Heaven Rozdział 1

Ciepły, majowy dzień. Można pokusić się o stwierdzenie, iż był spokojny, wręcz leniwy. Jeden z tych przyjemnych i beztroskich. Niezwykle ładna pogoda bardzo sprzyjała mieszkańcom Doliny Godryka. Ciepłe, pachnące kwitnącymi kwiatami powietrze roztaczało niesamowitą, letnią aurę.

Jednakże nie wszyscy poddawali się urokom Maja. W ogrodzie jednego z domów, na drewnianej szarpniętej zębem czasu ławce, siedział zielonooki, młody mężczyzna. Okrągłe okulary zjechały mu niemal na sam czubek nosa. Rozwichrzone, czarne włosy pozostawały w nieładzie. Kilka razy próbował je nieświadomie przeczesać palcami. Lecz, finalnie nic to nie zmieniło w pseudo fryzurze.

Mimo swojego młodego wieku, jego zmyślony wyraz twarzy zdawał się postarzać go co najmniej o dziesięć lat.

Myśli mężczyzny błądziły w cieniach przeszłości, która niezwykle mocno wypaliła się w jego umyśle i sercu. Tak naprawdę, wyblakłe ślady tamtych zdarzeń nadal widniały na jego skórze. Może nie było to, tak widoczny, jak kiedyś, jednak pod opuszkami palców nadal mógł ją wyczuć. Tę znajomą wypukłość, która towarzyszyła mu od dziecka.

– Harry? – Znajomy, kobiecy głos nagle wyrwał go z głębokich rozmyśleń.

Sprawił, iż jego przymknięte powieki uniosły się, aby spojrzeć na właścicielkę głosu. Dopiero w tym momencie zdał sobie sprawę z tego, iż jego palce sunęły bezwiednie po miejscu prawie niewidocznej błyskawicy na czole.

Nieco spłoszona patrzył w kierunku rudowłosej kobiety, obdarzają ją jednocześnie niepewnym uśmiechem.

– To ten dzień, znowu znikasz. – Ton jej głosu zdawał się być zmartwiony.

Ona doskonale wiedziała, o czym myślał jej narzeczony. Wszystko to, co obecnie się działo powoli stawało się jego rytuałem, który rozpoczął się rok po bitwie o Hogwart. Na początku wydawało się, że Harry był jedną z tych osób, które dość dobrze zniosły skutki psychiczne, jakie przyniosła ze sobą bitwy. Uważano go za silnego chłopaka, który ma za sobą już tak wiele traumatycznych doświadczeń, iż jest praktycznie na wszystko uodporniony. Jednakże wcale tak nie było. Nagły atak niesamowitej sławy i wielkiego zainteresowania osobą młodego czarodzieja, wcale nie pomagał mu w radzeniu sobie z żałobą. Stracił przecież tak wiele kochanych osób. Nikt normalny nie byłby w stanie tak po prostu tego przeskoczyć i żyć jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Tak, jakby ci ludzie w ogóle nie istnieli i nie mieli żadnego znaczenia w życiu Harry’ego. Niestety, tak nie było, dlatego rok w rok, w rocznicę bitwy poświęcał cały dzień dla wszystkich tych, którzy oddali życie za to, co dobre i prawe. Był dumny z faktu, że wszystkie te poświęcone życia nie poszły na marne i teraz czarodziejska społeczność mogła żyć w spokoju. Nikt nie musiał bać się jutra, a co równie ważne, podziały między czarodziejami czystej krwi a tymi mugolskiego pochodzenia powoli odchodziły w zapomnienie.

– Ginny wiesz dobrze, że musimy pamiętać o nich wszystkich — zaczął mówić powoli i cicho. Tak jakby bał się, że nieco głośniejszy ton może zostać odebrany przez rudowłosą w nieodpowiedni sposób.

– Dzięki nim jesteśmy tu, gdzie jesteśmy.

Ginewra westchnęła ciężko, ona także nosiła w sercu ból straty. Rozumiała podejście mężczyzny, jednakże doskonale wiedziała, że muszą nad tym wszystkim przejść, pamiętać, ale nie obwiniać się za śmierć kogokolwiek z ich rodziny i przyjaciół. Mimo że przez ostatnie cztery lata Harry nigdy jej tego nie powiedział, to panna Weasley

doskonale wiedziała, że on właśnie obwinia się za to wszystko. Prawdę mówiąc, taka postawa ją denerwowała, ponieważ nie potrafiła do niego dotrzeć w tej jednej konkretniej kwestii.

– Doskonale to wiem Harry, ale może czas przestać czuć się winnym. – Zasugerowała, nie będąc pewną jego odpowiedzi.

Twarz Pottera nieco spochmurniała, zielone oczy zdawały się odrobinę zmienić barwę na ton ciemniejszą. Może to nie było najlepszy pomysł? — przeszło Ginny przez myśl, ale było już za późno na cokolwiek; słowo się rzekło.

– Nie mów tak więcej, doskonale wiesz, że oni wszyscy zginęli za mnie.

– Wcale nie, oni zginęli za to, w co wierzyli i uważali za słuszne, jestem pewna, że żadne z nich nie chciałoby, abyś teraz siedział i rozpamiętywał to, co było. Oni wszyscy chcą, byś pamiętał ich takimi, jakimi byli za życia. – Głos młodej kobiety był mocny i poważny, a wyprostowana sylwetka nadawała jej osobie jeszcze więcej powagi i posłuchu.

Harry przez kilka dłuższych chwil wpatrywał się bez słowa w narzeczoną. Lustrował jej gładką nieco piegowatą twarz, spoglądał na różowe usta, drobny nosek, by w końcu spojrzeć w jej brązowe oczy. Jak na zawołanie przed oczyma stanęła mu jedenastoletnia

Ginny, którą zapamiętał podczas pobytu w norze przed swoim drugim rokiem w

Hogwarcie. Doskonale pamiętał ten strach i szok, jaki zagościł na jej twarzy, gdy spotkali się po raz pierwszy.

Nie mógł uwierzyć, jak bardzo się zmieniła, jak niesamowitą wiedźmą się stała. Kochał ją, lecz coś nadal tkwiło w jego sercu, to coś nie pozwalało mu w pełni kochać dziewczyny tak, jakby tego chciał. Doskonale pamiętał jak tęsknił za jej uśmiechem,rudymi włosami, gdy razem z Ronem i Hermionąszukali

horakruksów. Byli tylko we troje, pozbawieni większej swobody, samotności. Zdani tylko na siebie, nie mając zielonego pojęcia, co ich czeka. Zmuszeni ukrywać się w lasach, w starym namiocie drżąc o swoje życie nawzajem.

– Może masz rację Ginny, może czas bym przestał rozpamiętywać śmierć bliskich. – Głos zielonookiego był spokojny, acz dało się w nim słyszeć niezdecydowanie.

Poruszył się niespokojnie, a stara ławeczka zaskrzypiała pod jego ciężarem. Letni powiew wprawił w ruch sukienkę dziewczyny, która przez cały czas stała przodem do mężczyzny, uważnie przyglądając się kochanej twarzy.

– Tak kochanie, chodź do domu i rozchmurz się, niedługo wpadną do nas Hermiona z Ronem.

Poklepała go po ramieniu i obdarzyła szerokim, promiennym uśmiechem, któremu nawet ponury zgred nie byłby w stanie się oprzeć.

Mężczyzna odwzajemnił uśmiech i ze skinieniem głowy podniósł ciało do pozycji stojącej. Oczywiście nostalgiczny nastrój wcale go nie opuścił, jednak doszedł do wniosku, iż lepiej będzie udawać szczęśliwego, aniżeli dawać powody rudowłosej do zamartwiania się o niego.

Widocznie zadowolona kobieta chwyciła narzeczonego pod ramię, lekko pociągając w stronę wejścia do domu. Czarnowłosy bez słowa sprzeciwu poddał się i grzecznie pomaszerował w wyznaczonym kierunku.

~&~

    Tak jak było umówione, około dziewiętnastej rozległe się pukanie do drzwi domu Harry’ego Pottera. Ginny dość żywo podniosła się z fotela, na którym obecnie siedziała i ze słowami -ja otworzę- Popędziła w stronę wyjścia, by móc wpuścić zaproszonych gości. Tymczasem Harry został na swoim miejscu, dopijając resztki ognistej Whisky, którą zdążył sobie nalać jakiś czas temu.

Z korytarza słyszał jak jego narzeczona, wpuszcza z radością przybyłych. Doskonale rozróżniał głos każdej osoby, która obecnie znajdowała się w jego domu. Z cichym westchnieniem poprawił białą koszulę, którą nakazała mu założyć panna jeszcze Weasley, twierdząc, iż powinien wyglądać bardziej elegancko niż zazwyczaj. Oczywiście nie miał zamiaru dyskutować. Już zdążył się niejednokrotnie przekonać, że sprzeciwianie się Ginny jest niemalże niemożliwe, tak samo, jak jej matce. Spróbuj, a zginiesz marnie.

Mało entuzjastycznie podniósł się z kanapy, gdy tylko dwójka jego przyjaciół pojawiła się w dość dużym, jasnym salonie. Jednocześnie odłożył pustą szklankę na stolik stojący tuż przed kanapą.

– Cześć Harry — pierwsza odezwała się Hermiona z niewielkim, lekko wymuszonym uśmiechem na ustach.

Podeszła szybko do czarnowłosego i uściskała go mocno. Niemal od razu wyczuła, jak spięty jest chłopak. Poklepała go przyjacielsko po plecach i

szepnęła by przestał się martwić.

Niestety, panna Granger doskonale wiedziała, co leży przyjacielowi na wątrobie, ale w porównaniu do niego dziewczyny przestała pocieszać i tłumaczyć. Ona sama odczuwała ten dzień równie intensywnie, szczególnie ze względu na rodziców i NIEGO. Każda myśl o nich sprawiała, iż serce młodej kobiety po raz tysięczny pękało na miliony kawałeczków. Bardzo chciała ich odnaleźć, przywrócić utracone wspomnienia, jednak nie była pewna czy to byłoby dla nich dobre. Z jednej strony przecież na pewno już ułożyli sobie życie na nowo i co? Teraz miałaby tak po prostu pojawić się w ich nowym życiu i przywrócić wspomnienia? A jeżeli nie chcieli wracać do ponurego, wiecznie deszczowego Londynu…

Hermiona nie jednokrotnie rozważała różne scenariusze i w sumie dlatego nadal jeszcze nie zdecydowała, co powinna zrobić w tej konkretnej sytuacji.

Co do Niego, cóż nie była w stanie nic poradzić. Nie znała nikogo, kto potrafiłby wskrzeszać zmarłych, oczywiście przez myśl przeszedł jej kamień wskrzeszenia lub zmieniacz czasu, ale nie posiadała żadnej z tych rzeczy. Poza tym nie chciała zgotować mu piekła na ziemi, gdyby jednak udało się przywrócić mu życie.

– Jak się masz stary? – zapytał rudowłosy chłopak, gdy tylko jego dziewczyna wypuściła z objęć Harry’ego.

Ten uśmiechnął się słabo, ale udając dobry nastrój, odpowiedział dość żywo:

– Wszystko gra, siadajcie i opowiadajcie lepiej co tam u was. – Potter w ten sposób chciał odwrócić uwagę gości od siebie i skierować rozmowę na całkiem inny tor.

Po minie Rona mógł wywnioskować, że chyba mu się to udało, ponieważ uśmiech, jaki pojawił się na twarzy młodego mężczyzny, sugerował, iż ma on coś ciekawego do powiedzenia. Przynajmniej ciekawego dla siebie samego. – Właśnie z Hermioną rozglądamy się za mieszkaniem, doszliśmy do wniosku, że pora na kolejny krok.

Ginny, która do tej pory stała w drzwiach kuchni i przyglądają się wszystkim zebranym, uśmiechnęła się szeroko i niezwykle energicznie klasnęła w dłonie.

– To wspaniale! Przynajmniej nie będziesz marudził, że nie możesz zobaczyć się z zapracowaną Hermioną.

Pan Weasley przewrócił oczami, co spotkało się z cichym śmiechem pozostałych.

– Niestety nasze Ministerstwo nie folguje nikomu — powiedziała w geście obronnym brązowooka, lekko się przy tym krzywiąc, jakby to w jakimkolwiek stopniu miało ją usprawiedliwić, że w domu jest raczej gościem niż mieszkańcem.

Raczej nikt z zebranych nie podejrzewał panny Granger o to, że woli pracę aniżeli spotkania ze swoim chłopakiem. Parą byli niemal od końca wojny, w sumie od pocałunku w grocie Bazyliszka. Co swoją drogą było błędem, którego nie potrafiła sobie wybaczyć. Mimo że jej serce wówczas należało do kogoś innego, to w ramach cichego wołania o pomoc pocałowała rudego. To dużo czasu, a Ron mimo tych czterech lat praktycznie wcale się nie zmienił. Nadal kochałQuidditch, jedzenie i jak często powtarzał Hermionę. Ona także z czasem go pokochała, ale powoli zaczynała ją męczyć dziecinna postawa chłopaka, rozumiała, że w ten sposób maskował stratę brata, jednak wydawało się, że do Ronalda nie docierało to że nie tylko on nadal odczuwa stratę.

Może dlatego była gryfonka postanowiła zgodzić się na wspólne mieszkanie, miała nadzieję, że dzięki temu chłopak wydorośleje i zrozumie, co robi źle, a jednocześnie to da jej szansę na wyzbycie się resztek uczuć sprzed lat.

Chodź wizja oglądania coraz to nowszych wynalazków George’a, z którym Ron prowadził sklep, nie były dla kobiety miłą wizją spędzania wolnego czasu.

– Tak, tak nasz biedny skrzat. – Zaśmiała się ruda i po sekundzie zniknęła w kuchni. Widocznie miała coś na poczęstunek dla swoich gości.

– Harry, może to nie pora, ale chciałabym wiedzieć, kiedy planujesz powrót do pracy?

Nagłą ciszę przerwał głos Hermiony, która patrzyła na czarnowłosego wyraźnie zaniepokojona. Wybraniec poruszył się niespokojnie na kanapie i instynktownie poprawił kołnierz koszuli, który nagle zdał się mu niezwykle ciasny.

– Cóż, urlop kończy mi się za tydzień, więc myślę, że wtedy wrócę.

Doskonale było widać, że praca była dla mężczyzny bardzo niewygodnym tematem, nie miał pojęcia, po co w ogóle przyjaciółka go zaczynała. Doskonale wiedziała, co się wydarzyło i obiecywał, że nikomu nic nie powie. To też jej świadome bądź nienawiązanie do tematu pracy wydawało się Harry’emu bardzo nie odpowiednie, a już zwłaszcza przy Ronie bądź Ginny

Niemal w tym samym momencie panna Weasley weszła do salonu z tacą ciast i kubkami kawy, o którą nawet nie musiała pytać.

– Co za zapach! – skomentował brat gospodyni, na co ta, uśmiechnęła się zadowolona. Tymczasem Harry i Hermiona wymienili znaczące spojrzenia, których na całe szczęście żadne z rodzeństwa nie dostrzegło.

Gdy tylko wszystkie naczynia wylądowały na stole, do domu młodego mężczyzny ktoś zapukał. Wszyscy zebrani popatrzyli na siebie z niemym pytaniem, które jako pierwszy zadała Hermiona.

– Spodziewacie się kogoś jeszcze?

Rudowłosa dziewczyna pokręciła głową w geście zaprzeczenia, ale dość szybko ruszyła w stronę wyjścia.

Harry również był bardzo zdziwiony, ale siedział w milczeniu, wpatrując się w część holu, na który wychodził salon. Jak dużym szokiem było dla wszystkich siedzących w pomieszczeniu, kiedy w progu tuż za Ginny dostrzegli tak znaną postać o blond włosach, bladej cerze i szarawych oczach.

– Witajcie, wybaczcie najście — zaczął bardzo oficjalnie i beznamiętne.

Młody Malfoy brzmiał, jakby właśnie szedł na rozmowę o pracę i nieziemsko się tym stresował. Jego nieskazitelna fryzura była perfekcyjna, a ciemnogranatowy garnitur wydawał się być jego drugą skórą. Idealnie na nim leżał, już na pierwszy rzut oka widać było, że młody szlachcic nie możesz narzekać na brak pieniędzy. Widocznie wojna nie zabrała mu bogactwa, jak się można było spodziewać, rodzice wiedzieli jak zabezpieczyć jedynego syna przed biedę.

– Czego tu szukasz? – Oburzył się Ron, który gdyby nie ręka dziewczyny zaciśniętej na jego rękawie już maszerowałby w stronę Draco.

Ginny lekko zmieszana nie bardzo wiedząc co zrobić, zaproponowałaby niespodziewany gość usiadł jednak ten odmówił kulturalnie.

Harry wlepiał w chłopaka zaskoczony wzrok, czekając na odpowiedź jasnowłosego.

Draco odchrząknął cicho i prawą dłonią mechanicznie poprawił i tak idealnie ułożone włosy. Jego szare tęczówki przejechały mało dyskretnie po twarzach zebranych. Zatrzymały się dopiero na milczącym Harrym.

– Jestem tu, by prosić Pottera o pomoc — zaczął z kamiennym wyrazem twarzy, chwilowa niepewność znikła tak szybko, jak się pojawiła — Za kilkanaście dni wnoszę o ponowny proces mojego wuja Severusa Snapea, który jak zapewne nie wiecie, przeżył ostatnią bitwę i obecnie przebywa w Azkabanie.

– Co?! – zapytali chórem, nie pozwalając młodemu mężczyźnie na kontynuację. Zielonooki aż poderwał ciało z kanapy, nie mogąc uwierzyć w słowa Malfoy’a

– Co mam zrobić? – Harry nie mógł znieść swojej niewiedzy, co do planu jaki miał drugi mężczyzna względem niego.

– Chce cię prosić byś został świadkiem na rzecz Snapea wiem, że masz jego wspomnienia i myślę, że mogą mu pomóc.

– Ministerstwo nie chciało ich oglądać. – Nieelegancko wtrąciła się panna Granger, która również chciała zaproponować pomoc w całym przedsięwzięciu.

W tym samym czasie Ron i Ginny tylko przesłuchiwali się tej wymianie zdań, nie bardzo wiedząc co myśleć o rewelacjach, jakie przyniósł im ich dawny nielubiany kolega. Oczywiście dawne urazy zostały zapomniane jednak pewien niesmak po latach szkolnych nadal pozostał szczególnie u rodzeństwa Weasley. Cóż, chyba nie ma się czemu dziwić. Malfoyowie i Weslayowie nigdy nie darzyli się sympatią i mimo końca wojny w tej kwestii mało co się zmieniło.

– Przypuszczam, że nie były one dla nich istotne, przecież wówczas uznali go za martwego — odpowiedział Draco. Nie był pewny w stu procentach czy o to chodziło, jednak nie oszukując się takie wyjaśnienie było najbardziej logiczne.

Bo przecież kto trudziłby się oczyszczać trupa z oskarżeń, były bardziej naglące rzeczy niż jakiś tam martwy szpieg.

– Być może, ale jakim cudem wiesz, że żyje? Przecież byliśmy przy nim w tamtej chwili…- zaczęła Hermiona — widzieliśmy co zrobiła Naginii. – Mimowolnie broda jej zadrżała. Pamiętał wyraźnie swoje przerażenie i brak kontroli nad własnym ciałem, nawet nie potrafiła do niego podejść…to było przytłaczające.

– Wiem co widzieliście, wiem, że mi nie wierzycie, bo Ministerstwo nie ogłosiło jego schwytania. Jednak mówię prawdę i wydaje mi się, że Potter jest mu winien pomoc.

Słowa Malfoy’a przebiły serce Harry’ego niczym miecz. Skrzywił się mimowolnie, pozwalając, by na twarzy pojawił się grymas. Prawda była taka, iż czarnowłosy miał nadzieję nigdy już nie wracać do wydarzeń z czasów wojny, a już szczególnie opowiadać o nich komukolwiek. Wizja stania przed Wizengamotem wydawała się mu naprawdę straszna, ale czy mógłby odmówić? Jego gryfońskie serce nie pozwalało na taki krok.

– Kiedy niby go złapali? – wtrącił się nagle Ron.

Draco spojrzał na rudzielca i z miną męczennika odparł:

– Jakieś dwa miesiące temu, może trochę wcześniej nie jestem w stanie precyzyjnie określić. Sam zostałem poinformowany anonimowym listem.

– I co? Tak od razu w to uwierzyłeś — drwiący ton Weasley’a uderzył mocno w blondyna, jednak ten wiedział, że nie może pozwolić wyprowadzić się z równowagi. Musiał pomóc wujowi przecież miał co do niego dług życia, tak samo, jak Potter.

– Oczywiście, sprawdziłem tę informację. – Warknął na drugiego ostrzegawczo.

– Dobrze, pomogę — Ni stąd, ni zowąd odezwał się Harry. Chciał w ten osób zapobiec kłótni, jaka mogłaby rozpętać się między Draco, a Ronaldem.

– Ja także mogę się przydać, szczególnie, że mam dostęp do Azkabanu. – Odezwała się brązowooka.

Malfoy skinął głową, zgadzając się na propozycję dziewczyny. Rzucił jeszcze na odchodne, by spotkali się w najbliższą sobotę w trzech motłoch i bezceremonialnie opuścił domu Harrego.

Rozdziały<< Heaven – jutro będziemy szczęśliwiHeaven Rozdział 2 >>

Ten post ma 6 komentarzy

  1. polecam LanguageTool do literówek, które tu i ówdzie się pojawiły, nie punktowałam wszystkich

    a tak poza tym – fajne wprowadzenie w realia i relacje bohaterów 🙂 Po tych wspomnieniach Hermiony byłam święcie przekonana, że to Snape we własnej osobie stanie w drzwiach 🙂 No dobra, czytamy dalej

Dodaj komentarz