Wino Przeznaczenia 2

Na wyniki przesłuchania nie trzeba było jednak czekać kilku tygodni. Niektórzy nawet znali jego wyniki następnego dnia, co potwierdza starą zasadę, że osoba o odpowiednich znajomościach wie wszystko. A Harry Potter był bezsprzecznie osobą o odpowiednich znajomościach.

– Zwój był autentyczny! – krzyknął Harry w progu kuchni w Norze, gdzie jak zwykle siedziało stanowczo zbyt dużo osób. Oprócz wszystkich Weasley’ów, były tam Lavender, Hermiona i Fleur.

– To wiedzieliśmy już wczoraj . – mruknęła do swojego męża Molly, rumieniąc się zaciekle. Molly i Artur byli jednymi z osób, na których zadziałało poprzedniego dnia tajemnicze zaklęcie. Oczywiście w czasie wizji zobaczyli siebie nawzajem, co sprawiło, że od czasu Gali zachowywali się jak nowożeńcy (ku zażenowaniu ich potomstwa).

– Trelawney znalazła zwój razem z fiolką i instrukcją użycia w rzeczach swojej praprababci…

– Kassandry Trelawney? – spytała Fleur szeroko otwierając swoje wielkie oczy.

– Dokładnie. Jakimś cudem udało jej się namówić któregoś ze skrzatów domowych, że dodanie zawartości fiolki do wina, to wspaniały pomysł.

– Muszę wypytać ją dokładnie jak to zrobiła. – mruknął George. – To absolutnie genialne.

– Ministerstwo ogłosiło mobilizację wszystkich specjalistów od starożytnych zaklęć i zaklęć, eee miłosnych. Zbierają listę osób poszkodowanych. – Tu Harry wziął głęboki oddech i spojrzał na Hermionę.-  Będą ich informować o wszystkich nowych wynikach i zbierać od nich dane… Więc chciałem się upewnić, Hermiono, czy chcesz być wpisana?

Dziewczyna poczuła na sobie wzrok wszystkich siedzących w kuchni osób. Zagryzła wargę i kiwnęła głową.

– Tak, wpisz mnie.

Po tych słowach na chwilę nastała cisza, ale nikt nie zadał jej żadnego niezręcznego pytania. Już po chwili zresztą, kuchnię wypełnił wesoły gwar, a George zaczął zaczepiać siedzącego jej na kolanach Krzywołapa papierowymi feniksami, które zwinął z Ministerialnej Gali. Poprzedniego dnia Hermiona nie chciała wracać do swojego pustego, samotnego mieszkania. Poszła więc do Nory, a Weasley’owie ugościli ją, tak po prostu, nie pytając o nic. Jako że reagowała nerwowo na wszystkie aluzje dotyczące jej wizji, dlatego wszyscy mieszkańcy domu omijali ten temat szerokim łukiem, licząc, że sama opowie im kiedy będzie miała ochotę.

– No to mamy chyba już wszystkich. – oznajmił Harry kończąc wpisywanie Hermiony na ministerialną listę.

Ginny jednym skokiem dopadła swojego narzeczonego i uwiesiwszy się na jego ramieniu, zaczęła studiować trzymaną przez niego kartkę.

– Neville! Wcale się nie dziwię!

– Prawda. – Ron wyszczerzył radośnie zęby. – Neville zawsze był nieludzko wręcz lojalny. Gość ma wielkie serce. Jeśli ktoś na świecie powinien mieć Przeznaczonego Partnera, stawiałbym na ślepo wszystkie Galeony na Neville’a.

– Eeee nie znam reszty. – mruknęła Ginny kończąc czytanie. – Trochę się zastanawiałam… bo wiecie… Snape też się dziwnie wczoraj zachowywał. Ale nie ma go tu.

– SNAPE?! Ten Snape?! Stary nietoperz?! – George opluł sokiem dyniowym siebie i Krzywołapa. Kot obraził się i wskoczył na komodę zrzucać z niej ramki z rodzinnymi zdjęciami. Niestety, ku jego kociej rozpaczy, w domu Weasley’ów wszystkie podatne na zrzucenie przez dzieci i zwierzęta przedmioty, były magicznie przymocowane do ścian.

– Taak, też mi się wydawało, że dziwnie się zachowywał – Harry przetarł okulary. – nawet pytałem się go – skrzywił się jakby wspominał wyjątkowo paskudny szlaban – powiedział, że nie miał żadnych wizji i że jestem kretynem jeśli myślę, że nie ma poważniejszych rzeczy do roboty niż wróżenie sobie przeznaczonych partnerów. I jeszcze, że jestem… – spojrzał na panią Weasley – …może nie będę cytował dokładnie, ale powiedział, że jestem eee… zadufany.

Ginny ścisnęła mu współczująco ramię.

– Myślę, że po prostu dostał szału na Gali, że ktoś coś dodał do wina i to nie on. – mruknął George ścierając sok dyniowy z podłogi.

– To ja lecę zanieść listę! – Harry skierował się w stronę kominka. – Trzymaj się Hermiono, dam znać jeśli dowiem się czegoś nowego!

Dziewczyna skinęła głową z wdzięcznością i sięgnęła z powrotem po książkę. Nie zdążyła skończyć nawet jednego akapitu. Przed nią stała Lavender z rękami na biodrach i bardzo bojową miną.

– Może przestaniesz się zachowywać, jakby cię prowadzili do Azkabanu?! Oddałabym obie ręce żeby mieć Przeznaczonego Partnera, a ty! A ty tu siedzisz i użalasz się nad sobą!

Ron spojrzał wymownie na swoją narzeczoną. Jej twarz lekko złagodniała.

– Hermiono! To powód do radości! Wiem, że nie lubisz wszystkiego związanego z wróżbiarstwem, ale może…

– Molli poczibuje twojij pomocy z włoski danie! – Fleur przeprowadziła niespodziewaną interwencję, ciągnąc Lavender za łokieć i wpychając ją pomiędzy państwo Weasley’ów, chichoczących przy wspólnym nadziewaniu canelloni.

– Idź tam przywołaj ich do porządku! – krzyknęła Ginny w stronę Lavender. Jak tata dalej będzie pomagać mamie z obiadem, to chyba będziemy musieli zamówić tę mugolską picę!

– 'cesz możi szokolady? – zapytała Hermionę Fleur.

Hermiona skinęła głową z wdzięcznością, wciąż próbując ułożyć sobie w głowie wszystkie informacje. Fakt pierwszy. Zwój był prawdziwy. Fakt drugi. Wizja pokazała jej Snape’a. Wniosek: Severus Snape jest jej 'przeznaczonym partnerem’. Ale co to właściwie oznacza? Może nic poważnego? Może twórca zaklęcia miał jakieś własne poglądy na to, co czyni ludzi dobrymi partnerami. Jakaś cecha, nazwijmy to cechą 'P’, która według autora zwoju jest świetną bazą do stworzenia związku. Może zaklęcie po prostu szuka ludzi, którzy mają podobną cechę 'P’. Co łączy ją z Severusem Snape’m? Po chwili zastanowienia, niespodziewanie wiele. Zamiłowanie do książek. Słabe umiejętności socjalne. Logiczne myślenie. Brak cierpliwości dla ignorancji. Pociąg do nauki, ale i do tworzenia własnych zaklęć, czy eliksirów. Co jednak z tym 'przeznaczeniem’? Może autor zwoju chciał dodać nieco dostojeństwa swojemu matrymonialnemu zaklęciu? A jeśli oznacza to przeznaczenie w dosłownym znaczeniu? Hermiona zadrżała. Oznaczałoby to, że jak w jakiejś greckiej tragedii, ona i Severus Snape, prędzej czy później, dobrowolnie lub nie, zostaną partnerami. Podsumowując, jeśli prawdziwa jest interpretacja pierwsza, nie ma potrzeby poświęcać temu wydarzeniu zbyt dużo uwagi. Można pomyśleć jedynie, jako ciekawostka, cóż takiego kompatybilnego zauważyło w nich zaklęcie. Jeśli natomiast prawdziwa jest interpretacja druga… Cóż, w takim wypadku również nie ma potrzeby do jakiegokolwiek działania. Skoro niezależnie od tego co zrobią i tak zostaną partnerami, po co robić cokolwiek? I tak oto, siedząc na kanapie państwa Weasley’ów, z kubkiem czekolady w dłoni, Hermiona Granger postanowiła nie robić nic.*

 

*oczywiście oprócz odwiedzenia biblioteki Hogwartu. Ale to i tak był jej plan na następny dzień.

Wieczorem przez otwarte okno wleciały trzy oficjalne sowy ministerstwa. Kiedy dwie poleciały do Artura i Molly, a trzecia zrzuciła list prosto do kubka z czekoladą Hermiony (trzeciego, Fleur przynosiła jej kolejny natychmiast gdy poprzedni się opróżnił), wiadome było czego dotyczy sprawa. Hermiona mruknęła zaklęcie usuwając gęstą ciecz z eleganckiego papieru i otwarła kopertę. Wyszła z kuchni do względnej prywatności przedpokoju, po czym, chodząc tam i z powrotem, zaczęła czytać.

 

Szanowna Pani,

Zespół ekspertów z naszego wydziału po konsultacji z Wydziałem Śledczym Biura Aurorów opublikował wstępną opinię na temat zaklęcia użytego przez Sybillę Trelawney 23.04 b.r. Załączamy kopię opinii do Pani wglądu. Będziemy Panią informować o dalszych postępach w pracy naszego zespołu.

 

Z wyrazami szacunku,

Eliza Kaktus,

Urząd Niewłaściwego Użycia Czarów

Departament Przestrzegania Praw Czarodziejów

Ministerstwo Magii

 

Załączony raport był krótki ale niespodziewanie konkretny. Zaklęcie zostało zidentyfikowane jako starożytne, stworzone najprawdopodobniej przez Etrusków. Zaklęcie było częścią rytuału związanego z boginią Turan, to ona zgodnie z wierzeniami wybierała Przeznaczonego Partnera i błogosławiła parę płodnością. Według autorów raportu, należało się w związku z tym spodziewać pewnych efektów ubocznych związanych z silnym ukierunkowaniem libido.

 

Hermiona poczuła, że robi jej się słabo. Oparła czoło o chłodną framugę drzwi kuchennych. Zza drzwi dobiegały ściszone głosy. Chciała odsunąć się żeby nie słyszeć cudzej rozmowy, ale usłyszała swoje imię. Przekląwszy więc w duchu zgubny wpływ Harry’ego na jej charakter, zaczęła podsłuchiwać.

 

– …naprawdę, Lav, mamy powód, żeby się o nią martwić! Wszyscy, którzy mieli wizję, mieli ją PARAMI! A widział B, B widział A. – powiedział Ron.

– Hermiona jest jedyną osobą na liście bez pary. – dodał Harry

– No i jeszcze powiedziała, że nie widziała nikogo! Samą ciemność! I dlatego obawiamy się…

– Że partner 'Ermioni nieżywi. – dokończyła Fleur.

Hermiona zapomniała na chwilę o oddychaniu. Nie była pewna czy ma ochotę bić głową w ścianę, czy wybuchnąć śmiechem. Speszona wybiegła do ogrodu z jedną myślą w głowie. Czy gdyby wiedzieli, kogo zobaczyła w wizji, martwili by się bardziej czy mniej?

 

 

Tydzień później Hermiona kontemplowała blade, nierównomierne linie pokrywające jej dłoń. Zaczęły pojawiać się już trzeciego dnia po gali, teraz sięgały już prawie do łokcia. Nie bolały, nie swędziały, za to irytowały niesamowicie. Spędziła dwa wieczory w bibliotece ministerstwa, zanim udało jej się zidentyfikować tajemnicze linie. To jej własna magia, która próbowała czegoś sięgnąć (lub KOGOŚ), czego nie była w stanie. Jakby była w nieustannym procesie rzucania zaklęcia, które nie było w stanie sięgnąć celu.

Westchnęła, sięgając po piątą kawę i usiłowała skupić swoją uwagę z powrotem na raporcie, który miała oddać już wczoraj. Był o połowę krótszy niż jej przeciętny raport, a na dodatek SPÓŹNIONY. Stres powinien w tym momencie podwoić jej motywację, jednak tak się nie działo. Zamyślona spoglądała na niedokończoną pracę, a jej mózg zamiast dostać kortyzolowego szału, kontemplował ze sporą dozą ciekawości: 'a więc to tak wygląda spóźnianie się!’. Dziesiąty raz w przeciągu ostatniej minuty poprawiła się na krześle, czując wyjątkową wrażliwość między nogami. Jej myśli znowu powędrowały do kretyna będącego jej Przeznaczonym Partnerem. Dlaczego nie przyznał się do wizji? Dlaczego okłamał Harry’ego? Czy w takim razie udało mu się otrzymać wiadomość z ministerstwa? Obecność efektów ubocznych sprawiała, że sytuacji nie dało się tak po prostu zignorować! Musi chociaż z nim porozmawiać. Odsunęła od siebie raport i wysłała sowę do Minerwy  (obecnej dyrektorki szkoły) z pytaniem kiedy Snape ma czas wolny. McGonagall odpisała, że Severus wziął nagły urlop i podała Hermionie jego adres domowy życząc szczęścia w próbach rozmowy („jeśli nie będzie chciał otworzyć, powiedz mu, że to ja cię przysyłam. Tylko nie próbuj wyważyć drzwi, ma tam jakieś paskudne zaklęcia ochronne! Powodzenia, Minerwa”).

 

 

O godzinie piątej, zamiast pić herbatę z Krzywołapem na kolanach, Hermiona znalazła się pod drzwiami obskurnego domu na Spinner’s End z uniesioną dłonią. Ostatni raz sprawdziła adres na kartce, którą dostała od Minerwy McGonagall, po czym przywoławszy swojego Griffindor-skiego ducha, zapukała. Adres okazał się poprawny, co wcale jej nie ucieszyło. W drzwiach stał bowiem Severus Snape z ponurą miną.

– Czego chcesz, Granger? – warknął jej Przeznaczony Partner.

– Ponieważ nie wpisałeś się na listę, nie otrzymałeś zapewne najnowszego raportu. – powiedziała Hermiona konwersacyjnym tonem – Myślę, że może ci się przydać. – dodała wyciągając rękę z notką, którą otrzymała w liście od ministerstwa.

Severus spojrzał na kartkę w jej dłoni jakby była eliksirem zrobionym przez Neville’a.

– Nie wiem co ci się ubzdurało Granger, ale nie potrzebuję czytać więcej wywodów na temat tego, co wywróżyły czyjekolwiek wewnętrzne oczy. – syknął Snape i spróbował zamknąć drzwi.

Hermiona przytrzymała drzwi stopą.

– Severusie Snape, nawet nie zaczynaj ze mną tych kretynizmów! – warknęła chwytając framugę drzwi i próbując wcisnąć się do środka.

Severus najpierw próbował zablokować jej przejście, ale kiedy twarz dziewczyny znalazła się kilka centymetrów od jego szyi, cofnął się gwałtownie. Patrzył na nią z szeroko otwartymi oczami, stojąc w nieco nienaturalnej pozycji. Hermiona zarumieniła się i utkwiła wzrok w bladej twarzy mężczyzny.

– Nie ważne co o tym wszystkim myślimy, naprawdę MUSIMY o tym porozmawiać! Te wizje… to nie koniec… – szepnęła speszona.

– Nie interesują mnie twoje urojenia! – Snape prawie trząsł się ze złości. A przynajmniej Hermiona miała nadzieję, że to złość. – Wynoś. Się. Z mojego. DOMU. – krzyknął.

Dziewczyna wytarła z twarzy kropelki śliny.

– Dobrze. – powiedziała spokojnie. – Jeśli chcesz po prostu ignorować naszą… sytuację, wychodzę. Przeczytaj to sobie kiedy będziesz miał nastrój na konfrontację z rzeczywistością. – dodała odkładając raport na stolik koło drzwi. Kładąc papier, zrzuciła leżące tam notatki, napisane wąskim, szpiczastym pismem.

– Och przepraszam! – powiedziała pochylając się, żeby podnieść kartki. Zgodnie z jej oczekiwaniami, jej wyciągnięta w stronę notatek ręka, została złapana w żelazny uścisk. Hermiona spojrzała z fascynacją na miejsce, gdzie ręka Severusa trzymała jej nadgarstek. Linie magii na tej ręce zaczęły świecić silnym, białym światłem. Identyczne światło wydobywało się z ręki Snape’a ujawniając sieć drobnych linii magicznych, sieć nawet gęstszą niż tę, która pokrywała przedramię Hermiony. Światło wydobywające się z ich złączonych dłoni wydawało się niemal oślepiające w ciemnym przedpokoju.

– Czy teraz możemy porozmawiać? – spytała Hermiona.

Severus milczał. Ciągle nie puścił nadgarstka swojej Przeznaczonej Partnerki, wpatrywał się intensywnie w ich złączone ręce. W jego wzroku był głód, ale i rozpacz.

– Nie da się tego cofnąć? – zapytał cicho.

– Nie.

Snape skrzywił się uwolnił rękę Hermiony i sięgnął po raport. Przesunął wzrok po kartce.

– Turan, to stąd te odgłosy gęsi. – mruknął do siebie.

– Też się zastanawiałam co to był za dźwięk przed dzwonami! Ale był bardzo hmm.. trąbiący, myślę, że to jednak łabędzie? To by nawet bardziej pasowało do Turan.

Severus spojrzał na Hermionę w dziwny, bardzo intensywny sposób. Sięgnął po papier i kartkę i zaczął coś bazgrać.

– Dwa razy w tygodniu, nie więcej. I zawsze przed snem. – wcisnął Hermionie kartkę do ręki po czym chwycił ramię dziewczyny, pchając ją w kierunku wyjścia.

Hermiona przestudiowała kartkę, na której zapisany był przepis na jakiś eliksir.

– Poczekaj! Skąd mam wziąć krew centaura?! Z tego co wiem, jest nielegalna? – zmarszczyła brwi.

– Och, zapomniałem, że mam do czynienia z tak… praworządną osobą – zakpił Snape. – poproś Pottera, wszystkie centaury z pewnością staną w kolejce, żeby oddać mu swoją krew.

Prawie zamknął drzwi, Hermiona była zmuszona złapać klamkę.

– Severusie! – warknęła przytrzymując siłą drzwi. – Nic nie ustaliliśmy! Co robimy?

– Nie ma żadnego „my”, rób co chcesz Granger. – warknął Snape i zatrzasnął drzwi.

 

Rozdziały<< Wino przeznaczenia

Jillianna

Lubię to, co większość użytkowniczek tej strony: kawę, koty i książki. Shipuję SSHG głownie ze względu na podobieństwo Snape'a do mojego męża (obaj są inteligentni i skrajnie aspołeczni...). Moje opowiadania/wątki możecie kopiować do woli - róbcie z nimi co Wam się podoba ;D

Ten post ma 8 komentarzy

Dodaj komentarz