Rozdział IV
„ Mój najgorszy koszmar”
! Ostrzeżenie/TW: rozdział zawiera wzmianki o samobójstwie i śmierci !
Severus znów śnił o wojnie. Jeszcze raz znajdował się we Wrzeszczącej Chacie. Stał naprzeciwko Czarnego Pana, patrząc na klatkę, w której zamknięta była Nagini. Wiedział, co za chwilę nastąpi.
– Severussss
– Nie, panie. Proszę…
– Severussss
Nagini sunęła w jego kierunku, niczym w zwolnionym tempie.
– NIE!
~~~~~~~~~~~~~~~~
Otworzył oczy. Zaskoczony poczuł, że wciąż siedzi we własnym fotelu, w lochach. Spojrzał na zegarek wiszący przy płaszczu.
– Szósta rano… Czyli jest już świąteczny poranek, a ja od wieczora nie miałem żadnych halucynacji!
– Już czas się obudzić.
Snape krzyknął i z przerażeniem spojrzał na oblicze Lorda Voldemorta, który z jakiegoś powodu znajdował się w jego kwaterach. Czarnoksiężnik, jakby od niechcenia, wstał, obszedł swój fotel i stanął tuż przed nim.
– Wybieramy się w podróż, Severusie.
– Panie?
– Wstawaj! Zmarnowałem dziś na ciebie wystarczająco dużo czasu. Mamy sporo niedokończonych spraw.
Snape zastanawiał się, o jakich sprawach może mówić czarodziej. Biorąc pod uwagę sen, który miał przed chwilą, do głowy przychodziło mu tylko jedno.
– Nie planowałem przeżyć.
Czarny Pan boleśnie chwycił przedramię mężczyzny i siłą wyciągnął go z wygodnego siedzenia.
– Twoja śmierć nie nadejdzie dziś wieczorem. Już czas, bym pokazał ci przyszłość, Severusss. Będziesz patrzeć na owoce swojej pracy i zobaczysz, jak zbierasz to, co zasiałeś.
– Cholera jasna, ty też? Dobrze! Bierz się do roboty. Zawsze miałeś tendencję do mówienia tylko po to, by posłuchać własnego głosu.
– Cisza!
Mistrz Eliksirów obserwował, jak Mroczny Duch wyjmuje z obszernych szat jasnoczerwoną czapkę Mikołaja. Zanurzył w niej rękę i wyciągnął czarną świąteczna ozdobę. Severus patrzył podejrzliwie na ciemną, szklaną kulę, ale zanim zdążył zakwestionować przeznaczenie przedmiotu, Voldemort rzucił go na podłogę. Tłuczone szkło wydało z siebie ogłuszający trzask, a cały pokój wypełnił się smolistym, nieprzeniknionym dymem.
~~~~~~~~~~~~~~~~
Gdy kłęby wreszcie opadły, mężczyzna zauważył, że znajduje się w sterylnym, wypolerowanym na błysk korytarzu. Rozglądając się dookoła stwierdził, że musi być to Szpital Św. Munga. Zwrócił się w kierunku swego niegdysiejszego pana i władcy, zadając mu jedyne pytanie, jakie w tym momencie przyszło mu do głowy.
– A co święty Mung ma wspólnego z moją przyszłością?
– Trzymaj język za zębami i chodź ze mną.
Niecodzienny przewodnik zaprowadził go do jednego z większych pokoi na końcu korytarza. Kiedy weszli do pomieszczenia, Voldemort wskazał długim, kościstym palcem jedno ze szpitalnych łóżek. Stojąc w drzwiach, Severus obserwował, jak pani Bell kręci się wokół młodego Timothy’ego.
W pokoju rozproszeni stali pozostali członkowie rodziny. Wszyscy mieli ściągnięte twarze i wyglądali, jakby uszło z nich życie. Uwaga mężczyzny przeniosła się znów na leżącego chłopca.
– Wygląda katatonicznie, to tymczasowe? – szepnął Snape.
Salę ogarnęła martwa cisza, gdy wszyscy w niej obecni wpatrywali się z wyraźnym oczekiwaniem w szpitalne łóżko.
– Mamo, jak długo jeszcze? Czy uzdrowiciele dali jakieś wskazówki? – zapytała Katie ze smutkiem w głosie.
– Kochanie, nie możemy niczego przyspieszyć.
– To niesprawiedliwe! On jest tutaj, ale jednocześnie wcale go nie ma…
– Wiem skarbie, ale jeszcze nie czas…
Myśli pani Bell zostały przerwane, gdy ciało Timothy’ego zaczęło niekontrolowanie drżeć w spamach.
Severus patrzył z przerażeniem, jak jego młody uczeń przechodził najgorszy atak w życiu. Rozległy się błagalne krzyki o uzdrowicieli pochodzące od rodziny, ludzie wbiegali i wybiegali z pokoju, podczas gdy epizod trwał, jak się wydawało, godzinami. Ciało chłopca rzucało się na wszystkie strony pod wpływem konwulsji. Bliscy i personel byli bezradni, niezdolni do powstrzymania jego cierpienia.
W końcu bezlitosna agonia zakończyła się, a wraz z nią, życie Tima.
– Nie… NIE! – krzyknął Snape. – Dlaczego mu nie pomogli? Musi być jakiś sposób!
– Oni cię nie słyszą, Severusie.
– Dlaczego mu nie pomogli? Po prostu stali i patrzyli, jak umiera w męczarniach!
– Życie i tak nie było dla niego łaskawe. Szczerze mówiąc, rodzina najprawdopodobniej odczuwa ulgę. Krzyżyk na drogę.
– Jak możesz tak mówić?
Voldemort machnął lekceważąco ręką. – Świat tylko pozbył się kolejnej kaleki. Dlaczego miałbym się tym przejmować? To dziecko cierpiało od lat. Ciągłe napady w końcu złamały jego umysł i wprowadziły ciało w stan katatoniczny, który wcześniej zauważyłeś. To była tylko kwestia czasu, zanim odebrały mu także życie.
– To moja wina. Mogłem mu pomóc…
– Oczywiście, że twoja! Tymczasem ty wolałeś skupić się na roztrząsaniu własnego cierpienia. Nie masz pojęcia o otaczającym cię świecie!
– Nie musi tak być!
– Skończyliśmy – odpowiedział Czarny Pan głosem nieznoszącym sprzeciwu. W bladej dłoni trzymał kolejną czarną kulę.
Severus patrzył, jak Voldemort posłał mu złowrogi uśmiech i z niesamowitą siłą rzucił ozdobę na kafelkową podłogę. Czarny dym ponownie wypełnił pokój i Severus zdołał jedynie wykrztusić: – Gdzie mnie teraz zabierasz?
Odpowiedziała mu cisza.
~~~~~~~~~~~~~~~~
– Znam ten pokój – powiedział Snape, rozglądając się wokół siebie z rezerwą.
– Nie wątpię.
– To mieszkanie Hermiony Granger.
– Byłe.
– Co masz na myśli?
– Przyjrzyj się uważnie. Sądzisz, że przebywała tu w ostatnim czasie?
Severus zaczął analizować pomieszczenie, metr po metrze. Wszystkie meble zostały ostrożnie przykryte prześcieradłami, na których obecnie leżała gruba warstwa kurzu. Ten pokrywał zresztą całe mieszkanie, począwszy od kredensu, a skończywszy na płaszczu wiszącym w rogu przedpokoju. Snape starał się zauważyć jakikolwiek ślad tego, że jego praktykantka wciąż mogła tu być i zatrzymał się gwałtownie, gdy jego wzrok padł na stół w jadalni.
Różdżka Hermiony Granger leżała na kawałku pergaminu. Oba przedmioty były wyraźnie zakurzone i stanowiły kolejny dowód na długotrwałą nieobecność młodej kobiety. Severus pochylił się, by przeczytać list, ale z powodu brudu i słabego oświetlenia, nie był w stanie zbyt wiele zobaczyć.
– Pozwól – odezwał się czarnoksiężnik, pochylając się i wypuszczając obłoczek zgniłego, stęchłego oddechu, który oczyścił papier.
Drogi Harry,
Zastanawiam się, jak długo zajmie ci znalezienie tego listu. Bo wiem, że zrobisz to ty. Nikt inny nie będzie mnie szukał. Jestem pewna, iż zastanawiasz się, gdzie zniknęłam i że zaczną gryźć cię wyrzuty sumienia. To nie twoja wina, w końcu byłeś zajęty pracą i rodziną.
Nic tu już dla mnie nie pozostało; mam nadzieję, że zrozumiesz. Po tym wszystkim, co się wydarzyło, po prostu nie mogę zostać. Muszę Was opuścić i odnaleźć spokój. Już nie potrafię patrzeć na te wszystkie szczęśliwe, zakochane pary. Nie mogę znieść bycia jedyną samotną, pozbawioną rodziny. Nie wybrałam takiego życia! Zawsze chciałam, by było inaczej. Ale nie jest. I dlatego odeszłam.
Tak będzie lepiej, Harry. Proszę, nie szukaj mnie. Nie uda ci się. Znajdziesz mnie zawsze w swoim sercu.
Kocham Cię,
Hermiona
– Nie, to niemożliwe. Nie zniknęłaby, ot tak. Ona…
– Dlaczego jesteś taki podłamany, Severusie? To tylko szlama. Nie mów, że coś do niej czujesz.
– Jest moją praktykantką, po pierwsze, a po drugie, nie nazywaj jej tak!
– Będę ją nazywał, jak mi się żywnie podoba. Teraz, na czym skończyliśmy? Ach tak, szlama. Dlaczego chciałaby tak nagle zniknąć?
– Ja… ja wiem, że była smutna – powiedział cicho Snape.
– Smutna? To wszystko? Poszła i się zabiła, bo była s m u t n a?
– Nie! Ona by tego nie zrobiła! Opuściła magiczny świat, nic więcej.
Severus spuścił wzrok na zaniedbaną drewnianą podłogę i czekał na kolejną zjadliwą odpowiedź w swoją stronę. Czekał i czekał, po czym spojrzał na swojego upiornego towarzysza.
– Skończyłeś się dąsać? – sarknął Voldemort
– Nie dąsam się. Rozważałem jedynie, to mogło popchnąć Granger do… opuszczenia nas… w ten sposób.
– A wpadłeś na jakąś inną odpowiedź, niż ta oczywista?
– Ja… myślę, że jest w tym też moja wina. Próbowała do mnie dotrzeć, a ja… odwróciłem się od niej.
– Wychodzimy… teraz.
– Co? To tyle?
– Zobaczyłeś to, co było dla ciebie przeznaczone, czas ruszać dalej.
– Jak długo zamierzasz…
Wypowiedź Mistrza Eliksirów przerwała chmura czarnego dymu, oplatająca się wokół ich.
Tylko znowu nie to.
~~~~~~~~~~~~~~~~
Początkowo Severus nie umiał nawet określić, czy kłęby się rozwiały, gdyż pomieszczenie, w którym się znaleźli, spowite było nieprzeniknioną ciemnością. Gdy zrobił krok do przodu, wiszący na ścianie kinkiet zapalił się, zapewniając nieco pożądanego światła. Wysokie kamienne ściany i długi korytarz przypominały te znajdujące się w Hogwarcie, ale samo miejsce wydawało się raczej obce. Wyciągnął rękę, dotykając zimnego kamienia i poczuł przepływającą przez niego magię. – A więc jestem w Hogwarcie… jakie to dziwne- powiedział do siebie.
– Rozgryzłeś to, co? – odezwał się Voldemort zza jego pleców.
– Nigdy wcześniej nie widziałem tego korytarza.
– Dlatego, że nikt tu nie przychodzi.
Mężczyzna kontynuował analizę otoczenia. Nie było tu właściwie nic- żadnych okien, obrazów, ani sal lekcyjnych. Hol był naprawdę opuszczony, nie licząc ich dwojga i zawieszonych na ścianach pojedynczych lamp.
– Chodź za mną.
Ruszyli z miejsca i zaczęli podążać w nieznanym kierunku. Kilka minut później natknęli się w końcu na dużą, pozłacaną ramę portretową.
– Kto chciałby mieć swój portret w tak opuszczonej części zamku?
– Może ten ktoś sam nie wybrał takiej lokacji, ale można przypuszczać, że doceniłby pewną dawkę odosobnienia od irytujących, wiecznie gapiących się na niego dzieci.
– Kim on jest?
Voldemort jedynie wyciągnął przed siebie rękę i wskazał nią ramę, sugerując Severusowi, iż to on powinien znaleźć odpowiedź na własne pytanie.
Przyglądając się obrazowi, z przerażeniem stwierdził, że siedzi sam w olejnej wersji swojego laboratorium. Patrzył niczym spetryfikowany, jak namalowany Severus porusza się wokół stołu laboratoryjnego, by stanąć bliżej krawędzi malowidła. Gdy tam dotarł, zawołał: – Halo? Czy ktoś przyszedł?
Prawdziwy Snape zwrócił się do swojego drugiego wcielenia. – Tak, jestem tutaj. A ty, dlaczego siedzisz tu sam?
Severus w ramie nie odpowiedział, tylko patrzył pytająco na korytarz.
– Powiedziałem, cześć! Dlaczego nikogo innego tu nie ma? – zawołał coraz bardziej sfrustrowany Mistrz Eliksirów.
– Halo! Wiem, że ktoś tam jest! Porozmawiaj ze mną, błagam! Od tak dawna jestem całkiem sam!
Severus wydał z siebie ryk rozpaczy i zaczął na oślep uderzać pięściami w ścianę po obu stronach oprawy.
– O ile niezmiernie bawi mnie ta sytuacja, o tyle powinienem podzielić się z tobą pewną istotną informacją. On cię nie słyszy.
Snape obrócił głowę, by spojrzeć na Voldemorta.
– Dlaczego się tu znajduję?
– Na obrazie, czy ze mną?
– Na obrazie! Dlaczego wszyscy mnie opuścili?
– Ponieważ nikt nie chciał mieć z tobą do czynienia, nawet w życiu pozagrobowym. Umieścili więc twój obraz w miejscu, gdzie żaden człowiek nigdy cię nie znajdzie. Bardzo stosownie…
– Co?
– Samotny za życia, samotny po śmierci. To właśnie twoje dziedzictwo.
– NIE! Nie, to nie może się zdarzyć. Zmienię się. Przysięgam, zmienię się!
– Nie roń tutaj krokodylich łez, Severusie. Niestety, nie odpowiadasz przede mną.
– Zabierz mnie stąd! Zabierz mnie z powrotem, a ja wszystko naprawię!
Portret ponownie wykrzyknął: – Proszę, powiedz coś! Cokolwiek!
Zrozpaczony Snape chciał jeszcze raz spojrzeć na obraz, lecz cały widok ponownie przesłonił mu czarny dym. Nim zdążył cokolwiek zrobić, mgła owinęła się ciasno wokół jego ciała, odbierając oddech i siłę do walki.
O, bardzo fajnie z tym ostrzeżeniem 🙂 Wtedy wiadomo kto na co się piszeWróć do czytania
AHAHAHA OK TEGO SIĘ NIE SPODZIEWAŁAM XDWróć do czytania
Trochę przedramatyzowane jak na Hermionę… Ale można to zrozumiećWróć do czytania
🙁Wróć do czytania
Jak dobrze, że nie założył tej czapki 😂Wróć do czytania