Disclaimer:
Sevmione.pl does not claim, nor does it intend to imply, ownership of, or proprietary rights to, any of the fictional characters or place names mentioned
within JKR’s Harry Potter novels, nor any of the titles or terminology used or created by JKR within her books or within the movied made thereof.
Rozdział I
Hermiona przetarła oczy ze zmęczenia i zamyśliła się patrząc przez okno swojego gabinetu. Słońce właśnie zachodziło, a przed nią pozostawało jeszcze kilka obowiązków. Tak, podobał jej się powrót do spokojnego, poukładanego życia, a jednak wciąż wyczuwała pełzający dookoła niepokój. Oblepiał ją, nie pozwalał oddychać, dusił, przytłaczał. Nie tak łatwo poradzić sobie z powojenną traumą. Wszyscy mieli z tym problem, nie czuła się więc osamotniona, przynajmniej na początku, kiedy miała jego. On miał ją, ona jego, tak było zawsze, znali się przecież od pierwszego roku w Hogwarcie. No tak, Hogwart, miejsce, które sprawiało, że czuje się jak w domu, a jednocześnie przypominało o bólu, jakiego musiała doświadczać w tak młodym wieku. Nie czuła się już młoda, w szczególności nie po ostatniej rozmowie z nim. Zacisnęła palce i wróciła na moment do tej chwili.
– Hermiono, tu nie chodzi tylko o ciebie, rozumiesz? Ja też potrzebuję chwili odpoczynku, chwili dla siebie. Myślisz, że tylko Ty coś straciłaś w tej wojnie? Każdy cierpi Herm, a ja naprawdę mam już dosyć dźwigania swoich i Twoich problemów, muszę odpocząć… – powiedział przeczesując w nerwowym geście swoje rude włosy. Ona milczała, nie była w stanie wypluć żadnego dźwięku. Miała wrażenie jakby nie uczestniczyła w tej rozmowie, a tylko obserwowała ją z boku.
– Jutro wyjeżdżam do Rumunii, posiedzę z Charliem, przyda mu się dodatkowa pomoc przy smokach – dodał jakby od niechcenia, ale nadal patrząc w puste, orzechowe oczy dziewczyny siedzącej przed nim – Hermiona, przepraszam, powiedz coś, ja… Ja… Zależy mi na tobie. Cholernie zależy. Nie chcę żeby to był koniec. Muszę to wszystko przemyśleć… Wiem, że ty też potrzebujesz czasu dla siebie, może tak po prostu będzie lepiej. Będę pisał, dobrze? Ty też możesz pisać kiedy chcesz – powiedział już opanowanym tonem.
– Rozumiem Ron, dziękuję.
Tylko na tyle było ją stać w tym momencie. Wiadomość o wyjeździe narzeczonego nie zrobiła na niej wielkiego wrażenia, właściwie spodziewała się tego od kilku miesięcy. Wiedziała, że jest dla niego ciężarem, że nie tego od niej oczekiwał. Prawdę mówiąc przyniosło jej to trochę ulgi, ale i morze poczucia winy. Nienawidziła się za to, co mu wtedy powiedziała, obwiniała się, że zepsuła swój własny związek. W końcu komu po tak lakonicznej i zimnej odpowiedzi zostałaby jeszcze nadzieja? Wiedziała też, że związek na odległość nie wypali, że prędzej czy później listy przestaną przychodzić, a jednak właśnie to zdziwiło ją najbardziej. Cisza była jej sanktuarium i polem bitwy z samą sobą. Jeszcze raz przetarła oczy i rozejrzała się wokół. Miała piękny, przytulny i nie za duży gabinet. W sam raz jak na nią. Spełniała się zawodowo, niczego jej nie brakowało, miała przecież przyjaciół, a mimo to czuła się tylko skorupą dawnej siebie. Na biurku leżały właśnie ułożone w równiutkie stosy sprawdzone eseje z zaklęć i mugoloznawstwa do rozdania na jutrzejszych, ostatnich już w tym semestrze zajęciach. Kałamarz i pióro z bordowym atramentem ustawione były jak zawsze nienagannie. Porządek w otoczeniu pomagał utrzymać względny porządek w głowie, a on w tej chwili był jej naprawdę potrzebny. Rano dostała niepokojącą sowę od dyrektor McGonagall. Prosiła o spotkanie w jej gabinecie o dwudziestej, żadnych detali odnośnie do przyczyn. Zmartwiło ją to, ale nie miała wyboru, przecież musiała się stawić. Westchnęła głośno, i spojrzała w lustro przed wyjściem. Machnięciem różdżki poprawiła fryzurę, by trochę mniej przypominała ptasie gniazdo i z nerwowym uśmiechem na ustach wyszła na szkolny korytarz. O tej porze zwykle był już bardziej pusty niż w ciągu dnia, wieczór był dla uczniów czasem posiadówek z przyjaciółmi w pokojach wspólnych lub spacerów w mniej uczęszczane zakątki zamku, na pewno nie siedzenia przed biurem profesor McGonagall. Kochana Minerwa… Po śmierci Dumbledore’a była oczywistym kandydatem na posadę dyrektora Hogwartu i radziła sobie znakomicie. Jej obecność wprowadzała aurę upragnionego spokoju w szkole. Uczniowie ją uwielbiali i szanowali, była dla nich ciepła i cierpliwa, ale zawsze sprawiedliwa. Nauczycieli również traktowała bardzo profesjonalnie. Hermionę darzyła jednak prawdziwie matczynymi uczuciami, chociaż publicznie starała się nie dawać tego po sobie poznać. Gdyby nie jej propozycja pracy w Hogwarcie, Hermiona pewnie zatopiłaby się całkiem w marazmie. Sytuacja w Norze po wyjeździe Rona nie była najlepsza. Molly i Artur od dawna obchodzili się z nią jak z jednym ze swoich dzieci, a Ginny i Harry za wszelką cenę starali się poprawić jej jakoś humor. Hermiona mimo to czuła się ciężarem dla Weasleyów, a radość panująca w Norze przytłaczała ją. Potrzebowała czymś zająć umysł, żeby do końca nie zwariować, więc z ulgą przyjęła propozycję pracy. Wiedziała, że przy obecnym powojennym niedoborze kadry pedagogicznej Minerwa z pewnością miała wakaty na dużo ważniejszych stanowiskach niż nauczycielka mugoloznawstwa, ale zbyt dobrze znała Minerwę. Starsza czarownica nie miała serca wrzucać dawnej uczennicy na zbyt głęboką wodę.
Była na miejscu. Stanęła przed chimerą i wypowiedziała hasło, a przejście otwarło się przed nią. Weszła po schodach do gabinetu dyrektora, gdzie przywitała ją uśmiechnięta promiennie McGonagall.
– Ach, jesteś, kochana! Witaj Hermiono, usiądź, proszę – to mówiąc wskazała na przytulny fotel naprzeciwko siebie – Może herbaty?
– Dobry wieczór, pani profesor, tak, poproszę – odpowiedziała siadając we wskazanym miejscu. Hermiona nie potrafiła oprzeć się pokusie porozglądania się trochę po gabinecie. Nie zmienił się zbyt wiele od czasu, kiedy była jeszcze młodziutką czarownicą. Minerwa nie zrobiła gruntownego przemeblowania po śmierci Albusa. Jedyną różnicą było pojawienie się dwóch nowych portretów – Albusa Dumbledore’a, który odwzajemniał ciepłe spojrzenie jakim obdarzała go właśnie panna Granger i Severusa Snape’a. Ten drugi szczególnie ją zaintrygował, co nie uszło uwadze starszej czarownicy. Gdy podała Hermionie filiżankę z herbatą również spojrzała na zawartość wielkiej, pozłacanej ramy, a raczej to, co z tej zawartości pozostało.
– Wciąż go nie ma, Hermiono. To dość osobliwe zachowanie jak na portret, tak… – powiedziała po chwili zastanowienia.
– Ucieczka z obrazu byłaby chyba bardzo w typie profesora Snape’a – odpowiedziała niepewnie Hermiona, biorąc ostrożnie pierwszy łyk z filiżanki z naparem.
– I tak i nie… Chociaż mam pewne podejrzenie co do tego, co mogło się przytrafić Severusowi. Właściwie jest to trochę związane z tym, po co cię dziś wezwałam. Wiesz, że nie daje mi to spokoju…
Hermiona skinęła głową. Sprawa zniknięcia Snape’a ze swojego portretu była nieustannie przedmiotem rozmyślań dyrektorki.
– Ale przejdźmy do meritum, kochana – dodała szybko Minerwa – Wiesz też, że wciąż brakuje nam nauczycieli. Ten rok poszedł ci świetnie, ale obie wiemy, że mugoloznawstwo nie jest kluczowym przedmiotem, dlatego długo myślałam o poważniejszej posadzie dla ciebie. Powiedz mi, z tego co pamiętam eliksiry były twoją mocną stroną? O ile można w przypadku tak zdolnej czarownicy mówić w ogóle o jakichś słabszych stronach.
– Ciekawiły mnie eliksiry, to prawda, myślę, że szło mi z nich całkiem nieźle, chociaż profesor Snape miałby w tej sprawie pewnie coś zgoła innego do powiedzenia – zaśmiała się Hermiona. Tak, Minerwa pewnie chce zrobić z niej Mistrzynię Eliksirów… Świat zwariował – Ale profesor Slughorn nie zamierza jeszcze odchodzić? – dodała szybko z wyraźną obawą w głosie.
– Horacy póki co zostaje, ale dobrze wiem, że wolałby wrócić na emeryturę… Hermiono, już nie zostawiam cię dłużej w niepewności, widzę, że patrzysz na mnie jak na Albusa, gdy opowiadał o cytrynowych dropsach – tu posłała dziewczynie pełne radosnych iskierek spojrzenie – Proponuję ci objęcie posady nauczycielki zaklęć od następnego semestru. Dodatkowo chciałabym żebyś rozpoczęła staż przygotowujący cię do egzaminu na Mistrza Eliksirów. Wiem, to dużo zajęć, więc zanim odpowiesz mi cokolwiek wiążącego w tej sprawie proszę namyśl się jeszcze, nie chcę byś poczuła się do czegokolwiek zmuszona – westchnęła.
– A..ale profesor McGonagall? Czy profesor Slughorn już o tym wszystkim wie? – zapytała z nieskrywaną radością. Wiedziała, że da sobie radę jako nauczycielka zaklęć. Wizja współpracy z Horacym nie wydawała się męką, raczej wspaniałą okazją do oderwania się od dręczących ją wspomnień i zajęcia się tym, co ważne. Minerwa spojrzała na nią z poważnym wyrazem twarzy.
– Horacy? Ależ nie, staż odbędziesz u Severusa, Hermiono. Przemyśl to na spokojnie, a teraz wypocznij jeszcze, w końcu jutro już ostatnie zajęcia.
Nie mogła w to uwierzyć. Minerwa McGonagall postradała zmysły… Snape nie mógł jej uczyć, po wojnie ukrył się i ślad po nim zaginął, nawet dyrektorka nie wiedziała gdzie się podziewa. Chociaż… Nie, tego już za wiele, porozmawia z nią koniecznie jutro, żeby to wyjaśnić. Hermiona pogrążona w chaotycznych myślach dotarła do swoich komnat i zauważyła małą, brązową sówkę trzymającą list. Pogłaskała ją i szybko wyrwała kopertę. To w końcu musiał być Ron!
Minerwa McGonagall wciąż siedziała w swoim fotelu i popijała herbatę. Wiedziała, że panna Granger zgodzi się na jej propozycję, nie była jednak pewna co do doboru nauczyciela. Sprawa obrazu nie dawała jej spokoju, ale w końcu znała Severusa najlepiej spośród całego grona pedagogicznego, no może poza Albusem. W końcu musiała przecież znaleźć rozwiązanie. Z pozłacanej ramy po raz pierwszy od roku dał się usłyszeć donośny głos.
– Czyś ty oszalała McGonagall? W życiu nie zgodzę się uczyć tej nieznośnej dziewuchy! Przyznaję, ta nadęta gryfonka jest w stanie opanować pamięciowo materiał z książki, ale całkowicie brak jej finezji potrzebnej do tak delikatnej materii jaką są eliksi…
– Och, Severusie, nawet nie wiedziałeś, jak tęskniłam za twoim sceptycyzmem.
Cześć! Po raz pierwszy publikuję na tej stronie, ale bardzo się cieszę, że w końcu Sevmione ma własną platformę. Opowiadanie jest jeszcze w trakcie pisania, ale mam nadzieję, że wam się spodoba. Drugi rozdział postaram się opublikować na dniach. To samo opowiadanie publikuję na bieżąco również na moim wattpadzie – pod tą samą nazwą konta 🙂 Pozdrawiam was serdecznie!