Rozdział 3

Sekret zarządzania noworodkiem, powiedział zadowolony z siebie Severus, to rutyna. Przyzwyczaj dziecko do rutyny najszybciej jak to możliwe. Karmienie, drzemka, zabawa, karmienie, drzemka i tak dalej. Nałożył na pokój Sorensena zaklęcia, które ostrzegały go o niebezpieczeństwie lub gdy jego syn był w złym humorze, a do tego wszędzie były zaklęcia rozgrzewające. Nie miał zamiaru spać z nim w łóżku – lepiej, aby dziecko nauczyło się uspokajać samemu.

W kuchni znajdowała się mała lodówka, na której świeciła się niebieska lampka. Severus się uśmiechnął. Niebieskie światło oznaczało, że Hermiona umieściła odciągnięte mleko do pasującego urządzenia – ich lodówki były połączone, dzięki czemu mogły przenosić między sobą obiekty. Zaproponowała mu wcześniej, że odciągnie i wyśle mu mleko, odkrywając, że ma go całkiem sporo i, oczywiście, udało jej się wymyślić zaklęcie, dzięki któremu będzie mogła to robić podczas czytania i jedzenia ciasteczek. Wiem-To-Wszystko.

Ziewnął. Poprzedniej nocy Sorensen spał tylko kilka godzin, ale Severus był pewny tego, że wszystko będzie w porządku, gdy dziecko przywyknie do rutyny. Resztki curry z poprzedniego wieczoru dalej były pyszne, a po kolacji obejmując syna, usiadł w fotelu przed palącym się kominkiem. Wszystko było dokładnie tak, jak sobie wyobrażał. Był ojcem. On był jego synem. Byli rodziną.

Po kąpieli, butelce (ogrzanej dokładnie do temperatury ciała) i czystej pieluszce Sorensen został ostrożnie umieszczony w łóżeczku. Severus pozwolił sobie na kilka minut podziwiania syna. Taki piękny. Taki idealny. Był szalenie szczęśliwy.

Odczuwając ogromną falę ojcowskiej miłości, położył się w swoim łóżku, sprawdził, czy osłony są na miejscu i od razu zasnął.

I wtedy miał koszmar. Wróciły stare, okropne czasy, gdy był uwięziony w jednej z klatek, w której Riddle przetrzymywał swoich wyznawców, dopóki nie stali się ulegli. Jego szyja była wygięta pod dziwnym kątem, wywołując okropny ból, a policzek był mocno przyciśnięty do kościstego ramienia. Cichy jęk wydarł się z jego ust, gdy próbował walczyć z falą przerażenia, która go opanowywała. 

Severus spróbował poruszyć nogą i rozległ się cichy pisk, gdy kopnął coś miękkiego. Ostrożnie otworzył jedno oko.

Nie było żadnej klatki – zamiast tego znajdował się w łóżeczku Sorensena.

Kurwa. Musiał się aportować przez sen. Gdyby skrzywdził dziecko, nigdy by sobie nie-

Cichy płacz zaczął wydobywać się z małego zawiniątka, przyciśniętego do jego piersi. Cholernie wielka ulga spłynęła po nim. W porządku. Wszystko było w porządku.

Severus ostrożnie wyszedł z łóżeczka, po czym podniósł dziecko. Musiał poradzić sobie z mokrą pieluszką, a do tego maluch prawdopodobnie był głodny. Szybko załatwił pierwszą, naglącą sprawę, następnie sięgając po butelkę z lodówki.  Potem głośne beknięcie (był w tym dobry!), ciasna pieluszka i chłopiec znów spał. 

Chodziło o rutynę. 

Z radością wrócił do swojego łóżka i poczuł ogarniającą go ciemność…

Znów znajdował się w klatce. Tym razem Riddle nie miałby żadnej litości.

Severus zamrugał, otwierając oczy. Ach. Łóżeczko. Nigdy wcześniej nie aportował się przez sen, ale biorąc pod uwagę, że zrobił to dwa razy tej nocy, powinien coś z tym zrobić. Nie chciał, aby wyrwało się to spod kontroli. Miał teraz obowiązki, dziecko było od niego zależne. Nie było czasu na jego zespół stresu pourazowego. 

Sorensen zaczął płakać. Severus ziewnął, podnosząc się, po czym zerknął na zegarek – spał tylko dwadzieścia minut.

To było w porządku, biorąc pod uwagę, że to dopiero początki. Spodziewał się trudności, zanim dziecko przyzwyczai się do rutyny.

Pieluszka była czysta, więc delikatnie owinął dziecko w kocyk i odłożył do łóżeczka. Delikatnie głaskał Sorensena po plecach i już po chwili zauważył, że chłopiec zasnął.

Severus ziewnął i poszedł do łazienki. Skierował strumień na porcelanową misę, gdy nagle jego żołądek ścisnął się, a sam mężczyzna znalazł się obok łóżeczka. Lata bycia wzywanym przez Czarnego Pana w środku najbardziej żenujących momentów powstrzymały go przed obsikaniem całego dywanu.

Co do cholery?

Założył spodnie i znów poszedł do łazienki. Nalał na dłonie mydło, zaczął energicznie je pocierać i odkręcił wodę, gdy kolejny raz znalazł się przy łóżeczku. Zachwiał się, szybko łapiąc poręcz, oszołomiony wielokrotnymi aportacjami w tak krótkim czasie.

Sorensen cicho miauknął, sprawiając, że Severus opuścił wzrok prosto w ciemne oczy swojego syna.

W tym momencie doznał oświecenia – to było dziecko. Jego syn! Zamiast płakać, dziecko aportowało go do kołyski. To była imponująca magia i mimo mdłości Severus był z niego dumny. Oczywiście, że jego syn miał być najbardziej uzdolnionym czarodziejem wszech czasów. 

Oczywiście.

Ale dzika magia była nieprzewidywalna i potencjalnie niebezpieczna. Musiał się tym zająć. Tak czy siak… Brzmiało to jak problem, który łatwiej byłoby rozwiązać rano, więc Severus porzucił myśl o uspokajaniu się samemu, podniósł dziecko i zabrał do swojego pokoju. Położył syna obok siebie w łóżku i praktycznie od razu zasnął. 

Obudził się, czując zapadające się pod nim łóżko. Znajdowali się w kuchni. Reszki łóżka, które nie ucieszyło się z aportacji, rozsypały się na podłodze. Severus podniósł się, spanikowany, ale Sorensen był bezpieczny, leżąc na jego kolanach. Zegarek poinformował mężczyznę, że minęło zaledwie czterdzieści pięć minut.

Severus przytulił Sorensena i się podniósł. Pałętał się po ciemności, machając na oślep jedną ręką, dopóki nie chwycił drzwiczek lodówki. Jego rozpaczliwe błagania do każdego bóstwa, jakie mogły go słuchać, zostały wysłuchane i Hermiona wsadziła do środka kolejną butelkę. Wziął ją, usiadł na krześle wśród szczątków łóżka i nakarmił syna.

Dziecko ssało z zadowoleniem butelkę, dopóki nie usnęło z otwartymi ustami. Severus pozwolił sobie na drzemkę – taki sam niespokojny sen, który miał codziennie podczas służby w Hogwarcie, gdy bał się wpaść w fazę REM i budził się przez najcichszy dźwięk. 

Kiedy róż zaczął sączyć się na niebie, oznaczając nadejście świtu, Severus dalej siedział w kuchni na krześle pośród resztek łóżka. Miał wrażenie, że jego oczy zostały pokryte piaskiem i pojawiły się mdłości spowodowane niewyspaniem.

Dziecko spało w jego ramionach.

Kiedy wstał, jego plecy strzeliły głośno, skarżąc się na traktowanie ich w taki sposób, gdy miał prawie pięćdziesiąt lat. Mężczyźni w jego wieku powinni mieć obsesję na punkcie jazdy na rowerze lub kupowania sportowych samochodów, a nie próbować opiekować się dzieckiem. Ale, przypomniał sobie Severus, on nie był takim mężczyzną. Był Severusem Snape’em, a to był jego syn. I, na Merlina, jakoś to rozgryzie.

Dni trzeci i czwarty przypominały dzień drugi – wszystkie były okropne. Sorensen dalej go aportował, zamiast płakać, a Severus czuł, że zaczyna tracić rozum. Jebać Azkaban. Każdemu Śmierciożercy powinni dać dziecko do opieki, a w ciągu kilku dni byliby kompletną rozsypką. Jedyną stałą i niezawodną częścią jego życia było mleko Hermiony. Za każdym razem, gdy zbliżał się do lodówki, modląc się, aby coś tam było, w środku znajdowała się pełna butelka. Severus prawie płakał ze szczęścia za każdym razem.

Piątego dnia rozległo się pukanie do drzwi. Severus do nich podszedł, modląc się, aby ktoś, kogo wcześniej skrzywdził, w końcu wyśledził go w poszukiwaniu zemsty. A wtedy nadejdzie słodki, spokojny odpoczynek w grobie. 

Na schodkach stał Lucjusz Malfoy, odziany w niebieską jedwabną szatę.

– Dzień dobry, Severusie. Wyglądasz okropnie – wykrzyknął Lucjusz. 

– Dzień dobry. A poza tym to zabij mnie, proszę.

– Draco też był okropnym dzieckiem – powiedział konspiracyjnym szeptem, wchodząc do jego domu. – Trzy skrzaty domowe zajmujące się nim przez całą dobę utrzymały nas przy życiu. Powinieneś pomyśleć o zatrudnieniu jednego.

– Niedługo umrę – jęknął, wchodząc do salonu. – Martwi nie potrzebują skrzatów.

– A to twój syn? – zapytał, zaglądając do łóżeczka, które chwilę wcześniej pojawiło się w pomieszczeniu.

– Tak.

– To przystojny chłopiec – powiedział. – Dużo więcej w nim twoich genów, niż matki, co przemawia na jego korzyść. – Severus chciał powiedzieć Lucjuszowi aby się zamknął, ale był zbyt zmęczony, więc tylko chrząknął z dezaprobatą. – Potrzebujesz pomocy i to nie tylko z tym, co się dzieje z twoimi włosami. Bunty!

Skrzat domowy pojawił się przy Lucjuszu. Severus stwierdził, że nie obchodzi go to, co się dzieje, dopóki nie obudzą Sorensena.

– Bunty, zostań tu i pomóż z dzieckiem.

Skrzatka podeszła do łóżeczka i spojrzała w dół na małe, cicho chrapiące dziecko. Sięgnęła do niego chudym palcem i delikatnie dotknęła jego policzka.

– Widzisz? One kochają dzieci – powiedział Lucjusz.

Dziecko wydało z siebie ciche, urocze kichnięcie, a na środku pokoju pojawiła się butelka mleka. Gumowy smoczek wygiął się przy suficie, a mleko lało się w środku z boku na bok, wydając głośny dźwięk.

– O Merlinie – powiedział Lucjusz, obserwując wielką butelkę.

– Bunty nie radzi sobie dobrze z takimi dziećmi – oznajmiła elfka, sekundę później znikając.

– Zabierz mnie ze sobą – błagał Severus, siedząc na kanapie.

– Cóż, na pewno dostanie później skarpetę. Idź się umyć, staruszku. Zajmę się dzieckiem. W końcu utrzymałem Draco przy życiu, prawda?

Severus nie spierał się z nim, natychmiast udając się do łazienki, aby wziąć prysznic. Gdy ciepła woda spływała mu po głowie, westchnął szczęśliwy. Było zdecydowanie lepiej. Przez szum wody cicho przebijał się głos Lucjusza, objaśniającego Sorensenowi kim był, jaką rolę w społeczeństwie pełnią Malfoy’owie i plusy bycia czystokrwistym. 

Zanim Severus się umył, ogolił i przebrał w ubranie, w którym nie spał ani nie został obrzygany, Lucjusz skończył swój monolog. Mężczyzna wszedł do salonu, aby zapytać, czy Malfoy nie chce herbaty, gdzie odkrył spanikowanego Lucjusza, któremu brakowało ust.

Zatrzymał się, obserwując gestykulującego Lucjusza, który najpierw wskazał na usta, a później na łóżeczko. Severus podniósł różdżkę i wypowiedział bardzo złożone przeciwzaklęcie. Zapach goździków i tymianku wypełnił pokój.

– Twój syn! – wykrztusił Lucjusz. – Twój syn rzucił na mnie zaklęcie! Byłem w połowie zdania, gdy moje usta zniknęły.

– Wydaje się być bardzo rozwinięty jak na swój wiek.

– Musisz znaleźć kogoś, kto ci pomoże. Dziecięca magia może być niebezpieczna.

– Jakbym nie wiedział.

– Wracam do domu. Powodzenia z tym – powiedział Lucjusz, wskazując na Sorensena. – Bunty musi mi zrobić mocnego drinka.

– Myślałem, że dasz jej skarpetę – przypomniał.

– Zmieniłem zdanie. Jest wyjątkowo rozsądnym skrzatem.

A potem zniknął. Sorensen zaśmiał się cicho ze swojego łóżeczka, gdy z wielkiej butelki wydobyła się duża, biała bańka.

Severus westchnął.

Rozdziały<< Rozdział 2Rozdział 4 >>

Sky

Sky - niebo. Czytając Percy'ego Jacksona zawsze widziałam siebie jako córkę Zeusa, więc ten pseudonim idealnie do mnie pasuje. Kocham wschody i zachody słońca, burze obserwuje przez okno. Chciałabym umieć latać. Bez pamięci zakochana w Dramione i Sevmione. Ślizgonka, miłośniczka zwierząt (w szczególności kotów!). Studentka socjologii. Tłumaczę anglojęzyczne ff - póki co tylko Sevmione, ale planuje też Dramione. Więcej czytam niż tłumaczę. Uwielbiam długie historie z happy endem, chociaż trafia się też ANGST. Mam słomiany zapał, a rozdziały publikowane są nieregularnie.

Ten post ma 16 komentarzy

  1. Ja tam zawsze podziwiam swoją mamę za to, że utrzymała mnie przy życiu całe moje dzieciństwo, z moim zamiłowaniem do wysokości i niebezpieczeństw 😅Wróć do czytania

  2. 😉 😉 😉
    Nie wiem czemu, ale od razu skojarzyło mi się to z przepisami kuchennymi z „babskich gazet”, których setki odziedziczyłam po mojej Babci.
    Pierogi ruskie – czas przydządzania 30 minut
    sałatka jarzynowa – 20 minut
    … itd
    Jednym słowem PIC NA WODĘ, FOTOMONTAŻWróć do czytania

Dodaj komentarz