Tak, jak było umówione, w sobotnie popołudnie dwójka przyjaciół spotkała się w pubie Trzy Miotły ze swoim dawnym, szkolnym wrogiem. Zajęli miejsca przy najbardziej oddalonym stoliku w pomieszczeniu, a dodatkowo Hermiona rzuciła zaklęcie rozpraszające, tak by nikt nie mógł ich posłuchać. Mimo że było już cztery lata po wojnie i wszędzie panował względny spokój, nie można było wykluczyć, iż dawni wrogowie Harry’ego nie kręcą się w jego pobliżu. Jak wiadomo, jedni mieli go za bohatera inni wręcz przeciwnie. Nie ma się co łudzić, kilkunastu czarodziejów mimo braku mrocznego znaku na przedramieniu nie życzyło dobrze, Chłopcu, który pokonał Czarnego Pana. Chodziło głównie o majątki i posady, jakie potracili w wyniku klęski Voldemorta. Niestety, dla niektórych ważniejsze były ich własne korzyści, aniżeli wolność i bezpieczeństwo reszty społeczeństwa. Był to fakt smutny, acz jak najbardziej prawdziwy i nikt nie miał na to żadnego wpływu.
– Dobrze, że nie wzięliście ze sobą Wesleya— zaczął spokojnym tonem Draco, który odrobinę przygarbił się tak, jakby bał się, że ktoś za chwilę potraktuje go straszną klątwą. Oczywiście nie było to możliwa dzięki Hermionie.
– Daj spokój, lepiej mów dokładnie, o co chodzi. – Niezadowolony ton dziewczyny rozbrzmiał w uszach pozostałej dwójki.
Oczywiście w głębi duszy przyznała jasnowłosemu rację. Nie chciałaby, Ron brał udział w ich rozmowach, byłoby to dla niej zbyt trudne i bolesne widzieć jego niezadowoloną twarz i pogardliwe spojrzenie.
– Tak, do rzeczy — potrząsnął blond czupryną i kontynuował, nie zwracając uwagi na ton kobiety- Od początku. Jakieś dwa miesiące temu dostałem anonimowy list, właściwie to krótką notkę z informacją, że Snape został pojmany przez aurorów. Nie wiem, w jakich okolicznościach i gdzie przebywał do tamtej pory, ale wiem, że był u jakiegoś przyjaciela. Nic konkretnego. – Wzruszył ramieniem, jednocześnie biorąc łyk ognistej.
– To niewiele — Stwierdziła brązowooka, z niezbyt zadowoloną minął.Niestety, to co wiedział Malfoy było bardzo mało konkretne i nie mówiło nic poza tym, że ich były profesor, żyje i obecnie jest zamknięty w Azkabanie. Umysł dziewczyny, aż krzyczał o więcej konkretów i informacji, jednocześnie wiedząc, że nic z tego. Spojrzała po kilku chwilach na milcząco Harry’ego. Wydawał się jakiś zmyślony i nieobecny. Jakby jego ciało było faktycznie z nimi i siedziało przy zniszczonym stoliku, ale myśli błądziły gdzieś zupełnie indziej. Nie była do końca pewna, o czym myślał, ale gdzieś z tyłu głowy majaczyły jej myśl, że raczej nie zastanawiał się nad losem Snapea. Nie wiedząc czemu, poczuła nagle nieprzyjemny ucisk w żołądku, jakby lodowata dłoń chwyciła ten konkretny organ i mocno zacisnęła na nim palce. Westchnęła ciężko, dzięki czemu sprowadziła nieobecnego przyjaciela na ziemię.
– Faktycznie mało informacji jak na początek. – Nareszcie odezwał się Potter, poprawiają ciało spoczywające na krześle. Hermiona przegryzła dolną wargę, Draco rzucił czarnowłosemu pogardliwe spojrzenie, ale milczał uparcie. Widać było frustrację na jego twarzy, wyraźnie chciał coś powiedzieć, lecz toczył w głowie batalię myśli czy powinien mówić coś więcej byłym gryfonom.
– Zastanawia mnie jedna rzecz Malfoy— zaczęła dość spokojnym głosem Granger, równocześnie splatając ze sobą palce obu dłoni, opierając je na blacie stołu.
Szare tęczówki chłopaka przesunęły się leniwie ze szklanki z alkoholem na kobietę. Widocznie oczekiwał pytania, jakie chciała mu zadać.
– Czemu, tak właściwie ten ktoś zwrócił się właśnie do ciebie? Nie oszukujmy się, nie jesteś wpływowym czarodziejem, a już szczególnie w ministerstwie. Twój ojciec po wojnie bardzo dużo stracił na znaczeniu. Z Harrym nie jesteście w dobrych kontaktach. Nie widzę, więc większego sensu angażowania ciebie w to wszystko. Coś mi tu nie gra.
Draco wyraźnie spochmurniał. Z całą pewnością słowa dziewczyny ugodziły w jego dumę, ale zdawał sobie sprawę z ich prawdziwości.
– Myślę, że nie chodzi o moje wypływu — warknął niezadowolony — mam wrażenie, że on sam mnie wybrał, przecież jestem jego chrześniakiem w sumie jedyną rodziną, która może jakkolwiek pomóc. Hermiona drgnęła na to stwierdzenie, a silny ból przeszył jej serce. Poczuła się okropnie, ale musiała udawać, że to, co usłyszała, nie ma dla niej żadnego znaczenia.
Po prostu musiała przyjąć do wiadomości fakt, że jej tajemnica musi pozostać jej tajemnicą. Widocznie naprawdę tego chciał skoro to Malfoy
dowiedział się jako pierwszy, że on w ogóle żyje.
– Możesz mieć rację — przyznała, Harry lekko uśmiechając się do blondyna.
– Jako Auror mogę sprawdzić więźniów w Azkabanie…
– Harry ty naprawdę myślisz, że ot, tak po prostu pozwolą ci tam wejść i szperać? – wpadła przyjacielowi w słowo.
– Cóż, myślę, że tak.
Hermiona energicznie potrząsnęła głową, może chłopak miał rację, ale ona nie zamierzała mu pozwolić tam iść.
– Uważasz, że twoja nagła obecność i zainteresowanie jakimkolwiek więźniem, może nie wydać się podejrzane? Ja pójdę, mam znajomego, który da mi dostęp do akt więźniów, a do tego zachowa dyskrecje. Prawda była taka, że to właśnie panna Granger chciała jako pierwsza zobaczyć profesora Snapea. Miała swoje powody, o których nikt nie wiedział i wolałaby, aby tak pozostało. Poza tym uważała, że Harry był najgorszą opcją z całej trójki, jeśli chodziło o spotkanie z Mistrzem elektorów.
– No dobra, ale co z Ministerstwem i całą resztą ludzi nienawidzących Snapea? – zagadną młody Malfoy, przerywając dyskusję dotycząca wejścia do magicznego więzienia. Niestety duża część magicznego społeczeństwa nadal pamiętała kto zabił Dumbledora i kto natychmiast zajął jego miejsce w Hogwarcie. Nikt nie dopuszczał do siebie myśli, że to wszystko było przez starego dyrektora zaplanowane. Żaden czarodziej ani czarownica nie myśleli, że być może to wszystko, co uczynił Snape
było wynikiem wieczystej przysięgi i oddania staremu czarodziejowi. Jedynie garstka ludzi wiedziała, co tak naprawdę kryło się za tą fasadą kłamstw, manipulacji i poczucia ogromnej winy, którą umiejętnie wykorzystano.
Harry i Hermiona spojrzeli na siebie, wiedząc doskonale, że ten element jest dość istotnym, a zarazem jednym z najtrudniejszych etapów, jakie ich czekały.
– Kingsley będzie musiał teraz zobaczyć wspomnienia, które posiada Harry, myślę, że jeśli uda nam się go przekonać to wstawi się w sprawie Snapea jednak najpierw musimy do niego dotrzeć. Być może Sev-ehm Snape będzie miał więcej dowodów na swoją obronę. Ponadto powinniśmy odszukać albo chociaż spróbować skontaktować się z przyjacielem, o którym mówił Malfoy. – Głos Hermiony wydawał się twardy i zdecydowany, wiadomo było, iż nie można było się sprzeciwić jej słowom.
Miała nadzieję, że żadne z nich nie zwróci uwagi na jej zająknięcie. Zarys planu dziewczyny wydawał się sensowny, ale niektóre jego elementy mogły być nieco problematyczne.
– To się może udać, zwłaszcza że Kingsley jest twoim fanem Potter, ale czy to wystarczy? – westchnął Draco
popijając swój alkohol. Jego szaro-błękitne oczy zatrzymały się na twarzy zielonookiego, który od dłuższego czasu wyraźnie przyglądał się mu. Przez kilka krótkich sekund patrzyli na siebie, tocząc walkę spojrzeń. Pierwszy wzrok odwrócił Harry, który poczuł się dziwnie zawstydzony. Sam nie wiedział, czym to było spowodowane jednakże już od bardzo dawna nie czuł tego rodzaju zawstydzenia.
Jego oczy zatrzymały się na pustym już kuflu po piwie kremowym. Mimowolnie sięgnął pamięcią do chwili, gdy ów zawstydzenia poczuła. Przypomniał sobie swój czwarty rok w Hogwarcie i próbę zaproszenia krukonik Cho Chang na bal bożonarodzeniowy. To właśnie wtedy poczuła te konkretne zawstydzenie, po raz pierwszy w życiu. Na samo wspomnienie uśmiechnął się pod nosem.
Draco nieco zdziwił się zachowaniem chłopaka, nie bardzo wiedział, o co mu chodziło. Zaskoczył go nagły uśmiech, który na krótką chwilę zagościł na twarzy czarnowłosego. Były ślizgon zmrużył na moment oczy, by chwilę później otrząsnąć się i wrócić myślami do tego, co było istotne. Nie mógł pozwolić sobie na rozpraszanie się przez kogoś takiego jak Harry, chociaż było coś, co blondyn skrywał głęboko w sercu. To coś było bardzo wstydliwe i skrupulatnie ukryte.
Draco jako głowa rodu musiał być poważany i szanowany, oczywiście po klęsce Voldemorta było to wyzwanie niezwykle trudne, ale nie niewykonalne. Nie mógł pozwolić sobie na żadną skazę na wizerunku.
– Mam nadzieję, że tak — odezwał się w końcu Potter, przerywając ciszę, która zagościła między nimi.
Hermiona odchrząknęła i poprawiła się na drewnianym krześle, które powoli stawało się coraz mniej wygodne.
– Musimy się przekonać, jak to będzie, wydaje mi się, że na razie to wszystko. Dopóki nie będziemy wiedzieć czegoś więcej, nie ma sensu gdybać.Harry ty masz na głowie Ministra, Malfoy postaraj się o kontakt z tym nieznajomym, a ja biorę na siebie Azkaban, jasne? Obaj pokiwali głowami na zgodę.
~&~
Poniedziałek, znienawidzony dzień każdego, niezależnie od wieku i płci. Młodzi musieli iść na zajęcia szkolne, a dorośli do pracy. Wspomnienia wspaniałego weekendu odchodziły w niepamięć. Budziki ponownie trzeba było nastawić na ranne godziny, a co najgorsze trzeba było przetrwać kolejne pięć dni z myślą byle do soboty. Tak samo było z brązowooką kobietą, która punkt ósma weszła do swojego niewielkiego gabinetu. Pierwsze co rzuciło się jej w oczy to niewielki stos pergaminów. Jak sądziła, musiał być to wnioski od pokrzywdzonych czarodziejów i
czarownic gotowe do rozpatrzenia.
Praca w departamencie praw czarodziejów nie była łatwa i przyjemna, jakby się mogło pozornie wydawać. Bywały dni lepsze i gorsze, ale nigdy nie było prosto, ponieważ na stanowisku Hermiony
trzeba było być bardzo uważnym. Odpowiedzialna była między innymi za rozpatrywanie wniosków o łamanie praw czarodziejów. Oczywiście, czasami zdarzały się sprawy naprawdę idiotyczne. Pewnego razu na jej biurko trafiła skarga typu: kobieta A zgłasza łamanie prawa przez mężczyznę B (jej współmałżonka). Sprawa dotyczy zbyt intensywnego użycia siły wycelowanej w pośladek pokrzywdzonej… I tak dalej, zdarzały się takie kwiatki, ale były one rzadkością i raczej lądowały w koszu. Na ogół sprawy były poważne i należało się przy nich skupić, prześledzić wiele magicznych kodeksów, a nawet skonsultować się z kimś innym.
A jak wiadomo, Granger była bardzo skrupulatną osobą i nie mogłam pozwolić sobie na żaden błąd. Jednak ten konkretny poniedziałek był zupełnie inny. Myśli kobiety błądziły po korytarzach czarodziejskiego więzienia, zastanawiając się gdzie mógłby być zamknięty Snape. Mimo że nie miał to teraz żadnego znaczenia, to zastanawiał ją również fakt, że Draco dowiedział się o wszystkim pierwszy. Nie mogłam tego w ogóle pojąć czuła coś na kształt zazdrości. Choć wiedziała, że nie powinna w sumie, po dłuższej analizie wykonanej nad zgłoszeniem o złamaniu różdżki, doszła do wniosku, iż z drugiej strony było to mądre posunięcie. Jakby na to nie patrzeć, niby czemu miałby informować właśnie ją. Wyglądałoby to, co najmniej dziwnie w oczach jej przyjaciół.
Z westchnieniem beznadzieji przyjechała opuszkami palców po lekko chropowatej strukturze pergaminu, który cały czas leżał przednią. Dopiero w tej chwili zauważyła, że informacja o zniszczeniu różdżki nie powinna trafić do niej. Jednym szybkim ruchem dłoni i przy pomocy zaklęcie niewerbalnego odesłała dokument do sortowni. Wiedziała, że musi wziąć się w garść i zacząć działać, to też wyciągnęła z biurka kawałek pergaminu, naskrobała krótką notkę i wysłała ją do odpowiedniej osoby.
~&~
Zielonooki siedział w gabinecie Ministra Magii, czekając aż ten skończy naradę, na którą został nagle wezwany. Młody mężczyzna wodził odrobinę nieprzytomnym wzorkiem po ścianach pomieszczenia. Nie poświęcał obrazom zbyt dużo uwagi, mimo że one ciekawsko na niego zerkały.
W pewnym sensie gabinet przywodził mu na myśli ten, w którym urzędował Dumbledore. Nie wiedząc czemu, czuł, że tamto miejsce umarło. Nie dosłownie, ale bez starego dyrektora nie było tym miejscem, które znał. Jak wiele razy tam był? Jak wielu rzeczy się tam dowiedział? Sam nie było w stanie zliczyć, było tego aż tak dużo. Po wojnie niejednokrotnie zastanawiał się, czy gdyby nie odwiedzał gabinetu dyrektora, to wszystko potoczyłoby się w inny sposób. Koniec końcu nie było w stanie odpowiedzieć sobie na to pytanie, ilekroć myślał nad tym wszystkim. Wychodził z założenia, że nie było innej drogi. Czuł się w pewien egoistyczny sposób jedynym, który mógł położyć kres Voldemortowi.
Sława nie była mu do niczego potrzebna, choć bywała przydatna. Już parę razy udało mu się wpłynąć na ludzi tylko dzięki swojemu nazwisku. Rzecz jasna nie robił tego na każdym kroku. Niestety dzisiejszy dzień był jednym z tych, kiedy musiał powołać się na swoje bohaterstwo, ale uważał, że robi to w słusznej sprawie. Zerknął z roztargnieniem na tarczę zegara wiszącego nad wejściem. Siedział w gabinecie już ponad trzydzieści minut. Gdzie ten Kingsley? – przebiegło mu przez myśl i jakby było to magiczne zaklęcie, w drzwiach pojawił się wyżej wymieniony czarodziej.
– Wybacz Harry, mamy ostatnio dużo pracy. Jak zdrowie? – zagadnął ciemnoskóry mężczyzna, szybko zajmując swoje standardowe miejsce.
– Już wszystko w porządku, ale nie przeszedłem tu podczas urlopu na pogawędkę. – Ton chłopaka wydawał się przyjacielski, ale oczy zdradziły jego ogólne zdenerwowanie.
– Domyślam się, więc o co chodzi? Chłopak dość energicznie wyciąga z kieszeni fiolkę ze wspomnieniami, którą przygotowała Hermiona poprzedniego dnia.
Shacklebolt wydawał się lekko zdziwiony ową fiolką i nie rozumiał, o co mogło chodzić. Milczał, czekał aż Harry raczy mu wyjaśnić, po co tak właściwie przyszedł do niego.
– Chcę, byś zobaczył te wspomnienia,
to bardzo ważne. Wiem o Snape i uważam, że one mogą zmienić twoje podejście to tego czarodzieja.
– Harry, ale skąd? – To nie jest na razie istotne, gdzie myśloodsiewnia?
Minister wyraźne był skonfundowany informacjami, jakie posiadał mężczyzna. Bardzo chciał wiedzieć skąd lub od kogo je uzyskał, ale znając temperament chłopaka, wiedział, że nie dowie się tego, dopóki nie spełni jego prośby. Z westchnieniem podniósł ciało z wygodnego fotela i mijając biurko oraz gościa podszedł do lustrzanej gabloty. Kilkoma machnięciami różdżki otworzył drzwiczki, zza których wyłoniła się kamienna bardzo ozdobna misa. Miała na sobie wyrzeźbione ornamenty roślinne, w które wplecione były inicjały wszystkich poprzednich Ministrów Magii.
– Zapraszam — Ponaglił młodego człowieka, który w ciszy obserwował wszystko, co się działo. Chłopak szybko poderwał się z zajmowanego miejsca i energicznie podszedł do misy i Shacklebolta.
Nie czekając na pozwolenie odkorkował fiolkę, by po chwili całą jej zawartość wlać do błękitno-białej tafli. Czarna smuga wspomnień zamajaczyła zapraszająco. Przeglądanie podarowanych wspomnień byłego profesora nie trwała długo. Minister wydawał się zaintrygowany, ale także lekko zmieszany. Harry nie był do końca pewien, czego może spodziewać się po mężczyźnie.
Zdawał sobie świetnie sprawę z tego, iż trudno było uwierzyć w dobre intencje kogoś takiego jak Snape. Mimo to czuł się zobowiązany zrobić wszystko, co tylko było możliwe. W głębi duszy wiedział, że robi to nie tylko dla profesora, ale także w pewnym stopniu myślał o Draco.
– Harry nie bardzo rozumiem, po co mi to pokazałeś? – zapytał starszy mężczyzna, wyciągając twarz z gładkiej, lśniącej tafli.
– Proszę byś rozpoczął proces Snapea, ale ze świadkami i tymi wspomnieniami. Wiem, że chcecie jak najszybciej pozbyć się problemu, ale jestem, temu człowiekowi wiele winien i chodź tyle chce dla niego zrobić.
Shacklebolt wydawał się zamyślić, jakby rozważał prośbę młodego Aurora. Jego twarz wydawała się nieprzenikniona i tajemnicza. Potter zacisnął dłonie w pięści z nadejścia nagłej paniki i niepewności. Nie miał zielonego pojęcia co zrobi, jeśli plan nie wypali. Nie chciał nikogo zawieść, ale milczenie Ministra nie wróżyło niczego dobrego.
– Niczego nie obiecuję, zwołam radę. Powiadomię cię, gdy coś uchwalimy, ale nie radzę ci się na nic nastawiać, rozumiesz?
Potter skinął głową, by po chwili pożegnał się z rozmówcą i opuścić jego gabinet z niezbyt zadowoloną minął. Nie czekając ani chwili udał się do biura, w którym pracowała Hermiona musiał z nią pilnie porozmawiać i omówić dalsze kroki. Na całe szczęście wydział Przestrzegania praw czarodziei nie był zbyt daleko od gabinetu Ministra Magii.
Bez zbędnego pukania, wparował do niewielkiego gabineciku, w którym raptem zmieściło się biurko dwie otwarte szafy, krzesło i Hermiona, pieczołowicie, nad czym pracująca.
Wtargnięcie chłopaka wybiło dziewczynę z rytmu, z niezadowoloną minął podniosła oczy, by spojrzeć na osobę, która raczyła przerwać jej pracę.
-Harry? – zdziwiła się, kompletnie się go tu nie spodziewając.
Nie pytała co się stało,po minie przyjaciela od razu było widać, że rozmowa z Kingsleyem nie poszła po ich myśli.
– To będzie trudniejsze niż zakładaliśmy — powiedziała opadając na krzesło naprzeciw, przyjaciółki.
Hermiona patrzyła na niego bez słowa, dając znak, iż powinien mówić dalej.
– Kingsley nie jest przekonany co do wspomnień, chce zwołać zebranie, pewnie będą sprawdzać autentyczność tego, co mu pokazałem.
– To niedobrze, w radzie Wizegmotu
jest wielu przeciwników Snapea, poza tym, zanim dojdzie do zebrania minie wiele czasu. Z tego, co wiem, ministerstwo ma mnóstwo spraw ważniejszych niż osadzeni w Azkabanie — Głos dziewczyny był cichy, ale oczy zdradzały zmartwienie.
W głębi duszy bała się, że nikt im nie pomoże, że ich starania pójdą w diabły. Nie chciała tego, ale nie miała mocy, aby wpłynąć na tych wyżej.
– Co, więc robimy? – zapytał przybity Auror.
– W sumie mógłbyś skontaktować się z Malfoyem i dowiedzieć jak idą mu poszukiwania i w razie czego pomóc.
Granger przekrzywiła lekko głowę spoglądając gdzieś ponad ramię Harry’ego. Chłopak aż dygnął na swoim miejscu, wiedział doskonale, o co chodziło jednak nie chciał o tym myśleć. Nie sądził, iż stare uczucie może być nadal tak silne. Mimo że na uwadze miał szczęście Ginny to nie potrafił zapomnieć, jego serce nie chciało zapomnieć, mimo że rozum i zdrowy rozsądek aż krzyczałyby się opamiętał.
– Harry, słuchasz mnie? – zapytała lekko niezadowolona dziewczyna, której głos dobiegał do uszu chłopaka jak przez grubą szybę.
– Tak, rozumiem już znikam.
Przeczesał dłonią włosy i z lekko zakłopotanym uśmiechem pożegnał przyjaciółkę, pośpiesznie wychodząc.
No nie może być zbyt prosto od początku 😀