Zakazany Owoc cz.3

Severus całym sobą musiał utrzymywać swoją maskę chłodu i wiecznego niezadowolenia przez cały dzień edukacji młodych czarodziei. Jego samokontrola była na włosku. Nie miał ochoty się uśmiechać, broń Merlinie. Raczej czuł się miło rozluźniony. Nigdy nie zaznał takiego spokoju od końca wojny, jak dzisiejszego ranka. Jego dusza była jakby lżejsza, a i barek pozostał nienaruszony.

Co wieczór pił whisky, aby przed upragnionym snem choć trochę przyćmić wspomnienia. Nie był alkoholikiem. Potrafił odsunąć szklankę, kiedy nie miał ochoty na gorycz w przełyku i pił raczej z umiarem, byle poczuć jej smak.

Odchrząknął, chwytając stojący pucharek na blacie. Jego myśli co chwila wracały do porannej rozmowy z Minerwą tuż po śniadaniu. Gabinet dyrektora nie zmienił się kompletnie, lecz było w nim coś, co określało obecną głowę zamku. Od następnego roku jako wicedyrektor będzie miał więcej obowiązków, co nie bardzo mu się podobało. Jednakże myśl, iż może kiedyś przestać nauczać i zasiąść za stołem nauczycielskim jako dyrektor Hogwartu, napawało go jakąś ulgą. Mógłby zostać w zamku bez codziennego użerania się z krnąbrnymi uczniami i wybuchającymi kociołkami. Jakieś pozytywy zawsze się znajdowały w każdej sytuacji i nawet przestał myśleć o górze papierów, które będzie musiał wypełniać godzinami.

Dźwięk dzwonu obwieścił koniec lekcji, więc machnął dłonią otwierając szeroko drzwi, wypraszając tym samym uczniów z lekko zadymionej klasy.

Pozbywając się duszącego oparu i wstawiając odpowiedniej osobie trolla, opuścił salę i ruszył na przerwę obiadową. Korytarze były pełne uczniów, co niezmiernie go irytowało. Byli głośni i nie potrafili zachowywać się normalnie. Niekiedy miał wrażenie, że uczył zwierzęta, nie ludzi. A wszystko przez ich głupie gry i fasolki wszystkich smaków. Z pochmurną miną przeszedł przez korytarz posyłając każdemu chłodne spojrzenie, kiedy tylko ktoś stanął mu na drodze.

Skręcił w lewo wychodząc na przeciw Hermiony Granger o bujnej czuprynie i stosem książek w ramionach. Uniósł brew, na jej szeroki uśmiech, spoglądając na osobę za nią. Zmrużył gniewnie brwi, na widok intruza.

– Panno Granger. Nie sądzę, aby pani Pince była tak zadowolona, jak ty teraz z braku połowy biblioteki.

Uśmiech zamarł jej na ustach, gdy przeszył ją swoim spojrzeniem czarnych oczu.

Jak śmiała śmiać się przy tym kretynie, który ślinił się na jej widok? Jak śmiała być w tak dobrym humorze obok tego chłystka?

Severus gotował się od środka. Był zazdrosny. Podskórnie przemawiała u niego zazdrość, którą rozpoznał jak tylko się pojawiła. Czuł tą samą emocje do rudej Pottera, która teraz była dla niego jedynie wyblakłym wspomnieniem. Już zapomniał jakie to uczucie potrafi być frustrujące.

– Profesorze Snape – skinęła mu głową. – Razem z Garrick’iem pomagamy w nauce różnym osobą z różnych roczników, więc ilość książek nie jest przypadkowa. Zgoda pani Pince także była, więc pozwoli pan profesorze, że już pójdziemy i nie będziemy zawracać panu głowy.

Patrzył jak odchodzi z krukonem z ramionami pełnymi książek. Zmarszczył gniewnie brwi i odwrócił się łopocząc peleryną.

Naprawdę czasami chciałby kogoś tak po prostu przeklnąć najgorszą klątwą, aby czuł cierpienie. Może wtedy poczułby się w końcu usatysfakcjonowany i spełniony.

Ollivander jeszcze nie wie co znaczy znajomość z jego kobietą. A była jego, choćby miał trafić do Azkabanu, łapy innego czarodzieja nigdy nie dotkną jego Hermiony Granger.

★★★

Cały dzień chodził podminowany. Z przyjemnego ranka zostały jedynie wspomnienia przykryte zdarzeniem na korytarzu. Później tego samego dnia widział ją ponownie w towarzystwie wnuka Ollivandera. Zgrzytał zębami za każdym razem, gdy choćby uśmiechnął się w stronę Hermiony. Gdy dotknął jej dłoni, posłał w ich stronę tak mrożące spojrzenie, że sam Longbottom zemdlał, robiąc zamieszanie na korytarzu.

Później tego samego dnia spotkał ich w drodze do biblioteki. Rozmawiali jak dobrzy przyjaciele, a widział ich dopiero pierwszy raz w tak zżytych relacjach. Zacisnął zęby, a krótkie machnięcie różdżki spowodowało potknięcie u krukona. Z iście zadowolonym uśmiechem ruszył w drogę powrotną, słysząc skomlenie ucznia nad rozdartą nogawką spodni i zdartym kolanem.

Dzień minął w zastraszającym tempie, a Severus miał go naprawdę dość. Longbottom jakimś cudem uczęszczał na zajęcia eliksirów i tych sam Merlin wiedział dlaczego. Ten chłopak był chodzącą katastrofą i nawet kiedy zmężniał, wciąż był jego słabym punktem. Tego dnia odjął tyle punktów ile był w stanie, nie wzbudzając swoim zachowaniem podejrzeń u Minerwy.

Kobieta była zbyt wścibska, a on nie miał zamiaru użerać się z starą kociarą i tłumaczyć się ze swojego zachowania.

Zwolnił kroku, gdy zobaczył ją ponownie. Szła samotnie korytarzem, rozglądając się, jakby czegoś szukając. Zmarszczył brwi i kilkoma szybkimi ruchami, zapał ją za łokieć nie bawiąc się w delikatność. Odwrócił ją w swoją stronę, wyglądając jak burza gradowa. Doskonale wiedział, jak wyglądał. Czuł całym sobą gniew, a zazdrość wręcz nerwowo szarpała jego skórę, chcąc wyjść i uświadomić gryfonce gdzie jej miejsce. Była jego i żaden gryfon, krukon czy nawet ślizgon nie miał do niej prawa. Mógł być teraz władczym i próbować ją zniewolić, ale jako półkrwi czarodziej z ślizgońskimi korzeniami, mógł roszczyć sobie prawo do swojej kobiety. Czystokrwiści mieli jedną zasadę względem swoich partnerek.

Wiedźma, która jest ich wybranką jest centrum ich życia.

Lucjusz wiele zasad nauczył go w młodzieńczych latach. Mógł być sobie draniem, który kobietę uważa za swoją własność, ale jeśli chciała by odejść, pozwoliłby jej na to. Niewolnicą mogła być jedynie w jego sypialni, jeśli miała by takie życzenie i upodobania.
Mieli swoją dumę i honor. Teraz jednak zazdrość przyćmiła jego zmysły i może był zbyt nachalny, ale nie chciał pozwolić Hermionie na takie zachowanie. Jeśli była z nim tego ranka, nie pozwoli, aby zabawiała się z kimś za jego plecami, przyprawiają go o rogi.

Zaciągnął zaskoczoną dziewczynę we wnękę i pchnął na ścianę, stając przed nią w swojej chłodnej postaci. Tak. Czuł ogromny gniew, a każde jej zaskoczone i zdezorientowane spojrzenie tylko go podsycało.

Jeśli miała się spotkać z tym kretynem, zabije go.

Był wrednym, zaborczym sukinsynem. Nie da jej plamić swojej dumy i honoru.

– Severusie! Oszalałeś? – potarła obity łokieć z grymasem na twarzy. – Co w ciebie  wstąpiło.

– Nie tym tonem, wiedźmo – warknął. – Kim jest dla ciebie Ollivander.

Był trochę zły na siebie, za ten atak, fakt faktem zrobił jej krzywdę, ale gniew, który odczuwał i ten lęk przed stratą spowodowało, że nie panował nad sobą. Musiał wiedzieć czy jest jego, nawet jeśli miał usłyszeć negatywną odpowiedź.

Hermiona nabrała gwałtownie powietrza i wstrzymała je, jakby chcąc uniknąć własnego wybuchu. Nagle uniosła dłoń i zaciśniętą pięścią uderzyła go w klatkę piersiową. Gdyby nie to, że był zdziwiony jej reakcją, zatrzymał by jej małą dłoń, zanim w ogóle zdążyłaby się zbliżyć do jego ciała.

– Ty kretynie!

Rzucił zaklęcie wyciszające, aby nikt nie był świadkiem ich dziwnej kłótni. Coś co nie powinno mieć miejsca między uczennicą, a profesorem. Westchnął. Albo on oszalał, albo cała ta sytuacja jest tak samo pokręcona jak szopa Granger.

– Zważaj na ton – przycisnął jej dłonie do ściany nad jej głową, próbując okiełznać szarpiącą się czarownicę. – Odpowiedz.

– Na Merlina! Garrick jest moim kolegą. Nawet nie jest dla mnie tak ważny, jak Harry czy Ron. Uspokój się i mnie puść!

Odetchnął i rozluźnił uścisk. Mała pieść znów uderzyła go w pierś, ale nie zareagował. Miała prawo wyładować na nim swoją frustracje. Sam był na siebie wściekły, że w ogóle posądził Hermionę o granie na dwa fronty. Przymknął oczy, zaciskając zęby. Włosy opadły mu na podłużną twarz, a dłonie zacisnęły w pięść.

Czuł jej spojrzenie na sobie, wręcz palące i natarczywe. Próbowała go zrozumieć, ale on sam tego nie potrafił. Mógł być o nią zazdrosny, ale dlaczego? Owszem była jego czarownica, jednak nic sobie nie obiecywali. Nie rozmawiali na tematy związane z ich romansem. Teraz, gdy spadł z niego ciężar lęku i złości, zaczął racjonalnie myśleć.

– Schlebia mi twoja zazdrość, ale przypominam ci, że to z tobą mam wiecznie sny, a nie z Ollivanderem. Pomaga mi przy grupce uczniów. Nic wielkiego – odparła, podchodząc bliżej jego postaci. – Jesteś dla mnie ważny i nic tego nie zmieni, więc pocałuj mnie i daj mi się z nim na spokojnie spotkać – uśmiechnęła się, a on wykonał jej prośbę dość mechanicznie.

Mam szczęście, że Hermiona Granger jest wyrozumiała.

Zrozumiał. Zrozumiał, że zapałał podobną miłością co kiedyś do Lili, lecz bardziej potężniejszą w uczuciach. Patrzył jak się oddala usuwając zaklęcie wyciszające i marząc, aby ta czarownica nie pozostawiła go jak samotnego pustelnika. Miał jakieś dziwne przeczucia, że mimo przeciwności losu oni będą wokół siebie krążyć.

A sny? Chrzanić prorocze sny. Był jej wyśnionym, a ona jego zakazanym owocem. Zawsze znajdą do siebie drogę.

Rozdziały<< Zakazany Owoc cz. 2

Ten post ma 2 komentarzy

Dodaj komentarz