Długą chwilę spędzili w ciszy.
Siedzieli naprzeciw siebie, za zimnej posadzce, każde wpatrzone w światło dochodzące do nich zza ramy obrazu. Zastanawiając się, co jeszcze mogliby zrobić — co nie przyszło im do tej pory do głowy, czego nie wzięli pod uwagę. I w którym momencie powinni zacząć kwestionować skuteczność planu z czekaniem, aż ktoś ich w końcu odnajdzie.
Hermiona obróciła w pewnej chwili głowę, nie odrywając potylicy od zimnej, gładkiej ściany i spojrzała na Severusa, pytając:
— Sama idea przyjaźni cię odrzuca czy po prostu aż tak bardzo nie lubisz ludzi?
Mężczyzna spojrzał na nią spod byka, ledwo odwracając twarz w jej stronę, a w jego ciemnych tęczówkach odmalował się szok na bezpośredniość — i bezczelność — młodej czarownicy. Patrzył na nią przez chwilę, nie do końca wiedząc co i czy w ogóle chciał odpowiadać.
Milczeniem nic by jednak nie wskórał. Granger mogła gadać sama do siebie i jeszcze pewnie wyciągnęłaby z tego pokraczne wnioski. Odpowiedź z kolei groziła koniecznością ciągnięcia dyskusji. Tyle, że w ten sposób mógł zapewnić sobie, że kobieta nie dojdzie do Merlin jeden wie jak dziwacznych aluzji na jego temat.
W dodatku zdał sobie sprawę, że jej pytanie i jego tok rozumowania szły ze sobą w parze.
— Jedno i drugie — mruknął w końcu.
Hermiona wyglądała na zaskoczoną, że w ogóle odpowiedział. Oderwała głowę od ściany, posyłając mu zaintrygowane spojrzenie i uniosła lekko brew.
— Naprawdę? — zapytała retorycznie i dodała: — Dlaczego?
— Dlaczego co?
Kobieta uśmiechnęła się pod nosem.
— Nie pytam dlaczego nie cierpisz ludzi — odparła wymownie, posyłając mu pobłażliwy uśmieszek. — Ciekawi mnie… Uważasz, że nie warto posiadać przyjaciół?
Zmierzył jej twarz, marszcząc brwi i zwlekając z odpowiedzią, co jednak zdawało się nie przeszkadzać jego rozmówczyni. Obserwując jej łagodne oblicze Severusa uderzyło, jak szczere sprawiała wrażenie. Jakby naprawdę była zainteresowana jego odpowiedzią. Naprawdę chciała ją poznać. I nie miała żadnych niecnych zamiarów, aby wykorzystać ją przeciw niemu.
— Nie — odparł po chwili.
Cisza.
— Dlaczego?
Głupie, beznadziejnie proste pytanie, a on nie znał odpowiedzi. Nigdy się nad tym nie zastanawiał, nigdy nikt go o to nie pytał — więc nie musiał o tym myśleć. A Granger siedziała przed nim, wpatrzona w nieco ciekawsko, oczekując wytłumaczenia. Liczyła poznać jego argumenty.
— Przyjaźń nie jest stabilną relacją międzyludzką — powiedział.
— Stabilną? — powtórzyła Hermiona, przekręcając lekko głowę.
Snape zmarszczył mocniej brwi, odwracając głowę ku ramie.
— Łatwo można ją zniszczyć.
— Dbanie o nią jest jeszcze prostsze — stwierdziła kobieta, uśmiechając się nieco pobłażliwie. — Rodzina wymaga tyle samo uwagi i zaangażowania.
— Jednocześnie spełnia te same funkcje, więc po co szukać dalej? — Severus rzucił jej przelotne spojrzenie, a jego brew poruszyła się wymownie. Zlustrował Hermionę, chwilę milcząc, po czym odwrócił wzrok i dodał: — Dla niektórych to nawet za wiele.
Młoda czarownica nie wydawała się przekonana jego słowami.
— I nigdy nie myślałeś, że miło byłoby mieć koło siebie kogoś, kto po prostu… jest? — zapytała, a on znów na nią spojrzał, tym razem nie odrywając od niej oczu. — Mieć kogoś, kto dba o ciebie nie, bo musi, tylko dlatego, że chce? Kogo interesuje twoje życie i jest w nim tak o, po prostu? Do kogo możesz pójść o każdej porze dnia i nocy, choćby po to, żeby wspólnie pomilczeć?
Zbombardowany pytaniami Snape poczuł się niekomfortowo i co gorsza nie dlatego, że po raz kolejny nie wiedział, co powiedzieć. Wiedział. I ponownie z niewiadomych powodów — może dlatego, że kogoś w końcu zainteresowało jego życie tak o, po prostu — odpowiedział:
— Czasem problem leży w tym, żeby taką osobę posiadać.
Obserwował, jak Hermiona marszczy lekko brwi, a jej dolna warga porusza się delikatnie; jakby stłumiła w sobie westchnienie. Zamrugała kilka razy, chwilę po prostu milcząc i lustrując go wzrokiem, jakby przeszywała jego duszę na wylot. Czytając go jak księgę, którą myślał, że schował głęboko na dolną półkę albo w zakamarki tajnie strzeżonego sejfu.
— Wiesz… — mruknęła. — Trzeba też czasem otworzyć się na konieczność wpuszczenia kogoś takiego do swojego życia.
Zobaczyła, że zacisnął mocno szczękę, uwydatniając ostrą, kanciastą linię żuchwy. Podbitą półmrokiem, jaki panował dookoła i cieniem, jaki rzucało ciepłe światło z zamkowych korytarzy.
— Ale nie masz wpływu na to, że to się czasem po prostu nie dzieje — powiedział gorzko Snape. — U mnie tak się stało i jest mi z tym dobrze.
Hermiona zmarszczyła brwi, rozumiejąc, że mężczyzna nie wybrał samotności, tylko po prostu zaakceptował to, że — rzekomo — nikt nie chciał się z nim przyjaźnić. I choć początkowo poczuła współczucie, szybko zrozumiała, że to nie mogła być do końca prawda.
— Nie wierzę ci — odparła cicho, choć jej głos sugerował, że jest dość pewna siebie.
— Nie musisz.
Severus odwrócił od niej spojrzenie, wzruszając obojętnie ramionami.
— Jestem pewna, że…
— Mylisz się — przerwał jej. Kiedy zamilkła, zerknął na nią kątem oka, jakby chciał ukryć przed nią twarz; choć wiedział, że nie było przed nią ucieczki. Wiedział, że skoro zdecydował się na dialog, musiał ponieść konsekwencje. — Choć pewnie dla kogoś takiego jak ty wydaje się to dziwne.
Wskazał brodą na jej sylwetkę w taki sposób, że od razu się nastroszyła.
— Kogoś takiego jak ja? — powtórzyła.
Nie miała pojęcia, czego się spodziewać; co Severus mógł mieć na myśli.
Choć odkąd zaczęli razem pracować nie ubliżał jej już tak, jak kiedy była jego podopieczną, Hermiona mimo to wiele razy znalazła się pod ostrzałem jego ciętego humoru. Nie przeszkadzało jej to, bo nauczyła się, że im szerzej się uśmiechała, tym więcej satysfakcji mu odbierała — przez co automatycznie nie była dla niego tak interesującym obiektem docinków.
Była jednak świadoma tego, że to wciąż był Snape. Miał wiele „w rękawie”, a że mało obchodziło go, czy kogoś urazi, mógł mieć — i z pewnością miał — na jej temat do powiedzenia wiele rzeczy, których nie mogłaby uznać za miłe. Których niekoniecznie była świadoma czy chciała słuchać.
Dlatego aż uchyliła szerzej oczy, gdy usłyszała:
— Kogoś, kogo łatwo polubić.
Po chwili absolutnego szoku, Hermiona parsknęła śmiechem.
Nie była w stanie zliczyć, ile razy w życiu słyszała, że jej maniera wywyższania się onieśmielała ludzi przed chociażby podejściem do niej i w dodatku — był całkiem irytująca. Że jej oceniający wzrok sprawiał, że ludzie wręcz bali się coś do niej mówić, bo uznawali, że będzie ich miała za głupią — co często nie było niezgodne z prawdą. A fakt, iż często poprawiała swoich rozmówców bądź drążyła i dociekała w rozmowie, dodatkowo tylko ich odstraszał.
Tymczasem Severus Snape siedział przed nią i jak gdyby nigdy nic wmawiał jej, że łatwo ją było polubić. Musiała przyznać — jakiejś części niej się to spodobało.
— To już nie irytująca, zarozumiała i wszechwiedząca? — zapytała z drwiną, a mężczyzna prychnął pod nosem.
— Masz swoje momenty — zakpił.
Odnalazł wpatrzone w niego oczy, pełne krnąbrnego rozbawienia, a uśmiech na twarzy Hermiony sprawił, że jego własne wargi nieoczekiwanie wykrzywiły się z przekąsem.
— Nie zaprzeczysz, że ludzie mimo wszystko wolą przyjaźnić się z ludźmi, do których nie trzeba specjalnego traktowania — powiedział gorzko. Zauważył, że ilekroć jego ton zmieniał barwę, brwi młodej czarownicy poruszały się nieznacznie. — Z kimś, kogo humor nie odrzuca na wstępie i kto od czasu do czasu ma gorszy dzień, a nie kto raz na jakiś czas jest znośny.
Siedząca naprzeciw niego gryfonka miała jednak na ten temat odmienne zdanie.
— Istnieją na tym świecie ludzie, którzy tolerują to całkiem nieźle — mruknęła niestrudzenie.
— Jeszcze nikogo takiego nie poznałem — prychnął Snape. Nie użalał się; zwyczajnie odpowiadał na zadawane mu pytania; ale Hermiona musiała dokładnie tak odebrać jego słowa, bo popatrzyła na niego z bardzo charakterystycznym, pełnym obrzydliwej litości i współczucia wyrazem na twarzy. — Na szczęście wystarczająco lubię swoje własne towarzystwo. I, chwała Merlinowi, jestem w tym odczuciu sam.
— Cóż — odparła pod nosem szatynka — To akurat nie jest prawda.
— Lubisz, jak udowadniam ci, że się mylisz? — zapytał niespodziewanie Severus, unosząc brew. — Potrzebujesz czasem podeptać nadmuchane ego?
Zaskoczyło go, że Hermiona wywróciła oczami z dziwnym, ale przyjemnym uśmiechem na ustach. Jakby zupełnie nie ruszyło ją to, co do niej mówił.
Spojrzała na niego przelotnie z tym samym zawadiackim błyskiem w oku, a on przez chwilę przyglądał się jej bez słowa. Miała nawet ładne oczy. Ciepłe, spokojne, jednocześnie żywe i ciekawskie. Ulepione z mieszanki odcieni brązu i karmelu przywodziły na myśl złotą jesień.
Bezchmurną, bez deszczu, gdzie promienie słońca przebijały się przez korony drzew, na których zostały już tylko najwytrwalsze z liści. Te, które opadły już na ziemię, skrzypiały przyjemne kruszone pod stopami, bądź tańczyły chaotycznie wprawione w ruch przez ciepły, choć już nieco zalatujący chłodem zbliżającej się zimy wiatr.
Tak. Severus przepadał za jesienią.
— Jakbyś jeszcze miał rację — sarknęła lekceważąco Hermiona. Snape zmarszczył brwi, ale zanim zdążył zażądać wyjaśnienia, kobieta dodała: — Przepraszam, jeśli zniszczę twoje wyobrażenie o świecie, Severusie, ale mylisz się. Ja całkiem lubię twoje towarzystwo.
Cisza, jaka zapadła w wąskim, wilgotnym pomieszczeniu była tak głośna, że rozrywała bębenki. Gryfonka przez moment wydawała się niewzruszona słowami, które wypowiedziała, ale z każdą chwilą, w której nie dostała odpowiedzi — ani nawet najmniejszej reakcji — na jej twarzy zaczął pojawiać się nikły stres i wyrzut do samej siebie. Nie była pewna, czy Snape chciał to usłyszeć — choć teraz było już za późno, by to cofnąć.
Myślała zresztą, że wiedział. Długo już ze sobą pracowali i to nie tylko zawodowo — początkowo owszem, Snape wprowadził Hermionę w świat nauczania i mentorował jej, przekazując swoją ogromną wiedzą. Potem jednak, od słowa do słowa, zaczęli odkrywać, że mogą ze sobą rozmawiać — częściej, więcej, inaczej.
Ona, z małą pomocą Neville’a i jego wiedzy o zielarstwie, pomogła mu uporać się ze skutkami ugryzienia Nagini, a on w zamian uwarzył dla niej eliksir, który wykorzystała, aby odwrócić zaklęcie Obliviate rzucone na rodziców. Liczyła, że przez to wszystko zyskała w jego oczach miano kogoś więcej, niż współpracowniczka, nadęta gryfonka i Panna-Wiem-To-Wszystko — nie oczekiwała co prawda, że zacznie nazywać ją przyjaciółką, ale ona sama traktowała go jako bliskiego znajomego.
Tak było, przynajmniej, do pewnego momentu.
— Nie, nie lubisz — powiedział stanowczo Severus.
Hermiona uśmiechnęła się łagodnie.
— Owszem, lubię — przedrzeźniła go.
— Dlatego za każdym razem, gdy rozmawiamy, wyglądasz jakbyś się miała popłakać? — zapytał szyderczo, choć jego ton podszedł nutą nieprzyjemnej zgryźliwości.
Ku jego zaskoczeniu, kobieta znów wywróciła oczami. Ten gest w jej wykonaniu powoli wyprowadzał go z równowagi — choć fakt, jak znajomy był, powstrzymywał go przed zwróceniem jej uwagi.
— Znów nie masz racji — odparła wesoło szatynka. — Potrzebujesz przyjaciela i okularów.
— Nie potrzebuję żadnej z tych rzeczy — warknął pod nosem Snape.
Hermiona pochyliła się w jego stronę z chełpliwym uśmiechem na ustach.
— Kłamiesz.
Krew odeszła z jego twarzy i odpłynęła wprost do mózgu, w którym gotowało się od zbieraniny obelg, upokarzających docinek i oszczerstw, które już miał przygotowane na jej temat.
— I co, może to ty chcesz zostać moim przyjacielem? — zakpił, tnąc ją szyderczym wzrokiem. Hermiona poczuła się trochę niekomfortowo; nie chciała, żeby patrzył na nią z niechęcią. Zupełnie nie taką intencję miały jej słowa. — Niewiele wystarczyło — prychnął Snape, dostrzegając jej minę i dopisując do niej błędną teorię. Wykrzywił kwaśno usta i dodał: — Nie ma ani jednej rzeczy, którą byłabyś w stanie we mnie polubić.
Hermiona zawahała się dosłownie na moment. Może nie chciał tego słuchać, może to przekraczało pewne granice, może nie taki był sposób, żeby do niego dotrzeć — ale on nie dbał o to „może”, gdy chodziło dbanie o cudze uczucia.
— Jest ich mnóstwo — odparła.
Snape nieoczekiwanie pochylił się ku niej w bardzo onieśmielający sposób i warknął:
— Kłamiesz.
— Dlaczego niby miałabym to robić? — zapytała zaskoczona kobieta, a on słysząc śmiech w jej głosie, przyjrzał się jej skonsternowany. — W porządku, chcesz wiedzieć? Powiem ci. — Hermiona poprawiła się energicznie, siadając po turecku i powiedziała: — Po pierwsze, jesteś czasami wręcz absurdalnie zabawny. Zdziwiłbyś się, ile razy zdarzyło mi się śmiać z tego, jak szkalowałeś kogoś publicznie, nawet jeśli był to któryś z nauczycieli. Zwłaszcza Sybilla. Rzadziej, kiedy wyśmiewałeś się z uczniów, choć nie powiem… zdarzyło się.
Severus nie potrafił ani oderwać od niej wzroku ani jej przerwać.
— Po drugie, nie wiem czy znam drugiego tak piekielnie inteligentnego człowieka. Nie tylko czarodzieja. Człowieka — dodała, akcentując wyraźnie swój podziw. — Cały czas, kiedy razem pracowaliśmy… To, jak funkcjonuje twój mózg jest fascynujące. Zwłaszcza, kiedy nie starasz się na siłę być niemiły. Wierz mi lub nie, naprawdę dobrze mi się z tobą pracuje. — Nie pozwoliła mu nawet zareagować; jej uśmiech zbladł, kiedy zamrugała, nie spuszczając oczu z jego twarzy i dodała: — Ale przede wszystkim naprawdę cenię w tobie to, że nie jesteś tacy, jak inni, że masz odwagę być po prostu sobą. Robić to, co tylko chcesz. Nie obchodzi cię co inni o tobie pomyślą. Masz gdzieś ich dramaty, zdanie i to, czy kogoś urazisz.
Snape zmarszczył brwi, słysząc, że jej język nagle stał się ostry.
— Jestem przekonana, że nie jestem jedyną osobą, która ci tego zazdrości — dodała. — Czasem… Człowiek chciałby powiedzieć komuś, że ma go gdzieś. Chciałby odejść, nie przejmując się absolutnie niczym, zwłaszcza tym, że zostanie uznany za nieczułego i pozbawionego empatii na innych. Dlatego większość z nas na siłę ich zadowala. Boimy się, że źle o nas pomyślą, że uznają nas za nadętych palantów. Więc słuchamy ich gadania, dramatów, durnych opinii i bzdurnych historii…
Pokręciła głową, ponownie patrząc na Snape’a i uśmiechając się przy tym czule, a ten widok zawiązał w ciasny supeł wszystkie jego wnętrzności.
— Tylko dlatego, że kreujesz się na kogoś, kogo nie da się lubić, nie znaczy, że nikt cię nie lubi — dodała na koniec.
Pozostawiając Snape’a z kompletną pustkę w głowie. Nikt nigdy tak otwarcie ani nie mówił o nim w jego obecności — ani nie uzewnętrzniał się ze swoimi uczuciami względem jego osoby tak, żeby mógł to usłyszeć. Nawet platonicznie.
A Hermiona Granger właśnie wyrecytowała mu od punktów, za co rzekomo pała do niego sympatią. Nie mógł zaprzeczyć — spodobało mu się to. W dziwny, nieznany sposób.
I być może właśnie dlatego, że było mu to nieznane, on był absolutnie niezręczny w relacjach międzyludzkich i nie miał bladego pojęcia, co odpowiedzieć — a po części może dlatego, że nie do końca takie uczucia chciał, aby Granger mu okazywała — coś w nim wtedy pękło.
— Nic o mnie nie wiesz — mruknął.
Jego niemal obrażony ton głosu dodał patosu do frazesu, który rozbawił Hermionę do tego stopnia, że roześmiała się perliście, a dźwięk ten odbił się od wąskich, ale wysokich ścian i dotarł do zakończeń nerwowych Snape’a z zaskakująco potężną siłą.
— Wiem wystarczająco, aby mieć swoją opinię — powiedziała, gdy jej głos się uspokoił.
Severus wywrócił oczami, łapiąc się na tym, że tym razem to on to zrobił.
— Pieprzysz — zaklął.
— W porządku. W takim razie mnie oświeć — odparła Hermiona, unosząc wyzywająco brew. — Powiedz mi jedną rzecz, której nikt o tobie nie wie. Takiej, której nigdy nikomu nie powiedziałeś. Masz moje słowo, że zostanie to między nami — dodała, wymownie rozglądając się dookoła.
— Czemu miałbym to robić, skoro twierdzisz, że wiesz wystarczająco? — zapytał z drwiną, ale jego pytanie spotkało się z wyzywającym uśmiechem panny Granger.
— Żeby udowodnić mi, że się mylę, oczywiście — powiedziała.
Podpuszczała go — grała z nim w grę, w którą on zawsze grywał samotnie. Nie wiedział, jak robić to w duecie, na ile mógł sobie pozwolić, gdzie jest granica. Poczuł dyskomfort, który rozpalił jego trzewia mimo iż na jego usta cisnął się krzywy uśmiech. Był bardzo zdezorientowany.
I być może w tym zdezorientowaniu wypalił:
— Czy to sprawi, że w końcu przestaniesz gadać?
Od razu dostrzegł, że jego suchy ton starł uśmieszek z ust Hermiony. Choć zdawała się nie być odrzucona jego zachowaniem i nie przestała całkowicie się uśmiechać, z jej oczu zniknął krnąbrny błysk — a on poczuł, że może niepotrzebnie był dla niej niemiły. Granger jako jedna z nielicznych osób zdawała się nie odczuwać dyskomfortu przebywając w jego towarzystwie i w dodatku sama do tego towarzystwa lgnęła. I wydawała się przy tym całkiem szczera.
Próbując, naturalnie, przy okazji udowodnić mu swoją rację, przed czym on zapierał się jak wół — tylko, że robienie tego dłużej tylko utwierdziłoby ją w przekonaniu, że się nie pomyliła.
Severus Snape wolał przeprosić, niż przyznać, że tak było.
— Wybacz — powiedział. — Jak widzisz nie jestem specjalnie wybitny, jeśli chodzi o relacje międzyludzkie.
— To ja przepraszam — mruknęła Hermiona. — Nie powinnam była na ciebie tak naciskać. — Uśmiechnęła się pod nosem w ciepły, skruszony sposób i dodała: — Nie musimy w ogóle rozmawiać. Wbrew temu, co sobie możesz myśleć, nie mam problemu z siedzeniem w ciszy, jeśli tylko wolisz…
— Nie — przerwał jej Snape. Napotkał pytający wzrok, który wyszedł naprzeciw jego skonsternowanemu spojrzeniu i zmarszczył brwi, poruszając nerwowo nozdrzami. — Zacznijmy po prostu od początku.
Obserwował, jak twarz młodej kobiety tężeje od koncentracji emocji, a kilka sekund później rozluźnia się, pozwalając, aby policzki zabarwiły się paletą, której spektrum Severus nie umiał nawet zacząć opisywać. Hermiona uśmiechnęła się tak szeroko, że iskierka w jej oczach błysnęła na nowo, odbijając się od mdłego światła żyrandoli, które docierało do nich z korytarzy Hogwartu. Przytaknęła bez słowa, jednak po sekundzie zastanowienia odepchnęła się od ściany i pochyliła w stronę Snape’a, wystawiając do niego dłoń na znak rozejmu.
Mężczyzna wahał się czy ją przyjąć mniej więcej tak długo, jak ona podejmowała decyzję o jej wyciągnięciu. Zlustrował nachylone w jego kierunku ciało i odwzajemnił gest, czując, że przez jego ramię przechodzi dreszcz, a kiedy poczuł, że szczupłe palce zacisnęły się na jego chłodnej skórze, wiedział, że nie tylko on go poczuł.
Coś mam wrażenie, że dropsoholik maczał w tym palce 🙂