Przed świtem TEST – nie usuwać!!!!!

Disclaimer: Sevmione.com does not claim, nor does it intend to imply, ownership of, or proprietary rights to, any of the fictional character or place names mentioned within JKR’s Harry Potter novels, nor any of the titles or terminology used or created by JKR within her books or within the movies made thereof.


~.~.~

* Jest to tłumaczenie opowieści Before the Dawn autorki snarkyroxy

* Beta: Mamuś-Anni

* Oryginał: https://www.fanfiction.net/s/2267793/1/Before-the-Dawn

* Długość: 49 rozdziałów (48 + epilog)

* Zawiera przekleństwa, sceny 18+


 

1. Świadomość

 

Korytarze Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie były ciche i zimne, gdy Hermiona Granger zatrzymała się by obejrzeć portret, którego nigdy wcześniej nie widziała. Nawet po prawie siedmiu latach spędzonych w szkole i wielu nocach poświęconych na wędrówki po niekończących się korytarzach. Hogwart nigdy nie przestał jej zaskakiwać.

Po trzech miesiącach jako Prefekt Naczelna, jej nocne patrole nadal prowadziły ją do różnych części zamku, których nigdy przedtem nie widziała. Kilka nocy wcześniej odkryła małą komnatę, w której znajdowały się witraże sięgające od podłogi do sufitu. Hermiona była pewna, że mogłyby one zawstydzić nawet najpiękniejsze mugolskie katedry. Oglądała je przez ponad godzinę, śledząc ich kształty i linie w półmroku. Przedstawiały one powstanie szkoły oraz zerwanie przyjaźni między Salazarem Slytherinem a trójką pozostałych założycieli.

Zawiłe szczegóły okien nawet w nocy były zachwycające, więc Hermiona postanowiła wrócić tam następnego dnia, aby zobaczyć je w całej okazałości, oświetlone przez promienie słoneczne. Szukając komnaty następnego dnia, z przerażeniem stwierdziła, że ​​nie tylko pomieszczenie, ale cały korytarz wydawał się zniknąć. Posąg Marka Miłosiernego, który wcześniej wskazywał drogę do komnaty, spoglądał na nią z solidnej kamiennej ściany.

Westchnęła i ziewnęła, kierując się do sali wejściowej, by rozejrzeć się po raz ostatni przed udaniem się do Wieży Gryffindoru. Nie była zdziwiona, że nie natknęła się na żadnych uczniów wędrujących korytarzami tej nocy. Mimo że minęła dopiero połowa listopada, zima już do nich zawitała, a w zamku panował chłód. Potarła ręce, kiedy ogromny zegar w sali wejściowej zaczął wybijać godzinę jedenastą.

Nagle główne drzwi gwałtownie się otworzyły i uderzył ją podmuch mroźnego wiatru. Kiedy włosy opadły na jej twarz w nagłym podmuchu wiatru, ujrzała ubraną na czarno od stóp do głów postać, która chwiejąc się weszła do środka i zatrzasnęła za sobą drzwi.

Nagła cisza po szumie wiatru była przerażająca, a gdy nieznajoma postać opuściła kaptur swojego płaszcza, natychmiast ją rozpoznała.

– Profesor Snape! – wykrztusiła.

Spojrzał w górę, zaskoczony jej obecnością, a w jego oczach błysnęła irytacja, gdy otrzepał śnieg i lód z zewnętrznych szat.

– Panna Granger – powiedział sztywno. – Co tutaj robisz, wałęsając się po szkole o tak późnej porze?

– Właśnie kończę swój patrol – odparła, powstrzymując się od zadania mu tego samego pytania.

– W takim razie kończ już – warknął i podniósł rękę, by odgarnąć ciemne włosy z twarzy. Trzęsącą się rękę. Hermiona patrzyła i zdała sobie sprawę, że nie tylko jego ręce, ale całe jego ciało drżało. Przyglądając się uważniej twarzy swojego nauczyciela zauważyła, że ​​na jego czole pojawiły się krople potu.

– Profesorze, czy wszystko w porządku? – zapytała.

– Dziesięć punktów od Gryffindoru. Myślałem, że jasno się wyraziłem, żebyś już wracała – powiedział cicho. Hermiona uczęszczała na jego zajęcia wystarczająco długo, aby wiedzieć, że im spokojniejszy miał głos, tym bardziej był wściekły. Ale tym razem nie odpuściła. Coś było nie tak. Zrobiła więc krok w jego stronę.

– Cały się pan trzęsie, profesorze – stwierdziła.

– Dwadzieścia punktów od Gryffindoru, Granger! – ryknął. – I jeżeli jeszcze raz będę musiał ci przypomnieć byś nie wtykała nosa w nie swoje sprawy, to będzie pięćdziesiąt!

Nie czekając na odpowiedź, odwrócił się i zszedł po schodach prowadzących do ​​lochów Slytherinu.

Hermiona jeszcze przez chwilę stała w ciszy, nim udała się w drogę powrotną do Wieży.

~•~•~

Następnego ranka Hermiona zeszła na śniadanie z Harrym i Ronem, nie wspominając o tym, czego była świadkiem poprzedniej nocy. Spojrzała na stół nauczycielski i zobaczyła profesora Snape’a siedzącego cicho na jego jednym końcu, wpatrującego się w korytarz. Ich oczy spotkały się na chwilę, ale nagły trzepot skrzydeł rozproszył ją, gdy nadeszła poranna poczta. Duży puszczyk upuścił na jej kolana egzemplarz Proroka Codziennego. Kiedy tylko go rozłożyła, wyrwało jej się westchnienie.

Na czarno–białym, ruchomym zdjęciu ukazał się Mroczny Znak unoszący się na niebie nad ruinami czegoś, co kiedyś mogło być budynkiem. Nagłówek nad zdjęciem brzmiał: ATAK ŚMIERCIOŻERCÓW: MUGOLACY ZAMORDOWANI!

W całej Wielkiej Sali odbijały się odgłosy konsternacji, gdy uczniowie przekazywali sobie nawzajem nieprzyjemne wieści. Harry i Ron, siedzący po obu jej stronach, pochylili się, aby przeczytać z nią artykuł. Śmierciożercy zaatakowali całą rodzinę z Kettering, tuż po kolacji poprzedniej nocy.

– Cholera jasna. Nie oszczędzili nawet dzieci – powiedział Ron.

Hermiona poczuła łzy napływające jej do oczu, kiedy przeczytała oświadczenie urzędnika Ministerstwa opisujące ciała, które wyciągnęli z ruin domu. Stwierdzono, że matka oraz ojciec nie żyją i chociaż jeszcze nie zostały zidentyfikowane, pozostałe ciała były niewątpliwie trojgiem dzieci pary, w wieku czterech, sześciu i dziewięciu lat.

Harry delikatnie ścisnął dłoń Hermiony i poczuła, jak samotna łza wypływa z jej oczu i spływa po twarzy. Rozejrzała się po sali, obserwując wyraz twarzy swoich przyjaciół. Uczniowie, o których Hermiona wiedziała, że ​​są mugolakami, wyglądali na przestraszonych, podczas gdy inni próbowali udawać obojętność. Tylko garstka uczniów przy stole Slytherinu wyglądała na naprawdę spokojnych.

Nastrój przy stole nauczycielskim nie zmienił się znacząco. Profesor Dumbledore i profesor McGonagall rozmawiali blisko siebie, ściszonymi głosami, podczas gdy większość nauczycieli czytała właśnie Proroka Codziennego, smutno potrząsając głowami.

Hermiona powędrowała wzrokiem na koniec stołu, gdzie profesor Snape wciąż cicho siedział. Nie wydawał się ani zaskoczony, ani zaniepokojony wiadomościami, tylko przyglądał się Wielkiej Sali z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

Kiedy ich oczy ponownie się spotkały, nagle coś do niej dotarło.

Latem po czwartym roku dowiedziała się, że Snape wrócił do Voldemorta, udając śmierciożercę, szpiegując dla Zakonu. Aż do tego momentu nigdy nie myślała więcej niż tylko przelotnie, co może wiązać się z jego obowiązkami.

– O Boże! – krzyknęła głośno, a jej oczy rozszerzyły się z przerażenia.

– Co się stało, Hermiono? – zapytał Harry, kiedy zaniepokojeni odwrócili się w jej kierunku.

Snape nadal patrzył jej w oczy, a jej nagłe objawienie mu nie umknęło. Patrząc na niego mogłaby przysiąc, że pokręcił głową. Gest był prawie niezauważalny, ale znaczenie było jasne.

– Hermiono! – rozkazujący głos Rona wyrwał ją z odrętwienia i wreszcie oderwała wzrok od Mistrza Eliksirów.

– Wszystko w porządku? – zapytał ponownie.

– Ja… nic… to znaczy… nieważne – wykrztusiła z siebie wstając. – Muszę coś zrobić, do zobaczenia w klasie.

Wyszła szybko z Wielkiej Sali, zostawiając dwóch przyjaciół wpatrujących się w siebie w zdumieniu.

~•~•~

Hermiona chodziła nerwowo po pokoju, zatracona w swoich myślach. Do rozpoczęcia pierwszej lekcji zostało piętnaście minut, i oczywiście musiały to być Eliksiry. Nie była pewna, czy może tak po prostu wejść do klasy i spojrzeć profesorowi w oczy po tym, co sobie uświadomiła.

Najwyraźniej był wczoraj na zebraniu śmierciożerców, ale co robił? Prorok poinformował, że w pobliżu ataku widziano tylko pięciu lub sześciu śmierciożerców. Czy był jednym z nich?

Hermiona zadrżała na tę myśl.

Może wcale go tam nie było. Może nic o tym nie wiedział.

Ale w takim razie, odezwał się cichy głos w jej głowie, dlaczego był tak poruszony ostatniej nocy?

Drżące ręce u tak opanowanego mężczyzny wystarczyły, by podejrzewać że widział – lub zrobił – coś strasznego tej nocy.

Weź się w garść, Granger, zbeształa samą siebie. Kontroluj tę nadaktywną wyobraźnię i nie wyciągaj pochopnych wniosków. Zbierając myśli, spakowała swoje książki i zeszła do lochów, spotykając po drodze Harry’ego. Ron zrezygnował w tym roku z Eliksirów, aby skoncentrować się na Quidditchu. Miał nadzieję grać zawodowo w przyszłości. Funkcja kapitana drużyny działała cuda dla jego wiary w siebie. Gryffindor nie był wystarczająco dobry, aby wygrywać samymi umiejętnościami, dlatego najczęściej zwyciężali dzięki strategii.

Jeśli Harry uważał jej wcześniejsze zachowanie za dziwne, nie wspomniał o tym. Zajęli więc swoje miejsca w ciszy.

Drzwi do klasy otworzyły się z hukiem, gdy Snape wszedł do sali. Hermiona obserwowała go uważnie, jednak nie dostrzegła żadnych znaków z poprzedniej nocy. Kiedy odwrócił się do uczniów, na jego ustach pojawił się jak zwykle drwiący uśmieszek.

– Dzisiaj będziecie warzyć Eliksir Uzupełniający Krew – powiedział. – Czy ktoś może mi powiedzieć o niebezpieczeństwach związanych ze stosowaniem tego eliksiru?

Hermiona spuściła głowę, desperacko pragnąc, żeby chociaż jeden uczeń wiedział cokolwiek na ten temat.

– Panno Granger – wycedził. W końcu podniosła głowę i zobaczyła go stojącego przed jej ławką. – Czyżby nasza Panna Wiem–To–Wszystko nie znała odpowiedzi? Rozczarowujące.

Ponownie spuściła oczy na ławkę nie ufając swojemu głosowi, chociaż doskonale wiedziała, jaka jest odpowiedź.

– Pięć punktów od Gryffindoru, panno Granger – zadrwił, kierując się z powrotem na przód klasy. – Jeśli nie potrafisz pogodzić nauki z obowiązkami Prefekt Naczelnej, to może nie zasługujesz na tę pozycję.

Z tą zjadliwą uwagą machnął różdżką w stronę tablicy, na której pojawiły się instrukcje dotyczące eliksiru.

– Macie dwie godziny.

Po tych słowach Snape usiadł za swoim biurkiem i został tam przez całą lekcję, oceniając wypracowania, nie zawracając sobie głowy kręceniem się między ławkami i wygłaszaniem złośliwych komentarzy o umiejętnościach uczniów. Kiedy Neville stopił swój kociołek po dodaniu żółci pancernika zamiast ciemiernika, uniósł tylko brew i powiedział lodowato:

– Posprzątaj ten bałagan i zejdź mi z oczu, Longbottom.

Pod koniec lekcji Hermiona wciąż była wściekła na niego za uwagę dotyczącą jej pozycji jako Prefekt Naczelnej. Odstawiła fiolkę z eliksirem na biurko Snape’a wraz z resztą uczniów i obróciła się, by podążyć za swoimi przyjaciółmi na następną lekcję.

– Panno Granger – usłyszała, nim zdążyła wyjść.

Cholera, zaklęła w myślach. Po jego złośliwej uwadze na początku lekcji udało jej się przez całe dwie godziny nie spotkać ponownie jego wzroku. Miała nadzieję, że to będzie wystarczający znak, że nie chce rozmawiać z nim o poprzedniej nocy. Dała znać Harry’emu żeby na nią nie czekał i odwróciła się z powrotem w stronę klasy Eliksirów.

Snape pozostał za swoim biurkiem i gestem wskazał jej, żeby usiadła naprzeciw niego, zamykając drzwi klasy machnięciem różdżki.

– Nie jestem przyzwyczajony do konieczności tłumaczenia się przed uczniami – powiedział drwiąco. – Jednak w tych okolicznościach wydaje mi się, że prawda byłaby lepsza niż spekulacje i domysły niewątpliwie przebiegające przez twoją głowę.

Wyprostowała się wyniośle na krześle i przywołała najlepsza imitację jego własnego uśmiechu.

– Proszę nie myśleć, że jest mi pan winien jakiekolwiek wyjaśnienia, profesorze – wyrzuciła z siebie. – Pana zajęcia pozalekcyjne mnie nie interesują, tak jak pana nie interesują moje. Jeśli chodzi o moje spekulacje, nie sądzę, by były dalekie od prawdy.

– Dziesięć punktów od Gryffindoru, panno Granger – powiedział sztywno. – Nie życzę sobie mówienia do mnie takim tonem.

Nie przeprosiła, tylko wpatrywała się w niego i czekała, aż będzie kontynuował. Wstał i zaczął chodzić za biurkiem, krzyżując ręce na piersi równocześnie zaciskając pięści.

Czy on się denerwuje?, pomyślała Hermiona. To nietypowe zachowanie spowodowało, że złagodziła swój ostry ton.

– Przepraszam, profesorze – powiedziała. – Nie jest mi pan nic winien i nie musi mi pan nic wyjaśniać.

Podniósł głowę i spojrzał na nią z zaciekawieniem, z nutą uśmiechu na twarzy.

– Widzę, że jesteś rozsądniejsza niż twój sławny przyjaciel – zadrwił. – Gdyby choć w połowie potrafił myśleć tak jak ty, już dawno byłby tutaj, żądając myślodsiewni pełnej odpowiedzi.

Hermiona zignorowała to co powiedział na temat Harry’ego, doskonale wiedząc, że Snape nigdy nie wybaczył mu zajrzenia do jego myślodsiewni ponad dwa lata temu. Gdyby miała takie wspomnienia jak on, prawdopodobnie również nie byłaby skłonna do wybaczania.

– Nikomu nie powiedziałam, profesorze – powiedziała. – Ani też nie planuję.

Kiwnął tylko głową.

– Doceniam twoją… dyskrecję – powiedział cicho, wstając. – Jeśli jesteś w stanie zachować te informacje dla siebie, nie sądzę, aby potrzebne były dalsze wyjaśnienia.

Hermiona jednak nie wstała.

– Jeszcze jedno, profesorze – powiedziała z wahaniem.

Uniósł brew i ponownie usiadł za biurkiem.

– Wiem trochę o tym, co pan musi robić dla Zakonu – zaczęła, starając się, aby jej głos był spokojny i opanowany. – Wiem też o niektórych okropnych rzeczach, które robią śmierciożercy i czy robią to z własnej woli, czy też nie, ale nie ułatwia mi to radzenia sobie z tym.

Wzięła głęboki oddech, ciesząc się, że jego wzrok zdawał się być utkwiony w powierzchni biurka. Jeżeli miała być szczera, to ten atak śmierciożerców wpłynął na nią bardziej niż inne, o których słyszała od Harry’ego czy też od Zakonu. To był pierwszy raz, kiedy opisano coś takiego na pierwszej stronie, co czyniło to tylko bardziej realnym. Najgorsze jednak było to, że ta rodzina nie różniła się niczym od jej własnej.

– Dziesięć lat temu moja rodzina była taka sama, jak ta, która zmarła zeszłej nocy – powiedziała. – Bardzo wcześnie wykazywałam oznaki magii, ale moi rodzice nie rozpoznali tego. To okropne, wymordować całą rodzinę ponieważ dzieci posiadają coś, czego nie rozumieją, ani nie wybrały…

Urwała, a jej głos uwiązł jej w gardle.

– Ten atak był dla mnie zbyt znajomy, a świadomość, że można było temu zapobiec… Ja… Niech mi pan tylko powie, że ostatniej nocy nie był pan w Kettering.

W porządku. Powiedziałam to. Usiadła czekając na burzę.

Ale ona nigdy nie nadeszła.

– Powiedziałem, że powiem ci prawdę, panno Granger – powiedział powoli. – Więc obawiam się, że to stwierdzenie nie jest możliwe.

Patrzyła na niego, a raczej na czubek jego głowy. Przypomniała sobie jego nonszalancki wyraz twarzy podczas śniadania. Jego drżące ręce poprzedniej nocy.

Nie tylko jej przewrażliwiony umysł tworzył straszne scenariusze na podstawie zwykłych skrawków informacji.

On tam był. Widział to wszystko. Wiedział, co się stało i nie zrobił nic, by temu zapobiec.

– Boże – szepnęła.

Zaśmiał się szorstko, nieprzyjemnie. Hermiona spojrzała w górę zaskoczona.

– Nie ma tutaj miejsca dla tego mugolskiego zbawiciela, panno Granger – powiedział z pogardą. – Są na tym świecie rzeczy tak straszne, że nie ma jednej osoby, która mogłaby to wszystko pojąć, a co dopiero stworzyć.

Wpatrywała się w niego przez chwilę ze strachem i zrozumieniem.

– Tak – powiedział bezwzględnie. – Byłem tam. Dowiedziałem się o tym na godzinę przed tym, jak to się stało i nie zrobiłem nic, by ich uratować. Nie rzuciłem Zabijającej Klątwy, ale stałem obok i patrzyłem jak robią to inni.

Poczuła, jak robi jej się niedobrze. Jej krzesło przewróciło się i uderzyło o podłogę kiedy gwałtownie wstała i ruszyła do drzwi. Udało jej się lekko je uchylić, ale Snape był szybszy. Uderzył dłonią w drewno nad jej głową zatrzaskując je.

– Proszę mnie wypuścić – powiedziała uparcie, ciągle stojąc twarzą do drzwi.

– Spójrz na mnie, panno Granger – polecił.

Westchnęła i odwróciła się do niego. Jego dłoń spoczywała nad jej ramieniem, wciąż przytrzymując zamknięte drzwi.

– Zrobiłem to, co musiałem – syknął. Znajdował się tak blisko jej twarzy, że mogła zobaczyć swoje odbicie w jego bezdennie czarnych oczach. – Jak my wszyscy w tych czasach. Większość z tego nie jest przyjemna i nie jest to łatwe, ale robię co mogę, a na tej wojnie wszystko się liczy, nieważne jak drobna rzecz by to była.

Skinęła głową, odwracając wzrok.

Czuła, że ​​wpatruje się w nią przez chwilę, dopóki nie zdał sobie sprawy, że to jedyna odpowiedź, jaką od niej otrzyma. Wzdychając, zdjął rękę z drzwi i cofnął się.

Opuściła lochy tak szybko jak mogła, nie zatrzymując się nawet, by odebrać punkty dwóm uczniom próbującym przekląć się nawzajem na korytarzu.

 

Dodaj komentarz