Wino przeznaczenia

Sevmione.com does not claim, nor does it intend to imply, ownership of, or proprietary rights to, any of the fictional character or place names mentioned within JKR’s Harry Potter novels, nor any of the titles or terminology used or created by JKR within her books or within the movies made thereof.


 

Wino było zatrute. Zatrute profesjonalnie – smak i zapach nieodróżnialne od naturalnego, wygląd absolutnie niewinny. I tylko łaskotanie magii, tak delikatne, że możliwe do zauważenia tylko przez bardzo doświadczonego czarodzieja, zdradzało, że ktoś przy tym napoju majstrował.

Severus Snape splunął winem do swojej czary. Siedzący  z nim przy stole członkowie Zakonu Feniksa wymienili obrzydzone spojrzenia. Nie tylko oni – oczy większości uczestników Wielkiej Gali z Okazji Pokonania Voldemorta skupione były bowiem na, ozdobionym wielkim płonącym feniksem, stole Zakonu.

– Bohaterów wojennych – mruknęła Lavender Brown skubiąc pierniczkowego feniksa – powinni uczyć zachowania przy stole.

Harry skrzywił się, nieco zirytowany tym komentarzem. Lavender siedziała w końcu przy Stole Feniksa tylko ze względu na swojego narzeczonego – Rona. Po chwili namysłu stwierdził, że jest chyba nieco przeczulony kiedy chodzi o Snape’a. Snape nie wyglądał jakby przejął się uwagą Lavender, najprawdopodobniej nawet nie usłyszał jej, skupiony na studiowaniu swojego wyplutego wina. Harry wrócił więc do rzeczy, która zajmowała mu większość wieczoru. A także całego ubiegłego tygodnia. A mianowicie – na stresowaniu się przemową, którą miał wygłosić tego dnia. Przeklął w duchu Voldemorta, któremu udawało się torturować Harry’ego nawet po śmierci – tym razem publicznymi przemowami na pamiątkę ich ostatecznej walki.

Hermiona natomiast ze zmarszczonymi brwiami przypatrywała się – raz Snape’owi, a raz stojącemu przed nią napojowi.

– Nie pij tego! – syknęła do Rona.

Ron odpowiedział zdziwionym spojrzeniem, ale posłusznie odstawił swoją czarkę. Dziewięć lat wspólnych przygód z Harrym i Hermioną nauczyło go natychmiastowego reagowania na tego typu rozkazy. Lavender wielokrotnie chwaliła to jako jedną z jego najlepszych cech.

 

Severus Snape wstał gwałtownie, ze miną bardziej zdenerwowaną niż zwykle, ale w tym momencie rozległ się głośny dźwięk ze strony podium.

 

– MOI DRODZY! – egzaltowany szept, wzmocniony zaklęciem, odbił się echem od zdobionych ścian sali, uciszając rozmowy.

Wszystkie oczy skierowały się w stronę podium, gdzie lekko nietrzeźwa Sybilla Trelawney uśmiechała się, szeroko rozkładając ramiona. Na jej szczupłej twarzy połyskiwały łzy, w rękach trzymała zaś pognieciony zwój, ubrudzony czymś, co wyglądało jak plama po herbacie.

– W ten cudowny dzień – Trelawney czknęła – w ten wspaniały dzień radości, chciałam podziękować wszystkim, którzy walczyli o naszą wolność i o naszą… – zachwiała się lekko, ale zaraz złapała równowagę – i podziękować… to znaczy chciałam… w ten wspaniały… – rozpromieniona zamachała paskudnym zwojem – ten zwój i wino przed wami… to mój prezent dla was wszystkich! Cieszmy się wszyscy bo właśnie dzisiaj niektórzy z nas… Znajdą swoich Przeznaczonych Partnerów! Adamābitis!

Zwój rozbłysnął błękitnym światłem i rozsypał się w proch. Część osób na sali zaczęła się śmiać, z paru stron słychać było nieśmiałe oklaski. Pozostali wpatrywali się w konsternacji w pracownika ministerstwa wyprowadzającego śmiejącą się radośnie i czkającą Trelawney.

– Dalej boisz się swojego przemówienia? – Ron wyszczerzył zęby do zdumionego Harry’ego. – Hermiono? – zamachał ręką nad głową Hermiony, która nadal z podejrzliwym wyrazem twarzy wpatrywała się w wino – Co ty robisz z tym winem? Ukazał ci się tam PRZEZNACZONY PARTNER?

Hermiona podniosła głowę i otworzyła usta próbując coś powiedzieć. Nie zdążyła, bo nagle zaczęła gwałtownie oddychać, po czym znieruchomiała wpatrując się tępo w przestrzeń.

 

***

 

Hermiona Granger nie lubiła wierzyć we wróżby. Doświadczenia ostatnich lat sprawiły, że w niektóre, z wielką niechęcią, wierzyła. Wróżby w świecie magii były dla niej tym, czym dla Einsteina fizyka kwantowa – ideą psującą całe matematyczne piękno świata, kpiną z przewidywalności i konsekwencji. A jednak, ku jej rozpaczy, prawdziwą. Pocieszała się więc, że okaże się kiedyś, że i we wróżbach jest jakiś rodzaj logiki, choć jeszcze nie odkryty. Przemówienie Trelawney straszliwie ją zirytowało. Mało co urąga logice tak bardzo jak przeznaczony partner. Idea wyjęta wprost z romansideł, sugerująca jakiś nieznany rodzaj magii, magii która niby WIE LEPIEJ niż ona sama kto jest dla niej właściwy, nie, PRZEZNACZONY! Jeszcze bardziej zirytował ją fakt, że czuła się zawiedziona i smutna. Minęła już chwila odkąd Trelawney skończyła swoje pajacowanie i nie wydarzyło się nic! Oczywiście, takie rzeczy nigdy jej się nie zdarzały, wielkie romantyczne historie omijały ją szerokim łukiem. Hermiona zacisnęła pięści. Nie! Nie będzie smutna dlatego, że jakaś idiotyczna, nieistniejąca idea ją ominęła.

Głos Rona wyrwał ją z zamyślenia. Tak, teraz najważniejsze jest wino! Dziwne zachowanie Snape’a, uwaga Trelawney – wszystko wskazywało na to, że coś do niego dodano. Wszyscy mogą być teraz otruci, trzeba działać szybko! Może gdzieś w budynku są bezoary? Otworzyła usta, ale nie udało jej się nic powiedzieć bo nagle rozległ się dziwny trąbiący dźwięk, po nim zaś dźwięk bijących dzwonów.

Bim-bam

Gwar dookoła ucichł, teraz słyszała tylko dźwięczny, wibrujący dźwięk dzwonów.

Bim-bam

Świat ogarnął mrok, widać było już tylko sylwetki ludzi siedzących przy stole.

Bim-bam

W mroku zobaczyła parę wpatrzonych w nią oczu.

 

Ogarnęła ją ekscytacja, taka jakiej nie czuła już od dawna, chyba od czasów balu na czwartym roku. A więc jednak? Przeznaczenie, prawdziwa miłość, jak w książkach Lavender (’co czytam? O, super że pytasz, Hermiono, wreszcie możemy porozmawiać o czymś co lubisz! Książka historyczna! No prawie historyczna! Przeczytam ci fragment jak tajemniczy Valancourt ratuje jednym zaklęciem Emily przed napotkanymi mugolami z sierpami!  A potem okrywa ją własnym płaszczem, bo to luty. Hm? Jak to co robili mugole sierpami w zimie? No na polu… Młócili? Ech, z tobą nawet o książkach się nie da rozmawiać!’).

 

Bim-bam.

Hermiona wpatrywała się w ciemność tak gęstą, że nie widziała nawet własnych rąk, zaciśniętych kurczowo na nieszczęsnym pucharze z winem. Jedynym wyraźnym punktem były oczy, same czarne jak otaczający ją mrok, szeroko otwarte z zaskoczenia.

Hermiona chciała krzyknąć, ale głos uwiązł jej w gardle. Los zadrwił z niej w najokrutniejszy możliwy sposób. Dzwony biły szyderczo, mrok pulsował, skrzył się pradawną magią zasłaniając przed jej oczami cały rozsądny, logiczny świat, zmuszając ją do patrzenia jedynie na wykrzywioną we wściekłym grymasie twarz Severusa Snape’a.

 

***

 

-…

Hermiona ocknęła się gwałtownie siedząc wciąż w tej samej pozycji, z pucharem w obolałych z zaciskania dłoniach. Zamrugała gwałtownie, widząc z powrotem jasno oświetloną salę i zmarszczone brwi na twarzy Rona. Pochylał się nad nią i machał jej dłonią przed twarzą.

– Nic ci nie jest?? Nagle przestałaś się ruszać, to było trochę przerażające!

– Nie… nie widzieliście nic dziwnego? Nie słyszeliście… Yyy dziwnych dźwięków?

– Dziwnych dźwięków? Czyli jakich? – zapytała Ginny. – Nie widzieliśmy nic dziwnego oprócz ciebie patrzącej przed siebie jak zombie.

– Tt-tylko ja tak…?.. – Hermiona miała problem w opanowaniu swojego głosu.

Harry położył jej rękę na ramieniu.

– Nie tylko ty. – odpowiedział łagodnie. Patrzył na nią ze zrozumieniem – miał bądź co bądź spore doświadczenie w Nagłym-Doświadczaniu-Rzeczy-Których-Inni-Nie-Doświadczali. – Kilka innych osób na sali też tak się zawiesiło. U nas przy stole Neville i Snape. Tam, w głębi sali też kilka osób. Nie martw się, zaraz wszystko się wyjaśni. – wyszczerzył zęby, po czym poprawił okulary i dodał tonem znawcy. – opowiedz nam wszystko co czułaś. Słyszałaś dziwne głosy?

– Nie, żadnych głosów. – kącik ust Hermiony zadrgał. – Zrobiło się ciemno. Biły dzwony. – urwała czując się niesamowicie głupio. Przeznaczony Partner, bijące dzwony, cała sytuacja była piekielnym cliché – I widziałam.. hmm… – zawahała się. Słowa „twarz Severusa Snape’a” nie chciały przejść jej przez gardło. – właściwie nic nie widziałam, było okropnie ciemno.

– Bicie dzwonów?! – zawołała Lavender. Ekscytacja rozjaśniła jej twarz, loki zafalowały gwałtownie. – Hermiono! – ścisnęła ramiona Hermiony i potrząsnęła nią dając upust radości – znalazłaś swoje przeznaczenie!  Swoją drugą połowę!! – Lavender podskoczyła z zachwytu – Gratulacje, ty szczęściaro! Kto to?

Hermiona, znajdująca się ciągle w stadium wyparcia, nie zamierzała się dzielić swoim „szczęściem”.

– Dziękuję bardzo, wolę wybierać sobie partnerów sama. – prychnęła. – w przeciwieństwie do niektórych, wolę mieć własny WYBÓR, nie potrzebuję idiotycznych zaklęć żeby robiły to za mnie. Och, ale wtedy muszę wziąć za ten wybór ODPOWIEDZIALNOŚĆ. No to faktycznie, powinnam być WDZIĘCZNA, że teraz mogę zwalać WSZYSTKIE MOJE PORAŻKI NA PRZEZNACZENIE! – ostatnie słowa niemal wykrzyczała, dając upust swojej frustracji. Słyszała w swojej głowie cichy głos mówiący, że może jednak przesadziła, może nie powinna była wyładowywać swojego szoku i gniewu na Lavender. Ale było już za późno. Lavender zacisnęła wargi, pojedyncza łza spływała po jej policzku. Odwróciła się w milczeniu i poszła usiąść na swoje miejsce.

Hermiona wstała, zamierzając przeprosić byłą współlokatorkę, niestety nagłe zamieszanie za jej plecami sprawiło, że zapomniała co chciała zrobić.

 

Severus Snape stał przed gigantycznym filarem z wysoko uniesioną różdżką. Jego oczy płonęły. Przed nim, wisząc kilka stóp nad podłogą, jakby trzymana niewidzialną ręką, Trelawney krzyczała histerycznie. Machała gwałtownie kończynami w nieudanych próbach sięgnięcia po różdżkę. Jej kolorowe szaty migotały przy każdym ruchu, oczy były wytrzeszczone ze strachu. Teraz, jak nigdy przedtem, wyglądała jak wielki owad – tym razem jak kolorowa, pijana ważka trzepocząca w pajęczej sieci.

– Co. To. Była. Za. Klątwa. – warknął Snape

– To nie żadna klątwa! Severusie! Przerażasz mnie!

Kilka osób podeszło wyciągając różdżki. Snape odbił lecące w jego kierunku Expelliarmus’y przewracając kilku czarodziejów na podłogę.

– Ostatnia szansa. – syknął wbijając różdżkę w szyję Trelawney – Co dodałaś do wina?

– To bardzo starożytne zaklęcie! Tylko osoby z silną aurą proroctwa są w stanie zrozumieć… Aaaagghh!

Trelawney krzyknęła przeraźliwie, z jej oczu zaczęła spływać krew.

– Czy naprawdę chcesz się dowiedzieć dlaczego Czarny Pan tak mnie lubił? – wyszeptał Snape jedwabistym tonem – Może powinienem wyłupić ci oczy? Po co one komuś z tak wspaniałym WEWNĘTRZNYM okiem?

– Nie… Nie wiem! Nie wiem co to za zaklęcie! Przysięgam! Znalazłam ten zwój w toaletce praprababci!

– Severusie, WYSTARCZY! – Minerwa McGonagall wspomagana przez Harry’ego, Ginny i kilku aurorów, spacyfikowała rozsierdzonego Snape’a. Kiedy dwóch aurorów próbowało odebrać mu różdżkę, cisnął nią w Minerwę.

Medycy zajęli się szlochającą Trelawney, próbując ją opatrzyć, podczas gdy aurorzy usiłowali zadawać jej pytania. Bez skutku, szlochała bełkocząc, że nic nie wie i że niektórych ludzi uniewinniono trochę zbyt szybko.

Oczy Hermiony, wbrew jej woli, śledziły Snape’a. Skoro ona widziała jego w czasie swojej wizji, czy on również widział ją? Czy dlatego jest taki zdenerwowany? Hermiona wzięła głęboki oddech. Myśl logicznie. Zwój nie musiał być autentyczny. Nikt nie słyszał przecież o Przeznaczonych Partnerach. A Snape może mieć inne powody na bycie wkurzonym. Ba, on tak naprawdę nie potrzebuje za bardzo powodu. Przecież to oczywiste, że jest zdenerwowany tym, że ktoś rzucił nieznane zaklęcie. I dodał coś do wina, osobista zniewaga dla Mistrza Eliksirów! Nie, zwój nie mógł być prawdziwy! To na pewno jakiś niesmaczny żart. Zapewne po prostu pokazuje „ostatnią osobę, którą chciałbyś zobaczyć jako swojego Przeznaczonego Partnera” albo coś w tym stylu.

Snape wyciągnął z kieszeni jakąś buteleczkę i próbował ją wcisnąć aurorom, gwałtownie gestykulując. Aurorzy krzyczeli coś o nielegalnych substancjach, któryś nawet próbował aresztować Snape’a.

Hermiona podeszła bliżej.

– Proszę o spokój, pani Trelawney zostanie przesłuchana po zbadaniu przez magomedyków. – spokojny ton starszego aurora sprawił, że poziom napięcia opadł niemal wyczuwalnie. – Nie, panie Snape, nie wydaje mi się, aby sytuacja wymagała użycia Veritaserum.

Snape skrzywił się, chowając buteleczkę z powrotem do kieszeni.

– Ach, oczywiście, cała sala ludzi, po spożyciu nieznanej substancji, poczeka chętnie kilka tygodni na wynik waszego przesłuchania. – powiedział drwiącym tonem.

Trelawney wydęła wargi.

– Ty i tak nie masz się czym przejmować, Severusie.- mruknęła. – Wątpię by przeznaczenie miało związać kogoś z kimś takim… jak ty!

– A więc w tej kwestii zgadzamy się, Sybillo. Związanie kogoś ze mną byłoby raczej… okrutne.

– Moja praprababcia była znana z profesjonalizmu. – powiedziała dumnie podnosząc głowę – nie użyłaby krzywdzącego zaklęcia.

– Może właśnie dlatego to nie ona go użyła? – Hermiona nie zdołała powstrzymać kąśliwej uwagi przed wydostaniem się z ust. Cała ta afera z przeznaczeniem poważnie wytrąciła ją z równowagi, skoro już drugi raz powiedziała coś bez zastanowienia.

Snape odwrócił się gwałtownie i spojrzał jej prosto w oczy.  Na jego twarzy malowała się jakaś gwałtowna emocja, jego nozdrza rozszerzyły się, a kącik ust zadrżał. Hermiona nie zdołała jednak zidentyfikować owej emocji, bo Snape odwrócił się gwałtownie, wyrwał Minervie z ręki swoją różdżkę i wyszedł z sali powiewając czarną szatą.

Minerwa McGonagall westchnęła.

– Myślałam, że kiedy to wszystko się skończy… – pokręciła głową – Wojna czy nie, temperament tego młodego człowieka pozostaje bez zmian.

 

***

 

Ron patrzył na rozgrywającą się scenę ze zdumieniem. Potarł nos i mruknął

– Przeznaczenie? Głupie pomysły Trelawney? To wszystko już było. Ale dlaczego Snape paraduje z Veritaserum w kieszeni na oficjalnej gali ministerstwa, przechodzi moje pojęcie.

 

RozdziałyWino Przeznaczenia 2 >>

Jillianna

Lubię to, co większość użytkowniczek tej strony: kawę, koty i książki. Shipuję SSHG głownie ze względu na podobieństwo Snape'a do mojego męża (obaj są inteligentni i skrajnie aspołeczni...). Moje opowiadania/wątki możecie kopiować do woli - róbcie z nimi co Wam się podoba ;D

Ten post ma 8 komentarzy

  1. Pomysł bardzo fajny, ale masz zdecydowanie zbyt dużo powtórzeń. Ciągle Snape, Harry, Hermiona, przemówienie itd. Spróbuj używać więcej synonimów 😉

  2. Sky, dziękuję za uwagi, postaram się poprawić ;D
    Dzięki wszystkim za komentarze. Mam zrobiony plan całego opowiadania, będę próbować wrzucać kolejne rozdziały co weekend 🙂

Dodaj komentarz