A Christmas Carol/ Opowieść Wigilijna

Kilka lat po zakończeniu wojny, Severus Snape w dalszym ciągu pozostaje pozostaje sarkastycznym, złośliwym i nieprzystępnym człowiekiem, odtrącającym każdego, kto próbuje się do niego zbliżyć. Do tego grona zalicza się również praktykankta, Hermiona Granger. W wigilijny wieczór odwiedza go jednak tajemniczy gość. Czy w noc cudów Mistrzowi Eliksirów uda się odkupić swoje winy i dostać jeszcze jedną szansę na życie?


Sprostowanie:

Sevmione.com does not claim, nor does it intend to imply, ownership of, or proprietary rights to, any of the fictional character or place names mentioned within JKR’s Harry Potter novels, nor any of the titles or terminology used or created by JKR within her books or within the movies made thereof.


Tłumaczenie opowiadania „A (Fangirl’s) Christmas Carol” autorstwa BrenaMarie oraz debjunk. Zgoda jest.

Link do oryginału: https://archiveofourown.org/works/21799732/chapters/52019650

Życzę miłej lektury 🙂


 

Rozdział 1

„Seria najprawdziwszych głupstw”

 

Zamieszawszy w pierwszym kociołku, Hermiona niemal natychmiast przeszła do drugiego, upewniając się, że wykonała wcześniej ruch przeciwny do wskazówek zegarka. Odgarnęła zagubione pasmo włosów, które opadło jej na twarz i zerknęła do trzeciego naczynia, wrzucając do niego trzy skarabeusze. Znów zaczęła mieszać.

Posada praktykantki eliksirów była wymagająca. Nie, nie, kogo chciała oszukać? Zajęcie było po prostu okropne. Może byłoby tylko wymagające, gdyby jej mistrz, Severus Snape, nie zachowywał się jak skończony gbur. Wymagał absolutnej perfekcji na każdym kroku i zaczynał zrzędzić, gdy coś nie zostało zrobione idealnie po jego myśli, nawet, jeżeli wykonane było poprawnie. Ten człowiek nigdy nie był usatysfakcjonowany. Hermiona westchnęła z irytacją.

Tego dnia była Wigilia i miała nadzieję, że z tej okazji uda jej się zażyć trochę wytchnienia. Niestety, fortuna nie była po jej stronie. Przez cały dzień Severus naprzemiennie warczał i wrzeszczał, głośniej i częściej niż zwykle. Dawał jej coraz to nowe zadania, przez co natłok obowiązków niepokojąco się piętrzył i kobieta zaczęła się martwić, że nie uda jej się wrócić do domu przed północą. Nie, żeby to miało jakieś znaczenie. I tak jedyne co na nią czekało, to ziejące pustką mieszkanie w Hogsmeade. Jej rodzice, po odzyskaniu części wspomnień, nie byli tymi samymi ludźmi. Ich wiedza na temat własnej przeszłości była bardzo pobieżna i często zdarzało im się zapominać mniej lub bardziej istotne rzeczy. Przez sześć miesięcy nie pamiętali nawet, że mieli córkę. Mimo ogromnego wysiłku ze strony Hermiony, nie udało się zrobić dla nich nic więcej. Na tym etapie zaczynali ją dopiero ponownie akceptować jako stały element życia. Dziewczyna bała się, że jeżeli pojawiłaby się w progu ich domu w Australii, potraktowaliby ją raczej jak mleczarza, nie własne dziecko.

– Hermiono, przyjdź na obiad świąteczny! – prosił Harry.

– Oh – przygryzła wargę – Nie mogę, Harry.

– Dlaczego? Nie mów, że masz randkę!

Spojrzała na podłogę. – Nie. Po prostu chcę świętować sama.

– Zdajesz sobie sprawę, że to daremne? – zapytał chłopak z uśmieszkiem czającym się w kąciku ust.

– Harry, ja naprawdę doceniam twoją propozycję. Tylko po prostu… – odwróciła oczy.

– Czujesz się jak piąte koło u wozu?

Brązowe oczy napotkały zielone. – Tak. Wszyscy jesteście tak idealnie dobrani w pary, a ja z nikim się nie spotykam. Macie dzieci, które pochłaniają lwią część Waszego czasu, jesteście zajęci, i przez to czuję się wyobcowana. To rodzinne święta, Harry. A ja tak naprawdę nawet nie mam rodziny.

Harry zamknął ją w mocnym uścisku – Oczywiście, że masz, Hermiono. My jesteśmy twoją rodziną.

– Wiem – powiedziała z twarzą schowaną w jego kurtce – Ale w to Boże Narodzenie nie chcę być dla nikogo dodatkowym ciężarem.

– Hermiono!

– Wiem. Wiem, że nie o to ci chodzi. Po prostu tak się czuję. I nie jestem absolutnie obrażona. Taka jest zwyczajnie kolej rzeczy.

Harry podniósł je podbródek i upewnił się, że patrzy prosto w oczy dziewczyny. – Zawsze będziesz u nas mile widziana. Wiesz o tym.

Uśmiechnęła się – Wiem. Oczywiście, że wiem.

– Cóż, na wypadek gdybyś zmieniła zdanie… Pieczonej gęsi z pewnością dla ciebie wystarczy.

Raz po raz roztrząsała w myślach zaproszenie Harry’ego. Nie mogła zmusić się do przeżywania świątecznej atmosfery bez tej szczególnej osoby u boku, z którą mogłaby podzielić się odczuwaną radością. Tak, najlepiej żeby w tym roku zaszyła się w samotności. Niestety, tempo w jakim szło jej robienie eliksirów, wskazywało raczej na to, że o odpoczynku będzie mogła pomarzyć co najwyżej od Nowego Roku, a już na pewno nie w Boże Narodzenie.

Skończyła właśnie warzyć wywar z mandragory i zabrała się za ostrożne przelewanie go do pojedynczych buteleczek. Potrząsnęła głową, uświadamiając sobie, że Poppy przecież miała jeszcze całą skrzynię zapasów właśnie tego eliksiru. Severus kazał go zrobić, tylko po to, by ją czymś zająć. Jakby nie była wystarczająco zapracowana, musząc przygotowywać jednocześnie eliksir wspomagający pamięć i eliksir spokoju.

– Takie życie wybrałaś – sarknął. – Jeżeli to dla ciebie za dużo i nie radzisz sobie ze stresem, może powinnaś zmienić pole zainteresowań.

Zmarszczyła brwi. Myślała, że Severus wejdzie w czas pokoju jako lepszy człowiek. Oczywiście, był bohaterem wojennym, ale jego zachowanie zdecydowanie na to nie wskazywało. Jeżeli na jego twarzy kiedykolwiek gościło coś, co można by porównać do uśmiechu, to był to jedynie złośliwy grymas. Nigdy nie prawił nikomu komplementów, a na widok jego sylwetki majaczącej na horyzoncie, wszyscy uczniowie uciekali w popłochu. Nie miał żadnych przyjaciół, zapewne z powodu swojego ponurego nastawienia do świata i ludzi. Hermiona była jedyną osobą, z którą co jakiś czas zamieniał kilka słów, a to tylko ze względu na jej praktyki.

W zamyśleniu nie zauważyła, że Severus nagle stanął za nią, gdy pochylała się na eliksirem wspomagającym pamięć, przez co aż podskoczyła. Spojrzał przez jej ramię na bulgoczącą ciecz.

– Za gęsty – zawyrokował.

Popatrzyła na niego

– Rozcieńczy się, kiedy dodam pióra memortka.

W odpowiedzi jedynie wyciągnął z rękawa różdżkę i opróżnił kociołek. – Jest za gęsty. Nawet jeżeli się rozcieńczy, dalej taki będzie. Zaczynaj od początku – powiedział i ruszył w kierunku drugiego stanowiska.

– Panu też wesołych świąt. – mruknęła Hermiona.

Severus obrócił się gwałtownie – Co powiedziałaś? – syknął.

Hardo podniosła głowę i zmierzyła go wzrokiem. – Wesołych świąt, mistrzu.

Uśmiechnął się kpiąco – Święta… strata czasu. Kolejna wymówka, żeby co niektórzy mogli bezkarnie lenić się cały dzień.

W oczach dziewczyny zabłysła ciekawość – Przecież pan z pewnością chce świętować.

Spojrzenie Snape’a przez chwilę było nieobecne. Szybko się jednak zreflektował – Nonsens. Nie mam czego obchodzić. Jestem otoczony skończonymi durniami, ty zamęczasz mnie swoją wieczną paplaniną, zadając cholerne pytania, na które taka wiem-to-wszystko jak ty powinna znać odpowiedź. Wymień jedną rzecz, za którą powinienem być wdzięczny!

– Żyje pan – wymamrotała.

– Wolałbym nie – odwrócił się i zniknął w otchłani swojego prywatnego laboratorium.

~~~~~~~~~~~~~~~~

Severus wpadł jak burza do pracowni i rzucił się na fotel za biurkiem.

Wesołych Świąt, rzeczywiście. Ależ ona ma tupet. Co do cholery ma w nich być wesołe?

Rozmyślał nad skretynieniem wszystkich dokoła. Paradowali z idiotycznymi uśmiechami na twarzach i życzyli sobie wszystkiego najlepszego. Życzenia…one nic nie znaczyły. Liczyły się czyny. On również c z y n i ł. O, tak. Czy kiedykolwiek ktoś go za to docenił? Nie. Nigdy.

Pracował jak niewolnik w tej głupiej sali eliksirów, próbując zaszczepić w durniach, których nauczał, dobrą etykę pracy. Ignorowali go, wyśmiewali, otwarcie lekceważyli przedmiot. Myśli Snape’a popędziły do ostatniego incydentu będącego dowodem czystego kretynizmu, z którym musiał mierzyć się na co dzień.

– Profesorze Snape?

Severus odwrócił się i ujrzał Timothy’ego Bella patrzącego na niego ze strachem w oczach.

– Mam teraz dodać kolce jeżozwierza? – zapytał nieśmiało chłopiec.

Nauczyciel przyjrzał się mu uważnie. Był bardzo blady, lekko przygarbiony i wyglądał na chorego. Już wcześniej zauważył, że dziecko kulało, chodząc po zamku, ale nie poświęcił temu zbyt wiele uwagi. Teraz przelotne pytanie przemknęło mu przez głowę, ale był zbyt pochłonięty ripostą, która miała właśnie wylecieć z jego ust.

– Co mówiły instrukcje na tablicy?

Chłopiec zmrużył oczy i wyglądał na zdezorientowanego. Severus sapnął z irytacją. – Chcesz roztopić ten kociołek?

Oczy Timothy’ego rozszerzyły do rozmiaru pięciu galeonów.– Nie, proszę pana.

– Zatem dodaj kolce po zdjęciu mikstury z ognia, zgodnie z instrukcją. Czyżby język angielski przekraczał pańskie zdolności, panie Bell?

Chłopiec potrząsnął głową. Severus pochylił się nisko. – Więc. Zwracaj. Uwagę. Na. Szczegóły.

Tego dnia udało się zapobiec katastrofie, ale już na następnej lekcji Timothy dodał zbyt dużo proszku Bulbadox, przez co klasa wypełniła się chmurą niebieskiego dymu. To był tylko jeden przykład idiotycznych wybryków, które musiał znosić na zajęciach.

– Nieznośni kretyni marnujący przestrzeń- mruknął pod nosem, otwierając swój dziennik eliksirów. Wyciągnął pióro i niespiesznie zabrał się do robienia notatek.

Czas płynął powoli. Severus z pedantyczną wręcz dokładnością spisywał swoje uwagi, odkrycia i osiągnięcia z minionego dnia. Po dłuższej chwili do jego laboratorium weszła Hermiona z rozczochranymi i skołtunionymi włosami. Spojrzał na nią groźnie, zły, że zakłóciła jego koncentrację.

– Skończyłam, proszę pana. Będę już iść. Wesołych świąt.

– Podejrzewam, że jutro chcesz mieć wolne? – sarknął.

– Yyy, tak, proszę pana.

Severus zmarszczył brwi. – Jeśli poważnie podchodzisz do swojej praktyki, powinnaś być chętna do pracy, nawet wtedy, gdy inni się bawią.

Jego odpowiedź tak zszokowała dziewczynę, że ta aż lekko się zająknęła.

Mistrz Eliksirów westchnął głęboko, jakby niebiosa właśnie obróciły się przeciwko niemu.
– Dobrze, ale pojutrze masz być tutaj wcześniej.

Hermiona uśmiechnęła się, rozradowana. – Oczywiście, mistrzu! Jeszcze raz, wesołych świąt!

Wybiegła z pomieszczenia, zanim zdążył zgłosić zastrzeżenia do połączenia jego osoby z  czymkolwiek wesołym. Patrząc w miejsce, gdzie przed chwilą stała, zmarszczył czoło. Ukryte wcześniej linie przecinały teraz jego twarz, która wydawała się zmęczona, mizerna i dość oziębła. Westchnął i wrócił do notowania, które wcześniej brutalnie mu przerwano. Grymas szybko wrócił jednak na swoje miejsce, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Czy ludzie nie mogli po prostu zostawić go w spokoju?

– Severusie? – usłyszał głos dochodzący z korytarza. Teatralnie przewrócił oczami. Głos należał bowiem do osoby, o której Snape marzył, żeby zniknęła raz na zawsze z powierzchni ziemi.

Harry Potter wparadował do laboratorium z szerokim uśmiechem na twarzy.

– Witaj, Severusie! Wesołych świąt!

– A co w nich takiego wesołego? – mruknął główny zainteresowany.

– Jak to, przecież to najcudowniejszy czas w roku!

– Według kogo, jeśli można wiedzieć? – odpowiedział z chęcią mordu w czarnych oczach.

Potter zamilkł, wyraźnie nie wiedząc, co dalej zrobić. Postanowił więc uśmiechnąć się jeszcze szerzej. Starszego mężczyznę zaświerzbiła ręka, by przekląć go tu i teraz. Powstrzymał się.

– Chciałem cię zaprosić na jutrzejszy świąteczny obiad, Severusie.

Oczy Snape’a zwęziły się niebezpiecznie. – Czy to jest jakiś żart?

Harry spojrzał na niego z niedowierzaniem – Ależ skąd! Ginny i ja bardzo chętnie cię ugościmy. Zresztą, chyba już powinieneś o tym wiedzieć, zapraszamy cię co roku.

Mistrz Eliksirów zerknął z powrotem na swój dziennik. – Jestem zmuszony odmówić.

Niezrażony Potter podszedł do biurka i pochylił się. – Oj, przestań. Będzie fajnie. Tylko ten jeden raz?

Mężczyzna spojrzał na niego spode łba. – Nie.

– Cóż – wybraniec wyprostował się. – Zaproszenie jest aktualne. Zawsze będziesz u nas mile widziany.

Snape zignorował go. Po chwili milczenia, Harry zaczął nerwowo przestępować z nogi na nogę.
– Chyba już pójdę. – powiedział w końcu. – Wesołych świąt, Severusie.

Ten nawet nie podniósł wzroku, gdy młody Potter opuścił pomieszczenie. Czuł niewymowną ulgę, że Chłopiec-który-teraz-był-mężczyzną-ale-powinien-zginąć-jako-dziecko wreszcie wyszedł, zostawiając za sobą błogą ciszę.

~~~~~~~~~~~~~~~~

Severus wstał i ruszył w stronę drzwi do swoich kwater. Wyciągnął dłoń chcąc je otworzyć, lecz praktycznie natychmiast cofnął się,  widząc, iż w miejscu, gdzie powinna znajdować się klamka, widniała aktualnie głowa Krwawego Barona. Duch skrzywił się na jego widok. Snape spojrzał na niego wilkiem i nie zważając na nic, ponownie sięgnął do klamki, otwierając drzwi. Mamrocząc pod nosem zatrzasnął je za sobą, podszedł do swojego ulubionego czarnego fotela stojącego przy kominku i usadowił się wygodnie. Wyczarował kubek kakao, wyciągnął swoją ulubioną lekturę o eliksirach, a następnie zabrał się do czytania.

Udało mu się przejrzeć zaledwie kilka akapitów, gdy nagle w korytarzu rozległ się przeraźliwy łoskot. Mężczyzna podniósł wzrok i zobaczył Krawego Barona przepływającego przez jego drzwi z makabrycznym wyrazem twarzy. W jednej chwili duch znalazł się tuż nad Severusem, a jego pozbawione wyrazu oczy, pomimo swojej pustki, zdawały się wwiercać prosto w duszę Mistrza Eliksirów. Ten wygiął czarną brew w łuk z niedowierzaniem. Wychudzona twarz zjawy wykrzywiła się w okrutnym grymasie.

– Severusie Snape! – huknął Baron.

– Tak? – jego głos był nad wyraz spokojny.

– Przybyłem tu, by cię ostrzec!

– Niby przed czym? – zapytał Snape, wyraźnie znudzony rozgrywającą się przed nim szopką.

Duch znów krzyknął, ale z jego srebrnych ust wydobyło się jedynie żałosne zawodzenie. Okrążył fotel Severusa i ponownie spoczął przed czarnowłosym mężczyną. Tym razem jednak w dłoniach trzymał ogromny łańcuch, który, niczym wąż, owijał się wokół jego ciała. Mistrz Eliksirów poczuł, jak w jego piersi wzbiera tak dobrze znane mu uczucie- strach.

– Chcesz skończyć tak, jak ja? – zapytał Baron grobowym głosem.

– Co masz na myśli?

– Pozwoliłem swojemu temperamentowi wymknąć się spod kontroli. Zaczął mną rządzić, panować nad moim zachowaniem. Tak jak ty, nie miałem przyjaciół i tak jak ty, spędziłem swoje życie w głupi sposób.

Oczy Severusa rozszerzyły się – Co masz na myśli? – powtórzył. – W swoim czasie byłeś wyjątkowo zasłużonym przedstawicielem Slytherinu.

– Życie to coś więcej niż przebiegłość, spryt i cięte riposty! Ja sam sprawiłem, że moje najgorsze cechy zabiły całe dobro, jakie we mnie istniało. Zostały tylko nienawiść i gniew. Teraz, na zawsze jestem związany z ziemskim światem. Nigdy nie będzie mi dane zaznać ukojenia.

– Baronie, dlaczego tak bardzo chcesz opowiedzieć mi to dzisiaj? Z pewnością inni wiedzą o twojej niedoli! – Severus spojrzał na niego ze strachem. Nigdy wcześniej nie odbyli takiej rozmowy i chociaż tragiczne losy hogwarckiego ducha były powszechnie znane, Snape nigdy nie poświęcał im zbyt wiele uwagi.

– To moje własne czyny związały mnie z więzienną egzystencją w tym zamku. Nie wolno mi odejść, muszę tu pozostać do końca czasu. Nie ma dla mnie wytchnienia, nie ma ulgi ani odpoczynku. Jestem skazany na istnienie pozbawione sensu i szczęścia. Wszystko dlatego, że właśnie szczęścia skąpiłem innym za życia.

Przezroczysta twarz Barona znalazła się ledwie kilka centymetrów od twarzy Snape’a. Ponury mężczyzna wyczuł ogarniający go przenikliwy chłód i skurczył się w sobie.

– Chcesz stać się taki jak ja? – pytanie ducha zawisło w złowrogiej ciszy.

– Nie, o…oczywiście, że nie! – odpowiedział Mistrz Eliksirów, energicznie potrząsając głową w przód i w tył. Jego oczy były szeroko otwarte z przerażenia, gdy spojrzał na zjawę, która intensywnie się w niego wpatrywała. Po krótkiej chwili znów uniosła się w powietrze i zaczęła krążyć pod sufitem.

– Tej nocy odwiedzą cię trzy duchy. Wówczas rozstrzygnie się twój los.

– Co ze mną zrobią? – zapytał Snape, chociaż w głębi duszy miał złe przeczucie.

W oczach Barona pojawiła się złość – To już zależy od nich. Radzę ich uważnie wysłuchać!

Mówiąc to podniósł łańcuch, który teraz zwisał smętnie z jego ciała, ciągnąc się po podłodze. – Jeśli chcesz uniknąć mego losu, b ę d z i e s z  słuchać!

Po tych słowach duch przepłynął przez wejście do kwater Severusa. Mężczyzna zerwał się z siedzenia i pobiegł do drzwi, otwierając je gwałtownie. Rozejrzał się po korytarzu, ale Baron zdążył zniknąć już z pola widzenia. Czuł, jak wali mu serce i wziął kilka głębokich oddechów, żeby się uspokoić. Zamykając za sobą drewniane wrota, odwrócił się z konsternacją, chcąc wrócić na swoje miejsce przy kominku. Ostatnim, co zobaczył było białe, porażające światło.

RozdziałyRozdział 2 >>

Seyli

Wierna i zapalona czytelniczka Sevmione od niemalże dekady. Miłośniczka kotów, gór, tańców hulańców, dobrego jedzenia i szczęśliwych zakończeń we wszystkich fickach, które czytuje :). Od grudnia także samozwańcza tłumaczka, która wreszcie odważyła się wrzucić w Internet coś chociaż połowicznie swojego autorstwa.

Ten post ma 6 komentarzy

  1. Wiem, że nie powinnam, ale widzę Disneyowską wersję i zamiast Harry’ego przed oczami mam Donalda wołającego „Kochany wujciu!” xDWróć do czytania

Dodaj komentarz