Uwaga: w rozdziale pojawiają się opisy dot. krwi oraz otwartych ran, co dla niektórych może być zbyt drastyczne.
– Panie Malfoy, proszę opowiedzieć o wydarzeniach z dnia 2 maja 1998 r. Istotne jest, by porównać pana wersję wydarzeń, z historią niektórych świadków – uznał Minister, gdy emocje na sali nieco opadły.
– Przebywałem w Hogwarcie wciąż jako uczeń. Między wydarzeniami z mojego domu a Wielką Bitwą minęło raptem kilka dni, chyba trzy czy cztery. Czarny Pan wysłał mnie ponownie do szkoły, gdzie miałem być pod opieką Severusa Snape’a. Dostaliśmy informację, że Harry Potter pojawił się w Hogsmeade i wezwano nas do Wielkiej Sali. Tę część historii zapewne pan zna Ministrze. Śmierciożercy uciekli, członkowie Zakonu się pojawili, rozpętała się walka. Ot, tyle – stwierdził z lekkim uśmieszkiem Malfoy. “Jak chcesz wiedzieć konkrety Ministrze… pytaj!” – pomyślał chłopak.
– Gdzie pan się znajdował? Pośród której grupy? – padło pytanie.
– Wśród Zakonu. Nie stawiłem się na błoniach, udałem się do Pokoju Życzeń, miałem tam do załatwienia pewną sprawę. A potem walczyłem chwilę w zamku, ogłuszając m.in. Thomasa Webberville czy Johna Littiga, podnóżków Czarnego Pana. Ale posłałem im tylko kilka ogłuszaczy i drętwot.
– Czemu był pan w Pokoju Życzeń?
– Z przyczyn prywatnych – odparł Draco.
– Panie Malfoy, na sali rozpraw nie ma czegoś takiego, jak pańskie sprawy prywatne. Zechce pan odpowiedzieć po dobroci? – uznała jedna z członkiń Wizengamotu.
– Byłem… spotkać się z pewną dziewczyną. Przyszła tam dobrowolnie, od pewnego czasu… byliśmy blisko. Nie ma to związku ze sprawą panie Ministrze – odrzekł chłopak.
– Co było dalej?
– Gdy byłem w Pokoju Życzeń, pojawił się tam Potter ze swoją świtą. Czegoś szukali, teraz już mogę się domyślać, że Horkruksa. Wiem, że wszedł za nimi Nott i Goyle, zapewne znaleźli się tam, bo wcześniej śledzili mnie, a spotkanie dziedzica Malfoyów i Pottera mogłoby być cudownym dowodem zdrady. Mogli podać mój łeb niczym na tacy Czarnemu Panu. Pech chciał, że tak się nie stało, bo Goyle zaczął wszystko palić zaklęciem pożogi i trzeba było uciekać. Potter usłyszał wołania moje i bliskiej mi osoby… pomógł nam się wydostać.
Draco z trudem mógł pozbierać myśli. Opowiadanie o przeżyciach sprzed kilku miesięcy nie był łatwe. Czuł napięcie w swoim ciele, które wzrastało wraz z każdym wspomnieniem jego strachu o życie Luny. Szalejąca pożoga w Pokoju Życzeń była przerażająca sama w sobie, ale fakt, że dziewczynie mogłoby się coś stać, bo była tam z nim… to wręcz sprawiało, że czuł się jakby zdrętwiały. Wiedział od chwili, gdy zobaczył ją skuloną w piwnicy rodzinnego dworu, wiedział, że zrobi jeszcze więcej, niż podejrzewał, by tylko była bezpieczna. Czuł, że byłby w stanie zamordować każdego, kto odważyłby się ją skrzywdzić. Dlatego regularnie wysyłał do niej skrzata, by zapewniał wszystko, co niezbędne, gdy jego nie było w domu.
Nie mógł jej ot, tak uwolnić – wzbudziłoby to podejrzenia, a dodatkowo naraziło ją na jeszcze większe niebezpieczeństwo. Tutaj wiedział od Severusa, że nic jej nie grozi. Czarny Pan nie planował jej zabicia – miała to być kara dla jej ojca i szansa na zwabienie Pottera. Tak długo, jak pozostawała żywa, była przydatna. Nie zmieniło to jednak faktu, że Draco i tak drżał o jej życie. Całe szczęście, że skrzat mógł praktycznie niepostrzeżenie dostać się do środka i zajmować nią oraz Ollivanderem, a także przekazywać informacje od chłopaka. Z rozmyślań znowu wyrwał go głos ministra, przywołujący do porządku i wzywający do udzielenia odpowiedzi. Szkoda tylko, że wyłączył swój umysł wobec tego, co działo się na sali na tyle, że nie miał bladego pojęcia, o co pytał sędzia.
– Może pan powtórzyć, Ministrze? Nie zanotowałem pytania – stwierdził Draco, zdając sobie sprawę, że zupełnie przypadkiem wypadł niezwykle bezczelnie. “Lata praktyk” – pomyślał.
– Pytamy, co działo się dalej.
– Walka rozpoczęła się na dobre, nie wiem, co się działo w każdym miejscu, ale mogę powiedzieć, że nie walczyłem po stronie Śmierciożerców. Praktycznie przez większość czasu… w ogóle nie walczyłem.
– W takim razie, co pan robił?
– Yyyhhhh… ukrywałem się. Jak ostatni tchórz. Po to tylko by przeżyć. Do momentu, aż uciekając przez błonia nie natrafiłem na Dołohowa. Walczył z bliźniakami Weasleyów. Jeden z nich był mocno ranny, drugi z trudem odpierał atak. Nie mogłem ich zostawić, więc rzuciłem kilka oszałamiaczy w stronę tego śmiecia.
Draco nie wspomniał, że w umyśle Dołohowa wyczytał o jego niecnych myślach wobec stojącej obok Luny. O tym, co sobie sam wyobrażał, że by z nią zrobił. Pal licho Weasleyów, i tak by im pomógł, skoro już natrafił na tę dwójkę, ale jej nie pozwoli skrzywdzić.
– Gdy Dołohow upadł, Weasley numer 1 rzucił się w stronę swojego brata, Weasleya numer 2. Pan Minister wybaczy – nie rozróżniam, który jest który. Doszedłem… doszedłem dobić drania. Żeby nie mógł skrzywdzić nikogo więcej. Wiedziałem, co zrobił Granger na naszym piątym roku w Departamencie Tajemnic. Wiedziałem, co zrobił innym i co robiłby dalej. Podszedłem… a on złapał mnie za poły marynarki. Zamarłem ze strachu.
Usłyszał w tle chichot, dobiegający ze strony gapiów. Był ciekaw, ilu z nich nie powstydziłoby się przyznać, że jest niemal dosłownie obsranym podczas walki. Ilu podniosłoby różdżkę w takiej sytuacji i rzeczywiście przeżyło. I uznał, że wyjątkowo nie pozostawi tego bez komentarza.
– Tak, strach podczas walki ze śmierciożercami, najwybitniejszymi w czarnej magii rzeczywiście… jest godzien obśmiania. Ciekaw jestem, czy te chichoty pochodzą od kogoś, kto sam podniósłby różdżkę na polu bitwy. I wyszedł z tego cało. Widziałem, co Dołohow robi ze swoimi przeciwnikami i wierzcie mi, Avada Kedavra jest tutaj najmniejszym problemem – odparł, przybierając groźniejszą minę.
Był już zmęczony ta farsa, przesłuchiwaniem po raz kolejny, choć raz już odpowiadał na wszystkie pytania ministerstwa. Już wolałby, żeby to się skończyło, żeby nie musiał patrzeć na bladą twarz Luny. Widzieć jej koło rudego Ronalda. Nie musiałby oglądać skulonej na ławce Granger, która w niczym nie przypominała butnej Gryfonki. Nie, już wolałby, żeby ogłosili wyrok, żeby go zabili, a Luna żyła dalej… powoli wątpił, że wyrok będzie dla niego pozytywny.
– Ma Pan rację. Osoby na sali upominam po raz kolejny o spokój. Proszę powiedzieć, co się stało z Antonem Dołohowem oraz, jakim cudem był pan ostatnia osoba, która widziała Severusa Snape’a żywym – stwierdził minister.
– Właśnie do tego zmierzałem… Dołohow złapał mnie za marynarkę i wychrypiał swoim śmierdzącym głosem: “Twój wujaszek właśnie zdechł, jak pies… to spotyka zdrajców i ty będziesz następny Malfoy”. Nie chciał powiedzieć nic więcej, więc znowu, z siłą wdarłem mu się do umysłu, skąd dowiedziałem się, że Czarny Pan uznał, że Severus jest posiadaczem czarnej różdżki i zdradził go, nie oddając jej. Kazał Dołohowi i… Lucjuszowi Malfoyowi sprowadzić go do Wrzeszczącej Chaty. Dołohow ruszył w pogoń za Weasleyami, chcąc dobić zdrajców krwi, a mój… ojciec sprowadził Snape’a. Gdy wyszedłem z umysłu Dołohowa, ten śmieć jeszcze zaśmiał mi się w twarz ,mówiąc, że to zrządzenie losu, że mój ojciec zabije zdrajcę, a potem będzie musiał zabić drugiego… mnie – uznał z lekkim zawahaniem Draco. – Ja… jestem winny śmierci Dołohowa. Rzuciłem na niego Sectumsempra i pozwoliłem się wykrwawić.
W umyśle Dołohowa znalazł dużo więcej… widział plany Czarnego Pana wobec Pottera, widział radość swojej ciotki w Zakazanym Lesie, widział, co myślał Śmierciożerca. Nie mógł zostawić go przy życiu. Jego myśli o wykorzystaniu Luny to jedno, on chciał zrobić coś więcej. Chciał znaleźć Granger, by dokończyć dzieła sprzed kilku lat… Wolał go zabić niż gdyby Luna miała stracić przyjaciółkę. I jedyną osobę, która akceptowała ich dziwna relacje.
– Pobiegłem do Wrzeszczącej Chaty, obserwując kątem oka toczącą się walkę. Widziałem, jak Lupin rzucał klątwy w stronę jakiegoś zamaskowanego śmierciożercy. Była też… – urwał w połowie słowa.
– Kto, panie Malfoy?
– Hermiona Granger… walczącą z McNairem. Ale nie mogłem jej pomóc, musiałem biec do wujka. To jedyna osoba, która w życiu cokolwiek dla mnie zrobiła. Która mogłem nazwać rodzina. Nie mógł zginąć. Ale nie zdążyłem.
_____________
Hermiona ledwo mogła usiedzieć na swoim miejscu. Poczuła, jak zimny pot spływa jej po szyi. Kropelki leciały od karku aż w dół kręgosłupa. Nie miała pojęcia, że Draco widział ją podczas pojedynku z McNairem… w końcu nikomu nie powiedziała o tym, co się wydarzyło. “Merlinie… tylko nie to” – pomyślała w duchu z przerażeniem.
_____________
– Biegłem, co tchu do Wrzeszczącej Chaty. Ale było już po wszystkim. Na progu prawie potknąłem się o leżącego czarodzieja. Wszędzie była masa krwi… dopiero potem okazało się, że to była krew z dwóch ciał. Kątem oka dojrzałem, że ciało, które znajdowało się na ziemi, miało długie, platynowe włosy. A przynajmniej gdzieniegdzie, większość pokryta była zaschniętą krwią. To były zwłoki mojego ojca, ale nie one były ważne… – ciągnął swoją opowieść Draco.
Nie chciał wracać do tych wspomnień – nie zrobił tego ani razu od zakończenia wojny. Oczywiście, zastanawiał się nad tym, co się wydarzyło, czy Luna rzeczywiście zajęła się jego wujkiem. Czy był bezpieczny? Czy w ogóle przeżył? Wiedział, że jego ciała nie mogli odnaleźć, bo gdy sam dotarł do Wrzeszczącej Chaty po pokonaniu Voldemorta, dziewczyny i Snape’a już tam nie było. Rzucił zaklęcie czyszczące na napis, który zostawiła na ścianie, by nie pozostawić żadnych śladów i udał się do Kinglsey’a.
– Był pan ostatnią osobą, która widziała Severusa Snape’a. Co się wydarzyło panie Malfoy? – spytała jedna z czarownic.
– Myślę, że ostatnią osobą była ta, która zabrała jego ciało – odparł chłopak z odrobiną pogardy w głosie. Skoro ministerstwo chce się bawić w ten sposób, zagra w ich grę.
– Żywego – przesłuchiwany widział jako ostatni ŻYWEGO Severusa Snape’a – podkreśliła dobitniej kobieta.
– Ach, to o to chodzi. To tak, to prawda – rzekł z lekkim uśmieszkiem, który za chwilę zrzedł mu z twarzy, gdy zdał sobie sprawę, o czym będzie musiał opowiadać.
Draco miał wrażenie, że powietrze zgęstniało i dało się w nim wyczuć zapach krwi. Dokładnie tak, jak jakiś czas temu we Wrzeszczącej Chacie. Wówczas miał wrażenie, że każda deska w pomieszczeniu jest przesiąknięta lepką, jeszcze ciepłą czerwoną mazią. Teraz Draco czuł w swoich nozdrzach dokładnie ten sam zapach, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że to tylko jego psychika próbuje spłatać figla. Bo ludzie oddziałują stresem na zapach krwi – ot, taka już nasza natura.
Ludzki nos potrafi wyczuć jedną na bilion cząsteczek zapachowych. Wydaje się, że to dużo, ale tak naprawdę nawet na krok, albo raczej – na węch, nie zbliża nas to do możliwości, jakie genetycznie mają zwierzęta. Badania wykazują, że słonie mają aż pięciokrotnie więcej genów odpowiedzialnych za odczuwanie zapachów. Do psa nie mamy co się nawet porównywać. Draco zastanowił się przez ułamek sekundy, czy Syriusz Black jako psi animag miał równie świetnie wyczulony węch. Sam nie wiedział, czemu akurat on przyszedł mu na myśl właśnie w tej sekundzie.
Spojrzał na ministra, który wzrokiem próbował go przywołać do dalszej współpracy. “Merlinie, znów odpłynąłem, ale ile można” – uznał w myślach.
– Wiem, panie Ministrze, mam kontynuować. Problem w tym, że to nie jest takie proste. Severus Snape jest… albo raczej był mi najbliższą osobą. Tymczasem mam opowiadać o ostatnich chwilach jego życia pośród ludzi, którzy przez cały czas traktowali, a nawet nadal traktują go z odrazą. Którzy nie rozumieją, co zrobił i dlaczego. To nie jest proste – stwierdził z rozbrajającą uczciwością chłopak. – W Chacie natknąłem się na nie tylko na mojego ojca, ale też ciało człowieka pod jedną ze ścian. Z rany na szyi sączyła mu się krew z zawrotną prędkością. To było ewidentne ugryzienie Nagini – widziałem wcześniej, jak pupilek Czarnego Pana atakował swoje ofiary. Tutaj jednak wyglądało to jakby suka bawiła się przed atakiem, bawiła się przed swoim posiłkiem, którego jej pan nie dał jej dokończyć. Rana była poszarpana, nie chciała się zasklepić, mimo że próbowałem zaklęć różnego typu. Za każdym razem jak próbował się poruszyć, krew sączyła się jeszcze bardziej, a rana otwierała, sprawiając mu ból. Jednak nie ona była najgorsza. Proszę mi wierzyć, że znałem Severusa Snape’a i widziałem go po naprawdę wielkich torturach, ociekającego krwią, rannego i pobitego. Nigdy jednak nie stracił swojego spojrzenia. Hardego, twardego, takiego, któremu nie było sposób się sprzeciwić… a tutaj? Najtrudniej było spojrzeć mu w oczy. Były pokryte jakby bielmem, jak nie jego. To nie była wina węża, to musiało być jakieś zaklęcie Czarnego Pana. Nie dało się z oczu nic odczytać, nie mogłem wejść do jego umysłu, a jemu samemu ciężko było mówić. I… coraz ciężej było mu oddychać.
– Pan Potter twierdzi, że otrzymał od pana wspomnienia Severusa Snape’a. Jak to możliwe, skoro nie mógł pan dokonać Legilimencji? – spytał Pontus.
– Sam mi je dał – sam mi je przekazał w formie… wspomnień do myślodsiewni.
– Jak? Czy Severus Snape miał różdżkę? Czy to pan jej użył? – dopytał Minister.
– Nie było takiej potrzeby. Wspomnienia nie zostały wydobyte z głowy Snape’a za pomocą różdżki, a zaczęły same wypływać z jego oczu, uszu i ust – zebrałem je do fiolki, którą wyczarowałem. Kazał mi zanieść je natychmiast do Pottera. Uznał, że nie ma czasu do stracenia, a Potter musi dowiedzieć się wszystkiego. Nie pozwolił mi z sobą zostać – wydał mi rozkaz. Ostatnie życzenie. Więc… odszedłem, zostawiając go na pewną śmierć w samotności. Nawet nie wiem, kiedy przestał oddychać.
– Zaniósł pan fiolkę do pana Pottera? Czy oskarżony wie, co zawierały wspomnienia? – zapytał Pontus.
– Tak – szukałem Pottera po zamku, choć nie było to łatwe. Na szczęście Czarny Pan nakazał przerwać atak, więc znalazłem go w Wielkiej Sali, a raczej tym, co z niej zostało. Był tam z Weasley’ami, opłakującymi śmierć jednego z najstarszych synów i Delacour. Odciągnąłem go na bok i przekazałem fiolkę, ale kazał mi iść ze sobą… nie wiem po co, ale poszedłem. Znaleźliśmy się w gabinecie dyrektora, a ja wiedziałem, gdzie Snape trzymał myślodsiewnię. Potter przelał do niej wspomnienia i zanurzył głowę. A potem wciągnął na siłę mnie. Gdy skończyliśmy oglądać te wspomnienia, Potter usiadł na schodach w gabinecie… próbował oswoić się z tym, co zobaczył i czego się dowiedział. Był Horkruksem i musiał się poświęcić, by ratować nas wszystkich. Pompatyczne i gryfońskie, czyli bardzo w stylu Pottera – dodał zgryźliwie. Tak naprawdę w tamtej chwili sam czuł lekki ścisk w żołądku. Mógł nienawidzić się z Potterem przez lata, ścierać i atakować o głupstwa. Nie chciał jednak jego śmierci. Nie z rąk Czarnego Pana. Nie chciał, by idiota musiał się poświęcać. – Więc tak – uprzedzam pytania. Widziałem wspomnienia mojego ojca chrzestnego i wiem, co zrobił dla Pottera i Zakonu Feniksa. Wiem, co zrobił dla mnie – złożył mojej matce Wieczystą Przysięgę, dlatego mnie chronił, dlatego o mnie dbał. Dlatego też to on zabił Dumbledore’a – a także dlatego, że ten mu to rozkazał. Przypomnę, że wobec Dumbledore’a też obowiązywała Snape’a przysięga. Nie będę jednak upubliczniał wszystkich informacji, które były zawarte we wspomnieniach, bo wiele z nich dotyczyło prywatnych spraw między Potterem a nim. Fakt, że Potter postanowił podzielić się nimi z całym światem, nie oznacza, że ja zrobię to samo, nawet jeśli ministerstwo zdecyduje się mnie skazać z tego powodu.
Draco nie powiedział wszystkim jednego: była też druga fiolka, która zawierała wspomnienia i instrukcje wyłącznie dla niego. To była tajemnica, o której wiedział tylko on, Severus oraz obecna przy wszystkim Luna.
Severus Snape mógłby pokazać Draco Malfoyowi wiele istotnych wspomnień, które mogłyby mieć wpływ na jego rozumienie wydarzeń i relacji. Chciał, by wiedział, że był dla niego istotny, że obiecywał go chronić nie tylko dlatego, że Bellatrix wymogła przysięgę lub rozkazał mu to Dumbledore. Chciał, by zdawał sobie sprawę, że zrobił to, bo to właśnie on, Draco był dla niego ważną osobą. Miało to dać mu ogląd na to, dlaczego Snape tak bardzo go bronił, dlaczego zmodyfikował pamięć innych podczas niektórych wypraw Śmierciożerców, czy dlaczego spetryfikował jego, nie wystawiając na walkę.
Snape podzielił się z nim wspomnieniami związanymi z jego własnym połączeniem z Lordem Voldemortem. Pokazał mu swoją drogę i motywy – dlaczego były tak różne od Draco. Chciał mu przez to przekazać, że są różni, że Snape przystąpił do Czarnego Pana dobrowolnie, a jego zmuszono. Że nigdy ich winy ani przynależność nie będą tożsame. We wspomnieniach było też o tym, że był szpiegiem Zakonu Feniksa i współpracował z Dumbledorem, aby chronić Harry’ego Pottera. Chciał pomóc Draco zrozumieć tę tajemniczą stronę Snape’a. Tę, od której go izolował i, o której mu nie mówił za życia, by nie narażać żadnej ze stron.
Choć Draco doskonale o tym wiedział, Snape nie omieszkał też podzielić się z nim wspomnieniami związanymi z jego rolą jako dyrektora Hogwartu. Pokazał mu, jak starał się chronić szkołę przed siłami Czarnego Pana. W końcu poznał prawdę o tym, dlaczego miał nie obawiać się o Lunę – to Severus ją chronił, nawet wtedy, gdy trafiła do Dworu Malfoyów. To on – a czasem skrzat, przybywał do lochów w posiadłości z jedzeniem czy eliksirami. Opatrywał rany jej oraz Ollivandera. I to on zasugerował Czarnemu Pani, by wysłać Greybacka do wilkołaków, właśnie po to, by ten gwałciciel był jak najdalej od Luny. Nie mógł jej uwolnić, by nie narazić swojej pozycji, ale mógł o nią zadbać tak, jak obiecał to chłopakowi. Miał jednak o tym nikomu nie mówić. Nikt miał nie znać tej bardziej “ludzkiej” strony dupka z lochów. Nikt poza Draconem – bo tak jak chłopak nie chciał ujawniać swojej relacji z Luną dla jej bezpieczeństwa, tak Severus nie chciał, by ktokolwiek uznał go po śmierci, nie daj Merlinie, za bohatera.
Draco doskonale wiedział, że każdy ma swoje tajemnice. I pewna część Snape’a dalej powinna pozostać dla wszystkich zagadką.
– Panie Malfoy, zapomina się pan! To przesłuchanie, a nie koncert życzeń. Ministerstwo musi poznać wszystkie fakty – podniósł głos czarodziej siedzący w ostatnim rzędzie.
– Proszę wybaczyć, ale nie będę mówił o wspomnieniach Severusa Snape’a! Mogę tylko dodać, że po przekazaniu fiolek i ich obejrzeniu, wiem, że Potter udał się do Zakazanego Lasu, gdzie udawał martwego. Wiem też, że zawarł niemy pakt z moją matkę, który ta przypłaciła życiem, gdy okazało się, że nasz drogi wybraniec je martwy. Widziałem, jak Czarny Pan morduje moją matkę, bo go okłamała! Mimo to, gdy Potter się ujawnił i utracił swoją różdżkę, oddałem mu własną! Stałem się bezbronny, byleby nasz Wybraniec mógł dalej walczyć z Czarnym Panem. Czy naprawdę muszę dodawać coś więcej? – spytał żałośnie Draco. Niechęć do tego całego cyrku owładnęła nim do reszty. Niech go skażą, trudno – on nie zdradzi wujka.
– Panie Malfoy! – wykrzyknął ten sam czarodziej.
– Tak się nazywam! Co jeszcze?! Po skończonej bitwie oddałem się w ręce Aurorów, choć mogłem uciec. Co jeszcze?! Co jeszcze powinienem był zrobić?! – dopytywał chłopak.
_________________
Luna miała chęć wstać z krzesła i podbiec w kierunku Draco. Jeszcze nigdy nie widziała go tak sfrustrowanego. Wiedziała, że znowu coś ukrywa, że nie może chodzić tylko o wspomnienia, o których wiedział też Harry. Coś było nie w porządku… złapała się mocniej oparcia krzesła stojącego przed nią, do tego stopnia, że aż pobielały jej knykcie.
Dziewczyna, choć od pewnego czasu nie wierzyła w Nargle czy Gnębiwtryski, miała wrażenie, że dostrzega, jak powietrze wibruje od wzbierającej się magii. Potrzebny był drobny zapalnik, by ktoś niemal wybuchł, choć bardziej gniewem niż dosłownie.
– Jeszcze chwila – usłyszała głos. – Zaraz będzie po wszystkim – powiedział ktoś siedzący za jej plecami i to na tyle cicho, że raptem ona mogła to usłyszeć. Odwróciła się, by spojrzeć na tego, kto do niej szeptał.
_________________
– Panie Malfoy, rozumiemy pana obiekcje, ale proszę zrozumieć Ministerstwo. Znamy tylko pana relację, bez pokrycia żadnego w świadkach. Ewentualnie pana Pottera, przy czym nie wiemy, czy wspomnienia Severusa Snape’a były prawdziwe – uznał ciemnowłosy czarodziej siedzący nieopodal Ministra.
– Słucham? Nieprawdziwe?! – zaperzył się Draco.
– Severus Snape był wyśmienitym Legilimentą, będącym w stanie z powodzeniem manipulować umysłem i wspomnieniami. Dawał radę przed Voldemortem, pokazując mu nieprawdziwe obrazy, czemu więc nie przed panem? – odezwał się znowu czarodziej, który już wcześniej wyprowadził Draco z równowagi.
________________
Harry już od dłuższej chwili nie mógł usiedzieć na miejscu. “Jak oni śmią insynuować o Snapie takie brednie” – myślał. Ściskał rękę Hermiony, próbującej uspokoić jego napięte mięśnie. Ciało miała jednak jak struna – jeszcze jedno hasło ze strony Dideusa Fantosa, przewodniczącego ds. ochrony magii, który obrażał Snape’a, a sam nie wytrzyma i zabierze głos.
_______________
– Chyba pan sobie żartuje! – krzyknął Draco, czując, że twarz nabiera mu rumieńców niczym u Weasley’ów. – Severus Snape NIGDY nie manipulował, jak to pan określił, wspomnieniami. Nawet przed Czarnym Panem. Chyba pan nie wie, o czym mówi!
– Proszę się uspokoić, stoi pan przed Wizengamotem, gdzie toczą się pana losy!
– Nie pozwolę na to, by obrażano Snape’a, insynuując takie brednie! Nie ważne, czy to Wizengamot, czy sam Czarny Pan – wzburzył się blondyn.
– Jak pan śmie! – odkrzyknął czarodziej.
– DOŚĆ! – krzyknął Lavarius Pontus, próbując uspokoić obecnych.
________________
Upomnienie Ministra przyniosło spokój tylko na chwilę. Nie minęło pół minuty, by na sali znów zaczęła się wrzawa, a Draco szkodził sam sobie, przekrzykując się z Fantosem. Harry wiedział, że ani jeden, ani drugi nie odpuści. Od Kingsleya dowiedział się przed rozprawą więcej na temat każdego z obecnych na sali sędziów. Fantos był nowy w radzie, ale chciał wsadzić do Azkabanu wszystkich byłych, obecnych, przyszłych i prawdopodobnych Śmierciożerców.
Harry doskonale wiedział, że Fantos próbuje sprowokować Draco, by tym samym odeprzeć ewentualną możliwość zwolnienia, nawet warunkowego.
– Panie Ministrze, czy mogę zabrać głos? – spytał Harry, kierując swoje słowa do Pontusa.
– Panie Potter, będzie pan mieć możliwość wypowiedzenia się, gdy nadejdzie pora – odparł spokojnie Minister.
– Proszę mnie wysłuchać… nie mogę zgodzić się na słuchanie, że dyrektor Snape mógłby mieszać w swoich wspomnieniach. To był najbardziej uczciwy człowiek, jakiego miałem okazję znać. Nawet jeśli, nie do końca kiedyś bym się z tym zgodził. Nie było takie opcji – jak wspomniał Draco, także wszystkie wspomnienia, które przekazywane były Voldemortowi, były autentyczne, by ten nie odkrył choć cienia manipulacji. Po co więc, podczas ostatniego tchnienia dyrektor miałby zmieniać swoje wspomnienia? Przecież to nawet do niego niepodobne – uznał Harry z pełną świadomością i przekonaniem, co do swojej racji.
– Panie Potter, to nie jest przesłuchanie dotyczące Severusa Snape’a tylko Dracona Malfoya – uznał grubszy czarodziej z ostatniego rzędu.
– Och doprawdy? Od 5 minut sednem jest próba wyciągnięcia informacji ode mnie o wspomnieniach Snape’a! – krzyknął Draco.
– Proszę się uspokoić! – rzucił Fantos. – Oskarżony nie może się tak odzywać do sędziów.
– Panie Ministrze – napomknął znów Harry. – Proszę zrozumieć, że nie ma opcji, by doszło do manipulacji. Ja… mogę przekazać wspomnienia, które posiadam.
– Potter… zamknij się, nie masz prawa przekazywać nikomu jego wspomnień! – niemal krzyknął Draco, mając gdzieś, że wywołuje scenę.
– Wiem, ale… oni muszą poznać motywy Snape’a, Draco. Ministrze, musicie wiedzieć, dlaczego zdecydował się oddać dyrektorowi, dlaczego grał rolę podwójnego szpiega. Wtedy zrozumiecie, że chronił nas i chronił Draco. Mam te wspomnienia, dostałem je od profesora Snape’a, a dokładniej od Malfoya, który mi je dostarczył, choć nie musiał. Dzięki niemu dowiedziałem się, że noszę w sobie horkruksa, którego Voldemort nie zamierzał stworzyć. Dzięki tej dwójce doszło do naszej wygranej w wojnie panie Ministrze. Dlatego żaden z nich nie może być skazywany, bo są bohaterami – powiedział z pełną premedytacją, ale też wiarą we własne słowa Harry.
– Panie Potter, chyba pan sam nie wierzy w to, co mówi – rzucił korpulentny czarodziej.
__________________
Wrzawa na sali był już na tyle duża, że głosy zaczynały się mieszać, a samonotujące pióra dziennikarzy nie wiedziały, które cytaty zapisywać. Wciąż nikt nie mógł mieć pewności co do wyniku tej rozprawy. Nagle ze sprawy Draco Malfoya, powstała wielka dyskusja o Severusie Snapie.
Lavarius Pontus był już tym zmęczony. Rozprawy toczyły się od kilku tygodni. Sprawa Malfoya powinna była odbyć się tydzień temu, ale wciąż trzeba było ją przekładać – jak nie chodziło o poważniejszego zbrodniarza, to Potter pojawił się z prośbą o przełożenie i wyimaginowaną chorobą. Teraz Pontus wiedział, że musi przerwać tę burzę i zbyteczną wymianę krzyków.
– Panie Potter, proszę wrócić na swoje miejsce – powiedział do Harry’ego, wzrokiem sugerując mu, aby odpuścił. – Panie Malfoy, po części zgadzam się z panem, ale również i przewodniczącym Fantosem. Znając niezwykłe możliwości Severusa Snape’a nie możemy nie założyć, że wspomnienia mogłyby być spreparowane. Nie widzę takiej potrzeby i wręcz sądzę, że Severus Snape nie dopuściłby się tego, ale nie możemy wszakże nie założyć, że tak nie było.
Spojrzał kątem oka na Draco, który wręcz kipiał ze złości. Odwrócił się też do tyłu, by zerknąć na Fantosa. Odkąd Dideus objął pozycję sędziego w Wizengamocie, działał mu na nerwy. Uznawał, że wtrąci do Azkabanu i uraczy pocałunkiem Dementorów wszystkich, którzy, choć ośmielali się wymawiać nazwę Czarny Pan. Grubszy czarodziej stał zadowolony, licząc na to, że Minister był po jego stronie.
– Jednakże, skoro Severus Snape nie żyje i nie może odpowiedzieć za swoje zbrodnie, ani wytłumaczyć się przed Wizengamotem odnośnie wspomnień, uznaję, że nie powinniśmy poświęcać tej kwestii więcej czasu. Zmarli nie mogą się bronić, ani potwierdzić, że wspomnienia były prawdziwe, a pan Malfoy nie był zamieszany w zbrodnie, o których mowa. Przejdziemy więc do przesłuchania świadków – stwierdził Lavarius.
– Ale Ministrze! – próbował wtrącić Harry.
– Nie panie Potter! Proszę usiąść! Skoro Severus Snape nie żyje, jego wspomnienia nie mogą być dowodem, bo nie może odpowiedzieć za swoje zbrodnie i jednoznacznie oczyścić pana Malfoya! – rzucił.
– Tak się składa, panie ministrze, że może – odparł bardzo otyły, niski i łysy mężczyzna, który wcześniej siedział za Luną.
Gdy przechodził między innymi siedzącymi, wywołał poruszenie, z impetem stając im na stopach, ale nikt nie usłyszał jęków kilku osób, gdy minister kłócił się m.in. z Potterem. Teraz stał on pośrodku przejścia, między dwiema grupami obserwujących.
– A pan to kto? – rzucił Fantos.
Mężczyzna nie odpowiedział, tylko zrobił kilka kroków w dół schodów, by znaleźć się bliżej miejsca przesłuchań. Gdy był niemal na samym dole, zdjął z siebie zaklęcie maskujące. Na sali zapadła cisza.