Natura sanat 2

Rozdział II

Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku. Trochę tęsknię za naszymi wieczornymi pogaduszkami… Nie mogę się doczekać aż się zobaczymy! Wpadnij proszę na chociaż tydzień w wakacje!

Buziaki,

Ginny

 

            List od przyjaciółki przyniósł jej zarówno radość jak i rozczarowanie. Też tęskniła, to oczywiste, ale patrzenie jak wspaniale dogadują się z Harrym, podczas gdy ona czuła się nieznośnie sama było dla niej niezwykle trudne. Ale faktycznie, jutro będzie już wolne. Gdyby nie osobliwy pomysł Minerwy może w te wakacje udałoby się jej w końcu solidnie odpocząć. Przetarła oczy i z trudem powstrzymała ziewanie. O tak, była zdecydowanie zbyt zmęczona, żeby teraz planować jakiekolwiek wyjazdy.

Uroczystość zakończenia roku minęła jej zaskakująco szybko. Puchar domu tradycyjnie trafił do Gryffindoru, co, oczywiście, nie było żadnym zaskoczeniem. Uwielbiała przechadzać się pustymi korytarzami zamku. Brak hałasujących uczniów zupełnie odmieniał znaną jej już jak własną kieszeń przestrzeń. Część nauczycieli jeszcze tego samego dnia wyjeżdżała do domów rodzinnych, część zostawała w Hogwarcie na całe wakacje. Hermiona miała w planie jeszcze kilka dni odpoczynku i załatwiania własnych spraw przed wyjazdem do Nory, musiała się na to psychicznie przygotować. Nie chciała przecież psuć nikomu humoru. Wałęsając się po zamku zamyślona prawie wpadła na Neville’a, który z trudem niósł dwie wielkie walizki.

–  O! Hej, Herm! Wyjeżdżasz dzisiaj? – zapytał obdarzając koleżankę przyjaznym uśmiechem i odstawiając ciężkie bagaże na podłogę.

– Cześć! Nie, nie, zostaję jeszcze na kilka dni, żeby pozałatwiać ostatnie sprawy, dopiero potem wracam do Nory – odpowiedziała z największym entuzjazmem, na jaki udało jej się w tej chwili zdobyć.

– To wspaniale, uwielbiam to miejsce… Słyszałaś o tym, że Ginny…

– Tak, dostałam list, jeśli o to ci chodzi – przerwała niemal natychmiast Hermiona. Nie chciała teraz za bardzo rozmyślać nad wiadomością otrzymaną od przyjaciółki. Cały czas była w szoku.

– Harry jest ogromnym szczęściarzem… Właściwie ja też mam dość wesołą wiadomość. Ja i Hanna pobieramy się pod koniec sierpnia, tuż przed początkiem roku szkolnego. Może początek września byłby lepszy, jako stażysta mógłbym się spóźnić te kilka dni, ale Minerwa zaproponowała mi posadę nauczycielską, więc no cóż… Musiałem się zgodzić – powiedział z lekkim zaniepokojeniem nie wiedząc, jak zareaguje dziewczyna. Wiedział, że tematy miłosne nie są ostatnio jej ulubionymi, a nie chciał jej specjalnie drażnić. Zależało mu jednak na obecności Hermiony na ślubie. Dzięki wspólnemu miejscu pracy ich przyjaźń ani trochę się nie ochłodziła, zawsze mógł na niej polegać i miał nadzieję, że ona czuła to samo.

– O rety, Neville… To wspaniale! – wykrzyknęła Hermiona szczerze się uśmiechając na widok poddenerwowanego przyjaciela.

– Jeśli nie będziesz czuć się na siłach, to nie musisz przychodzić, ale wkrótce roześlemy zaproszenia i wiedz, że jesteś bardzo mile widziana – ostrożnie dobierał słowa, żeby nie urazić w żaden sposób rozmówczyni.

– Oczywiście, że przyjdę! Jak mogłabym ominąć ślub przyjaciela? Dziękuję! – odpowiedziała bez dłuższego namysłu i przytuliła Neville’a. Miło było widzieć go tak szczęśliwym. W końcu każdy z nich wiele przeżył, a Neville zdecydowanie zasługiwał na szczęście. Nie czuła ani kropli goryczy, co zdziwiło nawet ją samą, a w szczególności młodego chłopaka, który zaskoczony dobrym humorem przyjaciółki prędko pożegnał się, wymienił życzenia jak najlepszych wakacji i odszedł wciąż ledwo niosąc karykaturalnie wielkie bagaże. Była dziś zdecydowanie w dobrym humorze, a Neville w przeciwieństwie do Ginny starał się nie poruszać przy niej delikatnego tematu Rona, za co była mu szczególnie wdzięczna.

Dni mijały bardzo szybko, więc Hermiona nawet nie zauważyła, kiedy to ona, tak jak Neville przed prawie tygodniem, niosła bagaż szykując się do odjazdu. Minerwa nie wspominała już więcej o propozycji, jaką w swoim gabinecie jej złożyła. Pewnie postanowiła naprawdę dać jej czas do namysłu i odpoczynku. Nie była pewna czy propozycja stażu u Snape’a była żartem czy nie, ale póki co wolała nad tym za dużo nie myśleć. Pożegnała się z Minerwą, wymieniła serdeczne uściski i po kilku sekundach wytoczyła się z kominka w Norze.

– Nie cierpię podróży siecią Fiuu – mruknęła do siebie, otrzepując się z sadzy i kontynuowała przywitanie już głośniej – Dzień dobry, pani Weasley!

­– Och witaj, kochana, jak cudownie, że jednak wpadłaś! – Molly uściskała ją i nie dając jej odpowiedzieć zasypywała ją coraz to nowymi pytaniami – Jak tam u kochanej Minerwy? Mam nadzieję, że ta walizka nie jest zbyt ciężka jak dla ciebie… Jesteś głodna? Koniecznie musisz spróbować moich pasztecików, złotko. Jak w Hogwarcie? Macie już wakacje, prawda? Wyjeżdżasz gdzieś jeszcze?

– Dziękuję, pani Weasley! W Hogwarcie wszystko w porządku, profesor McGonagall wspaniale dba o szkołę… – odpowiedziała wesoło Hermiona, czuła się naprawdę dobrze. Była wdzięczna Molly za to, że traktowała ją jak własną córkę. Mimo tego, że była już dorosła, wciąż czasem tęskniła za swoją rodziną.

– Hermiona? – głos Ginewry zabrzmiał z piętra, ale szybko zagłuszyło go dudnienie zwiastujące bieg po schodach. Ginny wtuliła się w ramiona przyjaciółki i – podobnie jak Molly – rozpoczęła małe przesłuchanie – Jak miło cię widzieć! W końcu przyjechałaś! Jak się czujesz? Wyglądasz na trochę zmęczoną…

– Wszystko w porządku, Ginny – uśmiechnęła się dziewczyna, odkładając walizkę na podłogę. Przez to wszystko zapomniała, że cały czas ją trzyma, ale drętwiejąca ręka szybko dała o sobie znać. – Też strasznie za Tobą tęskniłam! Gdzie Harry? – spytała niepewnie.

– Już go wołam… HAAARRYY! Pomóż Hermionie z bagażami! – wykrzyczała Ginny, po czym uśmiechnęła się od ucha do ucha i zaczęła intensywnie przyglądać się przyjaciółce. Niewiele się zmieniła od świąt, może trochę schudła, ale nie jakoś szczególnie zauważalnie. Jej brązowe włosy w nieładzie okalały twarz, orzechowe oczy były trochę podkrążone. Potrzebowała odpoczynku, dzieciaki pewnie ją zmęczyły. Miała nadzieję, że nie zamartwia się wciąż jej bratem. Ron czasem potrafił być naprawdę głupi. Nie rozumiała, dlaczego postanowił zostawić Hermionę w momencie, gdy najbardziej go potrzebowała. Ale co już się stało, to się nie odstanie, może to nawet lepiej. W głębi serca miała poczucie, że ten związek był skazany na porażkę. Rozmyślania przerwało pojawienie się Harry’ego i kolejna seria powitań i grzecznościowych pytań. Już kilka chwil później cała trójka przyjaciół siedziała przed kominkiem pijąc spokojnie herbatę i rozmawiając. Molly krzątała się w kuchni, a Artur nie wrócił jeszcze z Ministerstwa, więc mieli trochę czasu tylko dla siebie.

– Po wakacjach wracasz do Hogwartu? – zagadnął Harry.

– Tak, McGonagall zaproponowała mi uczenie zaklęć, muszę posłać jej sowę, kiedy już się namyślę…

– Nad czym się namyślać, Herm, zawsze o tym marzyłaś! – wykrzyknął, zdziwiony odpowiedzią przyjaciółki.

– Daj spokój, Harry – powiedziała Ginny – Hermiona na pewno ma swoje powody.

– Och, to nie tak – westchnęła dziewczyna i po chwili zastanowienia wyjaśniła – To nie koniec propozycji Minerwy. Mam też zacząć staż przygotowujący mnie do egzaminu na tytuł Mistrza Eliksirów…

–  Profesor Slughorn będzie dla ciebie w porządku, nie musisz przesadnie się martwić. I ja i Ginny doskonale wiemy, że sobie poradzisz.

– Pewnie tak – westchnęła Hermiona, nie chciała przyznać się, że to nie Slughorn ma być jej nauczycielem. Uznała, że póki co lepiej zaczekać z rozpowiadaniem wszystkim, że Minerwa McGonagall, dyrektor Hogwartu, postradała zmysły i każe jej pobierać nauki od zaginionego praktycznie od końcówki wojny mężczyzny.

– No, ale dość już o mnie – powiedziała po drobnej chwili namysłu – jak się czujesz, Ginny? Wybraliście już imię?

– Póki co jest w porządku, jedynie rano jest mi trochę niedobrze, ale jakoś dajemy sobie radę, prawda Harry? – na te słowa chłopak uśmiechnął się i chwycił dłoń żony, a ona kontynuowała spokojnym tonem – Jeszcze nie wiemy, czy to chłopiec czy dziewczynka, ale wciąż myślimy nad imionami…

– Jest jeszcze czas – stwierdziła Hermiona – Który to miesiąc?

­– Drugi, ale z Harrym stwierdziliśmy, że już powiemy najbliższym, stąd ten list – odpowiedziała rudowłosa, kładąc rękę na póki co dość płaskim brzuszku.

Hermiona cieszyła się szczęściem przyjaciół. Po raz pierwszy od dawna Ginny w ogóle podczas rozmowy nie poruszyła tematu Ronalda i nie przywoływała żadnych nieprzyjemnych wspomnień. Tego Hermiona póki co nie potrafiła jeszcze znieść w pełni spokojnie. Nie mogła się doczekać narodzin, gdzieś w głębi niej tlił się promyk nadziei na zostanie matką chrzestną. Wtedy mogłaby naprawdę poczuć się częścią rodziny. Wiedziała, że niezależnie od jej kontaktów z Ronem wszyscy pozostali mieszkańcy Nory przyjmą ją zawsze z otwartymi ramionami. Pogaduszki przerwał zgrzyt zawiasów w drzwiach wejściowych.

– Dzień dobry, Molly! Och, dzieciaki! Hermiona, jak miło cię widzieć! – wykrzyknął Artur, odwieszając wierzchnią szatę i kapelusz na wieszak, po czym wszedł do środka i skonsternowany stanął w drzwiach kuchennych – Molly, gdzie bliźniacy?

– Pojechali na tydzień do Rona i Charliego, och, przecież mówili o tym bez przerwy przez jakiś miesiąc, kochanie… – westchnęła z dezaprobatą nad garnkami z obiadem. Uwielbiała gotować bez pomocy magii, to ją uspokajało.

– Wrócą wszyscy i posiedzą u nas miesiąc, należą im się wakacje, tato – powiedziała Ginny.

– Ach, już pamiętam… Oczywiście, wrócą pod warunkiem, że Fred i George nie wysadzą ich wszystkich w powietrze razem z tymi smokami – westchnął teatralnie Artur.

Dzień minął Hermionie zaskakująco przyjemnie. Nawet wiadomość o przyjeździe Rona nie sprawiła na niej wielkiego wrażenia. Nie mogła przecież oczekiwać, żeby nie pojawiał się we własnym domu w wakacje z jej powodu. Zastanawiała się, jak będzie wyglądać ich powitanie. Nie widziała go już tak dawno, nie była nawet pewna czy wciąż go kocha. Natrętne myśli nie pozwalały jej spać, a krzątanie się w norze właśnie cichło. Dawny pokój Ginny – teraz przeznaczony na tymczasową sypialnię Hermiony – rozświetlało delikatne, srebrzyste światło księżyca. Coś prawie bezszelestnie mignęło w oknie. Hermiona instynktownie poderwała się i chwyciła różdżkę.

– Lumos – wyszeptała i powoli podeszła do skrawka papieru leżącego na podłodze przed uchylonym oknem.

Jutro o 9:00 na Spinner’s End.

Możesz użyć sieci Fiuu.

Nie rozumiała nic z tego napisanego eleganckim, pochyłym pismem liściku, ale nazwa, którą przeczytała zdawała jej się znajoma. Nie umiała sobie jednak przypomnieć, dlaczego.

– Spinner’s End… Spinner’s End – szeptała do siebie, chodząc w kółko po pokoju.

– Jeszcze nie śpisz, Herm? – spytał Harry, który ni stąd ni z owąd pojawił się przed Hermioną wprawiając ja w niemałe osłupienie.

– Co Ty… tu… robisz? ­­– spytała, starając się opanować przyspieszony z zaskoczenia oddech.

– Przyszedłem sprawdzić, co sprawia, że skrzypisz deskami w podłodze o tej porze – roześmiał się Harry.

– Właściwie to… Merlin mi Cię przysłał, Harry, powiedz mi, nie umiem sobie przypomnieć… – Hermiona zawahała się, czy warto o to pytać. Nie chciała, żeby przyjaciel nabrał jakichś podejrzeń, ale zdecydowała się jednak zaspokoić własną ciekawość – Czy któryś z naszych znajomych mieszka na Spinner’s End?

– Masz bardzo dziwne nocne przemyślenia, Herm – Harry próbował zdusić śmiech – Dom Snape’a jest na Spinner’s End, jeśli o to ci chodzi. A teraz proszę, wybij sobie nietoperza z lochów z głowy, żeby nie mieć koszmarów i idź spać, Ginny martwi się o Ciebie, musisz wypocząć.

– Dzięki, dobranoc! – odpowiedziała Hermiona i położyła się w łóżku, żeby nie denerwować hałasem przyjaciółki, której dużo bardziej od niej należy się teraz odpoczynek. Dźwięk kroków Harry’ego szybko ucichł, a ona wciąż rozmyślała nad liścikiem.

– To przecież… Nie, to niemożliwe, przecież gdyby Snape był na Spinner’s End McGonagall już dawno by go znalazła. Poza tym skąd niby miałby jej adres? I dlaczego się nie podpisał? No cóż, niezależnie od tego wszystkiego jutro szykował się bardzo interesujący dzień.

Rozdziały<< Natura sanat 1

Ten post ma jeden komentarz

Dodaj komentarz