Rozdział 6

Rozdział VI

„10 lat później”

Czarodziejskie Radio grało cichutko w kącie, a cały pokój wypełniała ciepła poświata lampek choinkowych. Hermiona Snape opadła na kanapę z głuchym łoskotem. Była wyczerpana.

Kiedy kładła nogi na podnóżku, do salonu wszedł jej mąż, niosący dwa kieliszki wina. Wyciągnął do niej jeden, który z wdzięcznością przyjęła i zajął należne mu miejsce obok żony. Objął ją ramieniem przyciągając ją tak blisko, jak to możliwe, aby móc pocałować czubek jej kędzierzawej głowy, po czym wziął upragniony łyk alkoholu.

Wzdychając głęboko, Hermiona oparła głowę na ramieniu Severusa.

– Dziękuję ci, naprawdę. Jestem wykończona… ale to jest cudowne.

– Miałaś chociaż miły dzień?

-O, tak! Ale… strasznie tego dużo. Robi wrażenie, że z roku na rok mamy coraz więcej życzliwych ludzi wokół siebie, a ja i tak non stop kogoś karmię, albo sprzątam. Jak jeszcze dorzucimy dzieci, to doba nagle bardzo się kurczy.

Wspólne towarzystwo i niewypowiedziana, lecz namacalna miłość, wypełniająca dom były dla obojga przemęczonych rodziców niczym kojący balsam. Hermiona upiła kolejny łyk wina i cicho zapytała: – Severusie, jaka była twoja ulubiona część dzisiejszego dnia?

Pogrążył się w rozmyślaniach, próbując sobie przypomnieć, co tak właściwie się działo. Wiedział, że nie może udzielić swojej żonie pierwszej lepszej odpowiedzi. Po dziewięciu latach małżeństwa, od razu by się zorientowała.

Świąteczny poranek zaczął się mniej więcej tak samo, jak co roku, odkąd Phillip był na tyle duży, by zrozumieć pojęcie Świętego Mikołaja i prezentów. Severus położył się spać krótko po północy, lecz nie zdążył nawet dobrze zasnąć, gdy do pokoju wpadli jego ośmioletni syn i dwuletnia córeczka.

– Tatusiu! Mamusiu! Tatusiu! On tu był! – krzyczeli, każde na swój sposób, próbując wdrapać się na łóżko małżeńskie rodziców.

– Chyba żartujecie – jęknęła Hermiona, przewracając się na drugi bok i usiłując odpędzić ich własne potomstwo.

– Chodź, tatusiu, zobacz! – Phillip chwycił Severusa za rękę, próbując bezskutecznie ściągnąć go na podłogę.

– Robię się za stary na to gówno.

Wiedząc, że dwaj mali wirujący derwisze* w jego sypialni nie odpuszczą, dopóki albo on, albo jego żona nie wykażą chociażby chęci podniesienia się, usiadł, opierając się o poduszkę. Spojrzał na swoje dzieci, od których wprost promieniowała radość i podziękował wszystkim bogom za tę chwilę. I każdą inną, w której towarzyszyła mu jego cudowna rodzina. Bez względu na to, jak bardzo czuł się zmęczony, zdecydowanie wolał tego rodzaju poranek od alternatywy przedstawionej mu dziesięć lat temu, która wciąż czasem nawiedzała jego sny.

– Dobrze, dobrze! Już nie śpię! Idźcie do salonu i zaczekajcie na mamę i mnie. NIE dotykajcie niczego, dopóki tam nie przyjdziemy.

-Ale tato….

– Phillipie Allenie, nie kłóć się ze mną. Proszę, weź swoją siostrę i zrób tak jak powiedziałem. Twoja matka i ja za chwilę do was dołączymy.

Jego córka Aurora, mały cherubinek, wciąż próbująca wspiąć się na niego, nie do końca zrozumiała przekaz. Na szczęście, jego syn dobrze znał ten ton i szybko wyprowadził swoją młodszą siostrę z sypialni.

Gdy tylko drzwi zatrzasnęły się za dziećmi, mężczyzna obrócił się, by objąć żonę.

– Szczęśliwej rocznicy, kochanie. Dziękuję za rzucenie mnie wilkom na pożarcie. – Ukrył twarz w jej karku, całując ją delikatnie.

Hermiona przesunęła się na materacu, obracając się twarzą do niego.

– Wybacz, skarbie. Po prostu nie wybaczyłabym sobie, gdybyś przegapił szturm ich bożonarodzeniowego szczęścia. Wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy i wesołych świąt.

Przyjemnie zaczepny ton jej głosu jeszcze bardziej rozgrzał jego serce i nie mógł się powstrzymać od złożenia pocałunku na jej ustach. Zanim mogli przejść dalej, Severus odsunął się i czule pogładził kobietę po policzku.

– Ty, moja żono, zapłacisz za to później. Do tego czasu stawmy czoła temu dniu… zanim znów zostaniemy poturbowani przez własne dzieci.

~~~ Kilka godzin później ~~~

Po rozpakowaniu prezentów i zjedzeniu śniadania, do domu zaczęli stopniowo przybywać goście.

Gdy Hermiona usłyszała pukanie do frontowych drzwi punktualnie o 10 rano, wystrzeliła z kanapy, jakby została trafiona kłującym zaklęciem. Pobiegła w kierunku wejścia z wyrazem twarzy, który można by opisać jedynie jako niepohamowane szczęście.

Nigdy nie znudzi go czysta radość jego żony wywołana aktywnym uczestnictwem jej rodziców w życiu wnuków. Poświęcili lata ciężkich badań, mnóstwo prób i jeszcze więcej błędów, aby znaleźć działające lekarstwo na utratę pamięci, której doświadczyli państwo Granger. Jednak szczery uśmiech na twarzy Hermiony wart był każdej nieprzespanej nocy i stopionego kociołka. Wiedział, że jej roztrzaskane serce poskładało się w całość, teraz, gdy znów miała rodziców blisko siebie.

Brązowowłosa  spojrzała na swojego zamyślonego męża, którego usta zdobił subtelny uśmieszek, zastanawiając się po raz setny, co krąży mu po głowie.

– Severusie, kochanie, nie prosiłam cię o rozwiązanie problemu głodu na świecie. O co chodzi?

Severus wziął spory łyk wina i odstawił kieliszek na stolik. Mocno objął żonę i rozkoszował się świadomością, że była jego, że była prawdziwa i, przede wszystkim, że tak wyglądało teraz jego życie.

– Zadałaś mi pytanie; chciałem udzielić ci szczerej odpowiedzi. Nie ograniczać się do pierwszej rzeczy, która przyszłaby mi do głowy, ani czegoś ogólnikowego. I doszedłem do wniosku, że najprzyjemniejszą częścią dzisiejszego dnia było obserwowanie, jak witasz się z rodzicami.

– Co? Naprawdę?

– Tak. Ponieważ wiem, że ich obecność tutaj zawdzięczamy naszym wspólnym wysiłkom. Nasze dzieci mają kochających i zaangażowanych dziadków, którzy cenią je nad życie, a ty odzyskałaś wewnętrzny blask.

– Och, Severusie!

Światła choinki odbijały się od łez spływających po jej policzkach, gdy wygięła szyję, by głęboko pocałować męża.

– Dziękuję ci za nich, za nas, za wszystko. Dziesięć lat temu odnalazłeś mnie i całkowicie zmieniłeś trajektorię naszych życiowych ścieżek. Miałeś misję- pomagałeś mi z moimi rodzicami, niestrudzenie poszukiwałeś lekarstwa dla Tima i odbudowywałeś mosty łączące nas z przyjaciółmi. Muszę przyznać, jestem ciekawa…

– Ty? Ciekawa? Nie przypuszczałem.

Hermiona wbiła ramię w klatkę piersiową męża, kiedy ten próbował napić się ze swojej szklanki.

Gdy zaczął się krztusić, Hermiona parsknęła. – Widzisz? Masz za swoje. Są święta ORAZ nasza rocznica ślubu. Bądź miły!

– Dobrze, proszę szanowną małżonkę o wybaczenie. A teraz kontynuuj, z łaski swojej.

– Nigdy nie opowiedziałeś, co spowodowało twoją przemianę. Wiem, że pytałam już wcześniej i zawsze szanowałam twoją prywatność, ale jest coś, o czym mi nie mówisz i… byłabym wdzięczna, gdybyś się tym ze mną podzielił.

Słysząc te słowa, Severus zamilkł. Raz po raz rozważał w głowie jej prośbę.

Tak bardzo chciał jej powiedzieć od czasu ostatniej wizji… błagalnego zapewniania widma Czarnego Pana, że się zmieni. Pragnął, by zrozumiała, co zobaczył, co wiedział o tamtej przyszłości, która już nigdy się nie ziści. Chciał jej powiedzieć za każdym razem, gdy o tym wspominała, ale nie mógł znaleźć właściwych słów, odpowiedniego momentu, lub po prostu nie potrafił wypowiedzieć na głos tak straszliwego scenariusza.

Tak czy inaczej przez ostatnie dziesięć lat jego doświadczenie z Duchami z Minionych, Teraźniejszych i Przyszłych Świąt pozostawało zamknięte w jego własnej głowie… aż do teraz.

– Hermiono, ja…

W tym momencie na środku salonu zmaterializowała się srebrna łania, która, jak gdyby nigdy nic, zaczęła podskakiwać, robiąc kółka po pokoju.

Severus i Hermiona natychmiast zerwali się na równe nogi, wyciągając różdżki i celując je w intruza.

Zwierzę złowrogo spojrzało na parę czarodziejów i przekształciło się w nieprzyjemnie znajomą upiorną obecność. Severus schował różdżkę i lekko pochylił głowę, uznając przybycie Lily.

Hermiona zorientowała się, że przybycie Lily Potter nie stanowi bezpośredniego zagrożenia, po czym włożyła własną różdżkę z powrotem do kieszeni. Spojrzała na ducha.

– Wesołych świąt, pani i panie Snape. Przepraszam, że zjawiłam się bez zapowiedzi, ale wygląda na to, iż nadszedł czas na moją ostatnią wizytę.

– Ostatnią wizytę? Byłaś tu wcześniej? – zapytała oskarżycielsko kobieta, zastanawiając się, jak długo jej mąż przyjmował w ich domu swoją zmarłą pierwszą miłość.

Severus wiedział, co zwiastował ten ton głosu: miał przerąbane.

Powinieniem był jej dawno powiedzieć, co się wtedy stało. Miałem ku temu tyle okazji, tyle możliwości… Cholera!

Jako że cofnięcie czasu celem sprostowania tego nieporozumienia nie wchodziło w grę, zdecydował się na pełne godności płaszczenie przed własną żoną.

– To wcale nie tak, Hermiono! Odwiedziła mnie tylko raz, dziesięć lat temu. To Lily….

– Tak, pani Snape. Po części byłam odpowiedzialna za… przeszczep osobowości pani męża.

Wypuszczając wstrzymywane westchnienie ulgi, Hermiona sięgnęła w dół, splatając swoje palce z palcami mężczyzny i spojrzała na niego zachęcająco. Potem przeniosła wzrok z powrotem na połyskującą zjawę.

– Kontynuuj.

– Kiedy Severus podjął decyzję, by opowiedzieć ci o wydarzeniach sprzed dziesięciu lat, wiedziałam, że będę potrzebna na kilku frontach. Jesteś inteligentną czarownicą i miałabyś wiele pytań, na które byliśmy pewni, że Severus nie będzie w stanie udzielić odpowiedzi.

– My?

– Siły Wyższe postanowiły, że Severus zasłużył na drugą szansę. Ja i moi wspólnicy otrzymaliśmy zadanie wprowadzenia tego postanowienia w życie na tyle przekonująco, aby zawrócić go ze ścieżki, na której się znalazł. Kiedy nasz plan został zrealizowany, otrzymaliśmy prezenty wymagane do przedstawienia Severusowi najbardziej przekonującego argumentu- takiego, który ostatecznie zmotywuje go do zmiany postępowania.

– Ach tak. Siły Wyższe. A wasz zatwierdzony plan?

– Znany jest pani Charles Dickens, pani Snape?

W tym jednym pytaniu Lily Potter zawarła wszystko, co było konieczne.

– Przeszłość, teraźniejszość czy przyszłość? – zapytała Hermiona z uniesioną brwią.

Wzrok Snape’a skakał z jednej kobiety na drugą. Dickens nigdy nie był jego ulubionym autorem. Jednorazowa lektura „Wielkich oczekiwań” utwierdziła go w przekonaniu, iż absolutnie nie był zainteresowany niczym, co pisarz miał do powiedzenia.

Lily uśmiechnęła się w odpowiedzi na pytanie Hermiony, dygnęła i odparła nad wyraz wesoło :- Przeszłość.

– A reszta?

– Za chwilę zobaczysz. Zanim wyjdę, chcę jeszcze, żebyście oboje wiedzieli, jak bardzo się cieszę, że nasz plan zadziałał i że ty, Severusie, dotarłeś tak daleko. Jesteś doskonałym przykładem potencjału przemiany w człowieku i żywym dowodem na wspaniałe rzeczy, które mogą narodzić się dzięki zmianom w postrzeganiu życia i otaczającego świata”.

Mężczyzna, wciąż trzymając żonę za rękę, spojrzał na Lily i posłał jej mały uśmiech.

– Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłaś… dla nas.

Hermiona ścisnęła mocniej jego dłoń.

– Och, Severusie! Zasłużyłeś na to, nie tylko z mojej strony, ale również moich wspólników. Uznali, iż nie wypada im zjawić się w twoim domu. Mając to na uwadze, poprosili mnie, bym przekazała, jak bardzo wszyscy ucieszyliśmy się z twojego sukcesu. Żywią także nadzieję, że wszelkie nierozwiązane sprawy i dawne urazy mogą zostać raz na zawsze zażegnane i wymazane z pamięci.

– A to, co ma niby znaczyć? – zapytał kąśliwie.

– Przekonasz się. Wszystkiego dobrego z okazji rocznicy. Bądźcie zdrowi!

Pożegnawszy się , Lily przybrała z powrotem postać łani, po czym wybiegła z ich domu, zatrzymując się przy linii lasu, stojącego nieopodal.

Zaintrygowani, Severus i Hermiona podeszli do okna, by zobaczyć, o czym mówiła zjawa.

Jak na komendę, Lily znów zmieniła formę na ludzką, a po chwili po jej prawej stronie pojawił się ktoś, kto nieco przypominał Krwawego Barona.

– On odwiedził mnie jako pierwszy… ostrzegł mnie, ze nadchodzą. Kazał mi słuchać, bym nie skończył jak on.

– Tak, to ma sens.

Nagle po lewej stronie Lily zmaterializował się Dumbledore.

– Po spędzeniu czasu z Lily i ponownym przeżyciu moich przeszłych grzechów, zjawił się u mnie Dumbledore, pokazując teraźniejszość. Odwiedziliśmy dom Timothy’ego Bella, ciebie i świąteczne przyjęcie Pottera.

– Mnie?

-Tak, najdroższa. Ciebie.

W końcu pojawił się ostatni członek niewesołej ferajny i Hermiona nie mogła powstrzymać zszokowanego pisku. Zakryła usta wolną dłonią, a drugą ścisnęła męża tak mocno, aż zbielały mu knykcie.

– Czarny Pan czekał na mnie, gdy obudziłem się z niespokojnego snu. Wyraźnie ogromną przyjemność sprawiło mu pokazanie mi śmierci młodego Timothy’ego. Następnie zabrał mnie tutaj, do twojego opuszczonego domu, w którym zostawiłaś swoją różdżkę i list pożegnalny, a na koniec… -urwał. To było zbyt wiele. Ubranie w słowa tego, co zobaczył w ciemnym korytarzu przekraczało jego możliwości dzisiejszej nocy.

– W porządku, kochanie. Nie musisz opowiadać. Po twojej reakcji widzę, że musiało być to okropne.

– Dziękuję ci. W tej chwili po prostu nie mogę. Może przełamię się pewnego dnia, ale nie teraz.

Na te słowa, cztery postacie stojące teraz na trawniku, ukłoniły się głęboko. Gdy znów się wyprostowały, Hermiona zauważyła, że trzy z nich wyglądają zupełnie inaczej. Zagadka wreszcie ułożyła się w całość. Kobieta pokiwała głową z uznaniem.

James Potter wcielił się w rolę Krwawego Barona, Remus Lupin- Dumbledore’a, a Syriusz Black był Voldemortem. Pod swoimi własnymi postaciami, Huncwoci nie byliby w stanie pomóc Lily w ocaleniu Severusa. Plan rzeczywiście zadziałał doskonale na tak wielu frontach.

Hermiona spojrzała na swojego męża, który wciąż wpatrywał się w widma, znajdujące się w jego ogrodzie. Obserwowała, jak szyderczy grymas złagodniał, zmieniając się w wyraz rezygnacji, aby ostatecznie ustąpić miejsca skinieniu głowy i idącej za nim akceptacji. To był prawdziwy świąteczny cud.

Severus podniósł prawą dłoń, wykonując w kierunku przybyszy delikatny gest, jakby w uznaniu ich połączonych wysiłków, podjętych dla jego dobra. Zjawy uśmiechnęły się lekko. Chwilę później, na trawniku nie było nikogo. Snape’owie zostali sami.

Wolny od przytłaczającego ciężary tamtej nocy sprzed dekady, Severus puścił dłoń swojej żony tylko po to, aby zamknąć jej drobne ciało w swoich objęciach. Gdy Hermiona spojrzała w jego ciemne oczy, tak pięknie rozświetlone przez otaczający ich poblask, wiedziała, że bez względu na to, co Huncwoci pokazali Severusowi, to… ich wspólne życie… ostatnie dziesięć lat i każdy nadchodzący rok było tym, co zostało im przeznaczone.

Uśmiechnęła się, a on nie mógł powstrzymać chęci pocałowania jej. Wiedział, że uczucie tych miękkich ust na jego szorstkich wargach nigdy mu się nie znudzi. Jako skryty romantyk, był tak poruszony wieczornymi wydarzeniami, że po chwili chwycił swoją żonę w pasie i przechylił ją mocno przez ramię, upewniając się, że nie straci równowagi lądując spektakularnie na podłodze.

Kiedy pocałunek się skończył, Hermiona zachichotała i wyciągnęła dłoń, by pogłaskać męża po policzku. Wciąż roześmiana, skwitowała:

– Niech nas Bóg błogosławi!

 

I tak oto, dotarliśmy do końca. Mam nadzieję, że lektura była przyjemnością i przyniosła Wam nieco radości w tym świątecznym czasie. Bardzo dziękuję wszystkim czytającym, głosującym oraz komentującym, Wasz pozytywny odzew dał mi ogromną motywację. Do zobaczenia w kolejnym tłumaczeniu!   

Seyli

*derwisze- członkowie jednego z muzułmańskich zakonów, którzy medytując wirują wokół własnej osi

Rozdziały<< Rozdział 5

Seyli

Wierna i zapalona czytelniczka Sevmione od niemalże dekady. Miłośniczka kotów, gór, tańców hulańców, dobrego jedzenia i szczęśliwych zakończeń we wszystkich fickach, które czytuje :). Od grudnia także samozwańcza tłumaczka, która wreszcie odważyła się wrzucić w Internet coś chociaż połowicznie swojego autorstwa.

Ten post ma 8 komentarzy

  1. Mamuś-Anni

    Dickens jak zawsze cudowny, ale finał jakże odkrywczy i budujący. GRATULACJE!!!! i wszystkiego najlepszego w Nowym Roku.

  2. Autorka miała bardzo ciekawy pomysł
    Zaś Seyli równie genialny, żeby przetłumaczyć to opowiadanie! Dziękuję, Słonko!

Dodaj komentarz