Śmierciożerca – to brzmi dumnie II

Rozdział II

Spotkanie pękało w szwach, co nie wróżyło dobrze. Zwykle były one ograniczane do Wewnętrznego Kręgu celem potężnego planowania, oczywiście z późniejszą zagryzką u Malfoyów. Pełna sala oznaczała atak i to, że jakiś nieszczęśnik będzie miał dziś wieczorem kłopoty.

Severus miał głęboką nadzieję, że nie padnie na niego.

Niezgrabnie pociągnął za maskę. To cholerstwo było niewygodne i cholernie głupie. Sam był zdania, że ich tożsamość można by z powodzeniem ukryć za pomocą zaklęcia lub w ostateczności nawet Eliksirem Wielosokowym zamiast srebrną maską, która ucinała mu widzenie peryferyjne i ześlizgiwała się z nosa.

Zresztą one w ogóle nie sprawdzały się jako przebranie, na miłość boską; wszyscy dołączyli w tym samym czasie. Był pewny, że Jego Lordowska Mość – nie nazywał go równie uprzejmie w zaciszu swojego umysłu – wyobrażał sobie z sentymentem, że wszyscy stojąc w kręgu podczas swojej inicjacji zastanawiali się kim są pozostali, wiedząc, że nie mogli wzajemnie się zdradzić, na wypadek gdyby osoba z którą rozmawiali w Ministerstwie, była Jednym z Nich.

Zamiast tego po prostu rozglądał się wokół siebie, mentalnie odhaczając chłopców z jego roku i lat wyższych. Jedna osoba w szczególności odstawała od reszty – Malfoy. Jego szaty nie były standardowo śmierciożercowoczarne, lecz wyszywane niewielkimi czaszkami na brzegach i mankietach. Włosy miał w kolorze platynowego blondu i nawet wtedy tak długie, że mógłby się na nich z powodzeniem powiesić.

Prawie dwadzieścia lat później gamoń dalej nosił ten ciuch – albo bardzo do niego podobny – co po akcji zapewniało Chłopcom wiele godzin rozrywki. Parodia Lucjusza w jego najbardziej wyniosłej postaci autorstwa Smudgera była legendarna. Maska przynajmniej ukrywała twarz Severusa, kiedy widniał na niej całkowicie niestosowny złośliwy uśmieszek – w przeciwnym razie Lucjusz zapewne poczułby się urażony i zaoferował jego szybkie usunięcie.

Severus przybrał bardziej odpowiedni, zdystansowany wyraz twarzy – nie można pozwolić sobie na niedbałość tylko dlatego, że nosi się maskę – gdy Lucjusz podszedł do niego z rozkazami na wieczór.

– Severusie – powiedział szorstko Lucjusz; był wyraźnie czymś zirytowany.

– Lucjuszu – odparł równie kurtuazyjnie. – Jaki jest zatem plan działania?

– Jego Lordowska Mość chce, żebyśmy dali tym mugolom porządną nauczkę. Chce czegoś wielkiego, dramatycznego, czegoś, co jutro rano znajdzie się na pierwszej stronie Proroka Codziennego. 

Ostatnimi czasy zauważył stopniowo narastającą pogardę dla tego tytułu – Jego Lordowskiej Mości – Lucjusz nie był zadowolony z tego, co on nazywał strategicznym podejściem do wojny. Chociaż nienawidził mugoli, nawet Malfoy Senior zaczynał myśleć, że powinni skupić swoje zasoby energii na eliminacji Pottera, a nie torturowaniu niewinnych ludzi.

Niezła frajda, mówił na przyjęciach, ale właściwie to po co?

Odpowiedź brzmiała „po nic”. Odpowiedź, która stawała się coraz bardziej jasna nawet dla tych, których Matka Natura wyraźnie ominęła przy rozdzielaniu daru inteligencji – Crabbe’a i Goyle’a Seniora – i była nawet otwarcie dyskutowana.

– Nie wyglądasz na bardzo zadowolonego – skomentował Severus.

– Rzeczywiście nie. Miałem plany na ten wieczór uwzględniające pewną młodą damę, liche skrawki jedwabiu, wyborne wino i dobre jedzenie. Mam tylko nadzieję, że uda nam się to wszystko skończyć przed północą, żebym mógł uratować coś z tej katastrofy.

– To powiedziałeś Narcyzie, że nie będzie cię całą noc? – zapytał Severus.

Lucjusz przytaknął. 

– Bardzo trudno mi się od niej uwolnić; jest taka podejrzliwa. Te małe wypady są moją jedyną szansą na odrobinę rozrywki.

Severus jak nikt rozumiał bolączki kolegi. 

– Co powiesz na to. Wymkniesz się na spotkanie z wspomnianą młodą damą, a ja zajmę się tą zgrają? – zaryzykował Severus, po sprawdzeniu, czy w zasięgu słuchu nie ma młodych i zapalonych Śmierciożerców, którzy prawdopodobnie nie posiadaliby się ze szczęścia, mogąc przekablować parę historyjek w nadziei na uzyskanie lepszej pozycji przy korycie.

Lucjusz również sprawdził otoczenie, zanim odpowiedział: 

– Zrobiłbyś to? To cholernie przyzwoite z twojej strony.

– Jakieś konkretne instrukcje, wiesz, dotyczące celów?

– Nie. Zostawiam to tobie, Severusie. I jeszcze raz dziękuję. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił. – Lucjusz żarliwie uścisnął mu dłoń, po czym aportował się z trzaskiem.

– Mam nadzieję, że będzie pamiętał o zdjęciu maski, zanim pójdzie zobaczyć się ze swoją młodą damą – odezwał się głos za jego plecami.

Severus odwrócił się gwałtownie z wyciągniętą różdżką. 

– Na litość boską, Smudger, nie podkradaj się w ten sposób do ludzi. Wiesz jakie mam odruchy, kiedy reszta Wewnętrznego Kręgu jest w pobliżu.

– Najpierw przeklnij, potem pomyśl, to ich motto. – Smudger skinął głową. – Więc dokąd idziemy?

– Tam gdzie zwykle – odparł Severus. – Powiedz Chłopcom. Mamy coś do zrobienia.

– Tak jest.

Smudger odwrócił się i zaczął klepać ludzi po ramionach, próbując szeptać im do ucha, co było trudne ze srebrną maską na nosie; rozległ się bardzo słyszalny brzęk, gdy maska ​​Smudgera zahaczyła o inną, prawie zrzucając ją na posadzkę.

Severus obserwował jak jego drużyna deportuje się jeden po drugim, po czym rzucił ostatnie spojrzenie upewniając się, że nikt nie został w tyle i sam ruszył w drogę.

 

Zaledwie dziesięć minut później on i Chłopcy ustawili się w szeregu wzdłuż baru w swoim stałym pubie, ślęcząc nad kuflami z piwem i szukając inspiracji. Smudger wygładził Evening Standard leżący na barze i przejrzał gazetę w poszukiwaniu złych wieści. 

– Była kraksa w metrze – powiedział.

– Nie – odparł Bloodnok. – Spójrz, to z dzisiejszego popołudnia, nigdy tego nie kupi. 

– Nie wspominając, że nikt nie zginął – dodał Severus.

Smudger chrząknął i kontynuował czytanie. 

– To trochę kiepski dzień na katastrofy, Chłopcy. Chyba będziemy musieli sami coś zrobić.

– Nie róbmy niczego pochopnie – powiedział Bloodnok. – Nie przejrzeliśmy jeszcze wcześniejszych wydań. Może jednak wydarzyło się coś, co będziemy mogli wykorzystać. Czyja kolej?

Chłopcy spojrzeli na siebie niepewnie. 

– Dajcie spokój – powiedział Severus ze znużeniem. – Prosty wybór. Albo w tym momencie któryś aportuje się do drukarni i zwędzi jutrzejsze wydanie, albo jeden z was będzie musiał wyjaśnić Lucjuszowi, a potem Jego Lordowskiej Mości, dlaczego dziś wieczorem nie udało nam się zabić ani jednego mugola.

Chłopcy nadal wyglądali na niepewnych, ale zagłębili się w jakimś skomplikowanym procesie sprawdzania kalendarza, aby zobaczyć kto został wysłany ostatnim razem a kto wcześniej, połączonym z wymianą przysług mających na celu wymiganie się, dopóki nie padła odpowiedź: 

– Seagoon.

– O, rany – westchnął Bloodnok. – Nie możemy go wysłać; zawsze bierze The Times.

– Nie ma w tym nic złego – odparł chłodno Seagoon. – Przynajmniej jest w nim trochę wiadomości, w przeciwieństwie do twojego ulubionego czasopisma, które wydaje się składać wyłącznie z biustów.

Chłopcy szemrali między sobą, wyraźnie rozdarci. Chociaż potrzebowali gazety z wiadomościami, nie mogli nie wspominać z sentymentem dnia, w którym Smudger przyniósł News of the World. Było tam wystarczająco dużo skandali, by zaspokoić ich najbardziej stronnicze poglądy na temat sposobu, w jaki mugole prowadzą swoje życie i zdjęć półnagich pań.

Fotografie nie poruszały się, ale jak mawiał Smudger, nie można mieć wszystkiego.

– Może uda ci się zdobyć jeden z tych Nieprzyzwoitych Kalendarzy — zasugerował Severus. – I jeszcze jakąś sensowną gazetę. W ten sposób podzielimy go między siebie i jeszcze znajdziemy jakąś katastrofę, którą będziemy mogli upozorować jako nasze własne dzieło.

Nawet Seagoon musiał przyznać, że to rozsądny kompromis – pod warunkiem, że to on będzie miał pierwszeństwo w wyborze miesięcy – i aportował się na łowy.

Kiedy go nie było, Chłopcy zamówili jeszcze jedną kolejkę i dopisali ją do jego rachunku.

Seagoon powrócił w glorii i chwale zaledwie piętnaście minut później, ściskając w dłoniach dwie gazety i kalendarz.

W odpowiedzi na jego pełen udręki okrzyk rozległo się rżenie. 

– Wy świnie!

– W czym problem? – spytał Smudger. – Przynieśliśmy ci piwo.

– Ale Bloodnok znowu pije pieprzoną brandy. Ustaliliśmy, że nie wolno mu tego robić – poskarżył się Seagoon. – To niesprawiedliwe.

– Życie nie jest sprawiedliwe – westchnął ciężko Severus. 

Wszyscy skinęli głowami; tak, to prawda.

– W każdym razie – kontynuował – pokaż nam, co masz.

Seagoon rozłożył Timesa na stole, a Chłopcy zebrali się wokół i rzucili okiem fachowca na litanię mroku, zagłady i rozpaczy.

– Tutaj! – powiedział Severus, dźgając gazetę długim palcem. – Idealne.

W gazecie napisano, że 8 osób zginęło w wyniku tajemniczej eksplozji gazu. Bla bla bla o 21:30 bla bla bla przyczyny nieznane. Ramy czasowe pasowały, a wywołane zniszczenia wystarczą, by zadowolić Jego Lordowską Mość na cały wieczór; ktoś musi tylko wyskoczyć i rzucić Mroczny Znak na budynek, o którym mowa.

– Och, do jasnej anielki  – warknął Severus, obserwując, jak Chłopcy próbują wybrać kandydata. – Nie będziemy grać w papier-kamień-nożyce. Czy możemy przynajmniej spróbować wyglądać jak groźni Śmierciożercy, a nie cholerne uczniaki?

– Co proponujesz: zakręcić butelką? – zadrwił Bloodnok.

– Nie. Właśnie zgłosiłeś się na ochotnika – uśmiechnął się złośliwie Severus. – Tak to jest, jak się zadaje kretyńskie pytania i działa mi na nerwy. Tej rozrywki mam po dziurki w nosie w szkole, a ty powinieneś mieć więcej rozumu. A teraz spadaj.

Bloodnok wyszedł, mamrocząc pod nosem i kiedy wrócił pięć minut później, wciąż narzekał na niesprawiedliwość świata. Przynajmniej nie zastał nowej kolejki na swoim rachunku – wciąż kończyli tę pierwszą – ale zaczęli rozdzielać kalendarz i groziło mu przejęcie panny March, która w wieku 30 lat była już nieco po terminie.

– Och, przestańcie, chłopaki – jęknął. – Nie bądźcie draniami…..

– Myślałem, że bycie draniem to część służbowych obowiązków – powiedział Smudger z szerokim uśmiechem.

– Nie mieliśmy być draniami dla siebie nawzajem – odpowiedział Bloodnok – tylko dla reszty świata.

– A zatem nikt nie powiedział tego Malfoyowi – wtrącił Severus. 

– Ani Jego Lordowskiej Mości – dodał Smudger.

W pewnym momencie rozległo się nerwowe parsknięcie i wszyscy przesunęli się, by Bloodnok mógł lepiej przyjrzeć się Kalendarzowi.

Podczas przewracania stron zapanowała pełna szacunku cisza, przerywana tylko od czasu do czasu cichymi pomrukami uznania i długim westchnieniem, gdy Kalendarz został zamknięty.

– Chciałbym – powiedział powoli Seagoon – chciałbym, żebyśmy spotykali się z takimi dziewczynami. 

– Albo w ogóle z jakimikolwiek dziewczynami – dodał Bloodnok.

– Mówią, że Lucjusz Malfoy ma własną Szlamę do Zabawy – powiedział Smudger z wyraźną nutą żalu. – A wiecie, co mówią o Szlamach.

Severus wyglądał na lekko zaskoczonego; z tego co wiedział, jedyną rzeczą jaką mówiono o Szlamach, było to, że są gorsze i bez wątpienia powinny zostać wymazane z powierzchni ziemi. Nie pamiętał, żeby ktokolwiek wspominał, że są dobre do zabawy. 

– Co mówią o Szlamach? – zapytał.

Wszyscy Chłopcy parsknęli śmiechem.

– To znaczy, że nie wiesz? – spytał Smudger z niedowierzaniem. – Podobno są… no wiesz… bardziej rozbrykane.

– Nie żeby coś, ale nie spodziewalibyśmy się, że będziesz o tym wiedział – zadrwił Grytpype-Thynne. – Nigdy nie miałeś dziewczyny, prawda?

Severus wpatrywał się w Chłopców, a Chłopcy wpatrywali się w Severusa z politowaniem lub współczuciem. Spojrzał na ich wszystkich znad swojego długiego nosa i powiedział z dumą: 

– Nie tylko miałem dziewczynę, ale mam ją w tej chwili i do tego Szlamę. 

Prawie dodał „I co teraz?”, ale w samą porę przypomniał sobie, że ma ponad 40 lat i ma być bezdusznym zabójcą, a te gnojki nigdy mu tego nie darują.

– Nie wierzę ci – powiedział Grytpype-Thynne. Zawsze był irytującym małym gówniarzem, nawet kiedy byli młodsi.

Severus elegancko wzruszył ramionami, przekazując tym gestem swoją całkowitą obojętność na opinię zwykłego szeregowca oraz dalece idącą pewność prawdziwości tego co mówił, sugerującą brak potrzeby roztrząsania tematu. To było bardzo elokwentne wzruszenie ramion.

Najwyraźniej jednak wysiłek Severusa pozostał niezauważony przez Grytpype-Thynne’a, który kontynuował triumfalnie: 

– Dlaczego wcześniej nam o niej nie powiedziałeś?

– O tak, już widzę, jak dobrze się to skończy — wtrącił Smudger. – Co niby ma zrobić, przedstawić ją Jego Lordowskiej Mości? A może zacząć się chwalić swoimi podbojami w Wewnętrznym Kręgu. Zostanie to raczej chłodno przyjęte; nawet Malfoy nie przechwala się swoją Szlamą, a on może robić, co chce.

– Nie może jej zabrać na spotkanie Wewnętrznego Kręgu, to na pewno, ale nie rozumiem dlaczego nie mógłby przedstawić jej nam. Jesteśmy nieszkodliwi, znaczy o ile Smudger nie weźmie do ręki rzutek — powiedział Bloodnok. – Chcę ją poznać.

– To prawda – zgodził się Smudger. – Musimy się upewnić, że jest wystarczająco dobra dla Severusa. To znaczy, jesteśmy ludźmi światowymi i potrafimy stwierdzić czy to przebiegła, mała naciągaczka, która lata za nim dla forsy.

Severus prychnął na myśl, że ktokolwiek mógłby się nim interesować dla jego pieniędzy.

– Nie wierzę, że on ma dziewczynę — stwierdził z pogardą Grytpype-Thynne. – Jak na gacie Merlina udało ci się ją wmanewrować, żeby się z tobą umówiła?

– Nie zrobiłem tego – odparł Severus z uśmiechem. – Grałem niedostępnego i to ona zaprosiła mnie na randkę.

Pozostali Chłopcy wymienili spojrzenia pełne podziwu; dla nich brzmiało to jak Zaawansowane Uwodzenie, a nie Romans dla Początkujących, który sami stosowali. Grytpype-Thynne nie dał się jednak przekonać. 

– Nie wierzę ci – powiedział. – Nie wierzę ci i nic, co powiesz nie sprawi, że ci uwierzę.

– No dobra, dobra, przyprowadzę ją po następnym spotkaniu — prychnął Severus, po czym zdał sobie sprawę, w jak bardzo przysłowiowej ślepej uliczce się znalazł. Musi zaprosić Hermionę na randkę, co będzie wystarczająco trudne, a jeszcze do tego będzie zmuszony jej napomknąć, że marzy, aby ich pierwsze rendez-vous odbyło się w doborowym towarzystwie wszystkich jego kolegów Śmierciożerców. To nie miało prawa się udać.

Niech to szlag.

 

Szeverus znów uchlał się w trupa. Zamierzał wypić tylko trochę, ale Chłopcy byli natarczywi, a kiedy jego myśli nawiedziła wizja zaproszenia Hermiony na randkę, wypił jeszcze jednego drinka dla kurażu. Zamierzał przestać, zanim kompletnie odetnie mu zasilanie, ale przeliczył się o jakieś cztery piwa. I kilka Ognistych Whisky.

Pamiętał jednak, żeby tym razem nie wkładać rzutek do tylnej kieszeni. 

Postronny obserwator zapewne pomyślałby, że sprawy idą po myśli Szeverusa. Wrażenie to potęgował fakt, że Hermiona czekała na niego na boisku, aby upewnić się, że tym razem nie przeora trawnika zębami.

A jeśli ona również próbowała postawić się w sytuacji, w której będzie jej dane zobaczyć nagiego Severusa, to z jego punktu widzenia było to całkowicie do przyjęcia. A nawet bardziej niż do przyjęcia. 

W jakiś sposób w jego pijanym umyśle ta ocena zmieniła się z „Nie miałbym nic przeciwko, gdyby zechciała jeszcze raz spojrzeć na moje pośladki” na „Założę się, że chce zobaczyć mój tyłek”. To było niefortunne. Bo bez względu na to, czy w tym stwierdzeniu majaczył element prawdy, a zwłaszcza jeśli tak było, nadal nierozsądnym jest ogłaszanie, że on dobrze wie o co chodzi niegrzecznej dziewczynce i jeśli dobrze rozegra swoje karty, może to mieć.

Bóg Pijaków czuwał nad nim tamtej nocy i na szczęście Hermiona usłyszała jedynie „jewwaurafer… inksz… ifiu… ajurkaszrate… hsyucnawit”. Nie mówiła po pijacku, więc nie miała pojęcia, co właściwie wyartykułował i po prostu lewitowała go do jego pokoi.

Jak dotąd wszystko szło dobrze. Ale Bóg Pijaków był wyraźnie tak zajęty poklepywaniem się po plecach w uznaniu, że udało mu się uniknąć kolejnej katastrofy, iż stracił czujność i doszło do tragedii.

Hermiona skutecznie zaciągnęła Severusa do łóżka, co sprawiłoby mu dużo więcej radości, gdyby był trzeźwy, po czym dała mu Eliksir na Kaca. Wtedy otworzył usta i powiedział coś, co w kronikach zakochanych ze wszech czasów zapisze się jako najbardziej nietaktowna i najmniej romantyczna rzecz, jaką kiedykolwiek powiedziano. Przebijało nawet „Na Boga, Heleno, ależ się postarzałaś przez te dwadzieścia lat”, a to już było coś.

– Hermiono – powiedział, gdy jego język skurczył się do swoich normalnych rozmiarów i znów działał poprawnie – zastanawiałem się, czy mogłabyś wyświadczyć mi przysługę.

Nareszcie, pomyślała. Ukoiła rozgorączkowane czoło rannego wojownika Światła, a teraz miała odebrać swoją nagrodę. 

– Tak, Severusie – powiedziała, ledwo oddychając.

– Zastanawiałem się, czy jesteś wolna w przyszły czwartek…

….tak, tak, tak …., pomyślała.

– …ponieważ potrzebuję kogoś, kto będzie towarzyszył mi na imprezie ze starymi przyjaciółmi.

…tak… ee… chwila… starzy przyjaciele… Jej mózg zamarł. Nie mógł mieć na myśli zabrania jej na spotkanie ze swoimi przyjaciółmi Śmierciożercami, prawda? Czy mógł?

– Ja… ee… być może sam się w to wpakowałem, mówiąc, że mam własną Szlamę i naprawdę potrzebuję kogoś, kto pójdzie ze mną, żebym nie wyszedł na totalnego tłumoka.

Zapadła cisza, bardziej świdrująca od tej, która ogarnęłaby Wielką Salę, gdyby Albus przeparadował przez nią w stroju Adama.

W tym momencie Bóg Pijaków rzucił okiem na sytuację i zdecydował się wiać i pomóc komuś, kto nie był tak zdeterminowany, by popełnić związkowe samobójstwo. Albo po prostu samobójstwo, bo Hermiona nie była zadowolona. W  o g ó l e  nie była zadowolona.

– Przepraszam najmocniej – zaczęła Hermiona tonem, który zamroziłby pustynię, ale Severus przerwał jej, zanim zdążyła rozwinąć swoją przemowę.

– Pogadamy rano – powiedział, uśmiechnął się słodko i ułożył z powrotem na łóżku. – Jsem zmuczony.

– Drań – szepnęła Hermiona z goryczą.

Upewniła się, że jest odpowiednio przykryty, że przy łóżku jest wygodny kociołek na wypadek Pilnej Potrzeby i zgasiła światła.

 

Następnego ranka Szeverus obudził się już jako Severus. Jego głowa nie pulsowała, nie miał uczucia jakby właśnie połknął małe, futrzane zwierzątko, ale za to męczył go lekki głód. W sumie czuł się lepiej, niż powinien. Nie mógł jednak pozbyć się wrażenia, że coś jest grubo nie w porządku.

Szybki umysłowy przegląd poprzedniej nocy, przeprowadzony podczas ablucji, nie przywołał niczego złego. Przeżył spotkanie, co zawsze traktował jako pozytywne zjawisko. Udało mu się wykręcić z faktycznego ubrudzenia sobie rąk, jednocześnie przekonując Malfoya, że wyświadcza mu przysługę. Przez całą noc nie postawił ani jednego drinka i elegancko przyłożył temu draniowi Grytpype-Thynne’owi…

Ach.

Piękny cios.

Z drugiej strony coś go dręczyło. Denerwował się, czy zaprosi Hermionę na randkę, ale już nie musiał, bo to zrobił i… o cholera. Severus spojrzał na gumową kaczuszkę, a gumowa kaczuszka spojrzała na Severusa. 

Był skończony.

 

Severus bardzo nie chciał iść na śniadanie, ale w końcu nie udało mu się znaleźć wystarczająco rozsądnej wymówki, żeby się z niego wymigać. Pomyślał też, że chociaż pod wieloma względami miał szczęście, unikając wczorajszego Gniewu Hermiony, to im dłużej ona będzie rozkładać wszystko na czynniki pierwsze, tym więcej czasu przeznaczy na wymyślanie wyjątkowo przykrych rzeczy, które mogłaby mu wygarnąć.

Roztropność kazała więc podjąć zdecydowane kroki – jak najszybciej przeprosić, w nadziei, że uda się przeciąć wrzód gniewu, zanim zdąży się on zaognić. 

Sądząc po jej buntowniczej minie i lodowatym powitaniu rzuconym ponad śledziem, było już za późno. Najmniej mógł mieć nadzieję, że sprawa zakończy się na kilku tygodniach oziębłego traktowania. Co i tak oznaczałoby, że przy następnym spotkaniu nici z randki i będzie musiał znosić przechwałki Grytpype-Thynne’a.

Tak więc, choć przeprosiny będą nieuniknione, należy także opracować plan awaryjny…

 

Hermiona poczuła wzbierające w piersi oburzenie, kiedy ten podły drań tylko skinął głową, zajmując swoje zwyczajowe miejsce u jej boku i rozpoczął nierówną walkę ze śledziami. Śledzie to rzeczywiście podstępne gadziny, ale uznała, że ma prawo wymagać, aby w jakiś sposób odniósł się do jawnej krzywdy, którą jej wyrządził.

I nie podobał jej się sposób, w jaki się uśmiechał. Żaden mężczyzna, który tak dogłębnie zawinił, nie powinien się tak uśmiechać, a co dopiero tak żałosny dupek jak Snape. 

Nagle uderzyła ją wszechogarniająca fala cierpienia. Może on wcale nie był nią zainteresowany. Może ten dziwny wyraz jego oczu wcale nie był wyrazem uznania; co jeśli to była dezaprobata? Może powinna być po prostu wdzięczna, że nie podkablował Dumbledore’owi i nie próbował doprowadzić do jej zwolnienia. Właściwie to wyświadczyłby jej tym przysługę, więc może zrobiłby coś innego, coś do szpiku kości złego.

Na przykład zabranie jej na spotkanie Śmierciożerców.

W pięciominutowym interwale mózg Hermiony przebiegł przez wszystkie zawiłe intrygi i podstępne gierki dochodząc do jej, prawdopodobnie wyjątkowo paskudnego Końca. Harry zawsze miał wątpliwości co do wiarygodności Snape’a, a jej argument, że Dumbledore mu ufał więc i oni powinni, był raczej podważany przez fakt, że nie sądziła już, aby jego opinia na jakikolwiek temat była warta funta kłaków.

Wtedy dostrzegła lekko drżące dłonie Severusa, który właśnie sięgał po dzbanek z kawą i jej rozsądna strona stanowczo stwierdziła, że Severus Snape może i jest trochę palantem, ale nie wcielonym złoczyńcą. Harry był idiotą, który nie potrafił zawiązać sznurowadeł bez instrukcji i którego osąd zdawał się dość wiarygodny, jeśli odwrócić go o 180 stopni.

Co nie znaczyło, że mogło mu ujść na sucho użycie słowa na „s”, ale uznała, że po odpowiednich przeprosinach i odbyciu pokuty rozważy wybaczenie.

A potem niewiele myśląc go przeleci. Wielokrotnie.

I w jak największej liczbie pozycji.

Tak więc, biorąc pod uwagę, że bardzo zależało jej na jak najszybszym przejściu do tego etapu, wydawało się, że proste przeprosiny i czołganie się u jej stóp wystarczą. Gdyby był naprawdę bystry, mógłby rozpocząć od „jak mogę ci to wynagrodzić”, a ona od niechcenia przedstawiłaby kilka dość słusznych sugestii. Nie żeby planowała z wyprzedzeniem, na wykresach i w tabelkach; nie, wcale.

 

Severus wzmocniony śledziem, tostem i kawą czuł, że teraz jest w stanie zaoferować przeprosiny. Rozsądnym rozwiązaniem było również zrobienie tego przy śniadaniu, gdzie Hermiona prawdopodobnie czułaby się niekomfortowo policzkując go i przeklinając przed publicznością.

– Eee – wygłosił na wstępie. 

– Tak – odparła chłodno.

– Ja… hmm… zdaje się, że chyba mogłem… powiedziałem coś… niestosownego, całkowicie niestosownego ostatniej nocy i chciałem cię przeprosić za to, że to powiedziałem.

Hermiona zastanawiała się jak powinna zareagować, kiedy uprzedził ją wysłannik Opatrzności w osobie Dumbledore’a. 

– Ach, Severusie, byłbym wdzięczny, gdybyśmy mogli za chwilkę porozmawiać. Zdaje się, że twoje pierwsze zajęcia są dopiero o dziesiątej?

– W rzeczy samej, dyrektorze. 

Severus otarł usta serwetką, a następnie podążył za Irytującym Staruchem i wyszedł z sali.

– Cholera – syknęła. – Szlag. Szlag. Szlag.

 

Z punktu widzenia Severusa spotkanie z dyrektorem poszło dobrze. Dość wcześnie wtrącił do rozmowy małą, soczystą ploteczkę, że Lucjusz miał kochankę i pozwolił staruszkowi wyciągnąć własne wnioski na temat palącej potrzeby, aby Severus również miał swój własny Symbol Statusu.

– Nie wiem, kogo znajdziemy do odegrania tej roli – powiedział Albus zmartwionym tonem. – To znaczy, zawsze jest Nimfadora Tonks. Moglibyśmy ją skłonić żeby się wyszorowała…

Severus potrząsnął głową. 

– Przepraszam, dyrektorze. Chociaż widzę, że przydałoby się zaangażować w to członkinię Zakonu – wyczuj aluzję, kiedy wali cię w twarz subtelnie jak walec, brodaty patafianie – myślę, że większość moich współbraci spotkała się kiedyś z Tonks w swojej działalności zawodowej. 

Niektórzy byli nawet z nią spokrewnieni, choć nie przyznawali się do tego publicznie.

Albus spojrzał mądrze i skinął głową na zgodę. 

– Rozumiem twój punkt widzenia, Severusie. 

Po kilku długich minutach smyrania brody i głębokich rozmyślań dodał: 

– Mam sugestię, Severusie. I chcę, żebyś mnie wysłuchał, zanim skoczysz mi do gardła i zaczniesz krytykować. Co powiesz na Hermionę Granger?

Severus zacisnął usta z widocznym niezadowoleniem i poważnie zastanowił się nad propozycją. 

– Skoro nalegasz, dyrektorze – powiedział z wyraźną niechęcią. – Lecz uprzedzam – chcę, żeby było dla niej jasne, że ma dokładnie wypełniać moje polecenia. Nie życzę sobie, żeby poszła w tango, narażając swoje i moje życie na niebezpieczeństwo. 

– W porządku. 

Pełen samozadowolenia uśmiech Albusa zniknął, gdy zdał sobie sprawę, że chociaż udało mu się przekonać Severusa niewielką ilością argumentów, to sprawa nadal musiała zostać poruszona w rozmowie z panną Granger. 

– Nie sądzę, żebyś zechciał sam ją o to zapytać…

Słaba nadzieja Albusa na zrzucenie na Severusa czarnej roboty zgasła w obliczu wypowiedzianego z ubolewaniem: 

– Myślę, że to powinno wyjść od ciebie, dyrektorze. W końcu szanuje twój osąd.

Albus przerwał swoją grę, by wezwać skrzata domowego i wysłać go z prośbą do panny Granger, aby do nich dołączyła. Minęło ledwie dziesięć minut, które Severus spędził na zastanawianiu się, jaki jest ostatni krzyk mody wśród Szlam i wierceniu na niewygodnym krześle, zanim Hermiona do nich dołączyła.

Czuła się dość zdenerwowana. Szansa na złożenie propozycji Severusowi została jej odebrana, a teraz Stary Kozioł zamierzał poprosić ją o zrobienie Czegoś Irytującego. A była tego całkiem pewna, ponieważ wszystko o co kiedykolwiek ją poprosił, było irytujące i nieprzyjemne, jeśli nie cholernie nieprzyjemne. A jeżeli szukał kogoś kto dotrzymałby ustaleń na Bal w Halloween, mógł je sobie wsadzić tam gdzie światło nie dociera.

– Hermiono – zaczął złowieszczo dyrektor.

Cholera, pomyślała. Tym razem jest to coś naprawdę poważnego, jak nadzorowanie weekendu Hogsmeade

Nadal miała koszmary o ostatniej wyprawie, mimo że nos młodego Pembertona został pomyślnie przyszyty; czuła, że ten Mały Incydent był odzwierciedleniem jej umiejętności jako nauczycielki. Głównie dlatego, że jej koledzy bardzo szybko zapewnili ją, że tak właśnie jest.

– Hermiono – powiedział Albus. – Muszę cię prosić o podjęcie niebezpiecznego i uciążliwego zadania…

Cholera. To weekend Hogsmeade. Nie mogę. Mam usprawiedliwienie od mamy. Pies zjadł moje pozwolenie i nie mogę opuścić zamku.

– Wygląda na to, że Severus potrzebuje dziewczyny.

– Chociaż zapewne prawdą jest, że regularne bzykanie może być dobre dla profesora Snape’a – powiedziała chłodno – to nie rozumiem, co ma wspólnego ze mną. 

Podstępny mały gnojek za jej plecami wmanewrował ją w umówienie się z nim. To było słodkie w obłąkany, konspiracyjny i bardzo przebiegły sposób.

– Do swojej pracy szpiegowskiej – kontynuował Dumbledore, jakby nic nie powiedziała. 

– Mnie? Chyba komuś gorzej – zadrwiła. 

Nie ma sensu ułatwiać mu sprawy.

– Oczywiście, jeśli nie jesteś wystarczająco odważna – powiedział Severus złośliwie. – Zawsze mogę znaleźć kogoś innego.

I tu ją miał. Opcja pierwsza: wyjść na tchórza. Opcja druga: spędzić wieczór w pubie z jego kumplami.

– No dobrze – westchnęła. – Co mam zrobić?

 

Rozdziały<< Śmierciożerca – to brzmi dumnie IŚmierciożerca – to brzmi dumnie III >>

Seyli

Wierna i zapalona czytelniczka Sevmione od niemalże dekady. Miłośniczka kotów, gór, tańców hulańców, dobrego jedzenia i szczęśliwych zakończeń we wszystkich fickach, które czytuje :). Od grudnia także samozwańcza tłumaczka, która wreszcie odważyła się wrzucić w Internet coś chociaż połowicznie swojego autorstwa.

Ten post ma 42 komentarzy

  1. Znamy to z autopsji…
    To znaczy nie dane nam było nosić tych samych namordników, ale większości ludzi też „ześlizgiwały” się z nosów…
    ;oWróć do czytania

  2. no tak sobie myślałam…
    przede wszystkim w maskowaniu wydatnie pomagał widok długich blond włosów (czasem chyba nie nosili kapturów, a jeśli nosili, to one też ładnie pomagały w widzeniu peryferyjnym…), ewentualnie wzrost,
    zaś jeśli ktoś dał głos, gwarantowane zamieszanie 😉
    Wróć do czytania

  3. W sumie jakby się tak zastanowić, to jednak Waldemard i jego ekipa byli mało efektywni i niewykwalifikowani – żeby tylu dorosłych sado-maniaków przez tyle lat nie mogło wyeliminować małego gówniarza 😉Wróć do czytania

  4. Lepiej, żeby Ron sie do nich nie zaliczał. Przy jego oszałamiających zdolnościach w dziedzinie zaklęć i wrodzonym talencie w posługiwaniu się różdżką sprowadziłby na świat kolejną plagę… – ślimakówWróć do czytania

  5. właśnie to sobie wyobraziłam!
    jak podczas spotkania słychać regularnie odgłos, jakby ktoś walił w puste gary czy pokrywki…
    😉 , po czym dramatyczny szept „pssst,////”Wróć do czytania

  6. Banda cwaniaków!!! 😉
    Ale w sumie przecież to Ślizgoni, czego Jego Lordowska Mość się spodziewał…? 😉Wróć do czytania

  7. Widać wyższość aportacji nad innymi rodzajami transportu…
    Gdyby korzystał z normalnych, „zasponsorowałby” kumplom tyle kolejek, że nie wypłaciłby się do emerytury! 😉Wróć do czytania

  8. Wiadomo.
    Każdy gest Severusa jest pełen elegancji i bardzo elokwentny!
    😉 A najbardziej walenie drzwiami o ścianę, jak wchodzi do jakiegoś pomieszczenia!Wróć do czytania

  9. dziewczyny, rozumiem, że to tłumaczenie, tak…?
    Czy któraś z Was zasnęła z czołem na klawiaturze?
    😉Wróć do czytania

  10. ….
    Kaczka…?
    W szpitalach też proponują, tylko nie wiem, czy na tę… górną Potrzebę czy Dolną…
    😉Wróć do czytania

  11. Boże… czy to był moze śledź na gorąco???
    Od smrodu takowego, podanego mi na śniadanie, prześmierdł tost, leżący na drugim końcu talerza…Wróć do czytania

Dodaj komentarz