obowiązków, coś między nimi się zmieniło. Na lepsze.

C. D. N

Rozdziały<< Historie Hogwartu „Komnata Tajemnic”Historie Hogwartu „Nasze Osobiste Piekło” >>

Ten post ma 3 komentarzy

Dodaj komentarz