Nawet po burzy wychodzi słońce

Sevmione.com does not claim, nor does it intend to imply, ownership of, or proprietary rights to, any of the fictional character or place names mentioned within JKR’s Harry Potter novels, nor any of the titles or terminology used or created by JKR within her books or within the movies made thereof.

★★★

Och gdyby tylko wiedziała jaki Severus Snape jest uparty. Postawił na swoim. Zamknął ją tu, dając dawkę eliksiru Słodkiego Snu. Dziwiła się tylko, że ten facet nie dał go więcej, mając najpewniej świadomość, że i tak się obudzi i będzie na niego klnąć. Chodziła od ściany do ściany, zagryzając wargi i machając różdżką co rusz próbując zdjąć zabezpieczenia z drzwi gabinetu.

Jak mógł? Trwała wojna. Bitwa o Hogwart trzęsła murami, a każde drżenie wyczuwalne było nawet w lochach. Chciała brać udział w pokonaniu Voldemorta. Nie dla sławy, oczywiście Hermiona nie była z tego rodzaju ludzi, ale dla wolności i spokoju. Chciała tylko stać u boku Harry’ego, wspierać go i pomóc zwyciężyć, aby odetchnąć i zatopić się w ramionach najbardziej bezczelnego dupka na świecie. Nie dużo wymagała, ale jak na razie nic nie otrzymała.

Coś huknęło, a ona zachwiała się czując jak podłoga drży pod jej stopami. Dopadła do drzwi, chcąc jak najszybciej stąd wyjść. Czy mury zamku wytrzymają? Wolała zostać ranna w bitwie niż pochowana w ruinach zamku. Szarpnęła za klamkę, jednak dostęp do komnat i jego gabinetu dalej stał dla niej zamknięty. Powoli czuła się jak w więzieniu.

– Gruszko!

Mała skrzatka pojawiła się obok Hermiony, a jej małe ciałko widocznie drżało ze strachu. Uszy miała skierowane w dół, jak przy karaniu, gdy zrobiła coś źle, a wielkie oczy przedstawiały jedynie przerażenie.

– Zabierz mnie stąd, proszę – nie dała skrzatu nawet się przywitać. Nie było czasu, a bitwa wciąż trwała. Nie chciała wiedzieć ilu poległych leży tam na korytarzach, czy terenach zielonych Hogwartu. Wiedziała jednak, że nie ma bitwy bez ofiar.

– Gruszka zabierze. Gruszka boi się o panienkę. Mury Hogwartu powoli zostawiają po sobie pył – stworzonko zapiszczało chwytając swoje długie uszy w dłonie. – Skrzaty bezpieczne w kuchni. Magia ich chronić.

– Potrzebuje dostać się na korytarz. Chce dołączyć do pozostałych i pomóc w walce.

– Ale panienka nie może! To zbyt niebezpieczny. Pan zabronił Gruszce narażać Hermionę.

– Muszę. Proszę.

Mały skrzat wygładził nerwowymi ruchami sukieneczkę w żółte groszki. Nagle skinęła głową wystawiając przed siebie dłoń i mocno zaciskając palce na ręce Hermiony zniknęły z gabinetu Mistrza Eliksirów.

Pojawiły się w jednym z korytarzy, na szczęście nie trafiając od razu na żadnego śmierciożercę. Podziękowała szybko skrzatce i kazała znikać w bezpieczne miejsce, co Gruszka wykonała bez sprzeciwów.

Zaciśnięta dłoń na różdżce lekko drżała, a Hermiona czuła jak powoli ogarnia ją strach.

Pierwszy zimny pot spłynął po jej plecach zaraz po tym jak wysunęła się za rogu i musiała szybko odskoczyć z powrotem w tył widząc nadlatujące zaklęcie. Odetchnęła głęboko i nie rozglądając się, wyskoczyła na przeciwległy korytarz, atakując bez żadnego konkretnego planu. Wiedziała, że sobie poradzi. Była zdolną czarownicą. Ćwiczyła, znała zaklęcia, o których jej rówieśnicy nawet nie słyszeli. Jej silna Drętwota powaliła osobę w czarnej szacie prosto na leżący gruz z ścian Hogwartu.

– Gruszka miała rację, przeminęło Hermionie przez głowę. – Hogwart zamienia się w pył.

Biorąc się w garść, związała śmierciożercę w zacieśniające się liny i złamała mu różdżkę, resztki wyrzucając obok niego. Ten człowiek już nie będzie użyteczny. I choć zgadzała się, że tutaj wygrają jedynie, kiedy sami będą rzucać podobne uroki co śmierciożercy, to z jej ręki nie zginie, nie ważne jak bardzo niebezpieczny by był.

Ruszyła dalej w bój, co jakiś czas przeskakując nad ciałami ludzi. Po drodze zdołała dwóm aurorom pomóc widząc naszywkę z logo Ministerstwa. Uzdrowiła ich największe obrażenia, będąc czujnym na atak z zaskoczenia, ale nic się nie wydarzyło i spokojnie mogła wyczarować świstoklik, który zabrał rannych prosto do Świętego Mungo.

Miała ochotę uronić łzy, widząc tyle poległych ludzi. Wojna zawsze zbierała żniwo, a oni dzisiejszego dnia podczas bitwy mieli to wszystko skończyć, ale za jaką cenę? Jedni giną, aby pozostali żyli wolni nieświadomi bólu i cierpienia straty.

W jednym momencie szloch prawie wydarł się jej z zaciśniętego gardła, gdy ujrzała twarz Freda. Blada z szeroko otwartymi oczami, patrzył w sufit korytarza nie widząc już nic, prócz ziejącej pustki. Zakryła usta dłonią, czując jak dławi się łzami. Zabawny, kochany Fred. Bliźniak George’a. Aż rozejrzała się, czy gdzieś w pobliżu nie widać drugiej rudej czupryny. Zamknęła mu oczy, muskając ustami czoło rudowłosego. Będzie za nim tęsknić, ale przyjdzie czas na opłakiwanie zmarłych, teraz musiała znaleźć Harry’ego i upewnić się, że wszystko z nim w porządku.

Im bliżej była Wielkiej Sali tym więcej czarodziei spotykała. Pierwszy był jeden auror, który biegł w jej stronę, pewnie zwabiony krokami. Wymierzyli w siebie różdżkami, ale gdy zakapturzona postać znalazła się za jego plecami, nie czekała. Zaatakowała, będąc pewną, że mężczyzna nawet nie zdaje sobie sprawy z ogona.

Nieznajomy szybko uporał się ze śmierciożercą, klepnął Hermionę w ramię i pobiegł dalej.

Drugi przystanek zrobiła, gdy dostrzegła znajomą czuprynę blond włosów. Nie mogła tak po prostu zostawić Luny samej sobie z śmierciożercą, który ewidentnie był silniejszy. Posłała w jego stronę serię szybkich zaklęć, których nie zdołał odbić i wylądował kawałek dalej rażony piorunami.

– Cieszę się, że jesteś cała, Luno.

– Wiesz? Chyba mam cichego, upadłego anioła.

Hermiona nie zastanawiała się wiele nad słowami Luny. Wywnioskowała z nich jedynie, że jest bezpieczna i w razie niebezpieczeństwa ktoś jej pomoże. Skinęła głową i zostawiając blondynkę za sobą pobiegła dalej, wiedząc, że im bliżej źródła przeznaczenia, tym więcej czarnych charakterów.

Wielki pająk przebiegł obok niej, nie przejmując się ciałami leżącymi pod jego nogami. Wzdrygnęła się, uciekając jak najdalej, aby nie stać się kolejną ofiarą pajęczaka. Zaklęcia latały wokół niej, a ona musiała balansować, aby żadnym z nich przypadkiem nie zostać trafionym.

W końcu dotarła do Wielkiej Sali, ale nie spodziewała się tego co tam zastanie. Owszem im bliżej była, tym więcej ciał ludzi czy stworów leżało pod ścianami, jakby w biegu odrzucone, aby po nich nie deptać.

Usłyszała krzyk, ale zanim zdołała cokolwiek zrobić dziewczyna o blond włosach w mundurku uczennicy, niewidzącym wzrokiem wpatrywała się przed siebie, a nad nią pochylał się Greyback, wilkołak, który zniszczył wielu ludziom życie, w tym Remusa. Rzucił Lavender w bok, a Hermiona nie myśląc wiele, posłała kolejne zaklęcia w jego zwierzęcą osobę, chcąc pomścić koleżankę z roku.

Nie słyszała nic obezwładniona szałem, a wokół dział się istny horror. Mury Hogwartu płonęły co rusz waląc się i spowijając wszystko w popiół. Dym unosił się zasłaniając widoczność i utrudniając oddychanie. Hermiona zakryła usta i nos lewym ramieniem, ciągle mając przed sobą różdżkę w lekko wilgotnym uścisku. Modliła się tylko, aby podczas walki nie wyślizgnęła się z jej mokrej dłoni. Posłała kilka klątw w przeciwnika przedzierając się na dziedziniec, gdzie rozgrywała się największa walka w bitwie.

Voldemort wraz z Harrym mierzyli się różdżkami, co rusz rzucając w siebie zaklęcia i klątwy z zaciśniętymi mocno zębami. Skupieni na swoim zadaniu, nie patrzyli co dzieje się wokół i Hermiona próbowała to wykorzystać, lecz szybko dostrzegła pierwszą przeszkodę.

Stał przed nią śmierciożerca o lodowatym spojrzeniu. Przeszywał ją swoimi zielonymi tęczówkami, powodując dreszcz na całym jej ciele. Czy mogła pokonać Rudolfusa Lestrange, który swoim okrucieństwem dorównywał samej Bellatrix? Do odważnych świat należy, prawda? A Hermiona był gryffonką i tak łatwo się nie poddawała, więc gdy tylko pierwsze zaklęcie, a później kolejne pognało w jej stronę, rzuciła tarczę, a później zaatakowała. Severus zawsze jej powtarzał, że najlepszą obroną jest atak. Miała zamiar skorzystać z rady i przekonać się na własnej skórze, czy miał rację.

Z trudem odbijała jego silne ataki, marząc, aby przypadkiem nie dołączył ktoś jeszcze do ich tańca pomiędzy światłami klątw. Kiedy mężczyzna sięgnął do twarzy, aby ściągnąć maskę wykorzystała moment i posłała serię szybkich zaklęć. Złoty promień dotarł do klatki piersiowej mężczyzny, maska opadła na kamienną ścieżkę dziedzińca, a postawa prawdziwego mordercy na moment zniknęła, zachwiana. Wykorzystała okazję i reagując szybko posłała w jego stronę jaskrawo zielony promień zaklęcia śmierci, wiedząc, że inaczej nie dałaby mu rady.

Na moment odetchnęła rozglądają się po zgliszczach usłanych śmiercią. Smród palącego ciała unosił się dość wyraziście, więc jak najszybciej uciekła od miejsca, w którym stała chcąc wymazać tą chwilę z pamięci.

Szarpnięcie za ramię doprowadziło do jej upadku, tym samym chroniąc ją przed chybionym celu zaklęciu. Czarne szaty napastnika przeraziły ją, więc szarpiąc się i uderzając na oślep trafiła postać odzianą na czarno w nos, dość okazały nos i wstała chwiejnie na klęczki, różdżkę kierując w oprawcę.

– To ci wybaczę, Granger – warknął niewyraźnie, zasłaniając przez moment usta wraz z nosem.

– Severus – szepnęła, rzucając się mężczyźnie na szyję. Przymknęła na moment oczy, wdychając jego zapach. Odetchnęła, czując niewyobrażalną ulgę.

Severus posłał szybko klątwę w przeciwnika i objął Hermionę z całych sił, chcąc poczuć jej ciało przy sobie. Drżała, a jej serce biło głośno, odpowiadając na jego serca bicie. Chciałby tak trwać, mieć pewność, że będzie bezpieczna, ale trwała wojna i zagrożenie czycha na nich z każdej strony. Westchnął, odrywając od siebie Hermionę. Nagle zmarszczył brwi, ale ponownie rozejrzał się po polu bitwy, wiedząc, że rozmowa musi zaczekać.

– Idź. Wiem, że chcesz być przy Potterze. Będę tu, gdzieś w mroku i cieniu walcząc i broniąc tego co najcenniejsze.

Hermiona uśmiechnęła się, instynktownie odrzucając nadbiegającego śmierciożercę. Pogłaskała policzek mężczyzny, przejeżdżając kciukiem po dolnej wardze jego ust.

– Wiem – stanęła na palcach i musnęła jego usta nie patrząc na krew cieknącą z nosa, ostatni raz spoglądając w jego ciemne oczy, zanim odbiegła.

★★★

Harry walczył mężnie. Od zawsze w niego wierzyła, ale nie sądziła, że chłopak w jej wieku może posiadać taką moc i odwagę. Od najmłodszych lat straszny był czarnoksiężnikiem, który czychał jedynie na jego życie. Harry jednak wyrósł na młodego mężczyznę, gotowego stawić czoła przeciwnością losu. Hermiona była dumna ze swojego przyjaciela. Sama chciałaby odnaleźć w sobie tyle odwagi, nie bojąc się na każdym kroku rzucić zaklęcie, nie myśląc o konsekwencjach. Jej głowa była ich pełna i sama zastanawiała się jak do tej pory przetrwała. Starała się dawać sobie radę sama, ale niekiedy szybkie zaklęcie tarczy Severusa uchroniło ją przed bolesnymi klątwami. Wiedziała, że przez to może być mniej ostrożny i popełni błąd, który może kosztować go życie. Po dwóch kolejnych sytuacjach, wzięła się w garść i zacisnęła dłoń mocno na różdżce, aż pobielały jej knykcie. Odetchnęła głęboko i zdeterminowana pobiegła bliżej Harry’ego widząc, że coraz bardziej się męczył. Walka między nimi trwała od dłuższego czasu, co jednen i drugi odczuwał.

Nagle Hogwartem zatrzęsło, dziedziniec zadrżał, kamienne mury rozsypały się przez olbrzyma, padającego na nie z ogromną siłą.

Burza pyłu uniosła się nad ziemią przysłaniając widoczność. Wiedząc, że można to wykorzystać, podbiegła w sobie znanym kierunku, chcąc uniknąć spojrzenia Severusa. Musiał skupić się na sobie. Jeśli będzie patrzył na nią, popełni błąd, a tego nie chciała. Musieli przeżyć oboje, razem.

Nagle coś wydało syk. Coś pełzło obok niej, a ona miała przeczucie, że wie co takiego znajduje się w jej pobliżu. Długi ogon uderzył ją w dłoń, na szczęście nie tą od różdżki, lecz pod wpływem uderzenia straciła równowagę i potknęła się o leżący kamień.

Uniosła wzrok a głowa Nagini pojawiła się przed jej twarzą. Strach oblał jej ciało, a zimny pot spłynął po plecach. Gwałtownie odsunęła się w tył stawiając przed sobą tarczę. Wąż odbił się sycząc groźnie, gotowy do ponownego ataku.

Uniosła różdżkę gotowa do ataku. Zielony promień wyleciał z końca jej magicznego patyka, jednak klątwa minęła cielsko węża. Jadowite zęby zanurzył się w jej ramieniu niczym sztylety. Wrzasnęła nie potrafiąc powstrzymać okrzyku bólu.

uwag

Nagle u jej boku pojawił się lekko zakrwawiony Neville. Blask ostrza rozjaśnił się latającymi wokół klątwami, a chłopak zamachnął się ścinając łeb Nagini, która skoczyła w jego kierunku. Gryfon pomógł Hermionie wstać, a ona z wdzięcznością przyjęła pomoc.

W tej samej chwili zielony i czerwony promień z walczących obok czarodziei spotkały się. Wybuch mocy rozwiał dym i proch unoszący się na polu bitwy. Rozejrzała się, uciskając cieknącą ranę, w które jeszcze nie tak dawno wbijały się kły węża Voldemorta.

Rozejrzała się, poszukując jednej jedynej osoby, która mogła jej pomóc. Teraz nie mogła być z Harry’m. Wiedziała, że ma jedynie kilka minut, zanim trucizna nie rozejdzie się po całym ciele, a ona zostanie jedną z ofiar wojny. Kątem oka zobaczyła jedynie jak ciało najpotężniejszego czarnoksiężnika unosi się w górę obracając się powoli w proch.

Później dostrzegła Severusa jakieś kilka metrów dalej. Klęczał między poległymi, rozglądają się wokoło, jakby szukając właśnie jej. Postąpiła kilka kroków naprzód, czując jak powoli jad niszczy jej ciało. Zacisnęła dłoń i powlokła nogami w stronę czarnowłosego mężczyzny zwracając na siebie jego uwagę.

Podniósł się i wpatrywał w nią, jakby bitwa dalej nie trwała, a śmierciożercy zniknęli zostawiając ich w swojej bańce. Potknęła się o jedno z leżących ciał, upadając boleśnie na kolana, czując jak krew ścieka między palcami, a jad powoli pustoszeje zamęt w jej organizmie. Severus jakby ocknął się, ruszył w jej stronę, odpychając każdego ze swojej drogi, nie patrząc nigdzie indziej jak jedynie na dziewczynę.

Dopadł do niej, pochwytując jej rozgrzane i spocone ciało w swoje ramiona.

– Severus.

– Granger, nie mdlej mi tu teraz.

– Antidotum – nagle jakby język odmówił jej posłuszeństwa. – Nagini – wychrypiała, na moment zamykając oczy, czując przeszywający ból.

– Dałaś się ugryźć jakiemuś wężwi!? Ty głupia gryfonko. Jeśli zginiesz, wskrzeszę cię i sam zabiję. Mogę ci to obiecać – warknął, poszukując kieszenie.

Hermiona uśmiechnęła się delikatnie i kaszlnęła plując krwią.

Nagle obok nich pojawił się chłopiec w okrągłych okularach. Chwycił przyjaciółkę za dłoń, odgarniając jej splątane włosy z twarzy. Nie mówił nic, po prostu patrzył i próbował zrozumieć co się dzieje. Ludzie jakby dopiero co dostrzegli nietypową sytuację, ale szybko ich uwagę przyciągnęły pozostałe osoby w srebrnych maskach.

Mimo, że ich pana już nie było, nie potrafili pogodzić się z porażką. Wydawało by się, że atakowali jeszcze bardziej zaciekle. Szybko jednak pojawili się Aurorzy, którzy tylko czekali na upadek Voldemorta. Zaczęli wyłapywać śmierciożerców, którzy dostrzegli swoją porażkę. Ucieczka nie była w tej chwili możliwa. Swoją szansę na wolność przeoczyli ponownie atakując. Teraz będą gnić w mroźnych murach Azkabanu czując na karku oddech Dementorów.

Ktoś szarpnął Severusa za ramiona, chcąc go aresztować, ale wyrwał się uderzając Aurora z łokcia w twarz, posyłając mu mordercze spojrzenie. Chwycił za fiolkę wykorzystując oszołomienie mężczyzny i przechylił głowę Hermiony w tył. Miał mało czasu, wiedział o tym, ale strach na moment przejął nad nim kontrolę i nie potrafił znaleźć odtrutki, którą zawsze miał przy sobie. Teraz kiedy mógł już ją podać, dziewczyna była nieprzytomna, a jej oddech świszczący.

Jakby chcąc, aby ona naprawdę umarła, ktoś ponownie go szarpnął, lecz ponownie się wyrwał, zaciskając mocno dłoń na fiolce i bliżej przyciągając ciało Hermiony do siebie.

– Potter, weź tych kretynów, bo twoja przyjaciółka tu i teraz umrze na twoich oczach – warknął rozjuszony.

Kiedy w spokoju mógł podać Hermionie eliksir, wstał z nią w ramionach i ruszył raźnym krokiem w stronę Hogwartu, pozostawiając za sobą ból oraz cierpienie ludzi i zajął się swoją oazę spokoju i bezpieczeństwa. To ona była teraz najważniejsza.

★★★

Siedział na łóżku w swoich komnatach, nieprzerwanie patrząc na śpiącą kobietę. Jej rany zdążyły się zagoić. Przez czas jej śpiączki, zdołał co nie co pozmieniać we własnych komnatach, uprzątnąć gabinet Dyrektora, który jak się okazało dalej należy do niego i zostać uniewinniony, dzięki czemu mógł cieszyć się wolnością, piastując miejsce Dumbledore’a. Jakoś nie bardzo chciał być dyrektorem Hogwartu, pamiętając rok, kiedy nim był, ale jakiś głosik w jego głowie cały czas powtarzał mu, iż Hermiona byłaby dumna. Więc przyjął posadę, wiedząc, że tym razem wszystko rozegra się inaczej.

Ciche westchnięcie zwróciło jego uwagę. Przyjął najbardziej surową minę czując, że Granger powinna wiedzieć, jak bardzo jest zły, za próbę zostawienia go samego. Zamrugała nieprzytomnie powiekami rozglądając się i kręcąc chaotycznie głową.

– Jesteś w moich komnatach.

– Chyba naszych – mruknęła, przymykając na moment powieki.

– Skoro już masz czelność mówić, miałem ochotę cię zabić, Granger. Nie masz pojęcia co czułem, gdy nagle zniknęłaś odbiegając. To było najgłupsze twoje zagranie – warknął, przemierzając pokój tam i z powrotem. – Niech cię diabli. Niby taka najmądrzejsza czarownica, a dała się podejść wężowi. Co ci strzeliło do łba, aby z nią walczyć? – warknął, uderzając pięści w gryms kominka.

– Ja też się o ciebie martwiłam. Teraz chodź tutaj, przytul mnie i przestań zrzędzić. Jestem tu.

Severus zmierzył ją chłodnym spojrzeniem, ale westchnął pokonany. Hermiona Granger potrafiła grać mu na nerwach. Uniósł słabe ciało kobiety do pozycji siedzącej i usiadł za nią, przyciągając ją i tuląc w swoich ramionach, wdychając przyjemny zapach wiśni.

Wszystko było już dobrze. Niepewność zniknęła. Ciemność odeszła z jego ciała, rozjaśniając zmartwione serce ulgą i nadzieją na lepsze jutro.

Ten post ma jeden komentarz

Dodaj komentarz