Zawsze cię odnajdę

Sevmione.com does not claim, nor does it intend to imply, ownership of, or proprietary rights to, any of the fictional character or place names mentioned within JKR’s Harry Potter novels, nor any of the titles or terminology used or created by JKR within her books or within the movies made thereof.

★★★

– Oh! Jak można być takim głupim! – warknęła, tupiąc nogą.

Ron i Harry spojrzeli na siebie niepewni czy mają odpowiedzieć. Popełnili głupotę idąc pojedyńczo łowić ryby oraz zbierać gałęzie na ognisko. Las był niebezpiecznym miejscem, tym bardziej, że wokoło przebywało pełno szmalcowników. Głupotą nie było to, że oni wybrali się razem, a to, że rozdzielili się, narażając się na niebezpieczeństwo. Typowe niemyślenie tych dwóch półgłówków.

Byli jej przyjaciółmi, ale nie mogła ukrywać ich wad. Byli lekkomyślni. Działali pod impulsem. Kochała ich jak braci i nie wyobrażała sobie ich stracić.

Nie pomyśleli nawet, aby poczekać na drugiego. Gdyby Ron nie wrócił pierwszy do obozu, nawet by nie wiedziała, że się rozdzielili.

Naprawdę, niekiedy chłopcy byli jak dzieci, które trzeba cały czas trzymać za rączkę i wycierać nosek.

– Ale nic się nie stało, tak? Jesteśmy cali – odparł Ron, wzruszające ramionami.

Hermiona zagotowała się w środku. No głupek! Jak można tak lekceważyć niebezpieczeństwo?

– Ale mogło! Czy wy nie pojmujecie, że…

– Dobrze, Hermiono, daj już spokój. Zachowaliśmy się nieodpowiedzialnie, to zrozumiałem już zanim w ogóle zaczęłaś nas besztać – Harry podszedł do przyjaciółki, opierając dłoń na jej prawym ramieniu i spoglądając w brązowe tęczówki, które jeszcze chwilę temu zwiastowały burzę.

Hermiona westchnęła i oparła czoło o klatkę piersiową przyjaciela, przymykając oczy.

– Po prostu się martwiłam – mruknęła, słysząc jak wiatr kołysze na około koronami drzew.

– Wiem. I za to cię kochamy.

Uśmiechnęła się i oderwała od przyjaciela, idąc do ich namiotu. Na zewnątrz wyglądał na mały, mogący pomieścić jedynie jedną osobę, ale w środku, z całą pewnością nie przypominał jedynie materiału i śpiwora. Pomieszczenie było na tyle duże, że pozwalało swobodnie się im poruszać. Każdy z nich miał własne łóżko i kąt, który był jedynym miejscem, gdzie mogli odpocząć i pomyśleć w samotności. Ich wyprawa się przedłużała, a oni mieli tylko medalion Slytherina, którego nie potrafili nawet zniszczyć. Znali sposoby na pozbycie się zła z naszyjnika, niestety każdy z nich bał się wyczarować szatańską pożągę, a na miecz Gryffindora nie mieli co liczyć.

– Co ja z wami mam, chłopaki…

★★★

Minęło sporo czasu, zanim cokolwiek zrobiła. Nie była jakąś dobrą kucharką i jej dania chowały się przed potrawami Pani Weasley czy skrzatów domowych, ale nie mogli narzekać. Nie mieli nic innego do jedzenia, a kamienie czy liście transmutowane w owoce lub inne dania, nie miały smaku. Naprawdę woleli jeść codziennie złowioną rybę, czy dwie, popijając wodą ze strumyka.

W lesie byli od trzech dni. Co jakiś czas przemieszczali się, aby żaden śmierciożerca, szmalcownik czy sam Czarny Pan, nie wpadł na ich trop.

 

Jakiś szmer rozbrzmiał blisko osłony, gdy przechodziła patrolując ich teren. Wstrzymała oddech, rozglądając się, czy czasem nie było to tylko zwierzę.

Dostrzegła skrawek czarnej szaty. Stanęła w miejscu, mając nadzieję, że zaklęcia, które rzuciła zdołają ich uchronić. Wstrzymała oddech. Czarna postać rozglądała się w około, jakby czegoś szukając. To napawało jeszcze większym lękiem.

Blask różdżki na chwilę zaburzył cień padający na twarz śmierciożercy. Zamarła dostrzegając znajome tęczówki. Tylko jeden człowiek, mógł mieć tak chłodne spojrzenie czarnych oczu.

Co tu robił sam Severus Snape? Odpowiedź prosta, choć nie dla wszystkich.

Od przeszło roku pomagali sobie nawzajem. Między nimi wytworzyła się jakaś więź, którą chyba nie do końca rozumieli.

Tolerancja? Zaufanie? Przyjaźń?

Severus Snape był trudnym człowiekiem, ale nigdy nie chciałaby przeżyć tyle co musiał wycierpieć ten odważny mężczyzna. Szpiegostwo wyniszczało. Nic dziwnego, że odetchnął z ulgą, gdy jeden z jego Panów przestał nim być i mógł w końcu przestać grać dwie rolę na raz. Nawet nie chodziło o to, że sam pozbył się swojego przyjaciela i Pana w jednym.

Ona go rozumiała, akceptowała, podziwiała. Fascynował ją, jak nikt i nic w jej krótkim życiu. Dlatego trwała przy nim, wspierając i podnosząc na duchu, gdy miał chwilę zwątpienia. Swoje słabości trzymali w tajemnicy, bezpieczne pod osłonami. Westchnęła i niewiele myśląc, wystawiła dłoń za bariery i zacisnęła ją na szacie Severusa. Pociągnęła go w swoją stronę, zaskakując go i wywołując u mężczyzny reakcję obronną. Jej włosy spotkały się z leśną ściółką, a w szyję boleśnie wbijała się różdżka, odbierając swobodne oddychanie.

– Snape – wyszeptała, patrząc w czarne tunele, groźnie błyszczące, powodując dreszcz na jej plecach.

Źrenice rozszerzyły się w zrozumieniu, różdżka zniknęła, a ona utonęła w mocnym uścisku męskich ramion. Objął ją, jakby nie dowierzając, że w końcu ją znalazł.

– Granger – odsunął ją na wyciągnięcie rąk.

Przyjrzał się zmęczonej, brudnej, pełnej małych ran twarzy, zmęczonym oczom i zapadniętym policzkom, głaszcząc jeden z nich kciukiem.

– Co tu robisz? – wyszeptała, przyglądając się zmęczonej twarzy Severusa.

– Szukałem cię – wyszeptał, ponownie zgarniają drobne ciało w swoje ramiona.

Przymknął oczy, czując, że ponownie zaczyna żyć, nie zamartwiając się o najważniejszą dla niego osobę.

★★★

– Severusie…

– Potter znowu jest za granicami wraz z Weasley’em, nie informując cię. Czy oni są aż takimi ignorantami?

Wzruszyła ramionami odwracając wzrok. Jak miała wyjaśnić Snape’owi, że Ronald jakiś czas temu zostawił ich, będąc zazdrosnym o Harry’ego, a tak naprawdę powinien tą emocję przelać na Mistrza Eliksirów?

– Czegoś mi nie mówisz, Granger.

Popatrzyła na niego groźnie, słysząc ponownie z jego ust nazwisko zamiast imienia.

– Nie rób takiej miny, Hermiono. Zacznij mi ufać i mówić prawdę.

Popatrzyła na Severusa ze strachem. Jak w ogóle mógł pomyśleć, że ona mu nie ufa? Nie powierza tajemnic? Chwyciła go za dłoń, próbując przełknąć oskarżycielski ton.

– Ron odszedł, został tylko Harry, który pewnie poszedł znaleźć coś do jedzenia – odparła na jednym wydechu. – Nie myśl sobie, że nie dowiedział byś się tego. Czuje, że prędzej czy później wróci z podkulonym ogonem. Jak to Ron. Musi zrobić wokół siebie zamieszanie i zwrócić uwagę postronnych na swoją osobę – odparła zaciskając dłonie na jego surducie.

Patrzyła na te małe guziczki, wodząc delikatnie palcami po jego twardym torsie, od którego biło przyjemne ciepło. Severus nie był jakimś napakowanym, przystojnym facetem. Miał zarys mięśni, ale znikomy. Był chudym, na swój sposób, atrakcyjnym mężczyzną naznaczonym trudnym dzieciństwem i sługą u Czarnego Pana. Stres postarzał go, powodując delikatne zmarszczki, a złość i gniew nie pozwalały mu na nic innego jak ponure grymasy twarzy.

Jednak dla niej, nadal był piękny, naznaczony bliznami przeszłości i teraźniejszości.

Spoglądał na nią z góry unosząc tą swoją cholerną brew. Był dla niej zakazanym owocem, nauczycielem, którym nie powinna się interesować. Wdała się jednak w romans, z którego nie potrafiła zrezygnować. Był grzechem, jej własnym pragnieniem.

Jednak jak to mówią mugole… Zakazany owoc smakuje najlepiej.

Zagryzła wargę unosząc kącik ust.

– Za każdym razem Tęsknię za tobą bardziej – wyszeptała, obejmując dłońmi jego szyję.

Musiała stanąć na palcach, aby choć trochę dać swobodę Severusowi. Był o wiele wyższy i niekiedy zastanawiała się, czy nie powinna zabierać ze sobą skrzynki lub książek jako podwyższenie.

– Nie mogę cię odwiedzać codziennie. Jestem dyrektorem, mam swoje obowiązki i staram się chronić uczniów przed rodzeństwem Carrow. Nie jest to łatwe, niekiedy nie udaje mi się zapobiec ich karom, a ostatnio…

Zacisnął zęby, odwracając wzrok. Przymknął oczy, bojąc się na nią spojrzeć. Była ucieleśnieniem dobra, niewinności i wiele razy zastanawiał się czy nie popełnił błędu, wdając się w ich romans. Był człowiekiem zepsutym do szpiku kości. Nie potrafił być miłym, ale jej jakby to nie przeszkadzało. Gdy tylko przychodziła, czuł irytację, jednak jej uśmiech powodował, że zatracił się w jej dobru, pozwalając mu odetchnąć i na nowo żyć. Była dla niego czymś w rodzaju kotwicy. Wyciągała go z dna, gdy inni byli jak wzburzone morze. Niczym przystań, gdzie zabłąkani marynarze, odnajdywali spokój.

Delikatne dłonie chwyciły jego twarz, odwracając w jej stronę. Uchylił powieki, wpatrując się w brązowe tęczówki, które z iskierkami ukazywały, że jest z nim. Nie potępia, nie krytykuje. Po prostu jest. Od jakiegoś czasu miał słabość do tych oczu. Nie przyznawał się do tego, ale wiedział, że Hermiona zdaje sobie z tego sprawę. Czuł się, jakby za pomocą jakiejś tylko sobie znanej legilimencji odczytywała jego emocje i troski. Westchnął poddany, czując delikatną pieszczotę na skórze policzka, gdzie znajdował się dwudniowy zarost.

– Zabili jednego z uczniów na szlabanie – przełknął z trudem gulę, która pojawiła się w jego gardle.

Zacisnął pięści i zęby, odruchowo chcąc odwrócić głowę i zasłonić się włosami. Trzymała jednocześnie mocno i delikatnie, nie pozwalając mu uciec od jej wzroku przepełnionego troską.

– To nie twoja wina – wyszeptała, głaszcząc jego skronie opuszkami palców. – Nie ty uniosłęś na nich różdżkę. Owszem byli pod twoją opieką, ale jesteś jeden, a uczniów kilkaset i nawet kiedy ty przebywałeś z innymi, właśnie ten uczeń mimo szukania pomocy, był na straconej pozycji – ucałowała go w kącik ust, spoglądając na pozbawioną maski twarz. – Nie zadręczaj się, Severusie.

Popatrzył na nią tymi czarnymi oczami, którymi tak straszył uczniów na swoich zajęciach, a dla niej niesamowicie pięknymi. Założyła niesforny kosmyk za jego ucho. Przymknął oczy, czując bijącą od Hermiony miłość.

Gdy na nią ponownie spojrzał, jakiś żar płonął w czarnej głębi jego oczu. Pochylił się, zachłannie smakując jej ust. W końcu przeszli w powolne pocałunki, następnie w muśnięcia.

– Czy jeszcze cię zobaczę? – wyszeptała w jego wargi, opierając czoło o jego.

Nie odpowiedział, za to przycisnął wargi do jej czoła, patrząc nad jej głową w dal. Odsunął od siebie Hermionę i ostatni raz przyjrzał się jej twarzy, zatrzymując wzrok na jej oczach.

– Zawsze cię odnajdę – wyszeptał zamiast odpowiedzi po chwili znikając.

Ten post ma jeden komentarz

Dodaj komentarz