Jemioła

Disclaimer:
Sevmione.com does not claim, nor does it intend to imply, ownership of, or proprietary rights to, any of the fictional character or place names mentioned within JKR’s Harry Potter novels, nor any of the titles or terminology used or created by JKR within her books or within the movies made thereof.

 

 

Święta z Weasleyami Harry zawsze określał jako wspaniałe. Jednakże pierwsze Boże Narodzenie po porażce Voldemorta było wyjątkowe pod wieloma względami.

Jednym z nich była Luna, w której Harry znalazł swoją drugą połówkę i nie przypominał sobie czasów, w których byłby bardziej szczęśliwy niż od kiedy, potykając się o własne słowa, zaprosił ją na randkę. W tej chwili siedziała obok niego w zwiewnej, srebrnej szacie i z rozmarzonym wzrokiem tłumaczyła Hermionie i Snape’owi czym są nargle. W normalnych okolicznościach byliby to ostatni ludzie z kręgu Harry’ego, którzy cierpliwie słuchaliby jakiegokolwiek wykładu Luny, jednak tym razem Snape był szczerze zafascynowany tym, co mówiła i co chwila kiwał głową, a nawet zadawał pytania. To nie było w jego stylu. Podobnie jak siedzenie na kolanach Hermiony, która od czasu do czasu podawała mu czekoladowe ciastko, które od razu pożerał, nie zwracając uwagi na umorusaną czekoladą rękę i twarz.

Jeśli mowa o wyjątkowości tych świąt, to czy Harry wspomniał, że Severus Snape miał sześć lat?

Dwa miesiące wcześniej, na początku października, Snape pomagał grupie Aurorów wytropić jednego ze Śmierciożerców. Ten, najwyraźniej osobiście urażony jego zdradą, trafił go klątwą i tak oto na miejscu ponurego czarodzieja pojawił się zdezorientowany sześciolatek. Wyżej wymieniony Śmierciożerca albo był wybitnym cymbałem, albo kierowała nim desperacja, bo zamiast brać nogi za pas lub zabić szczeniaka, czekał grzecznie na Aurorów, by poprosić ich o przywrócenie Snape’owi poprzedniej postaci. Najwyraźniej nie chciał zabijać kogoś, kto nie wie za co mu się obrywa. Śmierciożercy i ich priorytety.

Dziecię z piekła rodem podrzucono Dumbledore’owi, który z kolei od razu przerzucił odpowiedzialność dalej, wysyłając małego Severusa (który zapowiedział, że nie będzie reagował na „Snape”) do Nory, gdzie od progu został przygarnięty przez przyzwyczajoną do małych demonów Molly. Pech chciał, że po zniszczeniu w trakcie wojny Grimmauld Place i sklepu bliźniaków Nora była przepełniona. Tym samym cała familia Weasleyów razem z Harrym i Hermioną, musiała znosić humorki chłopca.

Święta Trójca ukończyła Hogwart dobrze ponad dziesięć lat wstecz, jednak wojna trwała tak długo, że żadne z nich nie mogło pochwalić się ani stałym miejscem zamieszkania, ani pracą. Harry dopiero rozważał swoje opcje – był rozerwanym pomiędzy odbudowaniem Grimmauld Place, a rzuceniem tego w cholerę i znalezienia spokojnego domku w magicznej dzielnicy Londynu skąd mógłby aportować się do pracy. Zarówno Harry, jak i Ron, niedługo mieli rozpocząć szkolenie Aurorskie, choć chciano im nadać tytuły z marszu, bez szkolenia, za „zasługi dla świata”. Zgodnie odmówili.

Z tego co wiedział Harry Ronowi odpowiadała Nora, chciał być jak najbliżej rodziny, a poza tym miał nadzieję, że Hermiona z nim pozostanie, choć średnio się na to zapowiadało, gdybyście chcieli znać zdanie Harry’ego. Hermiona mówiła „nie”, a Ron przepuszczał jej „nie” przez swój prywatny translator i słyszał „być może”. Sama Hermiona przyjęła zaproszenie profesora Flitwicka i zamierzała niedługo zacząć karierę jako najpierw jego asystentka, a później stałe zastępstwo. Im dłużej Hermiona przebywała w Norze w pokoju z daleka od Rona, tym częściej Molly serwowała jej mniejsze porcje słodyczy w porównaniu z innymi. Atmosfera powoli robiła się ciężka.

Obecność Hermiony w Norze jednak była błogosławieństwem dla wszystkich obecnych, bo mały diabeł słuchał się tylko jej i tylko ona trzymała go z dala od bliźniaków, którzy chcieli wejść z nim w komitywę. Niektóre sadystyczne pomysły Snape’a przypadły im do gustu, czego nie można było powiedzieć o reszcie. Większa część z nich modliła się o szybki powrót starego nietoperza, nawet jeśli nie mogli uwierzyć w to, że tego pragną. A sprawa przedłużała się. Dumbledore rozesłał sowy do wszystkich autorytetów świata magii i jak dotychczas nie otrzymał żadnej pozytywnej wiadomości. Nikt nie miał najmniejszego choćby pojęcia jaka klątwa mogłaby spowodować cofnięcie się nie tylko fizyczne, ale również umysłowe. Wszyscy sugerowali przesłuchanie tego, który rzucił zaklęcie. Niestety Śmierciożerca, już po pocałunku Dementora, był bezużyteczny. Ministerstwo, jak zwykle, nie liczyło się z nikim i niczym.

Luna zakończyła swój wykład ku uldze przyjaciółki Harry’ego i rozbawieniu małego chłopca, który podsumował ponad godzinne tłumaczenia kobiety trzema zdaniami.

– Idiotyzmy. Ty naprawdę w to wierzysz? Ile ty masz lat?

Harry’ego przytkało, bo o ile sam miał czasami podobne myśli, to czym innym było to pomyśleć, a czym innego powiedzieć na głos. Hermiona dyplomatycznie schowała się za plecami Severusa. Fakt, że mini-Snape był do niej niemal ciągle przyklejony był kopalnią dowcipów dla bliźniaków i powodem ciągłej irytacji Rona. Luna, jak to Luna, znosiła tę sytuację najlepiej. Poklepała go po głowie i uśmiechnęła się na widok jego oburzonej miny.

– Jak dorośniesz, to zrozumiesz.

– Mam nadzieję, że nie będę tak głupi, żeby w to uwierzyć.

Nikt mu nie powiedział, że tak naprawdę ma czterdzieści siedem lat. Dumbledore stwierdził, że dla kogoś, kto miał tak nieszczęśliwe dzieciństwo to może być druga szansa. Wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że Mistrz Eliksirów nie byłby zachwycony obecnym stanem rzeczy, gdyby miał własny rozum.

Teddy Lupin, syn Remusa i Tonks, którzy siedzieli w kącie z McGonagall i wysłuchiwali jej narzekania na uczniów, podbiegł do Snape’a i pociągnął go za rękaw.

– Polatamy na miotłach?

Gdy Severus pojawił się w kuchni Nory mały Lupin był zachwycony. Wreszcie ktoś w jego wieku! Wujek Ron był zabawny, ale co innego móc bawić się z kimś w swoim wieku. Słysząc swojego syna Remus podniósł głowę.

– Teddy, pada śnieg. Zapomnij o miotłach.

– Możemy podpalić choinkę – zachwyconym tonem rzucił Snape, co spowodowało, że przy stole zapadła cisza. Jak zawsze, gdy wyskakiwał z jakimś pomysłem.

– Żadnego podpalania choinki – stanowczo postawiła sprawę Hermiona. Mały jedynie zaplótł chude ręce na równie chudej klatce piersiowej i wymamrotał coś, co brzmiało jak „zawsze musisz popsuć zabawę”. – Ale możecie powiesić trochę spetryfikowanych gnomów. ALE NIE NA SZUBIENICY! – krzyknęła, gdy dwaj zachwyceni chłopcy pobiegli do dużego pokoju zastanawiając się głośno jak długo zajmie stworzeniom duszenie się.

Ron pojawił się obok stołu w tej samej sekundzie, gdy odgłos małych stóp ucichł i zajął jedno z wolnych krzeseł.

– Przysięgam, nigdy nie będę miał dzieci.

– Dobrze to słyszeć. Lepiej, żebyś nie przekazywał swoich genów dalej.

Bliźniacy wydawali się być rozdarci. Iść za małymi diabłami, czy ponabijać się z brata? Ostatecznie nie było tak trudno podjąć decyzję. Nabijanie się z Rona zawsze miało priorytet w ich psotnych umysłach. W końcu rodzina najważniejsza i takie tam.

– Co innego my.

– O, tak. Nasze geny są tak cenne, że…

– … kobiety ustawiają się w linii, błagając chociaż o trochę.

– Szczerze w to wątpię. – Hermiona przerwała im i machnęła ręką. – Idźcie sobie. Muszę skupić się na tych papierach, a dopiero teraz mam okazję.

– Czyżby tak trudno było czytać zza ramienia?

– Wiesz, George… Te tłuste włosy mogłyby zakleić oczy nawet tobie.

– Zwłaszcza, gdyby były cały czas do ciebie przyklejone. Wyobrażasz to sobie?

– Och, ratuj mnie, braciszku! Nie chcę tego!

Odstawili pantomimę, w której Fred był jednocześnie tłustymi włosami i wybawicielem, a George nieszczęsną ofiarą, która ślepła. Hermiona zacisnęła mocno usta i spojrzała na nich ponuro, a Luna zaczęła się głośno zastanawiać.

– Jestem ciekawa co by powiedział na to profesor Snape…

– Wtedy raczej nie kleiłby się do naszego ukochanego mola książkowego.

– A jeśli by się kleił, to zdecydowanie nie dla czekoladowych ciasteczek, ale wtedy strzeżenie jej honoru należałoby zostawić Ronowi.

– Chociaż nie wiem po co, jeśli on nie chce mieć dzieci.

– A skoro Hermiona tak dobrze radzi sobie z małym Snape’em…

– … to poradzi sobie z ich większą ilością.

Harry z rozbawieniem podszytym przerażeniem obserwował potężny rumieniec wykwitający na twarzy Hermiony. Od dłuższego czasu podejrzewał, że jej zainteresowania Snape’em wychodzi poza akademickie dyskusje. W trakcie spotkań Zakonu potrafili godzinami dyskutować na tematy, których nikt nie mógł, bądź nie chciał rozumieć (no bo czym jest, do cholery, „transcendentna metoda Hodges’a dotycząca międzygatunkowej diatryby o magii molekularnej”?!). Często też wdawali się w kłótnie, choć jakby się tak im przysłuchać to po prostu były to naukowe przepychanki.

Gdy chłopcy wrócili Teddy wyglądał na zaniepokojonego, a Severus na diablo szczęśliwego, co nie wróżyło niczego dobrego.

Mały Lupin podszedł do Remusa i smutnym głosem zapytał:

– Tato, czy to prawda, że co pełnię zjadasz małe dzieci? I kiedyś zjesz i mnie?

Zapadła cisza, w której cichy płacz chłopca rozbrzmiał niepokojąco głośno. Severus przezornie schował się za Hermioną, przytulił się do jej boku i uśmiechnął się złośliwie w kierunku swojego wroga. Jego nienawiść do Huncwotów była tak silna, że oparła się nawet temu zaklęciu. Severus nienawidził Lupina, choć nie potrafił powiedzieć dlaczego. W tej chwili wyraźne zmieszanie i smutek Remusa sprawiało mu jawną radość.

Niezręczną sytuację przerwało wejście Dumbledore’a, który od progu krzyknął:

– Wesołych świąt, moi drodzy!

Brak odzewu nieco go stropił, ale szybko zebrał się w sobie, rzucił okiem na wszystkich zebranych i po chwili westchnął ciężko.

– Co takiego Severus znów zrobił?

– Coś, czego już nie powtórzy. – Głos Hermiony był tak twardy i suchy, że kamienie na Saharze powinny przy nim poczuć się morskimi glonami.

Snape spojrzał na nią niepewnie, ale po chwili sam już mrużył niebezpiecznie oczy.

– Powiedziałem prawdę.

– Czyżby? Skąd możesz wiedzieć jak Remus zachowuje się w trakcie pełni?

– Czytałem w książce. Wilkołaki są złe. Zjadają dzieci. A sama mówiłaś, że książki się nie mylą.

– Niektóre się mylą.

– I kto teraz kłamie?

Hermiona westchnęła i kontynuowała beznadziejną próbę umoralniania swojego byłego Mistrza Eliksirów, którego moralność najwidoczniej była rozchwiana od maleńkości.

– A jeśli ci powiem, że są książki, w których napisane jest, że czarodzieje są niebezpieczni i trzeba ich zabijać, to też uznasz to za prawdę?

– A czemu nie?

– Bo ja jestem czarownicą, ty jesteś czarodziejem. Uznałbyś, że trzeba mnie zabić?

Przyjrzał się jej uważnie i pokręcił głową.

– Nie.

– Czyli ta książka by się myliła?

– Nie.

Dziewczyna zamrugała zdezorientowana.

– Jak to? Więc zabijanie jest dobre?

– Tak. Zabijanie jest dobre.

Wypowiedziawszy to zdanie radosnym tonem i z anielskim uśmiechem na niewinnej twarzyczce uznał sprawę za zamkniętą i sięgnął po kolejne ciastko. Hermiona powstrzymała jego rękę.

– Czyli zabiłbyś mnie? Profesora Dumbledore’a? Weasleyów? Harry’ego? Lunę?

– Nie. Ciebie nie. Profesora Dumb’ldor’a też nie. Weasleyów i Harry’ego, i Lunę tak.

– Czemu?

Głos Hermiony był przerażony. Chłopiec chyba wyczuł, że powiedział coś nie tak, bo zaczął się tłumaczyć kręcąc młynka kciukami.

– Bo ich nie lubię.

– Wszystkich?

– No… Nie wszystkich. Lubię Freda i George’a. – Bliźniacy w tle przybili sobie piątki. – Ale innych nie lubię.

– I to wystarczający powód, by ich zabić?

Poważnie się zamyślił i po dłuższej chwili, w czasie której napięcie w kuchni stało się niemal nie do zniesienia, skinął głową.

– Tak. To dobry powód.

I, uznając, że wszystko jest dobrze i nie zważając na ciszę oraz pełne niedowierzania spojrzenia, najspokojniej w świecie wyrwał rękę z palców Hermiony i zaczął jeść ciastko.

Dumbledore ocknął się pierwszy.

– Severusie, zabijanie jest złe. Mały jedynie wzruszył ramionami.
– I dlatego wszyscy się cieszycie, że zabiliście Voldemorta i tych… no… tych jego kolegów? To

jest… ten… Hermiono, jak nazywa się ten ktoś, co mówi co innego, a robi co innego? – Hipokryta – słabo wyjęczała i spojrzała wstrząśnięta na Harry’ego.

Czy naprawdę byli hipokrytami? Harry wiedział, że zabijanie jest złe, ale też cieszył się ze śmierci każdego ze Śmierciożerców. Od roku codziennie świętował koniec Voldemorta i upadek jego popleczników. Nie powinno mieć znaczenia, że byli źli. Nie powinni czerpać takiej satysfakcji z zabijania. Tak nie robili dobrzy ludzie, prawda?

Severus, nieświadomy wywołanej przez siebie rozterki moralnej, przytulił się do Hermiony, marudząc, że ciastka się skończyły. Atmosfera zrobiła się wyjątkowo nieprzyjemna. Nawet Albus wydawał się niepewny co do tego jak odpowiedzieć na tę uwagę.

Pierwsza obudziła się Molly zauważając, przesadnie słodkim głosem, że Dumbledore nie ma nic do picia. Herbata przecież jest najlepszym sposobem na przywrócenie równowagi.

– Albusie, herbatki?

– Tak, Molly. Poproszę.

Jego głos był poważny i przypatrywał się swojemu Mistrzowi Eliksirów z uwagą. Artur, ojciec pięciorga wybuchowych dzieci (i dwóch względnie spokojnych), szybko zauważył ryzyko katastrofy i dołączył do swojej żony w staraniach zaprowadzenia świątecznej atmosfery.

– Nie wiedzieliśmy, że nas odwiedzisz, Albusie. Trzeba było dać znać.

– Ach, nie… To nieplanowana wizyta. Jestem tu, bo dostałem dzisiaj sowę od mistrza Zhou.

– Mówimy o chińskim Mistrzu Obrony przed Czarną Magią, tak? Słyszałem, że jest dobry.

– Najlepszy. Spotkał się wcześniej z podobnymi przypadkami i pojawi się za trzy dni, by odwrócić klątwę rzuconą na Severusa.

Westchnienie ulgi przetoczyło się przez kuchnię i każdy z radością wrócił do tego, co robił, nim Snape zaczął wygłaszać swoje mądrości.

 

 

Dwie godziny później niemalże zapomnieli o incydencie, a zabawa była w pełni. Wszyscy pełnoletni, prócz Hermiony („muszę to przeczytać!”) troszkę sobie wypili, a dzieci (Teddy i Severus) w najlepsze opychały się słodkimi ciastkami. Harry doszedł do wniosku, że Snape powinien jeść nawet więcej. Jako dorosły czarodziej gdy stanął bokiem to ledwie było go widać, ale jako dzieciak był istnym szkieletem. Teddy był dwa razy taki jak on, a wcale nie był gruby.

Harry i Luna mieli już mocno w czubie (Luna kręciła się na obrotowym stołku, wpatrując się w sufit), więc odezwał się do jedynej całkowicie trzeźwej osoby w towarzystwie.

– Hermiono, mogłabyś przynieść mi trochę wody?

– Suszy cię? Trzeba było nie pić.

– Ploszę… Ups… Znaczy się… Proszę.

Przewróciła oczami, zrzuciła Snape’a z kolan i po chwili postawiła przed Harrym pełną szklankę.

– Dzięki… Ratujesz mi życie.

– Mam nadzieję, że… Co jest?!

Spojrzał w jej kierunku i zauważył, że nie może ruszyć z miejsca, choć próbowała. Molly zachichotała i wskazała na sufit.

– To jemioła, moja droga. Stanęłaś pod zaczarowaną jemiołą.

To zwróciło uwagę zebranych. Bliźniacy z uśmiechami godnymi rekinów popchnęli w jej kierunku Rona, który pod wpływem alkoholu był nieco odważniejszy, ale wciąż na tyle nieśmiały, by oblać się gorącym rumieńcem. Teddy chciał koniecznie wiedzieć co się dzieje, więc płacząca ze śmiechu Tonks zaczęła mu tłumaczyć.

– Hermiona stanęła pod jemiołą, a to znaczy, że jakiś chłopiec musi ją pocałować, by mogła się ruszyć.

– A czemu?

– Stara tradycja, ale nie pytaj z czego się wzięła, bo nie wiem.

– I kto ją pocałuje?

– Ron. Przecież widzisz, że już jest blisko.

Ale rudemu nie udało się tego wieczora załapać na buziaka. Tonks nie mówiła cicho, a Severus najwyraźniej przysłuchiwał się ich rozmowie. Gdy Ron był dwa kroki od Hermiony chłopiec poderwał się na równe nogi i machnął ręką wrzeszcząc:

– NIE!!!

Rona odrzuciło przez cały pokój aż pod ścianę, a Molly natychmiast podbiegła by sprawdzić czy nic mu się nie stało. Chłopiec tymczasem promieniował furią, a jego magia szalała. Stoły zaczęły się trząść, szklanki popękały, a talerze niebezpiecznie wirowały w powietrzu. Harry miał wrażenie, że znajduje się w epicentrum tajfunu. Luna, jak to Luna, uśmiechała się i kręciła dalej.

Tymczasem Snape podbiegł do Hermiony, złapał ją za dłoń i oświadczył wszem i wobec:

– Idź sobie! Hermiona jest moja!!!

I – ku nieopisanemu szokowi wszystkich obecnych – wspiął się na palce, pociągnął Hermionę za kołnierzyk w dół i pocałował ją prosto w usta tym. Wolna od zaklęcia Hermiona zrobiła kilka kroków w tył, ze zdumieniem wpatrując się w chłopca.

Ron otrząsnął się po upadku i – słusznie wściekły – ruszył w kierunku sięgającego mu łokcia dzieciaka, który zauważył go i syknął:

– Tylko spróbuj.

Wirująca zastawa zebrała się nad głową Rona, który prawdopodobnie przez wzgląd na pochłonięte promile zapomniał, że posiada różdżkę.

Zdziwiony, że nikt nic nie robi, Harry spojrzał na Dumbledore’a, który, o dziwo uśmiechał się. Z satysfakcją. Gdyby Wybraniec był nieco trzeźwiejszy zastanowiłby się dlaczego jemioła, pod którą bezpiecznie przechodziło w ciągu dnia tyle osób, zareagowała akurat na Hermionę. Jednakże był już bardzo blisko stanu, w którym zwykle zaczynał zdejmować koszulę i śpiewać, więc wyrzucił całą sprawę z głowy, zwłaszcza, że Hermiona w końcu ocknęła się i położyła dłoń na ramieniu Snape’a.

– Wystarczy. Odłóż wszystko na miejsce i uspokój się.

– Ale…!

– JUŻ!

Skrzywił się i niechętnie odesłał wszystkie talerze na stoły. W ciszy, która zapadła, słychać było jedynie skrzypienie obracającego się krzesła Luny. Harry wyciągnął dłoń, by ją zatrzymać. Coś czuł, że nie chciałaby przegapić tego, co miało nastąpić. Czymkolwiek by to nie było.

Hermiona podparła się pod boki.

– Nie możesz rzucać ludźmi tylko dlatego, że nie podobają ci się ich zamiary.

– Zdenerwowałem się.

– Masz prawo do denerwowania się, ale nie masz prawa do krzywdzenia innych pod wpływem emocji. Musisz nad sobą panować. Poza tym nie zapytałeś mnie o to czy to ja mam coś przeciwko bycia pocałowaną przez Rona. Jesteś za mały, żeby pewne rzeczy zrozumieć.

Severus zmrużył niebezpiecznie oczy i dźgnął kobietę palcem w ramię.

– Jesteś moja. I kiedy dorosnę, to się z tobą ożenię!

Hermionę zatkało, a całą resztę odetkało. Bliźniacy pokładali się ze śmiechu na stole, a Bill i Charlie wzajemnie się podtrzymywali, by nie upaść. Ron i Ginny zzielenieli. Remus bardzo starał się nie chichrać, ale mu nie wychodziło, za to Tonks i Teddy mieli taką radochę, że ich włosy nie mogły utrzymać jednego konkretnego koloru. Luna oparła się o ramię Harry’ego i powiedziała, że to słodkie. Sam Harry nie był pewien co myśleć – był zbyt pijany na to, by w pełni dotarło do niego, że sześcioletni Mistrz Eliksirów właśnie oświadczył się jego przyjaciółce.

Kiedy Hermiona w końcu odzyskała głos, przysłoniła oczy dłonią, cała czerwona na twarzy, i powiedziała:

– Cóż… Możesz być pewien, że kiedy… eee… dorośniesz nie będę trzymała cię za słowo.

 

 

Na pierwszy rzut oka Mistrz Zhou był tak mało charakterystyczny, że Harry miałby problem z rozpoznaniem go, gdyby ponownie mieli się spotkać. Niski, pomarszczony, z długim czarnym warkoczem nie różnił się niczym od wielu jemu podobnych dziadków. Gdy jednak ich oczy się spotkały Harry był pod wrażeniem siły i mądrości, które w nich ujrzał. Nie był w stanie określić ile mężczyzna może mieć lat, jednak dałby sobie rękę uciąć, że był starszy od Dumbledore’a. Jego ruchy były powolne, pełne gracji i w pełnej harmonii z otaczającym go światem. Wydawało się, że tak samo pasował do cesarskich pałaców jak do kuchni w Norze. Powiedzieć, że mały Snape był nim zafascynowany to jakby nic nie powiedzieć. Chłopiec nie mógł od niego oderwać oczu. Porzucił swoje stałe stanowisko przy boku Hermiony i chodził za Mistrzem jak posłuszny psiak.

Dumbledore popijał spokojnie herbatkę, podczas gdy Mistrz przyglądał się stojącemu przed nim Severusowi. Położył małemu dłoń na głowie i uśmiechnął się ciepło.

– Wyczuwam w tobie dużo ciekawości i żądzy wiedzy, chłopcze. A także siłę. Ciekawią cię moc i

wiedza, czyż nie? – Severus bez słowa skinął głową. Był taki spokojny. Zupełnie jak nie on. – Wyczuwam w tobie niezwykły potencjał. Czy potrafisz już używać magii?

– Jak się zdenerwuję, Mistrzu.

Staruszek skinął głową i wyciągnął różdżkę.

– Bardzo cieszę się na rozmowę z twoją właściwą formą.

– Nie rozumiem, Mistrzu.

Zwykle, gdy Severus czegoś nie rozumiał, obwiniał za to osobę, z którą rozmawiał. Tym razem był jednak pełen pokory. Harry obawiał się, że jeszcze chwila i oczy wyskoczą mu z oczodołów.

– Jesteś pod wpływem klątwy, chłopcze. Ktoś, kto chciał cię skrzywdzić, działał pod dużą presją emocjonalną i popełnił błąd podczas rzucania Niewybaczalnego. To się zdarza, choć bardzo rzadko, i zwykle pozostawia się przeklętego by dorósł po raz kolejny. Myślę jednak, że w twoim przypadku byłoby to niewskazane. – Rozejrzał się, aż jego wzrok spoczął na Molly. – Droga pani, jeśli nie byłoby to problemem przejdziemy teraz do odosobnionego pokoju. Profesorze Dumbledore, pozwoli pan z nami. I… – Spojrzał na Harry’ego. – I ty, młody człowieku. Będę potrzebował waszej pomocy.

Oczy i głos Mistrza Zhou były tak ciepłe i cierpliwe, że Harry nawet nie pomyślał o tym, że mógłby odmówić. Było w nim coś, czego nie mógł określić. Jakaś siła osobowości, bądź czegoś co wykraczało poza magię. Jego spokój był zaraźliwy.

Severus ruszył za Mistrzem bez namysłu i dopiero przy drzwiach przystanął i spojrzał przez ramię na Hermionę.

– Mistrzu, czy Hermiona może ze mną pójść?

– Obawiam się, że lepiej byłoby, gdyby tu pozostała.

– Ale…

– Idź. – Kobieta uśmiechnęła się smutno i pomachała mu. Na pożegnanie, jak domyślił się Harry. – Nigdzie się nie wybieram.

Snape skinął głową i Harry zauważył, że coś w rodzaju niepewności pojawia się w jego oczach.

– Będzie dobrze.

Zdziwił się, gdy te słowa padły z jego ust. Chłopiec spojrzał na niego ponuro, całe zagubienie i delikatność uleciały z niego w mniej niż pół sekundy.

– Nie potrzebuję pocieszenia. Nie jestem dzieckiem. Mam już sześć lat.

– Wiesz, teoretycznie…

– To ty jesteś głupi. Wiem.

Harry wciągnął powietrze i zaczął błagać Merlina o cierpliwość zanim sprzątnie swojego Mistrza Eliksirów z powierzchni ziemi.

Molly otworzyła im drzwi do pokoju, który uprzednio należał do Percy’ego. Mistrz Zhou ustawił Dumbledore’a i Harry’ego koło siebie w odstępie kilku kroków, a sam stanął naprzeciw nich.

Snape miał stać między nimi, w samym środku trójkąta. Przyglądał się z ciekawością Mistrzowi, gdy ten zaczął rysować różdżką skomplikowane wzory i spokojnie tłumaczył, co będzie robił.

– Wpierw połączę swoje rezerwy magiczne z rezerwami profesora Dumbledore’a i… przepraszam, jak masz na imię, chłopcze?

– Harry Potter, Mistrzu.

Czarodziej na chwilę zawiesił na nim wzrok. Harry poczuł się tak doceniony jak nigdy wcześniej.

Miał wrażenie, że urósł z pięć centymetrów pod wzrokiem Mistrza.

– Ach… Sławny pan Potter. Bardzo mi miło. Połączę swoją magię z waszą, ponieważ antyurok wymaga siły, której w pojedynkę nie posiadam. Odczujecie lekkie zmęczenie, a ty, chłopcze… – zwrócił się do Severusa, który spijał z jego ust każde słowo. – Poczujesz się niekomfortowo. Jakby ktoś cię rozciągał. To może trochę zaboleć. Kiedy skończymy mam prośbę, byś nigdzie nie szedł. Twój umysł będzie musiał ustabilizować się, a to może chwilę potrwać.

– Rozumiem, Mistrzu.

– Dobrze. Teraz musisz się rozebrać.

– Dlaczego?

– Mniemam, że nieco nam urośniesz, a te ubrania raczej nie są gotowe na to by pomieścić ciało dorosłego mężczyzny.

Harry nawet niespecjalnie nie zdziwił się, że chłopiec bez choćby jednego protestu zaczął wykonywać polecenie. Zwykle miałby tysiące pytań, a tym razem nawet nie był zainteresowany tym, czy Mistrz zmieni go w mężczyznę czy w traszkę. Ufał Mistrzowi bezgranicznie. Harry doszedł do wniosku, że gdyby Mistrz poprosił jego samego o coś, to także zrobiłby to bez pytania. I, o dziwo, nie wywołało to w nim żadnych złych wspomnień z czasów gdy Voldemort potraktował go Imperiusem. Może Mistrz Zhou byłby chętny zaszczepić w Harrym trochę tej harmonii?

Zatopiony w myślach nawet nie zauważył momentu, w którym Snape rozebrał się, a Mistrz Zhou zaczął mamrotać pod nosem. Dopiero gdy poczuł delikatne ssanie w okolicach pępka zorientował się co się dzieje. Złote światło otoczyło ich trójkąt kręgiem i powoli się zacieśniało. Dumbledore pogładził brodę i mruknął, wystarczająco głośno, by Harry mógł go usłyszeć, ale nie na tyle, by rozproszyć Mistrza:

– No, tak… Mogłem się domyślić.

Wokół Snape’a zaczęły wirować złotawe iskierki. Pierścień zatrzymał się na wysokości jego pasa i zaczął rozwarstwiać się w górę i dół, a razem z kolejnymi, coraz wyżej sięgającymi kręgami, rósł i Snape. Jego ręce zaczęły się wydłużać, podobnie nogi i tors. Przypominało to Harry’emu chwilę, w której pierwszy raz zobaczył Animaga wracającego do ludzkiej postaci. Jak Glizdogon powoli rósł i zaczynał przypominać człowieka. Z tym, że tam widział mocno niepokojące stadia pośrednie między człowiekiem a szczurem, tu z kolei mógł obserwować Snape’a na każdym etapie rozwoju. Od wychudzonego dzieciaka, przez długokończynowego nastolatka, aż po tego samego ponurego czarodzieja, którego wszyscy znali i [nie]kochali. Tak po prawdzie, Harry zobaczył więcej swojego dawnego Mistrza Eliksirów niż kiedykolwiek by chciał. W perspektywie, mogli dać mu gigantyczną szatę, w którą po prostu by się zmieścił.

W momencie, w którym Mistrz Zhou zerwał połączenie, Harry poczuł ogromne zmęczenie i nogi się pod nim ugięły. Dumbledore’owi także, z tą różnicą, że Snape, chyba odruchowo, złapał

dyrektora, nim ten upadł na podłogę i posadził go na najbliższym krześle. Harry’emu, oczywiście, pozwolił przydzwonić nosem w podłogę.

Mistrz Eliksirów wydawał się mocno skonfundowany. Rozglądał się niepewnie, do momentu, w którym jego wzrok padł na Harry’ego.

– Potter.

Harry musiał przyznać, że często zastanawiało go jak można czyjeś nazwisko przerobić na inwektywę i nawet sam próbował z różnymi nazwiskami, ale nigdy nie wychodziło mu to tak dobrze, jak Snape’owi z jego.

– Panie profesorze – wymamrotał w podłogę. – Miło pana widzieć z powrotem.

– Gdzie moja różdżka?

Dumbledore parsknął i otarł pot z czoła.

– W zamku. Nie mogłem ci jej zostawić, gdy miałeś sześć lat. Jak dobrze pamiętasz miałeś wtedy dość… interesujące podejście do życia.

Snape zmarszczył czoło i spojrzał na starego czarodzieja tak, jakby ten pogubił wszystkie klepki.

– Sześć lat? Albusie o czym ty… Och. – Przez chwilę znów wyglądał na zagubionego, ale po chwili uśmiechnął się sardonicznie. – Durny Mulciber. Nawet zabicie mnie mu nie wyszło. A myślałby kto, że Avada… Cholera! – W jego oczach zalśniło przerażenie i spojrzał prosto na Harry’ego, po czym znów na Dumbledore’a. – Nie oświadczyłem się Granger, prawda? I nie łaziłem za nią jak jakieś posłuszne psisko!

Harry zarechotał w deski pod nosem. Och, to będzie wspaniałe. Z wysiłkiem przeturlał się na plecy.

– Och, nie tylko chodził pan przy jej boku, ale też odmówił spania samemu i wepchnął się jej do łóżka. A, i przed oświadczynami rzucił pan Ronem o ścianę w przypływie dzikiej zazdrości. No i powiedział, że Hermiona jest pana. Poza tym…

– DOŚĆ!!!- ryknął Snape, a z kuchni dobiegł ich okrzyk któregoś z bliźniaków „Już skończyli! Słyszę słodkie ćwierkanie naszego Mistrza Eliksirów!”. Mistrz Zhou, przez chwilę zapomniany, siedzący na podłodze, wybrał ten moment by odchrząknąć. Snape obrócił się, najwyraźniej z zamiarem nawrzeszczenia na kolejną osobę, gdy zauważył kogo przed sobą ma. – Ja skądś cię… Mistrz Zhou!

Skłonił się w pas, z prawą dłonią na sercu. Harry nigdy nie widział u niego takiej pokory. Piekło zamarzło, czy co? Snape-dzieciak mógł być łatwo oczarowany, ale stary Snape?

Starszy czarodziej podniósł się z wyraźnym wysiłkiem (ale wciąż zawstydzając dalej leżącego Harry’ego) i położył dłoń na ramieniu Mistrza Eliksirów.

– Spokojnie, chłopcze. Ognisty temperament jest dobry tylko wtedy, gdy potrafi się nad nim panować.

– Oczywiście, Mistrzu. Trochę… Trochę mnie poniosło. Jestem nieco zagubiony.

– Zrozumiałe. Nim przelejesz swoją złość na innych, przemyśl całą sytuację. Nic nie dzieje się bez powodu, łącznie z twoim zachowaniem względem tej uroczej kobiety. Jeśli mogę jednak coś doradzić… Znajdź coś, w co mógłbyś się ubrać. Raczej nie możesz pojawić się wśród znajomych twarzy w obecnym stanie.

W jego głosie brzmiało lekkie rozbawienie. Ze swojej pozycji na podłodze Harry miał okazję ujrzeć coś, co kłóciło się z jego wyobrażeniem o wszechświecie. Snape poczerwieniał tak mocno, że rumieniec aż rozlał mu się na klatę. Rzucił Dumbledore’owi spojrzenie, które wręcz krzyczało: „Pomóż!” i cierpliwie czekał, aż tamten przestanie chichotać. Albus machnął w końcu różdżką i strój małego chłopca zmienił się w standardowe, czarne szaty, jakie Snape zwykł nosić. Ubrał się, jak na gust Harry’ego, zbyt szybko jak na taką ilość guzików. Następnie ponownie skłonił się przed wciąż uśmiechniętym staruszkiem.

– Mistrzu Zhou, jestem szczerze wdzięczny za pomoc. Czy zostaniesz przez jakiś czas w Anglii?

– Tak. Sądzę, że tak. Jeśli oczywiście profesor Dumbledore nie będzie miał nic przeciwko, to myślę, że spędzę tu jakieś dwa tygodnie. – Spojrzał na Snape’a z dziwnym błyskiem w oku. – Dużo o tobie słyszałem, jesteś intrygującym człowiekiem i chętnie poznam cię bliżej. Ciebie i tę uroczą młodą damę, do której jesteś tak przywiązany.

Harry zauważył jak wszystkie żyły na twarzy Snape’a wychodzą i jak z całej siły powstrzymuje się od wrzasku. Miał dziwne podejrzenie, że Mistrz czerpie przyjemność z drażnienia młodszego czarodzieja.

– Oczywiście, Mistrzu – wymamrotał w końcu.

– W takim razie myślę, że możemy spotkać się jutro lub pojutrze. Nie jestem już tak młody, potrzebuję odpoczynku po tak wyczerpującej sesji zaklęć. Profesorze Dumbledore, jeśli pan pozwoli?

Dyrektor skinął głową, wstał, pomógł Harry’emu się podnieść i dopiero wtedy się odezwał.

– W Hogwarcie jest teraz kilkoro uczniów, ale miejsca nigdy tam nie zabraknie.

– Bardzo chętnie zwiedzę pańską szkołę. Fascynujący kawałek magii.

Skłonił się, a Harry poczuł jak dłoń łapie go za kark i zgina niemal wpół. Jego plecy i płuca głośno zaprotestowały przeciwko takiemu traktowaniu.

– Okaż szacunek, Potter – syknął znajomy głos. Gdy śmiertelny ucisk zelżał, chłopak wyprostował się, ale w pokoju byli teraz tylko on i Snape.

– Nie musiał pan tego robić. Wystarczyło powiedzieć. Z jakiej racji mam się aż tak zginać?

– Mistrz Zhou jest potężnym, starym czarodziejem. Komuś takiemu należy się szacunek. Nie dziwi mnie jednak, że nie masz pojęcia o tym jak należy się zachowywać.

Stali naprzeciwko siebie, obaj wściekli, ale Snape opanował się pierwszy. Wyminął Harry’ego (który bardzo, bardzo chciał mu podłożyć nogę) i wszedł do kuchni. Wybraniec, niechętnie, ruszył za nim.

– Severus! Jakże się stęskniliśmy za twoją słodką buźką!

– Weasley, jeszcze jeden taki tekst, a Fred będzie rozpoznawalny, bo będzie sam. Bliźniacy spojrzeli po sobie z szatańskimi uśmiechami.

– Nie wiem jak ty nas zawsze rozpoznajesz, ale…

– … zastanawialiśmy się, czy wciąż masz jakieś ciekawe pomysły.

Molly odchrząknęła i rzuciła im takie spojrzenie, że w pół sekundy zainteresowali się własnymi butami.

– Molly, mogę skorzystać z sieci Fiuu? Albus zostawił mnie bez różdżki.

– Oczywiście, Severusie. Zaraz przyniosę proszek, poczekaj chwilę.

Gdyby Harry nie wiedział lepiej pomyślałby, że kominek Weasleyów kryje w sobie odpowiedzi na wszystkie pytania świata. A przynajmniej z taką intensywnością wpatrywał się w niego Snape. Prawdopodobnie po to, by nie patrzeć na Hermionę. Która od chwili ich wejścia bez przerwy trzymała filiżankę przy ustach i tak była pochłonięta lekturą, że zapomniała przewracać kartki. Harry przewrócił oczami na ten wzajemny pokaz ignorowania się.

W końcu Molly wróciła z proszkiem Fiuu, Fred przejął go od niej i zaniósł Snape’owi. Przy okazji przekazywania woreczka z rąk do rąk szepnął tak teatralnym głosem, że wszyscy go słyszeli:

– To kiedy możemy spodziewać się ślubu?

Widząc minę Snape’a szybko dał nura za Billa, który dość nieskutecznie próbował powstrzymać śmiech. Nawet gdyby Harry nie był pewien czy Hermiona wiedziała co dzieje się dookoła, teraz już by wiedział – jej twarz przybrała kolor dojrzałego buraka. To już nie była czerwień, tylko fiolet. Jej ręka tak bardzo trzęsła się, że nawet nie zauważyła jak rozlała herbatę na papiery.

Tymczasem bliźniacy próbowali jakoś załagodzić sprawę, ale, jak to oni, tylko wszystko pogorszyli.

– Oj, no coś ty, nie zabijaj nas…

– …przecież nas lubisz! Sam mówiłeś!

– Zaraz przed tym, jak stwierdziłeś, że…

– … Hermiona jest twoja i jak… hehe… dorośniesz…

– … to się z nią ożenisz. My tylko chcemy się upewnić, że…

– … jesteś honorowy i dotrzymasz słowa!

– Jedno słowo więcej, a zaproszę was obu do honorowego pojedynku – warknął Snape i rzucił proszkiem pod nogi. – Hogwart.

I zniknął w zielonych płomieniach. Hermiona, widząc, że bliźniacy patrzą na nią i wyraźnie szykują się do kolejnych złośliwości wyciągnęła różdżkę i prawie identycznym tonem, co jej niedoszły narzeczony, powiedziała:

– Nie chcielibyście mi przeszkodzić w czytaniu, prawda?

 

 

Severus był wściekły. Nie, przerażony. Nie, jednak wściekły. Było to bliższe jego naturze. Sytuacji nie polepszał fakt, że jedyny kominek w całym zamku podłączony do sieci Fiuu znajdował się w gabinecie dyrektora. Gdzie obecnie przebywał Dumbledore, uśmiechając się szeroko i zapalając stuwatowe żarówki w oczach. Nie zapowiadało się na to, by puścił go bez przyjacielskiej pogawędki, zlituj się Merlinie.

– Stęskniłem się za tobą, mój drogi.

– Nie wątpię. Gdzie Mistrz Zhou?

– Śpi w komnacie gościnnej. Był bardzo zmęczony po rzuceniu antyuroku.

– Ty również powinieneś położyć się spać.

– Och, jest ode mnie znacznie starszy. Ja już się pozbierałem, moja magia regeneruje się szybciej, niż jego. Jak twoja głowa, mój drogi? Wszystkie wspomnienia poukładały się w całość?

– Mniej więcej.

Jego wspomnienia były poszatkowane, nie mógł jasno określić ram czasowych pewnych wydarzeń. Zwłaszcza w okresie dziecięcym. Równocześnie pamiętał ciężką rękę swojego ojca i łzy matki oraz rozradowanych Weasleyów, śmiech Teddy’ego i słodki zapach włosów Granger. Drugi zestaw wspomnień był, rzecz jasna, kwestią zaklęcia, jednak tak zagnieżdżony, że nie był w stanie odróżnić ich prawdziwości od tych właściwych wspomnień. Był skołowany i pałał niewytłumaczalną sympatią do bliźniaków oraz Hermio… znaczy się, Granger. I do czekoladowych ciasteczek.

Albus spojrzał na niego znad okularów.

– Wiesz… Mistrz Zhou może mieć rację. Nic nie dzieje się bez przyczyny, a dzieci w swojej niewinności są o wiele bardziej szczere, niż my, dorośli.

– Och, daj spokój! – wybuchnął, bo było to prostsze od prób przesiania wspomnień. W dodatku zaczynała boleć go głowa. – To, że jako szczeniak uznałem, że Granger jest mi przeznaczona nie znaczy, że teraz tak myślę. Sam mówiłeś, że jak byłeś mały, to chciałeś ożenić się z własną babcią!

– I dalej bardzo ją kocham.

– Ja nie…!

– Po prostu zastanów się nad tym wszystkim, gdy już będziesz spokojniejszy. O nic więcej nie proszę, choć uważam, że dobrze by było, gdybyś z nią porozmawiał.

– Wybij to sobie z głowy. Nie zamierzam z nią zamienić choćby i słowa.

– Szkoda. Wydawało mi się, że nawiązała się między wami nić porozumienia i rozmowy z nią przynoszą ci trochę radości. Najwyraźniej myliłem się.

Severus zacisnął zęby aż rozbolała go szczęka. Owszem, dziewczyna była inteligentna i oczytana, ale… Czy to miało potencjał na coś więcej? Do związku trzeba się przykładać, interesować się tym, co robi druga osoba. Dawać z siebie dużo. Severus nie był pewien czy ma w sobie czegokolwiek na tyle dużo, by móc się tym dzielić. Brakowało mu również doświadczenia. Wszystkie jego dotychczasowe relacje z kobietami były powierzchowne i zwykle ograniczały się do seksu na zawołanie. Któraś z jego kochanek zawsze była wolna i chętna. Używali siebie wzajemnie do zaspokojenia. Właśnie. Używał ich. Nie potrafił inaczej traktować kobiet i raczej nie zamierzał zaczynać. Relacja z tymi kobietami była łatwa i nieskomplikowana, co było przeciwieństwem wszystkiego, co reprezentowała sobą Granger. Nie zamierzał się w to pchać. Nie zamierzał. …czy jednak?

Westchnął. Ślizgoni mieli jeden duży problem. Bardzo dobrze okłamywali wszystkich naokoło, ale w ich własnym interesie leżała znajomość swoich silnych i słabych stron, co wymagało brutalnej szczerości i autorefleksji.

– Dobrze, przyznaję! – mruknął w końcu, bardziej w kierunku swoich butów, niż Dumbledore’a. – Podoba mi się. Zadowolony?

Albus, jeśli to możliwe, uśmiechnął się jeszcze szerzej.

– Ależ ja nie oczekiwałem od ciebie żadnej deklaracji. Aczkolwiek podejrzewałem…

– Daruj sobie.

– Od jak dawna, jeśli mogę spytać?

– Od jak dawna masz sobie darować? Sądzę, że od chwili, gdy postawiłem nogę w tym przeklętym zamku. Miło, że zacząłeś słuchać.

– Mój drogi, pytam od jak dawna tak się czujesz?

Severus posłał mu wściekłe spojrzenie, ale starszy mężczyzna był całkowicie uodporniony na to. Może przez pierwszy rok, czy dwa, sztylety strzelające z oczu Mistrza Eliksirów potrafiły go ugodzić, ale po tylu latach było to bardziej zabawne niż straszne.

– Od roku.

– Ach… Czyli od chwili, gdy obudziłeś się w Skrzydle Szpitalnym?

– Nie. Kiedy spadłem na nią z drzewa – zadrwił. – Chyba, że umknęło mi coś, co robiłem rok temu poza leżeniem w łóżku, ale raczej byłbym tego świadom.

Sześć miesięcy przed ostatecznym pokonaniem Voldemorta ktoś zdradził Zakon i wydał Severusa czarnoksiężnikowi. Ledwo udało mu się uciec, jednak jego stan był na tyle krytyczny, że Poppy zdecydowała się wprowadzić go w stan magicznej śpiączki, by jego ciało i magia mogły odpowiednio zregenerować się. W tym czasie Hermiona często pomagała Poppy w jej obowiązkach i, sama z siebie, wzięła Severusa pod swoją opiekę. Przychodziła do niego codziennie, by do niego mówić bądź czytać mu książki. Słyszał każde słowo i z czasem irytacja, która pojawiała się na sam dźwięk jej kroków, zmieniła się w tęsknotę, gdy nie było jej w pobliżu. Gdy w końcu przebudził się był pewien, że te uczucia wypływały z nudy, osamotnienia. Jednak miesiące mijały, a jego uczucia, skonfrontowane z realnością Hermiony Granger, jedynie się pogłębiły. Gdy zdał sobie sprawę ze swoich uczuć zrozumiał, że wpadł jak pufek pigmejski do kociołka ze żrącą substancją. Granger rozmawiała z nim, owszem, jednak niemal cały czas unikała patrzenia w jego kierunku i co chwila poprawiała włosy, jakby szukała wymówki, by odejść na bok i „wyszczotkować je”, choć wracała jeszcze bardziej potargana i czerwona na twarzy. W dodatku przypuszczał, że wciąż czekała na to, aż Weasley dorośnie. Nawet, jeśli prawdopodobieństwo dojrzałego Weasleya było bliskie zeru, Severusa najbardziej frustrowało jego własne zachowanie. Nie miał szans u Granger, a mimo to wciąż szukał z nią kontaktu – choćby na chwilę, na kilka minut.

– Porozmawiaj z nią.

– Och, daj spokój. I co mam powiedzieć? „Wiesz, mówiłem prawdę. Jesteś moja i ożenię się z tobą. Co ty na to?”?! Oszalałeś?! Przeklnie mnie, wyrzuci za okno i jeszcze powie innym, że ją molestowałem!

– O, o molestowaniu nic nie mówiłeś. Coś mnie ominęło?

– Albus!!!

– Już dobrze, dobrze… – Uśmiech zszedł z jego ust. Kiedy chciał, potrafił wyglądać bardzo poważnie. – Jeśli ufasz mi choć trochę, to pójdziesz i porozmawiasz znią.

– Czy wiesz o czymś, o czym powinieneś mnie poinformować?

– Nie jest to w mojej gestii. Mogę powiedzieć tylko tyle, że jeśli tego nie zrobisz, to możesz dużo stracić.

 

 

Poranek po zniknięciu Snape’a zastał Hermionę ślęczącą nad grubą księgą, którą polecił jej profesor Flitwick. Nie była jednak w stanie skupić się na tekście, bo wracały do niej wszystkie wspomnienia poprzedniego dnia, podnosząc jej ciśnienie. Wpierw Ron obraził się na jej ciszę i dał temu wyraz w dwugodzinnej tyradzie o nieczułych kobietach i paskudnych nietoperzach, która skończyła się tylko dlatego, że wysiadło mu gardło. Następnie Molly próbowała ją przekonać do tego, że jej syn to „naprawdę cudowny materiał na męża, ale jeśli wolisz niegrzecznych chłopców, to zawsze jest jeszcze Charlie”. Co spowodowało paniczny szept nad kieliszkami z Ognistą jej domniemanego narzeczonego nr 2, że przeprasza za matkę i tak, Hermiona jest bardzo miła i ładna, ale on woli takich, co to się golą na twarzy codziennie rano i dlatego błaga, żeby go w to nie wciągać. Miała nadzieję, że po dość niespodziewanym coming-oucie Charliego będzie już miała spokój, ale zapomniała o bliźniakach. Fred i George tak długo pocieszali ją po rzekomym bezdusznym porzuceniu przez Snape’a-bez-honoru, że nie wytrzymała i transmutowała ich w łasice, a potem poszczuła Krzywołapem i schowała się w swoim pokoju.

Piąty raz próbowała przeczytać ten sam akapit, ale jej mózg odmawiał przyjmowania informacji, zapętlając się na wspomnieniu małego chłopca krzyczącego, że się z nią ożeni. Jej wyobraźnia przemieniła chłopca w mężczyznę, na którego starała się zwykle nie patrzeć, bo zaraz potykała się o słowa i zatonęła w snach na jawie, które przerwało dopiero pukanie do drzwi. Jęknęła i schowała głowę w ramionach, udając, że jej nie ma. Poprzedniego wieczora nie wszyscy mieli możliwość wyrażenia swojej opinii, więc to pewnie Harry. Albo Ginny. Albo sam Merlin w kąpielówkach.

– Jestem zajęta! – krzyknęła w stronę drzwi, ale pukanie się powtórzyło. – Zajęta! – Pukanie. – No, cholera! Ile można mówić?!

Ostrym szarpnięciem otworzyła drzwi, by nawrzeszczeć na tego, kto stał po drugiej stronie, tak, że pewnie obudzi skacowanych Weasleyów. Omal nie udławiła się nabranym powietrzem, bo tuż przed nią stał Severus Snape i wykrzywił sardonicznie usta na widok jej miny. Jakakolwiek ona była.

– Profesorze Snape.

Ufff… Przynajmniej głos miała opanowany. Zdjęła okulary (czytanie po nocach w końcu się zemściło) i starała się brzmieć normalnie, choć wzrok skupiła gdzieś w okolicach jego łokcia.

– W czym mogę panu pomóc?

– Chciałbym porozmawiać.

– Porozmawiać? O czym?

No tak. Pewnie zaraz usłyszy, że to wszystko było pomyłką i żeby nie wyobrażała sobie niewiadomo czego, a już na pewno, żeby nie wyobrażała sobie, że on jest nią zainteresowany. A potem pewnie okaże się, że on wie i wyśmieje ją, i ona będzie chciała się zapaść pod ziemię, i… Stop. Stop. Uspokój się.

Ignorując galopujące serce uniosła głowę, by powiedzieć mu prosto w twarz, że jest zajęta i niech wróci jakoś nigdy, to wtedy porozmawiają. Jednak spojrzenie mu w oczy było błędem. Nie mogła przestać i zrobiło jej się miękko w nogach, gdy uniósł brew w sposób, który nieodmiennie przyprawiał ją o ciarki.

– Nie zaprosisz mnie do środka?

Zarumieniła się i odsunęła na bok, by mógł wejść. Rzuciła okiem czy przypadkiem nie leży gdzieś zagubiony stanik lub majtki, ale na szczęście było w miarę czysto. Zamknęła drzwi i wskazała mu krzesło, a sama usadowiła się na łóżku, jednocześnie stopą wsuwając pod łóżko dziko żyjącą skarpetę.

Przez dłuższy czas siedzieli w ciszy. Ona coraz bardziej spięta, wpatrująca się we własne stopy i on, jak zwykle nie do odczytania, wpatrujący się intensywnie w nią. W końcu nie wytrzymała.

– Zamierza pan coś powiedzieć, czy będziemy tak siedzieć cały dzień? Miała wrażenie, że prawie się uśmiechnął. Dupek.

– Przyszedłem przeprosić cię za swoje zachowanie, gdy byłem dzieckiem. Przysporzyłem ci kłopotów.

Wow… Snape przeprosił. On w ogóle znał takie słowo jak „przepraszam”? Albo czegoś się napił, albo siedzi przed nią któryś z bliźniaków pod wpływem Eliksiru Wielosokowego. To byłoby w ich stylu.

– Nic się nie stało. Naprawdę. To raczej Rona powinien pan przeprosić. Skrzywił się niechętnie.

– Gdy nadejdzie dzień, w którym przeproszę Weasleya za cokolwiek, możesz ogłosić koniec świata.

Cóż, to rozwiązywało zagadkę. Definitywnie siedział przed nią Snape. Na szczęście nie nawiązywał do tematu, który chciała ominąć.

– Jeśli to wszystko… – Wskazała dłonią książki, które na nią czekały. W jego oczach pojawił się dziwny błysk, który widziała u małego Severusa, gdy ten był zażenowany. U małego Snape’a to było urocze. U dorosłego… Czuła, że zmiana bielizny będzie koniecznością.

– Nie do końca. Chciałbym również przeprosić za to, co stało się w Wigilię. Nie miałem do tego prawa.

Hermiona omal nie jęknęła ze wstydu. Trzeba się z tego jakoś wygrzebać, a przy tym zachować

twarz.

– Był pan dzieckiem, panie profesorze. Jest tak, jak powiedziałam. Nie będę pana trzymać za słowo.

Starała się, by zabrzmiało to jakby była rozbawiona. Tym razem to on znalazł coś fascynującego na swoich butach, a gdy się odezwał jego głos był cichy i napięty.

– A jeśli ja chcę, byś mnie trzymała za słowo?

 

 

Severus miał ochotę palnąć się w czoło. On to jedynie pomyślał! Co za licho podkusiło go do wypowiedzenia tego na głos? Spojrzał w kierunku Hermiony i – pomimo stanu ducha w jakim się znajdował – musiał się roześmiać. Zrobiła się czerwona na twarzy, oczy miała wielkości galeonów, a szczękę prawie na kolanach. O dziwo, uznał to za dość urocze. Naszła go ochota na to, by ją pocałować.

– Zamknij usta, kobieto. Wyglądasz jakbyś straciła wszystkie szare komórki. Jeśli jest to coś zaraźliwego, co unosi się w powietrzu w Norze, to zamieszam zniknąć tak szybko, jak tylko się da.

To sprowadziło ją na ziemię, ale wcale nie dodało elokwencji.

– Ja… panie profesorze… Znaczy się…

Snape poczuł trzepotanie w żołądku. Naprawdę była urocza.

Nie patrzyła na niego, a po chwili na jej twarzy pojawił się wyraz, który łatwo można było zinterpretować jako obrzydzenie. No, tak… Szukała sposobu na to, żeby mu odmówić. Rozbawienie i czułość przeszły mu jak ręką odjął. W zamian pojawiły się smutek i upokorzenie. Skompromitował się. Najwyraźniej i Dumbledore miał chwile, w których się mylił. Nagły ból ścisnął mu pierś. Wstał i ukłonił się lekko. Powinien był to przewidzieć.

– Udajmy, że nie było tego pytania. Do widzenia.

– Czekaj! – Złapała go za koniec szaty i zaczęła strzelać słowami jak serią z karabinu. – Wcale nie próbuję udawać, że to się nie stało. Naprawdę. Nawet dobrze, że się stało. Bo gdyby się nie stało, co się stało, to by się nie stało, że dobrze się stało.

– Hermiono, plączesz się w zeznaniach. – Przerwał jej i mógł obserwować jak rumieniec się pogłębia. Czyżby jednak? Promyk nadziei przebił się przez grube chmury smutku i Severus poczuł się na tyle pewnie, by pochylić się i założyć jej kosmyk włosów za ucho. – Co próbujesz mi powiedzieć?

– Że… Um… Jeśli chciałbyś, to… to chętnie trzymałabym cię za słowo.

Spojrzał na nią niedowierzaniem. Brzmiało to jak drwina, jednak cała jej postawa temu przeczyła. Wyłamywała palce, zagryzała wargę, a jej czerwone policzki z każdą chwilą nabierały głębszego koloru.

Pochylił się jeszcze bardziej, by móc zajrzeć jej w twarz. Uniosła oczy i uśmiechnęła się nieśmiało. – Naprawdę?

Niepewny uśmiech pojawił się na jej ustach, a jej dłoń delikatnie musnęła jego policzek. – Naprawdę…

 

 

EPILOG

Święta z Weasleyami dla Harry’ego-Aurora wydawały się wspanialsze, niż zawsze. Po wielu miesiącach ciężkiego treningu wreszcie zdał egzaminy i mógł swobodnie zrelaksować się w gronie najbliższych. A powodów do radości miał wiele.

Jednym z nich była jego żona, Luna, której udało się dowieść istnienia nargli i została zasypana propozycjami współpracy naukowej przez naukowców z każdego zakątka ziemi. Harry był z niej ogromnie dumny. W tej chwili siedziała obok niego w kanarkowożółtej szacie, popijała whisky i tłumaczyła Hermionie i Snape’owi jak wytropiła pierwsze większe stado. Wydawałoby się, że odkąd Snape znów stał się dorosły nie będzie miał cierpliwości do historii Luny, ale wydawał się być zafascynowany jej słowami. Hermiona, jak to Hermiona, czytała coś innego i ignorowała Lunę. Być może ta sytuacja byłaby nieco normalniejsza, gdyby Hermiona nie siedziała na kolanach Mistrza Eliksirów, przytrzymana w pasie jego ręką i nie podawała mu od czasu do czasu czekoladowego ciastka, które od razu pożerał.

Jeśli mowa o wyjątkowości tych świąt, to czy Harry wspomniał, że na serdecznym palcu Hermiony widać było subtelny pierścionek zaręczynowy?

Hermiona odnalazła się w nauczaniu i miała od przyszłego roku zająć miejsce Flitwicka na stałe. W trakcie terminu jej relacja ze Snape’em rozwinęła się i Harry cieszył się widząc swoją przyjaciółkę szczęśliwą. Żałował jedynie, że dowcipy z oświadczyn małego Snape’a przestały być aż tak zabawne po tym jak dorosły Snape powtórzył ten wyczyn (tym razem bez uszkodzenia Rona i w zdecydowanie mniej publicznym miejscu).

Molly, która przez krótki czas miała żal do Mistrza Eliksirów za „kradzież synowej”, szybko odzyskała humor, ponieważ Ron nie tylko się wyprowadził, ale również zaczął spotykać się z dziewczyną, którą poznał na kursie Aurorów i wydawał się być zadowolony ze swojego życia.

Życie było dobre i Harry przymknął oczy ciesząc się ze śmiechów, dyskusji i ciepła, które owinęły się wokół niego niczym ciepły koc.

Nie wiedział jeszcze, że pod choinką na Grimmauld Place Luna zostawiła mu kopertę z informacją, że w przyszłe święta będzie ich o jedną osobę więcej i będzie szczęśliwszy, niż mógłby sobie to kiedykolwiek wyobrazić.

mroczna88

Miłośniczka mocnej herbaty, grubych książek i puchatych kotów. Lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. Znana głównie z tego, że zostawiła niedokończone opowiadania sześć lat temu i od tego czasu unika świata, żeby nie przyznać się jak bardzo się tego wstydzi. Tym razem jednak wróciła i będzie nie tylko poprawiać stare teksty, by nie były tak żenująco kiepsko napisane, ale też w końcu je dokończy. Tylko trzeba dać jej trochę czasu i cierpliwości ^.^ Szczerze poleca książki: serię Koło Czasu autorstwa Roberta Jordana, serię Wiedźmy autorstwa Olgi Gromyko, cokolwiek napisał Sanderson (ale Rozjemcę najbardziej), cokolwiek napisała Naomi Novik (Wybrana ma relację, która bardzo przypomina sevmione!), Sagę Księżycową autorstwa Marissy Meyer (najlepszy retelling baśni jaki powstał) oraz cokolwiek napisała Maggie Stiefvater (jej seria Kruczych chłopców i Wyścig śmierci najlepsze) Szczerze poleca seriale:Koło Czasu, Sense8, The Boys, Carnival Row, Good Omens, Black Sails, The Wilds, Motherland Fort Salem, The Untamed, Panic, Warrior Nun, Galavant, Dark, Wynnona Earp, Goblin (koreański), Bridgerton, Downton Abbey

Ten post ma 10 komentarzy

  1. Czy ten epilog jest dodany teraz? Bo go nie pamiętam i stwierdzam, że fajnie jest powrócić do tych opowiadań, i trzeba przeczytać wszystko po kolei tutaj, w razie jakiś zmian innych.

    1. Tak! Edytuję wszystkie swoje stare fiki, co pewnie zajmie trochę czasu. Ich „pierwsze” wersje będą dostępne na ff.net, ale te zedytowane – czyli lepsze pod kątem językowym i fabularnym – będą tutaj 🙂 Epilog został dodany, bo bez niego jakoś tak łyso było. Oryginalnie fik kończył się tak, jakby się urwał, nie było zgrabnej klamry.

    1. Bardzo urocze opowiadanie! Tak wciągające, iż nawet świadomość, że będę musiała wstawać za cztery i pół godziny, nie może odciągnąć mnie od tej historii 🙂 Z zachowania Snape’a-sześciolatka rechotałam podobnie jak bliźniacy, ale również odczułam emocje biednej (lecz szczęśliwej) Hermiony.
      Dziękuję za wspaniałe przeżycia!

  2. Jaki uroczy sposób na koniec dnia: czytanie takiego uroczego i zabawnego, a przy tym zgrabnie napisanego opowiadania. Może mamy dopiero kwiecień, ale za niedługo będzie przy stołach panował podobny klimat 😊Wróć do czytania

Dodaj komentarz