Wyśniony

Sevmione.com does not claim, nor does it intend to imply, ownership of, or proprietary rights to, any of the fictional character or place names mentioned within JKR’s Harry Potter novels, nor any of the titles or terminology used or created by JKR within her books or within the movies made thereof.

★★★

Czy mogła normalnie funkcjonować, gdy przechadzał się pomiędzy ławkami w swoich nieśmiertelnych, czarnych szatach i ustawiał uczniów po kątach?

Oczywiście, że nie.

I powodem nie było jego chłodne podejście w edukacji uczniów, a raczej jego aparycja ruchów. Poruszał się z wdziękiem dzikiego drapieżnika. Jak puma skradająca się w stronę potencjalnej ofiary. To w jakiś sposób działało na jej ciało i umysł. Drżała, co rusz, z każdym jego krokiem czuła przeszywającą gęsią skórkę. Umysł nie pozwalał skupić się na zadaniu, a Hermiona z frustracją kroiła swoje składniki, chcąc jak najszybciej uciec z klasy.

– Granger, nie wiem kto ci zawinił, ale zostaw składniki w spokoju i zacznij machać chochlą, albo wystawie ci Trolla, za samo nie związanie kłaków w czasie pracy przy eliksirach.

To, że zapomniała związać swoich włosów w ciasnego koka, oznaczało jedynie jak bardzo sama jego osoba ją rozpraszała. Chwyciła drewnianą chochlę jak nakazał, mieszając dziesięć razy w stronę wskazówek zegara i pięć w przeciwną. Po chwili jednak coś do jej zamglonego umysłu dotarło.
Już na pierwszej lekcji, kiedy to dopiero zaczynała swoją przygodę z eliksirami, przedstawił im regulamin i na forum całej klasy wskazał jej szopę jako przykład nagannej fryzury do pracy. Od tamtej pory zarobiła więcej ujemnych punktów za samo nie ujarzmienie włosów niż za cokolwiek innego. Co stało się dzisiaj, że nie wspomniał o łamaniu przez nią bardzo ważnego punktu regulaminu? Przecież już na początku ważenia mikstury mógł spaść jej włos do kociołka i wysadzić klasę wraz z uczniami. Czy był tak samo rozkojarzony jak ona?

– Przepraszam, profesorze.

Odłożyła chochlę, zmniejszyła ogień pod kociołkiem, upewniając się, czy nie zaszkodzi to miksturze i chwyciła za gumkę do włosów, którą nosiła zawsze w formie bransoletki na nadgarstku. Uniosła swoje włosy lekko w górę, przeczesując wszystkie w tył. Związała je w szybkiego koka na moment zahaczając o stojący kociołek łokciem.

– Granger! Skup się, bo twój dzisiejszy eliksir i ty wysadzicie klasę w powietrze! – warknął, podchodząc do niej w dwóch, szybkich krokach.

Zarumieniła się czując na sobie spojrzenia pozostałych. Była dzisiaj tak nieporadna. Od samego rana wszystko leciało jej z rąk. Na korytarzu prawie przewróciła profesor McGonagall, a na wielu lekcjach na jej pergaminach zamiast notatek pojawiły się różnego rodzaju gryzmoły.

– Ja.. Przepraszam, profesorze Snape – wykrztusiła ponownie.

Co miała innego powiedzieć? Uratowała mu życie we wrzeszczącej chacie i czuła do niego pewne emocje od początku roku szkolnego, jak pierwsza, lepsza nastolatka do przystojnego nauczyciela. Problem polegał na tym, że Severus Snape był jedynie w jakiś sposób atrakcyjny i nie zachęcał do siebie kobiet poprzez wygląd i oczywiście charakter. Mogła jednak zrozumieć kobiety, które lgnęły do niego przez jego wiedzę, barwę głosu i oczu.

Cholera. Tak bardzo go pragnęła. To nie była miłość, ani zauroczenie. Raczej fascynacja. Była już młodą kobietą, może kobietką bez doświadczenia, ale pragnęła je nabyć, nie ważne z kim i w jaki sposób.

Dzisiejszy sen erotyczny był tego dobrym przykładem. Pamiętała go jak przez mgłę. Ich splecione ciała razem, dłonie błądzące po krzywiznach ich spragnionych sylwetek. Czarne oczy wpatrzone w nią z dzikim błyskiem. Gdy się obudziła była nie tylko pobudzona, ale także zaskoczona. Nigdy nie śniła o żadnym chłopaku w taki sposób, nawet o Ronaldzie Weasley’u.

– Granger, do cholery! – machnięciem różdżki wyczyścił jej kociołek, opierając dłonie na ławce.

Górował nad nią i to cholernie jej się podobało, nawet jeśli teraz czuła także strach. W końcu zniszczyła eliksir, prawda?

– Zostajesz po lekcjach.

Ten cholerny dreszcz przeszedł jej po plecach tak niespodziewanie, że policzki wręcz pokryły się purpurą, a oddech przyspieszył. Może sobie to tylko wyobraziła, a tak naprawdę od początku lekcji czuła się tak jak teraz? Może tętno które skakało w jej żyłach, podnosiło się i odpadało od kiedy przekroczyła próg klasy? A może trwa w takim stanie od samego rana, nie będąc do końca tego świadomą?

– Oczywiście – wyszeptała, wpatrując się w niego uważnie.

Och, Hermiono! Ogarnij się na Merlina! Nie patrz na niego jakbyś miała zaraz zjeść najlepszy deser lodowy z gorącymi malinami. Merlinie… Tylko nie ta brew. Czy on wie jak on wygląda? I do tego ten arogancki kącik ust uniesiony ku górze! Chwila… On coś mówi…

– Masz szlaban. Jutro w moim gabinecie. Chcę cię widzieć zaraz po kolacji – warknął, odchodząc od jej stanowiska pracy.

Doprawdy Hermiono… Musiałaś go zdenerwować? Nie potrafiłaś się skupić!?

Wymamrotała pod nosem przekleństwo, ściągając kociołek i palenisko na podłogę, obok swojej torby. Zrobiła z siebie kompletną idiotkę. Miała zachowywać się jak kobieta, nie jak pozbawiona rozumu nastolatka z hormonami. Oparła łokcie na blacie roboczym i ukryła twarz w dłoniach. Jeśli zaraz czegoś nie wymyśli, będzie musiała pożegnać się ze swoimi pragnieniami. Snape nie mógł widzieć w niej nastolatki z burzą hormonów inaczej nie miała szans na choćby pocałunek.
Jęknęła cicho, kręcąc głową. Dzwonek kończący lekcje zagłuszył jej odgłos. Teraz miała nadejść chwila prawdy. Pokaże mu, że jest kobietą. Inteligentną, nie bawiącą się w romantyzm. Hermiona nie chciała jego miłości. Nie była w nim zakochana. Po prostu go pragnęła, a mama zawsze jej powtarzała, że jeśli się czegoś mocno pragnie, trzeba zrobić wszystko, aby to pragnienie zdobyć.

Uniosła dumnie głowę, czując jak słowa matki pobudzają ją do działania. Spakowała torbę, kładąc ją na stoliku. Klasa powoli opustoszała, uczniowie posyłali jej współczujące spojrzenia, a ona uśmiechnęła się lekko, mając ochotę przewrócić oczami.

Czasami miała wrażenie, że wszyscy co boją się Severusa są po prostu idiotami. Ona wręcz przeciwnie, pragnęła jego złości. Ten błysk w oku zawsze ją kręcił. Był piękny, niebezpieczny.

– Granger, czy chce wiedzieć co zaprząta twoje myśli?

– Pewnie by pan chciał, ale nie wiem czy powinien pan wiedzieć. Jakkolwiek nie mam co ukryć, wiec jeśli jest pan po prostu ciekawy to proszę pytać – odparła, podchodząc swobodnie do jego biurka.

Siedział za nim wygodnie, opierając dłonie na blacie ze złączonymi palcami. Patrzył na nią bez wyrazu, chłodny i opanowany, jakby naprawdę nic co teraz usłyszy go nie interesowało. A ona wiedziała, że było wręcz odwrotnie.

– Przestań cwaniaczyć i mów. Nie mam całego dnia na ciebie.

– A chwili by pan mi nie poświęcił? – spytała opierając przedramiona na jego biurku.

Zmarszczył brwi, patrząc na nią podejrzliwie. Ujrzała ten błysk zaskoczenia w jego oczach i chyba sam zastanawiał się co ona wyprawia.

– Właśnie ci poświęcam, ale jak na razie jedynie ją marnuję.

Hermiona zarumieniła się delikatnie, ale wytrzymała jego wzrok, unosząc kącik ust.

Bądź dumna, Hermiono. Nie daj się zaskoczyć i sprowokować. Och, co ja mówię! Nie stać mnie nawet na porządny flirt!

– Możemy tą chwilę poświęcić w przyjemniejszy sposób.

Czy właśnie powiedziałam to co powiedziałam? Merlinie. Ja na prawdę zwariowałam. Jeśli Snape nie da mi teraz ujemnych punktów i nie wyrzuci mnie z klasy, będzie to istny cud.

Przez moment wyglądał tak jakby chciał ją zbesztać i natychmiast pozbyć się jednym machnięciem różdżki. Uniósł jednak jedynie brew, pochylając się bliżej w jej stronę. Chwycił gryfoński krawat, owijając nim pięść i przyciągnął ją bliżej siebie.

– Zastanawia mnie twoja propozycja, Granger. Jakkolwiek jesteś moją uczennicą, a w szkole panują pewne reguły, które nie powinny być łamane. – puścił ją, a ona wręcz westchnęła rozczarowana.

– Co, jeśli chce je złamać?

Uniósł kącik ust wyżej jakby zadowolony. Nigdy nie widziała go z uczennicą i żadne plotki tego typu nie roznosiły się po Hogwarcie. Trzymał się swoich zasad i honoru, był wręcz tajemniczy i każde zaloty uczennic odrzucał. Były takie sytuacje wielokrotnie, najczęściej Pansy Parkinson, ślizgonka z jego domu, zastawiała na niego szpony. Jednak jakiś czas temu widziała ich, w ciemności korytarza. Jasno dał jej do zrozumienia, że nie angażuje się w żadne relacje z uczennicami.
Więc dlaczego pozwalał jej dzisiaj na lekki flirt i propozycje?

– Nie chcesz, wierz mi – odparł, sięgając po pergaminy, leżące na krawędzi biurka.

Zmarszczyła brwi, prostując się. Odrzuciła włosy w tył, które już jakiś czas temu uwolniły się spod gumki. Bawił się z nią, czuła to. Nie pozwoli jednak, aby myślał iż żartuje. Zdjęła krawat, rzucając nim w bok.

– To ja decyduje co chce, a jeśli sen z panem w roli głównej pozostawił rano na mojej skórze przyjemne dreszcze, chce czuć na sobie odpowiedzialne za to dłonie.

Czy ja naprawdę wyznałam mu, że miałam sen erotyczny z jego osobą? Chyba spale się ze wstydu. Przyznałam się, że fantazjuje o nauczycielu. Wspaniale.

– To bardzo interesujące, Panno Granger. Jednakże dalej będę się upierał przy swojej racji. Jestem twoim profesorem. Nie wykorzystuje uczennicy, a pani powinna opuścić mój gabinet i przemyśleć swoje zachowanie.

Hermionie przez moment zrobiło się głupio. Rumieńce pokryły jej policzki, ale utrzymała wzrok. Patrzył na nią z surowością, ale mimo lat szpiegowania, jako kobieta potrafiła dostrzec tą delikatną, ledwo widoczną zmianę na jego twarzy, a raczej w oczach.

– Gdyby naprawdę chciał mnie pan wyrzucić, już dawno byłabym za drzwiami – odparła, siadając na krawędzi biurka, gdzie jeszcze nie tak dawno leżały pracę uczniów.

Uśmiechnęła się dostrzegając chwilowe spojrzenie na swoich udach. Odchrząknęła, zakładając nogę na nogę. Oparła dłoń na biurku za plecami.

– Sam profesor widzi… A może mam mówić, Severus? – mruknęła, nie dowierzając.

Jawnie z nim flirtowała, jakby robiła to od zawsze. Jednak bycie kobietą ma swoje zalety i dopiero teraz to zrozumiała i miała zamiar zdobytą wiedzę wykorzystać. Poruszyła stopą, wpatrując się w niego z delikatnym uśmiechem. Jabłko Adama poruszyło się gwałtownie, gdy jego wzrok zatrzymał się na jej łydkach. Może gdyby nie miała na sobie szkolnego mundurka, chętniej chciałby się zabawić.

Zabawić? Boże. Hermiono co się z tobą dzieje? Do reszty ci odbiło.

– Nie wiesz na co się piszesz, Granger.

Och. Gdyby tylko wiedział. Przecież ona  niewiele potrafiła. Jedyne co umiała to wymieniać pocałunki, a jednak dążyła do ich zbliżenia. Najpewniej oszalała, wybierając właśnie jego.

Zbliżyła do niego twarz. Serce uderzało w jej piersi jak oszalałe. Bała się, oczywiście, ale czuła, że nie będzie normalnie funkcjonować bez tego wszystkiego.

– Cóż… Skoro profesor nie chce… – szepnęła, odsuwając się.

Chwycił ją za kark. Sapnęła na tak gwałtowny ruch. Popatrzyła w jego jarzące gniewem oczy, zastanawiając się w myślach czy zrobiła dobrze prowokując tego mężczyznę. Zagryzła wargę.

– Nie baw się ze mną, Granger. Nie wiem dlaczego to robisz. Mogę zrozumieć, że w jakiś pokręcony sposób ci się podobam, albo masz nierówno pod sufitem, ale nie prowokuje się węża, gdy ten może zaatakować.

Hermiona przełknęła nagle powstałą gulę w gardle, ale nie miała zamiaru się wycofać. Pragnęła go, pragnęła wiedzieć jak to jest być z mężczyzną. Nic teraz nie miało jej powstrzymywać. Nawet jeśli otrzyma od niego jedynie ból, czy odtrącenie, chciała to przyjąć. Spojrzała na jego zaciśnięte wargi i nagle sapnęła zaskoczona, gdy zaciśnięta dłoń przyciągnęła ją bliżej, a jego usta zaatakowały jej w dość brutalny sposób.

Całował gwałtownie, wręcz nie potrafiła tego w tym momencie określić. Namiętność buchała z ich ciał, jakby w końcu znalazła ujście, którego od dłuższego czasu nie mogła odnaleźć. Zalążki jej umiejętności chowały się przy tak doświadczonym czarodzieju, jakim z pewnością był Snape. Sam pocałunek dawał wiele do myślenia, a ona wręcz czuła jak jej ciało zapłonęło z pożądania. Westchnęła mu w usta, gdy jedną z warg boleśnie przegryzł.

– Zbyt wiele nie trzeba by cię podniecić, Panno Granger. Nieprawdaż?

Och, ten wszystko wiedzący uśmiech.

Znowu poczuła zdradzieckie rumieńce na policzkach, ale wyglądało to tak, jakby mu one odpowiadały.
Przyjechał palcem po rozgrzanym poliku, kierując nim w stronę ust, które jeszcze przed chwilą brał w posiadanie.

– Zastanawiam się jednak, dlaczego jesteś tak uparta. Rozumiem, że jestem dla ciebie rozkojarzeniem. Czyżbyś chciała, aby ono zniknęło? – chwycił jej brodę w dość bolesny uścisk i przytrzymał, gdy miała ochotę odwrócić wzrok.

Patrzył chcąc doszukać się prawdy. I dostrzegł te błyski, dla Hermiony nic nie znaczące, a dla niego wręcz przeciwnie.

– Mała Granger czegoś pragnie. To się robi coraz ciekawsze – odparł niskim głosem, wręcz mruczącym, co podziałało na jej zmysły.

– Wezmę to co mi dasz, Severusie. Nawet jeśli miałby być to tylko ten pocałunek.

Serce biło nierówno, a oddech wciąż unosił jej klatkę piersiową w szybszym tempie niż normalnie. Zagryzła wargę obawiając się. Czy jeśli między nimi coś się wydarzy, czy potraktuje ją jak ladacznice? Cała ta sytuacja powoli zaczynała ją przerastać. Nigdy tak się nie zachowywała, ale nie mogła tak po prostu wybić sobie jego i snu z głowy. Chyba powoli popadała w czysty obłęd. Jednak była Gryfonką, a dom Lwa słynie z odwagi, którą teraz wykorzysta.

– Dam ci więcej niż bym chciał, Granger – szepnął, ze zmarszczonymi brwiami, jakby nie do końca rozumiejąc dlaczego tak postępuje. – Jednak nie oczekuj romantycznych emocji – skrzywił się.

Skinęła głową rozumiejąc doskonale. Na miłość było za wcześnie, tym bardziej na zauroczenie. Był to tylko pociąg fizyczny, który każdy z nas w sobie ma. Jedni o większej silne, drudzy o mniejszej, jednak każdy chciałby w jakimś stopniu zaznać bliskości z drugim człowiekiem. Ona wybrała Severusa Snape’a, inni mogli by wybrać choćby Harry’ego Pottera. Każdy ma swoje priorytety w wyborze. Ona ostatniej nocy sobie go wyśniła.

– Łamię swoje zasady, Panno Granger.

Hermiona dostrzegła na jego twarzy konsternację i kolejną zmarszczkę, którą kciukiem delikatnie rozmasowała. Nie chciała go do niczego zmuszać. Widocznie też w jakimś stopniu jej pragnął i tylko honor trzymał go, aby się do niej nie zbliżyć. Podziwiała Snape’a i nawet jeśli miałaby zaraz wyjść, ta chwila zapomnienia, która go ogarnęła, w zupełności by wystarczyła.

– Jeśli nie chcesz… – jej głos przestał ociekać flirtem i pewnością siebie, ale jedno jego spojrzenie spowodowało, iż urwała w pół zdania.

– Wiesz mi Granger, mnie nie idzie do niczego zmusić, ale powinnaś wrócić do dormitorium. Nici z przyjemności, choć flirtem nie pogardzę. Następnym razem jednak jak masz czelność ze mną pogrywać, wybierz inny czas niż przerwę między lekcjami.

Zupełnie o tym zapomniałam, ale musiałam w głębi duchu przyznać sama przed sobą, że nie żałowałam ani minuty spędzonej w jego towarzystwie. Ten mężczyzna miał być jeszcze mój. W późniejszym terminie niż zakładałam, ale może do tego czasu zdążę przeczytać jakąś przydatną książkę?

Hermiona zarumieniła się, ale skinęła głową i zeszła z biurka, poprawiając spódniczkę. Uśmiechnęła się do Severusa i pochylając się szybko w jego stronę, przycisnęła na moment swoje usta do jego, skradając pocałunek.

– W takim razie do zobaczenia na szlabanie, profesorze – puściła mu oczko, zabierając swoje rzeczy i wyszła z klasy na następne lekcje.

★★★

Merlinie. Zachowywałam się jak zdesperowana kobieta. Co on sobie o mnie pomyślał? Dlaczego tak bardzo mi na tym zależało? Owszem denerwuje mnie ta bezsilność związana z jego osobą. Tak długo zwlekałam, wieczorami fantazjowałam, jakby to było by w jego władczych ramionach… Odbiło mi. Kompletnie mi odbiło.

Chodziła w kółko po dormitorium dziewczyn, ciesząc się z braku współlokatorek. Jej myśli gnały z zawrotną prędkością, nie dając jej spokojnie pomyśleć. I nawet gdyby chciała, nie wiedziała, co począć w sprawie Severusa Snape’a. Dzisiaj miała mieć szlaban, na którym mogło wydarzyć się wszystko. Od czyszczenia kościółków po splątane w uścisku ciała jak podczas snu, który miała już któryś raz z rzędu. Jakby nie chciały jej opuścić dopóki oni nie zaspokoją swoich pragnień.

Podrapała się po ramieniu i podeszła do lustra. Dostrzegła w nim siebie, lekko niepewną i nieporadną jak przez cały okres swojej nauki. Przeżyła wojnę, walczyła, a mimo to, w sytuacjach damsko-męskich była jedynie pierwszakiem, który dopiero poznaje ten świat. Westchnęła, unosząc głowę wyżej. Sylwetkę wyprostowała, nadając jej mniej garbatego wyrazu, a krągłości nagle wyglądały na o wiele większe, niż podczas zasłaniania ich książkami. Sterczące loki, opadały na plecy sięgając łokci. Nie była pięknością, ale jak każda kobieta, chciała podobać się mężczyźnie. Pozbyła się mundurka, pozostając w bieliźnie w kolorze pudrowego różu. Na gumce przy pępku widniała mała kokardka z ozdobnym diamencikiem, a pośladki zakryte materiałem zakończone były niewielkim paskiem z delikatnej koronki. Miseczki od biustonosza choć zabudowane, także miały naszyte wzorki róż, a pomiędzy piersiami wisiała taka sama kokardka jak u dołu kompletu. Niby nic. Zwykła bielizna, a czuła się w niej dobrze i kobieco.

Hermiona westchnęła sięgając po koszulę. Zastanawiała się czy dobrze robi. Może powinna poczekać do zakończenia roku szkolnego? Snape czułby się komfortowo i nie patrzyłby na nią jak na uczennicę. Dotrzymałby danego sobie słowa, nie martwiąc się w późniejszym czasie wyrzutami sumienia.

Flirtem nie pogardzę… Jego słowa aż obiły się w jej głowie. Czy dzisiaj też miałam go kokietować? Podobało mu się to? Nie jestem jak Lavender Brown, która jednym uczesaniem włosów, miała chłopaka na skinienie palca. Merlinie. Co jeśli w jakiś sposób jestem dla niego atrakcyjna? Może dostrzegł we mnie coś więcej niż łatkę Panny Wiem To Wszystko?

Hermiona dopięła koszule, na moment przystając przy ostatnim guziku i wypatrzyła się w swoje odbicie w lustrze. Oczy jej lekko świeciły, odbijając światło pochodni, jednak krył się tam blask emocji, które w sobie czuła.

– Co jeśli się mylę, a on ma romanse z innymi uczennicami i jestem tylko kolejną jego zdobyczą?

Odpowiedziała jej cisza, ale w głębi serca czuła, że Severus Snape nie należy do tego typu osób. Znała odpowiedź na zadane pytanie, zanim w ogóle wypowiedziała je na głos.

Cieniste rajstopy okryły jej nogi. Doskonale pamiętała jego wzrok. Na ułamek sekundy wręcz czuła to palące spojrzenie, jak sunie po jej nogach. Wciągnęła na biodra rozkloszowaną spódniczkę w kolorze dojrzałego wina i okręciła się, spoglądając na siebie w lustrze. Nie wyglądała źle jak na jej standardy kujonki. Wręcz musiała przyznać, że wyglądała całkiem znośnie. I nawet jej busz na głowie jakoś bardzo nie odstawał od kompozycji.

Nigdy nie sądziłam, że będę się stroić dla profesora. Absurd!

Sięgnęła po flakonik o kwiatowym zapachu i spryskała się, wyczuwając zapach konwalii. Otrzymała go od mamy na urodziny i przysyłała zawsze, jeśli tylko go potrzebowała. To była ostatnia jej buteleczka, później będzie musiała kupować go sama. Zacisnęła go na moment w dłoni przytłoczona chwilowym wspomnieniem.

Nie czas na użalanie.

Spojrzała na zegarek wiszący na ścianie. Już za chwilę miała wybić pora kolacji. Powinna się na nią udać, aby nie siać względnej paniki czy podejrzeń, ale jak mogła wyjść tak i wytłumaczyć swój ubiór chłopcom, którzy wiedzą, że ma zaraz po posiłku szlaban ze Snape’em? Była jednak czarownicą i po coś uczyła się tych wszystkich zaklęć, nawet maskujących czy upiększających.

Delikatny makijaż pojawił się na jej twarzy, podkreślając oczy, które odziedziczyła po ojcu. Była to jedyna rzecz, którą w sobie lubiła. Duże, brązowe, można nawet stwierdzić, że barwą przypominały orzechy laskowe.

Zaklęcie rozproszenia spłynęło po jej ciele, ukrywając wygląd. Odbicie w lustrzanej powłoce ukazywało ją w jasnych jeansach i luźnym sweterku, ukrywającym jej kobiece wdzięki. Uśmiechnęła się zadowolona i spojrzała na buty, które miała jako jedyne w szafie w mnogiej ilości. Uśmiech momentalnie zszedł z jej twarzy.

Co zrobić z butami? Transmutacja, transmutacją, ale ja nawet nie wiem jak miałyby wyglądać!

Chwilę się głowiła zanim w ogóle wypowiedziała zaklęcie zmiany wyglądu. Czarne, wygodne buty zmieniły się na czółenka na wąskim słupku w tym samym kolorze co wcześniejsze obuwie. Obawiała się w nich chodzi po ruchomych schodach, ale jeśli w czwartej klasie dała radę to i tym razem da. Zapieła mały paseczek na kostce i wyprostowała się, ostatni raz przyglądając się swojemu odbiciu. Zaklęcie działało, więc mogła ruszać na kolację.

W jej głowie nadal jednak wracały myśli, co zrobić z daną sytuacją. Wczoraj wręcz nie poznawała siebie. Flirtowała ze swoim profesorem, jakby był jej znajomym od dłuższego czasu. Coś co nie zdarzało jej się codziennie. Raz próbowała na Ronie kobiecych gierek, jednak jedynie ją zbył. Nie czuła tego czegoś co pozwoliło jej z pewnością siebie poderwać chłopaka, a jednak tu sytuacja była zupełnie odwrotna. Podrywała mężczyznę, dorosłego mężczyznę z bagażem życiowym i nieprzyjemnym charakterem. I robiła to z elegancją i dużą pewnością siebie, której na co dzień jej brak. Dlaczego? Sama zadawała sobie to pytanie. Nie znała odpowiedzi. Może wynikało to ze snów, może czuła wewnątrz jakieś przyciąganie…

Przyciąganie. Też mi coś. Przecież jest dla mnie atrakcyjny, tak? No to nic dziwnego, że mnie przyciąga. O Merlinie. Czy te schody właśnie próbowały zwalić mnie z nóg?

Chwyciła się poręczy, gdy szarpnęły w prawą stronę zmieniając kierunek. Musiała poczekać, aż wrócą na wcześniejsze miejsce lub ruszyć w dół okrężną drogą. Co jednak miała do stracenia? Mogła iść korytarzami, będąc myślami daleko i nie martwić się, że na kogoś wpadnie. W końcu wszyscy znajdowali się aktualnie na ostatnim posiłku dnia w Wielkiej Sali.
Pozwoliła więc myślom błądzić. I gdy tak przemierzała ciszą owiane korytarze, doszła do wniosku, że co będzie to będzie.

Jak za dotknięciem różdżki przestała się martwić. Uśmiech rozjaśnił jej twarz, a ciało jakby dostało pozytywnej energii, której nie potrafiła wykorzystać w inny sposób niż ten, podskakując. Zakręt jednak nie był tym czego się spodziewała, a na pewno nie czarnej postaci wychodzącej prosto na nią. Zgubiła krok, wyginając stopę w lewą stronę, co spowodowało jej bliskie spotkanie ze ścianą.

Och mój Boże. Zabiję się w tych butach!

Jęknęła boleśnie tłukąc sobie kolano o ramę obrazu. Niezadowolona intruzem postać zbeształa Hermionę, zanim ta zdołała cokolwiek zrobić.

– Granger, ty łamago – rzucił w jej stronę czarodziej, który był wszystkiemu winny.

Oczywiście tak sądziła jedynie Hermiona. Pochwycił ją za ramię pomagając stanąć prosto i zlustrował ją mimowolnie wzrokiem. Uśmiechnęła się do niego lekko, przeczesując włosy za ucho.

Och, ale będzie miał niespodziankę, gdy wejdę do niego w zupełnie innej odsłonie!

– Kolacja trwa Panno, Granger. Czas skończyć z wycieczkami i iść na posiłek. Pamiętaj, że zaraz widzimy się na twoim szlabanie w moim gabinecie – odrzekł sucho, mijając ją.

Czy to było specjalnie czy nie, ledwo wyczuwalne muśnięcie jego palców, wysłało tysiąc iskierek w głąb jej ciała, doprowadzając do przyjemnych dreszczy. Westchnęła, spoglądając w tył, jednak nie dostrzegłszy czarno odzianej postaci, zwróciła wzrok przed siebie.

Nie zwlekając więcej, ruszyła do Wielkiej Sali, uprzednio mówiąc parę słów do portretu, który dalej wyrażał swoje zdanie na temat zuchwalstwa uczniów.

Gwar rozmów i stukot o talerze sztućców rozniósł się wokół niej, kiedy tylko otworzyła drzwi Wielkiej Sali. Weszła do środka, przez nikogo niezauważona, dostrzegając znajome twarze, w tym jej gryfońskich przyjaciół, zwariowanej krukonki i pewnego, wrednego ślizgona, który skinął jej jedynie głową.
Zasiadała do stołu domu, nakładając na talerz parę pasztecików dyniowych, patrząc ukradkiem na znikające w popłochu ciasto marchewkowe. Ronald pochłaniał jedzenie, Ginny rozmawiała z Parvati, a jej pozostał Harry, który musiał poruszyć temat jej szlabanu.

– Snape pewnie uszykował ci tonę kociołków do wyczyszczenia – odparł, wkładając sobie kolejną porcję jajecznicy do buzi.

– Pewnie tak – odparła lekko nieprzytomnie.

– Co się dzieje, Hermiono? Już wczoraj byłaś myślami gdzieś daleko. Chyba po raz pierwszy jestem skłonny przyznać, że zasłużyłaś sobie na szlaban – odparł żartobliwie, szturchając ją lekko łokciem.

Hermiona zaśmiała się dość dźwięcznie, co zwróciło uwagę kilku najbliższych osób i jednej przy stole nauczycielskim.

– Jestem lekko rozkojarzona. Myślę, że to zmęczenie, w końcu już niedługo zdajemy testy.

– Tryb, muszę kuć, bo nie zdam, włączony? – naśmiewał się Harry, odsuwając się, gdy Hermiona uderzyła go w ramię.

Oj, żebyś tylko wiedział, co naprawdę jest przyczyną mojego obecnego stanu rozkojarzenia.

Spojrzała z uśmiechem w stronę stołu nauczycieli, gdzie zasiadała dyrektor McGonagall, a tuż obok czarodziej o skwaszonym wyrazie twarzy. Jakby wyczuwając, że jest przez nią obserwowany, spojrzał w jej kierunku, unosząc brew. Posłała mu oczko, nie bacząc na ludzi w swoim otoczeniu.

Zakrztusił się czy tylko mi się wydawało?

Ale ktoś na pewno się zakrztusił i był to Harry, który z niedowierzaniem wpatrywał się w Hermionę, by później rozejrzeć się, czy ktoś widział to samo co on. Zbyła to, pochłaniając ciasto marchewkowe, na które od początku miała wręcz niewyobrażalną chęć skonsumowania.

Zanim się obejrzała, szła ponownie przez korytarze zamku oświetlona jedynie światłem pochodni i jasnym promykiem wydobywającym się z jej różdżki. Mijała pojedynczych uczniów, którzy tak jak ona skończyli jeść kolację i udawali się do dormitorium czy na szlabany u innych nauczycieli.

Uśmiechnęła się widząc rozmarzony wyraz mijającej ją Luny. Schody w dół poprowadziły ją do lochów zamku, gdzie znajdowała się klasa eliksirów oraz prywatny gabinet Snape’a.
Zagryzła wargę przemierzając ostatnie dwa kroki w stronę drzwi i zastukała nie chcąc więcej przedłużać tego momentu.

Otworzył jej czarodziej o zimnym wyrazie twarzy, bez zbędnego dzień dobry, kazał wejść do środka i usiąść na krześle tak twardym, że nie sądziła kiedykolwiek, iż takie w ogóle istnieje. Zanim zdążył usiąść na swoim wygodnym fotelu, ona zdążyła trzy razy zmienić pozycję.

– Wiesz dlaczego tu jesteś, nie muszę ci tego tłumaczyć. Jednak jak pewnie wiesz, kociołki aż piętrzą się zakopane w brudzie po sam brzeg – rzekł sucho, dostrzegając jej lekki grymas twarzy. – Natomiast my dzisiaj porozmawiamy – odparł, z satysfakcją dostrzegając jej zaskoczenie.

– Tylko porozmawiamy?

Uspokój się Hermiono! Na brodę Merlina!

Zarumieniła się przez okazaną śmiałość, chrząkając, gdy napotkała wzrok czarnych oczy patrzących na nią z dość interesującym błyskiem – zaciekawieniem.

– Powiedz mi Granger, co cię tak do mnie ciągnie? Rozumiem zauroczenie czy względną fascynację, ale żeby proponować nauczycielowi coś takiego, trzeba mieć duży tupet, dziewczyno.

– Reagujesz na mnie w jakiś sposób i to mi wystarcza. Nie mówię, że się panu podobam, ale fizyczna strona pragnie mojego ciała i tak samo jest z mojej strony. Jest pan atrakcyjny, ale czuje jedynie pożądanie. Nic związanego z miłością czy zauroczeniem. To siedzi we mnie, a jeśli się nie mylę, to dzisiejszej nocy znowu wyśni mi się pewien mroczny czarodziej o przenikliwym i pięknym spojrzeniu czarnych oczu – odparła szczerze, opuszczając krzesło i siadając na rogu jego biurka. Na pewno było wygodniejsze niż miejsce skazańców.

– Zaskakujące, muszę przyznać – mruknął, lustrując jej sylwetkę wzrokiem. Skrzywił się patrząc na szeroki sweter oraz spodnie. – Mam wrażenie, że twoje sny mają jakieś znaczenie i korci mnie, abyś i dzisiejszej nocy spotkała bliskie spotkanie, jak to ujęłaś, z mrocznym czarodziejem – prychnął, posyłając jej aroganckie spojrzenie. – Jednakże muszę sprostować twoją wypowiedź. Nie czuje do pani absolutnie nic, Panno Granger i oczywiście, jest to raczej fizyczny pociąg, gdyż jeśli mam być szczery, nie gustuje w uczennicach.

– Więc dlaczego? Dlaczego pozwalasz mi z tobą flirtować? Co skłoniło cię do „zainteresowania się” takim kujonem jak ja?

Musiała to wiedzieć, wręcz nie mogła pozwolić, aby teraz, tak nagle przerwał, gdy mówił zupełnie szczerze. Odwdzięczył się za jej prawdę i tylko teraz mogła to samo usłyszeć od niego.

– Gdybym miał się spotykać z idiotką, to nawet na Nokturnie czy w przydrożnym Barze coś by się znalazło, Granger. Mnie interesują inteligentne kobiety, które znają swoją wartość i nie szczebioczą jak francuzki.

Z lubością delektowała się jego słowami, dostrzegając ukryty komplement. Uśmiechnęła się do niego, dumnie unosząc podbródek. Czy chciał czy nie w jakiś sposób byli ze sobą złączeni. Nie wiedziała jeszcze jak, ale ona się tego dowie. Prędzej czy później.

– Dlatego ja, jako mądra kobieta, nie przyszłam do profesora w spranych jeansach i szerokim swetrze, lecz w czymś dużo przyjemniejszym dla oka – mruknęła, stukając w siebie różdżką.

Zaklęcie rozproszenia zniknęło ukazując ją taką, jaką chciała aby podziwiał. Uśmiechnęła się machając stopą, gdy jego spojrzenie prześlizgnęło się po jej nogach. Musiała przyznać, że w tych butach nawet zgrabnie wyglądają, więc tym bardziej chciała je eksponować.

– Flirt, Granger? Już skończyła ci się cierpliwość? – zmarszczył brwi zirytowany.

– Może odrobinkę, zresztą usłyszałam to co chciałam, więc nic nie stoi na przeszkodzie.

– Stoi bardzo dużo, Granger. Jestem twoim profesorem, na Merlina. Czy to, że jestem starszy cię nie odrzuca? Cholera, mogłabyś być moją córką!

– W tym rzecz, profesorze – zamruczała, pochylając się w stronę jego wzburzonej postaci. – Wiek nic dla mnie nie znaczy, wręcz czuje przyjemne dreszcze oczekiwania, co tak doświadczony mężczyzna może dać kobiecie – sięgnęła dłonią do jego klatki piersiowej, przejeżdżając palcami po surducie. – Śnie o mężczyźnie, nie o chłopcu.

Widziała to chwilowe zawahanie. Tylko chwilowe, ale wykorzystała je, aby zmienić pozycję siedzącą, na pół leżącą i odpiąć dwa pierwsze guziki jego surduta. Reszty nawet nie śmiała ruszać.

– Radzę ci zejść z mojego biurka, Granger. Marsz czyścić kociołki. Szlaban to szlaban, Panno Granger. Radzę się przyłożyć do zadania, bo spędzisz przy nich całą nic, jeśli nie będą czyste na błysk – warknął odsuwając się od dziewczyny.

Hermiona z rozbawieniem spełniła jego rozkaz, udając się prosto do kantorka, gdzie mieściły się brudne kociołki czekające na uczniów odbywających szlaban. Snape nie dał się zwieść, jej kobiece sztuczki działały na niego, ale miał zbyt silną wolę. Trzymał się swojego zdania i cóż. Nie miała mu tego za złe. Może trochę, ale obiecała sobie, że nie będzie go do niczego zmuszać. Sam w końcu wyjdzie ze skromną inicjatywą, a wtedy ona będzie gotowa dać mu i sobie chwilę zapomnienia.

Machnięciem różdżki wyczyściła kociołki nie bacząc na prawdopodobnie wściekły wyraz twarzy Severusa. Wstała z kleczek, upuszczając gąbkę, zaciśniętą w lewej dłoni. Nie będzie marnować czasu. Wszakże nie sprecyzował zadania, nie zabrał jej różdżki, więc mogła wyczyścić jednym, sprawnym zaklęciem chłoszczyć, jak on za każdym razem, gdy mikstura ważona przez ucznia miała wybuchnąć. Czy postąpiła dobrze, czy źle miała się przekonać, gdy wyjdzie z kantorka.

Stanęła z nim oko w oko i nie musiała o nic pytać. Wiedział, że użyła magii. Nie skomentował tego jednak. Odsunął się na krok, ale ona przybliżyła się i zadarła głowę w górę.

Czy on musi być taki wysoki!?

– Nie wiem kogo bardziej męczysz. Mnie czy siebie, ale w końcu i tak coś między nami wybuchnie, a wtedy nie będziesz się przejmował naszymi istniejącymi relacjami – dotknęła szorstki policzek dłonią i z lekkim uśmiechem wyszła z gabinetu, pozostawiając po sobie ciszę.

★★★

Witajcie! Powracam do Was z miniaturką, która będzie podzielona na części. Nie martwcie się. To dopiero początek tej historii. Trzymajcie się ciepło, do zobaczenia! 💜

Darietta

RozdziałyWyśniony cz.2 >>

Ten post ma 2 komentarzy

Dodaj komentarz